Słońce w listopadzie
Doskonałe światło, niespodziewane,
Budzące wdzięczność i podziw,
Doskonale uformowany dzień
Bez skazy, przezroczysty, jasny,
Doskonała widoczność szczegółów,
Żyłkowania na opadłych listkach,
Niewzruszona potęga mijania,
Taniec wiatru, musowanie ciszy.
Jerzy Kronhold
Listopadowy zmrok przychodzi wcześnie. W reakcji na aurę za oknem i nostalgiczny początek miesiąca z zadumą nad grobami bliskich i pustką, jaka po nich została, w myśli zakrada się mrok. Dni krótkie, sny płytkie, skostniałe poranki, gdy z niechęcią wychyla się nos spod kołdry. Ale jest też piękno przebłysku, gdy wybijają złote, rude i karminowe barwy opadających liści w znużonych letnim wysiłkiem promieniach. Parujący kubek herbaty, fotel, leniwa lektura. I zapach: wilgoć ziemi, trawa powoli układająca się do zimowego snu, pachnące pożegnaniem usychające liście. Dźwięki: spacer przy wtórze gawroniego gadania, suchy szelest pod stopami. Powietrzna autostrada, którą podążają ptaki do lepszych, cieplejszych krajów, powoli milknie. Szukam światła, chcę zatrzymać ciepło, jeszcze przez chwilę ogrzać się na zapas, na długie zimowe miesiące. Przyglądam się drobiazgom, okruchom jesieni, dostrajam do przepływu pór roku. Wiele można się nauczyć od natury, od mądrości cyklu wiosennego przebudzenia, letniego przepychu, jesiennego przemijania i zimowego uśpienia.
Jeśli poezja jest poszukiwaniem blasku, jak pisał Adam Zagajewski, w momentach głębokiej radości i niezliczonych momentach niepokoju, sięgam po tomik, a w nim: „elegia jesieni istnieje; istnieją zaduma i / posmak; i erem istnieje; istnieją emu / anioły i wdowy; i cząstki elementarne, / istnieje wspomnienie, światło wspomnień; / istnieje efekt poświaty, eukaliptus i enklawy / jałowców, istnieje egalitaryzm i / samotność, efedra i ededrony, / i estragon w occie, i przyszłość, przyszłość” (Inger Christensen, alfabet (fragm.), tłum. Bogusława Sochańska). Skupienie na detalu, zauważanie drobiazgów, wsłuchanie w ciszę przynosi spokój. Choć nie zawsze. Są blisko nas ludzie, którzy także nasłuchują, uważnie rozglądają się dookoła, zauważają najdrobniejszy ruch. Temu skupieniu i uważności nie towarzyszy jednak zachwyt, tylko strach, niepewność i poczucie zagrożenia. Każdy szelest, trzask łamanej gałęzi może oznaczać zagrożenie. Kto idzie? Mundurowy, który oznacza niebezpieczeństwo, czy ten, który w wypchanym plecaku niesie pomoc – suche ubranie, ciepły śpiwór, wodę i żywność?
Tegoroczny listopad jest mroczniejszy niż zwykle. Powszechnieje uczucie bezradności. Kolejne protesty na ulicach, bezsilny krzyk kobiet, które boją się w tym kraju zachodzić w ciążę, boją się losu, jaki spotkał Izę, młodą kobietę w 22. tygodniu ciąży, która zmarła na oddziale położniczym. Tysiące ludzi wyszło z transparentami, by sprzeciwić się bezdusznemu traktowaniu kobiet, tak jak w 2016 roku w Czarnym Proteście czy w 2020 roku po wyroku trybunału Julii Przyłębskiej. W przeddzień rocznicy odzyskania niepodległości w Warszawie trwały gorączkowe przygotowania do przemarszu, który od lat kończy się bijatyką i chaosem. Nadano mu charakter państwowy – tak oficjalnie świętujemy odzyskanie niepodległości – zasiekami, skandowanymi nacjonalistycznymi hasłami, hukiem rac i wandalizmem. Trwa pandemia, wbrew wszystkiemu, rośnie kolejna fala zachorowań i zgonów, borykamy się z kryzysem gospodarczym i pędzącą inflacją. Przy naszej wschodniej granicy trwa stan wyjątkowy i koczują masy ludzi, którzy utknęli w potrzasku. Nie mogą wrócić, nie mogą pójść dalej. Bez domu, odarci z poczucia bezpieczeństwa, pozbawieni praw, skazani na zimno, głód, niepewność i strach.
W tym smutnym listopadzie, w tym smutnym kraju, z jego smutnym stanem wyjątkowym na wschodniej granicy i tragedią ludzi, widzę okruchy dobra, znajduję nadzieję, małe światełko, które ma kolor zielony. Na Podlasiu w wielu domach rozbłysły zielone lampki – w oknach i na gankach. Ta oddolna akcja mieszkańców pogranicza polsko-białoruskiego, to gest solidarności z ludźmi w potrzebie, znak rozpoznawczy dla szukających pomocy. W domu oznaczonym zielonym światłem mogą liczyć na posiłek, ogrzać się, wysuszyć lub zmienić ubranie, naładować telefon, otrzymać prostą pomoc medyczną i lekarstwa. Mieszkańcy nie pomagają w ukrywaniu się ani w dalszej podróży, ale pomagają przetrwać w ramach solidarności z człowiekiem w potrzebie. Zielone światło rozświetliło całą Polskę – okna mieszkań, domów, instytucji publicznych. Zielone były m.in. Pałac Kultury i Nauki Warszawa, Kładka Bernatka w Krakowie, gdański pomnik Neptuna, instytucje kultury. Nadzieję niosą medycy, grupy aktywistów, zwykli obywatele, okoliczni mieszkańcy, wszyscy ci, którzy organizują zbiórki pieniędzy i potrzebnych rzeczy. Ich działania ocalają sens i wartość człowieczeństwa. Takiego, o jakim pisał Jarosław Borszewicz: „szukam świata / w którym jedna jaskółka / czyni wiosnę / gdzie szewc/ chodzi w butach / gdzie jak cię widzą / to dzień dobry / szukam świata / w którym człowiek człowiekowi / człowiekiem”.
Jesteśmy politycznie podzieleni, zamknięci w swoim widzeniu świata, okopani w sądach i przekonaniach, budujemy mury. Na naszej wschodniej granicy też ma powstać mur, który skutecznie oddzieli nas od drugiego człowieka, który tak jak każdy z nas, ma marzenia o lepszej przyszłości. Trudna i bolesna historia Polski powinna była nas nauczyć, że choć zawirowania i polityczne katastrofy są przeciwko nam, zawsze możemy ocalić człowieka w sobie, wyciągnąć dłoń, zbudować most. Krzysztof Czyżewski mówi w pięknej i mądrej rozmowie w Magazynie Wizje: „Dzisiaj wyzwaniem staje się budowanie ‘niewidzialnych mostów’, z empatii, etosu współistnienia, cnoty współczucia […]. To dojrzałość emocjonalna, nierozdzielna od estetycznej wrażliwość etyczna, kultura dialogu, uważność na małe i na Drugiego zdolne są do otwarcia od wewnątrz naszych pozamykanych światów.”
Stanęliśmy przed wyzwaniem, którego skalę i powagę możemy sobie tylko wyobrażać, niewiele o niej wiemy naprawdę. Ale już dziś wiemy, że ludzi potrzebujących pomocy będzie przybywać, że katastrofa klimatyczna, brak wody, głód, nędza, polityczne kataklizmy zmuszą wiele milionów ludzi do poszukiwania bezpieczeństwa, pokoju, możliwości przetrwania i realizacji marzeń. To, jak dzisiaj się zachowamy wobec ludzi w potrzebie, naznaczy nasze zachowania na lata. Dlatego tak ważne jest, byśmy przypomnieli sobie i przypominali innym, co znaczy być człowiekiem, ludzkim wobec ludzkiego cierpienia, jaki ma sens i wartość głęboki humanizm. Potrzeby są wielkie, ale czasem potrzeba tak niewiele. Przywołany wcześniej Czyżewski, człowiek Pogranicza, praktyk idei, używa pełnego czułej mądrości słowa, „dobrożyczliwość”: „Łączy ona cnoty określane przez nas jako dobroduszność, życzliwość, czułość, uczynność i waleczność […]. Dobrożyczliwość rozumiana jest jako czynne sprzyjanie drugiemu.” Niech to słowo stanie się drogowskazem, w najmniejszych naszych działaniach i włączaniu się w wielkie sprawy. Niech nam rozświetli smutnawy listopad i przypomni, że „jeszcze w zielone gramy”, że możemy zapłonąć światełkiem nadziei dla drugiego człowieka.
