Palikot w moherze z antenką :)

Janusz Palikot nawet nie zdaje sobie sprawy z tego, jakiego samobója ustrzelił sobotnim happeningiem ze stylizowaną na Marcina Lutra „apostazją” przed drzwiami krakowskiej kurii. Nie chodzi już nawet o to, że sprowokował zalew trafnych komentarzy, iż kończą mu się pomysły na obecność w „debacie” publicznej, ani o to, że jego metoda działalności politycznej, dokładnie tak jak w przypadku polskiej prawicy, służy paleniu mostów i zamykaniu dialogu, zamiast jego otwieraniu. Jest jeszcze gorzej. Palikot skompromitował bowiem w sobotę swoją kampanię antyklerykalną, w rozumieniu kampanii na rzecz realnego rozdziału sfery wiary, religii i kościoła od sfery publicznej, państwowej i urzędowej.

Janusz Palikot stał się bowiem zwyczajnym moherem, tyle że a rebours. Tak samo jak prawicowi politycy kolędujący od biskupa do biskupa, klękający i przyjmujący komunię koniecznie w światłach kamer i czyniący ze swojej wiary katolickiej kluczowy argument na rzecz oddania na nich głosu w wyborach. Od nich Palikot różni się tylko tym, że argumentem na rzecz oddania nań głosu uczynił swoją niewiarę, zamiast wiary. Na tym jednak różnice się kończą. W kontekście idei rozdzielenia religijnej sfery życia polityka, jako osoby prywatnej i człowieka jako takiego, od aktywności publicznej, obywatelskiej i oficjalnej, akt Palikota jest absurdem.

Z liberalnego punktu widzenia, w imię wolności religijnej i równości obywateli względem prawa niezależnie od ich wyznania, kwestie wiary polityka winny być traktowane jako irrelewantne. Palikot burzy ten porządek. Tak samo jak politycy przedmiotowo wykorzystujący religię w walce politycznej, on trywializuje oparty na racjonalizmie ateizm. Z kwestii wiary lub jej braku, poważnych wyborów filozoficznych człowieka, urządza szopkę. Zaprzęga do partyjnej narracji elementy, które powinny z szacunkiem dla drugiego człowieka pozostawać w sferze osobistej. Lider RP nie rozumie w istocie, że jego ateizm jest tak samo złym argumentem na rzecz udzielenia mu politycznego poparcia, jak epatowanie wiarą w przypadku polityków prawicy. Tyle że po nich niczego innego się nie spodziewamy. Zaś w przypadku Palikota musimy powiedzieć o daleko idącym rozczarowaniu.

Poraża ponadto argumentacja na rzecz wystąpienia z kościoła towarzysząca happeningowi z soboty. Jakie znaczenie ma bowiem obecność takich czy innych, rzeczywiście nieciekawych postaci, we wspólnocie kościoła? Jeśli Palikot nie wierzy w istnienie Boga, to w istocie wystąpienie z kościoła ma sens, to jest powód. Żadnym powodem nie są jednak niemoralne działania Tadeusza Rydzyka, polityczne zaangażowanie Sławoja Leszka Głódzia, błędna analiza rzeczywistości Józefa Michalika czy idiotyczny fanatyzm red. Terlikowskiego. Faktem jest, że przynajmniej pierwszy i ostatni z tej grupy wydaje się niekiedy działać niczym „agent Złego”, demoralizując i zniechęcając ludzi wierzących do udziału we wspólnocie kościelnej. Temu jednak nie można się poddawać. Grzech bliźniego i wywoływane przezeń zgorszenie nie powinny powodować, że się poddajemy. W kościele nie brak bowiem ludzi o zupełnie innej wizji chrześcijaństwa, kontynuatorów myśli Józefa Tischnera czy Jerzego Turowicza, o poglądach zbliżonych do włoskiego kard. Martiniego, w końcu o wysokich przymiotach moralnych i rozsądnym spojrzeniu na rolę wiary w życiu człowieka, jak w przypadku Tadeusza Mazowieckiego czy Aleksandra Halla.

Terlikowskim i Rydzykom tego świata nie można dać się zdominować w żadnej sferze życia, w żadnym układzie odniesienia. Polityk, który sugeruje to nieprzemyślanymi wypowiedziami i pustym teatrem politycznym trzeciej jakości, niepostrzeżenie dla samego siebie zaczyna grać w ich drużynie.

Wiarygodność Palikota. :)

Na zamieszaniu wokół emerytur z politycznego punktu widzenia najwięcej może zdobyć Janusz Palikot. Rzecz dla niego jak dotąd nieosiągalną – WIARYGODNOŚĆ.

Dlaczego? Sprawa jest dość prosta. Jeśli Palikotowi uda się doprowadzić wbrew PSL-owi do przepchnięcia reformy emerytalnej przez Sejm, a jednocześnie nie wejdzie koalicję rządową z PO (a PSL zagryzając zęby zostanie w koalicji) zaliczy prawdziwy majstersztyk. Pokaże, że nie jest szalonym populistą, lecz odpowiedzialnym politykiem, który wbrew fatalnej polskiej tradycji partii opozycyjnych, potrafi w kluczowych sprawach racji stanu państwa wspierać reformatorów. Pozostając w opozycji, nie wchodząc do rządu, (do czego nie jest dziś przygotowany) wejdzie w buty męża stanu, który robi coś dla kraju, a nie dla interesu swojej partii. Jednocześnie nadal będzie funkcjonował poza rządem, nie będzie więc tracił, tylko zyskiwał na powoli topniejących zapewne notowaniach rządu. Wierzę, że Tuskowi uda się odwrócić fatalną passę z początku roku, ale na trzecią kadencję raczej nie może liczyć. PO wyjdzie po tej kadencji potężnie osłabiona. Palikot uwiarygadniając się w sprawie reformy emerytalnej, pokazując że można mu ufać jako politykowi jednak odpowiedzialnemu, stanie się oczywistym miejscem transferu sympatii topniejących szeregów wyborców PO.

Wydaje się, że jak wyjątkowo rzadko interes partii Palikota, ukazania się w oczach opinii publicznej jako partii antypopulistycznej, wiarygodnej i najlepszy interes gospodarczy Polski, racja stanu wręcz czyli wydłużenie wieku emerytalnego idą ze sobą w parze. Wypada mieć nadzieje, że Palikot tego nie zmarnuje dla siebie i dla nas.

Plik Janusz Palikot Kongres Katowice.jpg znajduje się w Wikimedia Commons – repozytorium wolnych zasobów.

Kaczyński, Tusk, Palikot i wstyd :)

Poletko polityków. Ugór konkretnych czynów, żyzne łąki klasycznych sloganów.

Dwa dni temu obejrzałem „Wstyd” Steve’a McQueen’a III (I był genialnym aktorem, środkowego nie znam). Pomimo tego, że tematyka filmu nie powala oryginalnością, pozostaję pod jego mrocznym urokiem. Świetny Michael Fassbender, nastrojowa muzyka, oszczędne ruchy kamery, specyficzny klimat i całość podana (jak dla mnie) w kunsztownie zdobionym opakowaniu.
Problem poruszany w filmie – kwestia osamotnienia, wypierania emocji i uczuć, seksoholizm, to tematy ważne. Jakie tematy podsuwają nam medialni liderzy partii?
Donald Tusk został zaatakowany jednocześnie lewym sierpowym i prawym prostym. Jarosław Kaczyński w swoim wystąpieniu obiecał, że 14 marca, na manifestacji powie stanowcze „Nie” teatrowi jednego i głównego aktora – Tuska. Kaczyński, z natury swojej przeciwny establishmentowi, oznajmił, że ów establishment się „napasł”, a biedni muszą za to wszystko płacić.
Tymczasem Janusz Palikot zdradził Monice Olejnik, że obecnym prezes rady ministrów, nie antyklerykalny jest tylko publicznie. Z pewnością przychylni PO hierarchowie kościelni ze smutkiem przyjęli słowa, które miał wypowiedzieć premier na posiedzeniu RPP („Możecie sobie zdawać sprawę, że po tych pięciu latach ja jakimś wielkim fanem kościoła  katolickiego to nie jestem. Wszystko, co mogłem od nich złego dostać, to dostałem”).
Co na to wszystko główny podmiot ataków opozycji, obijany jak tylko się da przez Palikota i Kaczyńskiego Donald Tusk? Tusk przed szczytem UE w Brukseli ciepło i krzepiąco uspokajał społeczeństwo mówiąc, że w kwestii ACTA chociaż my wszyscy,  „wyjdziemy „nie bardzo poobijani”. Ale to tylko „może”.

Wspomniany przeze mnie na początku Michael Fassbender, podczas udzielania wywiadu powiedział o swoim postrzeganiu wstydu. „ Człowiek po uzyskaniu chwilowej satysfakcji zaczyna czuć wstyd. Potem jednak wpada w błędne koło – zaczyna czuć wstyd, pozbywa się go i znowu w to wpada. Potem przekracza kolejne granice, i musi borykać się z podwójnym wstydem następnego ranka” – mówi. Słowa Fassbendera idealnie określałyby polityków. Gdyby oni w ogóle odczuwali wstyd…
PS.
Ministra Mucha chyba jednak miała poczucie winy za tracenie czasu na bieganie wokół stadionu. Postanowiła więc powalczyć o nieprzyznanie p. Rafałowi Kaplerowi bajońskiej premii opiewającej na ponad pół miliona złotych za oddanie stadionu narodowego. Jest więc nadzieja na pozytywny efekt odczuwania wstydu.

Palikot, lewica, łatwizna :)

Największym, ale antycypowanym rozczarowaniem ostatnich dni roku w polityce z punktu widzenia wyborcy o poglądach liberalnych okazały się działania Ruchu Palikota. Od czasu gdy pozycja ugrupowania w sondażach przedwyborczych stała się mocna, a zwłaszcza od chwili wejścia do Sejmu, jednym z ważnych pytań w odniesieniu do przyszłości Ruchu było pytanie o jego profil ideowy i miejsce na scenie politycznej. W mojej ocenie było to pytanie o wiele ciekawsze i istotniejsze dla kształtu polskiej sceny politycznej niż powtarzane w kółko przed media głównego nurtu pytania o przypadkowy dobór ludzi na listach wyborczych partii, albo styl uprawiania politycznej propagandy i występowania w mediach, tudzież arcyidiotyczne porównania do fenomenu Samoobrony Andrzeja Leppera. Jasnym było to, że RP będzie partią o wyrazistym przekazie w zakresie kontrowersyjnych problemów społecznych i obyczajowych (choć pozostawała wątpliwość, na ile kwestie te zostaną podporządkowane niepotrzebnie ostrej retoryce antykościelnej), ale pod znakiem zapytania pozostawał kierunek partii w zakresie polityki ekonomicznej. Zasadniczo liberalna postawa wobec przemian obyczajowych bywa w praktyce polityki europejskiej łączona zarówno z preferencją dla rozwiązań wolnorynkowych w polityce gospodarczej, jak i z preferencją dla programu budowy hojnych zabezpieczeń socjalnych. W pierwszym przypadku partie te są partiami liberalnymi, w drugim socjaldemokratycznymi, socjalistycznymi, lub ewentualnie zielonymi. Pojawienie się Ruchu, jako znaczącego aktora na scenie politycznej, zrodziło zatem z miejsca pytanie o to, czy długi okres oczekiwania na wykształcenie się w Polsce partii o profilu centrowo-liberalnym dobiegł końca.

Do niedawna wiele na to wskazywało. Na pewno w tym kierunku szły (trzeba przyznać: relatywnie nieliczne) wskazówki zawarte w kampanijnych treściach wystąpień Janusza Palikota i jego politycznych deklaracjach, a także jego własny wcześniejszy dorobek, jako polityka PO za jeden z priorytetów uznającego deregulację i ograniczenie biurokratycznych absurdów. Zresztą także w programie RP znajdziemy postulaty liberalne ekonomicznie – porzucone już nawet przez partię premiera Donalda Tuska – np. liniowy PIT. Dodatkowo Palikot wydawał się uderzać w tony analogiczne do profesorów Leszka Balcerowicza i Krzysztofa Rybińskiego, jeśli chodzi o krytykę rządu PO-PSL pierwszej kadencji w zakresie takich działań, jak demontaż OFE czy brak woli ryzyka do podejmowania takich reform jak podniesienie wieku emerytalnego. W zestawieniu z jasno postawionymi kwestiami in vitro, związków partnerskich czy rozdziału kościołów do państwa składało się to na model partii wybitnie liberalnej.

Z drugiej strony była jednak refleksja strategiczna. Prawdą jest, że w żadnym momencie historii polskie społeczeństwo nie wykazywało się znaczącą skłonnością do popierania liberalnego światopoglądu per se. Co innego można powiedzieć o światopoglądzie socjalistycznym, który posiada w polskiej historii politycznej wpływy niemałe, także jeśli całkowicie pominiemy reżim PRL-u. Natomiast co najmniej od 2005 r. obóz lewicy socjaldemokratycznej znajduje się w głębokiej defensywie i w zasadzie każdy socjolog polityki zgadza się ze poglądem, iż będąca w kryzysie partia postkomunistyczna nie organizuje wokół siebie nawet połowy potencjalnego elektoratu polskiej lewicy. Oznacza to, że jest tutaj pole do popisu na nowego środowiska, być może łatwiejsza droga do ugruntowania pozycji nowej partii na scenie, aniżeli w ulotnym liberalnym centrum.

Janusz Palikot wolałby chyba zbudować partię liberalną, wojującą o libertyński segment wyborców lewicy hasłami obyczajowymi, ale równocześnie rzucającą wyzwanie PO poprzez punktowanie jej nowo odkrytego socjalliberalizmu i głoszenie programu ekonomicznego zakrawającego wręcz na libertarianizm. (W czasie przedwyborczej debaty z Januszem Korwin-Mikkem w niejednej sprawie gospodarczej Palikot ogłosił iż zgadza się ze swoim adwersarzem). Do takiej partii mógłbym się zapisać, nawet jeśli nie najlepiej oceniam ostrość retoryki lidera RP w wielu przypadkach. Jednak zwyciężyła chyba ostatecznie kalkulacja strategiczna, a więc pomysł budowy partii lewicowej. Mocnym impulsem dla tej decyzji mógł być wybór Leszka Millera na nowego lidera formacji postkomunistycznej. Przez młodych lewicowców Miller kojarzony jest w sposób negatywny z czterech powodów: w czasie swoich rządów flirtował mocno z ekonomicznym liberalizmem, blokował projekty progresywne obyczajowo w imię rozejmu z kościołem za cenę jego wsparcia dla kluczowej idei akcesji do UE, jest uważany za seksistę i męskiego szowinistę, który dworuje sobie z feministek, no i tolerując przejawy korupcji w swoim obozie politycznym wywołał niemający końca kryzys lewicy oraz – pośrednio – spowodował sukces PiS i 2 lata budowy IV RP. Konkurencję w postaci Millera Janusz Palikot traktuje zapewne jako dodatkowe ułatwienie dla osiągnięcia pozycji niekwestionowanego lidera polskiej lewicy. Dodatkową zachętą jest też otwartość Aleksandra Kwaśniewskiego, który może Palikota uwiarygodnić w nowej roli socjaldemokraty.

Stąd więc plany zaangażowania Ruchu w pochód 1 maja, na który Palikot zamierza zaprosić na melanż robotników z jednej, zaś środowiska alternatywne i mniejszości z drugiej strony. Stąd otwartość na bratanie się z SLD i zwołanie wspólnego kongresu programowego lewicy, także z udziałem Zielonych czy bliskiego eurokomunizmowi środowiska „Krytyki Politycznej”. Wszystko to ma szanse powodzenia. Z punktu widzenia wyborcy liberalnego oznacza jednak straconą szansę na uzyskanie reprezentacji własnych poglądów przez autonomiczną partię polityczną.

Można nad tym ubolewać. Rzeczywiście jest tak, że od czasu niepowodzenia projektu Władysława Frasyniuka i Marka Belki z 2005 r. była to pierwsza potencjalna szansa na powstanie znaczącej siły politycznej o liberalnym profilu w Polsce. Gdy jednak 1 maja ziszczą się prezentowane obecnie przez Palikota plany, jasnym się stanie, że liberalny wyborca w Polsce swoje nadzieje i głosy nadal będzie musiał wiązać z lewym skrzydłem PO. Nawet jeśli oznacza to osławione „wybieranie mniejszego zła”. Inna sprawa, że wcale nie musi tak być. Być może drogą do zaistnienia w Polsce partii liberalnej nie jest powołanie nowej struktury, ale zmarginalizowanie polityków konserwatywnych w PO, a być może w perspektywie 5-10 lat wypchnięcie ich poza ramy tej partii ku radiomaryjnej otchłani.

Nad wyborem dokonanym przez Janusza Palikota można ubolewać, ale może i nie trzeba. Może to i dobrze. Nawet gdyby lider Ruchu obrał kurs liberalny i centrowy, to i tak jego styl i często zbyt napastliwa retoryka (nawet jeśli słuszna co do zasadniczej treści) byłyby formą trudną do zniesienia. Kto w poprzedniej dekadzie popierał partie Geremka, Frasyniuka czy Onyszkiewicza, mógłby odczuwać dysonans poznawczy…

Specyfika Ruchu Poparcia Palikota, czyli o rzecz o tym, czy jest czy nie jest liberalny :)

Ruch Poparcia Palikota jest partią o tożsamości bliżej niesprecyzowanej i o precyzji będziemy mogli mówić prawdopodobnie po dwóch latach zasiadania w sejmowych ławach. Nowi posłowie integrują się, dzielą refleksjami, tworzą polityczną jakość. Trudno wyobrazić sobie by ludzie wzajemnie obcy, tuż po wprowadzeniu do parlamentu tworzyli monolit. Poniekąd, właśnie tego się od nich oczekuje. Jeśli już teraz chcielibyśmy w miarę prawdziwej prognozy, należy rozważyć jakim tworem jest Partia Janusza Palikota.

Sam Janusz Palikot jako założyciel i niekwestionowany lider ugrupowania unika określenia „partia”. Mówi natomiast o „ruchu oddolnym”, czymś na kształt społecznej grupy wspólnego interesu. Jeśli przyjmiemy to twierdzenie za prawdziwe, przekonamy się, że taka grupa powinna być różnorodna i wielokolorowa, co czyni ją zdecydowanie „odmienną” na tle jednolitych bytów politycznych. Siła Ruchu Poparcia Palikota wynika ze skupiania różnych grup społecznych o charakterze zarówno formalnym jak i nieformalnym. Mniejszości seksualne, silna reprezentacja biznesu, ruch feministyczny, wolne konopie, są tego przykładem. Właśnie z pragnień tych mniejszości, powstał program ugrupowania. Program ogólnodostępny, prosty, nieprzeładowany, gotowy na przyjęcie krytyki, którą można wyrazić na stronie lidera „Dziennik Janusza Palikota”

Co do tożsamości wyborców oddających głos na Ruch, wiemy, iż są to zdecydowanie ludzie młodzi, pragnący zmian i w zmiany wierzący. Jak już wspomniałem, posłowie Ruchu reprezentują różnorodne środowiska. Nie ma tutaj miejsca na przypadkowość w oddawaniu głosu. Poseł nie realizujący linii swojego środowiska musi liczyć się z utratą mandatu zaufania. Na tej samej zasadzie, partia ze spadkiem poparcia. Działania podejmowane przez ugrupowanie są ściśle określone linią polityczną. Jeśli linia zakłada liberalizm w podejściu do gospodarki wolnorynkowej, to z pewnością zostanie ona utrzymana. Zakładając utrzymanie niskich podatków dla rozwoju i pobudzenia handlu, Ruch nie staje się lewicujący. Tak samo trudno posądzić go o konserwatyzm, jeśli spojrzymy na ich działania w zakresie polityki prorodzinnej czy in vitro. Liberalizm nie zakłada bowiem skrajności ale wolność i różnorodność.

Podsumowując ten wątek, Ruch Poparcia Palikota jest nową jakością na rynku politycznym. Publicyści starający się go sklasyfikować skazani są na ustawiczne błądzenie. Nadążanie za politycznymi działaniami Ruchu nie będzie tak łatwym zadaniem jak w przypadku PSL-u czy SLD. Elektorat w ich przypadku jest dość klarowny, co do oczekiwań i jednolity w ocenie przedsięwzięć.

Krótko po oświadczeniu premiera o konieczności przeprowadzenia reform, pojawiły się głosy, jakoby wytrącił broń z ręki Januszowi Palikotowi. Myślę, że takie stwierdzenie jest prawdziwe w przypadku reszty ugrupowań opozycyjnych ale nie RPP. Już kilka godzin po expose, lider RPP wyraził chęć wsparcia projektów rządu i Platformy Obywatelskiej, zgodnych z założeniami Ruchu. Wytknął natomiast bezpardonowo „brak pomysłu na Polskę”, zapraszając Donalda Tuska do skorzystania z programu Ruchu. Uważam, że wielu wyborców czekało właśnie na taką, konstruktywną opozycję.

Trudno merytorycznie określić, czy partia Janusza Palikota jest ściśle liberalna. Ciepłe przyjęcie RPP przez europejską frakcję ELDR, może być wyrazem zadowolenia z powodu obecności długo oczekiwanego głosu liberalnego w Polsce. Jest to także sygnał do podjęcia wzmożonych i zdecydowanych działań, by przechwycić dawny elektorat Unii Wolności czy Partii Demokratycznej. Jeśli takie zjawisko miałoby mieć miejsce, Ruch musiałby wyjść naprzeciw oczekiwaniom wyborców. Takie założenie wydaje się trafne, szczególnie jeśli posłuchamy konferencji prasowej Janusza Palikota i lidera ELDR Guya Verhofstadta, bogatej w deklaracje co do współpracy w zakresie polityki walki z kryzysem wewnątrz Unii Europejskiej. Jestem przekonany, że tak też się stanie pod warunkiem braku zastrzeżeń ze strony dzisiejszego elektoratu beniaminka politycznej ekstraklasy.

Czy Palikot jest (już oficjalnie) liberałem? :)

Przedwczoraj (21 XI) przewodniczący ALDE (Alliance of Liberals and Democrats for Europe – Porozumienie Liberałów i Demokratów na rzecz Europy) Guy Verhofstadt wspólnie z Januszem Palikotem ogłosili rozpoczęcie współpracy. Fakt, że uznany europejski polityk, wieloletni premier Belgii, jeden z najbardziej znanych zwolenników ścisłej politycznej integracji UE oraz trzecia największa grupa w Europarlamencie, współpracują z Palikotem powinien być sygnałem dla liberałów w Polsce i zagranicą, że Ruch Poparcia Palikota to ugrupowanie poważne i co najważniejsze naprawdę liberalne (do czego i niżej podpisany miał poważne wątpliwości). W końcu do ALDE należało czterech europosłów Unii Wolności – Bronisław Geremek, Janusz Onyszkiewicz, Jan Kułakowski i Grażyna Staniszewska. Czy to znaczy, że dziś Palikot z dumą może głosić, że reprezentuje polskich liberałów, na co dostał oficjalny europejski stempel?
Sprawa nie jest tak jednoznaczna. Po pierwsze od mocno niezobowiązującej współpracy (spotkań, deklaracji wspólnoty poglądów w dziedzinie ograniczania biurokracji czy ułatwień dla drobnych przedsiębiorców) do formalnego członkostwa droga jest daleka. Po drugie o tym, że Verhofstadt przyleciał do Warszawy, a liberałowie w Europie dopytują się nas o to kim u licha jest ten Palikot nie decyduje fakt ideowej czystości RPP, ale to, że zdobył on przeszło 10% w ostatnich wyborach i w Brukseli dostrzegają szansę na to, żeby czarna dziura, która zieje na mapie liberalnych europejskich ugrupowań od czasu upadku Unii Wolności (nikt już nie pamięta o konającej po cichu Partii Demokratycznej) została zapełniona przez kilku posłów z RPP. Polska jako duży kraj liczy się dla każdej frakcji w Parlamencie Europejskim.

Nawet samo przyjęcie w poczet ELDR (European Liberal Democrat and Reform Party – partii Europejskich Liberałów, Demokratów i Reformatorów) i ALDE (ALDE jest reprezentacją ELDR w Parlamencie Europejskim, jakby klubem poselskim, ELDR jest z kolei partią, czy raczej konfederacją poszczególnych liberalnych partii) nie musi oznaczać, że dana partia jest liberalna. Przykładem jest choćby irlandzka Fianna Fáil, która do ELDR przystąpiła w 2009 roku. W Irlandii uważana jest za typową populistyczną catch-all party. Wcześniej współtworzyła ugrupowanie Europejskich Konserwatystów i Reformatorów, do której należą między innymi eurosceptyczni brytyjscy torysi oraz Prawo i Sprawiedliwość. To partia, która popierała zakaz antykoncepcji, cenzurę, która próbowała ustanowić katolicyzm religią państwową, której założyciel i lider Éamon de Valera złożył niemieckiemu ambasadorowi kondolencje po śmierci Hitlera. Partia sprzeciwia się liberalizmowi obyczajowemu i broni Wspólnej Polityki Rolnej.
Dla bardzo wielu liberałów zaakceptowanie w poczet ich politycznej reprezentacji FF było zdecydowanym przekroczeniem granic politycznego cynizmu. LYMEC (europejska młodzieżówka ELDR zrzeszająca liberalne partyjne młodzieżówki z całej Europy) sprzeciwiał się przyjęciu do ELDR Fianna Fáil, zdecydowanie krytycznie podchodząc do bardzo konserwatywnej polityce tej partii, np. wobec aborcji, eutanazji, praw gejów, praw kobiet, potępiając próbę wprowadzenia do kodeksu karnego pojęcia „bluźnierstwa”.

Podsumowując, ogłoszenie współpracy Palikota z ALDE nie oznacza, że buduje on partię liberalną (bardzo jestem ciekaw jaka byłaby reakcja ALDE gdyby mieli zmienić nazwę na „Partię Poparcia Verhofstadta”). Nota bene konkurs rozpisany na nową nazwę Ruchu Poparcia Palikota to wyjątkowe curiosum, nawet jak na standardy tej partii. Sam Palikot sprawia wrażenie jakby zabrakło mu pomysłu co robić w sytuacji kiedy Tusk energicznie (przynajmniej werbalnie) wziął się za reformy. Miłe dla ucha wygłaszane z sejmowej trybuny frazesy o potrzebie budowy kapitału społecznego to za mało. Natomiast pomówienie Jana Krzysztofa Bieleckiego jakoby miał przekazać komuś informację o planach premiera wobec nowego podatku dotykającego m.in. KGHM bez cienia dowodów było bardzo w stylu Andrzeja Leppera i należy się zastanawiać czy poza wpływem Piotra Tymochowicza nie wynika to z faktu, że Palikot właśnie po stronie tego elektoratu nie dojrzał największych szans dla rozwoju swojej formacji. Jeśli jest tak faktycznie, to siedzący okrakiem na płocie między liberalizmem i roszczeniowym populizmem Palikot prędzej czy później z niego zleci. I nie spadnie na stronę liberalną.

Eksplozja Palikota :)

Palikot obrał jedyną drogę wejścia do systemu obwarowanego szeregiem finansowo-medialnych barier, jaka mogła okazać się skuteczna i za złe mogą mu to mieć tylko cynicy.

Ostatnia kampania wyborcza zadała kłam kilku mitom na temat polskiej sceny politycznej. Bez wątpienia jednym z nich było przekonanie o „zabetonowaniu” sceny partyjnej, która jest jakoby niezmienna, czy to za sprawą rzekomej satysfakcji społeczeństwa z istniejącej palety wyboru, czy to ze względu na zbyt wysokie systemowe bariery blokujące wstęp nowym inicjatywom. Eksplozja poparcia dla Ruchu Palikota, który w przeciągu 3-4 tygodni urósł w sondażach opinii publicznej z 0 do 11%, aby we właściwym głosowaniu zdobyć 10% poparcia, poddaje w wątpliwość także inny mit, który po serii wyborczych klęsk UW, PD czy Andrzeja Olechowskiego funkcjonował w obrębie środowisk o liberalnych poglądach. Ten mit zasadzał się na fatalistycznym przekonaniu, że PO na tyle rozpostarła swe wpływy w centrum i nieco na lewo od centrum sceny politycznej, że żadna inna inicjatywa celująca w ten obszar nie ma najmniejszych szans. Janusz Palikot wbrew przewidywaniom pewnych siebie komentatorów, ekspertów i polityków, zbudował zupełnie nową strukturę, która wbiła klin pomiędzy PO a SLD, niemalże pozbawiając koalicję prowadzoną przez pierwszą z tych partii sejmowej większości, a drugą z nich sprowadzając nad przepaść anihilacji.

Palikot sukces swój odniósł wbrew całemu, jakby się wydawało ostygłemu już i ogarniętemu samouwielbieniem, systemowi polityczno-medialnemu. Wydając około 1 miliona złotych na kampanię (jakąś 1/30 wydatków PO) zdobył w Sejmie 40 mandatów. W ten sposób pokonał barierę systemu partyjnego, wszedł pomiędzy 4 partie sejmowe, które będąc równocześnie autorami, jak i jedynymi beneficjentami ustawy o finansowaniu partii politycznych, opłacały sobie swoje kampanie wyborcze, nastawione nie tylko na wzajemne zwalczanie się, ale także na zwalczanie konkurencji z zewnątrz, która chciałaby oligopol ten pozbawić pełni kontroli. Ten mechanizm wzajemnej asekuracji 4 partii systemowych Palikot przełamał, podobnie jak system bardzo konserwatywnych w Polsce mediów komercyjnych, które zwykle najbardziej krytyczne okazują się wobec partii małych i nowych inicjatyw. Wyborczy sukces Ruchu to zatem także zwycięstwo przeciwko silnemu oporowi i często namacalnie przesadnym atakom mediów, bardziej niż wyborcy zadowolonych z obecnego kształtu sceny politycznej i kształtu tego broniących.

Liberał a Palikot

Z punktu widzenia wyborców liberalnych wejście Ruchu Palikota na scenę jest wydarzeniem tak niespodziewanym, jak i nieobojętnym. Wyborca o równocześnie progresywnych poglądach na problemy społeczno-obyczajowe, jak i prorynkowych zapatrywaniach na sferę polityki gospodarczej, niezależnie od oceny personalnej Janusza Palikota i jego partyjnych towarzyszy, nie może zaprzeczyć ideologicznej i programowej bliskości wobec zawartości programu i zestawu wyborczych haseł Ruchu. Zupełnie otwarcie i intelektualnie uczciwie wobec samego siebie skonstatować należy, że na dzień dzisiejszy Ruch Palikota jest partią o jednoznacznie liberalnym profilu światopoglądowym. Czy w związku z tym można powiedzieć, że RP jest partią naturalnego wyboru dla polskich liberałów, a jeśli tak jeszcze nie jest, to jakie są powody rezerwy i co politycy Ruchu powinni uczynić, aby liberalny elektorat pozyskać na stałe?

Punktem wyjścia tych rozważań należy uczynić z jednej strony program RP, z drugiej zaś ekspozycję jego wybranych elementów – „okrętów flagowych” – w dyskursie kampanijnym. Wbrew (jak zwykle) potocznej analizie mainstreamowych mediów, program i profil światopoglądowy Ruchu nie jest lewicowy, natomiast utrzymywanie, iż RP ścigał się z SLD o pozycję lidera lewicy opiera się wyłącznie na aspekcie funkcjonalnym systemu partyjnego, nie na aspekcie merytorycznej zawartości postulatów politycznych. Nie odkrywa Ameryki ten, kto zauważy, iż w dzisiejszym dyskursie aksjologicznym dla „geograficznego” umiejscowienia ofert politycznych partii istotne są dwie osie debaty publicznej: ekonomiczna i społeczno-obyczajowa (lub społeczno-etyczna, często nieprecyzyjnie określana „światopoglądową”). Na obu osiach program Palikota z wyborów 2011 roku umiejscawia go w miejscu pożądanym z liberalnego punktu widzenia. Podobnie jak większość współczesnych lewicowych socjaldemokratów, Palikot jest progresywny obyczajowo, jednak na osi debaty ekonomicznej plasuje się wyraźnie po stronie przeciwnej, a więc po stronie preferencji dla wolnego rynku przed mechanizmami państwowej regulacji i redystrybucji. Ta sama klasyfikacja odnosi się do większości zachodnioeuropejskich partii liberalnych, nie zaś socjaldemokratycznych (za wyjątkiem partii okresu tzw. „trzeciej drogi” z New Labour minionej dekady na czele). Program Palikota czyni więc z jego partii w zasadzie oczywisty wybór dla ideowego liberała, nie jest w żadnym razie programem lewicy. Dostrzega to, z pozycji światopoglądowych przeciwstawnych wobec moich, redaktor Sutowski z „Krytyki Politycznej”, gdy – jako jaskrawy socjalista – zarzuca Palikotowi wręcz (co oczywiście jest już przesadą) ekonomiczny „libertarianizm”. Prawdą jednak jest – i należy to podkreślić – iż program RP zawiera takie liberalne ekonomicznie elementy jak podatek liniowy (także VAT), podniesienie wieku emerytalnego i zrównanie go dla obojga płci, fuzja KRUS z ZUS i likwidacja zawodowych przywilejów emerytalnych – nie tylko dla majętnych farmerów oraz walka z biurokratycznym przerostem państwa, nadmiernymi regulacjami i kajdanami narzuconymi na działalność gospodarczą jednostek, ale i na codzienne życie najzwyklejszego obywatela, przegrywającego jedno zderzenie z urzędem za drugim.

Dlaczego należy to jednak podkreślić? Otóż dlatego, że pomimo przejściowego szermowania hasłem „Gospodarka jest najważniejsza”, Palikot nie włączył żadnego z postulatów z ekonomicznej osi debaty do grona „okrętów flagowych” kampanii swojej partii. Były one, co też zauważa Sutowski, „schowane”. O image’u RP decydowały, postawione w sposób zdecydowany, radykalny, jaskrawy i niezwykle konsekwentny, liberalne hasła ze społeczno-obyczajowej osi debaty publicznej. Szczególnie były to hasła krytyczne wobec kościoła katolickiego i roli, którą od około 6-7 lat hierarchowie tego kościoła ponownie poczęli intensywnie odgrywać w życiu politycznym Polski. W gruncie rzeczy postulaty te były rozwinięciem jednego hasła, realnego stosowania zasady rozdziału kościołów od państwa. Zasada ta była dotąd zwykle lekceważona przez polityków innych partii, co stopniowo prowadziło do coraz bardziej ofensywnych działań biskupów w życiu politycznym. Problem naruszania zasady rozdziału kościoła od państwa politycy ci poczęli postrzegać dopiero wówczas, gdy angażowanie się kleru przybrało formę popierania jednej partii przeciwko drugiej. Wcześniej, gdy chodziło o w zasadzie neutralne wobec partyjnych podziałów próby modyfikowania ustawodawstwa w neutralnym religijnie państwie w sposób zgodny z doktrynalnymi wyobrażeniami duchownych, milczano. Palikot wykorzystał częściowe naruszenie otoczki tabu wokół tego zjawiska przez polityków PO, skarżących się na partyjne zaangażowanie biskupów po stronie PiS, i doprowadził do postawienia problemu w całości, kończąc zawoalowaną zmowę milczenia i zrywając zasłonę swoistej poprawności politycznej. Z liberalnego punktu widzenia te poglądy nie budzą wątpliwości. Przeciwnie, odwaga lidera RP, który zrealizował to, co liberalni politycy przed nim woleli utrzymać gdzieś na marginesie swoich programów, w miejscu, gdzie owe kontrowersyjne tematy klerykalizmu, aborcji, polityki narkotykowej czy tolerancji wobec homoseksualizmu, mogły pozostać niezauważone, budzi podziw. Bez tabu, przemilczeń, uników i niedomówień, Palikot osłonił cały katalog jasno postawionych liberalnych poglądów na sferę społeczno-etyczną i z nimi na sztandarach nie poległ (czego zawsze obawiały się struktury Unii Wolności, swoją drogą było to przed kilkoma laty, a więc już w nieco innej epoce), ale właśnie dzięki owemu liberalizmowi wygrał.

Inwazja socjaldemokratów na Ruch?

Obecność tych idei i postulatów w retoryce Ruchu nie budzi sprzeciwu liberalnego wyborcy centrum. Pewna obawa pojawia się jednak wraz z pytaniem: jakie będzie w przyszłości podejście do liberalnych treści z obu osi debaty publicznej? Czy nadal słuszne hasła społeczno-obyczajowe będą uwypuklane, a tak samo słuszne hasła gospodarcze „schowane”? Jeśli tak będzie, to nie bez podstaw jest następująca obawa. RP będzie przyciągać coraz więcej antyklerykałów o nieliberalnych, lewicowych poglądach ekonomicznych, aż w końcu sam Palikot, gospodarczy liberał, znajdzie się pod tym względem w mniejszości w swojej partii, której uśredniona opinia przechyli się w kierunku socjaldemokratycznym. Powierzchowne spojrzenie na listy i skład klubu RP w nowym Sejmie pokazują, że proces ten już się rozpoczął. Dodatkowym jego katalizatorem może okazać się także wybór strategii utrzymania osiągniętego poziomu poparcia w trakcie trwania kadencji. Janusz Palikot często stosuje retorykę budowy nowej formacji lewicowej i dąży do zakorzenienia swojego Ruchu na scenie poprzez zdobycie pozycji partii pierwszego wyboru dla wyborcy lewicowego kosztem SLD. Jeśli ma to być skuteczne, modyfikacja programu gospodarczego w kierunku niekorzystnym może okazać się nieunikniona. Przejęcie kilku działaczy Sojuszu także wzmocni tą tendencję i w tym kontekście plany rozmów o ewentualnym wspólnym projekcie politycznym z Aleksandrem Kwaśniewskim i Ryszardem Kaliszem są negatywnym sygnałem. Jeśli celem Palikota nie jest zbudowanie trwałej, średniej formacji pomiędzy lewicą a konserwatywną PO, a ekspansja i budowa formacji potencjalnie dużej poprzez zepchnięcie SLD i dotarcie do lewej ściany, to jego celem nie jest podtrzymanie liberalnego profilu Ruchu.

Z kim i jak?

Obok niewiadomych wiążących się z programową przyszłością partii, są także niewiadome o charakterze personalnym. Inaczej niż liczni komentatorzy z mediów głównego nurtu, nie uważam anonimowości większości posłów i działaczy RP za powód do stawiania Palikota pod pręgierzem. Ciekawe, że ten zarzut formułują często ci sami ludzie, krytykujący budowanie partii na zasadzie secesji, zmieniania barw czy transferowania polityków z partii konkurencyjnych, a więc projektów opartych na tzw. „starych wyjadaczach”. Skrzyknięcie „znanych twarzy” – źle. Zbudowanie struktur z debiutantów – też źle. Moi Państwo, zdecydujcie się proszę łaskawie. Stworzenie przez Palikota partii z niemal wyłącznie nowych i niedawno przez niego samego poznanych osób to nie grzech, ale wyzwanie. Wyzwanie trojakie. Po pierwsze, środowisko trzeba zintegrować już nie tylko wokół nazwiska lidera, ale – ze względu na specyfikę pracy w Sejmie – także wokół programu. Może się okazać, że w zakresie kwestii szczegółowych ujawnią się głębokie różnice poglądów, albo przynajmniej doboru priorytetów. Częściowo pokrywa się to z niewiadomą programową. Czy rzeczywiście działacze RP są liberałami czy jednak antyklerykalnymi socjalistami? Po drugie, należy z jednej strony uniknąć poważnych secesji, którą mogłyby zachwiać poparciem dla świeżo powstałej partii (która ma powody do obaw, że jej poparcie jest mniej stabilne niż PO, PiS czy PSL), z drugiej zaś kakofonii przekazu politycznego. To drugie zadanie może okazać się sprzeczne z pierwszym, gdy kontrolowana secesja, nie za dużej grupy działaczy niemieszczących się w obranym profilu światopoglądowym ugrupowania, jednak okaże się nieunikniona. Po trzecie, nieznani ludzie mogą skrywać nieprzyjemne sekrety. Chociaż nieprzychylne RP media prześwietliły przeszłość kilkorga kandydatów partii na posłów, znajdując w istocie kilka kontrowersji, to jednak osoby debiutujące w życiu publicznym, a dotąd prywatne, siłą rzeczy nie były dotąd poddane wiwisekcji przed wścibskie tabloidy. Nie musi, ale może to oznaczać nagłe pojawienie się kłopotów, które zmuszą Palikota, Wandę Nowicką, Roberta Biedronia, Annę Grodzką, Piotra Baucia i innych liderów Ruchu do nieprzyjemnych konferencji prasowych, a także wywołają nieskrywaną Schadenfreude konkurencji. Konsolidacja środowiska w perspektywie kolejnych wyborów w 2014 roku musi oznaczać przede wszystkim pozyskiwanie do współpracy nowych ludzi i środowisk. I tutaj jest (bardzo istotny) pies pogrzebany. Aktywnie poszukując nowych partnerów o określonej orientacji światopoglądowej, Ruch de facto podejmie decyzję: partia liberalna czy socjaldemokratyczna.

Ostatnia niewiadoma dotyczy formuły komunikacji partii z wyborcą. Znów, w żadnym razie nie dołączę do politycznie poprawnego chórku łającego Palikota i jego współpracowników za wybór happeningowej, barwnej i kontrowersyjnej formy ubiegania się o uwagę kamer, gazet i – ostatecznie – wyborców. Hipokryzja, zwłaszcza dziennikarzy mediów mainstreamu, w tym przypadku jest absolutnie niewiarygodna. Krytykują oni Palikota za przybicie konstytucji do krzyża w ulicznym happeningu, za wystąpienie na konferencji prasowej z wibratorem czy w studiu telewizyjnym ze świńskim łbem, za skandowanie na Marszu Wolnych Konopi „sadzić, palić, zalegalizować!” z dachu samochodu przez megafon, krytykują go za ostrą retorykę. Te same jednak media rozchwytują tego polityka właśnie ze względu na formę jego wystąpień, nie ze względu na ich treść. Gdy stateczni i kulturalni politycy Unii Wolności lub Partii Demokratycznej w latach 2004-2009, od czasu do czasu, usiłowali dotrzeć do mediów i opinii publicznej z dość podobnymi poglądami na tematy społeczno-obyczajowe, ale poprzez zwyczajne konferencje programowe, panele dyskusyjne czy kulturalne wypowiedzi do kamery, media te ich zasadniczo ignorowały. Czy ktoś w efekcie wie, że Władysław Frasynkiuk w latach 2004-05, jako szef UW i PD, opowiadał się za depenalizacją marihuany, a Andrzej Wielowieyski i Olga Krzyżanowska proponowali złagodzenie ustawy antyaborcyjnej? Nie? Już wiemy dlaczego. Palikot obrał jedyną drogę wejścia do systemu obwarowanego szeregiem finansowo-medialnych barier, jaka mogła okazać się skuteczna i za złe mogą mu to mieć tylko cynicy. Z drugiej strony jednak, teraz RP jest już partią wewnątrz systemu sejmowego. Zmienia się jego rola i jego funkcja. Pytanie więc i niewiadoma: jak Ruch rozwiąże wynikający stąd dylemat? Nie może zupełnie zmienić swojego charakteru i zrezygnować z barwnych happeningów, blisko także kontrkulturowego, nietypowego wyborcy. Stając się kolejną, taką samą partią jak inne w Sejmie, straciłby poparcie wielu spośród tych 10% z 9 października. Z drugiej strony jednak, też nie może pójść drogą prymitywnych populistów, którzy uliczne metody i happeningi przenosili wprost na salę parlamentu, budząc tylko zażenowanie, wstyd i przygotowując swój rychły upadek. Zwłaszcza w odniesieniu do wymagającego elektoratu liberalnego ważnym zadaniem będzie znalezienie właściwych proporcji. W miksturze nietuzinkowa retoryka ma swoje miejsce, ale musi być oparta o twardy fundament poważnej i kompetentnej polityki, której wyrazem powinny być dobrze przygotowane, liberalne projekty ustaw oraz merytorycznie wysokiej jakości występy posłów w mediach. Na to wyzwanie Ruch także musi odpowiedzieć, jeśli ma być partią liberalnego wyborcy, który „po godzinach” chętnie pochwali wyluzowany i swobodny styl bycia, ale wcześniej, w „części oficjalnej” oczekuje ambitnej, ciężkiej pracy i wybitnych kwalifikacji.

Czas pokaże

Wejście Ruchu Palikota do Sejmu jest w polskiej polityce wydarzeniem niebanalnym. Nie wiem jeszcze, czy stanowi ono wyczekiwany od 2001 roku przełom w postaci pojawienia się w palecie wyboru samodzielnej partii liberalnej. Ruch jest obecnie partią liberalną, ale kilka czynników rodzi realne obawy, że w przyszłości będzie partią lewicowo-socjalną. Niezależnie od tego w błędzie są analitycy i komentatorzy, którzy te 10% głosów lekceważą, wrzucając je ryczałtowo do wirtualnego wora pojęciowego z napisem „głosy protestu”. Nie. Po pierwsze, powstanie i sukces Ruchu są wynikiem procesu sekularyzacji polskiego społeczeństwa, zwłaszcza młodych, którzy co prawda nie porzucają wiary w Boga, ale porzucają wiarę w niepodważalność autorytetu biskupa/proboszcza/katechety w zakresie problematyki wyborów moralnych. Proces ten trwa co najmniej od zakończenia żałoby po śmierci Jana Pawła II. Jego katalizatorem była najpierw reakcja części kleru na odejście tego niekwestionowanego autorytetu, reakcja pod hasłem „teraz możemy bezkarnie pohasać”. Potem zaś backlash związany ze zmęczeniem przedłużającą się żałobą smoleńską, który trafił nie tylko w PiS, ale politycznie eksploatujących to zdarzenie duchownych. Sukces Ruchu jest konsekwencją tego procesu, ale teraz będzie go także dodatkowo napędzać. Padły tabu, niejeden wstydzący się swojego krytycznego poglądu na działania hierarchii kościelnej człowiek, posłuchawszy Palikota najpierw zbladł, a następnie orzekł „Dokładnie tak, w końcu ktoś to głośno powiedział”. Po drugie, ponieważ Palikot, co było logiczne ze względu na aktywny sprzeciw kościoła wobec zmian we wszystkich tych sprawach, podpiął pod hasła antyklerykalne także inne hasła liberalne obyczajowo, i ponieważ – wywodząc się z PO – jest politykiem liberalnym także ekonomicznie, Ruch powstał jako partia liberalna integralnie, na obu osiach debaty publicznej. Tym także przyciągnął część swoich wyborców, tych z nie najmłodszej grupy wiekowej, ale tych w wieku ponad 30 lat. Cześć z nich po prostu czekała na partię o programie łączącym progresywizm obyczajowy i prorynkowość gospodarczą, czego nie mogła uzyskać ani od PO, ani od SLD, ani od PJN. Tej oferty po prostu nie było (była nią – choć w sposób dużo mniej wyrazisty – UW/PD w latach 2003-06) i Palikot trafił w niszę, odpowiedział na realny popyt. Teraz pytanie brzmi czy zechce mu dalej oferować podaż, czy też podejmie karkołomną próbę zdobycia szerszego elektoratu, centrum plus lewicy, o nazbyt zróżnicowanym światopoglądzie. W tym przypadku może utracić nieugruntowane nawet jeszcze poparcie liberałów, którzy za „swoją partią” będą się musieli dalej oglądać i jej wyczekiwać.

Kiedy Palikot będzie prezydentem… :)

Urban na tygrysie, Palikot na koniku

W wywiadzie dla Newsweeka Jerzy Urban przewiduje: Janusz Palikot będzie prezydentem. „Choć nie od razu, bo za cztery lata prezydentem będzie Tusk. Palikot musi osiągnąć jeszcze jeden sukces w wyborach parlamentarnych i dopiero wtedy miałby bazę wystarczającą do rywalizacji z Tuskiem.”

Co do planów i ambicji Palikota Urban raczej się nie myli – zostały zresztą jasno wyłożone przez samego zainteresowanego w rozmowie z Najsztubem (najnowsze Wprost): cztery lata nabierania siły w opozycji, cztery lata unowocześniania Polski i koniec – misja wykonana, założyciel Ruchu, realizując własny postulat kadencyjności funkcji partyjnych, rezygnuje z przywództwa. Co nie znaczy, że jako były już szef rządu i autor przełomowych reform nie może kandydować na prezydenta. Może, ma zamiar i liczy na wygraną.

Błąd w prognozie Urbana dotyczy obecnego premiera. Tusk oczywiście nie zamierza przejść na emeryturę po końcu drugiej kadencji, ale liczy na stanowisko dające realną władzę, a nie tylko splendor „żyrandola”. W drugiej połowie 2014 roku tworzona będzie nowa Komisja Europejska, a jej obecny przewodniczący nie będzie się ubiegać o trzecią kadencję. Jeśli chadecy wygrają wcześniejsze wybory do Parlamentu Europejskiego, Tusk będzie bardzo silnym kandydatem na jego następcę. Już teraz ma bardzo dobrą prasę za granicą, głównie dzięki słabości alternatyw i temu, że na tle mało odważnych Niemiec, bankrutującego Południa i eurosceptycznej Anglii Polska robi naprawdę dobre wrazenie. Jedyne co Tusk musi zrobić, by urzeczywistnić ten plan to przeprowadzić Polskę przez kryzys w nie gorszy sposób niż zrobią to ze swoimi krajami pozostali premierzy.

Co to oznacza w praktyce? Przede wszystkim dalszy ciąg dotychczasowej strategii doraźnego łatania dziur zamiast wprowadzania kompleksowych reform. Tuskowi naprawę nie zależy na tym, „by ludzi bolało”, bo jeśli zaboli, to mogą jego rząd obalić, a obalony premier nie jest wiarygodnym kandydatem na szefa Komisji.

Nie liczmy też na specjalne korzyści po tym, jak Tusk już przeniesie się do Brukseli. Barroso urzęduje od blisko siedmiu lat, a Portugalia ma się słabo. Za czasów Prodiego Włochy nie odgrywały szczególnie wielkiej roli w unijnej polityce, o Luksemburgu i kadencji Santera już nie wspominając. Ale prezydent Palikot będzie przynajmniej miał się z kim znów napić wina.

Palikotczyzna :)

Kilka dni temu Janusz Palikot powiedział, że Jarosław Kaczyński winien jest katastrofy smoleńskiej. Dziś wydał książkę, w której plotkuje niemiłosiernie na Tuska i ludzi z PO, którzy uważając go za dobrego kolegę dopuścili go blisko do swych spraw, także całkiem prywatnych. Nadużył ich zaufania, okazując się złośliwym plotkarzem. Niesmaczne to wszystko i niestosowne. Tak się po prostu w stosunku do byłych kolegów (i przeciwników) nie postępuje. Niehonorowo. Palikot ma dość zdrowe poglądy i dużo dobrej woli, ale jednocześnie pokazuje swój zły charakter. Jest nieobliczalny, działa histerycznie i impulsywnie, obraża ludzi i rani ich. Nie wystarczy być szczerym i mieć dobrą wolę, żeby zjednać zaufanie. Do tego trzeba jeszcze mieć klasę. Palikot zraża do siebie znajomych i nie budzi zaufania osób poważnych. To dlatego nie zebrał ekipy, w której choćby parę osób nadawało się do pełnienia godności posła. Każdy się bał, że nieobliczalny Palikot za chwilę „wytnie numer”, z powodu którego trzeba będzie się wstydzić. Jak na razie obawy się potwierdzają. Palikot stał się ulubieńcem Urbana, który zabawia się jego kosztem. Co go tak może cieszyć? Chyba to, że Palikot zabierze ze dwa procent głosów SLD. Fajny psikus. Tylko po co to?

http://www.flickr.com/photos/drabikpany/5925448613/sizes/m/in/photostream/

Ważne: nasze strony wykorzystują pliki cookies. Używamy informacji zapisanych za pomocą cookies i podobnych technologii m.in. w celach reklamowych i statystycznych oraz w celu dostosowania naszych serwisów do indywidualnych potrzeb użytkowników. mogą też stosować je współpracujący z nami reklamodawcy, firmy badawcze oraz dostawcy aplikacji multimedialnych. W programie służącym do obsługi internetu można zmienić ustawienia dotyczące cookies. Korzystanie z naszych serwisów internetowych bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zapisane w pamięci urządzenia.

Akceptuję