W 2007 roku przebiegłem swój pierwszy maraton – Maraton Solidarności. W 2012 drugi – warszawski. Od listopada 2015 roku, do grudnia 2016 roku uchwalono sześć ustaw dotyczących Trybunału Konstytucyjnego przygotowanych przez Zjednoczoną Prawicę. Wtedy zaczął się dla mnie trzeci. Najbardziej męczący.
W moim ukochanym filmie Roberta Zemeckisa z 1994 roku Forrest Gump po kolejnym odejściu Jenny postanawia pobiegać, ot tak bez powodu. I tak sobie biegnie do Atlantyku. potem zawraca i biegnie w stronę Pacyfiku. Następnie biegnie dalej przez 3 lata 2 miesiące 14 dni i 16 godzin i w końcu rezygnuje.My biegniemy już prawie tyle samo. W chwili pisania tego tekstu 2 lata 9 miesięcy 20 godzin. Jak rapowała Paktofonika – ciągle na podeście, z mikrofonami w ciągłym manifeście. 2 lata 9 miesięcy 20 godzin. To musi być męczące i jest potwornie i fizycznie i psychicznie. Zarówno dla tych co biegną, jak i dla tych co kibicują i komentują. Dla naszych rodzin, pracodawców, klientów, biznesów, a nawet psychofanów.
Nic więc dziwnego, że dziś tej energii jest mniej.
Biegaczy na ulicy też jest mniej. Część już zeszła z trasy. Wychodzisz na scenę i nie wiesz co powiedzieć. Ile razy można mówić to samo? Jak przelicytować siebie z wczoraj, czy z przed roku? Jak utrzymać ten ogień, jak wykrzesać jeszcze coś z serca i wątroby, bo głowa już nie daje rady? Gdy biegniesz maraton, musisz dobrze rozłożyć siły. Jak pobiegniesz za szybko, to za chwilę organizm wystawi Ci rachunek. My biegliśmy czasami bardzo szybko.
W zeszłym roku przed oszukańczym vetem Andrzeja Dudy wstawałem dzień w dzień o 7 rano i jechałem do roboty z Gdyni do Malborka. O 9 byłem w robocie. O 17 zasuwałem do Gdyni. O 18 byłem w Gdyni. Szybki obiad. 2 zdania z żoną i pół godziny, by zobaczyć co się wydarzyło w Sejmie, Senacie i by zastanowić się co dziś można tym ludziom powiedzieć. Samochód. Pół godziny na Plac Konstytucji w Gdyni i o 20 startujemy z wiecem. O 22 kończymy. Samochód. Dom. Zamiast snu szybka relacja w mediach społecznościowych i o 24 koniec. I jutro znowu dzień świstaka. I tak dwa tygodnie bez przerwy. Dzień w dzień. Sobota i niedziela.
Dzwoni do mnie dziennikarz. I jak tam wasz program samorządowy? Jest pan za mieszkaniami komunalnymi w Gdyni, czy przeciw, a co Pan sądzi o planowanym budżecie miasta? Odpowiadam – nie wiem, nie znam się, nie orientuję się, zarobiony jestem! Ale tak myślę sobie po wczorajszym wiecu. Co ty gadasz, koleś? Gdzie Ty byłeś jak pięć tysięcy osób w Gdyni skandowało Wolne Sądy!?
Takie pięć tysięcy ludzi nie pozwala zasnąć o północy.
To jest niesamowita adrenalina. Trzyma Cię do rana, ale jutro, za tydzień, za pięć kilometrów to się odbije na twoim biegu. Jest coś takiego jak ściana, czyli kryzys maratończyka. Zwykle objawia się on tak gdzieś 5 kilometrów przed metą. Twoje nogi stają się strasznie ciężkie. Nie stać Cię na dynamiczny krok, jeśli w ogóle można mówić o jakiejkolwiek dynamice, tułów zgięty, ból się rozprzestrzenia i ogarnia coraz to inne partie ciała. Głowa odmawia posłuszeństwa. Zaczynasz się zastanawiać po jaką cholerę Ty to robisz. Totalna rozklapicha, jesteś w proszku. Starasz się chociaż truchtać, a i to jest ponad Twoje siły. Fatalna przegrana sprawa.
Wydaje mi się, że my też jesteśmy na tym etapie biegu.
Meta, czyli wybory tuż, tuż, ale to jeszcze bardzo daleko. 5 kilometrów dla człowieka, który przebiegł już 37 km to szmat drogi. W decyzji czy biec dalej, czy jednak zejść nie pomagają też szydercy, którzy Cię obserwują na trasie. Zobacz jaki ten stary. Zobacz jaki ma brzuch. Zobacz koleś, co za debile. Po co się tak męczyć. To co, to za bezpieczny weekend, Władziu! – Za bezpieczny… a niech kretyni biegną.
Czytaj także: Weronika Paszewska „Co możemy jeszcze zrobić dla Sądu Najwyższego?”
Wrzucam zdjęcie na fejsbuka z demonstracji – 10 lajków. Wrzucam zdjęcie pad thaia na śniadanie – 100 lajków. To boli, cholernie boli. Dla kogo się Austen starasz? Rozmawiam o KODzie z naszym potencjalnym partnerem koalicyjnym w Gdyni. KOD na naszych listach? Ok, ale to ekstermiści, takie Radio Maryja. Fanatycy. Tacy sami jak Ci od miesięcznic. Z jedną różnicą, że nasi. Patrzę na niego i przypominam sobie, że go w Gdyni widziałem pod Sądem przez te trzy lata może raz. A przecież wszyscy mu płacimy za to, żeby nas reprezentował. Był naszym przedstawicielem. Tak sobie patrzę na niego i przypominam sobie Franza Mauera. Co ty k… wiesz o demonstrowaniu? Od razu po takiej rozmowie czujesz, że kolano odmawia Ci posłuszeństwa. Czujesz, że skurcz łydki to tylko kwestia chwili. A musisz w trakcie tej rozmowy zacisnąć zęby i pobiec dalej. To znowu boli, cholernie boli.
Trzeba jednak wziąć się w garść i skończyć ten wyścig.
Na przekór wszystkiemu. Na przekór przede wszystkim szydercom. Wiesz dlaczego oni z nas szydzą. Bo to jest ich wymówka, by mieć czyste sumienie, że sami stoją z boku. Że trampki schowane już dawno temu w szafie. Że w garniturze to biegać nie wypada. Zabawny był rok temu telefon do mnie jednego z trójmiejskich polityków, który starał się wybadać mnie, czy tak naprawdę dużo jest tych ludzi pod tym sądem – tak jak widać na zdjęciach? Czy naprawdę opłaca mu się tam dziś przyjść? Czy to tylko fotomontaż i lepiej rozsiąść się na kanapie, sączyć drinka i poczekać z dwa dni, aż fala wezbrze i ludzi przybędzie. Austen to już ten moment? Czy może jednak jeszcze poczekać chwilkę? – Poczekaj chwileczkę Austen tylko nabije sobie fajkę, żeby mieć wszystko co potrzebne do rozmowy móc spokojnie rozmawiać … bo właśnie zażywałem kąpieli…Chyba jednak dzisiaj nie, bo fajka mi zgasła…
Meta tuż, tuż, a właściwie mety tuż, tuż.
Najpierw samorządowa w tym roku. W przyszłym do europarlamentu, potem decydująca parlamentarna, a na koniec prezydencka. Gorzej jak okażę się, że ten nasz wysiłek pójdzie na marne. Jak medalu za ten nadludzki wysiłek nie będzie? Jak przegramy i każą biec kolejne 4 lata? Wtedy już może zabraknąć pary. Jeżeli przegramy, to jedną z głównych przyczyn tej przegranej będzie dzisiejsze przeświadczenie Platformy Obywatelskiej, że można od tak jednak otworzyć tą szafkę. Odwiesić swój codzienny garnitur, wyjąć zakurzone trampki i wybiec z nami na ulicę i potem na świeżości przekroczyć linię mety jako pierwsi i wypiąć pierś po przebiegnięciu tylko 5 kilometrów po medale. Wystarczy tylko kampania wyborcza. To co było pomiędzy się nie liczy.
KOD, Czarny Protest, Nowoczesna już mają zejść z trasy, albo jak sobie chcą to niech sobie biegną, ale meta będzie już zwinięta. Puchary rozdane. Szampany wypite. PO jednak też się jednak myli jeśli myśli, że można tak wszystkich wykiwać. Może i można, ale nie zdają sobie sprawy, że przez takie właśnie intrygi, to jednak dobra zmiana przybiegnie pierwsza do mety i dla nich też medali, pucharów, nie starczy.
Myślę sobie jednak, że jednak ja już nie mam siły o tym więcej myśleć. Dziś mogę tylko biec do przodu. Za dużo energii w to włożyłem/ włożyliśmy. Nie da się biec do tyłu. A zejść z trasy nie zamierzam. Najwyżej kolejny raz nas, mnie oszukają. Trudno. Nie pierwszy i nie ostatni raz.
Run, Bartek, run!