Luty 2024 r., zapowiadane są duże mrozy, odpowiadając na apel władz schroniska dla bezdomnych zwierząt, krakowianie tłumnie ruszają na ul. Rybną, aby przygarnąć mieszkające bezpańskie zwierzaki. „Okaz wielkiego serca”, „Triumf człowieczeństwa” to tylko niektóre z nagłówków ówczesnych krakowskich gazet. Lipiec 2024 roku, krakowianie tłumnie ruszają na urlopy, a w schronisku przybywa porzuconych psów i kotów. Znowu słyszymy dramatyczny apel schroniska, tym razem o pomoc, potrzebne są: koce, prześcieradła, ręczniki, żywność. Sytuacja ta unaocznia nasz zbiorowy stosunek do zwierząt, do naszych braci mniejszych, potrafimy okazać im serce, ale potrafimy być również dla nich okrutni.
I co z tego, zapyta ktoś? Przecież tak urządzony jest świat, zwierzęta zabijają się, wzajemnie się zjadają, zadają sobie ból, cierpienie, a my przecież „mamy uczynić sobie ziemię poddaną”, więc możemy wykorzystywać je do naszych celów, traktować jak chcemy, bez mała jak rzeczy, wszak zwierzę to nie człowiek, ono nie umiera, ono zdycha. Przyznam szczerze, że nie zgadzam się z takim myśleniem, tak bezuczuciowe i egoistyczne podejście do otaczającego świata wywołuje u mnie sprzeciw. Zwierzęta czują, posiadają emocje, odczuwają radość, zadowolenie, strach i złość, potrafią także na swój sposób myśleć, żywią stany mentalne. Zwierzęta są wprawdzie pozbawione zdolności przemawiania do siebie w duchu, a ich myśli stale pozostają w nierozerwalnym związku z ich potrzebami, co znacznie – w porównaniu z człowiekiem – ogranicza ich intelektualne możliwości, to jednak, co udowodniły badania naukowe, podejmują bogatą aktywność umysłową.
Fakt posiadania przez zwierzęta stosunkowo bogatych stanów mentalnych jest ważkim argumentem na rzecz traktowania ich z należnym im szacunkiem. Jeżeli np. zapraszamy zwierzę do domu, to staje się ono członkiem naszej rodziny, ta decyzja musi być przemyślana, przeanalizowana, a domowe role opiekunów nad zwierzakiem rozpisane. Stajemy się jego rodziną, nie na chwilę, ale na całe jego życie. Zwierzak da nam radość, szczęście, ale również wymagać będzie od nas opieki, pamiętajmy o tym, zwierzę to nie rzecz, to nie zabawka.
Pewnie większość czytelników zgodzi się z powyższymi przemyśleniami, jak jednak te, wydawałoby się oczywiste prawdy, przekładają się na normy prawne odnoszące się do praw zwierząt w Polsce? Czy są one adekwatne do potrzeb i czy spełniają swoje założenia?
Polski system prawa zbudowany jest na koncepcji prawnej ochrony zwierząt, która rozumiana jest jako ochrona ich dobrostanu, a nie ochrona ich praw. Koncepcja ta zakłada, że człowiek jest winny zapewnić zwierzętom określone standardy życia. Zobowiązany jest także do ochrony przed zbędnym cierpieniem, stresem i bólem przez nie odczuwanym. Taka koncepcja prawnej ochrony zwierząt jest z jednej strony gwarancją zapewnienia im pewnego poziomu bezpieczeństwa, z drugiej strony stanowi jednak blokadę dla faktycznego uznania ich praw. Eksploatowanie zwierząt wyklucza w swojej istocie pełne uwzględnienie ich potrzeb.
Krytycy idei praw zwierząt argumentują, że zwierzęta nie są zdolne do pojęcia umowy społecznej ani dokonywania wyborów moralnych i z tego powodu nie mogą być postrzegane jako osoby, przez co też nie przysługują im żadne prawa. Przedstawicielem takiego poglądu był m.in. brytyjski filozof Roger Scruton, który twierdził, że skoro zwierzęta nie mają obowiązków, to nie przysługują im także prawa. Zwolennicy idei dobrostanu zwierząt uważają z kolei, że w samym wykorzystywaniu zwierząt jako zasobów nie ma nic fundamentalnie złego, o ile nie wiąże się ono z niepotrzebnym cierpieniem.
Spór o prawa zwierząt, tudzież spór o granice ich dobrostanu, ma bardzo długą historię. Zajmowali się nim najznamienitsi filozofowie wieku XVIII i XIX. Rozwój koncepcji praw zwierząt w Wielkiej Brytanii spotkał się z silnym wsparciem niemieckiego filozofa Arthura Schopenhauera. Pisał on m.in., że „już i w Europie budzi się poczucie praw, z jakich powinny korzystać zwierzęta, i rozwija się w miarę tego, jak bledną i zanikają dziwaczne idee, [które twierdzą], że świat zwierzęcy istnieje tylko dla pożytku i przyjemności człowieka”. Niemiecki filozof był zachwycony rozwojem idei ochrony prawnej zwierząt w ówczesnej Anglii i sprzeciwiał się dominującej w tamtym czasie idei Immanuela Kanta, że okrucieństwo wobec zwierząt jest złe tylko o tyle, o ile przyczynia się do zdziczenia człowieka.
Pomimo zainteresowania tematem dobrostanu zwierząt, ich faktyczna sytuacja uległa znacznemu pogorszeniu w XX wieku, zwłaszcza po okresie II wojny światowej. Wprawdzie w państwach demokracji parlamentarnej tworzono przepisy regulujące postępowanie wobec naszych „braci mniejszych”, to jednak ówczesna legislacja odwoływała się w tym zakresie do interesu ludzkiego. Na przykład ustanowienie kar za okrucieństwo wobec zwierząt miało służyć ochronie ludzkiej wrażliwości lub praw własności. Nadmierna eksploatacja łowisk oznaczała szkodzenie środowisku życia człowieka; polowania prowadzące do wyginięcia gatunków uniemożliwiały cieszenie się nimi przyszłym pokoleniom; kłusownictwo przynosiło straty finansowe właścicielom zwierząt.
Koniec XX wieku przyniósł z sobą zaostrzenie dychotomicznego sporu pomiędzy zwolennikami koncepcji dobrostanu zwierząt a zwolennikami nadania im praw. Spór ten najjaskrawiej uwydatnia się w krajach, gdzie prawo własności prywatnej jest stawiane w hierarchii wyżej niż jakiekolwiek wątpliwości moralne dotyczące absolutnego podporządkowania istot spoza gatunku ludzkiego. W krajach takich przyjmowana jest mocno okrojona koncepcja dobrostanu. Podobnie do niedawna działo się w Polsce. Choć obecnie w naszej debacie publicznej pojawiają się głosy domagające się określenia katalogu praw zwierząt, to częściej jednak dominuje pogląd o konieczności poszerzenia granic ich dobrostanu, zresztą same jego granice też są przedmiotem ożywionego sporu politycznego.
Wydaje się, że ów spór koncentruje się obecnie na dwóch kwestiach: po pierwsze dotyczy postulatu wprowadzenia nowych wymagań dotyczących standardów hodowlanych zwierząt takich jak np. zakaz stosowania klatek, łańcuchów w chowie i hodowli, po drugie wiąże się z postulatem wprowadzenia zakazu hodowli zwierząt jedynie w celu przemysłowego pozyskiwania ich futer.
Ta druga kwestia wzbudza szczególnie wiele skrajnych emocji. Na wstępie wyjaśniam, że chodzi o zwierzęta hodowane tylko w jednym celu tj. dla pozyskania na cele przemysłowe ich futer. Osobiście uważam, że powinniśmy jak najszybciej zaprzestać tego typu praktyk, przysparzają one zwierzętom wielkiego cierpienia i nie da się ich usprawiedliwić żadną potrzebą biologiczną, są tylko kaprysem ładnego (czy na pewno?) ubioru.
Niezależnie za jaką koncepcją się opowiadamy, każde cywilizowane państwo mieniące się państwem prawa, liberalną demokracją powinno dążyć do ograniczenia przemocy i cierpienia nawet jeżeli jej podmiotem nie są ludzie, ale inne gatunki zwierząt. Dlatego również Polska stoi przed cywilizacyjnym wyzwaniem wypracowania własnego prawodawstwa, które zapewni dobre traktowanie i ochronę zwierzętom i to nie tylko domowym pupilom, ale również tym wykorzystywanym gospodarczo.
Drodzy Państwo, na koniec tych rozważań o naszym stosunku do zwierząt, naszych braci mniejszych, apel o wyrazy codziennej empatii dla nich oraz o okazanie wsparcia organizacjom dbającym o, nieważne jak to określimy, ich dobrostan czy też ich prawa.