Gdy przed ponad dwoma laty Platforma Obywatelska wygrała wybory – zapanowała atmosfera ulgi i nadziei. Przede wszystkim nadzieja dominowała wśród przeciwników niedawnego eksperymentu Prawa i Sprawiedliwości – budowy tak zwanej IV Rzeczpospolitej. W środowisku polskiej oświaty nadzieje były tym większe, im boleśniejsze wspomnienia pozostawił po sobie ówczesny minister edukacji z LPR – mecenas Roman Giertych i jego prawa ręka – Mirosław Orzechowski, którzy nie tylko przeszli do historii jako ci, którzy usiłowali ubrać polskich uczniów w mundurki, ale także ci, którzy przede wszystkim zajmowali się tropieniem wszelkiego zła w polskich szkołach. Kazali liczyć ciężarne uczennice, budować ośrodki dla krnąbrnych uczniów i walczyli z, jak to określali, propagandą homoseksualną w oświacie. Nie przyniósł też wielkich zmian trzymiesięczny epizod kierowania resortem edukacji przez „pisowskiego” profesora filozofii Ryszarda Legutkę. To było trochę tak, jakby zamienił przysłowiową siekierkę na kijek. Bo czego można się było spodziewać po autorze takich dzieł, jak: Nie lubię tolerancji czy Tolerancja. Rzecz o surowym państwie, prawie natury, miłości i sumieniu.
Z wielką nadzieją przyjęli więc wszyscy przeciwnicy poprzednich rządów wyniki jesiennych wyborów 2007 roku. Środowisko nauczycieli i pedagogów z takąż nadzieją wysłuchało najdłuższego exposé premiera w dziejach demokratycznej Polski. Ale musieli bardzo długo czekać na fragment poświęcony, zdawałoby się, priorytetowej dla długofalowych wizji rozwoju kraju edukacji. Aż w końcu usłyszeli:
Edukacja żeby spełnić swoją rolę musi być z jednej strony dopasowana do zdolności i zainteresowań poszczególnych uczniów, a z drugiej, do oczekiwań rynku pracy. Dlatego dzieci kończące szkołę podstawową będą uzyskiwać diagnozę swoich uzdolnień i możliwości, a gimnazjum, zamiast przechowalnią dzieci w trudnym wieku, stanie się miejsce rozwijania i pogłębiania zainteresowań, zaś koncepcja kształcenia zawodowego i ustawicznego będzie doskonalona we współpracy ze środowiskiem pracodawców. [.] Podobnie samorządy lokalne będą potrafiły lepiej niż władza centralna efektywnie prowadzić finansowanie edukacji i najlepiej dostosowywać polskie szkoły do lokalnych możliwości i potrzeb.. Ich wiedza o potrzebach jest większa niż wiedza na ten temat urzędów centralnych. Nie musimy decydować za nich w każdej sprawie. Chcemy projekt wprowadzenia bonu edukacyjnego wprowadzić poprzez bardzo poważną debatę i konsultacje, nie urzędników między sobą, ale konsultacje właśnie ze środowiskami samorządowymi i nauczycielskimi. Chcemy doprowadzić do sytuacji, w której rodzice będą decydowali jak wydać pieniądze na edukację swoich dzieci.[.] Najlepsze projekty edukacyjne nie udadzą się oczywiście bez nauczycieli.[.] To jest moje i mojego rządu zobowiązanie. Od przyszłego roku zmieniona zostanie Karta Nauczyciela w sposób pozwalający na ustalenie w budżecie państwa odrębnej kwoty bazowej dla nauczycieli. Oczywiście wyższej niż w 2007 r. Bezpośrednio przełoży się to na podwyższenie wynagrodzeń nauczycieli w 2008 r.
Ładnie to brzmiało, dobrze się słuchało. Następną niewiadomą była osoba, która ten program będzie wdrażała. Po kilku dniach prasa doniosła, że premier ma kandydaturę. I że będzie to dotychczasowa pani wiceprezydent Gdańska – Katarzyny Hall. Dziennikarzom powiedział o tym 30 października 2007 roku : „Zamierzam dzisiaj do pani prezydent zadzwonić i porozmawiać z nią o tym”. Pytany, dlaczego akurat ta kandydatura, odparł: „Genialna kobieta”. I tak po prawniku i filozofie dostaliśmy geniusza. I do tego kobietę! Premier zaliczył pierwsze punkty u feministek. Pozostali przyjęli pozycje obserwatorów: „Pożywiom – uwidim!”.
Od tych wydarzeń minęło już ponad 24 miesiące – połowa kadencji. Co z nadziei, jakie wiązali Polacy z tą ekipą, zostało? Jakie obietnice składane na progu swych rządów przez PO zostały zrealizowane, a co pozostało w sferze obietnic bez pokrycia? Nie czuję się na siłach dokonania gruntownej, pełnej i szczegółowej analizy wszystkich działań ministerstwa edukacji, w tym zasług, osiągnięć i zaniechań jego kierownictwa. Zaprezentuję jedynie kilka uwag, jakie wzbudziły we mnie działania legislacyjne w sferze prawa oświatowego. Dotyczyć będą one zarówno inicjatywy ustawodawczej resortu (oczywiście za pośrednictwem Rady Ministrów) w sprawie zmian w ustawach, jak i stanowienia prawa wykonawczego, a więc rozporządzeń, jakie w tym okresie wydawał Minister Edukacji Narodowej.
Po roku pracy rząd oceniano najczęściej z umiarkowanym entuzjazmem. W raporcie Rząd Donalda Tuska. Pierwszy rok funkcjonowania, opublikowanym przez Instytut Jagielloński (Warszawa 2008), można znaleźć zestawienie celów deklarowanych w exposé premiera i ocenę ich realizacji. W zakresie edukacji wyszczególniono tam 12 pozycji zadań (pozycje od 76 do 87 w tabeli nr 1). Tylko trzy z nich zostały skwitowane jako zrealizowane. Były to: Poz.76 – większe środki budżetowe na edukację, Poz.77 – upowszechnienie edukacji przedszkolnej, zwłaszcza na terenach wiejskich i poz. 83 – podniesienie zarobków nauczycieli.
Jako że Raport oceniał tylko dokonania, ja zajmę się teraz inicjatywami rządu i ministerstwa w zakresie legislacji – ale już perspektywie dwóch lat tej władzy. Dotyczyły one przede wszystkim dwóch ustaw, zmieniających ustawę o systemie oświaty i ustawę Karta Nauczyciela. Nie bez znaczenia była także dyskusja o zmianie zasad przechodzenia nauczycieli na wcześniejszą emeryturę. Projekty te wywołały gwałtowne reakcje opozycji i związków zawodowych. W spór włączył się nawet Prezydent RP, organizując tak zwany „okrągły stół edukacyjny”. Sprawy nabrały tempa po Nowym Roku.
Z początkiem stycznia 2009 r. sejmowe komisje do spraw Edukacji, Nauki i Młodzieży oraz Polityki Społecznej i Rodziny dyskutowały o poselskim projekcie ustawy o nauczycielskich świadczeniach kompensacyjnych. I był to „gorący temat” środowisk edukacyjnych aż do czasu, gdy nie okazało się, że rząd i ZNP nie zawarły „porozumienia ponad podziałami”, w wyniku którego 24 kwietnia Sejm przyjął jednogłośnie, a Prezydent 10 czerwca podpisał Ustawę o nauczycielskich świadczeniach kompensacyjnych. Zamknęło to jeden z najbardziej rozpalających emocje polityków i środowisko nauczycielskie tematów w sferze polityki oświatowej.
Ale pozostały inne. Trzy z nich zdominowały pierwsze półrocze 2009 roku. Była to kwestia obniżenia do szóstego roku życia obowiązku szkolnego, ograniczenie kompetencji kuratorów oświaty (i związane z tym ułatwienia dla przejmowania szkół publicznych przez inne podmioty prowadzące) i przede wszystkim reforma programowa. Obowiązek posyłania do pierwszej klasy już sześcioletnich dzieci wywołał wiele emocji, nie tylko w ławach poselskich opozycji, ale przede wszystkim w wielu, jak się okazało, samoorganizujących się, środowiskach rodziców. Najbardziej reprezentatywnym dla przeciwników tego pomysłu stał się portal i Stowarzyszenie Rzecznik Praw Rodziców, założone – jak to oświadczają na swej stronie internetowej sami założyciele – spontanicznie w Legionowie 2 maja 2009 roku przez grupę rodziców, przeciwną projektowi ministerstwa edukacji w tej sprawie. Pod naciskiem opinii publicznej MEN zaproponowało kompromis polegający na wprowadzeniu trzyletniego okresu przejściowego, w którym posłanie sześciolatków do szkoły będzie wynikiem decyzji rodziców, a nie obowiązku szkolnego. Ten ma obowiązywać dopiero od 1 września 2012 roku. Rozwiązanie takie stało się prawem, wchodząc w zapisy znowelizowanej ustawy o systemie oświaty, którą Sejm przyjął 23 stycznia, Prezydent zawetował, a Sejm odrzuciwszy je 19 marca głosami PO – PSL – SLD ostatecznie ją uchwalił.
Podobny finał miały pozostałe dwa sporne tematy. Zamiar ograniczenia kompetencji kuratorów oświaty i przekazanie ich części w gestię samorządów (co zostało odebrane przez zwolenników państwa obywatelskiego jako pierwszy krok w kierunku obiecanego zlikwidowania urzędu kuratora w ogóle) wzbudził nie mniejsze niż problem sześciolatków emocje. Zwłaszcza, gdy opozycja i związki zawodowe dostrzegły w projekcie ułatwienia procedury przekazywania małych, nierentownych szkół innym niż samorządy podmiotom, zagrożenie prywatyzacji budynków oświatowych. Ostatecznie w ustawie zapisano zmiany, które pozwalają samorządom przekazywać takie szkoły innemu podmiotowi z ominięciem procesu likwidacyjnego.
Najbardziej doniosłe zmiany przyniosła jednak reforma programowa. Dokonała się ona nie w kuluarach sejmowych, lecz w gmachu ministerstwa przy Szucha. Minister Hall, dysponując delegacją ustawową ( art.22 ust. 2 p. 2 lit. a i b ustawy, jeszcze w wersji z przed nowelizacji), mógł na jej podstawie wydać obszerne rozporządzenie, zawierające całkowicie nową filozofię nauczania na wszystkich etapach edukacyjnych systemu oświaty. Choć odpisał je jeszcze 23 grudnia 2008 r , to opublikowane zostało w Dzienniku Ustaw nr 4, poz. 17 z dnia 15 stycznia 2009 r. W efekcie tego aktu od 1 września rozpoczęto proces wprowadzenia reformy do praktyki szkolnej. Najpierw nowe podstawy programowe stały się wytycznymi do pracy nauczycieli i uczniów w klasach pierwszych szkół podstawowych i gimnazjów.
Najważniejsza zmiana w stosunku do dotychczas obowiązujących programów dotyczy nowej formuły zapisu owych podstaw i wzajemnej relacji treści programowych dla gimnazjów i szkół ponadgimnazjalnych. Polega to, najkrócej rzecz ujmując, na tym, że potraktowano czas nauki w gimnazjum oraz w szkole ponadgimnazjalnej jako spójny programowo (6 -7 letni) okres kształcenia. Realizacja wspólnego fundamentu wiedzy ogólnej będzie rozciągnięta na trzy lata gimnazjum oraz część czasu nauki w szkole ponadgimnazjalnej. Pozwoli to, zdaniem autorów tego rozwiązania, na gruntowną realizację wszystkich podstawowych tematów w zakresie klasycznego kanonu przedmiotów. Podczas nauki w liceum lub technikum uczeń będzie kontynuował aż do matury naukę w zakresie obowiązkowych przedmiotów maturalnych: języka polskiego, języków obcych i matematyki. Ponadto każdy uczeń wybierze kilka, których będzie się uczył w zakresie rozszerzonym, w znacznie większej niż do tej pory liczbie godzin. Do dziś nie milkną dyskusje ekspertów-teoretyków i nauczycieli-praktyków, którzy owe rozwiązania popierają lub są im przeciwni.
Polityczny wymiar obok wyżej zaprezentowanych głównych nurtów reformowania systemu edukacji miały jeszcze niektóre zmiany w ustawie Karta Nauczyciela, której nowelizację uchwalono we wrześniu roku 2008, lecz której konsekwencje szkoły odczuły dopiero w bieżącym roku. I o dziwo, wielkich emocji nie wzbudziła zmiana w art. 30 i dopisanie dwu nowych: art. 30a i 30b, które opisują dość zawiłe procedury ustalania wynagrodzeń nauczycieli, a nowe zapisy w art. 42 ust.2 p.2 i b. Ustanowiono tam obowiązek prowadzenia przez nauczycieli, obok zapisanego w tym samym artykule w ust. trzytygodniowego obowiązkowego wymiaru godzin zajęć dydaktycznych, innych zajęć i czynności wynikających z zadań statutowych szkoły, w tym zajęcia opiekuńczych i wychowawczych uwzględniających potrzeby i zainteresowania uczniów. Na etapie projektu ministerstwo zamierzało, aby te dodatkowe zajęcia prowadzone były w wymiarze czterech godzin w szkołach podstawowych i gimnazjach i dwie godziny w szkołach ponadgimnazjalnych. Koncepcja ta napotkała na silny opór, nie tylko związków zawodowych, które ogłaszały swe protesty, lecz nawet środowiska dyrektorów szkól. Pod wpływem tych nastrojów wprowadzono korektę, w wyniku której w Karcie Nauczyciela po zmianach wprowadzonych nowelizacją znalazł się zapis, że nauczyciel szkoły podstawowej i gimnazjum jest zobowiązany prowadzić te zajęcia dodatkowe w wymiarze dwóch godzin tygodniowo, a w szkołach ponadgimnazjalnych – jednej godziny tygodniowo.
Oddzielnym nurtem szły prace w ministerstwie edukacji wokół tworzenia i ogłaszania nowych rozporządzeń wykonawczych. Z powodu ich liczby wymagałoby to odrębnej publikacji. W tym miejscu skwituję to pole aktywności pani minister Katarzyny Hall informacją, że obok już opisanego rozporządzenia o podstawach programowych największym echem odbiło się nowe rozporządzenia o nadzorze pedagogicznym. Dla niefachowców powiem jedynie, że wbrew oczekiwaniom na realizację obietnicy zlikwidowania kuratoriów daje ono kuratorom oświaty daleko idące kompetencje w zakresie diagnozy i oceny pracy szkół, nazwane w tym akcie prawnym ewaluacją, pozostawiając nadal w zakresie ich kompetencji nadzór nad prawidłowością przestrzegania prawa oświatowego przez wszystkie szkoły i placówki oświatowe. Więcej na ten temat napisałem w artykule Nowe rozporządzenie, stare wątpliwości. (http://www.gazeta.edu.pl/Nowe_rozporzadzenie__stare_watpliwosci-95_691-0.html )
Powstało jeszcze kilka innych rozporządzeń, które można analizować także jako symptomatyczne dla tej ekipy rządowej. Były to rozporządzenia: w sprawie sposobu realizacji edukacji dla bezpieczeństwa (które definitywnie odesłało do lamusa historii sławne PO), w sprawie kryteriów i trybu przyznawania nagród dla nauczycieli (które kończy epokę nagród ministra I i II stopnia), w sprawie sposobu prowadzenia przez publiczne przedszkola, szkoły i placówki dokumentacji przebiegu nauczania (legalizujące stosowanie elektronicznych dzienników) i w sprawie bhp w szkołach (wprowadziło obowiązek zapewnienia uczniom miejsc na przechowanie pozostawianych tam podręczników) czy zmieniające przepisy w sprawie oceniania, klasyfikowania, promowania i przeprowadzania egzaminów (pozwala zostać absolwentem gimnazjum, mimo iż z uzasadnionych przyczyn uczeń nie przystąpił do egzaminu gimnazjalnego). Było jeszcze kilka nowelizacji innych rozporządzeń, które były konieczne ze względu na zmiany innych aktów prawnych (jak choćby o dopuszczeniu do użytku szkolnego nowych programów i podręczników) albo obligatoryjnych – w sprawie wynagrodzenia nauczycieli.
Warto jeszcze przypomnieć o kilku projektach, których po ich uroczystej zapowiedzi nie udało się w pełni przeprowadzić, jak choćby rządowy projekt „Radosna szkoła” (zrealizowany jedynie w stosunku do wybranych szkół), czy „Komputer dla ucznia” (przeszkolono jedynie nauczycieli, uczniowie laptopów nie dostali), a także unijny program „Owoce w szkole” (pojawiły się wielkie trudności w pozyskaniu krajowych dostawców warzyw i owoców).
Dla pełnego obrazu należy jeszcze wymienić najważniejsze zaniechania i opóźnienia tej ekipy. Pierwszym z nich jest odsunięcie na niewiadomą przyszłość wprowadzenia zapowiadanego bonu edukacyjnego. Bardzo przeciągają się też prace nad reformą kształcenia zawodowego. I, co już wcześniej napisałem, rząd nie doprowadził do zapowiadanej zmiany strategii zarządzania szkołami, pozostawiając nadal aparat urzędniczy kuratoriów oświaty swym narzędziem wpływu na pracę szkół, nie realizując tym samym obietnicy z exposé premiera o oddaniu szkół we władanie samorządów i rodziców.
Ta próba opisu tego, co działo się lub czego nie mogliśmy być świadkami w działaniach Ministerstwa Edukacji Narodowej w pierwszych dwóch latach rządów Platformy Obywatelskiej w koalicji z PSL pozwala na poczynienie takiego oto spostrzeżenia:To prawda, co głosił niezapomniany trener Kazimierz Górski, że tak się gra jak przeciwnik pozwala. Ale nie wszystko z tego, co Polakom PO obiecała da się usprawiedliwić wetem Prezydenta i kryzysem finansów państwa. Często było to także swoiste kunktatorstwo i unikanie tematów, które w sposób znaczący mogłyby wpłynąć na notowania rządzącej partii w sondażach opinii publicznej.