W tym odcinku Liberal Europe Podcast Leszek Jażdżewski (Fundacja Liberté!) gości Gabora Halmaiego, profesora w Katedrze Prawa Konstytucyjnego Porównawczego oraz kierownika Studiów Podyplomowych na Wydziale Prawa w Europejskiego Instytutu Uniwersyteckiego (European University Institute), z którym rozmawia o praworządności, funduszach unijnych oraz sytuacji społeczno-politycznej na Węgrzech i w Polsce.
Leszek Jażdżewski: Czy Węgry i Polska spełniają warunki bycia w Unii Europejskiej?
Gabor Halmai: Krótka odpowiedź brzmi: na pewno nie. Na Węgrzech od 2010 roku, kiedy to Viktor Orbán rozpoczął pierwszą kadencję na stanowisku premiera z większością dwóch trzecich głosów dla partii Fidesz; a w Polsce od 2015 roku Artykuł 2 Traktatu Europejskiego, który reguluje najważniejsze wartości UE, jest systematycznie naruszany przez te dwa państwa. Robią to na różne sposoby i w różnym stopniu, ale z pewnością nie spełniają wymogu praworządności. W przypadku Węgier posunąłbym się nawet trochę dalej i powiedziałbym, że to państwo nie jest już demokracją.
Moim zdaniem demokracja oznacza przeprowadzanie wyborów, których wyniki nie są z góry pewne. Tymczasem kwietniowe wybory parlamentarne na Węgrzech pokazały, że wynik był z góry przesądzony. Partia Fidesz Viktora Orbana nie mogła zostać pokonana przez zjednoczoną opozycję. Nie oznacza to, że opozycja nie popełniła żadnych błędów w kampanii wyborczej, ale raczej, że od 2014 roku pole gry jest tak nierówne, że na Węgrzech nie ma już demokratycznych wyborów.
Pod tym względem sytuacja w Polsce jest inna. Wydaje się, że w dalszym ciągu istnieje tu możliwość wygrania przez opozycję wyborów parlamentarnych i prezydenckich.
To bardzo mocne słowa. Czy możemy postawić granicę, kiedy powinniśmy zacząć traktować te państwa jako niedemokratyczne? Jaki system możemy obecnie zaobserwować na Węgrzech – czy jest to konkurencyjny autorytaryzm czy autokratyczny legalizm? Wiem, że nie jest Pan zwolennikiem terminu „demokracja nieliberalna”, czy może Pan wyjaśnić dlaczego?
Nie sądzę, żeby te etykiety miały aż tak duże znaczenie. Zacznę od stwierdzenia, że „demokracja nieliberalna”, termin ukuty i używany od samego początku przez Viktora Orbana w jego niesławnym przemówieniu z lata 2014 roku, ma na celu zamaskowanie obowiązującego systemu jako wciąż „demokracji”, ale nieliberalnej. Moim zdaniem, nie zagłębiając się w szczegóły naukowe, powinniśmy przyjrzeć się definicji „demokracji” autorstwa Jurgena Habermasa, jako systemu praktykującego praworządność i ochronę praw podstawowych. W tym względzie kraje, które nie spełniają minimalnych gwarancji praw podstawowych (jak w przypadku Węgier) lub niektórych elementów praworządności, nie mogą być uważane za „demokracje”.
Nie mówiąc już o węgierskim systemie wyborczym, który – od początku drugiej dekady XXI wieku i pierwszego zwycięstwa partii Fidesz w ówczesnym demokratycznym procesie wyborczym – jest zmanipulowany. Jest to nie tylko niesprawiedliwe, ale także nie daje możliwości wygranej partiom opozycyjnym. To wciąż rodzaj konkurencyjnego systemu autokratycznego, ale żeby było jasne, na Węgrzech nie ma już szans na to, aby jakakolwiek inna partia wygrała z Fideszem.
W Polsce sytuacja jest inna. „Demokratyczne osuwanie się” zaczęło się około pięć lat później. Partia rządząca w dużej mierze korzysta z podręcznika stworzonego przez Viktora Orbana – zaczynając od demontażu kontroli sądowej Trybunału Konstytucyjnego, wypełniając Trybunał Konstytucyjny swoimi ludźmi i spowalniając sądy powszechne licznymi prawami uchwalonymi przez rządzącą większość. Oznacza to, że w Polsce również brakuje głównych gwarancji praworządności – jedną z nich jest z pewnością niezawisłe sądownictwo.
Dlatego oba kraje są do siebie w tym względzie bardzo podobne – zarówno sądy konstytucyjne, jak i powszechne są obsadzone. Główni gracze w sądownictwie są powoływani wyłącznie przez rząd.
W opublikowanym rok temu „Illiberalism in East-Central Europe” opisał Pan nieliberalnych ideologów, w tym Ryszarda Legutko w Polsce i Andrása Láncziego, węgierskiego Orbano-propagandystę. Czy mógłby Pan rozwinąć argumenty antyliberalne – promowane zwłaszcza przez premiera Orbana, ale także prokaczyńskich ideologów – kwestionujące koncepcję liberalnej demokracji? Na przykład Viktor Orban stwierdza, że jest ona niezgodna z założeniami „demokracji” jako takiej i porównuje ją do komunizmu. Dlaczego liberalizm stał się tak kruchy w Europie Środkowo-Wschodniej?
Analizując przemówienie Viktora Orbana z 2014 roku, w którym określił węgierski reżim jako „nieliberalny”, zauważamy, że jego głównym argumentem było to, że jego reżim nie skupiał się na prawach jednostki, ale raczej na prawach społeczności. Innymi słowy, próbował odróżnić te pierwsze od praw niektórych grup. Jednak w liberalnym otoczeniu oba te elementy są kluczowymi składnikami liberalnej demokracji.
Liberalna demokracja nie może istnieć bez gwarancji praw podstawowych – zarówno indywidualnych, jak i zbiorowych. Podobnie demokracja jako taka. Na szczęście w Europie Zachodniej nieliberałowie wciąż pozostają w opozycji – jak pokazały choćby francuskie wybory prezydenckie w 2022 roku. Mimo to cieszą się oni znacznym poparciem.
Z drugiej strony osuwanie się liberalizmu w regionie (zwłaszcza w Europie Wschodniej i Środkowej, ale także w innych częściach świata) ma swoje źródła w początkach przemian demokratycznych w latach 1989-1990. Polska i Węgry były wówczas prekursorami tych procesów. Jedną z obietnic tamtych czasów było przekształcenie systemu autokratycznego w gospodarkę rynkową, rządzoną prawem z gwarantowanymi prawami podstawowymi.
Co więcej, standard życia miał poprawić się i dorównać poziomowi zachodnioeuropejskiemu. W przypadku Węgier chodziło o dogonienie sąsiedniej Austrii – kraju, który już od lat 80. stał się punktem odniesienia, gdyż Węgrzy mogli pojechać do Austrii i zobaczyć istniejące różnice na własne oczy. I ta obietnica „dogonienia” Zachodu najwyraźniej nie została spełniona. Spowodowało to rozczarowanie – nie tylko rozwojem gospodarczym lub jego brakiem, ale także liberalno-demokratycznym otoczeniem instytucjonalnym nowo wprowadzanych systemów demokratycznych.
Innymi słowy, po czterdziestu latach autorytarnych rządów na Węgrzech, w Polsce i innych krajach regionu nowopowstałe instytucje (takie jak sądy konstytucyjne) miały oczywiście pewne znaczenie dla zwykłych ludzi, ale poziom życia miał jeszcze większe. Ich ogólne rozczarowanie doprowadziło do rozczarowania samą liberalną demokracją.
Musimy zrozumieć, że w regionie, z wyjątkiem Czech, większość państw miała bardzo ograniczone tradycje demokratyczne przed czasami komunizmu. Dlatego osuwanie się liberalnej demokracji w Europie Środkowo-Wschodniej, wywodzący się od osób, które posługują się populistyczną retoryką, by promować antyliberalne argumenty przeciwko liberalnemu systemowi demokratycznemu w ogóle, odniosło sukces. W przypadku Polski są pewne niewielkie różnice – rząd PiS wprowadza też bardzo popularne reformy i polityki społeczne (np. 500 zł+ na każde dziecko).
Premier Orban nie robi tego na Węgrzech. Jedyne, co robi w tym zakresie, to tak zwana „gospodarka oparta na pracy”, która zapewnia minimalny standard życia osobom, które w przeciwnym razie mogą popaść w bezrobocie – to bardzo minimalny poziom opieki społecznej. Mimo to system węgierski wydaje się być bardzo atrakcyjny dla wielu wyborców – czego dowodzą kwietniowe wybory.
Populistyczne argumenty przemawiają do wyborców w państwie lub regionie, w którym kultura lub tradycje demokratyczne nie były tak naprawdę ugruntowane. Co więcej, podczas wiosennych wyborów na Węgrzech wojna na Ukrainie z pewnością przyczyniła się do tego, że Fidesz po raz kolejny uzyskał większość dwóch trzecich głosów. Viktor Orbán posługiwał się populistyczną retoryką, odnosząc się do bezpieczeństwa ludzi i bezpieczeństwa w ogóle, twierdząc, że nie ma potrzeby dawać żadnych oznak solidarności – ani nawet by potępiać rosyjską agresję. Ta narracja okazała się skuteczna. Inaczej było w Polsce, która okazała ogromną solidarność z Ukraińcami. Dlatego w uproszczeniu, populistyczna retoryka – stosowana w otoczeniu bardzo słabej demokratycznej kultury politycznej – może zrobić ogromną różnicę.
Wydaje się dość zaskakującym, że te antyliberalne ruchy pojawiły się tak późno w naszym regionie, biorąc pod uwagę, jak słabe były nowe demokracje po 1989 roku. W okresie przejściowym jednym z powodów, dla których udało im się wprowadzić kapitalizm rynkowy i liberalną demokrację, był być może – jak wskazują Stephen Holmes i Ivan Krastev, tzw. „wiek imitacji.” Silna tendencja do tworzenia demokracji – obecnych w świecie zachodnim – ale bez „narodów”, na których miały się opierać te instytucje i tradycje. Czy to rzeczywiście jedna z przyczyn osłabienia demokracji w Europie Środkowo-Wschodniej? Czy wiąże się to również z osłabieniem idei liberalnych na Zachodzie? Wydaje się, że z czasem społeczeństwa wschodnie coraz mniej chętnie naśladują rozwiązania zachodnie. Czy skończył się zatem okres naśladowania Zachodu?
Szczerze mówiąc, nie jestem wielkim fanem tej teorii naśladownictwa, wysuwanej przez moich przyjaciół jako kluczowego powodu osuwania demokracji. Z jednej strony nie sądzę, by nie było alternatywy dla liberalno-demokratycznego zwrotu, który obserwowaliśmy w regionie. Istniało kilka sił politycznych, które opowiadały się za odmiennymi stanowiskami – wśród nich bardzo silne były dawne partie komunistyczne, które przekształciły się w partie socjaldemokratyczne, promujące bardziej rozwiązania socjaldemokratyczne niż liberalne. W latach 1989-90 pojawiły się także pewne mniejszościowe podejścia „trzeciej drogi”.
Moim zdaniem najważniejsze jest to, że naprawdę nie wyobrażam sobie innych realnych alternatyw na tamten okres, jak tylko wprowadzenie jakiejś formy systemu demokratycznego. To nie była imitacja. Gdyby tak było, można by też stwierdzić, że po II wojnie światowej i w latach 70. Niemcy, Hiszpania i Portugalia też naśladowały liberalną demokrację konstytucyjną, bo też stosowały ten sam system – ale bez wyzwań, z jakimi zmagały się państwa Europy Wschodniej. Dlatego to nie sam system jest przyczyną osuwania się demokracji.
Z pewnością sposób, w jaki została wprowadzona demokracja liberalna, przyczynił się do kryzysu w jakim się obecnie znajduje. Mianowicie duży nacisk położono na instytucjonalną oprawę systemu – wprowadzenie nowego trybunału konstytucyjnego, rzecznika praw obywatelskich i innych elementów. Jednocześnie nie istniała kultura konstytucyjna i polityczna, która jest niezbędna, aby takie zmiany były skuteczne. W rezultacie powstał instytucjonalny szkielet liberalnej demokracji, ale w społeczeństwie istniało bardzo mało niezbędnych elementów kulturowych i behawioralnych.
Sposób wprowadzenia tego systemu opierał się na podejściu prawnym. Niektórzy moi koledzy określili to jako „konstytucjonalizm prawny”, bez użycia elementów partycypacyjnych. Ludzi nie pytano tak naprawdę o to, jak należy wprowadzić liberalną demokrację, jakie mechanizmy w jej ramach miałyby się pojawić, jaką rolę powinni odegrać obywatele w procesie urzeczywistniania tego systemu.
Co więcej – i tu wracamy do aspektu ekonomicznego – fakt wprowadzenia demokracji liberalnej niemal od razu wraz z neoliberalną polityką gospodarczą rozczarował wiele osób. Pod koniec komunistycznych rządów (w latach 70. i 80.) ludzie cieszyli się pewnym rodzajem zabezpieczenia socjalnego. Nie było bezrobocia, prawie wszyscy mieli zagwarantowaną podstawę do życia. To jednak zniknęło wraz z wprowadzeniem gospodarki rynkowej i zaniechaniem podjęcia odpowiednich kroków socjaldemokratycznych. Nie było już żadnej gwarancji zabezpieczenia socjalnego. Moim zdaniem jest to główny powód – nie zaś kopiowanie zachodnich instytucji liberalno-demokratycznych, – dla którego obecnie obserwujemy demokratyczny regres w regionie Europy Środkowo-Wschodniej.
Jaką strategię powinni przyjąć liberałowie na Węgrzech i w Polsce, aby skutecznie zaradzić zjawisku nastrojów antydemokratycznych? Co powinny zrobić instytucje UE i inne państwa członkowskie? Konserwatyści często twierdzą, że liberałowie powinni starać się wtapiać w tłum i trzymać się z dala od takich tematów, jak prawa LGBTQI+ czy dalsza integracja europejska, a zamiast tego lepiej zrozumieć ideologie antyliberalne, aby odnieść sukces. Jednocześnie wydaje się, że wielu europejskich polityków wzbrania się przed podjęciem jakichkolwiek konkretnych działań. Sprawa wydaje się mieć charakter znacznie bardziej polityczny niż prawny.
Niepowodzenie Unii Europejskiej w egzekwowaniu wartości europejskich w tych dwóch krajach wynika z tego, że kwestii tych nie przewidywano na etapie procedur akcesyjnych na początku XXI wieku. Nikt nie przewidział, że będą kraje UE, które po prostu nie będą chciały przestrzegać pewnych podstawowych wartości liberalnej demokracji – m.in. praworządności, praw podstawowych, praw mniejszości. Nie trzeba dodawać, że inne państwa (takie jak Rumunia czy Bułgaria) również czasami borykają się z przestrzeganiem zasad przewodnich UE. Tego nie przewidziano – cały projekt Unii Europejskiej w zakresie nadzorowania przestrzegania tych wartości zwyczajnie nie był ważną częścią struktury UE.
W 2010 roku, kiedy to partia Fidesz Viktora Orbana po raz pierwszy uzyskała 2/3 głosów w parlamencie, liberalno-demokratyczne wartości UE zostały znalazły się na Węgrzech w stanie zagrożenia, co wywołało wielki szok dla społeczności europejskiej. Unia Europejska nie była przygotowana do wykorzystania narzędzi, jakimi dysponuje – na prowadzenie postępowania w sprawie uchybień w stosunku do zobowiązań państwa członkowskiego, które nie przestrzega przepisów czy też Artykułu 7. Co więcej, jeśli chodzi o zachowanie UE wobec tego demokratycznego regresu, aspekty polityczne są często rzeczywiście ważniejsze niż te prawne.
Okazało się, że problem z nadzorem polega nie tyle na braku narzędzi prawnych, a raczej na braku woli politycznej ze strony Unii Europejskiej jako takiej i poszczególnych państw członkowskich. Niektóre z większych państw członkowskich były silnie związane politycznie i gospodarczo z tymi sprawiającymi kłopoty państwami. Na przykład w przypadku Węgier wpływ niemieckiego przemysłu samochodowego na Węgrzech sprawił, że Niemcy (w tym kanclerz Angela Merkel) w zasadzie nie chciały zająć stanowiska wobec nieliberalnej polityki Viktora Orbana.
W Europejskiej Partii Ludowej toczono długotrwałą walkę, kiedy niemieckie kierownictwo (w tym Manfred Weber) niechętnie sankcjonowało pozornie i otwarcie antyliberalnego członka grupy EPL. Wiele lat zajęło im dojście do wniosku, że powinni surowo ukarać węgierską partię członkowską.
Tak więc rzeczywiście istnieje polityczna niechęć UE do podjęcia kroków względem Węgier i Polski. Polska jest znacznie większym krajem, dlatego Unia Europejska nie może sobie pozwolić na podjęcie bardzo surowych działań wobec rządu, który również nie przestrzega unijnych wartości – głównie z powodów politycznych.
Jeśli spojrzymy na ostatnich kilka lat, kiedy Unia Europejska wydawała się bardziej skłonna stanąć w obronie warunkowości wobec tych państw członkowskich, to najprawdopodobniej jest to spowodowane nowymi względami politycznymi i gospodarczymi. Brexit i jego ekonomiczne konsekwencje odegrały ważną rolę w tym procesie, ponieważ UE zdała sobie sprawę, że „starych państw członkowskich” nie stać na wysyłanie ogromnych kwot unijnych pieniędzy – zebranych od podatników z innych państw członkowskich – na karmienie nieliberalnych demokracji. Nie mogą już dokarmiać rządu węgierskiego i jego nieliberalnej polityki, a także dosłownie samego Viktora Orbana i całej jego rodziny, jego kumpli i oligarchów.
Nowe starania o wykorzystanie ekonomicznej warunkowości, zgłoszone w 2021 r. i później, są oznaką uświadomienia sobie przez UE, że nie powinno już dochodzić do marnowania unijnych pieniędzy na państwo, które nie chce przestrzegać nie tylko wartości zapisanych w artykułach traktatów (rządy prawa, demokracja itp.), ale ma całkowicie skorumpowany system polityczny i gospodarczy, który nadużywa tych środków. Ten zwrot akcji jest z pewnością bardzo mile widziany. Zobaczymy, jak daleko to zajdzie. Rozwiązałoby to również problem związany z tym, czy „stare państwa członkowskie” UE powinny nakazywać nowym państwom członkowskim, jak interpretować unijne wartości. Chodzi przede wszystkim o interesy gospodarcze i finansowe UE. Jeśli więc wewnątrz Unii Europejskiej istnieje skorumpowany system (jak na Węgrzech), to unijne pieniądze są marnowane.
Co więcej, skorumpowany system wiąże się z łamaniem praworządności. Jeśli w kraju nie ma niezawisłego sądownictwa – czy to na Węgrzech, czy w Polsce – to środki unijne nie mogą być efektywnie i właściwie wykorzystywane, bo jeśli unijni partnerzy gospodarczy nie mają niezawisłych sędziów, to nie chodzi już tylko o zagrożenie dla niezależności ekonomicznej, ale także dla samej istoty praworządności. Innymi słowy, te nowe środki zwalczania korupcji mają na celu ochronę interesów finansowych i gospodarczych Unii Europejskiej, a tym samym podstawowych wartości, które należy chronić.
Pozostaje mieć tylko nadzieję, że UE przeciwstawi się siłaczom, którzy łamią podstawowe wartości. Nie walcząc o swoje wartości – jak do niedawna miało to miejsce w przypadku Unii Europejskiej – trzeba będzie w końcu za to zapłacić. Tutaj ceną jakiej możemy się spodziewać jest sytuacja, w której dwa europejskie rządy wspierają się nawzajem, sprzeciwiając się tym podstawowym wartościom. Wydaje się, że bez silnego zaangażowania w rozwiązanie problemu, przed którym stoimy, zarówno ze strony instytucji unijnych, jak i poszczególnych państw członkowskich (w tym społeczeństw i elit politycznych), nie będziemy w stanie zaradzić tej sytuacji.
Aby dowiedzieć się więcej, przeczytaj “Anti-Constitutional Populism” (2022) Gabora Halmaiego.
Przejrzyj inne publikacje autorstwa profesora Halmaiego
Podcast został nagrany 10 maja 2022 roku.
Niniejszy podcast został wyprodukowany przez Europejskie Forum Liberalne we współpracy z Movimento Liberal Social i Fundacją Liberté!, przy wsparciu finansowym Parlamentu Europejskiego. Ani Parlament Europejski, ani Europejskie Forum Liberalne nie ponoszą odpowiedzialności za treść podcastu, ani za jakikolwiek sposób jego wykorzystania.
Podcast jest dostępny także na platformach SoundCloud, Apple Podcast, Stitcher i Spotify
Z języka angielskiego przełożyła dr Olga Łabendowicz
Czytaj po angielsku na 4liberty.eu