Jarosław Kaczyński zapytany w wywiadzie kim chce być, odpowiedział – emerytowanym zbawicielem narodu. Przejmując władzę w 2015 roku warunki ku temu miał idealne. Nadchodzący szczyt koniunktury gospodarczej, społeczeństwo zmęczone ciepłą wodą w kranie Tuska, co więcej – nie miał koalicjanta, a nowy lokator pałacu prezydenckiego gotów był podpisać co naczelnik podłoży. Trudno wyobrazić sobie lepsze warunki do reformy finansów publicznych.
Kraje europejskie w porównaniu ze Stanami Zjednoczonymi charakteryzują się znacznie większym udziałem wydatków publicznych w gospodarce. O ile za oceanem to okolice 30% PKB, w Europie ten wskaźnik rzadko spada poniżej 40%, a we Francji przekracza 50%. Państwo więcej swoim obywatelom zabiera w podatkach, jednocześnie więcej wydając – zarazem więcej pieniędzy marnując. Im rząd otrzyma mniej pieniędzy, tym mniej zmarnuje, a więcej zostanie sensownie zainwestowane. Wieloletnia stagnacja gospodarki francuskiej nie jest tu przypadkiem, efekty abenomiki w Japonii są tragedią tego kraju. Podziwiana za prawdziwy skok gospodarczy Irlandia to ok 26% wydatków publicznych w PKB. W tym miejscu trzeba jednak przyznać, że do wybuchu epidemii Covid19 trend w Polsce był spadkowy i nie zmieniło tego nawet 500+. Lat pandemicznych w zasadzie w ogóle nie można brać pod uwagę – z jednej strony mamy spadek PKB spowodowany zamknięciem gospodarki, z drugiej – olbrzymie transfery pieniężne.
Ten korzystny trend w Polsce nie był jednak spowodowany trzymaniem w ryzach wydatków publicznych – deficyty budżetowe przez lata przekraczały wprowadzone przez polską prezydencję w UE limity 3% PKB. Po prostu polskie PKB rosło szybciej niż budżet państwa i była to zasługa polskich przedsiębiorców, a nie dobrego rządu. Wszystko co dobre, działo się w polskiej gospodarce zarówno za rządów PO i PiS, jak i mimo tych rządów, a nie dzięki nim. To PO powiększyła zatrudnienie w budżetówce o 40%, a PiS dorzucił kolejne 15%. Spora część to także efekt zabiegów księgowych. Ba! Prawdziwej inżynierii. Wrócimy do tego za chwilę, natomiast kradzież OFE nie wzięła się z niczego. Do długu państwa wlicza się zadłużenie, które państwo będzie musiało spłacić – na pewno. Nie wlicza się do niego gwarancji i emerytur. Gwarancja to poręczenie, może dłużnik sam spłaci. Emerytura? Może emeryt nie dożyje. Przeniesienie długu państwa z obligacji do ZUS, bo do tego w praktyce sprowadzała się likwidacja OFE, to nic innego jak techniczny zabieg księgowy, który pozwolił Platformie obniżyć dług publiczny o kilka punktów procentowych – oczywiście tylko na papierze. Po co? By po latach rozrzucania pieniędzy na lewo i prawo nie przekroczyć konstytucyjnego progu bezpieczeństwa. Jednak to, co w PO było kreatywną księgowością, za PiS stało się prawdziwym przemysłem inżynierii finansowej.
Obok istniejącego od dawna Banku Gospodarstwa Krajowego PiS powołał PFR – Państwowy Fundusz Rozwoju. W teorii jest to instytucja pozwalająca na finansowanie programów rządowych w nieco swobodniejszy sposób, bez wielu ograniczeń prawnych typowych dla instytucji państwowych. PFR to bowiem nie jest instytucja – to zwykła spółka akcyjna, taka sama jak Orlen czy wiele innych firm. Teoretycznie super pomysł rozwiązujący wiele barier, jak np. konieczność traktowania zagranicznych firm jako polskich. Trudno jest wykluczyć z przetargu czy konkursu firmę, która ma siedzibę w Polsce, ale należy do zagranicznych inwestorów, co więcej ośrodki podejmujące decyzje strategiczne tej firmy także znajdują się zagranicą. Wszystko to pięknie wygląda w teorii, bo tam, gdzie brak ograniczeń i nadzoru, tam jedynym bezpiecznikiem jest etyka sprawujących władzę. Nie od dziś wiadomo, że w polityce z etyką, delikatnie ujmując, nie jest najlepiej. Co więcej, PiS w tej konkurencji zostawił w tyle wszystkich innych. PiS uczynił z PFR i BGK instytucje obracające miliardami poza jakąkolwiek kontrolą – zadłużenie tych 2 instytucji to obecnie już 215 mld – zadłużenie gwarantowane poręczeniem skarbu państwa i nieznajdujące się pod kontrolą parlamentu. O ile ustawę budżetową musi zatwierdzić sejm i senat (prezydent nie ma wyjścia, musi podpisać), to wydatki PFR i BGK są radosną twórczością Mateusza Morawieckiego i jego przybocznych. PiS wyjął spod kontroli niemal 20% zadłużenia państwa. Lwia część z tego została wydana na wsparcie firm w ramach pomocy covidowej. W tym miejscu dała o sobie znać wada swobody PFR – od odmowy przyznania pomocy nie było odwołania do sądu, a jednym z warunków otrzymania tej pomocy było przestrzeganie przez firmy nielegalnych obostrzeń covidowych. Czyli za nasze pieniądze PiS kupił sobie przestrzeganie przestępczych zasad stanu wojennego. Jaruzelski i 1981 rok to przy tym małe piwo.
Wieniawa na Kasztance
Wspominając komunistycznych generałów, trudno pominąć wydatkowe szaleństwo Mariusza Błaszczaka. Fakty są takie, że polska armia przez ostatnie lata była niedoinwestowana. Pod tym względem nie odstawaliśmy od innych krajów zachodnich – skoro wojny ma nie być, to i wojsko niepotrzebne. Po obu stronach Atlantyku jeśli sprzęt kupowano, to raczej do walki z arabską partyzantką niż równym sobie przeciwnikiem. Skutki tej polityki widzimy dziś przy dyskusjach, co wysłać Ukraińcom – nawet jeśli jest chęć i wola, to często nie za bardzo jest co wysłać. Sprzętu albo nie ma, albo nadaje się tylko do remontu, amunicji trzeba stawiać od nowa fabryki. W warunkach nadpodaży sprzętu wojskowego na rynku dokonywaliśmy zakupów w ilościach defiladowych – w tym roku samolot, w kolejnym może domówimy dwa. Od zakupu F16 przez rząd Leszka Millera i F35 przez obecny rząd PiS nie dokonywano zakupów o charakterze kompleksowym. W międzyczasie PiS skasował jedyny dorobek PO w tej materii, czyli kontrakt na Caracale – śmigłowce dla wojska, fabrykę Airbusa dla przemysłu. Zresztą Antoni Macierewicz zrobił polskiej armii więcej szkód niż dokonałby jakikolwiek agent rosyjskiego wywiadu w fotelu ministra obrony. Obiektywnie Mariusz Błaszczak jako minister zastał lotnictwo latające na drzwiach od stodoły, obronę przeciwlotniczą mogącą postrzelać co najwyżej do kaczek, a marynarkę zdolną do walki z plażowiczami na dmuchanych materacach. Chęć nadrobienia 2 dekad opóźnień nie zwalnia jednak z liczenia i myślenia. Dziś w efekcie wojny na Ukrainie cały zachód zabrał się za zakupy sprzętu i odbudowę potencjału wojskowego. Argumenty wojny na Ukrainie czy populistyczne hucpy, jak ustawa o obronie ojczyzny, bazują może na górnolotnych przesłankach, ale są puste w treści. Wojna na Ukrainie, choć straszna, daje Polsce przynajmniej kilka lat spokoju. Rosja nawet gdyby chciała zaatakować Polskę, to po zakończeniu ukraińskiej wojny będzie potrzebować czasu na odbudowę własnej armii. I to pod warunkiem wcześniejszego zajęcia ziem ukraińskich, na co na szczęście się dziś nie zapowiada. To o tyle ważne, że sprzętu i armii nie potrzebujemy gotowego dziś, tylko za 10–15 lat, mamy czas, by to zrobić na spokojnie. Tymczasem od wybuchu wojny na Ukrainie Mariusz Błaszczak wydał już ponad 100 mld zł, w planach ma dobić do 800 mld zł. Cały obecny dług publiczny to dzisiaj 1200 mld, a te 800 mld to jedynie koszty zakupu i wdrożenia. Koszty utrzymania? A kto to liczy – jak mawiał Nikoś Dyzma – wtedy będzie rządzić opozycja.
Może jest tak, że wydamy te pieniądze, ale kupimy je w polskich fabrykach, te pieniądze będą pracować w naszej gospodarce, może coś się uda dzięki temu wyeksportować? No niestety, nie z PiS-em te numery. Ponad 60 mld prześlemy do Korei, 23 mld do USA, w jakimś stopniu w Polsce pozostanie 8 mld na włoskie śmigłowce – mają być montowane w Świdniku. Zakupy te jednak są dokonywane w większości z półki, bez transferu technologii, a nawet bez dostosowania do naszych potrzeb. Przykładowo Koreańczycy kilka lat oferowali nam czołg K9 po znacznej modernizacji do europejskich warunków – kupujemy wariant koreański za wyższą cenę. brawo PiS.
To nie jest tak, że armia nie potrzebuje sprzętu, a wszystkie zakupy są bez sensu. Choć zakup pseudomyśliwców z Korei zasługuje na zarzuty prokuratorskie, to większość sprzętu jest nam potrzebna – pytanie, czy trzeba je kupować w takiej ilości i czy wszystko trzeba importować. 300-tysięczna armia kraju wielkości Polski to szaleństwo w okresie pokoju. Zakup haubic z Korei, by zastąpić równie dobry sprzęt produkcji krajowej ociera się o zdradę stanu. Szczęśliwie udało się uratować projekt Borsuka – tego Błaszczakowi nie udało się przehandlować Koreańczykom. Opisane wyżej sumy mają zostać sfinansowane z kolejnego pozabudżetowego funduszu w BGK.
Co można mieć za 800 mld złotych? Plan budowy autostrad na lata 2023-2033 to 290 mld zł, na służbę zdrowia wydajemy 165 mld rocznie. Przez dekadę moglibyśmy też wcale nie płacić PIT. Taka jest skala niekontrolowanego szaleństwa wydatkowego Mariusza Błaszczaka w MON. Niestety nie wydaje się, by ktokolwiek chciał to wariactwo powstrzymać.
Skala rozrzutności i rozpętania szalejącej inflacji najwyraźniej w końcu dotarła do świadomości pisowskiej wierchuszki – Polski Ład nie wziął się bez przyczyny. Pod pretekstem obniżenia podatków gorzej zarabiającym, PiS podjął się ordynarnego złupienia zamożniejszej części społeczeństwa. W swej bezczelności pisowscy socjaliści postanowili nazwać progresję podatkową sprawiedliwością społeczną. Cel tych zabiegów był jednak jeden – podniesienie podatków i przywrócenie 40% stawki podatkowej PIT. Kilka lat temu na wiecach wyborczych Jarosław Kaczyński osobiście opowiadał swoim wyborcom, ile to miliardów do wzięcia leży na kontach polskich firm. Lenin, Mao, Dzierżyński – wielkiego macie ucznia, towarzysze!
W tej ponurej perspektywie polskiego podatnika powinna cieszyć unijna blokada KPO. Polska te pieniądze otrzyma, lecz z opóźnieniem. Dzięki temu w dużej części zostaną uratowane przed zmarnowaniem przez PiS. Na kolejne piętnastki, świnioplusy czy dziwne kontrakty dla przyjaciół królika.
Cuda nadwiślańskiego Midasa
PiS jest swoistą wersją Króla Midasa – czego się nie tknie, w ruinę obróci. Obiektywizm każe jednak poszukać pozytywnych działań – choć wobec indywidualnego obywatela PiS cechuje socjalistyczna podłość, to na poziomie makroekonomicznym uczciwie trzeba przyznać poprawę sytuacji, przynajmniej w kwestii struktury zadłużenia. O ile bowiem zadłużenie zagraniczne jest problemem, o tyle zadłużenie rządu u własnych obywateli gospodarki nie obciąża. Tym obciążeniem jest ryzyko wycofania inwestycji przez inwestorów oraz odpływ oprocentowania poza gospodarkę. O ile w 2016 roku w rękach inwestorów zagranicznych znajdowało się niemal 55% długu publicznego, to na koniec 2022 było to już ok 25%. Nawet jeśli część z tego długu ma charakter zagraniczny w pośredni sposób (polskie banki należące do zagranicznych właścicieli), to międzynarodowa pozycja inwestycyjna badająca kompleksowe zadłużenie gospodarki – zarówno kredytów, jak i inwestycji zagranicznych w naszym kraju w stosunku do kredytów i inwestycji udzielonych przez nas za granicą się poprawiła.
Za granicznie niebezpieczny uznaje się poziom -35% PKB i tyle wyniosło ono w 2022 roku. To źle, tyle, że na koniec 2015 roku wynosiła -61%, a w roku 2007 było to -53,2%. W tym kontekście trzeba przyznać PiS znaczącą poprawę sytuacji w porównaniu do jej pogorszenia za rządów PO. Częściowo jest to jednak nie tyle zasługą zarządzania papierami dłużnymi, co spadku inwestycji w Polsce w wyniku pisowskiego bezprawia w sądownictwie – poziom inwestycji, głównie zagranicznych, spadł z 20 do poniżej 17% PKB. To poziomy dramatycznie niskie w porównaniu do wszystkich innych krajów unijnych, a zwłaszcza tzw. nowych krajów UE. Choć inwestycje zawsze były słabością polskiej gospodarki, to od 2015 roku widoczny jest ich drastyczny spadek przy równoczesnym wzroście wśród reszty UE. Bez inwestycji nie ma rozwoju gospodarczego w przyszłości, a swoista mentalność 500+ nie zapewni nikomu dobrobytu w kolejnych latach. Pozornym sukcesem wydawałby się deficyt budżetowy. Budżet na rok 2017, czyli pierwszy pisowski budżet, to znaczący spadek deficytu, w roku 2018 udało się zejść do 0,4% PKB. Sukces jest pozorny, bowiem to w dużym stopniu efekt inżynierii finansowej i przeniesienia wydatków do PFR i BGK. Mimo tego zabiegu deficyt budżetu udało się trwale sprowadzić poniżej 3% PKB i należy to uznać za sukces. Byłoby oczywiście lepiej bez okradania ludzi pracujących i rozdawania tym, którym pracować się nie chce. Metody uszczelniania dziury w VAT także nie dają się obronić. Ale matematycznie się to rzeczywiście zgadza. Nie jest to także efekt wyłącznie galopującej inflacji – ta napędza wpływy z VAT głównie w latach 2021 i 2022. Choć rozwój gospodarczy dzieje się nie dzięki PiSowi, a zdecydowanie mimo jego działań i nieustannego wkładania kija w szprychy przedsiębiorcom, to poprzedników obowiązywały te same zasady. Fundusze pozabudżetowe zaburzają ten obraz sytuacji, natomiast dzieje się to w stopniu znaczącym dopiero od roku 2021. Gdyby nie pandemia Covid i przestępcza reakcja rządu na nią, finanse publiczne utrzymane byłyby w dobrym kierunku.
Co w koszyczku masz?
Finanse publiczne nie są gospodarką, są tylko elementem. Po części jej wynikową. Ich stabilność lub brak nie tłumaczy ani nie broni przyczyn. Tak jak polską gospodarkę do ruiny doprowadziły długi Edwarda Gierka, tak do jeszcze większej katastrofy doprowadziła Rumunię próba natychmiastowej spłaty kredytów, jaką podjął Ceausescu.
PiS – narodowi socjaliści – połączenie najgorszego, co się da wyciągnąć ze wszystkich innych nurtów politycznych. Od bezprawia parlamentarnego, bandytyzmu policji wobec obywateli, po centralizację władzy i rozdęty budżet wojskowy. Piłsudski i sanacja? Déjà vu nieprzypadkowe – tę formę państwa opiekuńczo-opresyjnego już testowaliśmy i skończyło się tragicznie. Od biedy i braku perspektyw gospodarczych po marnotrawstwo w wojsku i utratę niepodległości. Mimo olbrzymich wydatków okazało się, że wojsko nie umie tych pieniędzy spożytkować, a oficerami mianowano partyjnych dyletantów. Miernych ale wiernych.
Obecny stan finansów państwa nie wydaje się najgorszy, natomiast zupełnie inaczej wyglądają ich perspektywy. Polski Ład obniżył wpływy do funduszu ochrony zdrowia – ludzie przenieśli się z etatów na ryczałt. Szaleństwo wydatkowe MON wpędza nas w gorszą sytuację, niż zostawił Gierek, a tego, co się dzieje w BGK i PFR dowiemy się dopiero po wyborach. Dostrzega to sam PiS, sygnalizując kolejne zmiany podatkowe. Morawiecki upraszczający podatki brzmi równie złowieszczo jak Trynkiewicz zabawiający przedszkolaki. Geniusz tej gospodarki ręcznie sterowanej odczuwamy także przy każdych zakupach – skumulowana inflacja lat 2015–2023 to 50%. To tak jakby każdy z nas stracił 1/3 pensji. Sukcesem ekipy Gierka także było uczynienie Polaków milionerami – zarabiali miliony, za chleb płacili tysiące. Podobno chociaż ZOMO biło mniej. Ekipa Kaczyńskiego łączy gospodarkę Gierka z zamiłowaniem do demokracji Bieruta.
—
Fundacja Liberté! zaprasza na Igrzyska Wolności 2023 „Punkt zwrotny”! 15-17.09.2023, EC1 w Łodzi. Partnerami strategicznymi wydarzenia są: Miasto Łódź oraz Łódzkie Centrum Wydarzeń. Więcej informacji na: https://igrzyskawolnosci.pl/
