Mieliśmy wielkie szczęście, że należymy do pokolenia wielkiego przełomu, po tylu latach klęsk i nieszczęść. Przyczyny tych opatrznościowych wydarzeń były złożone. Powinniśmy je sobie uświadamiać tak, aby weszły do narodowej pamięci. W wydarzeniach tych szczególną rolę odegrał Bronisław Geremek. Co najmniej dwukrotnie podejmował wtedy decyzje, które miały duże znaczenie dla biegu wydarzeń. Oczywiście uczestniczył też w podejmowaniu różnych ważnych decyzji i przedtem i potem. Podejmował je razem z Lechem Wałęsą, Tadeuszem Mazowieckim i innymi. Ale te dwa momenty liczą się w naszej historii szczególnie.
Pierwszą z takich ważnych decyzji podejmował w kwietniu 1987 r. Byłem tego świadkiem. Zaproponował wtedy stworzenie komitetu jako reprezentacji różnych środowisk i orientacji opozycyjnych, który mógłby podjąć negocjacje z władzami komunistycznymi. Przez kilka tygodni układaliśmy mozolnie listę zaproszonych kandydatów. Było ich ok. sześćdziesięciu. Lech Wałęsa zgodził się ich zaprosić. Nikt nie odmówił. I tak 31 maja, bezpośrednio przed rozpoczęciem kolejnej pielgrzymki Jana Pawła II, zebrała się „sześćdziesiątka” jako niekompletna wprawdzie, ale godna reprezentacja polskich sił demokratycznych. W parafii ks. Indrzejczyka na Żoliborzu uchwaliliśmy apel podkreślający prawo Polaków do niepodległości oraz do wolności i demokracji. Sam Profesor nie był obecny na początku zebrania, bo go profilaktycznie wezwano na przesłuchanie do „Pałacu Mostowskich” (komendy MO). Prowadziłem je w jego zastępstwie.
To właśnie ten komitet półtora roku potem na wniosek Edmunda Osmańczyka przyjął nazwę Komitetu Obywatelskiego przy Przewodniczącym NSZZ „Solidarność” Lechu Wałęsie. Liczył już wtedy ponad 130 osób. Odbyło się to 18 grudnia 1988 r. w kościele Miłosierdzia Bożego przy ul. Żytniej. Było to szóste spotkanie tego powiększającego się grona. Przygotowano już ogólny program i plan działania, a 11 września tego roku (u św. Brygidy w Gdańsku) udzielono poparcia dla decyzji Wałęsy o uczestnictwie w Okrągłym Stole. W grudniu Komitet pod przewodnictwem Geremka przygotował scenariusze i skład naszej reprezentacji w poszczególnych komisjach Okrągłego Stołu. Potem zaś przygotował i przeprowadził kampanię wyborczą przed czerwcowymi wyborami. Powołaliśmy odpowiednie zespoły oraz ponad sto komitetów w terenie składających się głównie z działaczy „S”, z rolników, z działaczy klubów katolickich i duszpasterstw oraz środowisk uniwersyteckich. W kwietniu 1989 r. na zebraniu Komitetu w Audytorium Maximum na Uniwersytecie Warszawskim zatwierdzono nasze listy wyborcze, przygotowane w ciągu 17 dni od podpisania porozumień Okrągłego Stołu. Wchodziłem w skład Zespołu d/s. Organizacyjnych (wraz z Kuroniem, Balazsem i Wujcem), ale praktycznie przygotowaliśmy je we trójkę z Henrykiem Wujcem i jego żoną Ludwiką.
Profesor Geremek przewodniczył Zespołowi d/s. Koordynacji List Kandydatów, który rozstrzygał w kilku sprawach spornych. Składał się on z kilku profesorów i kilku działaczy związkowych. Trzeba podkreślić, że jak na skalę zadania (261 kandydatów, po jednym na każde miejsce do uzyskania) było to zdumiewająco mało. Komitety w terenie działały niezwykle sprawnie i rozsądnie. Było dużo zrozumienia dla powagi sytuacji i dlatego mimo pewnych konfliktów, osobistych ambicji i zawodów – sporów było mało. Rzecz zadziwiająca w naszym, przecież dość kłótliwym z natury, narodzie. Na ogół popierano jedną listę kandydatów, chociaż było to przykre, bo ograniczało pluralizm w naszych środowiskach. Komitety obywatelskie przeważnie rozumiały i akceptowały tę zasadę wobec naszej słabości i siły przeciwnika. Płaciliśmy jednak za to pewną cenę. Kilku ważnych i cennych działaczy, m.in. Mazowiecki, Chrzanowski, Lipski, Bortnowska, Hall, Olszewski, Strzembosz było przeciw i na ogół uchylało się od kandydowania.
Drugą najważniejszą w swym życiu decyzję prof. Geremek podjął 19 sierpnia 1988 r. po sygnale od sekretarza PZPR Czyrka, który dał prof. Stelmachowski, że komuniści chcą negocjować, ale stawiają warunki przerwania strajków. Było nas wtedy czworo: Geremek, Stelmachowski, pani rektor Radomska i ja. Prof. Geremek uznał, że nie wolno nie wykorzystać tej szansy i postanowił przekonać Wałęsę do podjęcia rozmów. Przez 12 dni trwały ciężkie rozmowy w Gdańsku i w Warszawie na ten temat. Rozpoczęła się właśnie duża akcja strajkowa, która obejmowała kilka ważnych ośrodków. Zaczął Śląsk (kopalnie Manifest Lipcowy i Andaluzja) 15 sierpnia. 22 sierpnia dołączyły stocznie, a potem huty: Lenina i w Stalowej Woli. Bardzo aktywną rolę odegrał wtedy prof. Stelmachowski, rozmawiając zarówno w naszym imieniu z władzami, jak i z komitetem strajkowym w Gdańsku. W obu przypadkach było to bardzo trudne. W naradach z Wałęsą uczestniczyli też Mazowiecki, Michnik i bracia Kaczyńscy. Wreszcie 25 sierpnia Stelmachowski i Geremek skorygowali otrzymaną z Gdańska notatkę i przekazali ją jako propozycję rozmów gen. Kiszczakowi. Zawierała ona postulat legalizacji „S” i pluralizmu politycznego.
W wyniku tego doszło do pierwszego od siedmiu lat oficjalnego spotkania Wałęsy z władzami. Geremek uważał to za duży sukces. Sytuacja jednak była bardzo trudna, bo władze nie godziły się na legalizację „Solidarności”, ale dla kontynuowania rozmów domagały się natychmiastowego przerwania strajków. Doradcy „Solidarności” byli wyraźnie podzieleni (Mazowiecki i Geremek, Stelmachowski i Wielowieyski optowali za rozmowami), przywódcy związkowi, nieufni wobec władz, byli sceptyczni, I wtedy – 31 sierpnia – Lechu podjął sam najważniejszą, jak sądzę, decyzję w swoim życiu, ważniejszą od „skoku przez płot” 14 sierpnia 1980 r. Podjął wielkie polityczne i prestiżowe ryzyko, wzywając wielkie zakłady do przerwania strajku i biorąc na siebie zadanie wynegocjowania sprawy „Solidarności”. Strajkujące zakłady protestowały, ale w końcu ruch strajkowy osłabł i akcję przerwano. Jednakże wielu działaczy z Kuroniem i Michnikiem na czele ostro krytykowało Wałęsę za zbyt miękką postawę. Geremek go bronił. W kilka dni potem zarówno władze Związku (KKW), jak i „sześćdziesiątka” – zaakceptowały decyzję Wałęsy.
Jednakże jeszcze 3 miesiące trwała przepychanka i rozmowy o rozmowach. „Solidarność” była nieufna, co jest w pełni zrozumiałe, bo w październiku wszystkie prawie komitety wojewódzkie PZPR i całe OPZZ wypowiedziało się przeciwko porozumieniu ze związkiem. W listopadzie na plebanii w Wilanowie omal nie doszło do zerwania rozmów. Tylko stanowczość obserwatorów kościelnych: biskupa Gocłowskiego i księdza Orszulika doprowadziła z trudem do zgody, że „rozmowy będą kontynuowane”.
W końcu osobista ambicja szefa OPZZ Alfreda Miodowicza doprowadziła do słynnej debaty telewizyjnej z Wałęsą, po której już bardzo trudno było komunistom odmawiać negocjacji z tak poważnym i popularnym przywódcą, którego w kilka dni p
óźniej prezydent Mitterand przyjmował w Paryżu prawie jak głowę państwa. Towarzyszyłem mu wtedy wraz z Geremkiem. Plenum KC PZPR uległo wreszcie wbrew sobie naciskowi generałów, którzy realizowali odważnie, ale ryzykownie swój plan usidlenia „Solidarności”. W Pałacu Namiestnikowskim zaczęto ustawiać Okrągły Stół. Kiedy zaś po dwóch miesiącach negocjacji podpisano porozumienie, ruszyliśmy odważnie do wyborów. Byliśmy zdeterminowani, ale bez euforii. Nasze szanse i wyniki wciąż były wątpliwe. Bronisław Geremek przy Okrągłym Stole negocjował najtrudniejsze sprawy polityczne i był jednym z niewielu, pewnych zwycięstwa. W kwietniu przekonywał, że staropolskim zwyczajem trzeba już śpiewać w kościołach Te Deum laudamus, bo to, co już osiągnięto, jest wielkim sukcesem. Traktowano to z niedowierzaniem. Byli też partyjni, którzy martwili się, że „Solidarność” może wyjść z wyborów za słaba, aby być dobrym partnerem. 4 czerwca wielu więc bardzo zaskoczył. Utworzenie w 3 miesiące potem pierwszego niepodległościowego rządu Tadeusza Mazowieckiego w tej części Europy, upadek komunizmu w wielu krajach oraz rozkład ciemiężącego nas imperium były nieoczekiwane. Co więcej – proces ten wcale nie był konieczny i nieuchronny.
*
Minęło 20 trudnych, dramatycznych lat z wielkimi sukcesami transformacji oraz bolesnymi doświadczeniami obolałego społeczeństwa. Profesor Geremek jako szef MSZ wprowadził nas do Paktu Atlantyckiego i podprowadził do Unii, ale Unia Wolności, której przewodniczył, najbardziej zaangażowana w reformy siła polityczna w Polsce, zapłaciła za to wielką cenę. Wyborcy się od nas odwrócili. Tak jak ci, co wybierali w 1991 r. Tymińskiego przeciw Mazowieckiemu. Ostatni rzeczywiście reformatorski rząd Jerzego Buzka, Balcerowicza i Geremka został odrzucony w wyborach w 2001 r.
Oddając cześć pamięci Bronisława Geremka, wyrażam przekonanie słowami poety, że „jego będzie za grobem zwycięstwo”. Wiedzieliśmy i w 1989 r., i w ostatnich latach, że udręczone społeczeństwo boi się reform i radykalnych zmian, a mimo to mieliśmy odwagę ich dokonywania i dzięki temu zdobyliśmy taką pozycję w Europie, jaką mamy.
Kształtuje się dziś jednak nowe, młode społeczeństwo polskie, świadome coraz bardziej swych potrzeb oraz swego miejsca w nowoczesnej, wspólnej Europie. To ono odrzuciło rządy PiS, rządy urazów, lęków i frustracji. Po raz pierwszy bowiem od ponad 80. lat Polacy, w większości w wyniku wejścia do Unii i uświadomienia sobie tego, zaczęli stawać się optymistami, zaczęli wierzyć w siebie i mieć poczucie większej wartości. To się zaczęło 1,5-2 lata temu. Ale się dopiero zaczęło. i jest szansą, którą musimy wykorzystać.
A o takie właśnie społeczeństwo walczył i na nie liczył Bronisław Geremek. Dziś jeszcze w życiu publicznym Polski dominują 2 partie konserwatywne, które wyrażały i wyrażają wciąż zmęczenie i niechęć społeczeństwa do zmian. Platforma nie używa nawet słowa reforma. Przed liberalnymi reformatorami, bardzo Polsce potrzebnymi, stają więc zadania, które dopiero teraz Polacy będą mogli świadomie realizować. Od nas, spadkobierców Unii Demokratycznej i Unii Wolności, zależeć będzie, czy potrafimy te ambicje istotnej poprawy w Polsce wyrazić i spełniać.
*
Prof. Geremek był również znaczącym i uznanym liderem europejskim. W swych ostatnich publikacjach i wypowiedziach przed śmiercią precyzyjnie rysował główne dylematy i zadania. Wzmocnienie Unii i współpracy państw narodowych, która wymaga zwłaszcza dwóch rzeczy: uświadomienia sobie i przyjęcia zbieżności interesu narodowego i europejskiego oraz zbliżenia Unii do obywateli, których wciąż jeszcze Europie brakuje. W tym zakresie jego idee są dla Unii żywym, aktualnym wyzwaniem. Jako poseł do Parlamentu Europejskiego był znany również jako poważny kandydat na przewodniczącego PE 5 lat temu. Jednakże jego znaczącym wkładem do prac PE było podjęcie bardzo istotnej sprawy „powszechnych konsultacji obywatelskich”. Uważał je za ważny i skuteczny instrument rozwoju demokracji obywatelskiej w Europie. „Stworzyliśmy już zjednoczoną Europę – mówił – a teraz trzeba jej stworzyć obywateli, bo ich jeszcze nie ma”. W tym celu proponował utworzenie instytucji „powszechnych konsultacji obywatelskich”. Tragiczna śmierć przerwała tę pracę. Wchodząc na jego miejsce w Parlamencie Europejskim, podjąłem kontynuację tego projektu. Uzyskałem poparcie czołowych europejskich ekspertów-politologów oraz naszej liberalnej grupy politycznej (ALDE). Mogłem też liczyć na poparcie kilku czołowych konstytucjonalistów z innych grup politycznych (EPP i PES). Niestety zabrakło czasu, aby Komisja Konstytucyjna mogła w tej sprawie przedstawić odpowiednie propozycje Parlamentowi, zwłaszcza że Komisja Europejska, od której w końcu będzie zależało wprowadzenie w życie tego projektu (oczywiście też za zgodą Rady Europejskiej, czyli szefów rządów), ustosunkowała się do niego niechętnie, ze względu na duże trudności: polityczne (zgoda krajów członkowskich), organizacyjne i finansowe. Dotąd podejmowane są w UE próby konsultacji społecznych (zwłaszcza z NGO`s) w skali kilku tysięcy ankietowanych. Przygotowuje się też konsultacje w skali kilkudziesięciu tysięcy ankietowanych. Wszystko to jest jednak bardzo dalekie od budzenia społeczeństwa obywatelskiego, bo obejmie nie więcej niż jeden promil ludności UE.
Sprawa ta może okazać się problemem „być albo nie być” dla Europy. Na tym przecież polega istotna różnica w potencjale politycznym Europy w porównaniu z USA. Przewaga Amerykanów nie jest tylko technologiczna, ale przede wszystkim polityczna. Tam funkcjonuje amerykańskie społeczeństwo obywatelskie, a w Europie 27 krajów demokratycznych poczucia europejskiej obywatelskości nie ma. A jest ono bezwzględnie potrzebne, by żyć, odpowiadać na nowe wyzwania i odegrać swą ważną rolę w świecie. Przy czym, jak słusznie stwierdzono na ostatnim kongresie Ruchu Europejskiego w Hadze, integracja europejska wcale nie jest jeszcze przesądzona. Grożą nam wciąż różne znaczące postacie charyzmatycznych liderów antyeuropejskich (jak Klaus, Berlusconi, Mecziar, Kaczyński czy Ganley), a zwłaszcza zjawisko implozji. W ostatnich dekadach waliły się ustroje i rządy zarówno dyktatorskie (komunistyczne, wojskowe czy tylko semi-autorytarne, jak na Ukrainie), jak i liberalne (np. w Japonii i we Włoszech) i to nie głównie w wyniku walki i przemocy, ale po prostu z braku wsparcia obywateli.
My zaś mamy 27 demokratycznych krajów z mniej lub bardziej aktywną opinią publiczną, ale nie mamy europejskiej opinii publicznej, bo nie mamy europejskiego poczucia europejskości. Nieudane referenda to tylko symptomy głębszej słabości. Funkcjonuje „złośliwy trójkąt” – obywatele, media, partie polityczne. Obywatele na ogół akceptują Europę i uważają Unię za pożyteczną (tak było np. w Irlandii), ale mało o Europie wiedzą, nie są na nią wrażliwi i nie interesują się nią. Czasem ich irytuje i robią z niej sobie „kozła ofiarnego”. Wobec tego komercyjne media też się nią nie wiele zajmują. Z tego samego powodu partie polityczne w naszych krajach nie są sprawami europejskimi zbytnio zainteresowane, a wybory co 5 lat do PE są bardzo słabym bodźcem dla europejskiej opinii publicznej.
Trzeba więc wciągnąć obywateli do wspólnej refleksji i debaty europejskiej. Nie tyle po to, by poprawiać decyzje Unii, bo konsultacje z krajami i NGO`sami mogą tu wystarczyć, i nie po to, by poznać opinie ludzi, bo do tego wystarczą sondaże Eurobarometru. Musimy to zrobić, by pobudzać i rozwijać debatę obywatelską tak, aby wyszła poza granice narodowe i aby weszła w obyczaj i w krew. Wszystkie ważniej
sze sprawy UE powinny być poddawane opinii obywateli regularnie (co rok?)i w podobny sposób. Będzie to wymagać rozwijania i doskonalenia trudnej sztuki zadawania pytań obywatelom, a potem z kolei oceny i wykorzystania wyników konsultacji tak, aby opinia publiczna była szanowana. Wdrażanie będzie wymagało czasu (5-8 lat). Cały zaś system mógłby być wprowadzany etapowo, zwłaszcza przy pomocy internetu, co znacznie zmniejszyłoby jego koszty. Na początek Unia powinna zaprosić do udziału w konsultacjach i zarejestrować kilka milionów internautów. Rosnąca aktywność internetowa, zwłaszcza młodego pokolenia, stanowi tu dużą szansę.
Andrzej Wielowieyski
b. poseł i senator, b. wice przew. OKP, b. poseł do Parlamentu Europejskiego
Tekst jest rozszerzoną wersją laudacji wygłoszonej przy odsłonięciu tablicy pamiątkowej Bronisława Geremka w Warszawie przy ul. Piwnej 25, w dniu 13 lipca 2009 r.