W tym roku epidemia koronawirusa pomogła nam uniknąć tradycyjnych, próżnych prób wspólnego i zgodnego uczczenia rocznicy odzyskania Niepodległości. Warto przypomnieć, że 11 listopada 1918 roku jest datą tylko symboliczną, bo do prawdziwego samostanowienia brakowało nam wówczas między innymi ustalonych i uznanych granic. Dopiero tego dnia, przejmując od Rady Regencyjnej nadzór nad podległym jej dotąd wojskiem, Józef Piłsudski dostał szansę na odrodzenie Niepodległej Polski.
Najważniejszą w tym momencie kwestią było przekonanie świata do idei odrodzenia niepodległego państwa polskiego. A ten świat wcale nie był do tego skory. Niepodległa Polska nie była w interesie rozbitego w czasie I wojny światowej Imperium Habsburgów; ani Rosji, która po upadku caratu przeżywała okres zamętu i wojny domowej, ani też jej spadkobiercy – Związku Radzieckiego. Niepodległą nie były zainteresowane ani Prusy, bo odrodzona Polska odcinałaby od Rzeszy Niemców mieszkających w Prusach Wschodnich; ani Francja, dla której ważniejsze były dobre stosunki z Rosją; ani Wielka Brytania, która dostrzegała w Polsce zarzewie kolejnych konfliktów i wojen.
Kluczową rolę dla Sprawy Polskiej miała odegrać Ameryka. Dopiero 13. punkt Deklaracji Pokojowej dla powojennej Europy, zaproponowany przez prezydenta Stanów Zjednoczonych Woodrowa Wilsona, przywrócił Polskę do gry o niepodległość. I tu paradoks, bo oto uznawani za historycznych twórców Niepodległej Polski Józef Piłsudski oraz Roman Dmowski nie mieli w tej kwestii żadnych zasług, a nawet mogli bardzo zaszkodzić i pozbawić nas szans na Niepodległość.
Do uznania prawa Polaków do samostanowienia namówił prezydenta USA jego doradca do spraw międzynarodowych i przedstawiciel podczas decydującej o losach świata Konferencji Paryskiej – Edward Mandell House. Jego z kolei do tego, że warto wspierać Polaków w dążeniu do niepodległości, przekonał światowej sławy polski wirtuoz fortepianu – Ignacy Jan Paderewski. Gdyby Paderewskiemu nie udało się dotrzeć do House’a i oczarować go swoją wirtuozerią, a także płomiennymi przemowami na rzecz sprawy polskiej, amerykańskie elity polityczne prawdopodobnie pozostałyby obojętne na sprawę niepodległości Polski.
Jako niepodległy kraj, Polska nie istniała już wtedy od ponad wieku i świat zdążył się do tego przyzwyczaić. Naszą sytuację można porównać do obecnego położenia Kurdów, którzy mieszkają w Turcji, Iranie, Iraku i Syrii. Kurdystan pozostaje tylko nazwą zamieszkanego przez nich regionu, a nie nazwą ich niepodległego państwa. Ani ich zaborcy, ani wielkie mocarstwa mające w tym regionie wpływy, nie mają zamiaru czy interesu, żeby wspierać „sprawę kurdyjską”.
Z Polską było podobnie do chwili, kiedy Edward House usłyszał muzykę Chopina w wykonaniu Paderewskiego i zaczął rozmawiać z charyzmatycznym wirtuozem o Polsce. To dzięki House’owi Paderewski został przyjęty w Białym Domu przez prezydenta Wilsona. Zanim to nastąpiło House odpowiednio nastawił prezydenta do samej sprawy. Oczarowanie Białego Domu muzyką i dyplomatycznymi talentami Paderewskiego było już tylko formalnością. W konsekwencji prezydent Wilson poprosił go o opracowanie dotyczące polskich dążeń do niepodległości. Raport Paderewskiego zrobił na amerykańskim przywódcy wielkie wrażenie i stał się ważnym dokumentem branym pod uwagę przez mocarstwa decydujące o porządku na świecie po I wojnie światowej.
W pamiętnikach Roman Dmowski przyznaje, że dla przekonania świata do tego, że Polakom należy się Niepodległe Państwo, nikt nie ma zasług tak wielkich jak Paderewski. Sam jednak mógł przyczynić się do utraty poparcia Stanów Zjednoczonych dla sprawy polskiej. Swego czasu Dmowski przegrał w okręgu warszawskim wybory do rosyjskiej Dumy z pewnym polskim Żydem, którego poparła, licząca ponad 30% mieszkańców Warszawy i okolic, społeczność żydowska. Od tego momentu Dmowski nie ukrywał swoich negatywnych, antysemickich emocji. Paderewski ze swoich honorariów, które otrzymywał koncertując w USA, Kanadzie i innych krajach oraz ze zbiórek na rzecz polskich organizacji patriotycznych, hojnie wspierał Komitet Narodowy Polski utworzony przez Dmowskiego. Ten zaś w ramach swojej działalności stworzył między innymi gazetę. Ta – nomen omen – „Gazeta Polska”, publikująca zajadłe antysemickie teksty, o mały włos nie pozbawiła Paderewskiego szans na uzyskanie poparcia amerykańskich elit politycznych dla idei odrodzenia niepodległego Państwa Polskiego. Jak do tego doszło? Otóż „Gazeta Polska” publikowała listę swoich donatorów. Dmowski polecił umieścić na niej również nazwisko Paderewskiego. Gdy wiadomość o tym, że Paderewski wspiera „rasistowską gadzinówkę” dotarła do Ameryki, on sam znalazł się w izolacji, a sprawa wspierania Polski stanęła pod wielkim znakiem zapytania. Paderewskiemu pomogli zaprzyjaźnieni wpływowi amerykańscy Żydzi, którzy namówili go do opublikowania oświadczenia, że on wspomaga finansowo wiele polskich organizacji patriotycznych, ale stanowczo odcina się od szowinistycznych i antysemickich poglądów głoszonych przez gazetę Dmowskiego. Oświadczenie oczyściło atmosferę, co pozwoliło Paderewskiemu wrócić na salony i do zbierania środków na wspieranie polskich inicjatyw patriotycznych.
Myślę, że nikt z uczestników ostatniego Marszu Niepodległości nie słyszał o tej sprawie. Edward Mandell House zrobił swoje. Dzięki jego staraniom prezydent Woodrow Wilson, w swoim wstąpieniu, wygłoszonym przed Amerykańskim Kongresem w styczniu 1918 roku, pośród wskazanych wówczas warunków powojennego pokoju w Europie umieścił słynny punkt 13., który mówił o odbudowie niepodległego Państwa Polskiego z dostępem do morza i w etnicznych granicach. Edward Mandell House, który powinien mieć ulicę w każdym większym polskim mieście, pozostaje w Polsce postacią prawie zupełnie nieznaną. Jedynie w warszawskim Parku Skaryszewskim stoi, ufundowany w 1932 roku przez samego Paderewskiego, pomnik tego wybitnego amerykańskiego polityka, największego i najbardziej oddanego na świecie rzecznika polskiej Niepodległości.
11 listopada tłumy „narodowców”, uczestników tak zwanego Marszu Niepodległości, przetaczały się przez park Skaryszewski, mijając go obojętnie. Nikt nie zostawił tam kwiatów ani świecy. To symbolizuje poziom naszej „narodowej” wdzięczności dla tych, którzy dali nam szansę odbudowy Niepodległego Państwa. Zresztą samego Paderewskiego, któremu zawdzięczamy tak wiele, również nie zdołaliśmy dotąd uhonorować ulicą ani placem w Warszawie. Pamiątki po nim tułają się po magazynach i przypadkowych miejscach, a oprócz garstki zapaleńców nikt się tym nie przejmuje, choć muzeum tego niezwykłego człowieka, który był światową gwiazdą muzyki i wybitnym Mężem Stanu, cieszyłoby się zainteresowaniem krajowej i międzynarodowej publiczności. Historia pomnika Paderewskiego, ufundowanego przez Polonię przed II wojną światową, jest również powodem do pesymistycznej zadumy. 6 listopada 2020 minęła 160. rocznica urodzin Ignacego Jana Paderewskiego. Kolejna niewykorzystana okazja do tego, żeby właściwie uczcić tego wybitnego Polaka…
Co roku słyszymy pełne hipokryzji wezwania polityków, żeby razem świętować rocznicę odzyskania Niepodległości, bo to wszak wydarzenie, które powinno nas łączyć, a nie dzielić… W tym miejscu chciałbym przypomnieć fragment testamentu Ignacego Jana Paderewskiego, w którym prosił o pochowanie go w Polsce dopiero wówczas, gdy odzyska ona pełną niepodległość. I zgodnie z testamentem, na początku lat 90’, u zarania obecnej Wolnej Polski, jego prochy spoczęły w krypcie warszawskiej Archikatedry. W tym samym testamencie, napisanym w 1941 roku, Paderewski nawiązując do polityki stwierdza, że przed śmiercią przebacza wszystkim… z wyjątkiem Piłsudskiego i jego zwolenników…
Relacje premiera Niepodległej Polski – Ignacego Jana Paderewskiego z Naczelnikiem Państwa – Józefem Piłsudskim to temat na kolejny gorzki felieton i przyczynek do zrozumienia, dlaczego nam Polakom tak trudno razem świętować Niepodległość.