Partie polityczne, politycy, hasła i programy wyborcze w coraz większym stopniu przypominają towary z półek sklepowych, które w większym stopniu przyciągać nas mają opakowaniem niż zawartością. Kolor krawatu czy koszuli, dobrze zaprojektowany spot wyborczy czy chwytliwe hasło – wszystko to zaczyna dominować nad merytoryczną zawartością programów i propozycji środowisk politycznych.
W klasycznych koncepcjach myślicieli politycznych polityka stanowiła działalność wyjątkową. Wyjątkowość jej jednakże zasadzała się na tym, iż celem dążeń każdego polityka miało być dobro wspólne, tzw. publico bono. Troska o wspólnotę było od samego początku wpisana w polityczną działalność i już Arystoteles wskazywał, że rządzący mają dążyć do tego, by życie wspólnoty było dobre. Współczesna polityka jest jednakże sferą życia zgoła odmienną od tego, co wyobrażali sobie klasycy myśli politycznej. Współczesna polityka to festiwal: festiwal kłamstw, festiwal życzeń i festiwal pomyłek.
Festiwal kłamstw
W 2008 r. Tomasz Sekielski zrobił film dokumentalny Władcy marionetek, w którym starał się obnażyć kłamstwa polskich polityków. W filmie tym dziennikarz biegał po sejmie, zaczepiał polityków i zadawał im prowokacyjne pytanie: „Czy politycy kłamią?”. Pytanie to zadawał również napotykanym w różnych miejscach obywatelom, w szczególności zaś tym, którzy w jakiś sposób ponieśli negatywne konsekwencje kłamstw polityków czy też ich działalności. Samo postawienie w filmie tezy, że polscy politycy kłamią było tyleż efektowne, co mało odkrywcze. Kłamstwo w polityce obecne jest od dawna, zaś w XX wieku dzięki różnorodnym mechanizmom marketingu politycznego politycy uzyskali szereg nowych sposobów na karmienie społeczeństwa fałszem. Oczywiście deklaratywnie zdecydowana większość Polaków – podobnie zresztą wygląda to wśród przedstawicieli innych nacji – piętnuje kłamstwo w polityce. Adam Leszczyński w „Gazecie Wyborczej” powoływał się na badania CBOS z 2013 r., w których 91% ankietowanych wskazywała kłamstwo (dosł. podanie nieprawdziwej informacji) jako czynnik dyskwalifikujący polityka, jednakże – według Leszczyńskiego – „naprawdę ryzykowne dla polityka nie jest powiedzenie nieprawdy, ale powiedzenie czegoś, co za nieprawdę uważa jego baza. Politycy mówią nieprawdę bardzo często i niemal zawsze bezkarnie”[1].
Kłamstwo w polityce nie jest rzecz jasna ani niczym nowym, ani – co do zasady – nieszczególnie bulwersuje. Ojciec nowoczesności w naukach politycznych, Machiavelli, już na przełomie XV i XVI w. udzielił szczegółowego instruktażu Wawrzyńcowi Medyceuszowi na temat tego, jak i kiedy kłamać, aby skutkiem tego było umocnienie własnych wpływów politycznych. W Księciu bowiem czytam, że „książęta niewiele o słowo dbający i którzy umieli chytrością umysły ludzkie oszukać, wielkim podołali przedsięwzięciom i w końcu uczciwych ludzi zwyciężyli”[2]. Czasy nowożytne w pewnym sensie urealniły filozoficzny ogląd działalności politycznej, przesuwając akcent z republikańskich ideałów na instytucjonalne mechanizmy i praktyczną skuteczność. Nawet Wojciech Chudy w swoim Eseju o społeczeństwie i kłamstwie podkreśla, że „przeważające współcześnie nastawienie pragmatyczno-proceduralne sprawia, że prawie nikt nie ma dziś złudzeń: politycy kłamią, a polityka wiąże się z kłamstwem”[3]. Szczególny wymiar kłamstwo uzyskało w epoce triumfu demokracji, kiedy to uzyskanie bądź utrzymanie władzy wymaga uprzedniego uzyskania legitymizacji legalnej w procesie wyborczym. Polityka demokratyczna siłą rzeczy musiała stać się sferą na kłamstwo szczególnie podatną, nade wszystko jednak w społeczeństwach o niewielkich demokratycznych tradycjach i słabo rozwiniętej kulturze politycznej.
Z prawdziwym jednakże festiwalem kłamstwa mamy jednakże do czynienia w XXI w., kiedy to zmarketyzowana już polityka weszła w sojusz z tzw. nowymi mediami i kulturą konsumpcyjną. George Ritzer w Magicznym świecie konsumpcji wykazuje, że „konsumpcja przenika nasze życie, coraz bardziej nas pochłania”[4]. Partie polityczne, politycy, hasła i programy wyborcze w coraz większym stopniu przypominają towary z półek sklepowych, które w większym stopniu przyciągać nas mają opakowaniem niż zawartością. Kolor krawatu czy koszuli, dobrze zaprojektowany spot wyborczy czy chwytliwe hasło – wszystko to zaczyna dominować nad merytoryczną zawartością programów i propozycji środowisk politycznych. Z kolei zamykanie się ludzi w cyfrowych bańkach informacyjnych, wytwarzanych samoistnie poprzez nasze zaangażowanie w social mediach, sprawia, że tzw. fake newsy niejednokrotnie uzyskują status prawdziwościowy. Media społecznościowe to wyjątkowo dogodne miejsce dla działalności politycznych populistów wszelkiej maści, którzy poprzez uproszczony przekaz i stabloidyzowaną jego formę docierają do kolejnych – ściśle zdefiniowanych dzięki big data – segmentów politycznego rynku. Jamie Bartlett nie ma wątpliwości, że „albo technologia zniszczy znane nam formy demokracji i ładu społecznego, albo też władze polityczne okiełznają cyfrowy świat”[5].
Festiwal życzeń
Liberalna demokracja – co należy uznać za jej niewątpliwy sukces – dowartościowała każdego człowieka. Powszechne prawa polityczne (w tym wyborcze), konstytucyjne gwarancje praw i wolności, instytucjonalne mechanizmy odpowiedzialności rządzących przed społeczeństwem, instytucje i procedury związane z państwem prawa – wszystko to uczyniło każdego człowieka obywatelem, czyli rzeczywistym podmiotem polityki. Jeszcze przed XX w. – wedle ustaleń Roberta A. Dahla – brak powszechności praw politycznych i ścisłą ich reglamentację „usprawiedliwiano tym, że do demos należy każdy, kto jest kompetentny, by uczestniczyć w rządzeniu”, a zatem „niejawnym założeniem opartym na utajonej teorii demokracji było, że tylko niektórzy są kompetentni w tej kwestii”[6]. Jeszcze przed II wojną światową zrezygnowano z tego założenia i przyjęto model egalitarny, w którym za jedyne akceptowalne formy cenzusów praw politycznych i wyborczych uznano cenzus wieku oraz cenzus domicylu. Otworzyło to demokrację na oczekiwania i żądania tzw. szerokich mas społecznych, które w coraz większym stopniu życzenia swoje zaczęły werbalizować.
Egalitarna demokracja stała się w istocie formułą radykalnie nową, dotychczas niespotykaną, obcą wszelkim formom ustrojów, z jakimi świat euroatlantycki miał dotychczas do czynienia. Nawet wymiar demokracji bezpośredniej w Szwajcarii po 1848 r. czy tzw. demokracji szlacheckiej państwa polsko-litewskiego był należy uznać za daleko odległy od kształtujących się w XIX i XX w. liberalnych demokracji. José Ortega y Gasset podkreśla, że „na scenę dziejów ciskano masy ludzkie całymi garściami, i to w tak przyspieszonym tempie, że trudno było je przepoić wartościami tradycyjnej kultury”[7]. W tę nową formułę ustroju państwowego – radykalnie egalitarnego – wkomponowany został nie wprost mechanizm społecznego festiwalu życzeń, czyli społecznych oczekiwań ludu werbalizowanych względem ekskluzywnych wciąż elit politycznych. Z takiego festiwalu życzeń niezwykle szybko skorzystały środowiska otwarcie wrogie liberalnym demokracjom, jak chociażby faszyści, naziści i komuniści. Wykorzystując życzenia i pragnienia szerokich mas społecznych, uruchomili mechanizm skutecznej populistycznej licytacji, która pozwoliła im na przejęcie władzy bądź budowę wyborczego zaplecza społecznego. Hannah Arendt wskazuje chociażby na casus antysemityzmu, który „opinia publiczna uważała za pretekst do pozyskania mas albo za interesujący przykład demagogii”[8]. Przykładów populistycznych haseł i idei, którymi cynicznie karmiono masy społeczne, znajdujemy w XX w. mnóstwo. Najgorsze, że często stawały się pierwszym krokiem w kierunku faktycznej przebudowy liberalnej demokracji i przekształcenia jej w populistyczny autokratyzm, autorytaryzm bądź wręcz totalitaryzm.
Festiwal życzeń, którego społeczeństwa współczesne są uczestnikami od około wieku, legitymizował niezwykle szeroko postawy populistyczne. Sprawił, że populizm i demagogia przestały być domeną wyłącznie środowisk populistycznych sensu stricto, ale zagościły w dyskursie i praktyce politycznej ugrupowań całkiem niedawno populizmowi wrogich. Współczesna Europa staje się coraz częściej świadkiem działania populistów nowej fali, którzy werbalizują swoje przywiązanie nie tylko do wartości nacjonalistycznych, ekologicznych czy socjalistycznych, ale również konserwatywnych czy też – o, tempora! o, mores! – liberalnych bądź libertariańskich. Peter Wiles udowadnia, że populizm jest raczej swego rodzaju „syndromem, nie doktryną”[9], tym samym pojawić się może wszędzie, w każdym społeczeństwie, również w wysoko rozwiniętych społeczeństwach Zachodu, bo „populizm dobrobytu na pewno nie jest pojęciem wewnętrznie sprzecznym”[10]. Festiwal życzeń współczesnych demokracji bazuje na subiektywnym poczuciu braku poszczególnych grup społecznych i pragnieniu szerokiego dostępu do zasobów społeczeństw wysoko rozwiniętych. Wielokrotnie odwołuje się również do marzenia o zmitologizowanym bezpieczeństwie, które w czasach niestabilności stało się już powszechnym fetyszem. Tym samym życzenie bezpieczeństwa niejednokrotnie sprzężone zostaje z eskalacją nastrojów radykalnych, pogłębianiem niechęci wobec potencjalnych wrogów, wzmaganiem poczucia strachu i intensyfikowaniem mowy nienawistnej względem środowisk zdefiniowanych jako „obcy” czy też „inni”.
Festiwal pomyłek
Współczesna demokracja liberalna – szczególnie w erze nowych mediów i mediów społecznościowych – staje się również swoistym festiwalem pomyłek. Kampanie wyborcze w niczym nie przypominają wzorcowej merytorycznej debaty programowej (abstrahuję w tym miejscu od tego, czy kiedykolwiek miały taki charakter), ale stanowią raczej widowisko czy też precyzyjnie wyreżyserowany spektakl. Całe nasze społeczeństwo staje się jednym wielkim – wielopoziomowym i uosabiającym sieciowo ze sobą powiązane elementy – spektaklem, „który podporządkowuje sobie ludzi, ponieważ podporządkowała ich ekonomia”[11]. Rzeczywiste cele głównych aktorów tego spektaklu, czyli polityków, przedsiębiorców czy też wpływowe grupy interesów, to – według Guy’a Deborda – panowanie nad społecznymi masami i kierowanie nimi przy pomocy ekonomicznych i politycznych narzędzi. Jean Baudrillard nazywa to uwodzeniem. Uwodzi się obywateli poprzez obiecywanie im realizacji ich pragnień. W rzeczywistości jednak „pragnienie jako forma wyznacza przejście od ich statusu przedmiotów do podmiotowości, lecz przejście, które samo jest tylko nieuchwytnym i uwewnętrznionym przedłużeniem poddaństwa”[12].
Współczesny obywatel zwykle nie zdaje sobie sprawy, że jest jedynie pionkiem w grze grup interesów, które przy pomocy narzędzi politycznego i ekonomicznego panowania budzą w nim przekonanie o rzeczywistej podmiotowości. Wszyscy zatem – jedni mniej, inni bardziej – jesteśmy aktorami podczas niezwykle czasem emocjonującego festiwalu pomyłek. Nieliczni tylko mają szansę na odgrywanie ról pierwszoplanowych; niektórzy – jak chociażby politycy – mają wrażenie, że to właśnie oni są głównymi postaciami tego przedstawienia; natomiast zdecydowana większość z nas to jedynie statyści, wciąż wyznający religię demokratyczno-obywatelską. Festiwal pomyłek, który codziennie obserwujemy i w którym bierzmy udział, to przedstawiany nam wybór między różnie definiowanymi „złem” i „dobrem”. Okazuje się zaś, że rzeczywista różnica między jednym a drugim jest jedynie iluzją, wytworem dyskursywnych formuł. Za rzekomym liberałem czy konserwatystą kryć się może ten sam ignorant, któremu udało się uwieść masy. Pamiętać jednak trzeba – zgodnie z definicjami prezentowanymi przez Petera Sloterdijka – że „charakter masy nie wyraża się fizycznym zgromadzeniem, lecz udziałem w programach mass mediów”[13]. Współczesna masa nie musi się znajdować swej fizyczno-materialnej manifestacji – na współczesną masę składać się może samotny widz telewizyjnego czy internetowego uniwersum.
Paradoksalnie nowe media – choć przecież zakładano, że dzięki nim polityka stanie się nam bliższa, a nasze uczestnictwo szersze – w coraz większym stopniu niszczą to, co w założeniu miało demokrację odróżniać od innych ustrojów. Bartlett udowadnia, ze „rozwój inteligentnych urządzeń podkopuje naszą zdolność do wydawania sądów moralnych, odradza się plemienny model polityki”[14], „inteligentne urządzenia mogą zastąpić rozmaitych liderów i przekształcić polityczne procesy decyzyjne”[15], zaś „niewidzialne algorytmy wytwarzają nowe, nieuchwytne źródła władzy i niesprawiedliwości”[16]. Festiwal pomyłek, którego wszyscy jesteśmy uczestnikami, sprawi, że demokracja liberalna zupełnie wyrwie się spod społecznej kontroli. Kontrolę faktyczną sprawować będą firmy operujące big data, projektujące polityczne przekazy precyzyjnie sprofilowanym odbiorcom. Odbiorcy zaś – funkcjonujący w zamkniętym świecie swoich informacyjnych baniek – przekonani będą, że biorą aktywny udział w jakiejś realnej walce, której efektem będzie zwycięstwo takich czy innych wartości. W rzeczywistości zaś udział biorą jedynie w czymś w rodzaju zrytualizowanego festiwalu: festiwalu kłamstw, życzeń i pomyłek.
[1]
[1] A. Leszczyński, Jak politycy mówią nieprawdę, „Gazeta Wyborcza”, 16.09.2016.
[2]
[2] N. Machiavelli, Książę, przeł. A. Sozański, Wydawnictwo MG, Kraków 2017, s. 87.
[3]
[3] W. Chudy, Polityka jako metoda. Esej o społeczeństwie i kłamstwie – 2, Oficyna Naukowa, Warszawa 2007, s. 262.
[4]
[4] G. Ritzer, Magiczny świat konsumpcji, przeł. L. Stawowy, Warszawskie Wydawnictwo Literackie Muza S.A., Warszawa 2009, s. 9.
[5]
[5] J. Bartlett, Ludzie przeciw technologii. Jak Internet zabija demokrację (i jak ją możemy ocalić), przeł. K. Umiński, Wydawnictwo Sonia Draga, Katowice 2019, s. 7.
[6]
[6] R. A. Dahl, Demokracja i jej krytycy, przeł. S. Amsterdamski, Wydawnictwo Aletheia, Warszawa 2012, s. 13.
[7]
[7] J. Ortega y Gasset, Bunt mas, przeł. P. Niklewicz, Warszawskie Wydawnictwo Literackie Muza S.A., Warszawa 2006, s. 52.
[8]
[8] H. Arendt, Korzenie totalitaryzmu, przeł. D. Grinberg i M. Szawiel, Świat Książki, Warszawa 2014, s. 43.
[9]
[9] P. Wiles, Syndrom, nie doktryna: kilka podstawowych tez o populizmie, przeł. K. Lossman, [w:] O. Wysocka (red.), Populizm, Wydawnictwa Uniwersytetu Warszawskiego, Warszawa 2010, s. 25-43.
[10]
[10] Tamże, s. 42.
[11]
[11] G. Debord, Społeczeństwo spektaklu, przeł. M. Kwaterko, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 2009, s. 37.
[12]
[12] J. Baudrillard, O uwodzeniu, przeł. J. Margański, Wydawnictwo Sic!, Warszawa 2005, s. 171.
[13]
[13] P. Sloterdijk, Pogarda mas, przeł. B. Baran, Wydawnictwo Aletheia, Warszawa 2012, s. 22.
[14]
[14] J. Bartlett, Ludzie przeciw technologii…, s. 12.
[15]
[15] Tamże, s. 12.
[16]
[16] Tamże, s. 13.
