Portugal – meu amor (Portugalia – moja miłość)
Przyjazne wiatry zaniosły mnie w czerwcu ubiegłego roku do Portugalii, słabo nam znanego kraju, rzadko odwiedzanego przez polskich turystów. Nie mamy też z tym krajem zbyt wielu kontaktów gospodarczych czy kulturalnych, z wyjątkiem obecności w Polsce kilku dużych portugalskich firm i banków, takich jak „Jeronimo Martins” (sieć sklepów „Biedronka”) czy „Bank Millennium”, którego większościowym udziałowcem jest Banco Comercial Portugues. W związku z tym ostatnim „conexão” (port. połączenie, związek) w Portugalii widuje się agencje bankowe o takim samym wyglądzie jak te, które napotykamy w Polsce pod szyldem „Banku Millenium”, pod tym samym logo itp.
Warto dodać, że jest ona krajem europejskim wysuniętym najbardziej na zachód, posiadającym też wyspy na Oceanie Atlantyckim, jak Madera czy Archipelag Azorski. Ludność to ponad 10.329 484.000 (dane z 2015, dla porównania przypomnę, że ludność Polski to ok. 38,5 mln), zaś obszar to 92 391 km² (Polska zajmuje 312 679 km²).
Do Portugalii zaprosił mnie kolega muzyk, poznany kilka lat temu na warsztatach muzycznych, zorganizowanych w Polsce z funduszy Unii Europejskiej (cześć jej za to i chwała!). Pedro mieszka w okolicy Porto, drugiego co do wielkości miasta tego kraju (biorąc pod uwagę cały kompleks miejski). Znajduje się ono na północy, liczy ponad 218.000 mieszkańców (grudzień 2014), ale cały zespół miejski , wraz z przylegającymi innymi miejscowościami, liczy około 1.700.000 dusz 🙂
Nazwa „Portugalia” pochodzi właśnie od Porto, a konkretnie od łacińskiej nazwy tej miejscowości, zapisywanej jako „Portus Cale”. W średniowieczu istniało na terenach znajdujących się w pobliżu tego miasta hrabstwo Portucale (Contado de Portucale), z którego następnie w wyniku odzyskiwania terenów zajętych przez Arabów powstało państwo Portugalia (nazywane przez mieszkańców najpierw Portucal, a potem Portugal). Alfons I Zdobywca ogłosił się królem Portugalii w roku 1139 i ta właśnie data została przyjęta jako początek państwowości tego kraju.
Mieszkałem przez 10 dni u Pedro, w nowoczesnym bloku w miejscowości Vila Nova de Gaia, największej w tym zespole miejskim po Porto, a wg niektórych danych wręcz ludniejszej od samego Porto. Wraz z Pedro i jego kolegami występowaliśmy niemal codziennie w ośrodkach kulturalnych i duchowych (centra jogi itp.). Poznałem wiele osób, zwiedziłem też Porto i Vila de Gaia. Miasta te leżą po przeciwległych stronach rzeki Douro, w pobliżu jej ujścia do Oceanu Atlantyckiego.
Według moich obserwacji poziom życia w tych miejscowościach jest generalnie zbliżony do polskiego, choć statystyki mówią o wyraźnie wyższych zarobkach w Portugalii. Jednak dokładne porównanie zarobków i cen (jakie znalazłem w internecie) przynosi zaskakujące stwierdzenie, że można wręcz mówić, przynajmniej według pewnych metod obliczeń, o większej „zdolności nabywczej” w Polsce.
Portugalia była biedna (w „starej” Unii Europejskiej , czyli przed 1.05.2011 była najbiedniejszym państwem), ale po wejściu do Unii Europejskiej otrzymała sporą pomoc finansową. Dzięki niej mogła rozwinąć gospodarkę, znacznie poprawić infrastrukturę (np. zbudować autostrady) itd. Potem, z racji kryzysu, bardzo podupadła. Oficjalne bezrobocie wynosi ok. 15 % (w Polsce na dzisiaj to ok. 10 %), co mogłem zaobserwować, zwłaszcza wśród znajomych Pedro. Sam Pedro i jego partnerka Simone także nie mają pracy, utrzymują się z dorywczych prac, żyją bardzo skromnie, oszczędzając na wszystkim, także na jedzeniu. Dzięki wynajęciu dwóch pokoi w mieszkaniu praktycznie mają je za darmo, nie ponosząc wydatków na czynsz, elektryczność czy gaz. A propos gazu – nawet w nowoczesnych blokach często nie ma centralnego doprowadzenia gazu, korzysta się z gazu w butlach. Trudno to sobie wyobrazić Polakowi, zwłaszcza z dużego miasta, ale tak to właśnie wygląda. Trzeba kupować i taszczyć ciężkie butle z gazem. Często (tak było u Pedro i reguły także z w innych domach, w których miałem okazję przebywać) używa się tej samej butli do ogrzewania wody i do kuchni, co oznacza konieczność odłączania, przesuwania i podłączania butli kilka razy dziennie. Naczynia zwykle zmywa się w zimnej wodzie, bo w ciągu dnia butla jest zwykle podłączona do łazienki. Może też zostać podłączona wieczorem do kuchni (aby móc porządnie pozmywać naczynia) i zostać tak przez noc. W związku z powyższym pierwszego dnia po przyjeździe, będąc sam w domu i nie znając procedury podłączania gazu wziąłem prysznic w zimnej wodzie. Ośmieszone tak wiele razy stwierdzenie Donalda Tuska o ciepłej wodzie w kranie ma w tym kontekście zupełnie inną wymowę…
Porto i okoliczne miejscowości znajdują się na wzgórzach, stąd większość ulic w Porto prowadzi pod górę (lub w dół, jak kto woli). Miasto jest bardzo malownicze, piękne są zwłaszcza widoki ze wzgórz w pobliżu rzeki i morza. Wiele domów w centrum Porto jest opuszczonych, wg statystyk to ok. 18% zabudowań. A i te zamieszkałe często są w marnym stanie… Generalnie odnosi się wrażenie biedy, a przynajmniej niedostatku, choć są i nowoczesne, luksusowe sklepy oraz duże centra handlowe. Nasuwa mi się wniosek, że Polska odrobiła zapóźnienie gospodarcze w znakomitym tempie i nie mamy czego zazdrościć Portugalii, chyba że cieplejszego klimatu, także międzyludzkiego 🙂
Ludzie, z którymi miałem do czynienia byli z reguły bardzo życzliwi i uczynni. Upadła mi czapka – zaraz ktoś ją podniósł i podał mi z miłym uśmiechem. Upadło mi letnie wdzianko, a ja szedłem dalej, nie zauważywszy tego – starsza pani zwróciła mi na to uwagę. W supermarkecie w kolejce do kasy miałem w koszyku kiepsko wyglądające pomarańcze – inna miła pani wyjaśniła mi na migi i po portugalsku (który trochę rozumiem dzięki znajomości włoskiego), że po drugiej stronie ulicy jest sklep, gdzie pomarańcze są lepsze (tak było w istocie). Optyk, który zamontował mi gratis śrubkę w okularach, wylewnie mi podziękował za przyjście do niego i uścisnął mi rękę.
Jednak nie ma raju na tym świecie… Dla mnie, niepalącego, było nieraz trudno zaakceptować coś, o czym powoli zapomina się w Polsce, przynajmniej w niektórych środowiskach. Mowa o paleniu tytoniu – pali się wszędzie i nagminnie, w tej samej mierze mężczyźni i kobiety. W lokalach zawiesina dymu, na stołach pełne popielniczki… Także w domach na stołach królują te nieszczęsne popielniczki, odbierając niepalącym chęć do jedzenia. Pani z dwojgiem kilkuletnich dzieci weszła do windy z zapalonym papierosem. To obrazek, o który chyba byłoby trudno w Polsce, zwłaszcza w dużym mieście. Palenie to jedyna rzecz, która mi się zdecydowanie nie podoba w Portugalii. Nie można też zarzucić Portugalczykom przesadnego zamiłowania do porządku. Ale i Polska nie jest w tej dziedzinie międzynarodowym wzorcem, jak zapewne wszyscy wiemy…
Zaskakująco wielu tubylców ma jasne lub niekiedy rude włosy. To zapewne geny celtyckie i germańskie, bo mieszkali tutaj zarówno Celtowie (pomieszani z Iberami), jak i Germanie, który opanowali te tereny w V wieku n.e. i władali nimi aż do VIII wieku. Potem rządzili tutaj Arabowie, stąd wiele twarzy przypominających arabskie. Ale obok nich bywają też takie, które nie zdziwiłyby w Polsce czy (mowa o innym typie oblicza…) w Irlandii. Nie są też rzadkością niebieskie oczy u rdzennych Portugalczyków. W samolocie, którym wracałem jedna ze stewardess miała wygląd stuprocentowej Polki, będąc czystej krwi Portugalką. Wiem o tym, bo nie oparłem się ciekawości, zagadnąłem ją i chwilę porozmawialiśmy w miłej atmosferze na ten temat. Nie byłem zresztą pierwszym, który podejrzewał tę stewardessę o pochodzenie wschodnioeuropejskie, jak wyznała mi ona ze śmiechem. Rzecz jasna, dominuje typ południowoeuropejski. Czyli ciemne oczy i włosy, często mniej lub bardziej śniada skóra.
Widuje się emigrantów z różnych krajów, zwłaszcza z dawnych kolonii portugalskich, czyli głównie z Afryki i Brazylii. Choć ostatnio sporo Portugalczyków wyjechało do ex-kolonii za pracą. Magnesem jest zwłaszcza szybko rozwijająca się Angola. Przyjechało zaś do Portugalii wielu Ukraińców, Rumunów, Bułgarów… Jest też spora liczba osób z bogatych krajów Unii, jak Niemcy czy Wielka Brytania (mowa zwłaszcza o emerytach, ale nie tylko), którzy zamieszkali w Portugalii, zwabieni ciepłym klimatem atmosferycznym i międzyludzkim. Sam spotkałem Niemkę w wieku ok. 40 lat, która kategorycznie stwierdziła, że nigdy do Niemiec nie wróci. W Porto i okolicy zauważalna jest ekspansja Chińczyków, którzy – jak wiemy – powoli zasiedlają co bogatsze kraje. Jest dużo chińskich sklepów, głównie tekstylnych. Są one często obszerne i dobrze zaopatrzone.
Porto to popularne miejsce turystyczne. Stąd w centrum tłumy turystów, głównie z północnej Europy i Japonii. Z rzadka można usłyszeć także polską mowę. Natknąłem się na kilkoro Portugalczyków, którzy studiowali w Polsce w ramach programu ERASMUS. Najzabawniejsze było spotkanie z jednym z tych właśnie Portugalczyków, który usłyszawszy, że jestem z Polski spytał o moją dokładną proweniencję. Odpowiedziałem, że mieszkam w mieście Lodz (aby ułatwić mu zrozumienie), na co ów zawołał – „Ah, Łódź! I studied there!” (studiowałem tam).
Kilkakrotnie widziałem ludzi podnoszących z ziemi lub wyciągających z popielniczki niedopałki. To wyraźny sygnał biedy… A z drugiej strony większość mieszkańców jest przyzwoicie ubrana, samochody są zwykle dobrze utrzymane. Gorzej z domami, jak już wspominałem. Także wiele sklepów jest zamkniętych, widnieją na nich napisy „Wynajmę bądź sprzedam”. Ale na ulicach nie widać przygnębienia. Czasem trafi się ktoś o smutnej twarzy, ale regułą jest pogoda, uśmiech, radosne pozdrawianie znajomych i południowa radość życia.
W Porto zauważyłem sporą tolerancję czasową przy parkowaniu. Powiedziano mi, że wystarczy wrzucić monetę (np. 1 euro) do automatu i położyć za szybą pokwitowanie, żeby samochód stał bezkarnie przez 2-3 godziny, choć opłata na tyle nie wystarcza. Brak pokwitowania za szybą powoduje mandat, ale przekroczenie czasu parkowania np. o godzinę nie jest problemem. Ponoć ta tolerancja sięga 2 godzin. Raj dla kierowców… Portugalia to najbardziej serdeczny kraj, jaki poznałem. Przebywałem najczęściej w specyficznym środowisku, artystyczno-duchowym (muzycy, aktorzy, jogini itp.), ale także tzw. zwykli ludzie zachowują się miło. Wyobraźmy sobie, że widzimy kogoś pierwszy raz, a ta osoba przytula nas z niekłamaną serdecznością. Niezwykłe, prawda? Zdarzyło mi się to kilka razy. Nie jest niczym dziwnym, aby choćby po krótkiej rozmowie z kimś dopiero co poznanym uściskać się na pożegnanie.
Je się skromnie, oczywiście zależy to od zasobności portfela, ale generalnie nie ma zbyt wielu przejawów zbytku czy luksusu. W restauracji w centrum miasta (zagraliśmy tam z Pedro i jego kolegami) potrawy były niewyszukane. Być może ma to związek z faktem, iż była to restauracja wegańska, a więc obliczona raczej na gości „alternatywnych”, a ci zwykle do najbogatszych nie należą. A propos – w Porto (ale także w Lizbonie i okolicy) jest obecny i nader aktywny tzw. ruch alternatywny (joga, medytacja, wegetarianizm itp.). Pedro stara się ten ruch umacniać, powołał do życia luźną federację różnych stowarzyszeń i ośrodków tego rodzaju, działających w Porto i okolicy. Kryzys gospodarczy w pewnym stopniu ułatwia im rozwój, bo za niewielkie pieniądze można wynająć lub kupić opuszczone domostwa i dzięki temu uzyskać przestrzeń do działania. Także ziemię można kupić za bardzo małe sumy, co zrobił Pedro wraz z paroma przyjaciółmi, aby stworzyć ośrodek artystyczno-duchowy.
Z innej beczki – zaskoczył mnie poziom znajomości angielskiego. Zdecydowana większość ludzi, jakich poznałem mówi po angielsku, często naprawdę dobrze. Nie spodziewałem się tego, wiedząc po ponad 20 latach pobytu we Włoszech i wizycie w Hiszpanii, jak trudno jest Włochom i Hiszpanom przemóc się do nauki tego języka. Łączyłem to z południowym stylem życia, odległym zwykle od chęci zaciekłego studiowania języków obcych czy generalnie wytrwałej nauki. Sądziłem, że w Portugalii będzie podobnie, skoro to kraj południowy, a tutaj taka niespodzianka… Starsi ludzie często nie znają angielskiego, co zrozumiałe. Ale osoby w wieku poniżej 40 lat zwykle bez problemu porozumiewają się w tym języku.
Wiele młodych osób miało (bądź ma) do czynienia z narkotykami. Zdarzyło mi się, że w centrum Porto, na ruchliwym skrzyżowaniu, w biały dzień (ok. godz.17), pewien pan oferował mnie i koledze marihuanę, pokazując ją wręcz. Wiele osób pali skręty z marihuany, słyszałem też wielokrotnie o zażywaniu tzw. twardych narkotyków. Dla równowagi coś bardzo miłego – któregoś dnia byłem na spacerze i zobaczyłem kota, który siedział na murku. Przechodziła tam pewna pani z synem, zatrzymali się oboje i przez kilka minut głaskali owego kota, ku swojej i kota radości 🙂 Wiem, że to było kilka minut, bo zobaczyłem ich wszystkich, bardzo szczęśliwych, gdy nieco później wracałem tą samą ulicą.
Ostatnie trzy dni mojego pobytu w Portugalii spędziłem w okolicy Lizbony. Nie miałem możliwości, aby ją zwiedzić, przejechałem tylko przez nią. Tutaj poziom życia jest wyższy niż w Porto, wielkomiejski i zachodnioeuropejski. Widziałem pałace, piękne domy i sławny żółty, jednowagonowy tramwaj. Ale widziałem też budynki zaniedbane, z odpadającym tynkiem. Przebywałem głównie w Oeiras, to duża miejscowość (ok.160.000 mieszkańców), w pobliżu Lizbony, będąca częścią jej zespołu miejskiego. Jest bogata, dobrze zorganizowana, czysta. Posiada plażę, domy są zadbane, ludzie dobrze ubrani. Stolica, jak to zwykle bywa, przyciąga kapitał i inwestycje, dysponuje większymi środkami finansowymi niż inne regiony kraju. W stosunku do Porto widać też różnicę na poziomie struktury społecznej. Bardzo wielu ludzi ma wygląd afrykański, jest też wielu Mulatów. W grupie dzieci w wieku szkolnym, pod opieką dwóch pań, zapewne nauczycielek, większość miała ciemną lub czarną skórę. To wynik licznej emigracji z dawnych kolonii portugalskich. Jest też wielu Brazylijczyków i Wenezuelczyków. Sam takich poznałem. Należy też wspomnieć o Portugalczykach (często z rodzin mieszanych), którzy po uzyskaniu w 1975 roku niepodległości przez kolonie portugalskie w Afryce (Angola, Mozambik, Republika Zielonego Przylądka, Gwinea-Bissau) przybyli do Portugalii w liczbie około pół miliona (ok. 5% ówczesnej ludności Portugalii). Ci „retornados” zaważyli w dużym stopniu na sytuacji w Portugalii na różnych poziomach. Wyobraźmy sobie, co by się działo w Polsce, gdyby w ciągu krótkiego czasu wróciło do kraju z emigracji ok. 1.900.000 osób (tak by to wyglądało w proporcji do liczby ludności)…
Przedostatni dzień pobytu w Portugalii spędziłem w sporej części w mieście Sintra niedaleko Lizbony; to duża miejscowość (ok. 360.000 mieszkańców), będąca częścią jej zespołu miejskiego. Sintra jest przepiękna, bardzo malownicza, pełna zieleni, wśród wzgórz, z cudownymi zabytkami, jak „ Palácio Nacional da Pena” czy „Castelo dos Mouros”.Wg H.Ch. Andersena (tego od bajek) to najpiękniejsze miejsce w Portugalii. Lord Byron określił ją mianem „ogrodu Edenu”. Rzeczywiście, te ogrody (w jednym z nich miałem okazję wystąpić) mają w sobie coś rajskiego…
*
Rodacy, jedźcie – jeśli możecie – na urlop do Portugalii! Pewna tania linia lotnicza (nie zdradzę jaka , żeby nie robić jej niedozwolonej reklamy) lata tam z Warszawy, jest co oglądać, można się podleczyć z kompleksów, a przede wszystkim poczuć, jak dalece milsza może być codzienna egzystencja, gdy podchodzi się do bliźnich z serdecznością i życzliwością, której Portugalczycy mogliby uczyć w „Akademiach Dobrego Życia” (gdyby takowe powstały)…
Zdjęcia – autor
