Nieznaczne przesunięcie wskazówek zegara o północy ostatniego dnia grudnia uruchamia drzemiące głęboko pokłady wiary, że po symbolicznym przejściu progu przychodzi nowe, a wraz z nim nowi my. Wobec świata zewnętrznego mamy szereg wymagań, by był dla nas łagodny, życzliwy i szczodry.
W dniu, kiedy ukazuje się styczniowy numer „Liberté!” miałam znaleźć się na Przylądku Dobrej Nadziei w Południowej Afryce. Już sama nazwa miejsca wydawała się znacząca – napawająca optymizmem, dająca nadzieję na nowe otwarcie i tym samym naładowanie akumulatora, mocno wyczerpanego po trudnych, wymagających miesiącach. Ale jeśli miało to być miejsce – symbol, to przewrotnie spełniło swoją rolę, przypominając, że pierwszą jego nazwą był Przylądek Burz. I tak właśnie się stało – pandemiczny zamęt z siłą sztormu zniweczył plany i uniemożliwił podróż. Trzeba więc szukać swojego cypla z nadzieją gdzie indziej.
Początek nowego roku zazwyczaj naznaczony jest wielkimi oczekiwaniami, ambitnymi planami i solennymi postanowieniami. Każdy na coś czeka, o czymś marzy, w czymś pokłada nadzieję, czegoś się spodziewa. Zwłaszcza po roku, który doświadczył nas niepewnością, poczuciem zagrożenia, stratą i zmianami dotykającymi wszystkich sfer życia. Bez żalu się z nim żegnamy i chętnie zaklinamy nowy, żeby był lepszy, bo już dość, już wystarczy, po tylu trudach zasłużyliśmy na wytchnienie. Nieznaczne przesunięcie wskazówek zegara o północy ostatniego dnia grudnia uruchamia drzemiące głęboko pokłady wiary, że po symbolicznym przejściu progu przychodzi nowe, a wraz z nim nowi my. Wobec świata zewnętrznego mamy szereg wymagań, by był dla nas łagodny, życzliwy i szczodry. Po pierwszym pandemicznym roku szczególnie życzymy sobie powrotu do normalności. I żebyśmy w zdrowiu doczekali swojej kolejki szczepienia, mogli wrócić do szkół, na uniwersytety, do pracy. Żeby można było chodzić do teatrów, kin, do kawiarni, znów się spotykać, podróżować. I jeszcze – mądrej polityki, wolności, równości, opamiętania w sprawach globalnego klimatu i ochrony środowiska, sprawiedliwej ekonomii.
Wielkie nadzieje na nowe, lepsze otwarcie pojawiają się naturalnie w symbolicznym punkcie przecięcia dat. Po zużytym, starym roku z jego rozczarowaniami, niezrealizowanymi planami i trudami potrzebujemy punktu odbicia, żeby uchwycić się czegoś pozytywnego, żeby mieć na co czekać i do czego dążyć. Poczucie sprawczości zapewniają osobiste postanowienia noworoczne, w których najczęściej obiecujemy sobie przejść na dietę, zacząć uprawiać sport, ograniczyć używki, więcej czytać albo w ogóle przejść totalny makeover i stać się lepszą, o ile nie idealną wersją siebie. W noworocznych postanowieniach zaklęta jest nadzieja na zmianę i na poprawę. Ich ciemniejsza strona to nieznośny przymus, by przeskoczyć samego siebie o kolejną długość, dowieść skuteczności, produktywności, wytrzymałości i czegokolwiek jeszcze, co da poczucie, że jesteśmy zwycięzcami. A z tyłu majaczy pręgierz, pod którym sami się ustawimy, im łatwiej porzucimy noworoczne postanowienia, wymyślimy usprawiedliwienia i wymówki. Z nadmiernych oczekiwań, obietnic i sztywnego gorsetu niemożliwych do spełnienia postanowień rodzą się rozczarowania i poczucie winy, że nie daliśmy rady, że nawet sobie nie umiemy dotrzymać słowa.
A może by tak zacząć inaczej, wysiąść z pędzącego pociągu oczekiwań na stacji z napisem „JA” i z należną łagodnością i troską sobie się przyjrzeć i sobie poświęcić uwagę? Może porzucić myśl o postanowieniach, oczekiwaniach, nadziejach i przewidywaniach? Wraca do mnie wypowiedź Wiktora Osiatyńskiego, bo mówi właśnie o tym, żeby zwolnić się samemu z obowiązku ciągłego udowadniania sobie i innym, jakim mocarnym, sprawczym i wydajnym się jest: „Wstać rano, zrobić przedziałek i się odpieprzyć od siebie. Czyli nie mówić sobie: muszę to, tamto, owo, nie ustawiać sobie za wysoko poprzeczki i narzucać planów, którym nie można sprostać. Bez egoizmu, ale bardzo starannie, dbać o siebie i o swoje własne uczucia. Poświęcać się temu, co sprawia przyjemność. Ja zapisuję rano, co mam zrobić. A chwilę potem skreślam połowę. To bardzo ważne, by siebie samego nie nastawiać na dzień czy na całe życie tak ambitnie, że niepowodzenie będzie nieuniknione. Jeśli człowiek chce za dużo osiągnąć, zaplanować, zrealizować, to jest stale z siebie niezadowolony. A może po to, by być z siebie zadowolonym, wystarczy robić rzeczy które są potrzebne, godziwe, warte, dobre, bez wymagania od siebie więcej, niż można osiągnąć”.
W dziwnym, pandemicznym roku wszystko było wyzwaniem, zadaniem, koniecznością. Długie listy nakazów i zakazów, obowiązki osobiste, zawodowe, społeczne, a to wszystko podlane zmęczeniem, lękami, niepewnością. Dlatego dzisiaj, kiedy myślę o wielkich nadziejach na 2021 rok, to wspominam te wielkie z początku 2020. Szybko się okazało, jak płonne były i jak bardzo zależne od okoliczności, na które mieliśmy niewielki wpływ. Dlatego ten rok zaczynam inaczej, bez nadmiernych oczekiwań wobec świata i siebie, bez katalogu postanowień i zobowiązań, za to z życzeniami dla siebie i innych, żebyśmy byli dla siebie łagodniejsi. Przechodzić spokojnie przez hałas i pośpiech, obok zdrowej dyscypliny być dla siebie łagodnym i zachować pogodę ducha, jak głoszą słowa słynnej Dezyderaty. Bez egoizmu dbać o siebie i swoje uczucia, jak sugeruje przywołany wcześniej Osiatyński. W miejsce „muszę”, „powinnam/powinienem” wstawiać „chcę” lub „mogę”. Przylądek Dobrej Nadziei na przyszłość odnaleźć w sobie. Rozpoznać swoją doskonałość w wersach zupełnie niekanonicznej współczesnej Dezyderaty Rona Padgetta:
Prześpij się trochę.
Nie udzielaj rad.
Dbaj o zęby i dziąsła.
Nie odczuwaj lęku przed rzeczami, nad którymi nie możesz zapanować. Na przykład nie martw się, że kiedy śpisz, runie budynek, albo że ktoś, kogo kochasz, w jednej chwili padnie trupem.
Codziennie rano zjedz pomarańczę.
Bądź przyjazny. To cię uszczęśliwi.
Cztery lub pięć razy w tygodniu przyspiesz bicie swojego pulsu do 120 uderzeń na minutę wykonując coś, co sprawia ci przyjemność.
Miej nadzieję na wszystko. Nie oczekuj niczego.
Najpierw zadbaj o rzeczy wokół domu. Ogarnij własny pokój, zanim zbawisz świat. Potem zbawiaj świat.
Wiedz, że wola stania się doskonałym jest prawdopodobnie wyrazem innej woli – może chcesz być kochanym, albo nie chcesz umierać.
Nawiąż kontakt wzrokowy z jakimś drzewem.*
*Ron Padgett, Jak stać się doskonałym (fragm.), tłum. Jacek Gutorow