Lecz choćby przyszło tysiąc atletów
I każdy zjadłby tysiąc kotletów,
I każdy nie wiem jak się natężał,
To nie udźwigną – taki to ciężar!
J. Tuwim, Lokomotywa
Kryzys strefy euro spowodował, że wszelkie objawy euroentuzjazmu znikły. Przyszłość dalszej integracji jest poważnie zagrożona, politycy i ekonomiści zastanawiają się jakie skutki dla gospodarki miałaby likwidacja wspólnej waluty. Niemal bez reakcji opinii publicznej dyskutuje się nad przepisami, które mogą stać się pierwszym krokiem do likwidacji strefy Schengen. Warto zastanowić się więc gdzie podziali się Europejczycy, kiedy zjednoczona Europa naprawdę ich potrzebuje.
Oczywiście znalezienie odpowiedzi na to pytanie nie jest łatwe. Być może nawet niemożliwe. Tak naprawdę trudno nawet powiedzieć o kim myślimy mówiąc Europejczyk, czy Europejka. Obserwując padające w mediach opinie, można by stwierdzić, że jest to określenie mocno obraźliwe. Bo czy Europejczycy to nie współcześni Judasze wyprzedający ojczyznę za unijne srebrniki? Czy to nie degeneraci niszczący tradycję i wiarę w imię cywilizacji śmierci? Być może. Z tymi, którzy tak uważają nie będę dyskutował. Szkoda mojego i ich czasu. Wystarczy, że na potrzeby tego artykułu przyjmą inną definicję.
Europejczyk, czyli ktoś kogo nie ma?
Myślę, że właściwe będzie, jeśli przyjmiemy tu, że europejczyk powinien czuć związek z kulturą całej Europy i tak zwanymi europejskimi wartościami: demokracją czy prawami człowieka. Powinien kibicować projektowi Europy Zjednoczonej. Nie należy raczej zastanawiać się czy na pierwszym miejscu stawiać powinien Europę, czy swoje państwo. Przyjąć jedynie należy, że w Zjednoczonej Europie dostrzega szansę na rozwój swojej ojczyzny, w możliwie najlepszy i najpełniejszy sposób. Myślę, że to dla Europejczyka rozsądny i uzasadniony plan minimum.
Kiedy już poczuliśmy radość ze znalezionej właśnie definicji, to z pewnością po chwili znów zacznie ogarniać nas niepokój. Przecież łatwo to zauważyć: Europa jest, nawet Unia Europejska jest, a Europejczyków i Europejek jak na lekarstwo. Wszędzie tylko Polacy, Niemcy, Francuzi, Włosi, Hiszpanie, Grecy…Europejczyków niemal brak. I niestety przyczyną tego stanu rzeczy nie jest wspominany na wstępie kryzys euro. Brak europejskiej tożsamości jest dla Unii Europejskiej cechą permanentną. Od zawsze politycy poszczególnych krajów starają się zadbać głównie o swój interes, od zawsze opinia publiczna tych państw popiera tak prowadzoną politykę. Może więc zamiast zastanawiać się, gdzie Europejczycy się ukryli, powinniśmy zapytać się dlaczego niemal nigdy ich nie było? Zanim jednak przejdziemy do odpowiedzi na to pytanie zastanówmy się co Europejczycy mają Europie do zaoferowania.
Europa bez Europejczyków nie istnieje
Grupa powstała z ludzi o silnym poczuciu wspólnej tożsamości to przede wszystkim skuteczne polityczne lobby. Siła, z którą muszą liczyć się grający obecnie w Unii „pierwsze skrzypce” szefowie rządów poszczególnych państw członkowskich. Siła, która może skutecznie kontrolować (traktowane często przez krajowe media po macoszemu) działania organów wspólnotowych, takich jak Parlament czy Komisja Europejska. Siła, która naciskami na zmiany polityczne może przyczynić się do sprawniejszego funkcjonowania Unii Europejskiej i unijnej gospodarki w ogóle. Bo ta wyraźnie przez polityczne decyzje traci.
W Stanach Zjednoczonych pewna część budżetu państwa wydawana jest na rzeczy zupełnie zbędne. Kongresmeni, którzy chcą uchodzić za przywiązanych do swojego regionu, głosują za budżetem w zamian za wpisanie do niego środków na przeprowadzenie w swojej okolicy różnych trzeciorzędnych inwestycji. W Unii Europejskiej do wytworzenia podobnej sytuacji nie potrzeba jednomandatowych okręgów wyborczych. Wystarczą „małe nacjonalizmy”.
Gdy państwo jest silne – jak na przykład Francja – potrafi doprowadzić do tego, by ślimak został uznany za rybę lądową. Tylko po to, by francuscy hodowcy mogli dostawać odpowiednio wysokie wypłaty. Inny przykład. Gdy na prominentną funkcję kandyduje Polak, to można być pewnym że otrzyma od polskich polityków pełne poparcie. Milcząco uznaje się, że Polak zawsze coś nam załatwi, że z Polakiem będzie nam lepiej. Podziały polityczne, czy fachowość poszczególnych kandydatów przestaje mieć znaczenie. A przecież to wszystko realnie Unię kosztuje.
Podobnych przykładów można by z pewnością znaleźć co najmniej kilka. Nie chodzi o to, by je wyliczać, ale udowodnić, że pomiędzy dobrem Unii, a siłą polityczną Europejczyków istnieje związek. A skoro już udało się nam to pokazać, to teraz zastanowić się możemy co powstrzymywało ludzi przed nabieraniem europejskiej tożsamości.
Kultura się liczy…
Weźmy dowolny amerykański serial. Bohaterowie latają w nim samolotem z jednego wybrzeża na drugie. I nie są to jedynie wycieczki turystyczne. Odwiedzają rodziny, zmieniają pracę, szukają miejsca lepszego do życia. A co okaże się, gdy weźmiemy dowolny europejski serial? Nic. Europejskie seriale nie istnieją. Jest BBC. Nie ma europejskich mediów – takich, które sprawy dotyczące Europy traktowałyby poważniej, niż zza filtra narodowych interesów. Telewizja Polska do wyświetlania filmów wyprodukowanych w Europie „zachęcana” jest odpowiednimi zapisami w ustawie. Jeśli chodzi o sukcesy, to cała Unia pokochała nordyckie kryminały. Europejskich książek do pokochania ciągle brak.
Mimo, że oparta na wspólnych fundamentach, Europa nie ma wspólnej kultury. Nie w takim stopniu jak mają ją Amerykanie. Niemal przez całą historię mieliśmy dwie Europy – z granicą na rzece Łabie. Pustoszące Europę wojny doprowadziły do powstania małych nacjonalizmów. Niemal każde państwo stara bronić się przed „obcymi”, co czasami – jak w przypadku Francji – staje się wręcz cechą rozpoznawczą. Szczególnie eurosceptycznie nastawieni są Brytyjczycy, którzy przez wieki stawiając się w roli arbitra pilnowali równowagi sił na kontynencie, a dzisiaj wciąż nie rozumieją wspólnoty interesów, która łączy ich ze znajdującą się za kanałem La Manche Europą. Podziały w Europie, mimo zjednoczenia, wciąż mają się dobrze.
Jeśli nawet europejski serial miałby powstać, to podróży samolotami będzie w nim znacznie mniej. Ot, od czasu do czasu przedstawiciel klasy średniej poleci zobaczyć Paryż, Rzym, Londyn albo Madryt. Z podróżą za pracą będzie już znacznie gorzej. Bo albo okazałoby się, że bohater serialu porzuca rodzinę i jedzie za chlebem (na miejscu nie potrafi się oczywiście w obcym języku dogadać), albo że jest miejscowy i protestuje przeciwko zalewowi rynku pracy przez imigrantów. Średnio nadaje się to do serialu. Podróży samolotami w europejskich serialach (jeśli powstaną) raczej więc nie będzie.
…polityka także
Ale Europejczyków nie ma też ze znacznie bardziej prozaicznych (bo politycznych) powodów. Po pierwsze kryzys obnażył słabość nowego układu sił. Międzynarodowe korporacje i sama Unia Europejska okazały się znacznie słabsze niż sądzono, swoją potęgę pokazały natomiast poszczególne państwa narodowe. Ludzie, którzy w Unii widzieli wcześniej jedyną szansę na utrzymanie pozycji w globalizującym się świecie mieli okazję by podczas kryzysu swoje poglądy zrewidować.
Problemem Unii jest priorytetowe przywiązanie do spraw gospodarczych. Politycy z poszczególnych państw nawet jeśli nie widzą z obecnie istniejących mechanizmów korzyści, to boją się o konsekwencje, które upadek Wspólnoty (czy chociażby euro) mógłby wywołać. Lecz tak zdefiniowana tożsamość nie jest pełna. By taką się stała obywatele Unii powinni wiedzieć, nie tylko co ich łączy, ale także co odróżnia od innych. Unia nie ma zadeklarowanych wrogów zewnętrznych, oparta na tolerancji wobec inności nie potrafi zdefiniować jednoznacznego europejskiego modelu. Ma problem z tożsamością – zarówno polityczną jak i kulturową i wciąż nie udało się znaleźć na to przekonującego rozwiązania.
Kryzys szansą dla Unii
Jeśli dodamy do tego opinie na temat Unii, które w każdym niemal państwie głoszą politycy populistyczni, to naprawdę nie powinniśmy się dziwić, że niemal nikomu na poczuciu się Europejczykiem nie zależy. Europa zjednoczona, Europa federalna to wciąż wymysł wąskich elit. Wymysł, którego nie uda się zrealizować bez realnego wsparcia milionów ludzi. Trzeba już teraz zacząć szukać pomysłów jak je pozyskać. Paradoksalnie kryzys jest najprawdopodobniej najlepszym momentem by zapoczątkować prawdziwe zmiany.
