Po kongresie Palikota, czyli co wyrosło na poletku Pana P? :)

Projekt Janusza Palikota wreszcie ujrzał światło dzienne. Powiało świeżym powietrzem, przynajmniej w opinii twórców Ruchu Poparcia Palikota. Kongres, który zgromadził kilkutysięczną publiczność i na parę godzin zwrócił uwagę wszystkich mediów w Polsce, można uznać za udaną inaugurację nowej działalności politycznej byłego posła Platformy Obywatelskiej. W kategoriach politycznego show Palikot osiągnął co chciał, a co z jego postulatami? Tak naprawdę trudno powiedzieć, bo twórcy ruchu zapomnieli ich opublikować na swoich stronach internetowych (gdy zwróciłem administratorom strony na to uwagę na forum, mój post został usunięty! – bardzo liberalnie). Należy więc opierać się na tym co Janusz Palikot powiedział na kongresie. A mówił dużo o liberalizmie, albo w duchu, który – przynajmniej w niektórych aspektach – każdemu liberałowi powinien być bliski.

Naprawa polityki

Pierwszym postulatem, który Janusz Palikot zaprezentował w czasie swojego przemówienia było wprowadzenie kadencyjności do polskiej polityki. Jeśli wprowadzimy prostą zmianę, która nie jest droga, a mianowicie szefem partii można być tylko dwie kadencje dojdzie do poprawy polityki – stwierdził polityk z Lublina. Dodał, że zależy mu na tym, aby wszystkie funkcje polityczne były kadencyjne. Uważam, że Palikot nie ma co liczyć na szerokie poparcie dla tego pomysłu. Przywództwo jest wypadkową pozycji danej osoby w partii i odgórne zadekretowanie kadencyjności może, co najwyżej doprowadzić do sytuacji, w której będziemy mieli tzw. rządzenie z tylnego siedzenia. O jakości tego rozwiązania mogliśmy się przekonać za rządów premiera Marcinkiewicza, który został „sztucznie” wywyższony w partii w celu zwiększenia szans wyborczych Lecha Kaczyńskiego. Pamiętamy wszyscy, ze po krótkim czasie został on odwołany a na jego miejsce wkroczył faktyczny lider, czyli Jarosław Kaczyński. Kultura polityczna kształtuje się latami i konieczność zmiany we władzach danej partii powinna zostać pozostawiona wyborcom i członkom danej partii. Państwo nie powinno w to ingerować. Z tego powodu uważam, że pomysł Palikota jest nietrafiony nawet, jeżeli przyświeca mu słuszny cel wprowadzenia „świeżej krwi” do polskiej polityki.

W dalszej części przemówienia poseł Palikot stwierdził, że opowiada się za likwidacją lub ograniczeniem subwencjonowania partii politycznych. Stwierdził również, że konieczna jest likwidacja Senatu, zmniejszenie liczby posłów w Sejmie do 300 i likwidacja immunitetu poselskiego. Średnia w krajach zachodu to 1 poseł na 100 tys. mieszkańców – oświadczył Janusz Palikot. Wydaje się, że w/w postulaty są jak najbardziej słuszne, jednak dziwi, że Palikot wysuwa je po tym jak przez 3 lata jego partia była u władzy i mogła je swobodnie wprowadzać w życie (tym bardziej teraz, gdy prezydentem jest Bronisław Komorowski). Nie można się również łudzić, że stowarzyszenie Palikota, nie będące nawet partią polityczną, przy obecnym poparciu społecznym na poziomie 3-4% wprowadzi teraz te postulaty w życie, gdyż nie ma nawet szans na osiągnięcie wyniku, który pozwoliłby im mieć większość, która może zmienić konstytucję.

Kolejny postulat – wprowadzenia jednomandatowych okręgów wyborczych – zasługuje na pełną aprobatę jako zwiększenie roli demokracji bezpośredniej państwie (pisał o tym wcześniej Bartłomiej Michałowski w artykule „Panie premierze, co z tą ordynacją?”)

Jawność dokumentów

Jawność wszelkiej państwowej dokumentacji to kolejny postulat Palikota, który może zwiększyć zaufanie obywateli do biurokracji państwowej, która zbyt często zapomina, że sensem jej istnienia jest służenie obywatelom. Postulat powszechnego dostępu do dokumentacji może również ułatwić nieco życie polskim przedsiębiorcom (o ile w praktyce ten pomysł miałby całkowicie eliminować obowiązek udowadniania interesu prawnego w sprawie). Przykładem jest tutaj chociażby dostęp do ksiąg wieczystych, który ostatnio został znacznie polepszony poprzez „zmigrowanie” większości ksiąg do postaci elektronicznej (księgi wieczyste można przeglądać na stronie ekw.ms.gov.pl). Nadal jednak, zgodnie z art. 36 ustawy o księgach wieczystych i hipotece, aby przejrzeć akta ksiąg wieczystych (a nie same wpisy) należy urzędnikowi udowodnić interes prawny w sprawie (nie muszą tego czynić jedynie notariusze). Zniesienie tego wymogu ułatwiłoby życie wielu praktykom, w tym prawnikom, którzy w wielu sytuacjach mają problem z dostępem do akt ksiąg wieczystych, których na przykład nie mają wymienionych w pełnomocnictwie od mocodawcy, a których przejrzenie wynikło w czasie badania ksiąg wieczystych innych nieruchomości. Wielokrotnie w takich wypadkach tylko życzliwość urzędnika ratuje prawnika przed koniecznością ponownego odwiedzenia sądu.

1% na kulturę!

Armia jeszcze nigdy nas nie obroniła, to kultura pozwoliła nam przetrwać ciężkie czasyoświadczył charyzmatyczny Janusz Palikot. Postulat przekazywania 1% na kulturę nie jest – podobnie jak większość postulatów przedstawionych na kongresie – niczym nowym. Jest to hasło, które usłyszeliśmy między innymi na ostatnim Kongresie Kultury Polskiej. Pomimo faktu poparcia elit dla tego pomysłu, uważam, że jest on podwójnie zły. Po pierwsze ze względu na finanse publiczne. Zwiększenie wydatków na kulturę, przy obecnej wysokości długu publicznego (rocznie na obsługę długu wydajemy równowartość 900 km autostrad) będzie oznaczało dodatkowy wydatek finansowany z kieszeni podatników. Elity będą się cieszyć, niestety masy za to zapłacą. Zapłacą także elity, gdyż 1% na kulturę to nic innego jak zwiększenie wydatków „sztywnych”, których nie da się łatwo redukować, co zmusza rządzących w czasach kryzysu do (i) zapożyczania się, albo (ii) ciecia wydatków inwestycyjnych. Tak źle i tak niedobrze, a bezpieczeństwo zbankrutowanej Polski nie zwiększy się – jak chce nam zasugerować Palikot – jeśli wszyscy będziemy słuchać Chopina. Pomysł zwiększenia wydatków na kulturę jest – w mojej ocenie – zły również z innego względu. Należy się zastanowić czy, aby naprawdę rolą polityków i państwa jest wydawanie naszych pieniędzy na kulturę, którą oni (politycy) uznają za wartościową? Liberałowie uznają, że rola państwa powinna być minimalna i ograniczać się do zapewnienia sprawnego funkcjonowania przestrzeni publicznej. Przyjmując takie założenie, wydatki na obronność leżą jak najbardziej w prerogatywach państwa, a wydatki na kulturę – nie. Skoro dzisiejsze państwo nie jest wstanie realizować swoich podstawowych zadań (służba zdrowia, infrastruktura, bezpieczeństwo) to tym bardziej nie powinno brać się za dodatkowe dziedziny życia społecznego. Dla polskiej kultury to smutna konstatacja, ale skoro Polacy dobrowolnie nie chcą finansować jej rozwoju, to nie powinniśmy przy pomocy aparatu państwa zmuszać ich, aby byli bardziej „kulturalni”.

Powszechny dostęp do internetu za darmo

Palikot – w wersji populistycznej – objawił się nam w pełnej krasie w momencie, w którym postulował powszechny dostęp do internetu za darmo. Na pierwszy rzut oka jest to świetny pomysł, który powinien znaleźć szerokie grono zwolenników w społeczeństwie i parlamencie. Uważam jednak, że jest to szczytny cel, osiągany fatalnymi metodami. Można sobie tylko wyobrazić, co kryje się za postulowaną przez Palikota „powszechnością”, bo że „darmowość” będzie płacona z naszych podatków to praktycznie pewne. Jaką infrastrukturę chce poseł z Lublina wykorzystać to już inna kwestia. Czy ma to być infrastruktura państwowa, czy może prywatna, która obecnie jest wykorzystywana przez użytkowników internetu? W pierwszym przypadku będzie to oznaczać bankructwo setek małych dostawców internetu, którzy nie będą wstanie konkurować z państwowym, darmowym internetem. W drugim przypadku będzie to oznaczało drastyczny spadek jakości świadczonych usług, bo gdy prywatni dostawcy dostaną państwowe gwarancje zapłaty za internet to będziemy mogli się pożegnać z tym, że będzie im zależało na tym, aby podejmowali jakąkolwiek konkurencje między sobą. Bez względu na wybór sposobu realizacji, powszechny i darmowy internet w jednym będzie oznaczał niepotrzebną ingerencję państwa w wolny rynek, na co liberałowie nie powinni się zgodzić.

Odzyskać polskie państwo

Z wielu postulatów przedstawionych przez Janusza Palikota na kongresie, chyba najdonośniej wybrzmiały te dotyczące rozdziału państwa i kościoła. Palikot w swoim, niepoprawnym politycznie stylu (nie chcę widzieć wypasionych biskupich brzuchów – grzmiał z mównicy) wyartykułował stanowisko wielu, jak sądzę, Polaków, którzy widzą, że w kwestii świeckości państwa jest w Polsce jeszcze bardzo dużo do zrobienia. Likwidacja lekcji religii w szkołach, usunięcie symboli religijnych z miejsc publicznych (wspólnych wszystkim obywatelom), oraz zaprzestanie subwencjonowania kościoła to postulaty, które każdy liberał musi popierać. Wynikają one przede wszystkim z polskiej konstytucji, która w art. 1 stanowi, że Rzeczpospolita jest dobrem wspólnym wszystkich polaków (a nie tylko katolików). W art. 25 konstytucja stanowi, że władze publiczne Rzeczypospolitej Polskiej zachowują bezstronność w sprawach przekonań religijnych, światopoglądowych i filozoficznych, zapewniając swobodę ich wyrażania w życiu publicznym. Rozdział państwa i kościoła gwarantuje, że żadne mniejszości nie będą dyskryminowane przez aparat państwowego przymusu faworyzujący jedną religię. Jakość społeczeństwa ocenia się w końcu po tym jak traktuje ono mniejszości. W Polsce mniejszości religijne muszą uznać „wyższość” religii katolickiej, która zdominowała polską klasę polityczną. Kościół katolicki, przy poparciu prawicowych partii politycznych i milczącym przyzwoleniu milionów wyborców narusza permanentnie konstytucję. Ponadto polski katolicyzm nie jest wstanie dokonać samoograniczenia i wycofania się z przestrzeni publicznej. Prywatna sprawa każdego człowieka, jaką jest wiara, od dawna przestała funkcjonować tam gdzie jest jej miejsce, czyli w sferze sacrum. Jeżeli kościół katolicki tego nie zrozumie w porę, Palikot i jego zwolennicy, albo ktoś jeszcze bardziej radykalny, nie tylko zmusi ich do zrobienia kroku w tył, ale może im zaaplikować rewolucję obyczajową w stylu hiszpańskiego zapateryzmu. Wtedy katolicy będą mogli winić nie bezbożne „lewactwo”, a tylko siebie.

Niebo na ziemi

Palikot zwrócił również uwagę na problem przekazywania majątku państwowego kościołowi przez komisję majątkową (gdzie kościół reprezentowany był przez niedawno aresztowanego, byłego agenta SB Marka P.). Kościół katolicki dysponuje w Polsce ogromnym majątkiem. Jak pisała ostatnia „Polityka” („Co kościół ma” – Cezary Łazarewicz), kościół posiada ponad 160 tys. ha gruntów w Polsce – większym posiadaczem jest tylko Skarb Państwa (sic!). Co warte podkreślenia, większość (120 tys. ha) gruntów kościół otrzymał od państwa po 1989 roku. Oprócz ogromnych połaci ziemi, kościół katolicki w Polsce posiada ponad 17 tys. kościołów i kaplic, 1240 przedszkoli i szkół podstawowych, 417 szkół średnich, 69 uniwersytetów i szkół wyższych, 33 szpitale, 244 ambulatoria, 267 domów opieki, 538 sierocińców, 120 oficyn wydawniczych, 300 gazet i czasopism, 50 rozgłośni radiowych (polska ma najgęstsza sieć rozgłośni katolickich w Europie) i 1 ogólnopolską telewizję (TV Trwam). Kościół katolicki, który tak szasta argumentem, że usuwania krzyży z kościołów jest działaniem rodem z komunizmu, nie miał nigdy nic przeciwko ustawie uchwalonej pod ogromną presją polityczną przez komunistów, która zakładała, że to nie niezawisłe sądy będą decydowały o oddawaniu majątku kościelnego zagrabionego w czasach stalinowskich a specjalnie do tego powołana komisja majątkowa (za Gierka komuniści przekazywali ogromne ilości nieruchomości kościołowi katolickiemu, które kiedyś należały do ewangelików – więcej w artykule „Polityki”). Co jeszcze bardziej bulwersujące, kościół katolicki nie ma obowiązku ujawniania swojego majątku, tak więc jego majątek a więc i nadużycia mogą być jeszcze większy (tym bardziej, że jak stwierdził biskup Tadeusz Pieronek, lansowana przez niego od 20 lat polityka jawności finansów kościoła poniosła porażkę).

Rejestracja związków homoseksualnych

Pełne poparcie poseł z Lublina uzyska od liberałów w kwestii rejestracji związków homoseksualnych. Liberalizm zakłada, że jeżeli jakieś zachowanie nie szkodzi innym, a tak jest w przypadku homoseksualizmu gdzie dwie, pełnoletnie i świadome swojej woli i seksualności osoby postanawiają żyć razem w związku, państwo (większość) nie ma prawa narzucać mniejszości własnych standardów moralno-etycznych. W obecnym stanie prawnym osoby żyjące w związkach homoseksualnych, jeżeli nie ustanowiły testamentu (albo gdy testament zostanie uznany za nieważny) nie mają żadnych prawa do dziedziczenia po osobie, która dla nich była najważniejsza na świecie. Partnerzy nie są w żaden sposób uwzględnienie w polskim kodeksie cywilnym w ramach dziedziczenia ustawowego.

Aborcja, in-vitro, antykoncepcja i edukacja seksualna

Janusz Palikot w dalszej części swojego przemówienia wymienił szereg liberalnych postulatów takich jak „środki antykoncepcyjne za darmo”, in-vitro (zapewne chodzi mu o uchwalenie ustawy o in-vitro, albo o jakąś formę refundacji tego zabiegu z budżetu państwa), edukacja seksualna i aborcja. Palikot chce, aby wolni ludzie, w wolnym państwie, bez udziału kościoła katolickiego mogli mieć swobodny dostęp do w/w rzeczy. Była to bardziej deklaracja światopoglądowa niż konkretny postulat z racji swojej ogólnikowości, jednak Janusz Palikot znajdzie tutaj w zdecydowanej większości poparcie dla swoich pomysłów ze strony liberałów. Problem pojawić się może, co najwyżej w kwestii aborcji, gdyż w tym przypadku wolność jednej jednostki (matka) kłóc
i się z wolnością innej jednostki (dziecka). Palikot chce być bardzo liberalny zwiększając dostęp do aborcji, chociaż osobiście uważam, że w aborcji nie ma nic z liberalizmu. Mam zastrzeżenia również do kwestii refundacji środków antykoncepcyjnych. Są one bardzo tanie, więc to chyba nie cena jest w tym przypadku problemem (w Wielkiej Brytanii są one rozdawane za darmo a niechcianych ciąż wśród nastolatków jest bardzo dużo). Sądzę, więc, że prowadzenie powszechnej i profesjonalnej edukacji seksualnej jest o wiele lepszym pomysłem, niż finansowanie przez państwo działalności koncernów produkujących prezerwatywy.

Podsumowanie

Kongres poparcia Janusza Palikota okazał się dużym sukcesem „pijarowym”. Polityk z Lublina pokazał, że stoją za nim tłumy, co z pewnością wzmocni jego podmiotowość polityczną po wymuszonym odejściu z największej partii politycznej w kraju. Pod względem programowym cieszyć musi, że powstaje kolejny, po lewicy, ruch, który nie boi się artykułować postulatów rozdziału państwa od kościoła. W kwestii ustrojowej postulaty Palikota są zbieżne z programem Platformy Obywatelskiej, a więc dzisiaj należy przypuszczać, że w sytuacji w której PO ma prezydenta, to nie „Don Kichot” będzie tym, który będzie je realnie wprowadzał w życie. Zostały one więc poruszone przez Palikota – w mojej ocenie – tylko po to, aby wzbogacić przemówienie, w którym brak było odniesień do gospodarki. Co nie może z drugiej strony dziwić, gdyż mocno antyklerykalny ruch poparcia Palikota, chcąc nie chcąc, ma silne zabarwienie lewicowe (wśród zaproszonych gości mieliśmy m.in. posła SLD Ryszarda Kalisza, czy feministkę Magdalenę Środę). Palikot, jako przedsiębiorca, nie mógłby z czystym sumieniem głosić etatystycznych, lewicowych poglądów na gospodarkę prezentowanych przez swoich gości. Sprytnie je, więc ominął w swoim przemówieniu, skupiając się na kwestii światopoglądowej, która wspólna jest wielu liberałom i lewicowcom, którzy stanowią trzon ruchu poparcia jego osoby. W innych kwestiach trudno byłoby o taką zgodność, co każe nam przypuszczać, że Palikotowi nie uda się z tego ruchu nigdy stworzyć spójnej partii politycznej, która byłaby wstanie wprowadzać postulaty posła z Lublina w życie. A to oznacza, że jego stowarzyszenie w przyszłości może osiągnąć co najwyżej status „partii celowej”, a nie partii dążącej do przejęcia władzy w kraju. Po dotychczasowych dokonaniach innych partii tego typu (Partia Kobiet), można się spodziewać, że na duży sukces polityczny, Janusz Palikot nie ma za bardzo co liczyć.

Rozwój nurtów wspierających wirtualny wolny dostęp do dóbr własności intelektualnej :)

Dobra własności intelektualnej powinny zawsze znajdować się w sferze publicznej tzn. być dostępne dla wszystkich. Służyłoby to wspólnemu rozwojowi czy wzajemnemu zrozumieniu różnych społeczności. Aby jednak określone utwory (w rozumieniu prawa autorskiego) były wolne i swobodnie dostępne muszą być oparte albo na jednej z tzw. wolnych licencji albo być udostępnione jako własność publiczna (ang. public domain).

W latach 70′ dwudziestego wieku przesyłanie danych w postaci elektronicznej oparte było na pierwszych protokołach sieciowych i nikt nie mógł sobie wyobrazić, że wirtualna droga komunikacji rozwinie się do takiego stopnia. Pierwszy okres wymiany informacji drogą elektroniczną nie nadużywał prywatności czy bezpieczeństwa użytkowników. Od samego początku protokoły rozwijały się, by ludzie łączący się w sieci, tworząc społeczności, mogli bezpiecznie tworzyć, komunikować się i udoskonalać realizowane pomysły. Powstał protokół standardu, za pomocą którego społeczności z całego świata mogły łączyć się z siecią, przekazywać i szerzyć wiedzę. Chęć dzielenia się i otwartego dostępu do informacji stały się przedmiotem surowych regulacji i kontroli prawnej na całym świecie.

Twórcy sieci myśleli od samego początku nad rozwojem internetu, co było początkiem szybszego rozwoju technologicznego, który wpływał na regulacje prawa autorskiego i jemu pokrewnych. W wyniku tego doszło do powstania nowej filozofii jaką jest Wolna Kultura. Wolność kultury, swobodna wymiany informacji czy rozwój społeczny są wynikiem postępu technologicznego i rozwoju oprogramowania, który umożliwia swobodną wymianę informacji i tworzy zaawansowane narzędzia pracy.

Hakerska kultura prezentu a prawo

W dobie „online”, nieodzownym elementem wolności kultury jest program oraz rozwój uregulowań prawnych ograniczających swobodę wymiany dóbr oraz licencje regulujące prawo własności. Pierwszą ideą grupy programistów zwanych hakerami był nurt propagujący swobody dostęp i udoskonalanie tworzonych programów. Hakerzy propagowali ideę swobodnego obiegu i dostępu do informacji jako dobra wspólnego. Jeden z poglądów opowiada się za tym, że hakerzy kierowali się „kulturą prezentu” (gift culture). Dla nich prawdziwym bogactwem była ilość dóbr wniesionych do gospodarki zaś dla innych jak np. E. S. Raymonda wartość wniesionych dóbr wolnego oprogramowania wyznaczała status społeczny danej osoby. W związku ze wzrastającymi problemami, które związane były z rozwojem oprogramowania na gruncie prawnym, Stany Zjednoczone, pierwsze na świecie uregulowały materię praw autorskich wprowadzając nowelę z 1980 r. – Copyright Act i obejmując nią programy komputerowe (w Polsce po raz pierwszy uregulowano ochronę programów komputerowych 4 lutego 1994 roku w ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych). Popyt na komputery osobiste wzrastał po tym jak w 1981 roku IBM (International Business Machines Corporation) – obecnie największy koncern informatyczny na świecie zaczął produkcję komputerów dostępnych dla szerszej grupy użytkowników. Rosło zapotrzebowanie na programy komputerowe oraz na urządzenia.

Licencja na wolność

Rosnąca liczba ograniczeń i wymaganych prawnie licencji spowodowała, że Richard Stallman, naukowiec z MIT (Massachusetts Institute of Technology) zapoczątkował ruch free software – koncepcję wolnego oprogramowania. Koncepcja free software, ma dwa znaczenia. W pierwszym nazywana wolnym oprogramowaniem, oznacza licencję „wolność”, która daje prawo do uruchamiania programu w dowolnym celu, badania mechanizmów działania, użytkowania, zmiany i dostosowania danej aplikacji do potrzeb własnych bez żadnych ograniczeń (czasami użytkownik może spotkać się z niewielkimi zastrzeżeniami tj. dostęp do kodu zobowiązuje do dalszej redystrybucji i udostępniania zmodyfikowanego programu). Drugie znaczenie opowiada się za nazwą oprogramowanie – freeware, która daje możliwość kopiowania oraz używania bez ograniczeń. Licencja freeware daje prawo do darmowego rozpowszechniania aplikacji bez ujawniania kodu źródłowego, jest całkowicie darmowa (czasami z pewnymi zastrzeżeniami np. jedynie do użytku domowego). Nie można czerpać korzyści z dystrybucji programów na tej licencji. W polskim nazewnictwie free software, przyjęto definicję wolnego oprogramowania i termin ten jest używany przez Ruch Wolnego Oprogramowania (RWO), który działa jako sekcja Internet Society Polska oraz Forum Rozwoju Wolnego Oprogramowania działając przy Ministerstwie Nauki i Informatyzacji.

Początek lat 80. dwudziestego wieku zbiegł się z wprowadzaniem ograniczeń poprzez licencje na oprogramowanie w wyniku czego Richard Stallman 27 września 1983 roku ogłosił na grupach dyskusyjnych net.unix-wizards i net.usoft projekt – GNU. Jednak dopiero w styczniu następnego roku po odejściu Stallmana z MIT prace nad tym projektem GNU rozpoczęły się.

Powstała fundacja Free Software Foundation – FSF (Fundacja Wolnego Oprogramowania założona przez Richarda Stallmana w 1985 roku), która sfinansowała jako swój pierwszy projekt – projekt GNU, w związku z czym powstała licencja GNU General Public License (GPL). Na uwagę zasługuje fakt, że obok licencji GNU GPL funkcjonują inne licencje (tj. licencja BS, MozPL (Mozilla Public License) oraz jej odmiana – licencja NPL (Netscape Public Licence), SCSL (Sun Community Source License) wprowadzająca m.in. trzy poziomy licencjonowania w zależności od zastosowań produktu (cele: komercyjne, badawcze, edukacyjne) czy GNU Privacy Guard – GPG, program, który implementuje technologię klucza publicznego i podpisów cyfrowych, które są modyfikacją idei Open Source.

Nowe urządzenia umożliwiają coraz łatwiejszą i bardziej zaawansowaną komunikację, wymianę i modyfikację dóbr, co łączy się z duchem projektu GNU, jednak nurt ten jest hamowany przez system praw autorskich niedostosowany do ideologii „wolnych dóbr kultury”. Projekt ten zakłada również dążenie do spójności we wspólnym rozwoju społeczeństwa sprzeciwiając się patentom, gdyż każdy program jest sam w sobie innowacyjny i wykorzystuje metody już wcześniej opatentowane. W stosunku do tzw. „zdradzieckiej techniki komputerowej” (Treacherous computing), czy systemu DRM – System Zarządzania Cyfrowymi Restrykcjami (Digital Restrictions Management) – opartego o mechanizmy kryptograficzne lub inne metody ukrywania treści, projekt GNU silnie się temu przeciwstawił uświadamiając użytkowników o możliwościach tworzonych systemów. Free Software Foundation promuje wolność użytkowania, wolnego dostępu, modyfikacji, kopiowania, dystrybucji programów komputerowych oraz broni praw użytkowników wolnego oprogramowania. W ramach projektu GNU stworzono kolejne wersje licencji: GNU General Public License (GPL), GNU Lesser General Public License (LGPL) i GNU Free Documentation License (GFDL). Free Software Fundation wspiera nie tylko projekt GNU, ale i wolność publikacji, tworzenia oprogramowania, szyfrowania korespondencji czy wypowiedzi. Dodatkowo każdy program komputerowy na tej licencji jest jednocześnie zgodny z bardziej liberalną definicją Open Source Initiative (OSI). Jest ona mniej rygorystyczna, jednak różnice w założeniach obu definicji powodują, że nurt związany z FSF i projektem GNU obstaje przy rozróżnianiu Wolnego Oprogramowania (aspekt ideowy) od Otwartego Oprogramowania (aspekt techniczny).

Copyright, copyleft

Copyright (symbolem C) oznacza „wszelkie prawa do kopiowania zastrzeżone” i dotyczy przepisów prawa autorskiego, zaś projekty tj. GNU – GPL, GNU – LGPL oraz GNU – FDL posługują się licencją copyleft (symbol Copyleft – odwrócony w lewo znak C) co może być rozumiane jako nadanie wolności utworom, by w użytkowaniu zmienione wersje programów byłby również wolne. Copyleft to zachęta dla programistów, by tworzyli wolne oprogramowanie. Program komputerowy może zostać udostępniony na zasadach copyleft, gdy zostanie zastrzeżony copyright, czyli twórca musi posiadać prawa autorskie (w praktyce program posiada taki status z mocy samego prawa) następnie program obostrzony jest warunkami rozpowszechniania, dzięki któremu dajemy każdemu prawo do używania, modyfikowania i rozpowszechniania kodu naszego programu lub dowolnego programu pochodnego, ale tylko na warunkach niezmienionych. W ten sposób, kod i udostępnione wolności stają się prawnie nierozłączne.

W 1998 roku powstał odłam wolnego oprogramowania (jako najbardziej utożsamiany z tym ruchem) stworzony m.in. przez Johna Maddog Halla, Larrego Augustina, Erica Raymonda,. Stworzyli oni otwarte źródła – zwane potocznie otwartym oprogramowaniem o kodzie udostępnionym. Ideologia tego ruchu staje w opozycji z prawem autorskim i regulacjami patentowymi. Eric Raymond wysunął kontrowersyjną tezę w eseju pt. The Cathedral and the Bazaar po raz pierwszy zaprezentowaną na Linux Congress 27 maja 1997, że wolne oprogramowanie należy promować na gruncie wyższości technicznej.

Dziesięć złotych zasad Open Source

W 1998 roku Bruce Perens i Eric Raymond założyli Open Source Initiative (OSI) – organizację której zadaniem jest promocja oprogramowania open source. Założyciele chcieli otrzymać znak towarowy dla open source ale nie udało im się. Wraz z Free Software Foundation stali się jednak największymi instytucjami promującymi „wolność dóbr kultury”. Doprowadziło to w pewnym stopniu do powstania terminu open source. W ramach Open Source Definition licencje muszą spełniać 10 warunków:

1. licencja daje prawo do redystrybucji oprogramowania;

2. program: musi posiadać kod źródłowy; w przypadku gdy program jest rozpowszechniany bez kodu źródłowego – kod musi być publicznie dostępny;

3. licencja musi zezwalać na modyfikacje programu i produktów pochodnych;

4. licencja może wymagać rozpowszechniania licencji w formie dodatkowych modułów, dołączanych do oryginału w czasie kompilacji, w celu ochrony integralności oryginalnego kodu źródłowego;

5. program może być udostępniany osobom lub grupom społecznym;

6. nie może być ograniczeń w polach zastosowania;

7. licencja musi obowiązywać wszystkich użytkowników, bez zawierania dodatkowych umów;

8. licencja nie może ograniczać do używania pojedynczego produktu;

9. licencja nie może tworzyć ograniczeń w stosowaniu innych programów rozpowszechnianych wraz z oprogramowaniem, którego dotyczy;

10. licencja musi być neutralna.

Nowe idee i mechanizmy rozumowania zawarte w powyższych rozważaniach doprowadziły do powstania nowych narzędzi w postaci wolnych licencji. Twórcy udostępniając utwory przy pomocy tych mechanizmów i metod są inspiracją dla innych. Dzięki nim użytkownicy internetu uczestniczą w tworzeniu wolności społecznej i wzbogacają różnorodność kulturową.

Problemy z polską modernizacją :)

Fundacja Projekt: Polska.

Polska potrzebuje szybszych zmian. Potrzebujemy zmian, żeby dogonić Europę a potem współtworzyć jej wizję w odpowiedzi na problemy Świata. Modernizacja jest warunkiem koniecznym, by zbudować fundamenty trwałego wzrostu gospodarczego na przyszłe dziesięciolecia. Jest też niezbędna jeśli chcemy aktywnie wspierać powstanie społeczeństwa obywatelskiego, wolnych ludzi samodzielnie kształtujących własną przyszłość w zgodzie z potrzebami innych. Myślenie o modernizacji kraju jest zatem częścią odpowiedzialności za siebie i następne pokolenia.

Niestety Polska w XXI w. reformuje się bardzo powoli. Dlaczego tak się dzieje, skoro duża część elit politycznych rozumie konieczność zmian?

Można zauważyć przynajmniej dwa powody:

  • Doświadczanie pokoleniowe determinuje punkt widzenia większości obecnych polityków.
  • Nieefektywność systemu polityczno – rządowego.

Różnica pomiędzy pokoleniami.

Aktywne zawodowo pokolenia można podzielić na trzy grupy: Pokolenie Solidarności, Generacja ’89 i Generacja Wolności.

Pokolenie Solidarności to pokolenie polityki. Pokolenie Solidarności, to właśnie generacja, która od 1989 odgrywa największą rolę w polityce. Pokolenie to wychowało się w cieniu opowiadań rodziców z II Wojny Światowej. W roku 1968 a potem w 1976 historia stała się ich własnym, często tragicznym doświadczeniem. 1980, 1982, 1989 to lata, którym zawdzięczamy dzisiejszą pozycję Polski, lata w których Pokolenie Solidarności współtworzy nową historię Europy. Ówczesne podziały determinują w dużej mierze dzisiejsze poglądy. W polityce dominują ludzie, którzy wtedy wykazali się wyobraźnią

i odwagą, ale też działacze, którzy bronili poprzedniego systemu oraz statyści na siłę szukający teraz swojego miejsca w historii. Mimo, iż pokolenie to wiekowo jest bardzo szerokie, od Tadeusza Mazowieckiego po Donalda Tuska, ma ono wspólne doświadczenie i naturalnie postrzega politykę przez pryzmat zmian historycznych, aliansów w polityce zagranicznej, podziału Wschód – Zachód.

Generacja ’89 to biznes. Tak jak w polityce pokolenie Solidarności, tak w biznesie dominującą rolę odgrywa generacja ’89 – to moje pokolenie. To ludzie którym, jak czytamy w deklaracji założycielskiej Klubu ’89, ten właśnie rok otworzył szansę działania i rozwoju. Generacja ’89 to przedsiębiorcy, menadżerowie, prawnicy, marketingowcy, dziennikarze i naukowcy. Pamiętają lata 80te, stan wojenny, ocet na półkach, nosili bibułę w plecaku, ale zawodowe życie zaczęli już w latach 90ych. Są pionierami wczesnego Polskiego kapitalizmu. Przeszli drogę od partyzantów biznesu do doświadczonych profesjonalistów cenionych na Świecie. Słowa takie jak wizja, cele, benchmarking, przewaga konkurencyjna, budżet, harmonogram, zespół – to dla nich codzienność. Odnieśli sukces, to oni są nową klasą średnią. Jednak odczuwają niepokój. Dlaczego? Wiele z nich to dzieci z inteligenckich domów, które nie były wychowane by robić karierę i zarabiać pieniądze, a to stało się ich udziałem. Mieli pracować na uczelni, zostać Profesorami, pracować dla dobra społecznego, a często nie mają nawet magisterium. Ich życie wygląda niekiedy jak spełniony amerykański sen, który nie im się przyśnił. Dlatego odczuwają potrzebę działalności społecznej, powrotu do dawnych ideałów. Mają świadomość, że to co osiągnęli zawdzięczają nie tylko sobie, ale w dużej mierze szansie jaką dostali od historii. Dlatego mają poczucie długu do spłacenia. Przedstawiciele Generacji ’89, z nielicznymi wyjątkami, nie włączą się jednak do polityki. Trudno będzie im zostawić swoją pracę, w której spoczywa na nich duża odpowiedzialność, mają kredyty do spłacenia, ponoszą spore koszty wykształcenia swoich dzieci. Nie mogą sobie więc pozwolić na drastyczną zmianę swojego życia. Szkoda, bo ich profesjonalne doświadczenie mogłoby się w sprawach publicznych bardzo przydać, a wielu z nich chciałoby coś przecież zrobić w zamian za szansę jaką dostali w ’89 roku. Jak to wykorzystać?

Generacja Wolności to pokolenie wyżu demograficznego, urodzeni po stanie wojennym, swoje świadome, dorosłe, życie zaczynali już w demokratycznym kraju. Na nich najbardziej – jeśli nie zostaną rozwiązane – odbiją się polskie problemy. Miejsce urodzenia w dużej mierze determinuje ich życiowe możliwości. Młodzież w dużych miastach, po wyższych studiach ma szansę na satysfakcjonującą i dobrze płatną pracę, choć niewiele starsi koledzy i koleżanki będą im blokować możliwości awansu przez długi czas. Przebiją się najlepsi. Większość jest zmuszona myśleć o wyjeździe albo korzystać z pomocy rodziców. 2 miliony nowej emigracji to w przeważającej mierze ludzie młodzi. Nie wiadomo czy i kiedy wrócą. Generacja wolności przejmie w Polsce władzę zapewne już za 7 lat po prostu dlatego, że generacja Solidarności przejdzie na emeryturę polityczną, a generacja ’89 zostanie w biznesie. Czy będzie to władza frustratów i cwaniaków, którzy weszli do polityki bo to jedyne miejsce, w którym mogą szybko zrobić karierę? Czy przeciwnie, władza nowocześnie myślących, profesjonalnie przygotowanych, ludzi otwartych na świat? Władza, która przełamie impas polskiej modernizacji?

Dziś komunikacja między tymi trzema pokoleniami jest marginalna.

Brak projektowego myślenia w Polityce.

Polską politykę charakteryzuje brak profesjonalnego zarządzania czyli myślenia projektowego, zorientowanego na cele. Uprawianie polityki zostało sprowadzone do procesu zdobywania, kontrolowania i tracenia władzy. Polityka to dziś marketing polityczny czy też PR, za którym rzadko kryje się poważne i dobrze przygotowane myślenie o reformowaniu kraju. Dysproporcja pomiędzy wielkością opakowania medialnego a niepozorną zawartością merytoryczną jest strukturalnym problem polskiej sceny publicznej. Pewnie dlatego nie tylko każdy przedsiębiorca czy menedżer, ale każdy taksówkarz uważa, że robiłby to lepiej. Obserwując niezbyt udane kariery polityczne skutecznych biznesmenów można jednak dojść do wniosku, że sprawa nie jest tak prosta jak się na pierwszy rzut oka wydaje. Powodów może być kilka. Po pierwsze, firmy buduje się z ludzi, którzy są dobrani pod względem swoich kompetencji i dostają za swoją pracę odpowiednie pieniądze. Ich kariera zawodowa zależna jest najczęściej od tego jak sprawnie wykonują swoją pracę, dlatego starają się wykonywać polecenia swoich szefów. Szefowie stanowisko najczęściej zawdzięczają kompetencjom, więc zazwyczaj wydają rozsądne dyspozycje. Ich pozycja nie jest zagrożona wynikiem głosownia załogi, więc bez obaw delegują obowiązki, zostawiając dużą swobodę swojemu zespołowi.

Organizacje polityczne natomiast, to struktury społeczne. Ludzie często nie dostają pieniędzy za swoją pracę, więc jedynym motorem pozostaje ambicja polityczna – chęć bycia widzianym i słuchanym – najlepiej w telewizji. Szefowie, chcąc utrzymać się u władzy, muszą zabiegać o poparcie. Podejmowane decyzje często nie są najlepsze merytorycznie, ale są najbardziej popularne. Umiejętność prze
konywania innych do swoich racji ważniejsza jest od posiadania racji. Polityk głównie zajmuje się utrzymaniem i budowaniem swojej pozycji w organizacji, a nie realizowaniem celów, dla których ta organizacja została powołana. Pewnie dlatego w polityce nie wykształciły się wzorce profesjonalnego zarządzania, bez których trudno będzie rozwiązać polskie problemy i wykorzystać pojawiające się szanse.

Spójrzmy na kilka przykładów obrazujących potrzebę przeniesienia dobrych wzorców z biznesu do polityki.

Konkurencja, unikalne zasoby dziś i jutro.

Pytania o rynek, konkurencje i zasoby to tematy, od których zaczyna się budowę każdej strategii biznesowej. Jeśli nie zadamy ich sobie myśląc o Polsce, będzie to znaczyło, że nie mamy strategii. Tak właśnie jest – Polska nie ma strategii, mimo iż ma ją prawie każda polska firma.

Polska konkuruje w każdej dziedzinie. Konkurujemy o kapitał inwestycyjny, konkurujemy o turystów, o uwagę międzynarodowych mediów, o sympatie polityków Unii Europejskiej, wreszcie konkurujemy o własnych obywateli, którzy mogą podjąć dziś łatwo pracę w Europie. Konkurujemy z sąsiadami z Europy Centralnej, konkurujemy z resztą Europy i z innymi szybko rozwijającymi się krajami na całym Świecie. Od tego, czy Polska będzie umiała wykorzystać swoje atuty i skutecznie o nich komunikować, zależy nasza pozycja w tym wyścigu.

Aby skutecznie konkurować, musimy znać i rozwijać swoje unikalne zasoby. Ropy nie mamy. Węgiel? Ziemia? Przyroda? Zabytki? Położenie geograficzne? Nauka? Sztuka? Na pewno ludzie. Wykształcone i młode pokolenie wyżu demograficznego. Jeden z najcenniejszych zasobów Polski pracuje dziś w Anglii i Irlandii.

Ponieważ nie mamy oczywistych przewag warto inwestować w to co może nas wyróżnić w przyszłości. A zatem w co?

Pisząc o tym co Polskę wyróżnia nie sposób nie wspomnieć Solidarności, Lecha Wałęsy i Okrągłego Stołu. Niestety sami, we własnych oczach zdewaluowaliśmy naszą legendę. Solidarność przestała być symbolem wewnętrznym, więc nie jest wykorzystywana na zewnątrz. Obecny Prezydent nie chce i zapewne nie umie wykorzystać legendy, postaci, autorytetu Lecha Wałęsy. Okrągły Stół jest przez wielu polityków otwarcie krytykowany, choć jest on symbolem jednego z najdonioślejszych wydarzeń w historii Polski. Jest to rozwiązanie, które mogłoby stać się Polskim sposobem na wiele poważnych problemów Świata.

Trendy Globalne.

Badanie trendów rynkowych, to kolejny, oczywisty w biznesie temat, którego analiza w procesie budowania strategii jest konieczna. Dla Polski rynkiem jest cały świat. Myśląc o pozycji naszego kraju w przyszłości, trzeba analizować ważne trendy globalne i wyciągać z nich wnioski, które potem znajdą odzwierciedlenie w programach operacyjnych. Przesunięcie ciężkości świata w stronę Chin i Indii, spadek roli USA, globalne ocieplenie, starzenie się Europy – w tym Polski, pogłębiająca się przepaść pomiędzy krajami biednymi i bogatymi, narastający konflikt kulturowy Zachodu i islamu, to wszystko tematy obecne w mediach i zapewne analizowane przez rząd. Problem zaczyna się tam, gdzie z diagnozy rodzą się rozwiązania, które są potem realizowane. Symbolem inercji polskiej polityki może być nie tylko obecność, ale także charakter polskiej obecności w Iraku.

Rola Wizji.

Każdy dobry prezes wie, że sam niewiele zrobi. Jeśli natomiast wszyscy pracownicy będą pracowali dla własnej satysfakcji realizując jeden klarowny, wspólny cel, to czeka go świetlana przyszłość. Zarządy podejmują decyzje, ale realizują je ludzie, a od realizacji zależy ostateczny efekt. Premier może dużo mniej niż prezes: ma źle opłacanych pracowników, wielu nie kontroluje bo to ludzie „koalicjanta”, większość decyzji wymaga zmian prawnych a to trwa, od początku swojej kadencji musi już myśleć o następnej kampanii wyborczej, a głównie zajmuje się „przecinaniem wstęgi”. Premier zatem osiągnie mniej więcej tyle ile w tym czasie zrobią obywatele i fachowcy zatrudnieni w administracji. Czy nie warto zatem zarazić ich wspólną wizją, pokazać kierunek, który wypełnią własną pomysłowością? Tak robi każda dobra firma, mimo, iż jak wiemy, prezes mógłby w większym stopniu polegać na sobie niż premier. Przez ostanie lata żaden premier jednak takiej wizji nie sformułował. Kennedy wskazał Amerykanom księżyc – to książkowy przykład jak prosta, jasno wyrażona wizja, może tchnąć w naród energie do rozwoju. Druga Irlandia? Czy to jest inspirująca wizja? Potrzebna jest nam wizja „Pierwszej Polski”. Nie jest ją łatwo sformułować, ale nawet nikt jeszcze nie próbował.

Lekcja chińskiego.

Jak zachowałaby się firma wiedząc, że w najbliższych latach Chiny staną się jednym z jej najważniejszych rynków zbytu, a chińskie firmy staną się dla niej strategicznymi partnerami. Zapewne zatrudniłaby kilku ludzi znających język chiński i przeprowadziłaby serie szkoleń z kultury chińskiej dla pracowników. Państwo nie ma pracowników, ale ma obywateli, a raczej obywatele mają państwo. Obowiązkiem państwa jest zatem wspierać swoich obywateli dając im szansę rozwoju. Jak zatem w podobnej sytuacji powinno zachować się państwo? Mogłoby na przykład wprowadzić do programu szkolnego obszerne lekcje z kultury i historii Chin. Podobnie z kulturą islamu. Nietrudno sobie wyobrazić protesty – „historia Chin wypiera tematy z historii Polski”, „lekcja islamu zamiast lekcji religii”. Dlatego taka decyzja nie zostanie podjęta, i dlatego naszym dzieciom trudniej będzie dostosować się do zmieniającego się świata.

Lekcja współpracy.

Co robi firma żeby podnieść swoją efektywność – buduje zespoły złożone z różnych fachowców. Praca zespołowa daje szybciej lepsze efekty – to w biznesie oczywistość. Dlaczego zatem w szkołach podstawowych część prac i ocen nie jest zespołowych? Dlaczego dzieci od małego nie uczą się współpracy, podziału zadań, trudnych rozmów z leniwymi i wspierania najlepszych żeby grupa osiągnęła lepszy efekt? To kolejny przykład jak ważne jest przeniesienie niektórych wzorców z biznesu do polityki, aby w konsekwencji lepiej wspierać obywateli, także tych najmłodszych.

Internet.

Coraz więcej ludzi na całym świecie funkcjonuje nie tylko w przestrzeni rzeczywistej ale też w przestrzeni wirtualnej. Nasze państwo w wielu aspektach tego nie dostrzega. Sukces portalu nasza-klasa, kilkanaście milionów zarejestrowanych użytkowników, jest tego dobitnym dowodem. Uczymy się w Internecie, pracujemy w Internecie, bawimy się w Internecie, spotykamy się, robimy zakupy. Niestety w urzędach nie możemy załatwić prawie nic, niestety większość z Polaków nie ma szybkiego Internetu, a dziś jego brak należy uznać za zapóźnienie cywilizacyjne. Nie możemy potwierdzić swojej tożsamości w Internecie, dlatego nie może
my przez Internet głosować ani składać dokumentów. Nasze nowe dowody są „nowe” ale nie są nowoczesne. Nasze dowody powinny zostać wyposażone w chip komputerowy. Estończycy, którzy zastosowali to rozwiązanie, mogą dzięki małemu czytnikowi kart-dowodów przy komputerze głosować przez Internet. Z tego punktu widzenia Polska jest w XX w. Obecnie „nowe” dowody wydawane są na 10 lat, dlatego dopiero za 10 lat mógłby się w Polsce zacząć XXI w relacjach Państwo-obywatele. Każdy rok opóźnienia we wprowadzeniu dowodów z chipem odsuwa ten moment w bliżej nieokreśloną przyszłość. Gdyby taki problem miała firma, natychmiast podjęłaby decyzję o wprowadzeniu nowoczesnych dowodów, korzystając przy tym z istniejących już wzorców; w tym przypadku nie trzeba daleko szukać, wystarczy skorzystać z rozwiązań estońskich.

Reguła Pareto

Podobne przykłady można by mnożyć, pokazując jak proste reguły myślenia biznesowego przekładają się na myślenie o sprawach społecznych i politycznych. Jakie zatem sprawy są dziś najważniejsze? W biznesie popularna jest reguła Pareto(*) , zgodnie z którą rozwiązując 20% problemów, osiągniemy 80% możliwych efektów. Identyfikacja tych kluczowych 20% jest zatem jednym z najważniejszych zadań zarządu każdej firmy. Reguła Pareto jest prawidłowością statystyczną, można zatem założyć, że również w polityce będzie zachodzić. Jak zatem zidentyfikować te 20% wyzwań którym trzeba sprostać, żeby zapewnić Polsce długotrwały rozwój? Odpowiedź na to pytanie nie jest prosta. Jest to obowiązek każdego rządu i prezydenta, żeby takiej odpowiedzi szukać. Nic jednak nie wiadomo, aby takie procesy trwały???.

Logiczne wydaje się założenie, że wśród tych 20% spraw znajdzie się wspieranie już istniejących motorów zmian w Polsce. Jeśli coś już dobrze działa to na pewno usuwając bariery i inwestując w te obszary efekty będą natychmiastowe – to kolejna oczywista w biznesie prawidłowość.

Jakie zatem widzimy motory zmian w Polsce?

Motory zmian.

Stowarzyszenie Projekt: Polska stawia sobie za cel zdefiniowanie zasadniczych motorów zmian dla Polski.

Warto wymienić trzy oczywiste kandydatury:

Sfera gospodarcza. Reformy sfery gospodarczej przez którą rozumiem: obniżenie podatków, liberalizacja rynku pracy w taki sposób, aby łatwiej było ludzi zatrudniać, ale też zwalniać tych nieefektywnych. Im skuteczniejsza jest gospodarka, im szybciej się rozwija, tym perspektywicznie również więcej środków będzie miało państwo.

Edukacja. Dobrze wykształcone społeczeństwo, przygotowane do wyzwań dzisiejszych czasów to podstawa rozwoju. Dziś nasz system edukacyjny jest niedoinwestowany i źle sprofilowany – uczy się anatomii ameby albo legendy o świętym Szymonie Słupniku – ale nie uczy jak prowadzić księgę rachunkową małej firmy. Brakuje nam elitarnych uczelni wyższych, gromadzących najlepszych z najlepszych – które byłyby w stanie kształcić fachowców światowej klasy.

Metropolie. Wielkie ośrodki miejskie decydują w XXI wieku o rozwoju całych państw. To między metropoliami odbywa się dziś zasadnicze pole konkurencji – o ludzi i o inwestycje. Dlatego państwo powinno koncentrować swoją uwagę i środki na najsilniejszych zespołach miejskich, tak aby ukształtować 4 – 5 ośrodków zdolnych do konkurencji z metropoliami Europy. Jeśli to zadanie się powiedzie, Polacy z biedniejszych regionów będą mogli znaleźć pracę i szczęście przenosząc się właśnie do tych metropolii. Równomierne inwestycje realizowane na całym obszarze kraju są nieskuteczne. Wolę, aby mieszkaniec Tarnobrzegu był szczęśliwy pracując we Wrocławiu, niż nieszczęśliwy mieszkając w Tarnobrzegu i złudnie oczekując, że miasto to stanie się lokomotywą rozwoju.

Wnioski.

Jakie wnioski możemy wysnuć na podstawie powyższych przemyśleń? Ukazałem kilka ważnych przykładów nieefektywności obecnego modelu zarządzania państwem. Bez zmiany modelu zarządzania sferą publiczną nie można myśleć o efektywnej modernizacji Polski. W polityce potrzebne jest profesjonalne myślenie strategiczne i konsekwentne w realizacji podejście projektowe. Co rozumiem przez podejście projektowe? Projekt zaczyna się od diagnozy sytuacji obecnej i zdefiniowania celów. Szukając rozwiązań analizuje się przykłady wzorcowe. Oryginalne pomysły są kosztowne. Jeśli tylko można, warto inspirować się rozwiązaniami, które już działają. Projekt ma zawsze jasno zdefiniowany zespół, w którym każdy ma jasno zdefiniowane kompetencje. Projekt ma też harmonogram pracy. Zespół projektowy ma szefa, który ponosi odpowiedzialność za jakość i terminowość. Efekty projektu mierzy się zawsze a miary są zdefiniowane od początku,razem z określeniem celu projektu.

Jak zatem wprowadzić do polityki konieczne elementy profesjonalnego myślenia biznesowego? Uważam, że tajemnica tkwi we współpracy ludzi z Generacji ’89 z szerokim środowiskiem Generacji Wolności. Stowarzyszenie Projekt: Polska zostało powołane, aby gromadzić wokół konkretnych projektów ludzi młodych i uzupełniać ich o kilku starszych profesjonalistów, tworząc unikalną ofertę dla obu grup. Wspólnie realizując ważne dla modernizacji Polski projekty, chcemy wspierać powstanie szerokiego środowiska młodych ludzi chcących pracować w sferze publicznej i posiadających fundamenty profesjonalnego, biznesowego przygotowania. Uważamy, że prace projektowe warto łączyć z organizowanymi w całej Polsce spotkaniami z największymi autorytetami pokolenia Solidarności. Chcemy wspierać stworzenie młodej polskiej elity politycznej. Elity związanej intelektualnie z etosem Solidarności i wyposażonej w wiedzę i doświadczanie w myśleniu strategicznym oraz profesjonalnej realizacji projektów. Jesteśmy przekonani, że połączenie nowoczesnego, otwartego patriotyzmu z nowoczesnym, pragmatycznym i profesjonalnym podejściem biznesowym może zaowocować dokończeniem polskich reform przez nowe pokolenie. Dlatego w Stowarzyszeniu Projekt: Polska budujemy otwartą platformę wymiany myśli i doświadczeń pomiędzy pokoleniami. Jesteśmy przekonani, że Polska potrzebuje strategii, a potem profesjonalnego zarządzania projektowego.

(*) Vilfredo Pareto, włoski ekonomista, badając strukturę własności dóbr materialnych społeczeństwa odkrył prawidłowość, iż 80% całkowitego majątku kraju znajduje się w rękach zaledwie 20% społeczeństwa. Wielokrotnie wskazuje się, iż analogiczna zależność 80/20 odnosi się do bardzo wielu innych zjawisk społecznych, ekonomicznych oraz gospodarczych, np.

  • około 80% przychodów przedsiębiorstwa generowanych jest przez około 20% jego klientów
  • około 80% wartości sprzedaży firmy uzyskuje się dzięki około 20% produktów, które ta firma oferuje
  • około 80% wartości intelektualnej przedsiębiorstwa reprezentowanej jest przez około 20% wszystkich jego pracowników
  • około 80% całkowitego czasu pracy pracownika skutkuje około 20% generowanych przez niego wyników
  • około 80% efektywności naszej pracy możemy uzyskać dzięki poświęceniu
    uwagi wybranym 20% zadań, które mamy do wykonania.

wg. Wikipedi

Ważne: nasze strony wykorzystują pliki cookies. Używamy informacji zapisanych za pomocą cookies i podobnych technologii m.in. w celach reklamowych i statystycznych oraz w celu dostosowania naszych serwisów do indywidualnych potrzeb użytkowników. mogą też stosować je współpracujący z nami reklamodawcy, firmy badawcze oraz dostawcy aplikacji multimedialnych. W programie służącym do obsługi internetu można zmienić ustawienia dotyczące cookies. Korzystanie z naszych serwisów internetowych bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zapisane w pamięci urządzenia.

Akceptuję