Dowiadujemy się oto, że w roku 2016 pojawiło się nagle zjawisko postprawdy. Ledwo ogłoszono ten trend, modę czy też odkrycie, już wiele uczonych artykułów zaczęło scholastycznie pływać wokół pojęcia postprawdy. Autorzy urzeczeni tym pięknie nazwanym pseudotrendem zaczęli opływać w analizy postprawdy, topić się w tym odmienianym przez wszelkie przypadki nowomodnym słowie. Ja zaś pomyślałem, że być może Japończycy nie byli aż tak głupi odcinając finansowanie państwa dla wielu uniwersyteckich kierunków humanistycznych. Bo czemu podatnik miałby płacić na pseudoodkrywców czy modnych ideologów?
Od kiedy pojawiła się jakkolwiek bądź rozumiana informacja publiczna od tego momentu możemy mówić o manipulacji informacją i kłamaniu w zaparte, które jakiś „geniusz” „odkrył” w 2016 roku jako „postprawdę”. W zasadzie chęć uchwycenia jakiejś faktycznej sytuacji politycznej, czy faktycznego odzwierciedlenia dziejów pojawiła się znacznie później niż polityczno – historyczna manipulacja, czy też – jeśli czyniono to elegancko – mitologizacja.
Postprawdami możnaby zatem nazwać stelle władców Mezopotamii, zwłaszcza Asyryjczyków. Ich skrybowie ryli tam w kamieniach portrety dumnych i okrutnych zdobywców, którzy podbijali wszystko co widać i pławili się w krwi unicestwionych wrogów. Tymczasem źródła archeologiczne mówią, że nie tacy znów zdobywczy byli owi zdobywcy, zaś o pławieniu się we wnętrznościach uśmierconych tysięcy, czy nawet milionów ryto dla przestraszenia opozycji i pozyskania zwolenników. Z tym samym zresztą zjawiskiem mamy do czynienia w Biblii – Izraelici wcale nie podbili wszystkiego, co opisuje Biblia, nie byli też najczęściej uczestnikami masowych rzezi nakazanych przez boga Jahwe, gdyż nie mogli przecież dokonać masakry na ludzie zdobytym tylko literacko.
Aż kipią od postprawd kroniki średniowieczne. Pisano je nie po to, aby ukazać prawdziwe wydarzenia, ale aby schlebić temu bądź innemu feudałowi. Od średniowiecza głęboko w nowożytność sięgają też na przykład fałszywe genealogie, jak choćby ta przypisująca Habsburgom pochodzenie od… Herkulesa. Do tego pochodzenia nawiązywały poematy i cykle obrazów powstające w renesansie i w baroku.
Zdaniem niektórych uczonych historyczne znaczenie Koranu to także jedna wielka postprawda. Być może Mahometa wymyślili sobie pierwsi kalifowie zwani sprawiedliwymi. Notabene postprawdą też jest idealizacja świata islamu przez cywilizację europejską mająca swoje korzenie w secesyjnej modzie na orient.
Nie muszę chyba wyjaśniać, że mistrzami postprawdy byli liczni autokraci i władcy totalitarni. Stalin, Mao, Pinochet, Hitler, Castro etc. Już w czasach władzy absolutnej fakty starannie produkowano, nadając im stosowną estetycznie otoczkę. Czyż rozwinięty estetyzm epoki Ludwika XIV nie miał na przykład charakteru pułapki na szlachtę francuską, której najwybitniejszych przedstawicieli zgromadzono w Wersalu zapewniając im pozory wielkiego znaczenia, a w istocie odbierając im jakiekolwiek znaczenie?
Rzekomy „twórca” postprawdy z pewnością nie czytał zbyt wielu książek. Nawet Balzaca, którego stałym motywem jest cyniczny świat prasy, gdzie artykuły pisze się na zamówienie polityczno – finansowe jeszcze zanim zaistnieje fakt, który miałyby opisywać.
Skąd zatem pomysł na „wynalazek postprawdy”? Skąd to nagłe objawienie w roku 2016, udawanie, że odkryło się zjawisko, które jest stare jak świat? Niektórzy socjolodzy mówią, że ludzkość głupieje. Nie powinna tego robić, bo przecież ma coraz więcej możliwości poznawczych i edukacyjnych. Ale może jednak tak jest. Stąd być może moda na intelektualne trendy, na pozornie nowe i odkrywcze słowa klucze, opisujące rzeczy dawno znane. Cóż – z pewnością najlepszym przykładem postprawdy jest sama postprawda…