Przegraliśmy. Symbol „Polski walczącej” oddaliśmy bez walki i nigdy o niego naprawdę nie zabiegaliśmy. Po „tamtej”, narodowej czy prawicowej, stronie jest emocja i chęć snucia opowieści. Po naszej (liberalnej) – bezsilne protesty. Nie potrafimy opowiedzieć własnej historii na temat Powstania Warszawskiego czy szerzej – historii Polski.
Jak do tego doszło?
Nie znajduję odpowiedzi na to pytanie, po raz kolejny oglądając rocznicę wybuchu Powstania Warszawskiego. Minuty ciszy już nie tylko w stolicy, ale i czasem poza nią. Murale na tematy „powstańcze” także coraz częściej widoczne poza miastem stołecznym. Race i okrzyki w wielu miejscach, pomimo że słuszniejsze są bardziej znicze, cisza i zaduma lub modlitwa. Lokalne wydarzenie stało się własnością całego społeczeństwa.
To truizm, ale ten, kto nadaje ton narracji na temat przeszłości, ma przemożny wpływ na narrację na temat przyszłości. Kto odnajduje kontakt z emocjami społeczeństwa, łatwiej opowiada o swoich wartościach. Kto odnajduje porozumienie i potrafi wzbudzić dumę – jest bliższy temu mitycznemu „zwykłemu” człowiekowi.
O co tymczasem walczyli powstańcy?
Partia Razem w spektakularny sposób przypomniała, jak różne były wartości Polski Walczącej od tych, które dziś próbujemy włożyć w usta powstańców.
• Uspołecznienie środków produkcji
• Sprawiedliwy podział dochodu społecznego
• Oparcie demokratycznego systemu nauczania na zasadach moralnych i duchowych cywilizacji zachodniej
Oczywiście sam „testament” ogłoszony był 1 lipca 1945 r. w specyficznej sytuacji – w odpowiedzi na wyraźną „przegraną” środowisk podziemia niepodległościowego, którą dowództwo już rozumiało – w znacznej mierze ze względu na decyzje wielkich mocarstw zostawiających Polskę w bloku sowieckim. Została jeszcze droga walki politycznej, którą podjął Mikołajczyk i która też została przegrana – z podobnych powodów.
Inny przykład z dziedziny wojskowej. We wrześniu 1944 Armia Krajowa w Warszawie została zreorganizowana w korpus podzielony na trzy dywizje. Wymieńmy je:
• 8 DP AK im. Romualda Traugutta
• 10 DP AK im. Macieja Rataja
• 28 DP AK im. Stefana Okrzei
Okrzeja – członek PPS, wielki bohater lewicy który zginął w (zapomnianym) powstaniu 1905 r.
Traugutt – dyktator powstania styczniowego
Rataj – marszałek sejmu, działacz PSL „Piast”
To bohaterowie bardziej liberalnej, bądź nawet lewicowej, historii. Wokół takich wydarzeń można snuć narrację na temat roli jednostki w życiu społeczeństwa, jej podmiotowości, rozdziału dochodu społecznego. Oczywiście czasy były zupełnie inne – polska przedwojenna to biedny kraj, pełen napięć społecznych, do tego później zrujnowany wojną. Stąd nacisk na budowanie podmiotowości tytułowego „robotnika”. Dziś jego rolę siły napędowej może przejmować klasa średnia – także dziś bardzo słabnąca. To wszystko może opowiedzieć liberał, to wszystko może opowiedzieć lewicowiec. Jeśli tylko sięgnie po ten pomost i związane z nim emocje – nie po to, by budować prostackie analogie z przeszłością (bo nic nie jest takie samo), tylko by pokazać, że walka o prawa jednostki, o relacje obywatel–państwo, były kiedyś szalenie istotne i dziś też mogą takimi być. Nasi przodkowie spierali się o różne kwestie, ale mieli w sobie sporo – jakbyśmy to dziś nazwali – społecznej wrażliwości.
Wreszcie, najważniejszą straconą opowieścią jest ta o sile Polskiego Państwa Podziemnego – z własnym podziemnym sejmem (w którym debatowano i spierano się), pocztą, sądami czy Żegotą. Wysiłek zbrojny był tylko jednym z jego elementów i bynajmniej nie tym najważniejszym. Gubimy opowieść o umiejętności budowania przez nasze społeczeństwo Państwa i własnej podmiotowości w warunkach skrajnie nieprzyjaznych. To jest fenomen na skalę europejską i tym rzeczywiście możemy się chwalić, ale i szukać inspiracji. Tymczasem cieszymy się z przegranego czynu zbrojnego, próbując konkurować z historią partyzantów w Jugosławii czy na terenach byłego ZSRR – a w tej kategorii akurat przegramy. Zresztą historia o umiejętności budowania życia społecznego (a nie tylko podziemnej armii) jest szalenie nośna właśnie dla współczesnego liberała.
Zapominamy także, że ostatecznie pamięć przegranego powstania w 1944 r. miała olbrzymie znaczenie dla pokolenia, które w latach 80-tych ostatecznie wywalczyło dla nas wolność. Pamięć ta przejawiała się zrozumieniem roli drogi politycznej i negocjacji. Rzeczywiście to ta droga ostatecznie okazała się skuteczna, a nie kolejne krwawe powstanie.
Zamiast tego mamy głównie apele o jedność narodu, tak zwanych żołnierzy wyklętych i radość z czynu zbrojnego. Prawie nikt nie czyta zaś tego, co naprawdę tamto pokolenie miało do powiedzenia.
W takich momentach cieszą mniejsze aktywności, śpiewanie „Zakazanych piosenek”, koncerty i masa innych mniejszych upamiętnień. To tylko pokazuje siłę pamięci w życiu społecznym. Te emocje niejako leżą na ulicy. Na razie próbuje tego tylko prawica i skrajna prawica.
Opowiedzmy historię polski – i tą ludową, i liberalną, i społeczną!