Rok 2018 w niczym nie przypomina póki co o stuleciu niepodległości Polski, jeszcze mniej o stuleciu praw wyborczych kobiet. Poczynania władzy kojarzą się bardziej z reaktywacją 50. rocznicy marca ’68 czy permanentnego kryzysu politycznego po zamachu majowym w 1926 r., kiedy polityka z tracącego na znaczeniu sejmu przenosiła się na ulice.
Z jakiegoś powodu dużo lepiej wychodzi nam obchodzenie narodowych tragedii, takich jak rocznica wybuchu Powstania Warszawskiego czy wprowadzenia stanu wojennego niż świętowanie zwycięstw, które nieuchronnie zamieniają się w nudne akademie, przeplatane co najwyżej wojskowymi defiladami.
Historia, szczególnie ta najnowsza, nie może mieścić się tylko na stronicach podręczników i nieczytanych najczęściej naukowych monografii.
To ważny polityczny i społeczny oręż, zwierciadło w jakim przegląda się zbiorowość, szczególnie taka, która nosi w pamięci tyle traum, co Polacy. Zadanie na dziś, to znaleźć język do tego, żeby przez pryzmat historycznej perspektywy powiedzieć coś istotnego tu i teraz o nas samych.
Historia dostarcza dziś przede wszystkim amunicji najbardziej radykalnym nacjonalistycznym środowiskom: antykomunizm, żołnierze wyklęci. Manifestacje w obronie Konstytucji i sądów odebrały już szczęśliwie wprawdzie prawakom i kibolom monopol na biało-czerwoną flagę. Ale zwoływane ad hoc manifestacje to za mało, żeby zbudować prawdziwą, opartą na narodowych symbolach i systemie wartości nowoczesną narrację o polskości.
Zamiast próbować „na bagnetach” nieść modernizację i kłaść do głów zachodnie oświeceniowe standardy, lepiej próbować jest zmieniać wspólnotę od środka, przez umiejętne wzmacnianie tego co pożądane i osłabianie tego, o czym wolałoby się zapomnieć.
Zamiast „kosmopolitycznego szantażu” – że u nich, w Europie, w Ameryce, na Zachodzie to czy tamto, lepiej powoływać się na to, co otwarte, racjonalne i emocjonalne jest w naszej wspólnocie.
Zamiast przeciwstawiać „naszej” tożsamości lepszą „obcą” trzeba zredefiniować siebie, odwołując się do tego, co wybrzmiewa w polskiej duszy.
Mówienie z zewnątrz, z góry, z pozycji moralizatorskich budzi dziś częściej irytację niż posłuch. Z drugiej strony proste schlebianie najniższym instynktom, które zbudowało siłę prawicowego dyskursu, jest nie do przyjęcia. To faktyczna rezygnacja z jakichkolwiek ambicji względem własnego narodu, przyznanie się do porażki i wiecznej peryferyjności. Emocje w Polsce powinny grać na swojską nutę, ale nie musi to być disco polo.
Polka niepodległa
Żaden temat w ostatnich latach nie wybuchł z taką siłą jak Czarny Protest przeciwko łamaniu podstawowych praw kobiet. Energia, która się ujawniła wykraczała poza czysto polityczną dyskusję na temat aborcji, która jest równolatką III RP. To emocja pokazująca, że nowe pokolenie, wychowane w wolnej Polsce, domaga się zupełnie innej hierarchii wartości. Nie ma ich zgody, żeby grono starszych panów w garniturach po to, żeby zadowolić starszych panów w sutannach, przyznaje sobie prawo, żeby wkraczać w najbardziej trudne i intymne decyzje, które przynależą do
wyłącznie do kobiety i co najwyżej jej partnera.
Feminizm przestał być domeną feministek i wkroczył pod przysłowiowe strzechy. Nie można dziś na poważnie rozmawiać o współczesnej Polsce bez uwzględnienia tego emancypacyjnego fenomenu, który manifestuje się na co dzień w podziale społecznych ról, karierach zawodowych, wychowaniu dzieci. Chyba najsłabiej emancypacja kobiet manifestuje się w zawodowej polityce. Nie byłby to pierwszy przykład na zapóźnienie tej sfery w Polsce względem pozostałych.
Symboliczna zbieżność dat – stulecie praw obywatelskich kobiet i niepodległości Polski jest okazją, żeby ten nowy, świeży głos pokolenia samodzielnych i odważnych Polek włączyć do kanonu tworzącego polską tożsamość.
Można i trzeba oczywiście przypominać wybitne historyczne Polki, ale o ileż łatwiej trafić do serc pokazując autentyczny i wielobarwny portret współczesnych Polek, które nie używając wielkich słów, żyjąc swoim życiem, przeobrażają nasze tu i teraz. Mówiąc nieco górnolotnie, tworzą historię.
Stąd pomysł, żeby w ramach świętowania stulecia niepodległości i praw wyborczych kobiet połączyć te dwie daty i obchodzić je w duchu obywatelskiego zaangażowania, bez sztampy, akademii i orłów z czekolady. Narodowowyzwoleńcza energia, wpajana nam od kolebki, obecna w dziełach kultury, piosenkach, w samym Mazurku Dąbrowskiego, dziś powinna być wykorzystana do współczesnej, pokojowej batalii – o suwerenność i niepodległość Polki.
Jeszcze nie jest za późno, żeby opierając się na historii zbudować narrację, która pozwoli nam, obywatelkom i obywatelom Polski szczerze i bez poczucia obciachu świętować setną rocznicę niepodległości Polski i Polki. Czy można sobie wyobrazić dziś jedno bez drugiego?
Naród i patriotyzm to emocja zbyt ważna, by pozostawiać go nacjonalistom. Emancypacja kobiet, to sprawa zbyt istotna, żeby sprowadzać ją do protestów przeciwko pomysłom Kai Godek.
Kotwica niech pozostanie na opaskach prawdziwych powstańców, „co nam obca przemoc wzięła” odbijemy nie szablą, ale czarną parasolką.
