Czy jakikolwiek lider współczesnej polskiej opozycji cię inspiruje? Czy za którymś z nich poszedłbyś na barykadę? Czy byłbyś skłonny zadeklarować publicznie wobec któregoś swoje oddanie bez obaw, że pojutrze palnie jakieś głupstwo i okryje cię wstydem?
Od lat dumamy nad przyczynami trwałego – to już przecież wiadomo – sukcesu PiS. Powstały tony artykułów i sporo naprawdę wciągających książek. Według bodaj najlepszej z nich, rok 2015 nie był standardową zmianą warty u steru, a produktem głęboko socjologicznym. Skutkiem wygranej „turbopatriotyzmu” nad „softpatriotyzmem”. Dumy z dorobku polskich powstań i insurekcji lat dawnych nad nadzieją na przyszłość w unio-europejskim stylu. Wschodniego aspektu polskiej duszy nad zachodnim. Wiele sensownych wyjaśnień zaproponowano, a ja kolekcjonowałem je, aby mieć jakąkolwiek odpowiedź na pytanie stawiane często przez spotykanych w Gdańsku sympatycznych emerytów z Niemiec „jak to możliwe, że Polacy…?!”
Nie jestem już przesadnie młody i pamiętam czasy, gdy rozmawiałem z podobnymi, acz starszymi o pokolenie emerytami stamtąd, którzy mieli na koncie służbę w Wehrmachcie lub podobnie niesympatyczne rzeczy. A ja mogłem unosić się dumą, wskazując na „Solidarność”, jako doświadczenie moich najwcześniejszych lat. Teraz moi rozmówcy to niemieckie pokolenie 1968, wierzące nadal jeszcze w głęboko rozumianą, partycypacyjną demokrację, a ja wstydzę się i tłumaczę za mój rząd i jego żelazną pięść.
Moja hipoteza na temat trwałego sukcesu PiS jest taka, że zapewne wszystkie proponowane hipotezy są po trochu słuszne i tworzą po prostu pewien splot. Dzisiaj, gdy znamy stawkę kandydatów do prezydentury, wyłonioną przez najsilniejsze środowiska polityczne polskiej opozycji po ponad 4 latach zabójczego przecież dla wolnego ustroju Polski reżimu PiS, warto do tego splotu dodać następujący czynnik: słabość przywództwa po stronie opozycji.
Nie byłbym skłonny skwitować tego prostym „cóż, pech, tak się złożyło”. Brak naturalnych liderów o znacznej niezależności, samodzielności i charyzmie w partiach opozycji polskiej jest oczywistym skutkiem wbudowanych w nie systemowych wad. Mści się co najmniej półtorej dekady tzw. negatywnej rekrutacji w polskiej polityce. Całe lata „przycinania” każdego, kto za bardzo wyrósł, oczekiwania czołobitności wobec samca alfa, dezaprobaty wobec myślenia na zewnątrz zadanych schematów. Przez całe, długie lata pogody dla polityki w stylu „Platforma Obywatelska” środowisko to nie dorobiło się plejady inspirujących liderów pokolenia (dziś) 40-50-latków. Wielu ludzi, którzy onegdaj stanowili materiał na takowych, lądowało na marginesach polityki, zwanych raz Partią, a raz Stronnictwem Demokratycznym, a najczęściej w różnorakich NGO, gdzie głównym zadaniem jest wyciąganie ręki po pieniądze na rudymentarną choćby działalność. Prym zaś wiedli przeciętniacy, pilnujący swoich miejsc na okręgowych listach wyborczych uporczywiej niż Julian Ordon reduty.
W PO najpierw dwóch samców alfa (którzy ze swojego grona byli w stanie wygenerować tylko jednego dobrego lidera – „iksde”, rzekłoby młode pokolenie) kasowało kolejno wszelkich pretendentów do pozycji numer 3 (przy okazji zniechęcając może nawet i tuzin sensownych indywidualności spoza partii, aby do niej się kiedykolwiek zapisać), a potem zderzyło się ze sobą. Ten, który się nadawał, zajął się Unią Europejską, pozostawiając za sobą pustkę. To nie jest tak, że wtedy czy dziś w tej partii nie było/nie ma ludzi zdolnych do odegrania autentycznej roli przywódczej. Są. Ale nie mieli przestrzeni, aby się do tego w odpowiednim czasie przygotować. Dopóki samiec alfa grasował na wybiegu, ujawnienie tego rodzaju aspiracji było niebezpieczne. Jak wszyscy adepci potrzebowali inkubatora, czasu i sprzyjających warunków, a zamiast tego dostali ultimatum: trening do przeciętności, albo margines. Roztropni dziś są przeciętni, a ambitni na marginesie.
Czym więc dysponujemy? Zdezorientowaną grupą ludzi średnio lub słabo przygotowanych do czołowych pozycji, którzy mierzą się z cyniczną machiną zdeterminowanego dyktatora in spe, który realizowany dziś plan projektował przez 25 lat. To jak starcie SC Freiburg z Bayernem Monachium. Wszyscy lubią sympatyczny Freiburg, a nikt – poza jakimiś cynikami – nie lubi Bayernu Monachium, ale wynik jest nader łatwy do przewidzenia. Tymczasem gdyby nie, w gruncie rzeczy chorobliwy, strach dawnych samców alfa przed spiskiem, gdyby nie ich wiara w to, że nigdy nie odejdą w cień (jak w piosence Kombi), mogliby przynajmniej dociągnąć swój team do poziomu Borussii Dortmund i rzucić – siłami własnych wychowanków! – wyzwanie na zasadach prawie równego z równym. Może byliby nawet z tego dumni.
Zamiast tego „projekt Platforma Obywatelska” wchodzi dzisiaj w fazę późnej Unii Wolności. Jej głównym atutem są byli prezydenci, premierzy i ministrowie, którzy co rusz podpisują listy otwarte z poparciem lub przeciwko, w zależności od okoliczności. Z tą różnicą, że Unia Wolności w tej fazie była nobliwą partią opozycji pozaparlamentarnej, a nie główną nadzieją polskiej opozycji. Z tą różnicą, że z Unii Wolności pokolenie średnie, 40-50-latków, wymiotło powstanie Platformy Obywatelskiej i ludzki oportunizm, a nie krótkowzroczność i egoizm decydentów. Końcowa Unia Wolności była wspomnieniem po latach transformacji, gdy dzieło jej ludzi – w glorii akcesu do Unii Europejskiej – właśnie stawało się kompletne i pomyślnie dokończone. Platforma Obywatelska może stać się wspomnieniem w okolicznościach całkowitego zanegowania i pogrzebania dorobku jej proeuropejskiej i prodemokratycznej polityki, gdy dzieło jej ludzi jest przedmiotem coraz bardziej powszechnej drwiny i hejtu. Negatywnym punktem odniesienia.
Nie ma jednego, uniwersalnego klucza do przezwyciężenia dramatu równi pochyłej, na której znalazła się od 2015 roku. Polska. Jednak wydaje się, że jedną z barier uniemożliwiających skuteczne stawienie czoła złu, jest przykładanie przez największą siłę opozycji większej wagi do własnych interesów i pozycji, aniżeli do celu odbudowy demokratycznej i liberalnej Polski. Jeśli to się nie zmieni, to jedynym sposobem będzie usunięcie PO z drogi. Nie wykluczone, że bolesne i brutalne.
