Przesłanka wolności, własności i niewinności
Przesłanka (domniemanie) wolności, własności i niewinności to kwestia logiki. Bez odnoszenia się do sądów wartościujących i sentymentów czy bez uciekania się do sofistycznej retoryki można uzasadnić liberalny porządek. Posługując się samą logiką można argumentować za porządkiem liberalnym – jest to niezwykle potężna idea, bo ktoś kto będzie argumentował przeciw przesłance, musi jednocześnie argumentować przeciw logice i racjonalnemu myśleniu. Przeciwko przesłance można postawić tylko mistykę.
Przesłanka jest największym wkładem Anthonego de Jasaya w filozofię polityczną, której wielkość docenili m.in. James M. Buchanan i Gerard Radnitzky, a w Polsce odwołuje się do niej Leszek Balcerowicz we wstępie do zbioru tekstów klasyków liberalizmu pod swoją redakcją. Ta jedna, prosta – choć nie trywialna – myśl jest posłaniem, na którym może zasadzić się nowoczesna, spójna filozofia polityczna liberalizmu.
Na czym polega przesłanka? Otóż idea jest prosta do wyłożenia i przypomina powszechnie znane w wolnym świecie domniemanie niewinności.
Jest to założenie, iż wszyscy posiadają wolność działania dopóki, dopóty ktoś nie wniesie uzasadnionego sprzeciwu (uzasadnienie jest historyczne: tzn. jest „ważne” w określonym społeczeństwie w określonym czasie). Załóżmy, że osoba A mówi: „zrobię to i to”, a osoba B mówi „nie! nie pozwalam na to! istnieje uzasadniona obiekcja, która może uzasadnić mój sprzeciw”. Wtedy arbitraż (sędzia) musi zdecydować na kim powinien spoczywać ciężar dowodu ważności tego zarzutu. Decyzja ta będzie zależała od długości wykazu ważnych obiekcji. Jeśli lista ta jest spisana, jawna i skończona, to są dwa wyjścia: albo osoba A może wykazać, że obiekcji osoby B nie ma na liście (w popperowskiej filozofii nauki dowód taki nazywa się falsyfikacją); albo osoba B wskaże swój zarzut na liście (u Poppera ta metoda nosi nazwę weryfikacji).
Sęk w tym, że w rzeczywistości nie ma takiej spisanej listy, gdyż życie społeczne opiera się na konwencjach – nawet uchwalone prawo w znacznej części ma źródła w głęboko zakorzenionych konwencjach, niektóre nawet poprzedzają jakąkolwiek władzę polityczną (np. własność i umowa – jak zauważył Hume) . Zatem skoro lista jest nieskończona, to osoba A (podejmująca działanie) nie może na gruncie logiki sfalsyfikować roszczenia osoby B. Zatem jeśli arbitraż (sędzia, ustawodawca, król) stawia ciężar dowodu na osobie A, to zachowuje się po prostu irracjonalnie – wymaga od niej czegoś niemożliwego na gruncie logiki. Dlatego ciężar dowodu zawsze musi spoczywać na tych, którzy sprzeciwiają się działaniu. Ludzie nie są wolni jeśli muszą dźwigać ciężar dowodu uzasadniający ich działania lub jeśli muszą odwołać się do „uprawnień” uchwalonych w jakieś karcie praw zanim ośmielą się działać.
Każda „karta praw do swobody” nie tylko jest sprzeczna z duchem liberalizmu, ale, co więcej, jest zwyczajnie nielogiczna. Wolność nie wymaga uchwalenia listy wolnych czynów – przeciwnie, wymaga uchwalenia listy niedozwolonych czynów, a każdy czyn, który nie jest na tej liście jest wolny (spróbuj je zliczyć i wypisać!). Co gorsza „prawo do wolności” sugeruje nam, że nie rodzimy się wolni, tylko musimy ją uzyskać od jakieś władzy, która uchwali to prawo w swoich kodeksach. Jest to odrażająca sugestia, jakoby człowiek zanim władza nie podaruje mu „prawa do wolności” jest jej niewolnikiem. Dla każdego liberała powinno być oczywiste, że to wolność powinna być normą, a nie jej ograniczenie.
Z kolei jeśli zrozumiemy, że posiadanie własności jest wolnością – to łatwo zrozumieć, iż na gruncie logiki powinniśmy zakładać, że ktoś ma tytuł własności dopóki, dopóty nie udowodnimy, iż istnieje „ważna” obiekcja na liście konwencji ku temu by odebrać danej osobie jej własność (nie sądzę, żeby „sprawiedliwość społeczna” była takim powodem). Własność – jak wolność – także nie posiadamy dlatego, że dostaliśmy do niej „prawo” nadane nam przez jakiś rząd, ale dlatego, że jest ona konwencją społeczną spontanicznie uznaną przez członków społeczeństwa. Dla każdego liberała powinno być oczywiste, że rząd nie jest właścicielem naszej wolności, a zatem nie może być i właścicielem naszej własności. To własność powinna być normą, a nie jej redystrybucja.
Nie inaczej jest w przypadku obecnie praktykowanej w wolnym świecie przesłanki niewinności. Ktoś jest winy dopiero wtedy, kiedy mu się tę winę udowodni. Nie jest tak, że jesteśmy niewinni, bo rząd podarował nam „prawo do niewinności”. Niewinność jest i powinna być normą – to orzeczenie o winie wymaga dowodu. Uchwalane powinny być czyny orzekające o winie, a nie o jej braku. Nie da się stworzyć listy wszystkich czynów niewinnych.
Jest kwestią logiki – a nie tylko intuicji liberalnego umysłu – zatem, że jesteśmy wolni i niewinni, a nasza własność należy do nas by default, bo podejmując działanie nie jesteśmy w stanie sfalsyfikować wszystkich potencjalnych obiekcji. Zawsze i wszędzie to osoba, która twierdzi, że ponosimy winę lub należy ograniczyć naszą wolność albo odebrać naszą własność musi udowodnić swoje roszczenie.
Give me logic, or give me death! Lógica o muerte! Venceremos!