Etyka w biznesie: dla jednych oksymoron, dla innych chwyt reklamowy, dla trzecich faktyczne działanie. W rzeczywistości zaś problem znacznie bardziej skomplikowany niż mogłoby się wydawać.
Nie budzi większych kontrowersji proste stwierdzenie, że powinniśmy zachowywać się etycznie. Co to dokładnie znaczy, to już sprawa zupełnie inna i bardzo skomplikowana. Od starożytności filozofowie zastanawiają się, co to znaczy „żyć dobrze”. My tą zagadkę pozostawimy do rozwiązania komu innemu i zdamy się na naszą intuicję w ocenie tego, co dobre, a co złe, pozostawiając popularny „dylemat wagonika” na inną okazję.
To, o czym jednak warto wspomnieć, to społeczne uwarunkowanie etyki jako takiej. To, co jest uznawane za złe czy za dobre, wynika z tego, co społeczeństwo za takie uważa. To konstatacja dość niepokojąca, bo niezwykle relatywistyczna: ta sama rzecz może być raz zła, a raz dobra – w zależności od poglądów społecznych. Z drugiej strony, każda refleksja upewnia nas, że tak właśnie jest, na bieżąco obserwujemy zmianę oceny moralnej: aktywności zawodowej matek, homoseksualizmu, seksu przedmałżeńskiego i wielu innych zjawisk. Ten relatywizm często nie podoba się konserwatystom postulującym transcendentne zakotwiczenie systemu moralnego. Ci bardziej religijni odnoszą się do bóstwa – pomijając fakt, że jego autorytet też jest kapryśny. Abraham składający w ofierze swego syna czyni dobrze – bo dobre jest wszystko, czego chce bóstwo, i to z definicji. Wszystkie ludobójstwa Starego Testamentu są dobre, łącznie z zabijaniem dzieci – bo tak chce bóg. Zatem i tu zmienność i relatywizm pozostają dużymi problemami. Mniej religijni konserwatyści (lub tą religijność ukrywający) odwołują się do „prawa naturalnego” – przy czym do tych podobno niezmiennych praw każdy konserwatysta dopisuje co chce i wracamy do punktu wyjścia. Jedyne prawa naturalne, jakie znamy, to prawa fizyki, a ich przełożenie na etykę jest bardzo słabe.
Najlepsze znane wytłumaczenie istnienia norm etycznych wynika z socjologii ewolucyjnej. Analizuje ona, jakie normy społeczne dają najlepsze wyniki w postaci stabilności oraz ekspansywności danej społeczności. Społeczności adaptujące najbardziej sprzyjające rozwojowi normy, a co za tym idzie etykę, uzyskują przewagę nad innymi grupami i je dominują. W efekcie większość społeczności na świecie uzyskuje dość zbliżony zestaw norm – co może dawać złudzenie istnienia jakiejś obiektywnej transcendentnej etyki.
Tak czy inaczej, normy etyczne to poszukiwanie optymalnego poziomu równowagi pomiędzy egoistycznym interesem jednostki a kolektywnym interesem grupy jako całości. To, w jakim punkcie ta równowaga zostanie osiągnięta, zależy od wielu uwarunkowań. Co do zasady, im cięższe warunki zewnętrzne, tym większy nacisk na interes grupy – bo grupa tylko ściśle współpracując jest w stanie przetrwać. Skazanie na wygnanie to wyrok śmierci. Łagodniejsze warunki to więcej miejsca dla indywidualizmu, który dla odmiany zwykle nadaje grupom więcej dynamiki. Rozwój technologiczny ostatniego wieku poprawił poziom życia właściwie wszędzie na świecie, co doprowadziło do triumfu indywidualizmu i liberalizmu. Jednak rosnące skomplikowanie zglobalizowanego świata zaczyna wymagać coraz lepszej koordynacji i w przekonaniu wielu poziom indywidualizmu będzie musiał zostać ograniczony. Zmaganie Zachodu z Chinami to jeden z testów tej hipotezy, innym, dużo mniej drastycznym, jest dynamika relacji między USA i UE.
Kluczowym elementem faktu społecznego charakteru etyki jest sankcjonowanie jej norm. Oczywiście istnieje pewna grupa ludzi, którzy zachowują się etycznie, gdyż normy etyczne zinternalizowali. Zachowują się etycznie, bo uważają, że tak należy. Nie ukrywajmy jednak – to mniejszość. Większość zachowuje się etycznie ze strachu przed społecznymi konsekwencjami przyłapania na łamaniu tych norm (czy to prawnych czy pozaprawnych). Brak takich sankcji działa na normy etyczne niszcząco: w ostatnich latach zniknęły sankcje społeczne za kłamstwo w sferze publicznej, co zaowocowało politykami, którzy nie tylko kłamią (bo kłamali zawsze), ale są otwarcie dumni z tego, że kłamią. Zaś politycy mający w tym zakresie opory znajdują się w pozycji dość trudnej. To samo zaczyna powoli dotyczyć także kwestii korupcyjnych. Najwyraźniej obecnie sankcje społeczne działają jeszcze w zakresie kwot stosunkowo małych (jak nagrody dla ministrów), ale kiedy te wchodzą w miliony, stają się abstrakcją.
Kontekst sankcji społecznej jest właśnie kluczowy z punktu widzenia etyki w biznesie. Bowiem biznes nie istnieje w oderwaniu od społeczności. Działalność gospodarcza bazuje u swego źródła na wymianie między członkami społeczności. Zatem zachowanie nieetyczne podkopuje samą możliwość prowadzenia biznesu, gdy interesariusze, w ramach sankcji, od takiej firmy się odsuwają. Może mieć to wymiar indywidualny, kiedy rezygnujemy z zakupu w jakimś sklepie, który potraktował nas (lub kogoś innego) niewłaściwie. Jeden klient może nie wydawać się wielkim problemem, ale zła opinia ma tendencję do szybkiego rozchodzenia się, jako że mamy zwyczaj dzielenia się raczej złymi doświadczeniami niż tymi dobrymi. Może to mieć też wymiar kolektywny, kiedy to duże grupy decydują się w szerokim bojkocie zrezygnować z produktów czy usług jakiejś firmy w odpowiedzi na jej poczynania.
Jednak kwestia oceny etyczności biznesu jest bardzo nieoczywista. Bynajmniej nie dla tego, że to jakieś wyjątkowa przestrzeń, ale dlatego, że roi się tam od osób niebędących ludźmi (to chyba jedyne takie miejsce poza teologią). Bo o ile ma sens mówienie o tym, że ktoś zachowuje się etycznie – to na ile ma sens zastanawianie się czy etycznie zachowuje się firma? No bo jeśli oszuka mnie kasjer w hipermarkecie, to jak się to ma do etyki w biznesie?
Nie jest to wbrew pozorom pytanie trywialne. Mogłoby się wydawać, że mamy tu do czynienia w sposób oczywisty z nieuczciwością pojedynczego człowieka, który na niej skorzystał – więc to on jest nieetyczny. Co innego, gdyby skorzystała na tym firma… Tylko że de facto każda decyzja podejmowana przez człowieka w imieniu firmy ma komponent korzyści własnej podejmującego tą decyzję. Kierownik fabryki decydujący o spuście ścieków do rzeki nie robi tego w imię ‘dobra firmy’ tylko w nadziei na utrzymanie posady/premię/awans (niepotrzebne skreślić).
Czy zatem da się w ogóle mówić o etyce biznesu? Liberalizm wyraźnie mówi, że odpowiedzialność etyczna spoczywa na jednostce dokonującej wybory. Firma zwykle nie jest jednostką tylko konglomeratem. Mimo to wydaje się, że ta dyskusja ma sens – nawet z liberalnego punktu widzenia. Najprościej da się to zrobić, kiedy rozpatrujemy niewielkie firmy, w których zarządzający są jednocześnie właścicielami. W tej sytuacji rozróżnienie na firmę i człowieka staje się mniej istotne. Działania tak ocenione jako społecznie korzystne, jak i te ocenione jako społecznie szkodliwe świadczą o poziomie moralności tego konkretnego przedsiębiorcy. I choć sytuacja jest tu prosta, to sama ocena etyczna konkretnych działań wcale taka prosta nie jest. Jak ocenić moralnie akcję #otwieraMy, podejmowaną przez drobnych przedsiębiorców chcących wznowić działalność mimo pandemii? Z jednej stromy mamy głód zaglądający w oczy tym ludziom, połączony z codziennym obserwowaniem jak ginie dorobek ich życia. Z drugiej mamy życie osób, którzy zapadną na COVID z powodu nieprzestrzegania obostrzeń.
Sytuacja poważnie komplikuje się w przypadku większych organizmów, w których właściciel odseparowany jest od zarządzania. Wielkie korporacje mają tysiące, jeśli nie miliony drobnych właścicieli nie mających właściwie żadnego wpływu na to, co firma robi. Z drugiej strony zarząd dysponuje cudzymi pieniędzmi. Jeśli prezes wielkiej firmy decyduje o przekazaniu jakiejś kwoty na przykład na cele charytatywne, to jak należy ocenić takie działanie z etycznego punktu widzenia? Pomoc jest realna – ale w końcu prezes wyciągnął te pieniądze z cudzego portfela – właściciele zostali do tego działania przymuszeni. Komu więc przypada moralna zasługa? Okradzionym, a często nieświadomym właścicielom? Zarządowi dysponującemu cudzymi pieniędzmi wbrew interesom posiadacza? Nikomu? Wszystkim? Z tego problemu wyrasta częste uzasadnianie CSR (Corporate Social Responsibility – Odpowiedzialność Społeczna Biznesu) tym, że tego typu akcje zachęcają społeczność do nagrodzenia tego zachowania i w efekcie przełożą się na korzyści dla właścicieli. Przy czym i takie stwierdzenie jest problematyczne. Po pierwsze, tego typu stwierdzenie jest właściwie nieweryfikowalne. Po drugie, jeśli czyn jest motywowany wyłącznie własną korzyścią – jaka jest jego wartość moralna? Z tych powodów działalność dobroczynna firm pozostaje moralnie dwuznaczna. Jeżeli właściciele firmy chcą pomagać, niech robią to samodzielnie w zakresie i kierunku jaki uznają za stosowny, a nie za pośrednictwem autonomicznego agenta, który może działać wbrew ich życzeniom i priorytetom. A jeśli działanie dobroczynne ma mieć efekt marketingowy, niech się nim zajmie dział marketingu.
Ciekawsza jednak wydaje się kwestia negatywnie ocenianych działań i odpowiedzialności, jaka spada na firmę. Oczywiście żadna organizacja nie ma możliwości kontrolowania wszystkich swych członków i co jakiś czas pojawia się zgniłe jabłko – jak wspomniany wcześniej nieuczciwy kasjer. Jednak od kultury organizacyjnej zależy, czy takie jabłka będą wyjątkami – szybko znajdowanymi i odrzucanymi, czy wręcz przeciwnie – organizacja sama takie jabłka będzie przyciągać czy wręcz tworzyć. Znane są toksyczne kultury korporacyjne, stawiające patologicznie duży nacisk na normy sprzedażowe – co skutkuje sprzedawcami wciskającymi produkty na siłę, a nieraz za pomocą oszustwa. Dotyczy to zwykle branży finansowej i pseudomedycznej (czyli sprzedającej za grube pieniądze różne specyfiki i urządzenia o wątpliwym działaniu prozdrowotnym), ale zdarzają się i inne produkty, choćby tak przyziemne jak garnki. Oferta często jest kierowana zaś do ludzi łatwych do zmanipulowania, na przykład starszych.
Innym grzechem kultury organizacyjnej bywa zasada źle rozumianej lojalności – czyli ochrona własnych członków za wszelką cenę, pomimo błędów i nieetycznych działań jakich się dopuścili. Firmom często trudno jest odciąć się od wpływowych insiderów, choć nierzadko, koniec końców, opinia publiczna zmusza ich do odejścia. Jak niszczące w oczach społecznych jest to zachowanie, widać na przykładzie Kościoła katolickiego, która kultura korporacyjna zakładała ochronę swoich członków w każdym przypadku – nawet molestowania dzieci. Spadek autorytetu, jak i liczby wiernych wynika w dużej mierze z ujawnienia tejże kultury korporacyjnej (a nie samych przypadków molestowania).
Zatem odpowiedzialność społeczna biznesu nie polega na dobroczynności – tym mogą zająć się właściciele na własną rękę i zgodnie z własnym sumieniem. Kluczową odpowiedzialnością biznesu jest wprowadzenie takich zasad wewnętrznych by rugować ze swych szeregów jednostki nieetyczne. Etyczną jest firma, która promuje etyczne zachowania swoich członków. Nieetyczna to ta, która na nieetyczne zachowania pracowników przymyka oczy lub co gorsza je promuje i wyzwala. I ta ocena nijak nie kłóci się z zasadą indywidualnej odpowiedzialności.
