W ostatnim czasie przetoczyła się w prasie dyskusja na temat zaangażowania muzyków (tudzież jego braku) w obronie liberalnej demokracji w Polsce. Jednym z czynników, który sprowokował tę debatę, były publiczne wypowiedzi w tej kwestii światowych gwiazd, takich jak m.in. The Rolling Stones, U2, Massive Atack i Pearl Jam. W następstwie tych deklaracji publicyści zaczęli wskazywać na kontrastującą z tym milczącą postawę czołowych muzyków krajowych.
Durczok wzywa na barykady
Wyjątkowo krytycznie na temat polskiego środowiska estradowego wypowiedział się Kamil Durczok. Naczelny portalu „Silesion” skoncentrował się zwłaszcza na gigantach krajowego rocka, którzy w latach 80-tych nie omijali antysystemowych treści, a dziś – jego zdaniem – prezentują (za wyjątkiem Zbigniewa Hołdysa) postawę skrajnie konformistyczną i merkantylną. Redaktorowi Durczokowi odpowiedział na swoim facebookowym fanpage’u lider i współzałożyciel dwóch legendarnych zespołów – Tiltu i Brygady Kryzys – Tomek Lipiński. Muzyk wskazał, iż te oskarżenia oparte są na przesadnej generalizacji i słabej znajomości współczesnej sceny muzycznej, bowiem nadal są artyści – również ci czołowi – którzy nie obawiają się deklaracji politycznych. Lipiński przywołał tu przykład zespołów Illusion i Made In Poland, a także własnych najnowszych kompozycji. Zaznaczył też, iż adresatem tekstu Durczoka powinni być przede wszystkim młodsi twórcy, gdyż to głównie oni będą odczuwać dalekosiężne konsekwencje działań dzisiejszej władzy.
W nieco łagodniejszym tonie, ale równie krytycznie na temat postawy krajowych muzyków – zwłaszcza na tle ich zachodnich kolegów – wypowiedziała się Żaneta Gotowalska. Redaktorka „Gazety Wyborczej” skupiła się przede wszystkim na aspekcie straty, jaką jest dla dobra wspólnego niewykorzystywanie przez artystów swojego autorytetu i zasięgu oddziaływania.
Ostrożnie z doborem autorytetów
Bardziej wstrzemięźliwe stanowisko wobec udziału artystów w debacie publicznej przedstawili eksperci cytowani przez Artura Bartkiewicza na łamach „Rzeczpospolitej”. Rozmówcy publicysty „Rzepy” zwrócili uwagę na powszechny problem współczesnych mediów, jakim jest pogoń za „klikalnością”, która przejawia się m.in. obsadzaniem w roli komentatorów celebrytów, zamiast faktycznych znawców danego zagadnienia. Talent muzyczny czy aktorski niekoniecznie przecież musi iść w parze z wiedzą politologiczną czy prawniczą. W efekcie dyskusja publiczna nie zyskuje na poziomie merytorycznym, a wręcz może zniechęcać potencjalnych adresatów swym ładunkiem emocjonalnym – który często nadają przedstawiciele świata estrady.
Którędy więc droga?
Gdybym miał umiejscowić własne stanowisko w tej debacie, zdystansowałbym się od zbyt daleko posuniętej krytyki artystów poczynionej przez redaktora Durczoka. Twórców otwarcie sprzeciwiających się „Dobrej Zmianie” jest z pewnością więcej niż tylko wspomniany założyciel Perfectu. Do wykonawców wyżej wymienionych przez Tomka Lipińskiego można dodać jeszcze m.in. Macieja Maleńczuka, Tomasza Organka, Farben Lehre, Krzysztofa „Grabaża” Grabowskiego, Muńka Staszczyka, Elektryczne Gitary, Patrycję i Grzegorza Markowskich, Adama „Nergala” Darskiego, a z młodych zespołów – Mexyk (notabene ze wszystkich tu wymienionych najostrzej uderzający w rządzących).
Niemniej redaktor „Silesiona” ma też sporo racji, iż w kontekście powagi momentu historycznego, jakim zapewne jest obecny odwrót od liberalnej demokracji w Polsce, powinno pojawić się więcej głosów sprzeciwu dochodzących ze świata muzycznego. O przyczynach tej bierności możemy dziś tylko spekulować. Zapewne, podobnie jak w przypadku reszty społeczeństwa (też w znacznym procencie milczącej), jest to po części konformizm, ale być może przede wszystkim niewiedza i lenistwo. Należy też dodać, iż czas pomiędzy wejściem Polski do Unii Europejskiej w 2004 r. a wyborami w 2015 r., kiedy to sprawy państwowe szły z grubsza w dobrym kierunku, nieco odzwyczaił obywateli od czynnego zaangażowania w politykę. Nie bez znaczenia jest tu również demobilizująca skuteczność rządowej propagandy (adresowanej poza żelazny elektorat PiS) przestawiającej łamanie konstytucji, jako zagmatwany spór prawny, w którym racje są podzielone.
Nie przespać egzaminu obywatelskiego
W całej tej dyskusji kluczowe znaczenie ma właśnie wspomniana świadomość punktu dziejowego. Wiele bowiem wskazuje na to, iż jeżeli jesienią przyszłego roku PiS ponownie uzyska większość w parlamencie, to wybory te mogą okazać się ostatnimi w miarę wolnymi. Postępująca partyjna kolonizacja instytucji państwowych w tym wymiaru sprawiedliwości oraz prawdopodobne uderzenie w niezależne media musi doprowadzić do ograniczenia procedur demokratycznych. Aby zapobiec temu scenariuszowi, konieczna jest aktywizacja tej części liberalnego elektoratu, który w 2015 r. nie pojawił się w lokalach wyborczych. Wobec ograniczonej siły oddziaływania polityków opozycji, pojawia się tu istotna rola artystów – w tym muzyków – jako osób dysponujących realnie słyszalnym głosem, zwłaszcza wśród najmłodszej grupy wyborców. Kulturoznawca dr Karol Jachymek postuluje w tym kontekście swoiste rozszerzenie tzw. społecznej odpowiedzialności biznesu również na branżę rozrywkową. Koncepcja ta nie może jednak ograniczać się wyłącznie do poczucia obowiązku zajmowania stanowiska w debacie publicznej, ale powinna obejmować poznanie i zrozumienie problemu na temat którego artysta chciałby się wypowiedzieć. Jednocześnie, jak najdalszy byłbym od wywierania jakiejkolwiek presji na twórców, życzyłbym sobie, aby ich głos w sprawach politycznych wynikał z autentycznej potrzeby serca i rozumu.