W Polsce oczywiście wszelka dyskusja nt. federalizmu ma obecnie charakter fikcyjny i stanowi raczej swoisty eksperyment intelektualny, gdyż już art. 3 Konstytucji RP głosi, iż „Rzeczpospolita Polska jest krajem jednolitym”. Skala zawłaszczenia państwa z jaką mieliśmy do czynienia przez ostatnie półtora roku oraz rola, jaką odgrywają w tej sytuacji samorządy odsłania jednak potrzebę debaty ws. dalszej decentralizacji władzy państwowej, której znaczący stopień mógłby mocniej wpłynąć na zagwarantowanie praw i wolności jednostki, aniżeli koncepcje systemu kanclerskiego, czy proponowane ostatnio „Akty przywrócenia praworządności”.
Cytując po raz drugi Lorda Actona, „każda władza deprawuje, władza absolutna deprawuje absolutnie”. Obecny kryzys pokazuje, iż nawet oświeceniowa zasada trójpodziału władz może być nagminnie łamana, gdy aktualna większość rządząca swoje działania opiera na prymitywnym prawie siły. Ustrój federalny jak żaden inny gwarantuję decentralizację władzy i rozbicie jej na kilkanaście silnych ośrodków, co minimalizuje negatywne skutki sprawowania władzy przez partie populistyczne, czy anty-wolnościowe.
Władza państwowa, niezależnie od tego, jaka opcja ją aktualnie sprawuje z reguły dąży do jej rozszerzenia i centralizacji. Istnienie województw-landów (nazewnictwo odgrywa tu drugorzędną rolę), będących w posiadaniu części kompetencji organów centralnych stanowiłoby skuteczną zaporę przeciwko tym zapędom. I tak większość podatków byłaby uchwalana przez sejmik danego województwa, a ustawy gwarantujące prawa i wolności obywatelskie mogłyby funkcjonować pomimo braku zgody rządu centralnego.
Co więcej należałoby się w takiej sytuacji spodziewać zwiększenia obywatelskiej partycypacji i wzrostu obywatelskiej świadomości wobec działań lokalnych organów, które zyskałyby realny i znaczący wpływ na ich życie. Obecnie o choć częściowej realizacji ideału społeczeństwa obywatelskiego trudno jest mówić.
Inną ważną zaletą ustroju federalnego jest zachowanie jedności w różnorodności, bez jej sztucznego narzucania. A, że Polska krajem homogenicznym pod bardzo wieloma względami nie jest ciężko nie zauważyć. Co więcej mieszkańcy praktycznie każdego regionu z chęcią podkreślają swoje lokalne tradycje i historię, która dla całego kraju wspólna nie jest. Ciężko bowiem nie zauważyć odrębności kulturowo-hisorycznej pruskiego Pomorza Zachodniego, czy Śląska, gdy porównamy te regiony z Mazowszem, czy dawną Galicją. Różnorodność widać w niemal każdym aspekcie, od dziedzictwa historyczno-kulturowego po zwyczajną, ludzką mentalność.
Również czysto polityczne zalety takiej federacji byłyby nie do przecenienia. Idealnie obrazują to powyborcze mapy Polski z wynikami poszczególnych komitetów, najczęściej kwitowane stwierdzeniami o Polsce A i B, oraz powtarzanym jak mantra „widać zabory”. Umożliwiłaby ona implementację kilku wizji rozwoju kraju jednocześnie w jego różnych częściach w zależności od regionu. W Poznaniu i Gdańsku mogłyby obowiązywać ustawy o związkach partnerskich i liniowy podatek dochodowy (zakładając oczywiście, iż opodatkowanie pracy podlegałoby jurysdykcji województw), podczas gdy w Rzeszowie, czy Kielcach oba rozwiązania byłyby politycznie niemożliwe. Patrząc na to jak wielką rolę w krajowej polityce odgrywa chęć zemsty być może takie podzielenie się władzą wpłynęłoby oczyszczająco na atmosferę debaty publicznej?
Dogmat państwa unitarnego jest pokłosiem powstania XVII i XVIII absolutyzmów, nastawionych przede wszystkim na podbój i wojny oraz utrzymanie przez monarsze dwory jak największej kontroli nad swoimi ziemiami. Niejako w kontrze do tej koncepcji w Stanach Zjednoczonych po wojnie o niepodległość powstał twór państwowy, o którym Alexis de Tocqueville pisał: „Wiemy, że w Stanach Zjednoczonych nie istniała centralna administracja. Z trudem przyszłoby doszukać się choćby śladów hierarchii urzędniczej. Decentralizacja posunęła się tak daleko, że, jak sądzę, żaden europejski naród nie byłby w stanie tego przetrzymać bez wielkiej szkody.”2 (Nie bez znaczenia oczywiście pozostawał historyczny charakter unii, która nigdy nie stanowiła jednolitego organizmu państwowego).
W ewentualnej debacie na temat federalizmu i w Polsce możemy posłużyć się przykładami historycznymi, choć nie są one tak oczywiste, jak w wypadku historii Stanów Zjednoczonych Ameryki. I oczywiście nie mam tu na myśli zupełnie nieprzystającego do nowożytnych koncepcji ustroju terytorialnego przykładu Testamentu Krzywoustego i jego następstw, a nieco bardziej współczesny (choć wciąż relatywnie odległy) przykład Rzeczypospolitej Obojga Narodów. Choć ustój polskiego państwa czasów powstania Chmielnickiego i potopu ciężko nazwać federacją we współczesnym tego słowa znaczeniu to stopień jego decentralizacji i autonomii poszczególnych województw i prowincji stanowił fenomen na skalę ogólnoeuropejską. Ciekawostką jest, iż przykład Polski w tym kontekście kilkukrotnie pojawiał się na łamach „Federalist Papers” – klasycznego komentarza do amerykańskiej Konstytucji autorstwa Alexandra Hamilotna, Jamesa Madisona i Johna Jaya.
Oczywiście sama implementacja ustroju federalnego we współczesnej Polsce byłaby mocno problematyczna. Na pewno obecny podział na województwa nie sprawdziłby się w swojej nowej roli, ze względu na sztuczność niektórych tworów administracyjnych (być może rozwiązaniem byłoby zasugerowanie się podziałem na krainy historyczno-geograficzne). Sam podział kompetencji pomiędzy władze centralne, a poszczególne kraje związkowe zapewne stałby się przyczyną długotrwałego konfliktu politycznego. I choć można by nawiązać do tradycji I Rzeczypospolitej to zdaje się, iż okres PRL na dziesięciolecia zabił debatę na temat tak daleko idącej decentralizacji.
Jeżeli jednak rozwiązania federalne miałyby się przyczynić do większego zabezpieczenia praw i wolności jednostki, oraz skutecznie chronić obywateli przed władzą tyranów (czy mogą być w demokracji ważniejsze wartości?) być może rozpoczęcie debaty na ten temat byłoby wskazane.
1Lord Acton: „History of Liberty”, cyt. za Hayek: „Konstytucja Wolności”, Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 2012, s. 187-188
2Alexis de Tocqueville: „O demokracji w Ameryce”, Fundacja Alethia, Warszawa 2005, s. 81