A potem przychodzi moment, gdy te wielkie słowa trzeba przetestować. Słowa zazwyczaj wychodzą z testu bez szwanku – ponieważ są doskonałe. Gorzej z ludźmi. Ci ludzie czasem inaczej je rozumieją niż my. Czasem inaczej je realizują. Co nie zawsze znaczy, że przestali w nie wierzyć. Jednak narasta nieufność, wrogość, zwątpienie – a może ten inny człowiek już tych wielkich słów nie rozumie, może je zdradził, a może tylko tak gadał po próżnicy? I już drogi krzewicieli wielkich słów rozchodzą się, tak jak mogą się rozejść drogi bohaterów romansu, nawet jeśli wciąż się kochają, ale poróżniło ich jakieś głupie nieporozumienie.
Wielkie słowa mają swoją moc, kiedy się je realizuje. Trzeba nimi żyć, nawet kiedy to niełatwe. Czasem, a nawet całkiem często, wymagają jakiejś rezygnacji z siebie. Tym bardziej trzeba uważać, żeby nie używać ich ciągle – ponieważ brane na serio są niebezpieczne. Ktoś, kto w nie uwierzy, może zrobić rzeczy cudowne, przerażające lub głupie. Jeśli przekazaliśmy komuś wielkie słowo, jesteśmy za nie odpowiedzialni. Za to, co może z niego wyniknąć. Wielkie słowa trzeba nieść ostrożnie, jak granaty. I rzucać nimi tylko w ostateczności.
Ale jeśli już rzucicie – traktujcie je poważnie. Pozostańcie im wierni. Być może będziecie tego żałować. Ale być może o wiele później uznacie, że liczyło się tylko bycie autentycznym. I zrobienie wszystkiego, co można, co należy, nawet jeśli ktoś was uznał za śmiesznych. To lepsze od bycia smutnym. A prawdziwie smutne jest tylko to, czego zmienić nie można.