Nawet w obliczu krótkofalowych i podobnych interesów Polska nie ma dziś w Europie przyjaciół. To więcej niż klęska polityki zagranicznej Prawa i Sprawiedliwości.
Od kilku lat jesteśmy świadkami dyskusji ekspertów dowodzących postępującej erozji światowego ładu geopolitycznego. Z jednej strony na dziś uważam za zajęcie czysto futurologiczne przewidywania czy obecny porządek ulegnie rozpadowi, czy się utrzyma, czy też będzie ewoluował i zmieniał się bez rewolucyjnych zmian. Z drugiej jednak strony budowanie scenariuszy i możliwych reakcji na nie to podstawowa funkcja polityki zagranicznej państwa. Ewolucja wydaje się najbardziej prawdopodobnym scenariuszem, a na jej kierunki i dynamikę silniej niż sądzimy mogą wpływać czynniki takie, jak zmiany technologiczne, kryzys klimatyczny oraz rola globalnych korporacji. Trudny do przewidzenia Brexit, który wydarzył się w kraju dojrzałej demokracji, jest kolejnym historycznym dowodem, wskazującym, że w przypadku polityki zagranicznej racjonalne przewidywanie przyszłości bywa błędne. Jednocześnie mamy do czynienia co najmniej z kilkoma trendami bardzo niebezpiecznymi dla Polski i jej miejsca w światowym porządku. W obliczu tych wyzwań obecna polska polityka zagraniczna wydaje się być krótkowzroczna, jednostronna i długofalowo szkodliwa dla polskiej racji stanu.
Po pierwsze ukształtowany w latach dziewięćdziesiątych światowy ład geopolityczny, w naszym regionie oparty na współpracy w ramach NATO i Unii Europejskiej, jest z każdej perspektywy najlepszą alternatywą dla Polski. Dlatego logiczne byłoby aby Warszawa pozostała jednym z głównych orędowników utrzymania status quo. Porządek ten oparty jest z jednej strony o hegemonię militarną USA, z drugiej strony o szeroką siatkę sojuszniczych powiązań polityczno-gospodarczych w Europie. Rząd Prawa i Sprawiedliwości od 2015 roku stara się dostrzegać tylko jeden element tej układanki czyli Waszyngton. Sojusz polsko-amerykański powinien być dla Warszawy jednym z priorytetów, nie może jednak stać się jedynym celem polityki zagranicznej. Tym bardziej, że administracja Donalda Trumpa jest partnerem mało przewidywalnym, a sam Trump politykiem głęboko niechętnym roli USA w światowym porządku ukształtowanym w latach dziewięćdziesiątych. Kluczowe interesy Stanów Zjednoczonych leżą dziś w Azji Południowo-Wschodniej, a dwie tak różne administracje w Waszyngtonie jak Obamy i Trumpa za główne wyzwania uważały i uważają sprawę Chin. Polska nie jest i nie będzie dla USA krajem kluczowym, w geopolityce złudzenia mogą bardzo dużo kosztować. Nie oznacza to, że mamy się od USA odwracać czy nie dążyć do poszerzenia zaangażowania wojskowego Waszyngtonu w regionie. To cele oczywiste. Ale biorąc pod uwagę ryzyko, jasną powinna być potrzeba opierania naszego bezpieczeństwa również na innych elementach, z pełnym uwzględnieniem i dbałością o istniejące struktury sojusznicze. To tutaj PiS zawodzi na całej linii nie potrafiąc w odpowiedzialny sposób grać w polityce zagranicznej na wielu fortepianach, generując rosnącą wrogość i niechęć do naszego kraju na arenie międzynarodowej.
Wszystkie próby obecnego rządu wyjścia poza schemat jednostronnej relacji z obecną administrację w Waszyngtonie i zbudowania czegokolwiek więcej z innymi partnerami zakończyły się spektakularnymi porażkami. Idea budowy bloku Międzymorza umarła śmiercią naturalną nawet w polskim dyskursie wewnętrznym, po tym jak w zasadzie wszystkie kraje regionu dobitnie pokazały że nie są zainteresowane takim sojuszem ani przewodnią rolą Warszawy Kaczyńskiego, która definiuje cele polityki zagranicznej i interesy w Europe tak jak czyni to PiS. W dużym stopniu w kontrze wobec Niemiec. Polska w zasadzie nie posiada dziś zdolności koalicyjnych w Europie, czego dobitnym przykładem było niedawne głosowanie w sprawie nowego europejskiego zielonego ładu, gdzie premier Morawiecki został zupełnie sam. Należy podkreślić, że Polska nie jest jedynym krajem w Unii Europejskiej, dla którego program transformacji energetycznej jest poważnym wyzwaniem i problemem. Nawet w obliczu krótkofalowych i podobnych interesów, Polska nie ma dziś w Europie przyjaciół. To więcej niż klęska polityki zagranicznej Prawa i Sprawiedliwości. Nie jest też żadną tajemnicą, że Polska bardzo potrzebuje unijnych środków do ogromnego przedsięwzięcia jakim będzie transformacja polskiej energetyki.
Jednocześnie w Europe Zachodniej narastają tendencje izolacjonistyczne wobec regionu Europy Środowo-Wschodniej, a szczególnie idącej w poprzek wielu kluczowym wartościom europejskim Warszawy. Coraz więcej polityków na Zachodzie de facto uważa rozszerzenie Unii Europejskiej na Wschód za błąd, a przynajmniej widzi potrzebę dalszej integracji we własnym gronie, utrzymując jedynie korzyści z otwarcia rynków naszego regionu. Przez dekady głównym celem polskiej polityki zagranicznej było wyjście z roli przystawki i przedmiotu gry geopolitycznej do roli aktywnego podmiotu skutecznie współkształtującego wydarzenia polityczne w Europie, które nie będą budowane jedynie przez arbitralne decyzje mocarstw. Podporządkowanie polskiej polityki zagranicznej schizofrenicznym celom polityki wewnętrznej Jarosława Kaczyńskiego oraz faktyczny brak jakiejkolwiek polityki europejskiej idzie w poprzek polskiej racji stanu. Dla wszystkich naszych wrogów zachowanie Warszawy jest idealnym pretekstem do wypychania Polski z Europy. Jeśli Macron powoli staje się symbolem negatywnych dla naszego regionu zmian w postawach europejskich elit, to Kaczyńskiego można uznać za jego głównego sojusznika. To, że dalsza integracja Zachodu idzie tak ślamazarnie zawdzięczamy jedynie przywiązaniu Angeli Merkel do politycznej wagi zjednoczenia Europy Zachodniej z Środkowo-Wschodnią i szerokim niemieckim interesom gospodarczym w regionie. To, co wydarzy się w Europie po erze Merkel pozostaje wielką niewiadomą, a to przecież nieuchronnie się dzieje.
Wiele fortepianów w Europie, odzyskanie zdolności koalicyjnych
Celem polskiej polityki zagranicznej musi być walka o odzyskanie zdolności sojuszniczych na arenie europejskiej. Nie mam tu na myśli kwestii militarnych, ale możliwości zawierania różnorodnych sojuszy na forum europejskim, które pozwolą Polsce znów być w grze dotyczącej zróżnicowanych aspektów decyzji podejmowanych na poziomie Europy. Musimy być szanownym i słuchanym partnerem, który potrafi skutecznie artykułować swoje interesy, zabiegać o interesy innych, chodzić na kompromisy aby uzyskać coś na innym polu. Po prostu musimy umieć grać na różnych fortepianach, ze wszystkimi europejskimi stolicami. To się nazywa dyplomacja, czego zupełnie nie rozumie dzisiejszy rząd w Warszawie.
Nie trzeba przypominać, że do tego niezbędne jest przywrócenie zasad praworządności w Polsce. Możliwość kwestionowania wyroków polskich sądów przez sądy europejskie stawia Polskę, polskich obywateli i polskie firmy w kompletnie niepodmiotowej roli. Zamiast wstawania z kolan, w sporach międzynarodowych, otrzymujemy ogromne uzależnienie polskich podmiotów od decyzji zagranicznych sądów, niesymetryczne z prawami innych obywateli i podmiotów krajów Unii Europejskiej. Jest też świetny pretekstem do pomijania Polski.
Jednocześnie Polska utrzymując strategiczne relacje z Waszyngtonem, nie może wpisywać się w działania Donalda Trumpa osłabiające układy sojusznicze takie, jak NATO czy Unia Europejska. To Polska realizując swoją rację stanu i mając ponoć dobre relacje z administracją Trumpa powinna być stałym rzecznikiem idei silnego NATO i Unii Europejskiej, wskazując na zalety istnienia tych sojuszy również dla USA. Wydaje się, że Polska może odgrywać znacząco większą rolę w relacjach międzynarodowych pełniąc rolę zwornika między kluczowymi państwami Unii a USA. Dziś jednak Polska nie jest w stanie przekonywać europejskich stolic do jakichkolwiek racji.
Dla Polski kluczowe powinno być zachowanie bliskich relacji transatlantyckich między krajami Unii i USA. Aby to osiągnąć polski rząd nie może być zorientowany tylko na jedną administrację. Musimy posiadać dobre relacje również z Demokratami i jak ognia uniknąć efektu, w którym Polska miałaby być potraktowana jako element do wykasowania, będąc częścią wywrócenia polityki Trumpa po zmianie ekipy w Waszyngtonie.
Ważne jest również aby rozumieć i budować relacje z amerykańskimi gigantycznymi korporacjami, które mają i będą mieć rosnący pływ na decyzje kolejnych administracji w Waszyngtonie. Nie wszystkie działania takich korporacji muszą nam się podobać, niektóre trzeba usiłować regulować prawnie, jednak należy rozumieć ich rolę i ewentualną alternatywę. Dane, jakie dziś zbierają od polskich obywateli giganci technologiczni dają nieprawdopodobną władzę. Rozwój technologiczny wskazuje, że pomimo różnych aktywności Komisji Europejskiej proces ten będzie się raczej pogłębiał niż cofał. Kluczowym na przyszłość pozostanie pytanie w jakim reżimie prawnym będą działały korporacje posiadające tak ogromną ilość danych. Najlepszą alternatywą byłby reżim prawny Unii Europejskiej – problem polega na tym, że kluczowi gracze na tym rynku zlokalizowani są poza Europą. Zdecydowanie lepiej aby nasze dane trafiały w ręce firm działających w jednak demokratycznym i opartym na rządach prawa reżimie Stanów Zjednoczonych niż zostały zastąpienie przez jedyne dziś alternatywy czyli firmy pochodzące z Chin czy ewentualnie z Rosji, gdzie w sposób automatyczny mogę zostać wykorzystywane przez niedemokratyczne władze do wszelkich wrogich celów.
Antycypowanie zmian – dlaczego Macron nie może być naszym „wrogiem”
Pewność antycypacji przyszłych geopolitycznych zmian jest niemożliwa, nie wiemy czy USA nie wrócą do swoich izolacjonistycznych koncepcji albo pewnego pięknego dnia czy Donald Trump nie dokona pełnego oficjalnego resetu w stosunkach z Rosją. Dlatego Polska musi budować również relacje z Macronem, jako uosobieniem trendu dalszej samodzielnej integracji tylko Zachodu, ze sceptycznym podejściem do Trumpa i pewną nadzieją wobec Rosji. Nawet, jeśli taka polityka jest dla nas jasno szkodliwa, to żeby mieć możliwość jej korekty musimy być „w środku” i musimy być Paryżowi potrzebni. Jednym z elementów, w których Polska może być atrakcyjnym partnerem jest budowa europejskiej armii – nie w kontrze do NATO, ale na wypadek nieprzewidywalnych zmian w Waszyngtonie. To paradoks, że na koniec dnia w tej sprawie Macron i Trump mieliby podobne zdanie. Europa musi odbudowywać swoje samodzielne zdolności obronne, starając się jednocześnie utrzymać amerykańskie zaangażowania na kontynencie. Polska powinna być również poważnym partnerem w sprawie przyszłych kolejnych kryzysów migracyjnych. W krótkiej perspektywie oznacza to pomóc w przyjmowaniu uchodźców i w zabezpieczenie południowej granicy unijnej. W długiej perspektywie nieprzewidywalnych zmian klimatycznych i ich skutków m.in. dla krajów Afryki, kraje północy naszego globu będą musiałby wypracować wspólne działania wykraczające poza to, co jesteśmy w stanie sobie wyobrazić. Dziś to kompletna futurologia i fantazja, ale znów powinniśmy być wówczas „przy stole” i móc zapobiegać scenariuszowi, w którym np. ktoś chciałby oddać nas w rosyjską strefę wpływów w zamian za przyjęcie na ocieplającą się Syberię milionów uchodźców z południa.
Interesy, Moskwa i trójkąt Berlin – Kijów – Warszawa
W wyprzedzaniu możliwych przetasowań geopolitycznych i groźbie zwiększającej się nieprzewidywalności Waszyngtonu, myśląc o przyszłych sojuszach trzeba czytać interesy poszczególnych państw. Zarówno pod względem gospodarczym, jak i geopolitycznym w razie groźnych przetasowań w globalnej polityce najbliższe Warszawie interesy będą miały Berlin oraz Kijów.
Według raportu Polskiego Instytutu Ekonomicznego pierwsze miejsce w polskim eksporcie i imporcie towarów oraz eksporcie i imporcie usług zajmują od lat Niemcy. „Jak pokazują dane GUS, w 2018 r. eksport za Odrę stanowił 28,2 proc. polskiego eksportu towarów, a import – 22,4 proc. Nadwyżka w obrotach z Niemcami sięgnęła w 2018 r. 13,7 mld EUR. (…) W pierwszych pięciu miesiącach 2019 r. Polska wyprzedziła Wielką Brytanię i stała się szóstym, pod względem wielkości, partnerem handlowym Niemiec. (…)Niemcy są największym zagranicznym dostawcą półproduktów i usług dla polskiego eksportu, a także największym zagranicznym odbiorcą polskich półproduktów i usług ponownie eksportowanych przez ich nabywców”. Polska stała się elementem niezbędnym niemieckiej gospodarki, a Niemcy gospodarki polskiej. To Niemcy przez ostatnie lata pozostają rzecznikiem porządku europejskiego, w którym jest miejsce dla Polski. Jednocześnie z wielką ostrożnością podchodzą do wszelkich pomysłów dalszej głębokiej integracji krajów Zachodu z pominięciem krajów Europy Środkowo-Wschodniej. Wynika to z jasnego czytania interesów, które Niemcy mają tutaj o wiele głębsze niż Włosi czy Francuzi.
Według raportu Ośrodka Studiów Wschodnich w 2017 roku Polska stała się globalnym liderem, jeśli chodzi o napływ cudzoziemskiej, sezonowej, krótkoterminowej siły roboczej Zdecydowana większość tej fali to pracownicy z Ukrainy. OSW szacuje, że obecnie w Polsce pracuje około miliona Ukraińców. Znaczna część z nich planuje zostać tu na dłużej, ukraińska mniejszość będzie zatem stałym elementem polskiego rynku pracy, jak również życia publicznego. Związki między gospodarkami Polski i Ukrainy będą się pogłębiać, z czasem nabiorą również innego wymiaru, poprzez powstawanie kolejnych małżeństw mieszanych o korzeniach polsko-ukraińskich.
Nasze trzy kraje łączy nieszczęśliwe położenie geograficzne na styku istnienia dwóch filozofii organizacji państwa i społeczeństwa, tradycyjnie narażone na konflikty zbrojne. Żadne z naszych państw nie jest wyspą i nie może pozwolić sobie na komfort Wielkiej Brytanii czy spokój peryferyjnej Portugalii. W razie zawalenia się porządku geopolitycznego to nasze trzy kraje będą najsilniej narażone na ekspansję imperializmu rosyjskiego, oczywiście im dalej na wschód, tym bardziej to ryzyko rośnie. Wspólny interes naszych trzech państw wydaje się oczywisty, przy geopolitycznej zawierusze, wspólnie będziemy musieli uniknąć wejścia w rosyjską strefę wpływów, oddziaływania biznesowego i mentalnego oraz uniknąć nieszczęścia wybuchu konfliktu zbrojnego na szeroką skalę. Niezależnie od jego ostatecznego wyniku to nasze trzy państwa doznałyby tragicznych strat i trudnych do wyobrażenia zniszczeń będąc fizycznym terenem rozgrywającego się konfliktu zbrojnego. Dlatego kluczowe jest aby decyzje o naszej przyszłości nie zapadały jedynie w Waszyngtonie i Londynie. Wydaje się, że siła polityczno -gospodarcza i potencjalnie militarna sojuszu Berlin – Warszawa – Kijów może mieć znaczącą siłę odstraszania w przypadku wycofania się USA z gry w regionie. Nie pozwoli również USA traktować podzielonego regionu jak pionka w geostrategicznej grze.
Czy będziemy świadkami aż takich wyzwań? Należy mieć nadzieje, że nie. To trudna dywagacja. Jednak czy polski rząd i polska dyplomacja prowadzi dziś działania, które mogą doprowadzić do powstania takiego trójkątnego porozumienia? To kolejne oczywiste zaniechanie. Polska racja stanu wymaga przywrócenia prowadzenia przez Warszawę prawdziwej polityki zagranicznej. Natychmiast.
