Niech wam nawet do głowy nie przychodzi waszej ewentualnej porażki 26 maja tłumaczyć wystąpieniem Jażdżewskiego. Jeśli przegracie, to m.in. z powodu waszej reakcji na nie. Znów przepraszacie, znów się cofacie, znów ustępujecie pola pod wrażeniem symulowanego oburzenia obozu PiS i ich mediów. Czy oni czasem przepraszają? Czy Kaczyński przeprasza za Konrada Węża, który porównuje Tuska do Hitlera i Stalina, a Jażdżewskiego do morderców ks. Popiełuszki? Oni nawet za takie rzeczy nigdy nie przepraszają. Wy przepraszacie, bo Jażdżewski powiedział, że polski biskup zaparł się Chrystusa i jego nauki? Czy wy macie za grosz miary?
W ramach swojego wystąpienia przed wykładem Donalda Tuska 3 maja na Uniwersytecie Warszawskim, redaktor naczelny „Liberté!”, Leszek Jażdżewski, powiedział kilka przykrych słów o kondycji polskiego Kościoła. Nie powiedział ani jednego złego słowa o Bogu. W żaden sposób nie skrytykował religii, jako takiej, jej społecznej roli i znaczenia. Nie odniósł się negatywnie do postaw osób, które są religijne i dla których wiara stanowi ważny element codziennego życia oraz wielką wartość. Nie padło ani jedno słowo, które mogłoby sugerować brak szacunku mówcy wobec tych wszystkich ludzi oraz ich świętości. Cała, radykalnie krytyczna część wypowiedzi dotyczyła wyłącznie polskiego Kościoła instytucjonalnego. Warto w dobie pontyfikatu Franciszka zaznaczyć, że nie powszechnego Kościoła rzymskokatolickiego, a wyłącznie jego polskiej „odnogi”. Krytykując kardynałów, arcybiskupów, biskupów, proboszczów i wikariuszy, Jażdżewski uczynił to w duchu bardzo przypominającym krytykę uprawianą na własnym Kościele przez Piotra naszych czasów. To papież zachęcał do postaw antyklerykalnych i formułowania sprzeciwu wobec zła, które od dekad dzieje się w Kościele. To właśnie Jażdżewski zrobił. Oś jego krytyki dotknęła czterech najpoważniejszych wyzwań, z którymi zmaga się papież, a które polski Kościół albo ignoruje, albo tylko symuluje działania wokół nich, w duchu mając nadzieję na rychłe odejście Franciszka (jeden z polskich księży przecież wręcz posunął się do publicznego odmówienia modlitwy za śmierć papieża).
Jażdżewski skrytykował Kościół nie za to, że zwalcza go, mnie i wielu w Was za bycie liberałami. Nie poszedł z Kościołem na wojnę ideologiczną o prawo do przerywania ciąży, prawa dla osób nieheteroseksualnych, o prawo do zakupów w niedziele, czy o szkołę wolną od katechezy. Owszem, te tematy też podejmuje, ale 3 maja podjął tylko wątki, które znajdują się na papieskiej agendzie naprawy Kościoła. Mówił o dalece niewystarczających wysiłkach hierarchów, aby rozliczyć się ze skandali pedofilskich, w tym z praktyki ukrywania sprawców i przenoszenia ich do nowych placówek. Czy w tej kwestii papież ma inne zdanie? Mówił o popadnięciu wielu polskich hierarchów w miłość do mamony i wielką dbałość o przywileje finansowe oraz stan posiadania, co doskwiera wielu wiernym w parafiach w tzw. Polsce powiatowej, gdy okazuje się, że czerpanie z sakramentów nie jest dla ubogich. Czy w sprawie przepychu i ubóstwa, w sprawie miejsca w Kościele dla ubogich papież ma inne zdanie? Mówił o nieskrywanym dążeniu do zachowania maksimum wpływów w polityce, do życia w symbiozie z władzą polityczną, aby w ten sposób ułatwiać zachowanie kontroli nad coraz mniej przekonanymi wiernymi i wywierać pozareligijną presję na dalsze praktykowanie? Czy papież popiera takie metody ewangelizacji? Mówił w końcu o tym, że robiąc te powyższe trzy rzeczy polski Kościół utracił z oczu Dobrą Nowinę, zaparł się istoty nauczania Jezusa Chrystusa i Jego samego. Czy, jeśli diagnoza Jażdżewskiego w trzech poprzednich kwestiach jest trafna, to czy aby papież by się z nim nie zgodził i w kwestii czwartej?
Oczywiście możecie się z tą trzeciomajową diagnozą nie zgadzać. Możecie twierdzić, że w polskim Kościele instytucjonalnym jest świetnie, a negatywne zjawiska są marginesem, że nie ma złych trendów, że nie ma wewnętrznego zagrożenia dla misji Kościoła w Polsce. Że biskupi są krystalicznymi ludźmi, a ich kazania zawsze niesione tylko miłością do wszystkich bliźnich. Że proboszczowie z parafii w małych ośrodkach zawsze uczciwie traktują swoich parafian. Że przypadki krzywdzenia dzieci były nie dość liczne, aby wokół nich robić jakiś raban.
Macie prawo tak sądzić, ale – przyznajcie – że jeśli ktoś Kościół instytucjonalny w Polsce diagnozuje inaczej, to nie powinien machać na to ręką i milczeć, tylko bić na alarm, jak Jażdżewski. Zwłaszcza, jeśli stoicie na stanowisku, że Kościół i religia mają w Polsce doniosłą rolę nadal do odegrania w przyszłości. Skoro tak ma być, to przecież nie wolno przymykać oczu na żadne niebezpieczne zjawiska. Szef „L!” wystąpił w roli kościelnego whistleblowera. I chociaż pierwszym odruchem Internetu jest „zabić” posłańca, który niesie złe wieści, to może mądrzej jest oddać się refleksji nad jego zarzutami?
Oczywiście niestety tę wartość wystąpienia Jażdżewskiego przesłania nader mocno kontekst polityczny. Powyższe zdania w istocie łatwo zbyć uwagą, że przecież wszystko to padło w celu realizacji politycznych celów wyborczych. Ale chyba jednak nie jest to trafny zarzut. Ci, którym – gdyby tak było – wystąpienie miało pomóc, podkulili bowiem natychmiast ogony i w popłochu odcinają się od mówcy, który poruszył zbyt trudne tematy, zbyt wielu z nich wyrwał z ich „comfort zone”, postawił się miałkiej zmowie milczenia wokół wiekuistego tabu. Tymczasem dane z sieci pokazują, że kilkuminutowe słowa Jażdżewskiego odbiły się w sieci szerszym echem niż weekendowe konwencje obu głównych partii. Blisko 13 milionów interakcji, finansowy ekwiwalent 750.000 dolarów (dane za „Polityka w sieci”: https://politykawsieci.pl/analiza-czy-tusk-zamrozil-wiosne/?fbclid=IwAR3YV8ufArKqIoDhXX_33rPuJS4dbtbRmo15GXvnLa25qeLcu8cRkvlhfMI).
Po stronie wyborców Koalicji Europejskiej i ugrupowań na lewo od niej w przytłaczającej większości reakcje pozytywne, negatywne niemal wyłącznie źle oceniające wybór miejsca i czasu na to wystąpienie, ale popierające jego treść. Może nie narzędzie zdobywania wyborców centroprawicowych na styku z elektoratem PiS, ale potężny impuls wyborczej mobilizacji własnego elektoratu Koalicji. A, jak wskazują niemal wszyscy analitycy, przy obecnej głębokości polaryzacji politycznej w Polsce, wybory wygrywa się mobilizacją swoich, nie poprzez odbijanie segmentów wahających się wyborców de facto wroga.
Owszem jest pewien segment wyborców PSL, który mógł to odebrać niekorzystnie. Ale jednak mamy rok 2019, nie 1999, ani nawet 2009. Wiele się zmieniło. Dzisiaj także wierzący, praktykujący i tradycyjnie żyjący mieszkańcy małych ośrodków, którzy jednak nie popierają prawicy PiS, alergicznie reagują na pazerność proboszcza, a gdy ten upiera się przy polityce na kazaniach, kursują w niedziele do sąsiedniej gminy, gdzie mówi się o Jezusie. Taki dziś jest większościowo elektorat PSL.
Liderzy PSL, a już na pewno szefostwo PO, popełnia zatem kardynalny błąd na wyścigi dystansując się od Jażdżewskiego, a nawet go potępiając i arogancko postponując. Niech wam nawet do głowy nie przychodzi waszej ewentualnej porażki 26 maja tłumaczyć jego wystąpieniem. Jeśli przegracie, to m.in. z powodu waszej reakcji na nie. Znów przepraszacie, znów się cofacie, znów ustępujecie pola pod wrażeniem symulowanego oburzenia obozu PiS i ich mediów. Czy oni czasem przepraszają? Czy Kaczyński przeprasza za Konrada Węża, który porównuje Tuska do Hitlera i Stalina, a Jażdżewskiego do morderców ks. Popiełuszki? Oni nawet za takie rzeczy nigdy nie przepraszają. Wy przepraszacie, bo Jażdżewski powiedział, że polski biskup zaparł się Chrystusa i jego nauki? Czy wy macie za grosz miary? Czy nie wiecie, że w logice kampanii wyborczej, przy tak wielkiej polaryzacji, dżentelmeni przegrywają na starcie? Kto przeprasza, demobilizuje swój elektorat i traci głosy! (Owszem, jest kilka wyjątków, ale raczej dotyczących okoliczności w stylu wylot na „Maderę” z cudzą żoną, a nie ostrej wymiany ciosów ad meritum). Czy wy naprawdę nie czujecie, jak wielki #facepalm przerzedził 4-5 maja szeregi waszych zwolenników w sieci, jak wzięliście się za przepraszanie na życzenie i pod dyktando Pawłowicz, Jakiego i Brudzińskiego?
W toku tej kadencji opozycja pokazała, że ma fighterów. Budka i Gasiuk-Pihowicz walczyli jak lwy o trójpodział władzy i konstytucję. Scheuring-Wielgus walczyła bez wytchnienia o niepełnosprawnych i pokorę Kościoła. Wiele posłanek wyróżniło się w walce o prawa kobiet. Lubnauer dzielnie walczyła z psuciem szkoły. Arłukowicz walczył o pacjentów tak, że czasem myślałem, że komuś przegryzie gardło. Brejza z elegancją i z popisową Schadenfreude („Bum!”) walczył ze złodziejstwem władzy. Takich przykładów można wymieniać więcej! Dlaczego teraz, gdy zaraz głosowanie, opozycję opanowały ciepłe kluchy?!