Decyzja lekarzy w szpitalu w Plymouth i brytyjskiego sądu o odłączeniu pana Sławomira od aparatury podtrzymującej jego życie na nowo podnosi dylematy i pytania natury etycznej, nie tylko te dotyczące eutanazji, ale także czy może przede wszystkim te dotyczące stanowienia o własnym i czyimś losie, czyli innymi słowy – pytania etyczne dotyczące wolności człowieka żyjącego w jakimś systemie.
Przypomnijmy o co chodzi: pan Sławomir w listopadzie zeszłego roku dostał ataku serca, w wyniku którego zapadł w śpiączkę. Mamy dopiero styczeń i już czwartą próbę – właściwie decyzję podjętą zgodnie z literą brytyjskiego prawa – odłączenia pacjenta od aparatury podtrzymującej jego życie. Brytyjski sąd i brytyjski szpital mówią o tym, że kierują się ” najlepszym interesem” tego człowieka. To bardzo anglosaskie.
Przeciwne odłączeniu pana Sławomira od aparatury – co wiąże się z doprowadzeniem go do śmierci przez zagłodzenie – są jego siostry i matka. Zgodę na odłączenie wyraziły jego żona i dzieci, co właściwie mogłoby zakończyć jakąkolwiek dyskusję. Ale przez wzgląd na wagę tego problemu, należy ten przypadek rozpatrzeć. Rodzina pana Sławomira dwukrotnie skierowała sprawę do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka, który ją odrzucił. Rząd polski interweniował w tej sprawie, prosząc rząd brytyjski o to, by wydał zgodę na przetransportowanie mężczyzny do Polski, gdzie prawo w kwestii odłączania od aparatury funkcjonuje zgoła inaczej niż w Wielkiej Brytanii. Zdaje się, że pod tym względem Polska opiera się tendencjom krajów tzw. Zachodu, które życie ludzkie postrzegają jako najbardziej wartościowe wtedy, gdy człowiek jest sprawną psychicznie i fizycznie jednostką użyteczną dla społeczeństwa. A więc w interesie społeczeństwa należy o taką osobę zadbać, bo jest ona przede wszystkim wydajna ekonomicznie. Jeśli nie jest sprawna i wydajna i nic nie wnosi do naszego ogólnego dobrostanu, to – w duchu filozofii utylitarystycznej, która powstała na gruncie filozofii anglosaskiej – nie ma dłużej sensu podtrzymywać takiego życia. Argumenty o tym, że mężczyznę widziano i sfilmowano, jak się wzrusza i reaguje na sygnały z otoczenia z brytyjskiej perspektywy nic nie znaczą.
Przypadek Alfiego Evansa z przełomu 2017 i 2018 roku wskazuje na to, jak ogromna część społeczeństwa brytyjskiego zgadzała się z decyzją koncylium lekarsko-prawniczego i była za odłączeniem dwuletniego chłopca od aparatury, wbrew woli jego rodziców. Moim zdaniem w tak kluczowym momencie należy powiedzieć: hold on! To jest ich decyzja, może potrzebują więcej czasu – nawet lat – na to, by ją zmienić, ale na razie są zdeterminowani, by podtrzymać swoje dziecko przy życiu.
Pisałam o tym wtedy artykuły podnosząc pytanie, czy chcielibyśmy żyć w świecie, w którym państwo decyduje o moim losie i losie moich bliskich, dosłownie – o naszym życiu lub śmierci? Tak jak w przypadku pana Sławomira pojawiały się nagrania, na których mały Alfie uśmiechał się i reagował na sygnały ze strony rodziców. Zdania wśród medyków były podzielone. Z jednej strony część lekarzy twierdziło, że dziecko odbiera sygnały z zewnątrz i odczuwa radość na widok swoich rodziców, na ich głos i bliskość. Z drugiej strony, pojawiały się argumenty, że cierpi i że „w jego najlepszym interesie” będzie odłączenie go od aparatury. Koncylium medyczne i prawne w Wielkiej Brytanii zdecydowało o przerwaniu życia Alfiego Evansa, nawet pomimo, że watykańska klinka Gemelli publicznie zadeklarowała gotowość zajęcia się małym Alfiem, a nawet przetransportuje go z Wielkiej Brytanii. Potrzebowała na to zgody rządu brytyjskiego, której nigdy nie uzyskała. W międzyczasie przekonano rodziców Alfiego o słuszności decyzji podjętej przez sąd i lekarzy i pamiętam tego biednego, młodego ojca, który tak długo opierał się systemowi walcząc o życie swojego dziecka, aby w końcu wystąpić przed dziennikarzami i z rezygnacją odczytać zgodę rodziców na odłączenie ich dziecka od aparatury. Straszyny dramat, który warto sobie spróbować wyobrazić.
Ciekawa jestem Waszego zdania. W Polsce mamy klinikę Budzik prowadzoną przez Ewę Błaszczyk, która od początku swojego działania czyli od 2013 roku doświadczyła „przebudzeń” swoich pacjentów. W samej olsztyńskiej klinice było ich 14, łącznie z niedawnymi dwoma przypadkami. Z jednej strony mamy ludzi, którzy łatwo wydają werdykt na temat czyjegoś życia, który wpisuje się w hedonistyczną i utylitarystyczną wizję świata, gdzie społeczny dobrostan i indywidualne szczęście wyabstrahowane są z cierpienia, smutku i bólu. Z drugiej strony są ludzie i fundacje, którzy walczą o tę niesprawną jednostkę niezdolną do zadbania o samą siebie. Moje wzruszenie, podziw i szacunek wywołują ci drudzy, dla których pojedynczy człowiek jest na pierwszym miejscu.
Autor zdjęcia: Tim Cooper
