Powyższa reklama na stałe zagościła w mojej skrzynce na gmailu. Nie skusiłem się jeszcze, by sprawdzić w jaki sposób mógłbym zarobić na implozji euro (na marginesie: wiem mniej więcej, czym jest implozja w fizyce, ale w ekonomii??), ale nie mam wątpliwości, że zarobić można. Zarabia Google i zarabia MoneyMorning – ten ostatni wieszcząc również hiperinflację w USA, więc nie chodzi tu o jeszcze jeden banalny jankeski spisek przeciwko Europie. Na kryzysie zarobi pewnie także makler-analityk z londyńskiego City, który parę tygodni temu wystąpił w BBC nawołując do wycofywania pieniędzy z giełdy i lokowania ich „w bezpiecznych instrumentach”.
Amatorów teorii spiskowych powyższe przykłady utwierdzą w przekonaniu, że światem rządzi klika egoistów cynicznie manipulujących ludzkim strachem. Być może.
Dla reszty z nas mogą być przyczynkiem do ważnej lekcji wiedzy o otaczającym nas świecie: ekonomia, o której przez blisko sto lat myślano, że jest nauką niemalże ścisłą, nadającą sie do opisania za pomocą precyzyjnych matematycznych modeli, ukazuje swoją społeczną naturę. Jest dziedziną nie tyle nawet socjologii, co psychologii społecznej, rządzi się emocjami i nie zawsze racjonalnymi oczekiwaniami – zarówno wtedy, gdy tworzy spekulacyjne bańki (od tulipanów przez pierwszą falę dot-comów po hiszpańskie nieruchomości), jak i wtedy, gdy skłania ludzi do oszczędzania „na zapas”: najnowsze dane statystyczne nie pokazują jeszcze spadku produkcji i wzrostu bezrobocia, ale widać już, że ludzie kupują mniej, a sieci handlowe obniżają ceny. Nieuniknioność recesji nie wynika więc z tego, że wielkość greckiego, japońskiego czy amerykańskiego długu publicznego przekroczyła możliwy do wyliczenia poziom, lecz z faktu, że kryzys ma wszelkie cechy samosprawdzającej się przepowiedni. W jego nadejście uwierzyło już zbyt wielu ludzi na świecie, by mogło go nie być. Więc będzie – i będą ludzie, którym przyniesie profity.