Górnicy, czyli nasza Korea Północna w gospodarce, znów walczą o swoje przywileje (przywileje, a nie zasłużone efekty ich pracy!). A przywileje można utrzymać tylko kosztem innych – czyli nas wszystkich, podatników. Problem w tym, że politycy mają miękkie kręgosłupy, które w okresie wyborów miękną jeszcze bardziej, przybierając konsystencję galarety.
Dlatego właśnie słyszymy przed wyborami polityków z koalicji rządowej i polityków z opozycji, jak to należy pomóc górnikom przetrwać trudne lata, aby potem górnictwo stało się znowu opłacalne. Jest to, niestety, bajdurzenie. Zacznę od ABC. Polskie górnictwo węgla kamiennego jest nieopłacalne; z niedawnych badań wynika, że dotyczy to 60% kopalni. Tak więc, na podstawie d o t y c h c z a s o w y c h wyników ponad połowa kopalni kwalifikuje się do zamknięcia.
To, co napisałem powyżej dotyczy jednak przeszłości. Tymczasem, jeśli spojrzeć w przyszłość – rozsądnie, czyli na podstawie trendów historycznych – sytuacja wygląda jeszcze znacznie gorzej. Paliwa kopalne (i kopalne surowce przemysłowe) podlegają długookresowym trendom zmian popytu i cen. Poprzedni trend rosnących cen (1972-81) trwał 10 lat. Najnowszy trend też uległ właśnie zakończeniu.
Obecnie należy liczyć się z trendem malejących i stabilnie niskich cen. Historia przypomina, że ostatni trend malejących cen zaczął się w 1982r. i trwał do 2003/04r., więc ponad 20 lat. A jeżeli tak, to należy oczekiwać bardzo długiego okresu (15? 20? więcej lat?) malejących i stabilnie niskich cen.
Co to oznacza dla producentów węgla? Jego ceny podążają za cenami ropy naftowej, które już ostro pikują, a więc i węgla ten trend spadkowy nie będzie oszczędzać. Czyli ci wszyscy zwolennicy przedwyborczo-politycznego „wmaślania” się górnikom muszą mieć świadomość, że koszty, które poniosą podatnicy będą obciążać tych ostatnich nie 2-3 lata dotowania, ale mniej więcej 15-20 lat!
Warto przypomnieć historię dotowania polskich stoczni i używaną wówczas argumentację. Też „wyjątkowo”, też „wesprzeć w krótkim okresie dekoniunktury”, a potem już wszyscy będą żyli długo i szczęśliwie z własnych zysków, a nie z pieniędzy podatników. Po 10. latach nieustannego dotowania, którego łączne koszty przekroczyły 10 mld. zł, utrzymały się na powierzchni te stocznie, które i wcześniej tworzyły wartość dodaną. Reszta padła, bo nie była w stanie wytworzyć trwałej nadwyżki dochodów nad wydatkami.
Dokładnie tak samo będzie z większością naszych kopalni. Jeżeli nie były w stanie wypracować nadwyżki w latach trendu rosnących cen, to tym bardziej nie będą tego w stanie zrobić w dwa razy dłuższym okresie malejących i stabilnie niskich cen. Będziemy więc je – my podatnicy – dotować w permanencji…
Jak to miałoby wyglądać, widać po inicjatywie państwowej firmy Węglokoks, która wyszła z inicjatywą zakupienia czterech kopalni, zapewniając iż jest to ekonomicznie opłacalna strategiczna inicjatywa. Wątpię, by znaleźli sie tacy, którzy w to uwierzą.
Już sam wybór kopalni, najgorszych finansowo kopalni w grupie, wskazuje, iż jest to operacja ratunkowo-polityczna, a nie finansowo-ekonomiczna.
