Trzeba zdać sobie sprawę z faktu, że propaganda nie musi być odziana w prawdopodobne treści. Relacja haseł do rzeczywistości praktycznie nie a żadnego znaczenia. Przykłady można mnożyć. Pierwszy z brzegu: „na demonstracje wychodzili ubecy/komuniści”. Gdy zmienił się skład społeczny demonstrantów trudno było ten mit utrzymać, bo większość z nich nie mogła, choćby z racji wieku, być rzeczonymi ubekami. W obowiązującej propagandzie rozszerzono pojęcie „ubeka” na kolejne pokolenia czyniąc z bycia „ubekiem” cechę dziedziczną. Fakt, że komunistyczny prokurator jest szefem komisji sprawiedliwości kompletnie wyznawcom nie przeszkadza. Pytanie brzmi, jak to jest możliwe? Jak możliwe jest skuteczne rozpowszechnianie mitów tak oderwanych od rzeczywistości? Jak możliwe jest, że ludzie przyjmują przekaz tak wewnętrznie sprzeczny. Otóż jednak możliwe.
Spójność przekonań.
Celem propagandy tego rodzaju jest utrzymanie spójności przekonań. Mówimy do przekonanych. To pieśń wyznawców, którym trzeba jakoś załatać poznawczą dziurę. Oto bowiem rzekoma „władza ludu” konfrontuje się z masowymi demonstracjami, w których bierze udział ponad 200 tys. osób w ponad 240 miastach i miasteczkach. Trzeba ten fenomen jakoś własnym wyborcom wytłumaczyć. Pytanie jak? „Demonstrują elity w obronie własnych przywilejów”. To niezły argument, ale dość ograniczony. Skuteczny, gdy mówi się o w miarę jednorodnych demonstracjach organizowanych przez KOD i ograniczonych do Warszawy. Można było przekonywać widzów TVP, iż to „kwik elity oderwanej od koryta”. Wytłumaczenie o tyle dobre, że nie tylko daje język własnym wyborcom do opisu zjawiska, ale także pozwala je kompletnie zbagatelizować i wyszydzić. Gdy demonstrantów jest więcej, gdy na ulice setek miast wychodzą zwykli ludzie, co raz trudniej utrzymać adekwatność poprzedniego obrazu. Wtedy zmienia się propagandowa narracja. Ubecy i dzieci ubeków nadają się na wroga jeszcze lepiej. Budzą większą niechęć niż elity i są zdecydowanie trudniej definiowalne. Być elitą to jednak bądź co bądź zaszczyt, ubek jest jednoznacznie pejoratywny.
Dlaczego ludzie są skłonni uwierzyć we wszystko? Pasek z TVP Info: „Obrońcy pedofilów i alimenciarzy twarzami oporu przeciwko reformie sądownictwa”.
Magia uogólnienia.
Najczęściej używanym chwytem propagandowym ekipy wychowanej przez Wyższą Szkołę Kultury Społecznej i Medialnej w Toruniu jest prosta generalizacja. Siłą propagandy jest używanie wielkich kwantyfikatorów. Wystarczy pokazać jednego byłego majora UB, by zbudować historię o tym, że wszyscy uczestnicy protestu są ubekami walczącymi o własne przywileje emerytalne. Wystarczy, by jeden sędzia otrzymał zarzut drobnej kradzieży sklepowej, co pozwala zrobić wrażenie, że generalnie sędziowie kradną i są na wskroś zdemoralizowaną kastą. I tak dalej. Pole do popisu jest praktycznie nieskończone.
Język emocji
Język tym dla propagandy jak mąka dla chleba. Dlatego dobór słów ma kolosalne znaczenie. Grudniowe protesty opozycji zostały nazwane puczem, gdyż słowo to posiada jednoznaczny i silny negatywny ładunek emocjonalny. Według tej samej reguły w Rosji organizacje pozarządowe otrzymujące środki z zagranicy, mają obowiązek przedstawiania się jako agenci. Najlepszy przykład z polskiego podwórka, to słynny „donos na Polskę”. Ciekawa i nieprawdopodobnie skuteczna konstrukcja, bazująca na poczuciu solidarności narodowej i patriotyzmu. Skuteczny, bo zawstydza nawet opozycję. Opiera się na następujących logicznych przesłankach, fałszywych nota bene w całości. Po pierwsze „donos”. Nie „donos”, bo instytucje europejskie umocowane odpowiednimi traktatami, po to zostały powołane, by rozpatrywać kwestie przestrzegania europejskiego prawa we wszystkich członkach wspólnoty. Komisja Europejska czy Parlament Europejski nie jest zewnętrznym wobec Polski, obcym ciałem, do którego można „donosić” na kogokolwiek. Słowo „donos” zakłada, że donosi się gdzieś na zewnątrz, donosi się obcemu. Polska jest równoprawnym członkiem instytucji europejskich i są one w równym stopniu polskie co hiszpańskie, holenderskie czy włoskie. Po trzecie ów „donos” propaganda przypisuje fałszywie opozycji. Autorem prośby o interwencje Komisji Weneckiej był aktualny minister spraw zagranicznych Witold Waszczykowski. Opozycja nie miała z tym nic wspólnego. Po czwarte „na Polskę”. To sformułowanie implicite utożsamia rząd Beaty Szydło z Polską rozumianą jako wspólnotę narodową. Delikatnie mówiąc dość odważne założenie w stylu dawno minionym: „Partia to Naród”, pamiętacie Państwo?
Wzbudzanie odrazy.
Dlaczego takie zbitki pojęciowe działają skoro jedno zdanie zawiera cztery kłamstwa? Dlatego, że nie odwołują się do racjonalnej sfery naszego myślenia, lecz do warstwy zdecydowanie głębszej, pierwotnej, wręcz odruchowej – do uczuć. Dobrze sformułowany przekaz musi budzić emocje. Bardzo dobrze sformułowany przekaz to taki, w którym emocje są tak silne, że kompletnie niwelują intelektualną refleksję. Mit o „donosie na Polskę” jest takim właśnie przekazem. Gniew i odraza wyłączają refleksję nad znaczeniem słów, z których jest skonstruowany. Przeciętny adresat takiej wiadomości nie jest w stanie ocenić jej prawdziwości, bo treść porusza go tak silnie, że on „czuje” gniew na opozycję nie zdając sobie sprawy z zawartej w niej manipulacji.
Obrazkiem po oczach.
Obraz jest bardziej skutecznym środkiem propagandy niż słowo. Obrazy budzą po prostu więcej emocji i są z „definicji prawdziwe” bo „oczy nie kłamią”. Prawda?. Prawicowa propaganda uwielbia fotomontaże. A to Tusk szepcze z Timmermansem, podpis: donos na Polskę. A to Angela Merkel w stroju niemieckiego żołnierza pochyla się nad mapą Polski itp. To prosty zabieg. Nic nie trzeba tłumaczyć. Obraz działa podprogowo i bezrefleksyjnie. Budzi emocje i jeszcze lepiej przemyca kłamstwo. Jak mam nie wierzyć skoro widzę na własne oczy, jak nagie dziewczyny taplają się w błocie na przystanku Woodstock?. Obraz budzi oburzenie i odrazę. Nie ma co tłumaczyć, wszystko jasne.
Odwracanie przyczyn i skutków.
Do świadomości opinii publicznej zazwyczaj dociera koincydencja faktów. Wiemy, że Tusk powiązany jest z Unią Europejską, i że ostatnio relacje pomiędzy Unią a rządem w Warszawie są fatalne. Sprawny propagandysta nie będzie zaprzeczał faktom. Wręcz odwrotnie, rozdmucha je jak balon. Odwróci jedynie kierunek łączącej je relacji. I tak w prawicowych mediach ukazuje się narracja, według której to Tusk psuje relacje rządu z Unią. Tusk owszem, ostrzegał przed skutkami działań rządu Beaty Szydło dla miejsca Polski w zjednoczonej Europie. Cóż prostszego niż zamienić przyczynę ze skutkiem. I mamy: „Tusk odbierze Polakom pracę w Unii. Ulimatum?” „Tusk musi wcisnąć do Polski uchodźców. Inaczej Berlin pokaże dokumenty.” „Tusk jako rzecznik Niemiec grozi Polsce wyrzuceniem z UE, jeśli ta zażąda odszkodowań za II W. S.” I tak dalej. W większości przypadków treść artykułu pod powyższymi tytułami nie potwierdza tezy zawartej w tytule. Nie ma to znaczenia, bo wiadomo, że większość czytelników wyrobi sobie zdanie właśnie ograniczając się do nagłówka. W ten sposób można ludziom sprzedać każde kłamstwo. Skutecznie.
Autorytet.
Nowoczesna propaganda oparta jest o cytaty. Fake news tworzy się od wpisów na fejsbooku, który cytowany jest przez portal na przykład Głos Gminny.pl lub newsbook.pl lub teFakty itp. takich portali są tysiące. Cytat z portalu jest już newsem i można go cytować dalej, na przykład na rzeczonym pasku w TVP. Najcenniejsze fake newsy preparuje się na podstawie „doniesień” prasy zagranicznej. Na przykład zdjęcia nagiej dziewczyny taplającej się jakoby w błocie na Przystanku Woodstok cytowane są za The Sun. Oprócz wiarygodności – prasa światowa – zabieg ten ma jeszcze jeden cel: wzbudzenie w czytelniku poczucia wstydu. Tak nas widzą na świecie. Polak to nagi brzuchaty mężczyzna z gołą kobietą w błocie. Skojarzenia ze świniami są oczywiste. Celem wywołanie oburzenia nagą kobietą, wstydu, publikacja ma miejsce za granicą, oraz głębokiej emocjonalnej awersji do opozycji i wszelkiego sposobu wyrażania niezgody z władzą. Wdzięczny tytuł nad zdjęciem bowiem brzmi: „Taplają się w błocie przeciwko rządowi”. Powoływanie się na zagraniczne media jest bardzo popularną metodą dodawania wiarygodności zamieszczanym materiałom.
Koncentracja.
Koncentracja to nic innego niż mnożenie w nieskończoność tego samego newsa. Robi się to po to by adresatów przekonać o powszechności tak podawanej „prawdy”. Ten sam obrazek widać po prostu wszędzie. W ten sposób daje się spreparowanej informacji tak zwany „społeczny dowód słuszności”. Chodzi o to by „wszyscy” pisali to samo. Propaganda zazwyczaj ma charakter skoncentrowanej fali. I tak jakiś news staje się tematem dnia i celem specjalistów od kształtowania opinii publicznej jest zrobienie wrażenia że „prawda”, którą lansują, jest wszechobecna a zatem jej wiarygodność nie podlega wątpliwości. Ostatni przykład to Przystanek Woodstok. W ciągu paru dni portale internetowe, prasa i stacje telewizyjne zostały zalane doniesieniami o skandalicznych wydarzeniach jakie miałby jakoby mieć miejsce podczas festiwalu. Co ciekawe część z tych newsów była prawdziwa, część podawana także przez niezależne media. W przypadku takich propagandowych kampanii nie ma znaczenia czy tak zwane mainstreamowe media potwierdzają czy przeczą propagandowym faktom, najważniejsze by podjęły temat. Bo celem nie jest przekonanie ludzi do konkretnych wydarzeń lecz zrobienie wrażenia. W tym przypadku wrażenia zawstydzającej katastrofy jaką jakoby był festiwal. I tak tytuły krzyczały: „Czy Owsiak zamienia uczestniczki przystanku Woodstock w muzułmanki?” „Pobity uczestnik Przystanku Woodstock w stanie krytycznym.” „Politycy PO na Woodstocku. Fala krytyki.” „Bardziej upolitycznić się nie da! Owsiak z Festiwalu Woodstok zrobił imprezę Platformy.” „Woodstok 2017 nauka wiązania hidzabu i warsztaty kultury arabskiej.” „Narkotyki, brutalne pobicie a nawet gwałt. A to pierwszy dzień przystanku Woodstok.” i tak dalej i tak dalej. Odpowiednio dobrane tytuły podane w zmasowanej formie robią wrażenie nawet na nieprzekonanym. Cholera, skoro wszyscy o tym piszą, coś w tym musi być. I o to właśnie chodzi.
Pytania
Nagłówki w formie pytań są ulubionym prostym i skutecznym narzędziem propagandy. Pytanie typu dlaczego bije pan żonę? To klasyk tak uprawianej propagandy. Pytanie to ma ukryte na pierwszy rzut oka założenie jednoznacznie imputujące pytanemu, iż bije on żonę. Pytanie ma zatem ogromny ładunek emocjonalny i zmusza obiekt propagandowego ataku do obrony. To efekt, na który liczy propagandysta. Im bardziej tłumaczy się obiekt ataku, że nie bije żony tym bardziej utwierdza widzów spektaklu, że coś w tym musi być. Przecież tylko winni się tłumaczą, prawda? Takie pytanie oparte na fałszywym założeniu ma jeszcze jedną bezcenną cechę, nie można mu zarzucić kłamstwa. Innymi słowy siła rażenia większa niż przy zarzucie wprost i gwarantowane bezpieczeństwo. Idealne narzędzie.
Fantazje
Chwyt polega na tym, żeby wymyśleć pojęciowego golema. Propagandowy twór nieistniejący w rzeczywistości, ale skonstruowany z pewnych istniejących fragmentów, w lepiej lub gorzej funkcjonującą całość, którą można wytłumaczyć niezrozumiałe zjawiska, lub straszyć własnych wyznawców. Takim konstruktem zazwyczaj bywa obcy i w Polsce mieliśmy już z nim do czynienia w postaci przenoszących zarazki i choroby, dominujących kulturowo, agresywnych i bezwzględnych „muzułmanów”. Niestety mity trwają stosunkowo krótko. W dobie mediów społecznościowych rozprzestrzeniają się błyskawicznie ale równie szybko się nudzą. Przed muzułmanami rolę straszydła pełnił skutecznie potworny gender. Teraz przez firmament prawicowych mediów przeleciał świecący jasnym światłem meteoryt propagandy w postaci mitycznego Astroturfera. Astroturfer to przerażający i wszechmocny niewidoczny potwór, który za pomocą elektronicznej dezinformacji i manipulacji dokonywanych na ich nieświadomych mózgach, wyprowadza ludzi na ulicę przeciwko rządowi. Astroturfer żył stosunkowo krótko. Nie przyjął się biedaczek. Był chyba zbyt odrealniony i trochę za bardzo niezrozumiały. Nawet jak na potrzeby prawicowych wyborców.
Jawne kłamstwa.
Jawne kłamstwa są stosunkowo rzadko i z niechęcią używane w propagandzie. Łatwo bowiem, można ujawnić ich naturę i podważyć wiarygodność źródła. Z czasem, gdy propaganda narasta, emocje szczytują, coraz częściej kłamstwo wypiera inne formy manipulacji. Choć prostackie, jest poręczne. Można je używać bezrefleksyjnie. Natychmiast.Mistrzem kłamstw mówionych wprost bez żenady, jest pani premier Beata Szydło. Dwa najsłynniejsze to „Polska przyjęła ponad milion uchodźców z Ukrainy” wypowiedziane na forum PE oraz ostatnio gdy wbrew oczywistym faktom twierdziła publicznie, iż UNESCO NIE wezwało Polski do wstrzymania wycinki drzew w Puszczy Białowieskiej.
Jak w to można uwierzyć?
Powrócę zatem do podstawowego pytania. Jak to się dzieje, że jawne kłamstwa lub oderwane od rzeczywistości manipulacje są skuteczne? Głównym celem propagandy nie jest przekonanie nieprzekonanych lecz utrwalenie lojalności własnego elektoratu.
Fundamentalną cechą myślenia autorytarnego jest spójność. Pozorny monolit poglądów wyjaśnia całość otaczających zjawisk. Polityczna sekta musi mieć jednoznaczną odpowiedź na każde pytanie. Wyłącznie w ten sposób może bowiem potrzebę spójności swych członków obsłużyć. W manichejskim obrazie świata „my” reprezentujemy samo dobro i szczere intencje, „oni” są źli z definicji. Od reguły powyższej nie ma wyjątków. Dlatego Piotrowicz jest dobry a Wałęsa to ubek. Spójność zapewniana jest przez język, którym propaganda opisuje otaczający świat. Ten język nie musi być prawdziwy ale musi być jednoznaczny i szczelny. Argumenty niezależnie od ich wiarygodności, czy jakości, trafiają na podatny grunt utrwalonych przekonań. Odbiorcy chcą być utwierdzeni w prawdziwości obrazu swego świata. Dlatego, są ślepi na błędy i głusi na zgrzyty podawanych prawd. Dzięki coraz bardziej rozczłonkowanym mediom także, społecznościowym, żyjemy wszyscy w jednorodnych społecznych bańkach Sami decydujemy jakie informacje do nas trafiają. Rozmawiamy wyłącznie z ludźmi myślącymi jak ja. Nowoczesne technologie bardzo sprzyjają propagandzie. Każdy może dostać swoją „prawdę” skonstruowaną specjalnie na miarę osobistych oczekiwań, odpowiadającą na prywatne przekonania i szytą z emocji pod wymiar unikalnej osobowości tak, by była jak najbardziej dla danej osoby perswazyjna.
Siła propagandy jest paradoksalnie także największą jej słabością. Potrzeba spójności jest tak duża, że gdy pojawia się wyraźna sprzeczność w mało elastycznej formule czarno białego obrazu, całość pęka. Proces utraty wiary można porównać do wychodzenia z sekty. Kompletny jest dopiero wtedy gdy osobę stać na refleksję: „ Jak ja mogłem w to wszystko uwierzyć?.”
tekst ukazał się w Polityce 22.08.2017
