Historia opowiedziana przez Jędrusik ma charakter niestety uniwersalny i kiedy zestawimy ją ze statystykami przedstawiającymi wzrastającą skalę rozwodów i zdrad małżeńskich, a także chorób psychicznych i dysfunkcji, które coraz częściej dotykają współczesnych ludzi, wówczas otrzymamy obraz problemów cywilizacyjnych, wobec których nie można dziś pozostać obojętnym.
Okładkowa zapowiedź książki Joanny Jędrusik bynajmniej nie musi skłonić do sięgnięcia po 50 twarzy Tindera ani faceta po trzydziestce, ani liberała, ani tym bardziej poszukiwacza ambitnej literatury. Jeśli bowiem rzeczywiście mamy do czynienia z „Bridget Jones na ostro. Z kontem na Tinderze”, to nawet obietnica, że będzie „Mniej o ciuchach. Więcej o seksie” niekoniecznie skłoni do zmiany pierwszego – niekoniecznie pozytywnego – wrażenia. Wydawca przekonuje, że „50 twarzy Tindera to fascynujący autobiograficzny reportaż o poszukiwaniu bliskości, seksu i sensu” i rzeczywiście książkę Joanny Jędrusik czyta się szybko, lektura wciąga niesamowicie, jednakże wnioski, jakie się nasuwają po jej przeczytaniu, są nad wyraz pesymistyczne, zarówno na poziomie antropologicznym, etycznym, socjologicznym, jak również ekonomicznym. Bo bynajmniej nie jest to kolejna opowieść o poszukiwaniu przez współczesną kobietę miłości, bliskości czy też przyjemności. Nie jest to również kolejne romansidło, które skończy się ckliwym happy endem albo rozbrajającą i zaskakującą swoją dosadnością tragedią. Historia opowiedziana przez Jędrusik ma charakter niestety uniwersalny i kiedy zestawimy ją ze statystykami przedstawiającymi wzrastającą skalę rozwodów i zdrad małżeńskich, a także chorób psychicznych i dysfunkcji, które coraz częściej dotykają współczesnych ludzi, wówczas otrzymamy obraz problemów cywilizacyjnych, wobec których nie można dziś pozostać obojętnym.
Tinder to randkowa aplikacja, która pozwala osobom samotnym znaleźć partnera do związku, relacji seksualnej czy zwyczajnie miłego spędzenia czasu. Aplikacja ta pozwala dobierać spośród milionów użytkowników tych, którzy w jak największym stopniu odpowiadają indywidualnym preferencjom i oczekiwaniom poszukującego, od orientacji seksualnej i celu znajomości, poprzez zainteresowania, wykształcenie czy poglądy polityczne. Skonfigurowanie Tindera z kontem na Facebooku, Instagramie czy Spotify pozwala – jak twierdzą twórcy i użytkownicy aplikacji – zmaksymalizować skuteczność doboru propozycji znajomości. Tym samym 50 twarzy Tindera to niewątpliwie socjologiczne wejrzenie – chociaż zrealizowane w formie autobiograficznego reportażu – we współczesne relacje międzyludzkie, w szczególności zaś w realiach wielkomiejskich (w tym przypadku warszawskich). Okazuje się zatem, że „Tinder to nie tylko radość” (s. 43), zaś „fajne randki są rozsiane gdzieś pomiędzy tymi kiepskimi i bardzo złymi” (s. 52). Sprofilowane i wspomagane szeregiem internetowych narzędzi aplikacje bynajmniej nie sprawiają, że znalezienie partnera – choćby jednorazowego i seksualnego – staje się dużo łatwiejsze niż w tzw. realu. Jak się zaś okazuje, relacje zawierane przez Tindera rzadko wychodzą poza kategorię jednorazowej randki, jeszcze rzadziej pozwalają w znalezieniu chłopaka czy dziewczyny do stałej relacji. Jest to jednak zapewne nie tylko konsekwencja specyfiki zanonimizowanego doboru partnera przy pomocy narzędzi jakby nie było elektronicznych, ale również wynik zmiany oczekiwań współczesnych ludzi, zmiany podejścia do związków oraz sfery seksualnej.
Joanna Jędrusik – patrząc z perspektywy heteroseksualnej kobiety – przygląda się przede wszystkim współczesnym mężczyznom. Wśród wszystkich tych, których napotyka na swojej „tinderowej drodze”, wyróżnia różnorodne typy: od „antyfeministów” (s. 52-56) i „self-made przegrywów” (s. 56-59), poprzez „erotomanów-gawędziarzy” (s. 60-62) i „Tomków rozwodników” (s. 62-64), aż po „prawilnych Cześków” (s. 65-70) i „Zdziśków” (s. 71-74). Jednoznacznie pozytywnie wypowiada się o dziennikarzach kulturalnych (s. 74-75), naukowcach (s. 75-76), nerdach (s. 76-80) i artystach (s. 80). Trzeba przyznać, że zaprezentowana kategoryzacja – jakkolwiek subiektywna i właściwie ironiczno-sarkastyczna – pozwala również przyjrzeć się całemu wachlarzowi użytkowników portali randkowych, ich motywacjom i oczekiwaniom, a także zasadniczym bolączkom. Ciekawe byłoby zestawienie tak zaprezentowanej struktury typów osobowościowych z analogicznym opracowaniem typów kobiecych, a także ich wersjami nieheteronormatywnymi. Można by to wówczas podsumować starym polskim przysłowiem – chyba jednak współcześnie nazbyt niepoprawnym politycznie, aby posługiwał się nim liberalny publicysta – iż „każda potwora znajdzie swego amatora”. Nie taka jednak jest konkluzja autorki. Widać w jej rozważaniach raczej wewnętrzne starcie między tradycjonalistycznym przekonaniem, że „kiedy idziemy z innym człowiekiem do łóżka, to jest to chyba największy i najsilniejszy akt akceptacji, jaki możemy mu okazać” (s. 93), a współczesną hiperliberalną przesłanką o anachroniczności monogamiczności: „A może zwyczajnie się nie da w monogamię? Albo ona nie ma sensu?” (s. 133). Tak czy siak, udało się autorce pokazać, jak bardzo Internet, nowe media czy też współczesne narzędzia komunikowania zmieniły relacje międzyludzkie i przyniosły nam – czy sobie z tego zdajemy sprawę czy nie – nową rewolucję seksualną, nowy rok 1968.
Tym samym 50 twarzy Tindera stanowi również swoiste studium współczesnej antropologii, bo jednak nie tylko relacje międzyludzkie zostały w nim sprezentowany, ale przede wszystkim współczesny człowiek. Tym, co w sposób szczególny przebija się w książce Jędrusik, jest głęboka niezgoda na – pozwolę sobie użyć tej zbitki używanej tak często przez lewicowych publicystów – neoliberalną i skrajnie indywidualistyczną wizję człowieka. Książka ta została opublikowana przez określone środowisko, a zatem nie powinna nikogo dziwić (mnie również nie dziwi) jej podprogowa zawartość ideologiczna. Autorka wskazuje, że we współczesnych realiach liberalno-kapitalistycznych „wmawia się nam, że jesteśmy kowalami własnego losu, że jeśli mamy kłopoty, to z własnej winy, a skoro sami się w nie władowaliśmy, to sami mamy się z nich wykaraskać” (s. 82). Pewna krytyka radykalnego indywidualizmu czy wręcz atomizmu społecznego jest oczywiście uzasadniona, jednakże utożsamianie jej z liberalizmem jako takim jest oczywiście niepoprawna. Zgodzić się trzeba z autorką, że współczesne społeczeństwa i także państwa zmierzyć się muszą z nowymi kategoriami problemów społecznych i cywilizacyjnych. Jędrusik deklaruje, że „ogromna część moich znajomych, ich rodzin lub partnerów ma różnego rodzaju problemy. Depresje, nerwice, stany lękowe. Ale nigdzie jeszcze nie obserwowałam tego z tak bliska i tak intensywnie jak na Tinderze. Tam widać, że depresja to epidemia” (s. 83). Statystyki potwierdzają spostrzeżenie autorki, jednakże bezradność instytucji państwa – szczególnie w Polsce – wobec tych nowych wyzwań jest wręcz niesamowita. Książka ta zdaje się być zatem krzykiem bezradności w takich sprawach, jak edukacja seksualna w szkole, pomoc pedagogiczno-psychologiczna względem dzieci, nastolatków i dorosłych, stan opieki psychiatrycznej czy poradnictwo seksuologiczne.
W tym współczesnym wymiarze antropologicznym – jak pokazuje autorka 50 twarzy Tindera – „świat randkowania opisuje się często za pomocą narracji pochodzącej z gier” (s. 15). Sam tytuł książki stanowi jednocześnie dowód wkomponowania się autorki w estetykę 50 twarzy Grey’a. Znajdujemy się raczej w filmie przesyconym scenami erotycznymi, w którym seks niekoniecznie wiąże się z miłością, zaufaniem i wzajemnym zobowiązaniem. Czy piszę o tym, żeby nad tym ubolewać? Namawiać i propagować heteroseksualną monogamię w wersji katotradycjonalistycznej? Nic bardziej mylnego! Nie można jednak abstrahować od społecznych konsekwencji, jakie niesie pornografizacja i erotyzacje sfery publicznej, powszechny wręcz dostęp do pornografii dzieci i młodzieży, obniżający się wiek inicjacji seksualnej, cyberprzemoc i cybernienawiść czy też nowe formy opresji seksualnej, których ofiarami są już nie tylko kobiety czy dzieci. Autorka przyznaje się, że „zaczynam stale nosić w torebce szczoteczkę do zębów i majtki na zmianę. Nie cierpię wkładać drugi raz tych samych majtek, które w dodatku ktoś ściągał ze mnie wcześniej zębami” (s. 37). Swobodny wybór drogi życiowej czy też way of living każdego z nas zawsze będzie ideą, której środowiska liberalne nieść będą na sztandarach i bronić wszędzie tam, gdzie bronić będzie ich trzeba. Ważne jednak, aby wybory człowieka zawsze były wyborami prawdziwie autonomicznymi i jednocześnie odpowiedzialnymi. Czytamy więc w 50 twarzach Tindera, że „świat z każdej strony bombarduje nas możliwościami i wskazuje, że osiągnięcie czegokolwiek to kwestia podjęcia właściwego wyboru” (s. 177), a także że „wybór to ogromna odpowiedzialność. A od tej odpowiedzialności robi się nam po prostu smutno i źle” (s. 178). Kiedy więc zgadzamy się z tym, że każdy człowieka ma prawo sam zdecydować o tym, jak będzie żył i w jakie relacje z ludźmi będzie wchodził, musimy mieć również świadomość tego, że każdy wybór niesie z sobą pewne skutki, czasami niebezpieczeństwa i ryzyka, często rzeczywiście radości i zadowolenie. Tym samym dostrzec trzeba, że liberalne społeczeństwo – w sposób oczywisty piękne i godne naśladowania – uczyć musi również dokonywania wyborów, uprzedzać o ich potencjalnych konsekwencjach, a także uświadamiać, że wybór niejednokrotnie niesie również konsekwencje względem osób trzecich. Tutaj zaś najlepszym drogowskazem będzie stara Locke’owska koncepcja wolności.
Przyrównywanie przez autorkę nawiązywanych za pomocą Tindera relacji międzyludzkich – szczególnie zaś erotyczno-seksualnych – do gier, w szczególności zaś do gier RPG, może sugerować, że jednak mamy do czynienia ze swego rodzaju zabawą. I tutaj wyłania się ów moralny czy wręcz etyczny wymiar refleksji, do których skłania książka Joanny Jędrusik. Sama autorka wskazuje, że „w grach nie obowiązuje nas żadna etyka, w życiu jednak trzeba by jakąś stosować” (s. 25). Nie bez powodu sama autorka dostrzega, że „depresja i samotność idą w parze” (s. 83). Jak więc to możliwe, że w tych realiach wolnego, tolerancyjnego i pluralistycznego społeczeństwa, które żyje podobno w coraz większym dobrobycie, ludzie czują się jednak coraz bardziej samotni, usługi psychiatrów i psychologów coraz bardziej są w cenie, a związki międzyludzkie stają się coraz bardziej luźne i przynoszą coraz mniej satysfakcji? Okazuje się, że współczesny człowiek szuka coraz to nowych lektów na tę swoją samotność, poczucie braku sensu i szczęścia. Obok aplikacji i portali randkowych pojawia się szereg wspomagaczy i używek, wśród których alkohol nie jest już niczym kontrowersyjnym. „Narkotyki. Dopalacze, proszki, kryształki, tabletki, kartoniki i tak dalej” (s. 183) – mają uczynić życie współczesnego człowieka lepszym, piękniejszym i bardziej znośnym. Jak czytamy w 50 twarzach Tindera, „dragi bierze pół Warszawy. Połowa tej połowy oczywiście się do tego nie przyznaje” (s. 184). Pewnie wielu czytającym ten tekst nie będzie obce wyznanie autorki, że „po alkoholu robię masę rzeczy, których nie zrobiłabym na trzeźwo” (s. 191). I znowu nie chodzi o to, aby wieszczyć moralny fin de siècle czy moralizować nad zepsuciem współczesnego społeczeństwa czy też powszechną degrengoladą. Wygłosić twierdzenie o zmienności ludzkiej moralności to jak nie powiedzieć kompletnie nic. Ślepa moralistyka wygłaszana ze strony konserwatywnych światopoglądowo stanowisk niejednokrotnie negacjonistycznie nastawionych względem tezy o zmienności ludzkiej moralności nie pomoże człowiekowi współczesnemu radzić sobie z tymi nowymi problemami, wobec których nolens volens staje. Narzędziem do odnalezienia lekarstwa na trapiące nas problemy i kłopoty zawsze musi być racjonalna, merytoryczna i konstruktywna krytyka.
Joanna Jędrusik w 50 twarzach Tindera zwraca również uwagę na perspektywę ekonomiczną podejmowanych przez nią problemów. Człowiek na portalu randkowym jest przecież swego rodzaju produktem: rozmiary i wymiary, wykształcenie i zainteresowania, wygląd i intelekt, zdjęcia i wizerunek. Opis kandydata jest niczym opis produktu: zawsze adresowany jest do określonego typu odbiorcy, a także obiecuje się w nim spełnienie określonych potrzeb i wymagań klienta. Oczywiście – jak to w życiu – często zdarza nam się kupić towar trefny albo wręcz przysłowiowego „kota w worku”. Zdaje sobie z tego sprawę autorka, która zdradza, że „za każdym razem, kiedy na nowo tworzę swój profil na Tinderze albo pomagam tworzyć go innym, mam wrażenie, jakbym robiła jakiś szwindel” (s. 165). Nie dość więc, że sami zamieniamy się w towary i godzimy się na to, to oprócz tego nieświadomie i w sposób dorozumiany godzimy się na to, że będziemy przez innych oszukiwani, gdyż sami również oszukujemy. Niby – jak twierdzi Jędrusik – „rozdźwięk między pięknymi ideami młodości a szarym kapitalistycznym kieratem dorosłości cholernie nam nie gra” (s. 120), ale jednak tak wielu z nas pozwala, aby ten „kapitalistyczny kierat” ogarnął nas i zdominował nasze życie, także intymne. Przykład Tindera pokazuje, że „ekonomia odciska swoje piętno na wyborze partnerów, a nawet na języku, za pomocą którego o tym mówimy. Dyskurs dotyczący bankowości czy zarabiania jest używany do opisu dobierania się w pary” (s. 155). Nierzadko to piętno ekonomii przynosi negatywne konsekwencje, bo jednak utowarowienie jest swego rodzaju uprzedmiotowieniem. Z jednej więc strony: wolność wyboru, tolerancja i pluralizm; z drugiej zaś: utowarowienie, uprzedmiotowienie i tym samym dehumanizacja.
50 twarzy Tindera to niewątpliwie jeden z obrazów, na którym możemy obserwować współczesnego człowieka: jego życie, kondycję i relacje. Trudno powiedzieć, czy w to miejsce, które nam prezentuje Joanna Jędrusik, trafiliśmy sami, z własnego wyboru i autonomicznie, czy może jednak zostaliśmy do niego wciągnięci przez bezlitosny rynek, za pomocą którego promowane są mody, postawy i zachowania. Sama autorka dostrzega tę wątpliwość wskazując, że „właściwie nie wiadomo do końca, czy cokolwiek robimy dlatego, że sami tego chcemy” (s. 154). Z drugiej jednak strony, chociaż Jędrusik podkreśla, że „jeśli Tinder jest jak narkotyk, to można go brać długo, bez widocznych konsekwencji, i czuć się po nim absurdalnie dobrze” (s. 41), to jednak trzeba mieć świadomość, że narkotyk sprawia, że nie jesteśmy w pełni sobą, a świat, do którego nas przenosi, to niewątpliwie świat wirtualny. Tinder, jak zresztą szereg innych mediów społecznościowych, od Facebooka i Instagrama począwszy, to rzeczywistość sensu stricto wirtualna i udawana, swoisty Matrix, z którego po kilku, kilkunastu czy kilkuset wiadomościach przenosimy się do świata rzeczywistego, a w nim wszystko może już wyglądać inaczej. Milion znajomych na Facebooku, drugi milion followersów na Instagramie i trzeci milion randek przy pomocy Tindera niekoniecznie uczynią współczesnego człowieka mniej samotnym. Paradoksalnie może okazać się wręcz, że to uczucie dojmującej samotności w rzeczywistości realnej doskwierać mu będzie jeszcze bardziej.
Książka: Joanna Jędrusik, 50 twarzy Tindera, Wydawnictwo Krytyki Politycznej, Warszawa 2019