Film Ole Bornedala najlepiej symbolizuje, na jakim poziomie znajduje się współczesne kino grozy. „Kronika opętania” to bowiem przeciętny, schematyczny film. Niestety – ze względu na swoją konkurencję – jest również jednym z najlepszych horrorów ostatnich lat.
Ocena: 6/10
Fabuła doskonale wpisuje się w schemat współczesnego kina grozy: na popularnej w Stanach Zjednoczonych wyprzedaży garażowej, córka namawia ojca na kupno tajemniczej skrzynki, w której znajduje się uwięziony zły duch. A później, tradycyjnie, obserwujemy zdesperowanego rodzica, który usiłuje przekonać swoją byłą żonę, aby uwierzyła, że za dziwnym zachowaniem ich córki stoją siły paranormalne.
Otrzymujemy więc typową hollywoodzką historię, którą interpretować można jako opowieść o problemach rodzicielskich. Być może nawet takie było zamierzenie twórców, rodzinnym problemom bohaterów poświęcono bowiem znaczną cześć fabuły. Na szczęście – scenarzyści (historia jest autorska – to też ważne w czasach remaków oraz ekranizacji powieści) wprowadzili do filmu także kilka nowości. Przede wszystkim, zły duch nie pochodzi z religii chrześcijańskiej, dzięki czemu po raz kolejny nie musimy oglądać znanego z wielu filmów rytuału egzorcyzmów.
Dybuk – zamknięty w skrzyni duch – pochodzi z wierzeń judaistycznych, co zostało wprowadzone do fabuły filmu ze wszelkimi konsekwencjami, tj. ojciec rodziny nie szuka pomocy u księży, ale jedzie do Nowego Jorku, aby spotkać się z brooklyńskimi rabinami. Dowiaduje się także, że dybuk został uwięziony w skrzyni w Polsce. My jednak mogliśmy się tego domyślić już wcześniej, ponieważ już od pierwszej sceny dybuk rozmawia ze swoimi ofiarami właśnie… po polsku! Co ciekawe – słowa dybuka nie był tłumaczony w innych krajach, przez co tylko polscy widzowie mogli zrozumieć niektóre fragmenty filmu.
Na uwagę zasługują także bardzo poprawne kreacje aktorskie oraz wyróżniającą się techniczna strona filmu, zwłaszcza doskonałe zdjęcia, które przypominają, że reżyser przez wiele lat kręcił swoje filmy w Europie. Także klimat filmu znajduje się gdzieś w połowie pomiędzy ascetyczną Europą a pełnymi efektów Stanami Zjednoczonymi. Udało się także uniknąć absurdalnych wpadek – nie ma tutaj scen, po których pukamy się w głowę, co – niestety – jest domeną większości horrorów tworzonych za oceanem.
Trzydzieści lat temu „Kronika opętania” byłaby filmem przeciętnym. Możemy wyłącznie żałować, że w 2012 roku tak niewiele wystarcza, aby film Ole Bornedala polecić.