Podczas ceremonii wręczania nagród Freedom Awards przyznawanych przez Atlantic Council, powiedziała Pani, że kiedy przedstawiciele państw Zachodu poruszają temat krajów, które znajdują się w stanie wojny domowej mówią często, że to bardzo skomplikowane zagadnienie i faktycznie nie czynią nic, nie będąc w stanie zapobiec ludobójstwu. Jakie kroki powinna podjąć wspólnota międzynarodowa oraz Unia Europejska w Syrii?
Sytuacja w Syrii jest bardzo poważna. Powinniśmy niestety uświadomić sobie, że jesteśmy bezradni wobec niektórych problemów. Sprawa Syrii jest bez wątpienia jednym z nich. Zbyt długo zwlekaliśmy. Dyktatura była zbyt mocno zakorzeniona. Nie wyciągnęliśmy wniosków z przeszłości. Powinniśmy wiedzieć, że należy być niezwykle ostrożnym w stosunkach z dyktatorami. Nasi tureccy przyjaciele otworzyli granice i oświadczyli, że nie mają żadnych problemów z sąsiadami. Okazało się jednak, że dyktatorzy, nawet jeśli wydają się być przyjaźnie nastawieni i łagodni, wciąż pozostają dyktatorami. W przypadku Syrii, wspólnota międzynarodowa jest podzielona. Rosja wciąż popiera reżim Baszara al-Assada oraz Iran. Po raz kolejny jesteśmy świadkami sytuacji, w której wpływowe państwa, mocarstwa oraz lokalne ugrupowania rywalizują przeciwko sobie na danym terenie. Powtarza się scenariusz z Afganistanu, gdzie mieliśmy do czynienia z konfliktem wpływów Rosji, USA, Pakistanu, Indii oraz Chin. Wspomniane kraje wykorzystały Afganistan, aby rozwiązać własne problemy. Sprawa Syrii jest podobna, ponieważ Rosję i Assada łączą wspólne cele. Należy jednak pamiętać, że sytuacja w Syrii byłaby poważna nawet bez Assada. Tamtejsze społeczeństwo jest podzielone i oparte na klanach, które posiadają swoich zagranicznych sprzymierzeńców. Diaspora nie jest w stałym kontakcie z obywatelami, którzy zostali w państwie. Tym samym, mediacja to jedyna forma pomocy, jaką może zaoferować wspólnota międzynarodowa. To nie jest proste, ponieważ istnieją mocarstwa, które popierają dyktaturę Assada z geopolitycznych powodów. Uważam, że zbrojna interwencja nie jest możliwa i nie pomogłaby Syrii. Po pierwsze, odbyłaby się ona bez zgody Rady Bezpieczeństwa ONZ, ponieważ nie sprzyjałoby to interesom Rosji. Syria nie ma złóż ropy naftowej, ale to państwo interesujące z geostrategicznego punktu widzenia. To czynnik odróżniający wspomniany kraj od Libii, która ma złoża ropy naftowej, ale nie jest interesująca pod względem geostrategicznym. Po drugie, myślę, że wyciągnęliśmy wnioski z Iraku oraz Libii. Wygrana wojna z dyktatorem nie zawsze idzie w parze z rozkwitem demokracji. Szczerze mówiąc, takie decyzje są bardzo ryzykowne.
Chciałbym teraz porozmawiać o Egipcie, Libii i Tunezji oraz o tamtejszych ruchach demokratycznych. Czy sądzi Pani, że są to prawdziwe demokratyczne i niezależne ugrupowania, czy raczej, tak jak wspomniał Lech Wałęsa podczas Wrocław Global Forum, również ruch antykapitalistyczny?
Muszę przyznać, że to bardzo złożone zagadnienie, którego motywem przewodnim jest sformułowanie dość tego!. Ci ludzie, którzy mają trzydzieści lat, powiedzieli: basta!. Można to uznać za podłoże rozważanych sytuacji. Przypominam, że 60% populacji Egiptu to ludzie poniżej dwudziestego piątego roku życia. Nie widzieli nic poza wizerunkiem Mubaraka. Tym samym, można sobie wyobrazić, że basta! to nie puste słowa. Podobnie jest w przypadku Tunezji czy Libii gdzie obywatele nie znają nikogo poza Ben Alim, nie wspominając o Kadaffim. Sytuacja ekonomiczna była zła, ale główny czynnik nie zmienił się. Basta! to wyrażenie odnoszące się do wielu założeń. To normalne. Jesteśmy do tego przyzwyczajeni. W naszych państwach, w naszych społeczeństwach, ludzie są kapitalistami i liberałami. Każda grupa społeczna ma swoje priorytety – kobiety, młodzież, ekolodzy itp. Tak samo jest w przypadku społeczeństwa w krajach arabskich. Słowo basta! odnosi się do wielu czynników. Możemy je rozumieć na wiele różnych sposobów. Na Zachodzie nauczyliśmy się zrzeszać w pokoju i zgodnie z literą prawa. Dlatego powstały partie komunistyczne, partie socjalistyczne, partie liberalne itd. Każda partia sformułowała pewne zasady prowadzenia dyskusji, ustanowiła przepisy dotyczące organizacji wyborów. Ludzie zmieniają poglądy, ale należy pamiętać, że ramy systemu powstają dzięki partiom politycznym, przepisom, organizacjom, instytucjom, wyborom oraz niezawisłości sądów. Tutaj nie chodzi tylko o wybory. Nie zapominajmy o instytucjach oraz ustroju. Wszystkie wymienione czynniki są niestety nieobecne w krajach arabskich. Tam wszystko należy zbudować od podstaw. To dopiero początek i nie możemy być pewni, że sprawy zakończą się pomyślnie, ponieważ to ciężka droga. Nieco inaczej było w przypadku krajów Europy Wschodniej, które zawsze miały wiele wspólnego z Europą Zachodnią. Chciano zjednoczyć się z sąsiadami zza zachodniej granicy. Mimo to, w niektórych państwach wciąż oddawano głosy na partie komunistyczne. Dla nas to było niesamowite. Myśleliśmy, że demokracja okazała się tak skomplikowana, że niektóre kraje Europy Wschodniej zdecydowały się powrócić do komunizmu. Mieszkańcy Europy Zachodniej sądzili, że to upadek demokracji, ale to był tylko mały krok wstecz. Demokracja odrodziła się, a komuniści nie zeszli z demokratycznej drogi. Ludzie są tacy sami, niezależnie od miejsca zamieszkania. Myślę, że kraje arabskie czeka tak samo długa droga przez mękę. Nie ma jednak gwarancji, że wszystko zakończy się pomyślnie.
Czy powtórzą się w nich wydarzenia, które miały miejsce w Teheranie w 1979 roku?
Nie. Świat jest teraz o wiele bardziej niezależny. Na arabskiej ulicy nie przywoływano Osamy bin Ladena czy Ruhollaha Chomeiniego. Wiele mówiono natomiast o Recepie Erdoğanie. To zwiastowało nadchodzącą zmianę. Jestem pewna swoich racji, ale wiem, że to będzie długa i ciężka droga. Rami Kuri napisał niedawno, że ludzie są zaangażowani w politykę. Bardzo mnie to cieszy. Mieszkańcy Kairu, Asuanu oraz innych miast pytają przechodniów, na kogo głosują. Dla nas to nic wielkiego, ale oni doświadczają tego po raz pierwszy.
Co Pani sądzi o roli Turcji? Zastanawiam się czy Ankara będzie stabilizowała sytuację w tym regionie?
Myślę, że Turcja ma ostatnio wiele problemów. Mam na myśli nie gospodarkę, a politykę. Należy wspomnieć o decyzjach Erdogana dotyczących zmiany prawa aborcyjnego oraz aresztowaniu dziennikarzy. Uważam, że rząd może nie sprostać wyznaczonym zadaniom bez odpowiedniej kontroli i równowagi. My, Europejczycy również odpowiadamy za obecną sytuację, ponieważ nie osiągnęliśmy kompromisu. Powinniśmy zaufać Turcji i być wobec niej szczerzy podczas negocjacji w sprawie przyjęcia do Unii Europejskiej. Musimy teraz wyciągnąć wnioski. Podejmowaliśmy pewne decyzje, które rok później ulegały zmianie. To wprowadziło chaos na Bliskim Wschodzie. Ludzie sądzą, że Europa jest bezradna. Ich zdaniem odrzucono Turcję, ponieważ to kraj muzułmański, a my jesteśmy negatywnie nastawieni do muzułmanów. Nasze zachowanie wobec Turcji było nieodpowiednie ze względu na wiarygodność. Ponadto, udowodniliśmy, że jesteśmy chrześcijanami, którzy nie chcą wśród siebie muzułmanów. Muszę przyznać, że jest w tym ziarnko prawdy. Gdy okazało się, że Turcja nie zostanie przyjęta do Unii Europejskiej z otwartymi ramionami Ankara postawiła na własną politykę opartą na polepszającej się sytuacji gospodarczej. Początkowo Turcja nie miała żadnych problemów z sąsiednimi państwami. Teraz sytuacja wygląda zupełnie inaczej. Problemy w Iranie, Syrii, północnym Iraku, Kurdowie. To tylko początek długiej listy. Sprawa Turcji jest również bardzo poważna. Ich sytuacja na arenie międzynarodowej nie jest łatwa, dlatego polityka zero problemów z sąsiadami może zostać wystawiona na poważną próbę.
Tłumaczenie: Aleksandra Kozłowska