Widokiem najbardziej wstrząsającym w ostatnich dniach były dwa szpalery uzbrojonych żołnierzy, stojących po dwóch stronach polsko-białoruskiej granicy, a pomiędzy nimi grupa ludzi powoli umierających z głodu, zimna i beznadziei. Przerażająca jest bezwzględność polskich władz, które z właściwą sobie dezynwolturą unieważniły zapisy konwencji genewskiej i polskiej konstytucji, przez zmianę rozporządzenia w sprawie czasowego zawieszenia lub ograniczenia ruchu granicznego, aż w końcu decydując się na wprowadzenie stanu wyjątkowego na tym obszarze. Tym samym pozwala to polskim służbom granicznym stosować praktyki odpychania od granicy cudzoziemców proszących w Polsce o azyl, tzw. push-back z dala od kamer i niewygodnej obecności przedstawicieli organizacji pozarządowych.
W państwie PiS władcy mogą robić wszystko i powinniśmy się do tego już przyzwyczaić. Tłumaczenie jest takie, że winny jest Łukaszenka, który chce doprowadzić do kryzysu zalewając Polskę i Unię Europejską uchodźcami. Trzeba więc się temu przeciwstawić zamykając granicę przez obstawienie jej wojskiem, zasiekami z drutu kolczastego i budową wysokiego płotu. Polska nie postępuje niehumanitarnie, bo wydaleni uchodźcy, na Białorusi, skąd przecież przybyli, powinni czuć się bezpiecznie. To, że Białoruś nie chce ich przyjąć, to przecież już nie nasza sprawa. A poza tym, to nie są żadni uchodźcy tylko imigranci ekonomiczni, którzy nie uciekają przed prześladowaniami, ale przed niskim poziomem życia.
Zakładając, że wszystko to jest prawdą, jednemu tylko nie da się zaprzeczyć. Ci ludzie koczowali dotąd pod gołym niebem w fatalnych warunkach, w których zostali uwięzieni. Wojskowy kordon po polskiej stronie nie pozwalał się do nich zbliżyć parlamentarzystom i członkom organizacji pozarządowych, nie pozwalał zaopatrywać ich w okrycia, żywność, wodę i leki, nie dopuszczał do nich lekarzy, prawników i tłumaczy. Próby porozumiewania się z nimi były przez wojsko zagłuszane włączaniem silników samochodowych i sygnałów alarmowych. Wszystko to miało wszelkie znamiona torturowania niewinnych ludzi i przyczyniania się do ich śmierci. Polski rząd czynił to świadomie, opierając się na przepisach prawa pana Wąsika. Zwalanie winy na białoruską władzę nic nie pomoże. Polska morduje tych ludzi wspólnie z Białorusią.
Tak oto w pisowskiej Polsce rozumiane są prawa człowieka. „To my będziemy decydowali, kogo wpuścić do Polski” – zapowiedział premier Morawiecki. Będziemy więc przyjmować tylko tych, którzy nam pomogli w Afganistanie. Reszta nas nie interesuje. Mogą sobie umierać na naszej granicy. Znów wraca stara śpiewka o zagrożeniach ze strony uchodźców: roznoszonych przez nich pasożytach, rozbojach i straszliwych zwyczajach. Wicepremier Gliński ochoczo potrząsa szabelką i zapewnia, że przed uchodźcami się obronimy, podobnie jak przed paru laty czyniła to premier Szydło zapewniając, że na przekór naiwnej Europie ani jeden uchodźca się do Polski nie prześlizgnie. Rzeczywiście, kiedy ostatni uciekinier skona na granicy w Usnarzu Górnym, polska armia będzie mogła odtrąbić kolejne zwycięstwo. Gdy w wywiadzie telewizyjnym Władysław Frasyniuk nazwał żołnierzy pilnujących granicy w Usnarzu Górnym „watahą psów, która otoczyła biednych, słabych ludzi”, podniósł się krzyk, że obraził polskie wojsko, które przecież u nas jest prawie świętością. Ale to nie Frasyniuk uraził honor polskiego żołnierza, zrobił to przecież minister Błaszczak, który tym żołnierzom kazał robić to, co nie przystoi robić ludziom noszącym polski mundur.
Potraktowanie granicy w Usnarzu Górnym jak pola zwycięskiej bitwy, na które przyjeżdża minister Obrony Narodowej i premier rządu, aby podziękować dzielnym żołnierzom i obiecać im nagrody, zasługuje na śmiech i pogardę. Ale ta cała niemądra szopka w obronie polskiej granicy ma przecież oczywisty cel propagandowy. Chodzi o to, aby znów przestraszyć ludzi uchodźcami i pokazać jak dzielny rząd PiS-u jest zdeterminowany bronić Polski przed ich niszczącym zalewem. Chodzi też o to, aby krytyków tego rządu, domagających się wpuszczenia uchodźców i udzielenia im pomocy, przedstawić jako wrogów Polski lub pożytecznych idiotów, ulegających zbyt łatwo uczuciom litości i miłosierdzia.
Kiedy jednak ktoś potrzebuje pomocy, trzeba mu tej pomocy udzielić, nie zważając na kontekst prawny i polityczny. To jest podstawowy moralny imperatyw każdego przyzwoitego człowieka. Dopiero potem można się zastanawiać, jakie kroki podjąć, aby skutecznie zmierzyć się z konsekwencjami, które mogą być z tym związane, na przykład w postaci tysięcy nowych uchodźców na granicy. Należy też pamiętać, o czym pisowski rząd stara się zapomnieć, że Polska jest integralną częścią Unii Europejskiej. Problem inwazji uchodźców, który po opanowaniu Afganistanu przez talibów jest nieuchronny, będzie problemem całej Unii, a nie tylko Polski i w całej wspólnocie musi być rozwiązywany. Już dość egoistycznego uchylania się Polski od przyjmowania uchodźców i czynienia z tego trampoliny politycznej dla populistycznej prawicy.
Warto się zastanowić nad tym narodowym egoizmem, którym tak chętnie posługują się populiści. Jest on przejawem partykularyzmu etycznego. Dobre jest to, co jest dobre dla nas, dla naszego narodu, chociaż niekoniecznie jest dobre dla innych. Musimy się martwić o swoich, a nie o obcych. Niestety, obawiam się, że dla wielu ludzi jest to oczywiste i tego oczekują od swojego rządu. Zapewne obraziliby się, gdyby im powiedzieć, że ich postawa jest z gruntu niemoralna. Kryteria dobra i zła muszą być bowiem uniwersalne. Przyzwyczajenie, aby dbać o własne interesy, choćby kosztem innych, to nic innego, jak skutek funkcjonowania państw narodowych, które w przeszłości właśnie w ten sposób poszerzały swoje wpływy i terytoria. Na tym przyzwyczajeniu starają się zbijać kapitał polityczny populiści.
Przykładem tego może być pseudopatriotyczny spektakl, jaki urządzili politycy z klerykalno-nacjonalistycznej partii w lecie 2007 roku w miejscowości Narty na Mazurach przed domem, który polski sąd nakazał zwrócić prawowitej właścicielce narodowości niemieckiej. Politycy wygłaszali patetyczne oświadczenia o niemieckim zagrożeniu, bredzili, porównując decyzję sądu z atakiem na Westerplatte w 1939 roku, mącili w głowach mieszkańcom domu, deklarując swoją pomoc w obronie polskości, zagrożonej, jak widać, przez sąd jak najbardziej polski. Ten protest poparł wówczas Jarosław Kaczyński, który już wtedy ujawnił swój stosunek do prawa, które według niego powinno służyć swoim, a nie obiektywnemu stanowi rzeczy. „Robimy to wszystko dla Polek i Polaków” – ciągłe powtarzanie tej frazy przez polityków PiS-u ma na celu podkreślenie przywiązania do „naszości”, którą należy oddzielić od „obcości”. Ludzie w Polsce muszą być pewni, że rząd zawsze będzie po ich stronie w sporze z obcokrajowcami.
Egoizm narodowy prezentowany przez obecną władzę jest częstą przyczyną konfliktów z Komisją Europejską. Dotyczy to w szczególności spraw związanych z ochroną środowiska. Dyrektywy unijne wprowadzane są w Polsce z opóźnieniem, wyraźnym ociąganiem i targowaniem się o odroczenie. Ich wprowadzanie jest oczywiście kosztowne i w krótkim czasie niekorzystne, ale w dłuższym okresie w przedziale całego kontynentu europejskiego są nieodzowne dla uniknięcia katastrofy klimatycznej. Politykom PiS-u to nie odpowiada, bo ich wyobraźnia nie sięga dalej niż termin najbliższych wyborów. Unijne wymagania są często powodem narzekań, że Unia na coś nie pozwala. Ludzie powinni wiedzieć, że gdyby nie ta namolna Unia, z którą trzeba się liczyć, byłoby im jeszcze lepiej pod rządami PiS-u.
Partykularyzm etyczny nie pozwala na solidarność europejską. Czesi od dawna skarżyli się na szkody, które powoduje kopalnia Turów. Rząd polski te skargi lekceważył, aż doczekał się wyroku TSUE. Wtedy podniósł się krzyk, jak wielkie straty dla Polski spowodowałoby zamknięcie kopalni. Zaczęły się protesty inspirowane przez związki zawodowe, skierowane oczywiście przeciwko TSUE i Czechom, a nie przeciwko polskiemu rządowi, który zaniedbał rozwiązanie problemu. Ale przecież we własnym kraju mamy prawo robić to, co dla nas dobre i wygodne. Co nas obchodzi to, co sądzą o tym inni?
Etyka uniwersalna jest podstawą praw człowieka. Najważniejszy jest człowiek, niezależnie od jego narodowości, wyznania, orientacji seksualnej i poglądów politycznych. To jego prawa są najważniejsze i nimi musi się kierować państwo, a nie prawa narodów, takich czy innych środowisk lub partii politycznych. Musimy pamiętać, że najpierw jesteśmy ludźmi, a dopiero potem Polakami czy reprezentantami innych narodowości. Dlatego obowiązuje nas solidarność ludzka, która jest zawsze ważniejsza od solidarności narodowej czy środowiskowej.
Unia Europejska powstała właśnie po to, aby przezwyciężyć narodowy partykularyzm etyczny. Kraje członkowskie mogą mieć i mają swoje odrębne interesy, często ze sobą sprzeczne. Ale struktura funkcjonowania Unii i sposób podejmowania decyzji, zmuszają do ponadnarodowego spojrzenia, poszukiwania kompromisowych rozwiązań i podejmowania wspólnych decyzji. Nie byłoby to możliwe, gdyby nie wspólny fundament ideologiczny, składający się z wartości, które za obowiązujące przyjęli wszyscy członkowie europejskiej wspólnoty. Wśród tych wartości najważniejsze są prawa człowieka, bo imperatyw ich przestrzegania przekreśla siłę narodowych egoizmów. Żadne działanie nie może być usprawiedliwione, jeśli jakąkolwiek jednostkę ludzką pozbawia przyrodzonych praw i autonomicznej godności.
Rząd PiS-u źle się czuje w Unii Europejskiej, bo jej wartości są dla większości jego członków obce. Dlatego Kaczyński szuka sojuszników wśród ugrupowań nacjonalistycznych w Europie, mając nadzieję, że przy ich pomocy uda się przeobrazić Unię we wspólnotę wyłącznie gospodarczą, pozbawioną jakichkolwiek innych wspólnych więzi. Miejmy nadzieję, że ani jemu, ani komukolwiek innemu, nigdy to się nie uda. Gdyby bowiem tak się stało, wrócilibyśmy do starej, wiecznie skłóconej Europy, w której czasy wojny i pokoju cyklicznie się powtarzają.
Autor zdjęcia: Rostyslav Savchyn
_________________________________________________________________
Fundacja Liberté! zaprasza na Igrzyska Wolności w Łodzi w dniach 10 – 12.09.2021.
Dowiedz się więcej na stronie: https://igrzyskawolnosci.pl/
Partnerami strategicznymi wydarzenia są: Łódź oraz Łódzkie Centrum Wydarzeń.
