Nasza rzeczywistość zmienia się z dnia na dzień. Już dziś mamy możliwości, o jakich kilkanaście lat temu myślelibyśmy w kategoriach futurystycznej fantazji. Technologia powoli staje się naszym partnerem, a fakt, że dajemy jej możliwość uczenia się, przybliża nas do rzeczywistości, w której możemy koegzystować na niemal równych prawach. Ta tematyka będzie jednym z motywów rozpoczynającego się 19 maja festiwalu Łódź Design Festival. O tym, jakie wyzwania stawia rozwój dla humanistyki rozmawiamy z profesorem Ryszardem Kluszczyńskim – medioznawcą, kulturoznawcą, kuratorem i krytykiem, uznanym na świecie specjalistą od sztuki nowych mediów, wideo i cyberkultury.
Marek Lewoc: Zarówno w popkulturze, jak i w naszym codziennym życiu entuzjastyczne wizje przyszłości przeplatają z antyutopijnymi. Jakie podejście pan wyznaje w stosunku do tego, co się dzieje? Zmierzamy ku apokalipsie cybernetycznej?
Prof. Ryszard Kluszczyński: Staram się unikać tego rodzaju założeń, bo one w gruncie rzeczy przeszkadzają we właściwej ocenie i odbiorze tych procesów. Przede wszystkim należy zauważyć pewne nieuchronności – technologie nie od dziś rozwijają się intensywnie, ten rozwój ma długą historię. Obserwowaliśmy kolejne fazy. Dzisiaj mówi się o czwartej rewolucji technicznej – tej, która włączyła do naszego życia media cyfrowe, sieć. Technologia nie jest neutralna w tym sensie, że preferuje pewne rozwiązania, stwarza pewne możliwości, ale jednocześnie jej sprawczość jest ograniczona. Cóż z tego, iż Internet pojawił się jako zaprzeczenie tradycyjnej komunikacji masowej, rozwijającej się pomiędzy nielicznymi nadawcami i bardzo licznymi odbiorcami. To, co się stało przy okazji ostatnich wyborów w różnych krajach pokazało, że medium dostrojone do pewnego sposobu działania może być wykorzystane poniekąd wbrew tym możliwościom, które stwarza. Że można wykorzystywać technologie partycypacyjne przeciw nim, konstruując przekazy, które reprezentują określoną ideologię i zmierzają do intelektualnego obezwładnienia odbiorców, a nie stworzenia im możliwości dokonywania samodzielnych wyborów. To uczy i pokazuje, że technologia niczego nam nie gwarantuje. Nawet jeżeli powiemy, że Internet jest bardziej demokratyczny w porównaniu z tradycyjną telewizją, to i tak sam z siebie nie zagwarantuje on nam owej demokracji.
Czy humanistyka również dostrzega dychotomiczne scenariusze wpływu technologii na nasze życie?
Toczą się ciągle dyskusje wokół technologii, wyrastające z dwóch źródeł – z jednej strony taką emblematyczną postacią jest McLuhan, który stwierdził, że technologia określa to, w jakim świecie żyjemy, a z drugiej strony Raymond Williams, który kładł nacisk na społeczne wykorzystywanie mediów. Myślę, że żadna ze stron nie ma całkowitej słuszności w swoich poglądach. Media pojawiają się jako technologie o określonym potencjale, ale też w określonych środowiskach społecznych, organizowanych według pewnych reguł. Technologia czasami stwarza nowe, nieprzewidywane sytuacje. Przykładem jest „arabska wiosna”, kiedy niektórym się już wydawało, że dzięki Twitterowi można przeprowadzać rewolucje. Można przez chwilę, ale potem trzeba już innymi środkami kontynuować to, co udało się w fazie wyjściowej uzyskać dzięki nowym technologiom. Zatem: ani apokalipsa, ani raj. Po prostu przyszłość, którą ludzie budują w polu technologicznym, przy użyciu różnych środków, z określonymi motywacjami.
I zależna od tego, w czyich rękach się dana technologia znajdzie.
I jak się wobec niej zachowamy. Technologie to wyzwanie kompetencyjne – im większa świadomość tego, czym jest technologia, jakie możliwości stwarza, tym większa szansa, że nikt nam przy jej pomocy nie zrobi krzywdy.
Izraelski filozof nowoczesności Yuval Noah Harari zakłada, że powstanie coś na kształt homo deus, czyli połączenie człowieka i sztucznej inteligencji; ingerencja technologiczna człowieka we własne ciało doprowadzi do sytuacji, w której będzie już praktycznie nowym gatunkiem.
Nie można tego wykluczyć. Podobne wizje budują Ray Kurzweil i Kevin Warwick, a australijski twórca Stelarc wprowadza je w pole praktyk artystycznych. Wiele przemawia za prawdziwością takich sądów. My, jako homo sapiens jesteśmy etapem ewolucji gatunkowej. Byliśmy kiedyś inni, potem doszło do wielu procesów, które spowodowały, że wyglądamy tak jak wyglądamy, mamy takie, a nie inne możliwości. Ale nie oznacza to, że proces ewolucji właśnie się zakończył. Nie ma powodu, żeby zakładać, że jeżeli jesteśmy produktem ewolucji, to ona z niewiadomych powodów miałaby się zatrzymać tylko dlatego, że polubiliśmy naszą wyewoluowaną postać. Kiedyś Hegel, kreśląc wizję ewolucji państw, narodów, społeczeństw, porządków kulturowych, wyobraził sobie, że dotarliśmy do fazy, która jest końcem tych zmian. Nie, te zmiany podążają dalej. A jednocześnie zmienia się środowisko, w którym ewolucja zachodzi. To już nie jest tylko biosfera, jak niegdyś, to jest bio-techno-info-sfera. A więc wszystkie te czynniki, które rozwinęły nasze otoczenie dzisiaj, stanowią w tym porządku nie tylko odrębne byty, ale także wchodzą w rozmaite relacje z pozostałymi składnikami innego rodzaju, tworząc bardzo złożone, hybrydyczne środowisko, w którym ewolucja dalej postępuje. Możliwe jest zatem, że przyszły człowiek – wytwór dalszej ewolucji – będzie hybrydą biologiczno-techniczno-informacyjną. Myślenie w kategoriach dramatycznych opozycji, że oto właśnie konstruujemy sztuczną inteligencję, która zajmie nasze miejsce, może nie mieć o tyle sensu, że to, co zajmie nasze miejsce będzie pewnego rodzaju syntezą sztucznej inteligencji i ludzi, formą postludzką. A ponadto, człowiek – jeżeli spojrzeć na to, co przyniósł planecie Ziemia – nie zasługuje aż na taką troskę, żeby zabiegać o jego trwanie w niezmienionej postaci.
Ale czy dążenie do udoskonalania się nie wpisuje się w dogmat o tym, że człowiek ma czynić sobie Ziemię poddaną i ma nad nią nieograniczoną władzę?
Nie musi tak być. Idee zrównoważonego rozwoju mówią nam, żebyśmy nie starali się w nadmierny sposób zapanować nad Ziemią, ponieważ w przeciwnym przypadku osłabiamy samych siebie. Wkroczyliśmy w erę, która jest połączeniem perspektywy zarówno posthumanistycznej, jak i transhumanistycznej: z jednej strony myślimy o innych formach życia, które do tej pory traktowaliśmy jak podrzędne, podległe, właściwie materiał dla własnego rozwoju, uznając ich podmiotowość i godność, a z drugiej strony wykształciliśmy technologie, którym nadaliśmy zdolność dalszej samodzielnej ewolucji, rozwijania się. To maszyny, które same się uczą, będące konstrukcjami zupełnie innej rangi. To nie są narzędzia podporządkowane naszej woli. Podporządkowane naszej woli były projekty, natomiast z tych projektów wyłaniają się byty, nad którymi nie do końca możemy kontrolę sprawować, które uzyskują pewną autonomię.
Czyli jednak jesteśmy zgubieni?
Ponownie nie chcę nadać temu, co powiedziałem, jakiegoś dramatycznego wyrazu – po prostu zwracam uwagę na to, że wokół nas rozwijają się różne formy, które są żywe na nieskończoną liczbę sposobów. Nasze staroświeckie, anachroniczne myślenie o życiu jest niedostosowane do współczesnego świata. W laboratoriach biologii syntetycznej mogą powstać takie formy życia, jakich wcześniej na Ziemi nie było oraz modyfikacje tych, które istniały. I to się już dzieje, w gruncie rzeczy. Bruce Sterling słusznie zauważył: The future is already here — it’s just not very evenly distributed. Czasami artyści uwidaczniają tego rodzaju procesy: Stelarc, który implementuje sobie na przedramieniu trzecie ucho; Eduardo Kac, który pojawia się z królikiem Alba, który został poddany modyfikacji przy użyciu genu GFP pobranego od meduzy, przez co ten królik świeci na zielono w ultrafioletowym świetle. Co zabawne, to tego rodzaju projekty artystyczne postrzegane są jako ekscesy; artyści atakowani za nierozumne i bezsensowne działania. Atakujący nie do końca zdają sobie sprawę, że ci artyści przenoszą fakty naukowe w przestrzeń kulturową, symboliczną. Że to, co pokazują, nie jest w ich wykonaniu etapem badań naukowych, zmierzających do określonych rezultatów, tylko jest zainicjowaniem publicznych dyskursów na temat miejsca biologii syntetycznej, badań nad sztuczną inteligencją i sztucznymi formami życia w naszym otoczeniu. To nie jest kwestia pytania, czy zaprzestać te badania, ponieważ jeśli coś jest możliwe, to i tak się wydarzy, więc należy myśleć o konsekwencjach tego, co się dzieje i kształtować odpowiednie otoczenie. Sprawić, że to, co powstanie będzie wartościowe, cenne, użyteczne. Zatem jest to myślenie w kategoriach kulturowych, cywilizacyjnych. Jest to myślenie o tym, jak przebudowywać nasze otoczenie, nasze koncepcje, na których tworzymy wizję przyszłości, zgodnie z tym jak zmienia się technologia i jak zmienia się świat. Nie należy już myśleć o tym, w jaki sposób mamy zachować to, co mamy dzisiaj, bo to raczej nam się nie uda, natomiast jak przygotować przyszłość na nadejście tego, co nieuchronnie tworzymy.
W Łodzi startuje właśnie Łódź Design Festival, a jednym z tematów poruszanych w tej edycji będzie relacja człowieka z technologią. Punktem wyjścia dla wystawy jest piosenka zespołu The Talking Heads „Nothing But Flowers”, która opowiada o sytuacji, w której świat jest pełen natury, jest rajskim ogrodem na nowo, prawdopodobnie po jakiejś spektakularnej katastrofie. A ludzie nie umieją przyzwyczaić się do tych warunków.
Czy aby wyobrazić sobie raj, musimy wcześniej unicestwić rzeczywistość? Nie ma powrotu do tego porządku naturalnego, o jakim kiedyś pisał Jan Jakub Rousseau. Takiej natury już nie ma od dawna. I raczej nie będzie. Tak jak nie ma już jakiejś czystej kultury, którą można chronić przed wpływami obcych kultur. Żyjemy w bardzo heterogenicznym świecie w każdym znaczeniu tego słowa: w wymiarze kulturowym, technologicznym czy biologicznym. W wizjach przyszłości największy niepokój wzbudza sztuczna inteligencja, która według jednych pozbawi nas wszystkich pracy, a według innych wręcz nas unicestwi. Ale w kulturze pojawiają się też poglądy zmierzające w przeciwną stronę. Film Spielberga A.I. Sztuczna inteligencja to wizja świata, w którym ludzie zniewolili także i sztuczną inteligencję. I to nie jest przyjazna, miła wizja. Dlatego jak powiedziałem – człowiek to byt przereklamowany, zwłaszcza wtedy, kiedy próbuje bronić swojego status quo, obecnego kształtu. Umierają wkoło nas kolejne gatunki istnień, dlatego że próbujemy panować nad Ziemią, uczynić ją sobie posłuszną. Zniszczyć też możemy naszą przyszłość cyberkulturową.
Brzmi jak podejście deterministyczne, może wręcz nihilistyczne. Jak humanistyka może nam pomóc odnaleźć się w tej ewolucji rzeczywistości?
Pewnie warto byłoby zdecydowanie określić, co w nas – ludziach – jest najcenniejsze, co należy chronić, co należy implementować nowo powstającym technologiom. Jakie wartości chcielibyśmy przechować dla przyszłości. Bo to, że nie uda się przechować wszystkiego, jest oczywiste. To ta sama kategoria problemów, co pytanie o to, co zabrać na bezludną wyspę. Zapytajmy zatem co z nas, z tego, co stworzyliśmy w przestrzeni symbolicznej, w przestrzeni wartości, jest tym, co zasługuje na troskę i przetrwanie. I spróbujmy połączyć to z nowymi wynalazkami, technologiami, bytami tak, żeby one nie pozbawiły nas tych wartości, ale wyniosły je na wyższy poziom.
Przeczytaj również:
- Fetysz danych, K. Szymielewicz
- Nie chcę żyć w Vault City, K. Knapik