Agora stanowiła centrum. Starożytni przychodzili do miejsca, gdzie toczyło się życie polityczne, religijne, handlowe. Obok świątyń można było znaleźć budynki administracji publicznej, miejsca handlu, biblioteki… Przychodzili, by dzielić się ideami, by słuchać, by debatować, by tworzyć swoje państwo. Ów rynek, nawet jeśli z czasem zyskał walor bazaru, nie oznaczał jednak, że wszystko jest na sprzedaż (choć i tak bywało). Miał stanowić podstawę funkcjonowania państwa-miasta; miał służyć obywatelom i praktykowaniu przez nich wolności politycznej; miał służyć rozwojowi – tak intelektualnemu, jak i ekonomicznemu. Dawał więcej niż tylko prostą wymianę czy targ z gatunku „winien – ma”. Tu wymiana zataczała szersze kręgi, pozwalając z jednej strony na trwałość ówczesnej postaci demokracji, z drugiej zaś na jej rozwój i sycenie się ideami. Rozwój, jakiego i dziś potrzebujemy.
W czasie, gdy zdominowały nas rynki (nie tylko te rozumiane wprost, miejskie, często zatracające swoje pierwotne funkcje i zalane setkami turystów, ale i te determinujące naszą przyszłość, gospodarcze), targi (prosta wymiana towarowa, ale też polityczne targowanie się o to czy tamto), czy wreszcie – nie takie znów złe – jarmarki (z dozą tradycyjnego dla nich umiędzynarodowienia, rozmachem, regularnością, handlem i odrobiną zabawy), potrzeba nam agory. Gdy bombardowani jesteśmy komunikatami o tym, co zrobić by być szczęśliwym, co kupić by zaspokoić projektowane przez marketingowców potrzeby, by wybrać tego, a nie innego na stołek z widokiem na przyszłość… potrzebujemy agory. Gdy narzekamy na ubóstwo zainteresowań, pustotę myślenia, dominację zachowań stadnych (również w wersji jak barany – sic! – na rzeź), gdy liczni proponują nam uwłaczającą urawniłowkę, prowadzącą niechybnie w objęcia „obfitości nicości”, potrzebujemy agory. Gdy „cywilizacja konsumpcyjna pozoruje, że daje więcej, lecz w rzeczywistości daje za cztery soldy to, co cztery soldy jest warte” (Umberto Eco), gdy piekło wydaje się mieć kształt galerii handlowej (lub politycznego wiecu), zaś o naładowanie baterii w telefonie zdajemy się czasem dbać bardziej niż o dobrostan własny albo śpiącej obok osoby… potrzebujemy agory.
I nie żeby miała nas ona zbawić od potknięć, błędów czy zaniedbań codzienności, wyrwać ze świata konsumpcji, demagogii, samouwielbienia, egotyzmu czy marazmu. Nie żebyśmy łatwo mogli wyplątać się z diagnozy Fromma, piszącego że „ze snu o byciu niezależnym panem własnego życia budzimy się ze świadomością, że wszyscy staliśmy się kółkami w biurokratycznej maszynie, wraz z naszymi myślami, uczuciami, gustami, poddanymi manipulacji przez rząd, przemysł oraz środki masowej komunikacji, które tamte pierwsze kontrolują”. Ale nie jesteśmy aż tak zniewoleni, gdy wciąż jesteśmy zdolni rozpoznać zbliżające się zagrożenia. Wolność to nie sen.
Dlatego potrzebujemy agory. Nie tylko miejsca sprzedaży czy wymiany pomysłów, ale faktycznego miejsca dyskusji, wymiany myśli, debaty, nie tyle ustalania, co ścierania się poglądów. Nie tylko sfery zawierania kompromisów, ale twardych opinii, których potrafimy bronić. I nie idzie wcale o śmierć za idee, a raczej za umiejętność jasnego odróżniania, co jest najbardziej moje, co uznam za element swojej tożsamości, co zinternalizuję, co uznam za ciekawe i warte rozważenia, czy wreszcie, co będzie dla mnie odległe czy niemożliwe do przyjęcia. Agora, na której szanuję wolność drugiego, jego granice, a jednocześnie miejsce, gdzie sporu idei czy konfliktu wartości nie uznam za wojnę. Agora, gdzie mogę się z drugim otwarcie nie zgadzać, ale będę bronić jego/jej/ich prawa do wyrażania poglądów. Tak przecież chcieli ojcowie i matki liberałowie. Agora jest możliwa. I nie tylko jako miejsce ciągłego marudzenia, utyskiwania jako to jest źle, a będzie jeszcze gorzej. To również miejsce na poszukiwania siebie, na znajdowanie szczęścia, na przyjemność odnajdywania się w dialogu, w czekaniu, w trwaniu przy naszych nadziejach, w wybaczaniu potknięć, w działaniu. Agora to miejsce wykonania kroku ku temu, co znane, nieznane, wyczekane, niewygodne, komfortowe, potrzebne; ku każdej myśli, jaka zaprząta nasz umysł; ku drugiemu, co czeka. Bez niej trudno zbudować dobre myślenie i skuteczne działanie, prowadzące do każdego z wyznaczonych celów. Potrzebujemy agory.