Księgowość naszego państwa jest oszustwem. Gdybyś ty zdawał sprawę ze swoich finansów tak jak nasze państwo przed nami z naszych, to skończyłbyś w więzieniu. Nie wierzysz? Weź tylko ten przykład: gdy rząd Marcinkiewicza zatwierdził wcześniejsze emerytury dla górników, to oficjalne zadłużenie państwa nie wzrosło ani o złotówkę! A przecież powstało wymagalne zobowiązanie podatników do zapłaty na rzecz górników. To zobowiązanie szacowane jest na ponad 70 miliardów złotych, czyli około 2000 tysiące złotych na każdego Polaka. Niestety, oficjalna statystyka długu publicznego i budżet naszego państwa milczą na ten temat.
Milczą, ponieważ nasz dyskurs publiczny prowadzony przez starszych Polaków ukrywa informację o tym, że model transferów międzygeneracyjnych wypracowany w epoce wysokiej dzietności stał się w epoce niskiej dzietności niesprawiedliwy. Powoduje bowiem, że pokolenia starsze obciążają młodzież i pokolenia nienarodzone nieproporcjonalnie dużą częścią kosztów starzenia się społeczeństwa. Dziś budżet państwa to mechanizm transferów międzygeneracyjnych, który poprawia stopę życia starszych Polaków, a rachunek za konsumpcję w postaci oficjalnego długu publicznego oraz wysokich niezewidencjonowanych zobowiązań państwa przerzuci na młodych obywateli. Rachunek ten zapłacony zostanie przez młodych oraz jeszcze nienarodzonych Polaków – w wyższych podatkach oraz niższych świadczeniach i gorszej infrastrukturze publicznej.
Obecni seniorzy nie odłożyli w ZUS-ie oszczędności na swoje leczenie i emerytury. Ich składki wydano na emerytury ich rodziców i dziadków – naszych dziadków i pradziadków. Koszt emerytur i leczenia obecnych seniorów jest pokrywany na bieżąco z kieszeni dzisiejszych i przyszłych podatników – za pomocą rosnącego obciążenia podatkowego oraz rosnącego zadłużenia państwa. Skutek jest taki, że młodsi oraz nienarodzeni Polacy pokrywają wydatki starszych Polaków. Ale ze względu na spadającą od kilkudziesięciu lat liczbę urodzin, młodzi oraz nienarodzeni Polacy będą musieli również zapłacić za swoje emerytury i leczenie z własnej kieszeni. Możliwość przerzucania tych kosztów na dzieci i wnuki obecnej młodzieży właśnie się skończyła. Nasze społeczeństwo szybko się starzeje. Jeszcze w latach 60-tych na jednego emeryta lub rencistę przypadało dwanaście osób w wieku produkcyjnym; dziś na jednego emeryta lub rencistę przypada mniej niż trzech Polaków w wieku produkcyjnym.
Źródło: Główny Urząd Statystyczny
Pewne kroki ku naprawie sytuacji już poczyniono. By Polska nie zbankrutowała pod ciężarem obietnic, częściowo zreformowano system emerytalny. Zrobiono to w ten sposób, że młodzi muszą z podatków ufundować swym dziadkom i rodzicom emerytury oraz leczenie, a ponadto muszą w OFE uzbierać na swoje własne emerytury. Młodzi więc płacą dwa razy: raz za seniorów i drugi raz za siebie. Po jakiejkolwiek sensownej reformie sektora usług medycznych będzie podobnie – młodzi będą musieli również zapłacić za własne leczenie oraz za leczenie swych dziadków i rodziców. Trzeba się na to zgodzić. Nie ma innego wyjścia.
Ale zasadnym jest pytanie o proporcje kosztów przerzucane na różne pokolenia Polaków. Ile zapłacą za starzenie się społeczeństwa dzisiejsi 40-, 50- i 60-latkowie, a ile zapłacą młodzi i pokolenia jeszcze nie narodzone? W Polsce – jak w większości rozwiniętego świata – wynaturzono solidarność międzypokoleniową w rosnące drenowanie kieszeni młodych i nienarodzonych podatników na rzecz pokolenia starszych, tłumnie głosujących wyborców.
W takiej sytuacji podstawowym wyzwaniem rozwojowym Polski jest problem, jak zapłacić za emerytury i leczenie naszych dziadków i rodziców bez podnoszenia podatków. Sprostanie temu wyzwaniu nie będzie łatwe, bowiem wymaga zrozumienia przez Polaków grozy naszej sytuacji finansowej oraz podjęcia decyzji o ograniczeniu nadmiernego obciążania młodych i przyszłych pokoleń kosztami starzenia się naszego społeczeństwa. Poniżej przedstawiam siedem kroków, które pomogą nam się zmierzyć z tym wyzwaniem.
Po pierwsze, uczciwie policzyć zadłużenie państwa wobec obecnych i przyszłych pokoleń. Jeżeli obiecaliśmy darmowe leczenie i emerytury żyjącym dziś obywatelom, to elementarna uczciwość wymaga oficjalnego szacunku kosztów wynikających z tych obietnic. Obywatelom należy się informacja o tym, czy państwo polskie stać na wywiązanie się ze swych obietnic, czy też nie, oraz kto sfinansuje te obietnice. Bez takiego szacunku nie będzie możliwy sprawiedliwy podział kosztów świadczeń pomiędzy wszystkich Polaków.
Po drugie, w miarę szybko, czyli w okresie 3-5 lat, zrównać i podwyższyć wiek emerytalny mężczyzn oraz kobiet do 68 roku życia. Współcześnie żyjemy dłużej, więc i pracować musimy dłużej, niż gdy tworzono obecny system ubezpieczeń społecznych. Jeżeli dalej będziemy podwyższać podatki, by sfinansować emerytury i „bezpłatne” usługi medyczne, to wypchniemy z polskiego rynku pracy kolejne setki tysięcy młodych.
Po trzecie, umożliwić szybką i legalną imigrację do Polski znacznej liczby obcokrajowców oraz stworzyć im szansę na stanie się Polakami. Państwo polskie może i powinno prowadzić świadomą politykę imigracyjną, której celem jest przyciągnięcie tych, którzy poprawią polską przeciętną w każdym ważnym względzie. Oznacza to dla imigrantów i ich rodzin prawo do legalnej pracy, prawo do osiedlenia się na stałe oraz prawo do przejrzystej i przewidywalnej ścieżki do polskiego obywatelstwa.
Po czwarte, objąć wszystkich obywateli – w tym rolników – równym obowiązkiem podatkowym. Albo jesteśmy społeczeństwem równoprawnych obywateli, albo dzielimy się na zawody i korporacje o różnej sile politycznej i różnych przywilejach. Należy też zauważyć, że odrębne podatki i ubezpieczenia są przekleństwem dla rolników. Z jednej strony rolnicy uzyskują przywileje, ale z drugiej strony tworzone jest getto, które odbiera chęć i możliwości wyjścia z nieopłacalnej produkcji rolnej. Na przywilejach najbardziej korzystają bogaci i ustosunkowani, a zwłaszcza tzw. latyfundyści, natomiast w rolniczym skansenie najbardziej cierpią biedni i młodzi pozbawieni atrakcyjnych perspektyw.
Po piąte, dokonać rzeczywistej reformy służby zdrowia. Oznacza to wprowadzenie powszechnego współpłacenia w publicznej służbie zdrowia, zdefiniowanie koszyka świadczeń nie objętych pakietem „bezpłatnym” oraz wprowadzenie dodatkowych, dobrowolnych ubezpieczeń zdrowotnych. Dzięki tym rozwiązaniom popyt na „bezpłatne” świadczenia w ochronie zdrowia zostanie zracjonalizowany.
Po szóste, obniżyć wiek wyborczy do 16 lat. Dzisiejsza młodzież wpłaci do budżetu więcej, niż z niego dostanie. Natomiast starsze pokolenia dostają obecnie więcej, niż kiedykolwiek wpłaciły do budżetu. W rezultacie dzisiejsi wyborcy poprawiają sobie stopę życia kosztem dzisiejszej młodzieży. Życie na koszt młodzieży jest możliwe, ponieważ nie ma ona ani świadomości nakładanych na nią obciążeń, ani prawa głosu. Anachroniczne przepisy uznaniowo ograniczające prawo do głosowania do osób, które ukończyły 18 lat, są sprzeczne z obniżeniem do 12 lat wieku pełnej odpowiedzialności karnej. Jeśli młodzież może mieć pełną świadomość konsekwencji czynów karalnych, to dlaczego nie może posiadać świadomości politycznej? Wiek wyborczy na poziomie 16 lat występuje obecnie w kilkunastu krajach świata, posiadających tak jak Polska znaczny odsetek młodych w populacji. Jednak również w krajach o wysokim odsetku ludzi starszych (choćby w Austrii oraz USA) dyskutowany jest obecnie postulat obniżenia wieku wyborcze
go do 16 lat.
Po siódme, wszystkim, którzy zaprzeczają temu, że budżet jest narzędziem transferu dobrobytu od młodych do starych, proponuję, by pozwolili młodym na wybór: albo obowiązek płacenia na ZUS i korzystanie z ZUS-owskich dobrodziejstw, albo obowiązkowe ubezpieczenie się w OFE i prywatnych ubezpieczalniach zdrowotnych. Jeżeli młodzi podatnicy nie dokładają do starszych, lub dokładają tylko niewiele, to nic się nie stanie gdy młodzi wyemigrują z ZUS.
Nie trzeba zgadzać się ze wszystkimi z powyższych propozycji, zwłaszcza z tą ostatnią. Można czekać i ignorować narastające problemy. Można czekać, aż brak pieniędzy na leczenie i emerytury za kadencji któregoś kolejnego rządu wywoła kryzys gospodarczy i polityczny. Można pozwolić, by Polska nadal była kłębowiskiem kast i korporacji, wyrywających sobie nawzajem zmniejszające się przywileje, rozdzielane przez coraz bardziej bezradnych polityków. Tu dorzucą sędziom, tam nauczycielom, a tam komuś jeszcze i zabiorą młodym pracującym w sektorze usług, bo oni i tak rzadko głosują i nie przyjdą wybijać szyb w urzędzie. Można czekać, aż koniecznym będzie podwyższenie podatków, obniżenie wydatków na infrastrukturę i świadczenia, a politycy wytłumaczą się tym lub następnym zewnętrznym kryzysem.
Ale można również już dziś, już teraz, uczciwie porozmawiać o sprawiedliwszym rozłożeniu ciężarów starzenia się społeczeństwa. Można szybko podjąć działania – niezbędne, by Polska była dynamiczna i sprawiedliwa.
Wykorzystane zdjęcie jest autorstwa: pagedooley ., zdjęcie jest na licencji CC