Parę miesięcy temu, kiedy wszystko wskazywało na to, że jesienne wybory zakończą się upokorzeniem Lecha Kaczyńskiego, znajomy zaprosił mnie do Facebookowej grupy „Środa na Prezydentkę!”. Manifest prezentował warszawską profesor jako idealną alternatywę zarówno dla tradycjonalistycznej prawicy (czyli duopolu PO-PiS), jak i dla koniunkturalnej pozbawionej jakiegokolwiek programu lewicy. Odezwa kończyła się oświadczeniem, że „super kreatywni, świadomi i zaangażowani, choć często leniwi obywatele/obywatelki tego kraju” dadzą radę, używając głównie internetu, wynieść pierwszą kobietę na najwyższy urząd w państwie. Ludzie, którzy przede mną dołączyli do grupy, wydawali się idealnym „targetem” wszelkich agencji reklamowych i naturalnym elektoratem ugrupowań liberalnych – młodzi, wykształceni, bywali w świecie, konsumujący powyżej średniej krajowej. Niestety, lenistwo okazało się najsilniejszą z ich liberalnych cech i cały projekt spalił na panewce – na dzień przed rzeczywistymi wyborami w grupie nie został już ani jeden administrator.
![](https://liberte.pl/web/app/uploads/old/wydania/nr17/sroda.jpg)
Wielka szkoda, bo skoro przyzwoite trzecie miejsce niezbyt wyrazistego Grzegorza Napieralskiego uznano za dowód odrodzenia lewicy, to potencjalnie nie gorszy wynik Magdaleny Środy mógł pchnąć polską politykę w stronę bardziej racjonalnej debaty i bardziej liberalnych rozwiązań. Środa, wbrew dorabianej jej – i coraz częściej niestety akceptowanej – gęby radykalnej feministki jest bowiem przedstawicielką nurtu stricte liberalnego, najbardziej ze wszystkich postaci polskiego życia publicznego przywiązaną do wizji państwa i polityki jako miejsca uzgadniania interesów jednostek i grup społecznych. Jej pozorna skrajność wynika z faktu, że dostrzega o wiele przejawów dyskryminacji niż przedstawiciele liberalnego mainstreamu, którzy od ponad dwóch dekad nie potrafią rozszerzyć swoich zainteresowań poza ważne – lecz dziś nie najważniejsze – kwestie swobody prowadzenia działalności gospodarczej.
„W nowoczesnym państwie polityk niezależnie od przekonań politycznych powinien troszczyć się o demokrację, a więc równe szanse wszystkich obywateli i obywatelek” – napisała w felietonie dla „Wprost” z datą 20 czerwca, wyrażając podstawową zdawałoby się zasadę liberalnej polityki, której zarówno Kaczyński jak i Komorowski najwyraźniej nie zinternalizowali: zapytani w trakcie telewizyjnej debaty o stosunek do in vitro i potencjalnej ustawy o związkach homoseksualnych obaj zaczęli kluczyć i przywoływać własne przekonania religijne, dając do zrozumienia, że ich osobiste poglądy będą ograniczać wolność i równość szans poddanych.
Magdalena Środa nie jest katoliczką i to właśnie stanowi, jak się wydaje, gwarancję liberalizmu w polskich warunkach. Papierkiem lakmusowym w tej kwestii są oczywiście kwestie obyczajowo-egzystencjalne, wśród nich dopuszczalność aborcji i eutanazji czy związki partnerskie. Upór i opór prezentowane przez katolików we wszystkich tych kwestiach są tak histeryczne, jak gdyby chodziło o przymus przerywania ciąży, odłączania respiratorów oraz pożycia małżeńskiego nałożony na, powiedzmy, minister Radziszewską i posłankę Sobecką. Tymczasem – co do upadłego powtarza Środa, a czego ani razu nie podjęli rzekomi liberałowie z PO – we wszystkich trzech przypadkach, tak samo jak w sprawie in vitro, chodzi o otwarcie możliwości przed tymi, którzy osobisty dylemat moralny już rozstrzygnęli.
Równie istotna sprawa edukacji seksualnej ma się nieco inaczej, bo rzeczywiście chodzi w niej o obowiązek prowadzenia tego przedmiotu w nadzorowanych przez państwo szkołach i pobierania nauk przez uczęszczających do nich uczniów. Przymus szkolny istnieje jednak w całym cywilizowanym świecie i uważany jest za konieczne ograniczenie wolności, dzięki któremu obywatele są w stanie porozumiewać się między sobą nie tylko ustnie lecz również na piśmie, obliczyć wielkość wpłacanych do wspólnej kasy podatków i nie umierają ze strachu podczas zaćmienia słońca. Podobną rolę spełnia oświata seksualna, która w Polsce stanowić miała część „kompromisu aborcyjnego”, wynikającą z logicznego i empirycznie zweryfikowanego przekonania, że w umiejącym kontrolować swoją płodność społeczeństwie mniej kobiet zachodzić będzie w niechcianą ciążę. Sposób wykonania tego kompromisu jest jednak skandaliczny, o czym Środa jako jedna z niewielu ma odwagę i cierpliwość mówić. Przy okazji odkrywa zasadniczy problem dzisiejszej Polski: kościół katolicki, który ze swoją autorytarną mentalnością, przywiązaniem do irracjonalnego i głęboko emocjonalnego mistycyzmu oraz siecią korporacyjnych powiązań osłaniających finansowe i obyczajowe nadużycia stanowi dziś główną barierę dla modernizacji i rozwoju kraju.
Czy jednak rzeczywiście idealna liberalna kandydatka na prezydenta powinna skupiać się na kwestiach obyczajowych, czyniąc z emancypacji kobiet główny cel swojej prezydentury, a z ograniczania roli kościoła podstawową metodę działania? Odpowiedź brzmi „tak” z trzech co najmniej powodów, spośród których dwa – wbrew temu co twierdzą krytycy feminizmu uważający go za fanaberię elit – mają stricte pragmatyczny charakter. Po pierwsze, realne równouprawnienie płci jest kluczowe dla demograficznej stabilności społeczeństwa. Częściowa tylko transformacja modelu rodziny – w wyniku której kobiety stają się aktywne zawodowo, ale mężczyźni nie zwiększają swojego zaangażowania w wychowanie dzieci i prowadzenie domu – prowadzi do spadku liczby urodzeń do poziomu dużo niższego niż konieczny dla zastępowalności pokoleń. Najwyraźniej widać to we Włoszech i w Europie Wschodniej, w najlepszej zaś sytuacji znajdują się kraje skandynawskie, gdzie większość kobiet pracuje, niemal wszyscy mężczyźni biorą co najmniej miesiąc urlopu wychowawczego, a dzieci rodzi się więcej niż w większości uprzemysłowionego Pierwszego Świata. Elementem kluczowym dla funkcjonowania tego modelu jest istnienie rozbudowanego systemu publicznych żłobków i przedszkoli, warunkiem jego zaistnienia – trwałe i szczere przedefiniowanie ról kobiecych i męskich, zdecydowanie wykraczające poza to, co mieliśmy okazję oglądać w spotach Bronisława Komorowskiego.
Zwiększenie aktywności zawodowej kobiet jest niezwykle ważne także w krótszej perspektywie czasowej. Polska będzie rozwijać tym szybciej, im więcej osób zatrudnionych będzie w formalnej i legalnej gospodarce, biorąc udział w coraz bardziej wyspecjalizowanym podziale pracy. To właśnie temu, że na przestrzeni ostatniego wieku kobiety wyszły z domów, gdzie wykonywały powtarzalne czynności w rodzaju sprzątania i gotowania, Zachód zawdzięcza swoją gospodarczą i cywilizacyjną przewagę nad resztą świata. Żadne społeczeństwo, którego połowa pozostaje nieaktywna zawodowo – nawet jeśli zajmuje się tak pożytecznymi rzeczami jak opieka nad dziećmi i wnukami lub przygotowanie zdrowego domowego jedzenia – nie ma szans na bycie konkurencyjnym.
Wreszcie powód najważniejszy, bo aksjologiczny – kobiety (a także inne mniejszości, o których prawa „przy okazji” upominają się feministki) mają w Polsce mniejszy zakres wolności (rozumianej jako szansa na realizację swoich indywidualnych planów życiowych) niż mężczyźni. I trzeba to, w imię liberalnych ideałów poszerzania zakresu wolności i zwiększania równości szans (lecz tylko szans – nie rezultatu), zmienić. Feminizm w wydaniu prezentowanym przez Magdalenę Środę do tego właśnie dąży: bardziej niż o abstrakcyjne „wyzwolenie kobiet spod męskiego wyzysku” chodzi w nim o eliminację społecznie reprodukowanych stereotypów i przesądów, które sprawiają, że kobietom trudniej jest brać udział w życiu publicznym, a pary homoseksualne (wbrew temu, co miały sugerować zająknięcia i bełkot Bronisława Komorowskiego podczas pierwszej debaty prezydenckiej) nie mają możliwości wspólnego rozliczania się z podatku dochodowego. Istotą problemu jest język, jakiego używamy do opisu rzeczywistości i symbole, do jakich się odwołujemy. W systemie politycznym, w którym prezydent odgrywa głównie symboliczną rolę, moderacja publicznego dyskursu i wybór symboli są jego głównym zajęciem. To dlatego idealna głowa polskiego państwa powinna być feministką.
![Wspieraj Liberte!](https://liberte.pl/app/uploads/2022/03/17-1.png)