Zdarzyło się wczoraj, że Mateusz Kijowski zamieścił na Fejsie mema, w którym porównał Kaczyńskiego do Gierka: Jarosław Kaczyński powtórzył sukces Edwarda Gierka. Mem cieszy się sporą popularnością, zwłaszcza chyba przez wzgląd na puentę – narodziny Solidarności kolejny raz, jak wtedy, solidarności traktowanej metaforycznie. W niektórych komentarzach internauci zdradzają wielkie uznanie dla Gierka, stwierdzając, że to nieporozumienie, żeby kogoś tak lichego, jak Kaczyński, doń porównywać…
Całym sercem buntuję się przeciwko apoteozie Gierka. Był komuszym oligarchą. Zadłużył państwo niemiłosiernie, do tego stopnia, że jeszcze do niedawna spłacaliśmy jego długi i gdyby nie dobra wola wierzycieli, spłacalibyśmy je po dziś dzień. Dlatego uważam, że jeden drugiego warty. I że mem jest znakomity.
Rozplenił się w naszej zbiorowej wyobraźni pewien mit, który wybiela gierkowskie czasy i jego przewiny. Nikt nie chce pamiętać drugiej połowy lat siedemdziesiątych XX wieku, pamiętając jedynie pierwszą. Tymczasem obie pięciolatki zasadniczo się od siebie różnią. Pierwsza była pełna blasku, Pewexów, Hortexów, zachłyśnięciem się małą stabilizacją, budową osiedli z wielkiej płyty, odbudową Zamku Królewskiego, budową Huty Katowice, drogi zwanej „gierkówką”, i Bóg wie, czym jeszcze. Bez liczenia się z jakimkolwiek budżetem, na krechę, na kredyt, za cudze pieniądze.
Druga strona epoki gierkowskiej rozpoczęła się od protestów w Radomiu i w Ursusie. I powstał Komitet Obrony Robotników. Skoro było tak dobrze, dlaczego było tak źle?! Puste półki w sklepach, ocet na tych półkach, reglamentacja i kartki żywnościowe, bieda z nędzą. Rządy Gierka skończyły się powstaniem Solidarności. Wydaje się zdumiewające, że ludzie nie pamiętają związków przyczynowo-skutkowych i Gierka chwalą za wspaniałe rządy, za małe i duże fiaty, meblościanki, Dworzec Centralny, etc. Tymczasem ów gość doprowadził kraj do kompletnej ruiny, skazując społeczeństwo na wieloletnie zaciskanie pasa. Gdy się żyje ponad stan, trzeba potem spłacać pożyczki wraz z odsetkami.
Kaczyński pozostaje pod wielki wrażeniem Gierka. – Mam pomysł na sukces Polski – mówił na Śląsku kandydat PiS na prezydenta Jarosław Kaczyński. Dodał, że cieszyłby się, gdyby jego kandydaturę poparł eurodeputowany Adam Gierek, syn byłego pierwszego sekretarza KC PZPR. Kaczyński uważa, że Edward Gierek był „komunistycznym, ale jednak patriotą”. „Kaczyński o Gierku – patriota”.
Można zatem powiedzieć, że PiS w osobie Kaczyńskiego utrwalił ten mit Gierka dobrego gospodarza i że obecnie rządzący autokrata Kaczyński wzoruje się na Gierku. Jest mu o tyle łatwiej, że dopiero czwarty rok, więc jeszcze nie widać ekonomicznych skutków populistycznych rządów Kaczyńskiego.
Populizm to słowo wytrych, przy czym jednak intuicyjnie wyczuwamy, co się za nim kryje. Politycy wprawdzie obiecują zazwyczaj gruszki na wierzbie podczas kampanii wyborczej, jednak tym się spośród nich wyróżniają populiści, że obiecują nadmiernie, bez liczenia się z konsekwencjami budżetowymi. Populistą byl Gierek, populistą jest Kaczyński. I Szydło, i Morawiecki.
PiS jest trochę komunizujący, trochę narodowo-socjalistyczny, czyli faszyzujący, lecz przede wszystkim jest populistyczny. Zdaje się mówić elektoratowi: dajcie nam się nachapać, a w zamian my również damy się wam nachapać. PiS tworzy siatkę oligarchiczną, uwłaszczając się na publicznym majątku, ale skapuje też poddanym, mamiąc ich retoryką populistyczną. Zupełnie tak samo, jak za czasów Gierka.
W tym sensie Kaczyński zdemoralizował społeczeństwo. Oznacza to, że odtąd będziemy mieli w polskiej polityce festiwal pobożnych życzeń i obietnic, bo wyborcy stali się bezwstydnie roszczeniowi. Nie chcą nic innego, tylko żywej gotówki. Wymagania wobec państwa wzrosły ponad miarę. Rządzący stali się złotą rybką, a państwo pojmowane jest jako dojna krowa.
Oto fragment ubiegłorocznego wywiadu z doktorem Bogusławem Grabowskim, byłym członkiem Rady Polityki Pieniężnej (Musimy zbiednieć, żeby zmądrzeć):
Ten prosocjalny, obciążający finanse publiczne, ale i wzrost gospodarczy, manewr PiS-u będzie w pewnej części musiał być podjęty przez opozycję, bo inaczej nijak ona nie zdobędzie władzy. Mamy taki rekurencyjny system przelicytowywania się, albo przynajmniej nie racjonalizowania tych bardzo populistycznych programów obecnie rządzących przez opozycję, co łącznie w kierunku bardziej populistycznym i bardziej prosocjalnym, mniej prowzrostowym przeorientuje politykę gospodarczą Polski, nawet jeżeli opozycja przejmie władzę.
Ludzie będą nadal łaknąć rządów populistów?
Dlatego że w kierunku bardziej roszczeniowym, prosocjalnym i mniej prowzrostowym i właśnie mniej prooszczędnościowym, proinwestycyjnym i mniej proinnowacyjnym – nastąpi reorientacja polskiego społeczeństwa. To było widoczne w wielu społeczeństwach i gospodarkach Europy. Grecja jest najlepszym przykładem, ale też tak było np. na Węgrzech, na skutek czego doszło do załamania wzrostu gospodarczego po rządach socjalistów – mówię o pierwszej dekadzie 2000 lat – i przejęcia władzy przez autorytarnego populistę Viktora Orbana.
Nic dobrego nas nie spotka nawet po odejściu PiS-u od władzy?
Niestety, ale to wina przeorientowania, które jest bardziej nastawione na masy odbiorców a nie na głębokość problemów, bo – jak mówię – te programy są bardziej adresowane do jak najszerszej liczby ludzi za jak najmniejsze pieniądze po to, żeby jak najmniejszym kosztem zdobyć i ugruntować swoją władzę, a nie rozwiązywać problemy.
Nie można powiedzieć, że łatwiej jest rozwiązać problemy demograficzne wydając pieniądze na wszystkie dzieci, niż najpierw zabezpieczyć minimum potrzeb tych najbardziej potrzebujących dwustu kilkudziesięciu tysięcy osób niepełnosprawnych od urodzenia.
Już zatem mniej więcej wiemy, jak będzie przebiegać przyszłoroczna kampania wyborcza?
Ugruntowanie prosocjalnych, roszczeniowych postaw polskiego społeczeństwa w znacznej części będzie musiało być powielane przez opozycję, nawet jeżeli ona dojdzie do władzy. I taka spirala wpływu politycznego na społeczeństwo i wymuszania przez społeczeństwo na partiach dochodzących do władzy – przeorientowania polityki gospodarczej w kierunku mniej prorozwojowym będzie niestety ciążyła nad Polską lata, a nawet dekady.
Czyli nie mamy wyjścia?
Przeważnie jest wyjście z takiej spirali roszczeniowej z punktu widzenia społeczeństwa i populistycznej z punktu widzenia partii politycznych walczących o władzę, które tym populizmem utrwalają dodatkowo prosocjalne i roszczeniowe postawy społeczne. To dopiero się kończy w momencie, kiedy narasta kryzys, który jest tak dotkliwy dla całego społeczeństwa, że społeczeństwo mówi: „rób, co chcesz, byleby przestało boleć!”.
Niebawem rozpocznie się konwencja założycielska nowej partii Roberta Biedronia, który wchodzi do polityki pod hasłami socjaldemokracji. Czy lider ugrupowania oprze się pokusie skrajnego populizmu, czy też jej ulegnie?
