Polaryzacja świata idzie nie tropem geograficznym, ale śladem wartości. Amerykanom z południa – w hrabstwach gdzie Trump zmiażdżył Bidena – jest znacznie bliżej do wyborców PiS, mieszkańców Podkarpacia czy małych, wiejskich ośrodków, niż tym pierwszym do zwolenników nowego prezydenta USA a tym drugim, do elektoratu szeroko pojętej opozycji. Wygodniej i psychiczne bardziej komfortowo byłoby podzielić świat względem wartości. Pewnie nie jeden by się przeprowadził.
Na przykład teren polski „B” zamieszkiwaliby zwolennicy świeckiego państwa, bez dyktatu plebana i biskupów, proekologicznych rozwiązań z odesłaniem chowu zwierząt futerkowych i uboju rytualnego do lamusa. W Polsce „B” mniejszości seksualne miałyby możliwość zawierania związków małżeńskich, akcentowano by bez wielkich burz potrzebę równouprawnienia, legalne przerywanie ciąży do 12 tygodnia byłoby zachodnim standardem, patriotyzm wyrażałby się raczej codziennym uśmiechem niż wielkimi hasłami, czy budową narodowych masztów, narodowych szkół, piciem narodowej herbaty. Co do rozwiązań rynkowych klasa średnia i wyżej (bo to byłby główny, choć nie jedyny skład polski „B”) musiałyby się dogadać, ale by się dogadali, gdyż publiczny dyskurs nie wchodziłby na grunt zdrady narodowej czy pękających parówek.
W Polsce „A” panowałby natomiast kult tradycji. Prawdziwi Polacy uznawaliby wiodącą rolę Kościoła katolickiego, sprawy ścigania pedofilii wyglądałyby jak dzisiaj, są gorsze rzeczy od przenoszenia księdza pedofila z parafii na parafię, da się przeżyć w imię zachowania katolickiego ducha w narodzie. Aborcja w kraju gdzie autorytetem jest Jędraszewski z Chazanem byłaby całkowicie zakazana – cierpienie, jeśli się pojawi jak wiemy uszlachetnia. Mniejszości seksualne mogłyby w tym kraju żyć, ale nie obnosząc się ze swoimi preferencjami, czyli w ukryciu i nie prowokując. Jeśli dostaliby w dziób, to znaczy że deprawowali zdrową tkankę społeczną. Prawa w Polsce „B” nie byłoby takiego jakie znamy, prawo jak wiemy jest względne, nie może stać ponad wolą narodu czy interesem jednej słusznej partii, która tę wolę realizuje. Media w tym kraju nie mogłyby być zbyt krytyczne wobec władzy, bo jak wiemy trzeba pomagać, nie przeszkadzać. Zapewne byłyby w rękach państwowych spółek i realizowałyby swoją posługę bez siania zamętu czyli tak jak dziś robi to TVP. Zwierzęta niestety nie miałyby żadnych praw, bo jak wiemy prawa ma tylko człowiek. Kobieta w Polsce „A” jak powiedział jeden z polityków dobrozmianowych „znała by swoje miejsce w szeregu”. Na każdym skwerze żołnierz wyklęty, koniec z pedagogiką wstydu, narodowy maszt w każdej wsi i dość bzdur o jakiejś winie Polaków w Jedwabnem.
Nie jestem pewien jak miałyby się sprawy gospodarcze. Stany, w których w ostatnich wyborach wygrał Joe Biden generują 70% krajowego PKB. To mniej więcej tyle, ile regiony, w których zwyciężył w Polsce Rafał Trzaskowski. Jestem jednak pewien, że Polacy z hipotetycznej polski „A” coś by wymyślili. Przecież to absurd sądzić, że obecnie konsumują transfery socjalne wypracowane przez szeroko pojęte lewactwo, którym w rewanżu modelują kraj na swoją modlę, kompletnie bez uwzględnienia ich wrażliwości i spojrzenia.
No niemożliwe.
Autor zdjęcia: Markus Spiske
