Rok 2020 był wyjątkowy dla całego świata za sprawą pandemii COVID-19, która odebrała ludziom resztki poczucia bezpieczeństwa. Współczesny świat i bez tego był wystarczająco nieprzewidywalny i uciążliwy na skutek konieczności przystosowywania się do pędzącego w coraz szybszym tempie strumienia nowych zdarzeń i sytuacji. Jakby tego było mało, w Polsce rząd Zjednoczonej Prawicy, konsekwentnie zmierzający do ideologizacji państwa, przystąpił do kolejnej fazy wojny polsko – polskiej. Ale, jak to często bywa w trudnych czasach, nasilenie złych zdarzeń nieoczekiwanie odsłania też nowe tendencje, które budzą nadzieję na lepsze jutro. Do tych pocieszających wydarzeń mijającego roku zaliczyć trzeba coraz wyraźniejsze oznaki wyczerpania się potencjału autorytarnych rządów Zjednoczonej Prawicy oraz obudzenie się w Polsce społeczeństwa obywatelskiego.
Klęska pandemii
Groza zbliżała się powoli. W końcu 2019 roku zaczęły do nas dochodzić niepokojące informacje z dalekich Chin o nowej odmianie niebezpiecznego wirusa. Tym jeszcze za bardzo się nie przejmowaliśmy, licząc na opanowanie epidemii w Azji. Kiedy jednak na początku tego roku docierać zaczęły do nas przerażające wieści z Lombardii i innych rejonów Włoch, a wkrótce po tym z Hiszpanii i Francji, zdaliśmy sobie sprawę, że przybycie koronawirusa do Polski jest kwestią krótkiego czasu. Stało się to w marcu, kiedy zainfekowana stała się już cała Europa, a zaraz po niej cały świat.
Lockdown i dyscyplina społeczna sprawiły, że koronawirus obszedł się z nami stosunkowo łagodnie. Wyraźne zmniejszenie zachorowań latem i lekceważenie zagrożenia przez przedstawicieli władz państwowych, zainteresowanych głównie reelekcją Dudy, spowodowały znaczne osłabienie obaw przed wirusem w społeczeństwie i rozluźnienie dyscypliny sanitarnej. Druga fala zakażeń, która nastąpiła jesienią, okazała się znacznie groźniejsza niż pierwsza i obnażyła brak przygotowania systemu opieki zdrowotnej na zwiększoną liczbę zachorowań. Brak miejsc w szpitalach, niedostatek respiratorów i butli z tlenem oraz braki kadrowe w służbie zdrowia spowodowały, że Polska z kraju stosunkowo słabo dotkniętego skutkami pandemii, znalazła się w czołówce krajów o największej liczbie zachorowań i zgonów w stosunku do liczby mieszkańców. Brak należytej koordynacji działań był przyczyną długotrwałych i często bezskutecznych poszukiwań miejsca w szpitalu dla chorych przewożonych karetkami pogotowia ratunkowego. W tym samym czasie urządzony na Stadionie Narodowym szpital polowy jest tylko w niewielkim stopniu wykorzystany, jeśli chodzi o zajętość łóżek, zgromadzony sprzęt i pracowników.
Jeśli dodać do tego zniecierpliwienie ludzi utrzymującymi się obostrzeniami i lęk o przyszłość właścicieli i pracowników firm pozostających w lockdownie, to trudno się dziwić, że utrzymanie dyscypliny sanitarnej stało się trudne. Tym bardziej, że brakuje informacji na temat strategii rządu w walce z COVID-19, a wiele z podejmowanych decyzji jest zaskakujących i trudnych do uzasadnienia, jak zamknięcie w ostatniej chwili cmentarzy na Wszystkich Świętych. Niezrozumiałe jest także ogłoszenie narodowej kwarantanny na okres od 28 grudnia do 17 stycznia w sytuacji, gdy liczba zakażeń i zgonów, choć duża, jest jednak wyraźnie mniejsza niż w listopadzie. Sprzeczne decyzje i niekonsekwencja w działaniu wywołują wrażenie chaosu. W tych warunkach ludzie tracą zaufanie do poczynań władzy i podejmują działania, które w warunkach pandemii mogą być zdecydowanie niewłaściwe.
Najgorsza w tej pandemii jest nieprzewidywalność jej skutków i rozwoju, wynikająca z braku wiedzy na temat tej generacji wirusa. Nie wiadomo, co decyduje o stopniu odporności na zakażenie, od czego zależy sposób przebiegu choroby, czy przejście choroby ma znaczenie uodparniające, jakie mogą być długofalowe jej skutki zdrowotne. Nie wiadomo również, jak dalece skuteczne okażą się szczepionki i w ogóle, jak długo zmaganie się z tym wirusem jeszcze potrwa. Wszystko wskazuje na to, że niezależnie od masowych szczepień, do których zresztą znaczna część Polek i Polaków się nie garnie, koronawirus będzie nam towarzyszył przez cały następny rok.
Pogłębienie podziału w społeczeństwie
PiS od początku starało się opierać swój wpływ na wskazywaniu wrogów, szczuciu i wywoływaniu nienawiści. Te tendencje nasiliły się w 2020 roku, mimo pandemii, która nakazywałaby władzy skupić się na przeciwdziałaniu jej skutkom.
Poczucie narodowej wspólnoty jest niewątpliwie pożądaną cechą obywateli każdego kraju. Niektórzy jednak twierdzą, że nie jest to możliwe, ponieważ każdy naród składa się z ludzi mających różne światopoglądy, różne nawyki kulturowe, różne systemy wartości i różne potrzeby. Otóż jest to racja tylko wtedy, gdy ma się na myśli ideologiczną wspólnotę narodową. Ze względu na powyższe cechy w ramach narodu można wyróżnić wiele wspólnot ideologicznych, ale cały naród nigdy taką wspólnotą nie będzie. Wspólnota narodowa jest natomiast możliwa tylko wtedy, gdy jej członkowie abstrahują od ideologicznych różnic, mając na uwadze wyłącznie jej aspekt pragmatyczny. W takiej wspólnocie jest miejsce dla każdego: socjalisty i konserwatysty, liberała i nacjonalisty, ponieważ to, co ich łączy, to świadomość potrzeby współdziałania dla wspólnego dobra.
Żeby taka wspólnota mogła być rzeczywistością, a nie propagandową iluzją, członkowie różnych wspólnot ideologicznych muszą być wobec siebie tolerancyjni i chociaż nie podzielają swoich poglądów czy wzorów zachowań, nie powinni się nawzajem zwalczać ani krytykować. Muszą się zatem wyzbyć pragnienia, aby własną wspólnotę uczynić dominującą nad innymi i jedyną, która będzie miała prawo nosić miano wspólnoty narodowej. Takie uzurpatorskie tendencje zawsze prowadzą do walki między różnymi grupami czy środowiskami społecznymi, która rodzi nienawiść i prowadzi do podziałów społecznych uniemożliwiających współdziałanie w jakiejkolwiek sprawie. Jeśli jakiejś ideologicznej wspólnocie uda się osiągnąć monopol władzy, wówczas trudno ją zazwyczaj powstrzymać od prób narzucania swoich ideologicznych celów, zasad i wartości reszcie społeczeństwa. Im bardziej te próby są intensywne, tym bardziej zbliżają one państwo do totalitaryzmu, w którym iluzoryczną wspólnotę narodową osiąga się dzięki terrorowi i dyskryminowaniu wszystkich, którzy tej presji ideologicznej nie chcą się poddać.
Jedynym ustrojem, w którym można skutecznie zapobiegać tendencjom totalitarnym, jest ustrój demokracji liberalnej. Założenia tego ustroju pozwalają bowiem chronić pluralizm postaw, poglądów, stylów życia i zwyczajów; upowszechniać tolerancję w relacjach z innymi środowiskami i zapewnić ich równoprawne traktowanie w życiu społecznym. Władza państwowa w tym ustroju i podległe jej instytucje muszą w swojej działalności edukacyjnej, wychowawczej i propagandowej kierować się wyłącznie zasadami etyki uniwersalnej i neutralności światopoglądowej. Przedstawiciele władzy, mający własne poglądy i przekonania światopoglądowe, nie mogą się nimi kierować w podejmowaniu decyzji ani ich publicznie ogłaszać. Ustrój demokracji liberalnej i związane z nimi zasady i wartości obowiązują w Unii Europejskiej.
Jarosław Kaczyński i inni przedstawiciele rządu Zjednoczonej Prawicy, od początku przejęcia władzy w 2015 roku, otwarcie sprzeciwiają się tym zasadom i wartościom. Wszystkie ich poczynania wyraźnie wskazują na chęć zbudowania państwa ideologicznego o charakterze nacjonalistyczno – katolickim. Przy ścisłej współpracy z Kościołem próbuje się reanimować wzorce życia społecznego z późnego, faszyzującego okresu II Rzeczpospolitej. Ogłoszono wojnę kulturową, prowadzoną w obronie tradycyjnych, czyli obskuranckich i patriarchalnych, wartości przeciwko nadchodzącym z Zachodu procesom sekularyzacji. W tej wojnie Kaczyński czołową rolę przyznał ministrowi sprawiedliwości Zbigniewowi Ziobrze – systematycznie kwestionującemu unijne dyrektywy równościowe – oraz ministrowi edukacji i nauki Przemysławowi Czarnkowi – zapowiadającemu walkę z lewicowo – liberalnym przegięciem w szkołach i wyższych uczelniach. W związku z tym, ruchy feministyczne, antyfaszystowskie i emancypacyjne uznane zostały za niezgodne z polską tradycją. Pomijając już to, że powoływanie się na tradycję jest bardzo kruchym argumentem w obliczu stale postępujących zmian cywilizacyjnych, to takie stanowisko jest zasadniczo sprzeczne z systemem wartości Unii Europejskiej.
W 2020 roku zmasowane uderzenie władz i Kościoła zostało skierowane przede wszystkim na środowisko LGBT. Arcybiskup Jędraszewski grzmiał o tęczowej zarazie gorszej od koronawirusa, a symbol tęczy zaczął nagle władzy przeszkadzać w każdym miejscu i okolicznościach. Dążenie środowiska dotąd upokarzanego i dyskryminowanego do uzyskania należnych mu praw zostało określone mianem ideologii, która zagraża polskiej tradycyjnej rodzinie oraz jest sprzeczna z polską tradycją i nauką Kościoła. W haniebny sposób wykorzystała tę bzdurę „Gazeta Polska – codziennie”, która zachęcała do tworzenia w Polsce stref wolnych od LGBT. Znalazło to oddźwięk w wielu gminach, głównie na południu Polski, co spotkało się z osłupieniem i potępieniem w wielu krajach świata. W rezultacie wstrzymano współpracę międzynarodową w tych gminach, w których ją prowadzono, i obcięto im unijne dotacje. Stanowisko rządu najlepiej ilustruje fakt, że minister sprawiedliwości natychmiast pospieszył tym gminom z pomocą finansową, rekompensując im straty z funduszu przeznaczonego na pomoc ofiarom przestępstw. Naprawdę, trudno o lepszy przykład arogancji i szyderstwa władzy. Podobnie haniebne było wykorzystanie mitu o ideologii LGBT przez Andrzeja Dudę w kampanii prezydenckiej. Na efekty tego szczucia nie trzeba było długo czekać. Szybko zaczęło przybywać przypadków pobicia i lżenia ludzi demonstrujących zachowania lub symbole gejowskie, a marsze równości zamieniły się w regularne bitwy.
W rezultacie nasilenia wojny kulturowej przez rząd w komitywie z Kościołem znacznie wzrosło znaczenie i popularność Ordo Iuris i innych organizacji fundamentalistycznych. Ich zmasowana działalność skłoniła rząd do nacisku na podporządkowany mu Trybunał Konstytucyjny, który znacznie poszerzył dotychczasowe ograniczenia aborcji zawarte w Ustawie z 1993 roku. Wywołało to masowe protesty kobiet i popierających je mężczyzn, które niespodziewanie dla władzy nabrały cech trwałości. Ujawniły się przy tym nowe podziały w społeczeństwie, które wizję pragmatycznej wspólnoty narodowej oddaliły na czas nieokreślony.
Erozja ośrodków władzy
Dążenie do ideologizacji państwa nie wyszło władzy na dobre. W 2020 roku pojawiły się wyraźne oznaki jej osłabienia. Przede wszystkim należy zwrócić uwagę na wyraźny spadek autorytetu Kościoła katolickiego. Kaczyński, zawierając sojusz tronu z ołtarzem, liczył na tradycyjną religijność społeczeństwa polskiego, w którym zaufanie do Kościoła w przeszłości zawsze było wysokie. Tymczasem ujawniające się jak grzyby po deszczu afery pedofilskie, chciwość księży i budzące niesmak uparte dążenie, aby mieć wpływ na życie społeczne poprzez regulacje prawne, spowodowało znaczne zmniejszenie tego zaufania. Zniknęło tabu chroniące Kościół przed krytyką. Dotknęła ona nawet osoby Jana Pawła II i jego sekretarza kardynała Dziwisza. W wojnie kulturowej Kościół stoi po tej samej stronie, co prawicowi fundamentaliści, mimo wyraźnych sygnałów ze strony papieża Franciszka nawołującego do zmiany stosunku do ludzi LGBT. Sojusz z ortodoksyjnym polskim Kościołem przestał już być czynnikiem wspierającym władzę, a raczej stał się dla niej balastem.
Zauważalne stało się również zachwianie jedności w obozie władzy, co jest równoznaczne z osłabieniem pozycji Jarosława Kaczyńskiego. Pierwszym tego objawem był sprzeciw Jarosława Gowina wobec wyborów korespondencyjnych na prezydenta w dniu 10 maja. Gowin tłumaczył to zagrożeniem pandemicznym, ale przede wszystkim wybory te nie gwarantowały zasady bezpośredniości i tajności. Drugim sygnałem świadczącym o wątpliwym zjednoczeniu prawicy były długotrwałe targi związane z rekonstrukcją rządu, które spowodowały rezygnację Kaczyńskiego z wygodnej pozycji kierującego z tylnego siedzenia i jego wejście do rządu w charakterze wicepremiera do spraw bezpieczeństwa. Jest to kuriozalna sytuacja, w której główny decydent występuje formalnie w roli podwładnego premiera, który jest całkowicie od niego zależny. I wreszcie trzeci incydent, w którym na szalę przepychanek w Zjednoczonej Prawicy rzucono groźbę rezygnacji z przysługującego Polsce budżetu unijnego, grożąc jego zawetowaniem. Tym razem chodziło o konflikt między koalicjantami PiS-u, spierającymi się o schedę po Kaczyńskim. Tylko najbardziej zatwardziali zwolennicy PiS-u mogą uwierzyć w oficjalne wytłumaczenie tej sytuacji, czyli w negocjacyjny sukces Morawieckiego i w troskę o interes Polski upierającego się przy wecie Ziobry. Lęk przed unijnym wymogiem przestrzegania praworządności jasno wskazuje cel Kaczyńskiego, jakim jest dążenie do państwa autorytarnego.
Świadectwem osłabienia władzy jest nie tylko widoczny w sondażach spadek poparcia dla PiS-u, ale również coraz powszechniej demonstrowana krytyka poczynań rządu. Jest to związane ze wspomnianymi wcześniej niekonsekwentnymi i mało skutecznymi działaniami w walce z pandemią. Niespodziewane – i co najgorsze nie w porę – zwiększanie i zmniejszanie obostrzeń budzi powszechną irytację. Można oczywiście zrozumieć, że równie po omacku działają rządy w innych krajach. Irytacja bierze się jednak głównie stąd, że polski rząd nie omieszkał już wielokrotnie się pochwalić, że z pandemią radzi sobie lepiej niż rządy innych krajów. Tymczasem w międzynarodowym rankingu państw radzących sobie z koronawirusem Polska w grudniu znalazła się na 47 miejscu, w grupie państw najmniej skutecznych w walce z pandemią.
Zasadniczym jednak powodem spadku poparcia dla rządu Zjednoczonej Prawicy były w 2020 roku decyzje, które spotkały się z wielkim sprzeciwem społecznym. Należy do nich przede wszystkim wyrok Trybunału Konstytucyjnego w sprawie zakazu aborcji z powodu trwałego i nieodwracalnego uszkodzenia płodu. Ten wyrok, oznaczający torturę dla kobiet i wymuszanie heroizmu w imię katolickiej ortodoksji, spowodował sprzeciw, który przybrał rozmiary społecznego buntu, widocznego także w środowiskach zwykle dotąd przychylnych prawicowej władzy. Z kolei „piątka dla zwierząt” wywołała wielkie niezadowolenie na wsi, z powodu zagrożenia dla hodowców zwierząt futerkowych i drobiu oraz utraty dochodów z eksportu mięsa koszer i halal. Protestują również przedsiębiorcy z różnych branż zarówno z powodu wspomnianych niekonsekwencji dotyczących zamykania i otwierania ich firm, jak i niedostatecznej ochrony w ramach kolejnych tarcz pomocowych rządu.
Wygląda na to, że Kaczyński stracił słuch społeczny i coraz częściej podejmuje decyzje, które zmniejszają grono jego zwolenników. Może o tym świadczyć nerwowa reakcja na protest społeczny, którego w tej skali z pewnością się nie spodziewał. Policja, która na początku „Strajku Kobiet” zachowywała się powściągliwie i raczej dbała o bezpieczeństwo protestujących aniżeli próbowała ich atakować, nagle zaczęła być przesadnie brutalna i nadgorliwa. Policyjne represje, w zdecydowanej większości nie znajdujące akceptacji sądów, budzą coraz większą dezaprobatę społeczną wobec poczynań władzy. Z kolei nadgorliwość w zabezpieczaniu ścisłym kordonem pomnika smoleńskiego i domu Jarosława Kaczyńskiego skutecznie ośmiesza obóz władzy zarówno w kraju, jak i zagranicą, gdzie traktowana jest jako zabawna ciekawostka w serwisach informacyjnych.
Widoczna erozja władzy Zjednoczonej Prawicy w 2020 roku budzi nadzieję na jej zmianę najpóźniej w najbliższych wyborach parlamentarnych.
Obudzenie się społeczeństwa obywatelskiego
Utarła się opinia o braku w Polsce społeczeństwa obywatelskiego, które jest niezbędnym elementem demokracji liberalnej. Uważano, że przyczyną tego stanu jest z jednej strony spuścizna PRL-u, a z drugiej indywidualistyczne wzory dążenia do sukcesu, które pojawiły się w okresie transformacji ustrojowej. Rok 2020 okazał się pod tym względem przełomowy.
Pierwszym impulsem do budowy społeczeństwa obywatelskiego stało się zagrożenie epidemią koronawirusa. Zastosowany w marcu lockdown i ograniczenia w poruszaniu się spowodowały spontaniczną reakcję pomocy dla ludzi starszych, przebywających na kwarantannie i dla pracowników służby zdrowia stojących w pierwszej linii walki z epidemią. Ten naturalny odruch solidarności zaowocował wieloma akcjami społecznymi, przywracającymi wiarę w zdolności integracyjne społeczeństwa polskiego.
Drugim impulsem były wybory prezydenckie, które od początku wskazywały na nierówne traktowanie kandydatów przez obecną władzę. Członkowie rządu i podporządkowane mu media z TVP na czele robili wszystko, aby zdezawuować konkurentów Andrzeja Dudy. Ta prostacka i zmasowana propaganda ostatecznie zdecydowała o jego minimalnym zwycięstwie, ale jednocześnie zmobilizowała sporą część elektoratu do poparcia Szymona Hołowni, a w ostatecznej rozgrywce Rafała Trzaskowskiego. Hasło „mamy dość” stało się podstawą tworzenia ruchu społecznego zmierzającego do zmiany władzy. Mimo że ruch „Nowa Solidarność” nie podjął jeszcze spektakularnych działań, to 10 milionów wyborców, którzy poparli Trzaskowskiego w wyborach stanowi potężny rezerwuar opozycyjny.
Nie ulega wątpliwości, że największe znaczenie dla społeczeństwa obywatelskiego ma „Strajk Kobiet”, który zjednoczył wiele sił opozycyjnych, a przede wszystkim zrewolucjonizował młodzież, która wydawała się wcześniej obojętna na wydarzenia polityczne. Po raz pierwszy na scenie publicznej odezwali się ludzie, którym nieznane, a tym samym obojętne są doświadczenia PRL-u i pierwszej Solidarności, a którzy chcą żyć zgodnie ze standardami cywilizacyjnymi krajów zachodnich. Domaganie się przez kobiety prawa wyboru i radykalnego oddzielenia Kościoła od państwa spotkało się z dążeniem do zapewnienia równych praw ludziom LGBT, przeciwdziałaniem faszyzacji kraju, zacieśnieniem współpracy w ramach Unii Europejskiej i ochroną środowiska naturalnego. Ruch Marty Lempart i jego Komitet Koordynacyjny ożywił społeczeństwo obywatelskie i ujawnił jego demokratyczne aspiracje, stojące w jaskrawej sprzeczności z polityką Zjednoczonej Prawicy.
Prognoza
W obecnych czasach snucie jakichkolwiek prognoz pozbawione jest twardej racjonalnej podstawy. Zbyt wiele jest nieprzewidzianych czynników, które mogą ją unieważnić. Czy rok temu byliśmy w stanie przewidzieć wspomniane wyżej: klęskę pandemii i nadzieje związane z erozją autorytarnej władzy i ożywieniem społeczeństwa obywatelskiego, którymi zaskoczył nas rok 2020?
Z tym zastrzeżeniem można więc założyć, że mimo szczepień, nawet jeśli zdoła się do nich przekonać większość obywateli, nadal będziemy się zmagać z koronawirusem, który łatwo i szybko się mutuje. Można też przewidywać, że jednym ze skutków pandemii stanie się ograniczenie skłonności konsumpcjonistycznych i przynajmniej częściowa rezygnacja z nadmiernie rozbudzonych potrzeb, co powinno być pomocne w walce z kryzysem klimatycznym. Trudno też wyrzec się wiary, że rozbudzone społeczeństwo obywatelskie nadal będzie domagać się swoich praw i realizacji postulatów. Z kolei niski poziom zaufania do Kościoła katolickiego przyspieszać będzie proces sekularyzacji w Polsce.
W dążeniu do odsunięcia PiS-u od władzy największą przeszkodą będzie podział opozycji. Ruchy społeczne są zasadniczo niechętne do współpracy z partiami politycznymi. Jest to również widoczne w przypadku ruchu Hołowni i Lempart, chociaż zarówno Koalicja Obywatelska, jak i Lewica starają się wspierać „Strajk Kobiet”. Niewątpliwie brakuje lidera i narracji, która mogłaby połączyć różne nurty opozycji, także te, które są widoczne wewnątrz poszczególnych ugrupowań. Brak jednolitego przywództwa w całej opozycji demokratycznej jest jej zasadniczą wadą i nic nie wskazuje na to, aby w nadchodzącym roku dokonała się tutaj zasadnicza zmiana, jak ta, na którą w grudniu zdobyła się węgierska opozycja, jednocząc swoje siły.
Co zaś się tyczy posunięć obecnej władzy, to jej reakcją na utrzymujący się wyraźny spadek poparcia w sondażach, może być niestety przyspieszenie zamierzonych zmian, czyli radykalna wymiana kadr w sądownictwie i przejęcie kontroli nad mediami. W związku z tym przewidywać można nasilenie policyjnego terroru i skrajnie prawicowej propagandy. Gdyby jednak spadek poparcia dla PiS-u się zatrzymał lub zwiększyłoby się poparcie dla tej partii, wówczas Kaczyński mógłby to wykorzystać dla pozbycia się coraz bardziej dla niego kłopotliwego Zbigniewa Ziobry i spowodować rozpisanie przyspieszonych wyborów. Niewykluczone także, że ruch obywatelski zdoła zebrać wystarczającą liczbę podpisów pod wnioskiem o przyspieszone wybory. Byłaby to szansa dla opozycji na przejęcie władzy, oczywiście pod warunkiem jej zjednoczenia.
Tak czy inaczej, wszystko zależy od siły oporu społecznego przed ograniczaniem wolności gwarantowanej przez konstytucję RP.
Autor zdjęcia: Łukasz Konieczka