Nie umiem sympatyzować ze zorganizowanym na Uniwersytecie Warszawskim strajkiem przeciwko reformie nauki Jarosława Gowina. W proteście widzę chęć zatrzymania niezbędnych zmian na polskich uczelniach. Przede wszystkim wprowadzenia mechanizmów większej konkurencji między uczelniami i uczonymi. I wcale nie chodzi o robienie z uczelni korporacji albo o miejsca w rankingach, tylko o zapewnienie im udziału w światowej nauce.
Konflikt wokół ustawy Gowina przypomina mi bardzo spory wokół poprzednich reform systemu nauki i szkolnictwa wyższego wdrażanych przez rząd PO-PSL i minister Kudrycką. Zarysował się wtedy wyraźny podział na dwie grupy uczonych, który w pewnej mierze przebiega po linii pokoleniowej, choć oczywiście z licznymi wyjątkami. Naukowo, w oparciu o rozległe badania, opisuje ten podział prof. Marek Kwiek, w swoim artykule pt. „Młoda kadra: różnice międzypokoleniowe w pracy naukowej i produktywności badawczej. Czym Polska różni się od Europy Zachodniej?”
Grupę pierwszą możemy umownie nazwać „lokalsami”. Obejmuje ona przede wszystkim starsze pokolenia naukowców, w większości niezdolne do takiej produktywności naukowej oraz umiędzynarodowienia jakich wymaga się w nowych regulacjach prawnych. Grupę tą, jak pisze prof. Kwiek, cechuje „brak zrozumienia dla nowych, konkurencyjnych mechanizmów finansowania nauki i publikowania jej wyników, zrozumienia dla szerszej idei, wedle której nauka jest przedsięwzięciem niezwykle konkurencyjnym”.
Grupę drugą nazwijmy, trochę na wyrost, „kosmopolitami”. W jej skład wchodzą naukowcy, którzy są świadomi, iż konkurują z kolegami z zagranicy: o fundusze na badania naukowe, o akademickie uznanie, o publikacje w najlepszych czasopismach naukowych. Mogą mieć krytyczne podejście do sposobów mierzenia indywidualnych osiągnięć badawczych, ale nie odrzucają ich z góry. Mogą mieć poczucie nierównej konkurencji z naukowcami z zagranicy, ale mimo wszystko akceptują reguły wprowadzanego w Polsce nowego porządku akademickiego.
Dla pierwszych sama idea ustawy jest nie do przyjęcia, gdyż wzmacnia mechanizmy konkurencji w nauce i zmniejszają poczucie bezpieczeństwa. Drudzy pozytywnie odnoszą się do idei zmian, choć mogą mieć różne zdania odnośnie do poszczególnych rozwiązań szczegółowych wdrażanych reform.
Złota wolność akademicka
Przeciwnicy ustawy uderzają bardzo mocno w samą jej istotę odwołują się do nośnych ideałów wolności akademickiej, mieszając je zresztą z postulatami pracowniczymi. Domagają się „autonomii uczelni”, „gwarancji publikowania w języku polskim”, ale też „godnych warunków socjalnych” i „zwiększenie finansowania”. Z postulatami socjalnymi nie zamierzam się spierać, bo rzeczywiście system uczelni wyższych w wielu aspektach jest bardzo mocno niedofinansowany. Strojenie się jednak w szaty „obrońców wolności” zasługuje na krytykę, bo jest w mojej opinii jedynie sprytnym zabiegiem retorycznym.
Po pierwsze, ustawa Gowina zasadniczo zwiększa autonomię uczelni, a nie zmniejsza. To przecież senaty, wybierane demokratycznie przez społeczność akademicką, ustalają statuty uczelni, które w tej chwili będą regulować sposób funkcjonowania uniwersytetów znaczenie bardziej niż do tej pory. Dotychczas to ustawa narzucała kwestię struktury uczelni, czy ścieżki kariery, a teraz społeczności akademickie zadecydują same. Same wybiorą też składy osławionych Rad, nadzorujących pracę władz rektorskich. Jakoś nie bardzo wierzę, że zdominowane przez profesorów senaty będą dokonywały rewolucyjnych zmian, a do rad uczelnianych zamiast wybitnych absolwentów powołają popleczników rządu, którzy zabiorą im „wolność akademicką”.
Postulat „gwarancji publikowania w języku polskim” świadczy również o niezrozumieniu idei ustawy, jakiejś paranoi protestujących lub świadomej manipulacji. Nigdzie w nowych przepisach nie ma bowiem zakazu publikowania po polsku, są jedynie zachęty do publikowania lepszego jakościowo. Ustawa, zachowując, będącą standardem w świecie, okresową ocenę dorobku uczonych, walczy z tzw. „punktozą”, która zachęcała do publikowania „byle jak, byle więcej”.
Zamiast jednej dobrej pracy (np. książki albo artykułu zdolnego przejść przez sito rygorystycznej oceny naukowej) warto było napisać kilka przyczynkarskich artykulików. Wielu pracowników uczelni decydowało się więc publikować jakieś popłuczyny po nauce światowej jako rozdziały w książkach wydawanych przez wydawców, którzy nawet korekty nadsyłanych tekstów nie robią, a co dopiero mówić o recenzji naukowej. Dziesiątkami kolekcjonowane teksty stanowiły usprawiedliwienie ich pobytu na uczelni, ale nie stanowiły w istocie żadnego wkładu do globalnego obiegu myśli, który stanowi istotę nauki. Reformy Gowina wymuszają zmiany takich zwyczajów publikacyjnych, co doskonale widzę chociażby na moim macierzystym Uniwersytecie Łódzkim (zmiana zasad oceny działalności naukowej).
Najdziwniejsze jest to, że wśród liderów protestu znajdują się również wybitni uczeni, choćby Klementyna Suchanow, autorka monumentalnej, wspaniale napisanej i udokumentowanej biografii Witolda Gombrowicza. Broni systemu, w którym trzy przeciętne, napisane w kilka dni artykuliki naukowe mogły dać ich autorowi więcej „punktów” niż jej dzieło, będące efektem wieloletnich badań. Może po prostu należy do tej, pewnie niemałej, grupy osób, która tak dalece nie ufa obecnej władzy, że z zasady jest przeciw wszystkim jej propozycjom?
Prawdziwe zagrożenie
W ustawie jest wiele rzeczy, które powinny ulec zmianie. Z pewnością należy do niej kwestia nierównego wieku emerytalnego dla kobiet i mężczyzn. Pewnie też wygaśnięcie umowy o pracę z pracownikiem akademickim powinno następować w przypadku prawomocnego wyroku sądu za przestępstwo umyślne, a nie na podstawie każdego wyroku skazującego. Najpoważniejsze zagrożenie dostrzegam jednak w fakcie, że nowe przepisy uzależniają otrzymanie stopnia doktora habilitowanego od odbycia stażu lub pracy poza macierzystą uczelnią. Ten niewinny z pozoru zapis ma wymusić, większą mobilność pracowników naukowych, którzy dziś w większości pracują na tych samych uczelniach, na których robili doktoraty. Problem w tym, że bez przepisów przejściowych będzie on pułapką dla wielu wybitnych naukowców, którzy nie mając świadomości, że wyjazd naukowy jest konieczny, po prostu nie zaplanowało tego na ścieżce swojej kariery. Wielu z nich, z uwagi np. na zobowiązania rodzinne, nie będzie w stanie wyjechać. Dziwi mnie, że społeczność akademicka nie dostrzega tego niebezpieczeństwa i przeciwko niemu nie protestuje. Wydaje się, że problem może dotyczyć bardzo wielu osób.
Publikuj albo giń
Można się zżymać na zasadę „publish or perish”, ale sytuacja, w której 43% polskich naukowców (wedle danych prof. Kwieka z 2010 r.) nic nie publikowała była patologią, której nie wolno było tolerować. Nauka jest z zasady sferą niezwykle konkurencyjną, ale jak słusznie zauważa prof. Marek Kwiek: „idea ta w ostatnich dziesięcioleciach w Polsce była niemal nieznana, a z pewnością nie stanowiła fundamentu myślenia o pracy akademickiej. Podziały wśród kadry wynikające z bardziej i mniej konkurencyjnego dorobku naukowego niemal nie istniały, podobnie jak nie prowadziły do poważniejszych różnic w prestiżu i w dostępie do zasobów”. Świat w którym badania naukowe były jedynie dodatkiem do kariery akademickiej, wykonywanym przez naukowców jak im się podoba, o ile im się podoba, i tylko wtedy, kiedy im się podoba, powoli odchodzi w niebyt. Rozumiem, że dla wielu jest to rewolucja, którą ustawa Gowina umacnia i sankcjonuje.
Nie martwi mnie więc zbytnio, że wśród ofiar tej ustawy będą słabe uczelnie, jeśli nie przestaną tolerować miernej jakości badań i dydaktyki. Nie martwi mnie los kiepskich uczonych, którzy zwolnią miejsca dla młodych doktorów, po wreszcie sensownie finansowanych studiach doktoranckich. Martwi mnie raczej, że polska społeczność akademicka będzie w swej większości blokować projakościowe i prokonkurencyjne zmiany zawarte w ustawie i tak już rozwodnionej na etapie prac sejmowych (np. obniżenie wymagań wobec osób ubiegających się o profesurę). Martwi mnie, że zadziała stara zasada, pięknie opisana przez Giuseppe di Lampedusę w znakomitej powieści „Lampart”: „jeśli chcemy, by wszystko pozostało tak, jak jest, wszystko się musi zmienić”.
W artykule wykorzystałem fragmenty mojej polemiki z prof. Piotrem Nowakiem opublikowanej na łamach portalu „Wszystko co najważniejsze” https://wszystkoconajwazniejsze.pl/uniwersytet-nie-umarl-polemika-z-prof-piotrem-nowakiem/
