Administracja Trumpa argumentując swoją decyzję powoływała się na ciągłą krytykę Izraela przez Radę Praw Człowieka przy ONZ, jednak faktycznie Biały Dom chce się także zdystansować od ciała krytycznego wobec jego własnej polityki migracyjnej.
Stany Zjednoczone wycofały swoje członkostwo z Rady Praw Człowieka ONZ, do której przystąpiły w 2008 r., w dwa lata po jej utworzeniu. To gest o wielkim znaczeniu symbolicznym, USA do tej pory zawsze dbały o swój wizerunek mocarstwa walczącego o prawa człowieka na całym świecie, często motywując swoje działania militarne walką o te prawa właśnie.
Administracja Trumpa przy ogłoszeniu decyzji podkreślała nieskuteczną i stronniczą działalność Rady, która nie przywiązywała wagi do nadużyć w miejscach takich jak: Wenezuela i Iran, stale atakując natomiast Izrael. Na konferencji prasowej we wtorek Nikki Haley, amerykańska ambasadorka w ONZ, nazwała Radę „obrońcą osób nadużywających praw człowieka” i powiedziała, że ”Ameryka nie powinna zapewniać jej żadnej wiarygodności.”
Trump znalazł się ostatnio pod falą krytyki z kręgów działaczy i organizacji na rzecz praw człowieka za budzącą kontrowersje polityką imigracyjną, polegającą na separacji rodzin (rozdzielaniu małych dzieci od rodziców), które nielegalnie dostały się na terytorium USA.