Charaktery Kaisera Wilhelma II ostatniego Cesarza Niemiec rządzącego krajem w latach 1888 – 1918 i Prezydenta USA Donalda Trumpa są uderzająco podobne.
Obu cechuje zadziwiający narcyzm i ostentacyjne lekceważenie, obrażanie wszystkich partnerów wkoło, co gorsza również na arenie dyplomacji międzynarodowej. Wilhelm II potrafił nazywać publicznie króla Włoch Victora Emmanuela III krasnoludem albo imputować carowi Bułgarii, że jest hermafrodytą. Czy skąd nie wydaje się to znajome? Obaj przywódcy wierzą w nieograniczone wręcz możliwości swojej osobistej dyplomacji i umiejętności przekonywania partnerów podczas spotkań osobistych. Kaiser na tym polu odniósł całą kolekcję spektakularnych porażek, przyczyniając się swoimi gafami m.in. do zacieśnienia sojuszu Francji i Rosji przeciw Niemcom. Czy Trump odniesie sukces w rozmowach z Kimem?
Nikt z otoczenia Kaisera nie był też w stanie kontrolować jego emocjonalnych kontaktów i tekstów wysyłanych do prasy, co kończyło się dokładnie tak jak wpisy Trumpa na Twitterze. Obu liderów imperiów łączy fascynacja militaryzmem, pozorne otaczanie się generalicją, której jednak obaj ostentacyjnie nie słuchają i lekceważą ich rekomendacje.
Kaiser nie był pojedynczo, osobiście odpowiedzialny za pierwszą wojnę światową, ale jego działania i wybory przyczyniły się do jej wybuchu. Następnie przegrana wojna doprowadziła Niemcy do wielkiego kryzysu, wybuchu nieprawdopodobnego resentymentu i ostatecznie doprowadziła Hitlera do władzy.
Nikt racjonalnie myślący nie sugeruje dziś, że Trump osobiście doprowadzi do wybuchu trzeciej wojny światowej. Ale jego polityka zagraniczna: huśtawka z Koreą Północną, porzucenie irańskiego porozumienia nuklearnego, groźba wojny handlowej z Chinami czy Unią Europejską – wywołują wstrząsy, które szybko mogłyby wymknąć się spod kontroli USA. Prawdziwą lekcją przypadku Kaisera Wilhelma II może być jednak to, że odejście Trumpa może nie oznaczać końca problemów, które może wywołać lub zaostrzyć – może to być dopiero początek burzy którą wywoła.