Należy obawiać się, że ludzie Zachodu – bardziej doświadczeni w wolności i dłużej ćwiczący się w samoświadomości – lepiej poradzą sobie z narastającą falą nie-myślenia niż Polacy, dla których wolność w ostatnich wiekach była częściej wytęsknionym ideałem aniżeli formą urzeczywistniania się codzienności.
Polacy nie lubią czytać. Pod względem czytelnictwa Polska plasuje się poniżej średniej europejskiej. Ponad 40% Polaków nie przeczytało w ciągu ostatniego roku żadnej książki. Ba! Polacy nie czytają też gazet, zaś wśród programów telewizyjnych przedkładają formaty rozrywkowe nad informacyjnymi i publicystycznymi. Znają się za to doskonale na polityce i potrafią rodzinnie kłócić się na ten temat przez całą stypę albo chrzciny. Nie ufają prawnikom i ekonomistom, pogardzają nauczycielami. Wiedzą też, że szczepionki to zło, że koronawirusa wyprodukowali Amerykanie i że ukrytą prawdę zawsze można znaleźć w social mediach. Motoryzacja, medycyna, budżet państwa, psychologia – nie mają przed nimi tajemnic. Dobrze znają się również na pogodzie.
Czytanie / Myślenie
Czy jednak naprawdę pomstować możemy tylko na Polaków? Czy rzeczywiście pedagogika wstydu, o której uprawianie od lat oskarża liberałów i lewicę nacjonalistyczna prawica, to nasza dyspozycja? Przecież powstania i zabory, przedmurze chrześcijaństwa, mesjasz i Winkelried narodów! Przecież z kolan wstajemy! Przecież Wielka Lechia, kraj bez stosów, husaria i sarmaci, wyklęci! Przecież Sobieski pod Wiedniem! Przecież bitwa warszawska! Niech napełnia nas duma narodowa, zamiast wstydu z powodu naszych słabości! Tak, właśnie tak o tożsamości zbiorowej chce mówić nacjonalistyczna prawica, jednakże tym samym kapituluje ona w starciu z problemami współczesnego świata, które domagają się najpierw dostrzeżenia, później przemyślenia, a wreszcie rozwiązania. Samoupajanie się narodową dumą sprawia, że wspólnota polityczna staje się kompletnie niezdolna do podejmowania jakichkolwiek działań, które byłyby odpowiedzią na bolączki współczesności, a przecież bolączek tych jest mnóstwo. Niski wskaźnik czytelnictwa bynajmniej bolączką taką nie jest – jest to raczej symptom problemu znacznie istotniejszego i potencjalnie przynoszącego skutki dużo bardziej niebezpieczne. Ten problem to śmierć myślenia.
Żyjemy w czasach, kiedy śmierć myślenia dokonuje się nie tylko na naszych oczach, ale przede wszystkim postęp tego procesu jest iście lawinowy. I bynajmniej nie chodzi o to, by bezrefleksyjnie idealizować przeszłość jako bardziej refleksyjną i skłonną do mądrości. Jednakże ostatnie dwa stulecia epoki postoświeceniowej były niewątpliwie okresem rozwoju i postępu, kiedy to myślenie i refleksyjność, a tym samym wiedza, nauka i technika, poszerzały perspektywę spojrzenia człowieka na otaczającą rzeczywistość. Proces ten rzecz jasna nie zachodził liniowo i statycznie, gdyż towarzyszyły mu różnorodne zachwiania, chwilowe zawirowania i dziejowe katastrofy. Szybko jednakże dokonywał się powrót na ścieżkę rozwoju myślenia i większej samoświadomości człowieka. Należy mieć nadzieję, że i tym razem będzie podobnie. Nie tylko bowiem Polacy coraz bardziej oddalają się od ideału refleksyjnej samoświadomości. Można wręcz powiedzieć, że Polacy stanowią pod tym względem jedynie odzwierciedlenie procesów, które dokonują się w społeczeństwach dojrzałego Zachodu. Niestety jednak należy obawiać się, że ludzie Zachodu – bardziej doświadczeni w wolności i dłużej ćwiczący się w samoświadomości – lepiej poradzą sobie z narastającą falą nie-myślenia niż Polacy, dla których wolność w ostatnich wiekach była częściej wytęsknionym ideałem aniżeli formą urzeczywistniania się codzienności.
Giovanni Sartori, wybitny włoski politolog i medioznawca, jeszcze w latach dziewięćdziesiątych XX wieku pisał o zagrożeniach, jakie wynikają z upowszechnienia się telewizji i wszelkich mediów opartych na obrazie. Internet dopiero wtedy raczkował, a właściwie nikomu nie śniło się jeszcze o smartfonie, który będzie telefonem, komputerem i telewizją w jednym podręcznym urządzeniu. Sartori był przekonany, że już triumf telewizji będzie dla człowieczeństwa gigantycznym przełomem. Uważał, że telewizja, jako medium posługujące się przede wszystkim obrazami, systematycznie niszczy w człowieku zdolność abstrakcyjnego i symbolicznego myślenia. A to przecież zdolność tworzenia symboli – jak już przekonywał Ernst Cassirer – miała być wyznacznikiem człowieczeństwa. Język telewizji jest językiem konkretu, nie zaś językiem abstrakcji i symbolu. Język telewizji ma bezpośrednio wywoływać emocje i reakcje, nie zaś skłaniać do przemyśleń i refleksji. Język telewizji nie jest językiem opisu, ale językiem pokazu i prezentacji. Tym samym język telewizji ogranicza zdolności człowieka, zarówno pod względem formułowania myśli, jak również postrzegania skomplikowanych i wysublimowanych problemów i zagadnień. Język telewizji działa niczym obuch, uderzenie, wybuch – nie jest jego zadaniem prowadzenie krok po kroku do zrozumienia wielopoziomowych procesów.
Myślenie zamknięte w bańce
Sartori podkreśla, że „telewidz staje się w większym stopniu zwierzęciem widzącym niż zwierzęciem symbolicznym. To, co wyobrażone za pomocą obrazów, znaczy dla niego więcej niż to, co opowiedziane w słowach. Nastąpiła zasadnicza zmiana kierunku rozwoju – o ile zdolność myślenia symbolicznego odróżniała gatunek homo sapiens od zwierząt, o tyle skłonność do oglądania zbliża go ku pierwotnej naturze, ku przedstawicielom gatunków, od których człowiek się wywodzi”[1]. Obrazy dziś stały się głównym motorem działań współczesnego człowieka. Internetowe migawki, które wyświetlają się człowiekowi na ekranach smartfonów, już nie tylko wpływają na konsumenckie wybory dnia codziennego, ale także decydują o tym, na którą partię polityczną i na którego człowieka odda się głos w najbliższych wyborach. Social media stały się kanałem, przy pomocy którego dowiadujemy się o tym, co dzieje się na świecie, ale przede wszystkim kliszą, przez pryzmat której na ten właśnie świat patrzymy. Te wszechobecne wizualne bodźce – podobnie zresztą jak telewizja – nie mają pobudzać nas do namysłu i refleksji, nie mają sprawiać, że otaczająca rzeczywistość będzie dla nas bardziej zrozumiała. Ich rolą jest zamykanie nas w prostych schematach interpretacyjnych – tzw. bańkach informacyjnych – które racjonalizować mają skomplikowaną rzeczywistość, a na bazie tych racjonalizacji wpływać na późniejsze wybory człowieka.
Każda bańka informacyjna jest jednak wyłącznie uproszczoną wizją świata, często niewiele mającą wspólnego z uporządkowanym naukowym oglądem. Niektóre racjonalizacje są celowo zmanipulowanymi konstruktami, pozwalającymi na łatwiejsze sterowanie człowiekiem. Człowiek zaś – co zupełnie nie powinno nas zaskakiwać – może czuć się zagubiony w tej dynamicznie zmieniającej się rzeczywistości zglobalizowanego świata. Zygmunt Bauman zdawał się rozumieć to zagubienie współczesnego człowieka w płynnej rzeczywistości. Dostrzegał, że równie płynna staje się ludzka tożsamość, a tym samym szereg bodźców zewnętrznych – media, opinia publiczna, koncerny, ruchy społeczne i polityczne, organizacje – tożsamość tę może rekonfigurować. Przy pomocy mediów masowych – bazujących dziś na przekazie obrazkowo-emocjonalnym – promuje się dziś postawy i zachowania, przeglądy polityczne, przekonania i wartości. Homo videns staje się niczym glina, którą formować mogą wszyscy ci, którzy mają podstawową wiedzę o tym, jak z gliny lepić. Współcześni specjaliści od manipulacji, którzy głównie za pośrednictwem mediów społecznościowych kształtują ludzkie postrzeganie świata, sprawiają, że człowiek staje się – mówiąc językiem Sartoriego – „wideodzieckiem”.
Współczesny świat jest światem wideodzieci. Zagubieni w jego meandrach ludzie skorzystają z każdej okazji, aby spróbować uporządkować go sobie we własnych głowach. Chodzi jednak o to, aby wyjaśnienie stanowiące fundament niniejszego porządku, było proste i prima facie logiczne, nie zaś – naukowe i bynajmniej – niekoniecznie zgodne z faktami (tj. prawdziwe). Wideodziecko przyjmie każde wyjaśnienie, jeśli będzie ono odpowiednio komponowało się z jego światem emocji, czyli nadziei i rozczarowań. Tak właśnie podlewa się wszelkie fobie i sceptycyzmy, pielęgnuje się stereotypy i uprzedzenia, propaguje spiskowe teorie dziejów i antynaukowe brednie. Na tym zasadza się właśnie siła współczesnych antysemitów, islamofobów, antyszczepionkowców czy pandemiosceptyków, którzy zawzięcie poszukują w świecie porządku, ale akceptują wyłącznie te odpowiedzi, które współgrają z ich rozchwianymi emocjami. Sprawia to, że prędzej uwierzą w wyczytany na wątpliwej wartości portalu stek bredni niż w słowa uznanych specjalistów, choćby nawet mieli wypowiedzieć się we wszelkich językach znanych ludzkości. W erze książkofobów i tekstosceptyków znacznie mocniejszym środkiem wyrazu jest youtubowy filmik bądź facebookowy łańcuszek, a znacznie wiarygodniejsze okazuje się fejkowe zdjęcie opublikowane na fejkowym profilu w każdym znaczącym medium społecznościowym.
W niewoli populizmów
W epoce kultury obrazkowej zdominowani zostaliśmy przez facebookową teorię prawdy. Media społecznościowe stały się dla wielu przedstawicieli ludzkiego gatunku nośnikiem wartości prawdziwościowych. Wystarczy zobaczyć na Facebooku czy Instagramie, znaleźć na Twitterze, aby uzyskać znaczące potwierdzenie prawdziwości określonych treści. Wielu użytkowników nawet nie próbuje znaleźć innego – a w szczególności lepszego – źródła informacji. Stajemy się zatem jako społeczeństwo niewolnikami najnowszych narzędzi komunikacji, przede wszystkim zaś stajemy się niewolnikami tych, którzy tymi narzędziami komunikacji potrafią się posługiwać. To oni zamieszczają treści, przy pomocy których kształtuje się wyobraźnię społeczną. Nie jest więc przesadą pomstowanie na niski poziom czytelnictwa i narastającą książkofobię współczesnych społeczeństw. Krytyka takich tendencji wyrasta bowiem wyłącznie z przeświadczenia, że zjawiska te są zwyczajnie efektem procesu dużo bardziej niebezpiecznego, jakim jest postępujący zanik umiejętności czytania, a tym samym abstrakcyjnego i symbolicznego myślenia. Człowiek współczesny staje się na nowo człowiekiem pierwotnym.
Epoka kultury obrazkowej to również era populizmów. Nie chodzi jednak wyłącznie o populizmy rozumiane w wymiarze politycznym, choć również o takie. Populizm jako swoisty syndrom ogarnia współczesne społeczeństwa konsumpcyjne, wpychając je w sidła masowości, tandety, prostactwa, prymitywizmu, chamstwa i dziadostwa. Okazuje się, że wystarczy być odważnym chamem, który umiejętnie skorzysta z współczesnych kanałów komunikacji, aby niezwykle szybko stać się znanym youtuberem, influencerem, osobowością telewizyjną, a nawet politykiem. Kluczowe jest bycie krzykliwym, głośnym i kontrowersyjnym. Nie trzeba mieć wiedzy, a tym bardziej wykształcenia, wystarczy posługiwać się chwytliwymi hasłami, którymi apelować się będzie do rzekomej ludowej mądrości czy chłopskiego rozumu. Do takich ludzi bardzo szybko przyklejają się różne biznesy i koncerny, a współczesne społeczeństwo nie posiada zdolności do eliminacji takich osobowości z przestrzeni wpływu na opinię publiczną. Kiedy decydującym kryterium stała się liczba odsłon, kliknięć i poszerowań, znaczenie straciły wszelkie inne kryteria, dotychczas uznawane za – mówiąc językiem dziadersów – merytoryczne.
Słusznym jest więc oburzenie na Polaków, że tak mało czytają. Słusznym jest również ubolewanie nad tym, że społeczeństwo polskie jest jednym z najmniej czytających społeczeństw w Europie. Nie wystarczy tutaj krótka konkluzja, iż proces ten jest wypadkową procesów i zmian o charakterze globalnym. Oznacza to, że Polacy gorzej radzą sobie z umiejętnością czytania niż inne społeczeństwa współczesnej Europy, a ich zdolności do abstrakcyjnego i symbolicznego myślenia również stają pod wielkim znakiem zapytania. Skłonność części polskiego społeczeństwa do politycznego populizmu, ignorancji finansowo-ekonomicznej, spiskowych teorii dziejów i konspiracjonistycznych teorii, antynaukowych bredni wydają się zatem mieć swoją głębszą przyczynę – jest nią właśnie nie-czytanie. Nie-czytanie, które zawsze i z konieczności musi przeobrazić się w nie-myślenie i nie-rozumienie. Nie dziwi zatem, że kiedy świat staje się coraz bardziej zmienny, skomplikowany i efemeryczny, Polacy polegają raczej na szamanach, wróżkach i czarodziejach, którzy we współczesnych czasach nie spoglądają już w kryształową kulę i nie noszą czarnych, spiczastych kapeluszy, ale sprawnie operują smartfonem i są nieustannie online na wszelkich możliwych mediach społecznościowych. Abrakadabra, głuptaski!
[1] G. Sartori, Homo videns. Telewizja i postmyślenie, przeł. J. Uszyński, Wydawnictwa Uniwersytetu Warszawskiego, Warszawa 2007, s. 17.
Fundacja Liberté! zaprasza na Igrzyska Wolności w Łodzi w dniach 10 – 12.09.2021.
Dowiedz się więcej na stronie: https://igrzyskawolnosci.pl/
Partnerami strategicznymi wydarzenia są: Łódź oraz Łódzkie Centrum Wydarzeń.
