Prawdziwym samcem alfa Putin może zostać dopiero wówczas kiedy ograniczy urzędniczą wszechwładzę. Musi, niczym niegdyś Piotr I, ogolić brody bojarom.
Niedawne wybory prezydenckie w Rosji potwierdziły jedynie to, czego spodziewano się od dawna – Władimir Putin, po uzyskaniu wyraźnego zwycięstwa nad konkurentami już w pierwszej turze, powraca na stanowisko głowy państwa. I wbrew licznym głosom niechętnym nowemu – staremu prezydentowi nie musi to być informacja zła.
Same wybory nie wydają się tematem wartym szerokiego omówienia. Wygrał faworyt, uzyskując ponad 60% głosów. Pewnie zdarzały się fałszerstwa wyborcze, będące jedną z przyczyn aktywności opozycji w ostatnich miesiącach, a także zajmujące uwagę zagranicznych mediów. Były jednak raczej wynikiem gorliwości niektórych komisji wyborczych, niż odgórną reakcją na niepokojące rezultaty w czasie liczenia. O wiarygodności wyników wyborczych niech świadczy fakt, że nawet Centrum Lewady – niezależne od Kremla, operujące sprawdzonymi instrumentami badawczymi – dawało Putinowi w badaniach przedwyborczych nawet 66%.
Ktoś mógłby spytać – skąd to poparcie? Odpowiedź dobrze obrazują dane przytoczone niedawno w materiale Wacława Radziwinowicza w „Gazecie Wyborczej” (Dlaczego Putin nie może odejść, 3-4 marca 2012). W zamieszczonej w nim tabeli widać jak na dłoni, że Rosja w roku 2011 to kraj znacząco inny niż w roku 2000, a więc na początku rządów Władimira Władimirowicza: około pięciokrotny wzrost PKB, wydłużenie średniej długości życia, niemal dziesięciokrotny wzrost średniej pensji, a ponad dziesięciokrotny – emerytur, powiększenie rezerw kruszcowo-walutowych z 19 do 511 miliardów dolarów – oto bilans ostatnich jedenastu lat. Jest też nieco danych o wydźwięku mniej pozytywnym, jak spadek liczby ludności, zwiększenie uzależnienia budżetu od eksportu surowców energetycznych oraz wzrost niektórych cen – ten ostatni jednak w zestawieniu ze znaczącym wzrostem wynagrodzeń nie jest specjalnie dotkliwy. Nawet przy możliwych zastrzeżeniach co do metod liczenia, Rosjanom za Putina po prostu żyje się lepiej.
Zwycięstwo wyborcze niesie jednak za sobą poważne wyzwania. Władimir Putin nie może sobie już pozwolić na dalsze prowadzenie państwa w taki sposób jak dotychczas. Wyczerpała się jego dotychczasowa rola. Z grubsza wyglądała ona następująco: po tym, jak Gorbaczow naruszył, a Jelcyn całkowicie zburzył konstrukcję państwa wprowadzając reformy na całkowicie nieprzygotowany grunt, nadszedł właśnie Putin, który kawałek po kawałku rozpoczął jego odbudowę. Środki na to, by ją przeprowadzić uzyskiwał przede wszystkim z jednego źródła, co doprowadziło do wspomnianego oparcia budżetu o eksport surowców energetycznych (ok. 53% wpływów budżetowych, a przy uwzględnieniu innych surowców, zdecydowanie więcej). Dziś Rosja doszła do granic bezpieczeństwa swego rozwoju. By móc pchnąć swą gospodarkę zdecydowanie do przodu, baryłka ropy musiałaby kosztować kilkaset dolarów. Absurd. „Putin 2” ma do wyboru jedyną drogę. Przeprowadzić zabieg, którego w Rosji nigdy w historii nie doświadczono: uwolnić energię obywateli.
Dać ludziom swobodę wytwarzania – oto, co będą musieli zrobić. Dziś małe przedsiębiorstwa wypracowują jedynie 13% rosyjskiego PKB. W Europie jest to ok. 70%, w Polsce – jeszcze więcej. Nawet w Chinach, gdzie jeszcze do niedawna wszystko było w rękach państwa jest to już ponad 50%. W Rosji zaś wciąż trwają kolosy, będące pozostałością jeszcze po stalinowskiej industrializacji. A przecież to małe przedsiębiorstwa wytwarzają postęp, pozwalają na modernizację. Dają ludziom swobodę twórczą. Dziś jednak, zgodnie z badaniami Centrum Lewady, aż 88% Rosjan boi się podjąć samodzielnej działalności. Boją się oni blokady w postaci aparatu urzędniczego – czemu mają inwestować swoje pieniądze, brać kredyty, skoro lada chwila ich inicjatywę zablokuje urzędnik? Czeka na łapówkę, a może wszystko zabrać i jeszcze wsadzić.
W Rosji to jest wciąż zamknięte źródło rozwoju – trzeba je otworzyć, podobnie jak stało się to w Polsce i wielu innych państwach. A to wymaga przebudowy całego systemu prawnego – zarówno w teorii, jak i praktyce. Wbrew dość powszechnemu przekonaniu nie jest to sprzeczne z charakterem Rosjan, rzekomo genetycznie nieprzystosowanych do funkcjonowania w warunkach innych niż silnej, opresyjnej władzy. Przykład? Początek lat 90. i wybuch handlu w Rosji – Moskwa kipiała od straganów, sam obserwowałem to będąc wówczas ambasadorem. I choć zostało to rozpędzone przez władze miasta, mamy dowód na to, że można. Inny przykład – upadek kołchozów. Państwowa własność ziemi i nieefektywna formuła jej zarządzania doprowadziła do całkowitej ruiny wsi, wszystko było rozkradzione. Tymczasem zmiana relacji własnościowych w krótkim, trzy- czy czteroletnim okresie doprowadziła do tego, że Rosja z importera stała się eksporterem zboża. Skoro na tym polu się udało, to czemu nie miałoby na innych? Rosjanie natomiast, nie tylko Kreml i Putin, są uczuleni na narzucanie im zewnętrznych wzorców. Od wieków debatują na temat swej odrębnej tożsamości. Proszę spojrzeć na ich literaturę, religię, poczucie dumy ze swej wielkości. Demokracja, zachodnia maniera, jak wielu z nich uważa, wchodzi więc do nich kuchennym, a nie paradnym wejściem, jako jedyny możliwy sposób wzrostu gospodarczego i cywilizacyjnego, jeśli już nie jako wartość sama w sobie. Te mają własne, jak wielu z nich sądzi. Choćby pojęcie – dziwoląg „suwerenna demokracja”, które wymyślili. To właśnie swobody obywatelskie przyniosły zachodniej części kontynentu rozwój, zaś chiński model byłby w Rosji możliwy, gdyby zamieszkiwali w niej Chińczycy, a nie Rosjanie, jak kiedyś, gdy nie był już prezydentem, zauważył w rozmowie Gorbaczow.
Putin pragnie być postrzegany jako samiec alfa – i tak też bywa przedstawiany. I jest nim przynajmniej w tym sensie, że jako jedyny ma w Rosji siłę sprawczą. Aparat urzędniczy, wojsko, służby specjalne, a więc generalnie aparat państwowy jest mu podporządkowany. Ten aparat właśnie jest niezbędny do tego, by przeprowadzić reformy. Prawdziwym samcem alfa Putin może jednak zostać dopiero wówczas, gdy się tego podejmie, kiedy ograniczy urzędniczą wszechwładzę. Musi, niczym niegdyś Piotr I, ogolić brody bojarom.
Właśnie tego oczekują protestujący w Moskwie czy Petersburgu. Chcą, by państwo nie blokowało ich w realizowaniu ich ambicji. Dotychczasowa putinowska stabilizacja, nawet jeśli przyniosła za sobą znaczące podniesienie poziomu życia Rosjan, już im nie wystarcza. Chcą swobodnie rozwijać swoje pomysły na życie, chcą też uczestniczyć w życiu swojego państwa. Nie mam wątpliwości, że ludzie Kremla, z Putinem na czele, rozumieją to. Pisał to zresztą w swych przedwyborczych artykułach-deklaracjach. Ale czy się odważy? Czy użyje swej siły samca alfa we właściwy sposób i czy rzeczywiście ją ma? Podobnie jak w polskim, tak i w rosyjskim jest porzekadło: pożiwiom, uwidim – pożyjemy, zobaczymy.
Notował Stefan Kabat