Każdego roku na początku stycznia, zgodnie z zasadą „Can you top this?”, prawicowi politycy, komentatorzy i „mędrcy” prześcigają się w nowych i coraz bardziej wyrafinowanych obelgach pod adresem Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy i jej twórcy, Jerzego Owsiaka. W tym roku na miano czempiona w tej konkurencji zasłużył bodajże samozwańczy papież kościoła katolickiego, Tomasz Terlikowski. Nawiązując do dalekiej od radykalizmu wypowiedzi Owsiaka na temat eutanazji, ocenił on WOŚP jako zło paradujące pod maską dobra. Tym samym jako najgorszą i najniebezpieczniejszą z możliwych form zła.
Na boku zostawiam sam temat eutanazji, który należy do tych, w których wszystkie argumenty każdej ze stron już padły i każdemu pozostaje tylko dokonać wyboru własnej postawy wobec tego problemu. Czy człowiekowi nieuleczalnie choremu w stanie terminalnym, który cierpi i chce – cytując klasyka – „odejść do Pana”, ale nie jest już fizycznie w stanie np. samodzielnie zdecydować o zaprzestaniu przyjmowania leków, te bezsensowne cierpienia skrócić o kilka, kilkanaście tygodni czy nie? Czy jest to zło czy może jednak zmuszanie drugiego człowieka do cierpienia do końca jest raczej nieludzkim okrucieństwem? Czy w końcu właściwe jest, aby każdy decydował za siebie i jeśli wierzy w sens cierpienia do końca, cierpiał, a jeśli chce odejść, odszedł, czy jednak ugruntowane na religijnych przekonaniach niektórych członków społeczeństwa prawo państwowe ma wszystkich zmuszać do jednej z tych alternatywnych dróg postępowania? Moje stanowisko jest jasne, stanowisko pana Terlikowskiego jest równie jasne, zaś obywatel słuchający i czytający może wyrobić sobie własny pogląd.
W tym przypadku jednak nie eutanazja, a identyfikacja i nazywanie zła są tematem wiodącym. Pan Terlikowski jest od kilku lat pieszczochem mediów, zarówno tych „niepokornych w drugim obiegu”, gdzie pełni rolę najwiarygodniejszej wykładni jedynych prawowiernych poglądów kościoła katolickiego na sprawy moralne i społeczne, jak i tych „zgniłych mainstreamowych”, gdzie chętnie godzi się występować w raczej cyrkowej roli totalnego świra, mającego uprzytomnić przeciętnemu obywatelowi, że także w Polsce są skorzy do przejęcia władzy fundamentaliści religijni i że wobec takiego zagrożenia obywatel musi pozostać czujny na straży Rzeczpospolitej.
Ponieważ wielu w Polsce identyfikuje poglądy pana Terlikowskiego z PiS, to pan Tomasz należy (oczywiście zaraz za Jarosławem Kaczyńskim) do najskuteczniejszych narzędzi zniechęcających do głosowania na tą partię. Ktoś bardziej złośliwy powiedziałby więc, że jest on „pożytecznym idiotą” cynicznie wykorzystywanym raz przez red. Lisa, raz przez red. Olejnik, raz przez jeszcze kogoś innego. Ja jednak uważam pana Terlikowskiego za człowieka wielkiej, żarliwej wiary, poczucia misji (nawet krucjaty) i błędnej pewności siebie, która prowadzi go na manowce przeświadczenia, iż jest w 2013 roku w stanie przekonać masę krytyczną społeczeństwa polskiego do katolicyzmu w stylu wieków średnich.
Będąc pieszczochem mediów wszelakich pan Terlikowski wpadł jednak w pułapkę pychy. Narosło w nim przekonanie, że jest w stanie zawsze trafnie, pomimo posiadania skończonego przecież rozumu ludzkiego, wydać ostateczny osąd moralny. Czuje się powołany i upoważniony, być może wręcz przez samego Boga, do tego, aby nazywać „dobrem” lub „złem” to i owo, a werdykty jego są obowiązujące dla każdego, kto chce móc nazywać się katolikiem. Nie raz przecież sugerował rozbrat np. ks. Bonieckiego z katolicyzmem, zapewne podobnie myślał o śp. kard. Martinim z Mediolanu.
Problem w tym, że istnieje coś takiego jak belka we własnym oku. W oku Terlikowskiego znajduje się zaś cały tartak. Inicjatywę WOŚP Terlikowski uważa za zło w masce dobra. Owszem, takie formy zła istnieją i są najbardziej zwodnicze. Istnieje jednak także zupełnie nagie zło, niczym nie próbujące ukryć swojej natury. Jest mniej skuteczne, ale jego sukcesy są trwalsze. Ktoś skuszony przez zło ukryte pod maską dobra, gdy uda mu się odkryć oszustwo, zareaguje, odtrąci zło, gdyż nie stał się naprawdę poplecznikiem zła, a tylko oszukany wspierał je w przeświadczeniu wspierania dobra. Gdy jednak ktoś da się omotać propagandzie nieskrywanego, nagiego zła, staje się fanatycznym jego apostołem. Jego najgłębsze jestestwo przekracza wówczas Rubikon i przechodzi najgłębszą z możliwych przemian ku czystemu złu.
Na podłożu niewątpliwego dobra, jakim jest chrześcijaństwo z jego nauką miłości bliźniego i ideą nienaruszalnej godności człowieka jako jego niezbywalnego przymiotu, wielu ludzi na wszystkich etapach historii budowało reinterpretacje służące złu. Tomasz Terlikowski jest człowiekiem promującym zło nieskrywające się pod żadną maską i niczego nie udające. To nauki wnoszące niezgodę, zamęt i podziały w poprzek wspólnoty wiernych kościoła w Polsce, powodujące alienację i odpływ coraz liczniejszej rzeszy katolików od tej wspólnoty. To działania na rzecz wykluczenia części wiernych poza wspólnotę. To kwestionowanie prawa do samodzielnych poszukiwań i myślenia z prawem do błędów, które wybaczane są w nieskończonym miłosierdziu Boga, na rzecz wizji o bezwzględnym karaniu, przymusowej konformizacji i podporządkowaniu jednej, narzuconej i pochodzącej od ludzi interpretacji nauczania Jezusa Chrystusa. W końcu to pobudzanie nienawiści wobec drugiego człowieka, ponieważ jest ateistą, lub jego poglądy polityczne są inne aniżeli preferowane przez pana Terlikowskiego i jego zwolenników w koloratce lub bez. To w końcu próba zawładnięcia całością kościoła i zamknięcia wszelkich dyskusji. Z osłabieniem kościoła i wiary jako czytelnym celem.