Ksenofobia czy filoksenia? :)

Lucjan Wesołowski, Edyta Pilichowska – „Ksenofobia czy filoksenia?”

Poniższy tekst powstał w oparciu o rozmowę internetową, jaką w przeciągu kilku dni przeprowadziliśmy z Edytą Pilichowską (moją dobrą znajomą, Polką, która od kilku lat mieszka w Hiszpanii). Podaję jej nazwisko za jej zgodą i niniejszym dziękuję jej za wydatny udział w powstaniu niniejszego tekstu.

Mamy ostatnio w Europie bardzo poważny problem z uchodźcami. A już od dawna w wielu krajach z terroryzmem islamskim. Także w Polsce narasta obawa przed uchodźcami i terrorystami, co chyba dla wielu osób oznacza niemal to samo. Pewien mój kolega z Indii został zrewidowany  na jesieni 2015 r. przez zwykłych ludzi (nie strażników czy policjantów) w palarni „Domu Tramwajarza” (Społeczny Dom Kultury) w Poznaniu, którzy sprawdzili, czy nie ma on przy sobie broni lub ładunków wybuchowych. Czytamy często i słyszymy o zachowaniach wrogich czy co najmniej niechętnych wobec imigrantów czy przyjezdnych z krajów arabskich, a także wobec osób nie mających nic wspólnego z islamem czy krajami arabskimi, a jedynym powodem do złego ich traktowania jest śniady kolor ich skóry… Prasa pisze o nienawistnych hasłach, zaczepkach czy pobiciach, o pogardzie  i nienawiści.

Widać wyraźnie, że narasta w wielu Polakach lęk, chyba nieadekwatny do realnego zagrożenia, przed wyznawcami Mahometa… A z tego lęku (czy także z innych powodów) biorą się myśli, słowa i czyny, które są niebezpieczne. Hejt, agresja słowna i fizyczna… W niniejszym tekście pojawiają się niektóre zagadnienia związane z tym tematem. Punktem wyjścia była dyskusja, jaka miała realnie miejsce, a dodałem później do jej zapisu moje refleksje.

***

– Edyto, wspomniałaś o Twoim osobistym doświadczeniu z islamem.

– Tak, mieszkałam jakiś czas temu z dziewczyną z Maroka, bardzo  sympatyczną, która zaczęła  ulegać…nazwijmy to „radykalizacji”… Zaczęła się cieszyć z zamachów… Słuchać  dyskursów tłumaczących, że ISIS to bojownicy, zgadzać się z kompletnymi bzdurami i kłamstwami itd. Szkoda, ale mam nadzieję, że jej przeszło. Nawet Tomasz Mann uległ na jakiś czas nazistowskiej ideologii, kiedy Hitler mówił na początku o silnych, odbudowanych Niemczech. W pewnym momencie poszłam na policję.

– Jaka była reakcja?

– Uznali mnie za rasistkę katolicką. Ich interesowało, czy do mieszkania przychodzą „podejrzani mężczyźni”. A koleżanka była na etapie słuchania po 7 godz. dziennie wykładów  islamskich intelektualistów, którzy tłumaczyli, dlaczego Europa nienawidzi islamu i przygotowuje się, aby  teraz niszczyć jego wyznawców.  I że Hitler był chrześcijaninem i dlatego zabijał Żydów, i że planował to zrobić potem z muzułmanami…A teraz Europa (chrześcijanie) przygotowuje się, aby tych muzułmanów zabić!!! W ten sposób zaczęła się cieszyć z zamachów ISIS, bo okazało się, że oni bronią praw krajów arabskich i ich kultury… I nie było mocy, aby jej powiedzieć, że nikt się nie przygotowuje do zabijania muzułmanów. I że ogólnie nacjonalizm czy szowinizm opierający się na jakiejkolwiek religii jako pretekście jest źle widziany. A za zachęcanie do zabijania czy Żydów, czy Arabów, czy generalnie muzułmanów (bo to nie tylko Arabowie, ale także mieszkańcy innych krajów) idzie się do więzienia. Ale ona wierzyła już tylko w to, co jej mówili… I w końcu się wyprowadziłam, ale najpierw zawiadomiłam policję.

Wie Pan… Ja  sobie tak myślę po tych doświadczeniach, że w życiu jest najważniejsze aby – nawet jak mamy odmienne zdanie, czy punkty widzenia – nie nienawidzić się… I że jak nawet uważam, że mój kolega czy sąsiad się myli, to nie zmuszać go, żeby żył według moich zasad… Bo po jakimś czasie – tak normalnie, na poziomie ludzkim, sąsiedzkim, a nie ruchów społecznych – możemy uświadomić sobie, że nie jest tak jak sobie wyobrażaliśmy…

– Myślę tak samo jak Ty.

– A nawet jak jestem pewna, że ten drugi człowiek się myli,  to po prostu tak długo, jak nikogo nie krzywdzi dać mu spokój. Jak chce zrobić krzywdę – powstrzymać go, ale wystrzegać się jednak – na ile się da – form siłowych. To nie oznacza, że będę się biernie przyglądać rozwojowi sytuacji mając w domu kogoś, kto zaczyna wyznawać jakąś formę rasizmu, nienawiści….

– Jasne.

– Mieszkałyśmy razem od września do końca kwietnia, a do końca grudnia prowadziłyśmy rozmowy o tym, jak pewne zagadnienia widzi Koran (islam), jak Nowy Testament (chrześcijaństwo), to były bardzo ciekawe rozmowy, bo to nie były tylko teorie teologiczne, ale też mówiłyśmy, jak to wygląda w życiu – dzisiaj. Jej osamotnienie, frustracja, szukanie nowych kontaktów… W Maladze mieszkał jej brat, pojechała do niego na sylwestra i po powrocie zaczęła słuchać po 7 godz. wykładów w języku francuskim…

– Trzeba zacząć od tego, że ludzie z krajów muzułmańskich mają zwykle inny „background” mentalny…

– Myślałam, że ona się przygotowuje do egzaminów, studiowała ekonomię, nie wsłuchiwałam się, ona słuchała tych wykładów zamknięta w pokoju.

– Narzuca mi się taka myśl, że jest więcej ludzi podobnych do Twojej znajomej – mam na myśli osoby pochodzące z krajów arabskich – którzy odnajdują w tego rodzaju poglądach coś im bliskiego. To może historia podbojów, siły jaką kiedyś posiadali Arabowie. A dziś są oni mniej lub bardziej na marginesie historii, na marginesie rozwoju cywilizacji… Oczywiście nie generalizuję, to są jednostki.

– Pamiętam, jak w lutym (po prawie dwóch miesiącach słuchania tych wykładów) ta dziewczyna weszła jak zahipnotyzowana do kuchni, z błyszczącymi oczami, kompletnie w innym świecie i powiedziała coś takiego : „Już wszystko wiem, słucham teraz wykładów intelektualistów islamskich, którzy wszystko tłumaczą, już wszystko wiem”… Zaciekawiło mnie to i zaniepokoiło,  więc spytałam: „To co teraz wiesz”? A ona: – „Dlaczego chrześcijanie nienawidzą islamu i dlaczego chcą nas zabić!” Najgorsze było to, że kiedy próbowałam jej cokolwiek powiedzieć, to ona nie chciała słuchać… A kiedy zaproponowałam, aby poszła do biblioteki i wypożyczyła książki o historii – różnych autorów, aby mieć porównanie – to jej to kompletnie nie interesowało. Znalazła sposób, aby czuć się kimś lepszym…

– To właśnie jest moim zdaniem jeden z największych problemów świata – że nie interesuje nas rzeczywistość, tylko proste rozwiązania – populizm, hasła narodowe itp. W tym kontekście słowo „proste” oznacza „fałszywe”, bo nie da się rozwiązać skomplikowanych problemów bez ich zrozumienia.

– Najgorsza była dwulicowość, bo ostatecznie ona wszystkiemu zaprzeczyła, wszystkim rozmowom i  przedstawiła się jako ofiara przed współlokatorkami.

– Chodziło jej może o zachowanie twarzy. Może czuła wewnętrzny przymus, aby za wszelką cenę być „w porządku”. W takich sytuacjach staje się nieważne, że kłamiemy. Idziemy w zaparte.

– Dobry człowiek może zostać zmanipulowany i wierzyć, że sytuacja obliguje go do postępowania w pewien sposób. Ona nie chciała uznać żadnych argumentów. Nikt nie oczekiwał od niej, aby wyparła się swojej  kultury czy religii, absolutnie. Paradoks był taki, że połączyło nas zainteresowanie religią i życiem w dosyć tradycyjnych wartościach, to była bardzo pozytywna relacja… A potem to odchorowałam. To było bardzo trudne, smutne i dość złożone doświadczenie… 

– Przepaść kulturowa. Jesteśmy mocno uwarunkowani tradycją i historią naszego kraju, religią itp.

– Tutaj wyraźnie chodziło o jedno… Nie o religię, ale o to, aby czuć się lepszym… Ale to poczucie buduje się od dzieciństwa, bo myśmy rozmawiały też o kwestiach konfliktu pomiędzy Europą i islamem (Arabami) w czasach średniowiecza.

– Może jest tak jak myślisz. Być może ona ma kompleks niższości.

– To ciekawe, bo to nie była zahukana dziewczyna w chuście, która przyjechała z Maroka dopiero co… Mieszka w Hiszpanii od 7 lat…

– Czytałem kiedyś, że Arabowie (oczywiście nie wszyscy) mają zbiorowy, nieuświadomiony kompleks niższości. Podbili ogromne obszary świata, rozwijali naukę i kulturę, a potem się jakby zatrzymali. I niektórzy twierdzą, że Arabowie w pewnym stopniu stoją tak – zatrzymani – do dzisiaj. Przeczytałem w pewnym artykule prasowym, że autor znalazł pewną stronę internetową poświęconą kulturze islamu czy arabskiej, która urywa się na XIII wieku. Tak jakby potem ta kultura się nie rozwijała. Przeczytałem też kiedyś , że wszystkie kraje arabskie (doliczyłem się ich 17, a dodając Sudan i Mauretanię z dużą ilością ludności afrykańskiej oraz Autonomię Palestyńską byłoby ich 20) przetłumaczyły i wydały w roku bodaj 2012 mniej książek zagranicznych, niż mała Grecja. Arabowie to około 500 mln ludzi, a Grecja liczy ponad 11 mln obywateli. Można z tego wysnuć daleko idące wnioski…

– Ja jej słuchałam z dużym zainteresowaniem, to było bardzo ciekawe doświadczenie…

-To właśnie jest moim zdaniem właściwa droga – wysłuchać różnych stron.. Nie przywiązywać się do jednej koncepcji…

– A ja wtedy zdałam sobie sprawę z pewnej ważnej rzeczy, może podstawowej… Że historia, której nas uczą w różnych krajach Europy nie jest „ta sama”. A jej uczą jeszcze innej. Jej historia była taka, że islam od zarania był religią pokoju, a muzułmanie przybyli do Maroka uciekając przed rzezią zgotowaną im przez chrześcijan… Ona nie wiedziała o tym, że chrześcijaństwo w pierwszych swoich wiekach nie było religia „dominującą”.

– Tak. Historia jest zafałszowywana. I oni i my wiemy mało.

– Wie Pan, nie są ważne różnice w religiach, jeśli ludzie szukają w nich sposobu na bycie lepszym człowiekiem…

– Jasne. Dla mnie dobro jest najważniejszą wartością, można do niego zmierzać  różnymi drogami, szukać go w różnych systemach religijnych czy filozoficznych. A niektórzy poszli jeszcze dalej… Znasz piosenkę Johna Lennona  „Imagine”?  No religion… Jiddu Krishnamurti (pewien nauczyciel duchowy z Indii) zwracał uwagę na negatywne efekty istnienia wszelkich „szufladek”, podziałów, dogmatów…

– Problem zaczyna się wtedy, gdy do gry włączają się duchowni, którzy niekoniecznie chcą rozwijać dobro w wyznawcach… Gdy pokazuje nam się taką „prawdę”, jaką mamy znać, aby za nimi podążyć. Tak się dokonuje wszystkich rzezi religijnych..

– Pewnie, że masz rację. Nie tylko duchowni, także inne osoby, jak np. władcy czy politycy, wykorzystywali i wykorzystują religię w swoich celach. Chcesz poznać moją definicję religii? Miłość, dobro, szacunek… Świadomość. To jest dla mnie religia uniwersalna. Braterstwo, solidarność. Wolność.

– Wie Pan, bycie politykiem to ewidentna walka i dla wielu spragnionych bycia przywódcami stanie się „przywódcą duchowym” okazuje się być lepszym sposobem na władzę i realizację swoich ambicji… Duchowny zawsze może się powołać na głos Boga, nastraszyć potępieniem i tak dalej. Myślę, że wielu ludzi w jakimś miejscu swojej drogi w takich ruchach jak kiedyś nazizm, a teraz fanatyzm islamski odkrywa, że to jest kompletne kłamstwo, ale ze strachu idzie dalej… Z lęku przed pozostaniem w pustce… I ci ludzie idą za tym, w co już nie wierzą, ale idą… Ze strachu, ze musieliby wziąć odpowiedzialność za siebie…

– Zgadzam się… Ale – jak sam napisałaś wcześniej – nie można utożsamiać islamu z Arabami, którzy po pierwsze są jednostkami (a więc każdy z nich jest inny), a po drugie mają trochę inną tradycję czy historię w każdym kraju, nie wspominając już o różnicach grupowych, generowanych przez miejsce zamieszkania, pracę itd. Warto wyraźnie podkreślić, że islam jest religią dominującą także w krajach nierabskich, jak np. Turcja, Iran, Pakistan, Bangladesz, Indonezja, bo historia, położenie, sytuacja społeczna w każdym z tych krajów są inne i wpływają mocno na mentalność ich mieszkańców.

– Poznałam dużo osób z Pakistanu… Mahometanie, ale to jednak u zarania inna kultura…

– Oczywiście. To inna historia, inna tradycja. Ale dla porządku trzeba dodać, że w Pakistanie mieszkają też wyznawcy innych religii.

– Jest duża różnica w odnoszeniu się do kobiet ze strony mężczyzn z Pakistanu i ze strony Arabów… Chodzi o dużą serdeczność Pakistańczyków… To jest też może taka forma flirtowania z kobietą Europejką…  Ale np. jest dużo więcej powściągliwości, choć jest też dużo grzeczności ze strony Marokańczyków. Ale dla wielu Arabów kobieta jest istotą drugiej kategorii.

– Mało wiem na ten temat. Byłem dwa razy w Maroku i poznałem wiele osób obojga płci, zwykle serdecznych, gościnnych i otwartych, a mężczyźni zachowywali się dobrze (przynajmniej w mojej obecności czy w przestrzeni publicznej) w stosunku do kobiet. Faktem jest natomiast, że zdarzyło mi się kilka razy wziąć udział w imprezach towarzyskich, na których nie było ani jednej kobiety.

– Zauważyłam dużo rozdarcia pomiędzy tym, czego chce w krajach arabskich kobieta, a tym, co powinna popierać. Często wygrywa podążanie za islamem – za tą formą, która jest wykładana w meczecie… Całkowite poddanie. Myślę, że jednak Europejczycy na przestrzeni wieków (także w łonie ruchów religijnych) prezentowali więcej samodzielności i sprzeciwu… Jeśli czuli w sobie niezgodę na coś…

– Nie jesteśmy w niczym lepsi. Tylko tak się ułożyło, że u nas rozwinął się indywidualizm. I to pozwala nam myśleć i postępować inaczej. I to raczej od niedawna, bo zauważ, ile było zła w „fundamentalizmie” chrześcijańskim, ilu ludzi wymordowano itd.

– Myślę, że jednakowa jest w różnych ludziach chęć bycia dobrym człowiekiem… Ale w islamie tak to wygląda, że ważniejsze jest, aby robić to, co mówią w meczecie… To jest to, czego uczą w szkołach, gdzie nie ma oddzielenia religii od przedmiotów laickich i gdzie zaczyna się naukę od Koranu…

– Tak, Koran wyznacza ramy, ale nie dla wszystkich. Są w krajach muzułmańskich osoby myślące w sposób otwarty, są osoby niepraktykujące itd.

– Na pewno ma to swoje historyczne uwarunkowania. Mówię o tej postawie podążania owczym pędem. Gdy się nie myśli, tylko podąża za liderem…

– Jest taka książka Ericha Fromma (psychologa i filozofa) pt. „Ucieczka od wolności”. Dokonał on w niej analizy takiej postawy. To temat na długą rozmowę…

Dzięki za to, co napisałaś! Poruszyłaś wiele ważnych tematów… Pomyślę, napiszę moje refleksje i prześlę Ci je. Do kontaktu!

***

Mam dwóch przyjaciół wyznających islam. Jeden jest Algierczykiem o imieniu Hamid, a drugi Marokańczykiem o imieniu Abdou (Abdelhak). Z pierwszym przyjaźnię się od 24 lat, z drugim od trzynastu. Obydwaj są ludźmi o wielkim sercu, uczynnymi, serdecznymi, życzliwymi, godnymi zaufania, otwartymi, szanującymi innych ludzi i ich poglądy… Od obydwu doświadczyłem wielokrotnie konkretnej, bezinteresownej pomocy w różnych sprawach. W moim odczuciu są to po prostu dobrzy, bardzo wartościowi ludzie, a islam – kojarzony ostatnio często z terroryzmem czy fundamentalizmem – nie wywarł na nich żadnego wpływu, który mógłbym określić jako negatywny.

Byłem dwukrotnie w Maroku, ostatnio przez dwa tygodnie w styczniu 2016. Nigdy nie spotkałem się tam z zachowaniami niemiłymi, z traktowaniem mnie źle, z niechęcią czy pogardą. Wręcz przeciwnie, niemal codziennie zdarzało mi się, że obcy ludzie pozdrawiali mnie na ulicach. Przeprowadziłem wiele krótszych i dłuższych rozmów, niemal zawsze w atmosferze wzajemnego szacunku i życzliwości z osobami z różnych grup społecznych, począwszy od ulicznych sprzedawców, a kończąc na znanym chirurgu czy dyrektorze szkoły muzycznej.

Byłem przy końcu lat 80. w Indiach, miałem tam wiele razy do czynienia z Hindusami wyznającymi islam. Jeden z nich był nieuprzejmy, wyrwał mi z rąk wizytówkę sklepu muzycznego  i wcisnął mi inną, innego sklepu muzycznego, mówiąc: „Idź do tego sklepu, tam jest właścicielem muzułmanin, a nie hinduista, tam będzie lepiej!” Miałem też do czynienia z pewnym natrętnym  (ale nieagresywnym) rikszarzem. Wszyscy inni byli spokojni, mili i kulturalni.

Poznałem mieszkając przez 21 lat we Włoszech muzułmanów z różnych krajów, także europejskich (jak Bośnia i Hercegowina czy Kosowo) i Czarnej Afryki. Jak wszędzie i w każdej grupie, znalazłem wśród nich ludzi, do których czułem sympatię, jak i takich, wobec których czułem dystans. Jednak w sumie moje doświadczenia w dziedzinie kontaktów z muzułmanami są pozytywne.

Moje nastawienie do muzułmanów, oparte na moich wieloletnich kontaktach z nimi  jest bardzo dalekie od nastroju niechęci, lęku, pogardy czy wręcz nienawiści, jaki szerzy się ostatnio w Polsce. Skąd się bierze ta niedobra atmosfera? Z doświadczeń życiowych? Osoby zachowujące się w sposób negatywny wobec imigrantów islamskich bądź wobec samej wizji ich przybycia doznały jakichś krzywd od muzułmanów, Arabów? Sądzę, że w absolutnej większości przypadków tak nie jest. Myślę, że owe zachowania to reakcje emocjonalne niezwiązane lub luźno związane z rzeczywistością, a będące efektem pewnych procesów myślowych. Podstawą zaś owych procesów myślowych są struktury mentalne obecne w umysłach owych osób.

Jakie to struktury? Poczucie zagrożenia, lęk przed nieznanym, ksenofobia, mechaniczne przenoszenie na rzeczywistość polską faktów, które miały miejsce w innych krajach, wyolbrzymianie realnych niebezpieczeństw… Pokusa stawiania prostych diagnoz, wiara w stawianie murów i przemoc jako sposoby rozwiązywania problemów… Psycholodzy, socjolodzy, nauczyciele technik rozwoju osobowości itp.  zauważają, jak wiele tego rodzaju struktur mentalnych opiera się na niewiedzy, nieświadomym przyjęciu i utożsamieniu się z opiniami, przekonaniami itp. , który nie są realistyczne ani konstruktywne. Nie przynoszą dobra tym, którzy noszą w swych umysłach owe struktury.  Jakie są podłoża, na których wyrastają te niekonstruktywne struktury mentalne? Można wśród nich wymienić trudne doświadczenia rodzinne, zagubienie, brak perspektyw życiowych czy zawodowych, brak satysfakcjonujących więzi społecznych, kryzys wartości itp.

Chciałbym zwrócić uwagę na pewien czynnik, moim zdaniem istotny, a rzadko zauważany. To najważniejszy – nie tylko moim zdaniem – element naszej egzystencji oprócz tych czysto materialnych, zapewniających nam fizyczne przetrwanie. Mam na myśli obecność w życiu codziennym tzw. pozytywnych uczuć. Oczywiście na pierwszym miejscu stawiam miłość we wszystkich jej formach i odcieniach. A zaraz po niej takie zjawiska jak przyjaźń, życzliwość, szacunek (nie mylić ze stawianiem kogoś na piedestał…). Przypomnę w tym miejscu truizm, że im więcej mamy w sobie i w naszym życiu tych uczuć, tym lepsza jest nasza egzystencja. Zaś ich niedobór powoduje wiele negatywnych skutków, m.in. poczucie zagrożenia, wyobcowania, skłonność do używania przemocy psychicznej i fizycznej itp.

Sytuacja, jaka ma miejsce teraz w Polsce wpisuje się w moim odczuciu w generalny problem naszego niewłaściwego podejścia do życia, w którym dajemy wiele miejsca reakcjom niezwiązanym z owymi „pozytywnymi” emocjami, zajmujemy się różnymi działaniami, które nie mają nic wspólnego (lub mają bardzo niewiele) z tym, co jest nam najbardziej potrzebne (zaraz po zaspokojeniu podstawowych potrzeb fizycznych). Czyli z miłością, przyjaźnią, szacunkiem, życzliwością…  Nawiasem mówiąc, niekiedy można sądzić, iż w pewnych okolicznościach potrzeba miłości jest ważniejsza od zaspokojenia owych potrzeb fizycznych.

Co począć, aby „pozytywnych” uczuć było więcej w naszym życiu? Mistrzowie duchowi powiedzieliby „zacznij od siebie”. Czyli w sytuacjach, gdy możemy dokonać wyboru wybierać takie słowa i zachowania, które nie ranią, nie poniżają, nie tworzą dystansu, poczucia obcości. Zamiast ostrej krytyki porozmawiać życzliwie i spokojnie o tym, co naszym zdaniem należałoby zmienić. Przestać patrzeć na smartfon rozmawiając z kimś. Przepuścić kogoś w drzwiach, nie przerwać, gdy ktoś mówi do nas… Okazać życzliwość, zainteresowanie, szacunek… Itp. itd. itp.

A wracając na koniec do tzw. obcych (tak zwanych, bo każdy z nas jest obcym, wystarczy, że znajdzie się wśród ludzi, których nie zna) – chciałbym, aby zamiast słowa „ksenofobia”, które tak często słyszę (a efekty postawy ksenofobicznej widzę) pojawiały się i przejawiały coraz częściej słowa „ksenofilia” i „filoksenia”….

***

Zdjęcia – Edyta Pilichowska i Lucjan Wesołowski

——————————————————————————————–

1.

Słownik języka polskiego PWN:

ksenofil «człowiek odnoszący się z sympatią do cudzoziemców i cudzoziemszczyzny»
• ksenofilia

2.

Słownik późnych ksiąg Nowego Testamentu
i pism Ojców Apostolskich

(redakcja: Ralph P. Martin, Peter H. Davids)

http://www.opoka.org.pl/biblioteka/T/TB/vocatio_2014_slownik_pozne_nt_01.html

 

Filoksenia (starogreckie) – gościnność

Zwyczaj gościnności był rozpowszechniony w całym świecie starożytnym i wysoko ceniony (Stählin, 17-20). Wyrastał on w pewnej mierze, wyposażony w boską sankcję, z wzajemnego obowiązku wszystkich ludzi, aby pomagać jeden drugiemu, a szczególnie pomagać przybyszom. Stąd też świątynie i ołtarze stanowiły miejsca azylu, a bóstwa (jako choćby Zeus Ksenios — Zeus patron przybyszów) — jak wierzono — miały chronić prześladowanego przybysza czy jego dręczonego gospodarza. Gospody, miejsca noclegu i inne formy udzielania schronienia podróżnym, często stawiane przy świątyniach i synagogach, stały się również istotnymi elementami instytucji gościnności (Casson).
Definicja
Z punktu widzenia antropologii kultury basenu Morza Śródziemnego gościnność (gr. filoksenia, łac. hospitium) jest procesem społecznym, wskutek którego status kogoś z zewnątrz zostaje zmieniony z obcego na gościa. Proces ten obejmuje trzy etapy: ocenę i poddanie próbie przybysza, aby sprawdzić, czy włączenie go w swoje grono jest możliwe bez zbędnego narażania na szwank granic czystości grupy; włączenie przybysza do swojego grona jako gościa pod opieką gospodarza i w zgodzie z obowiązującym w konkretnej kulturze kodeksem gościnności, narzucającym pewne obowiązki zarówno na gospodarza jak i na gościa; wreszcie odejście przybysza, jako gościa, który staje się obecnie albo przyjacielem — jeśli wymogi honoru zostały spełnione — albo wrogiem, jeśli honor został naruszony (Malina, 181-187; Hobbs).077_int 20160116_125846

Rozmowy z Oksaną :)

11 marca 1959. Szef misji CIA we Frankfurcie do Centrali: ” Tajne (…) Chociaż nic na to nie wskazuje, to ukraiński ruch rewolucyjno-wyzwoleńczy ma charakter wybitnie katolicki. Jest to tym bardziej oczywiste skoro wziąć pod uwagę, że jego pochodzący z Wołynia, Polesia, Bukowiny i ukraińskiego Zakarpacia uczestnicy jakkolwiek są deklaratywnymi reprezentantami ortodoksyjnego nurtu [chrześcijaństwa] to właściwie bronią interesów ukraińskiego Kościoła katolickiego, postrzegając go jako siłę walczącą z komunizmem. [Tak więc] wychodząc naprzeciw wiarygodnym doniesieniom koła watykańskie zmuszone są przyznać, że ukraiński ruch narodowo-wyzwoleńczy występuje [de facto] w obronie Kościoła katolickiego. Ktokolwiek twierdzi inaczej, nie rozumie projektu ( w oryginale: intention) Kościoła katolickiego na Wschodzie, a szczególnie interesów Watykanu na Ukrainie.(…) Niektóre z ukraińskich ugrupowań nacjonalistycznych, takie jak banderowska frakcja Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów akcentują swoje pełne oddanie i lojalność ( w oryginale: devotion) wobec Koscioła katolickiego. Można to częściowo wytłumaczyć faktem otrzymywania przez frakcję banderowską OUN wydatnej pomocy finansowej ze strony kół watykańskich aż do roku około 1950. [Pomoc ta ustała, kiedy stało się powszechnie wiadomym, że] OUN(b) to totalitarna, prymitywna (w oryginale: narrow minded) a nawet amoralna organizacja, mająca na sumieniu masowe mordy m.in. niewinnej ludności cywilnej ( w oryginale: mass murders of guilty as well as innocent persons”, tłum. JK (1)

W całej sprawie chodzi także o interesy zakonu ojców redemptorystów, do którego należy Radio Maryja. Jego greckokatolickie placówki na Kresach Wschodnich II RP odegrały haniebną rolę w trakcie ludobójstwa Polaków. Zakonnicy podżegali do zbrodni,święcili broń i narzędzia tortur. Należąca do nich wołyńska stacja radiowa lżyła Polaków.”(K. Nesterowicz, P. Czerwiński – „Rzeź pamięci”, Faktycznie, numer 3/2016, 21-27.07.2016

Cytuje też Swianiewicz opowieść Stanisława Mackiewicza ” o jakimś księdzu (…), z którym miał dłuższa rozmowę i który był szczególnie optymistyczny co do współdziałania z Rosją Sowiecką w razie wybuchu konfliktu zbrojnego z Niemcami” … ” Trzeba pamiętać, że był to okres po wielkich procesach pokazowych i wielkich czystkach, kiedy wiele setek tysięcy ludzi zesłano do łagrów, o czym na ogół w Polsce wiedziano. Mentalność społeczeństwa polskiego w przededniu wojny 1939 roku może być przedmiotem interesujących studiów socjologicznych i psychologicznych” ( R. Ziemkiewicz „Jakie piękne samobójstwo”, str. 204 )

Oksanę poznałem przypadkowo. Pani Oksano, o co w tym wszystkim chodzi? -zagadnąłem – patrząc na to co się dzieje na portalach społecznościowych to mam wrażenie, że utknąłem w jakiejś dziurze w czasoprzestrzeni, w jakiejś paralelnej rzeczywistości: trwa właśnie “nacjonalna rewolucja 1941 roku”  a ja przyglądam się jak rasowo czyste rycerstwo “Ukroreichu” walczy z bolszewicką nawałą… – Wie pan, większość  tych radykałów to radykałowie w gębie, ludzie nie wiedzą już komu ufać. Tam jest ogromny potencjał ludzki i zerowy polityczny, wielu powiem panu to  nawet nie wie, powiedzmy,  że Jarosz jest z Dnieprodzierżyńska, że on wcale nie pochodzi z zachodniej Ukrainy, oni są oszukiwane strasznie. Mają mało dostępu do prawdziwej informacji a najważniejsze, że mają zero dostępu do informacji zachodnich. Młodzież jest teraz manipulowana nacjonalistami to fakt, ale te kto się uczy i wyjeżdża gdzieś za granicę to już są zupełnie inne, a nie każdego stać na studia i to są pierwsze ofiary manipulacji . Jakby nie wojna to by ten proces był o wiele mniej emocjonalny i trudniejszy do przeprowadzenia. Starsze ludzie wieku mojej mamy to boją się nacjonalistów, oni czekają bo nie wiedzą co robić. A nie ma tam po prostu żadnej jakiejś rozsądnej siły, jest jałowe pole do działania na gruncie demokracji, ale kto będzie Don Kichotem żeby walczyć z wiatrakami ?

Aleksiej jest archeologiem. Specjalizuje się w m.in. problematyce związanej z rzezią wołyńską. Kilka dni temu na jednym z portali społecznościowych opublikował następujący tekst:

„Szanowni Państwo, przyjaciele i koledzy! My – ukraińscy naukowcy, historycy, krajoznawcy, patrioci Wołynia – zwracamy się do Państwa w następującej sprawie. Jesteśmy zaniepokojeni i bardzo oburzeni powstałą w naszym kraju sytuacją z postawą wobec wielkiej wspólnej pamięci, historii oraz dziedzictwa narodów-braci – polskiego i ukraińskiego. Dziś na Wołyniu spotykamy totalne zniszczenie i plądrowanie pamięci i zabytków, które wcześniej były symbolami duchowego i kulturowego rozwoju kraju. Budynki kościołów i pomieszczeń, które dawniej należały do katolickich wspólnot zakonnych, ulegają plądrowaniu i zniszczeniu. Budynki, związane z życiem wybitnych działaczy kultury ukraińskiej i polskiej, są rujnowane i znikają. Całe cmentarze z setkami grobów są cynicznie wyrzucane na śmietnik. Organy władzy oraz urzędnicy samorządu terytorialnego zaniechali wykonania swoich obowiązków i przestępczo obserwują to nowoczesne barbarzyństwo. Wszystkie nasze próby zatrzymania tego haniebnego zjawiska na poziomie prawnym wyczerpały się. Dlatego apelujemy do naszych braci Polaków, do naukowców i rządu Polski z wołaniem o założenie wspólnego „frontu” w walce o ocalenie naszych wspólnych historycznych korzeni i kultury. Tylko przez wspólny wysiłek myślących patriotów zdążymy uratować naszą historię i przekazać wnukom wzorzec porozumienia dziadków i ojców. Za naszą i waszą wspólną historię! Członkowie Grupy roboczej ds. zachowania i rozwoju środowiska historycznego miasta Łucka. ([email protected])”

Brodzące w złocie, zalepione miodem, słoneczne popołudnie. W ciszy „Sklepów cynamonowych” bujny ogród jak ze starego gobelinu tonie w drzemce. Odurzona światłem kamera jest dyskretna, raz pokazuje błękitny żar nieba by potem odetchnąć widokiem niewybrednych kwiatuszków stojących bezradnie w swych nakrochmalonych, różowych i białych koszulkach. Jacyś ludzie chcą, żeby drobniutka staruszeczka wróciła pamięcią do czasów dzieciństwa. Siedzi właśnie teraz i przędzie delikatnie swoją opowieść, pełną niemożliwej do opisania grozy. Głos ma dobry i ciepły, czasem westchnie głęboko. A pamięta wszystko, tak jakby to było wczoraj: uprowadzone w nocy przez ludzi w maskach Katię i Nadię (nikt ich więcej nie zobaczył), zaszlachtowanego bagnetami „dida”, zamordowane przez policajów młode Żydówki, skrępowane drutami trupy, żyjących w biedzie wojenną wdowę z dzieckiem zarąbanych potem w ogródku przez „zapekłego nacjonalista” , strach, że wszystko obserwują, nocny strach czy przyjdą, prowokacje „Polaki kogoś zabiły”, „stribkiw” . Wielokrotnie podkreśla, że do pojawienia się banderowców nie było nienawiści między Ukraińcami i Polakami. A potem „w jeden dzień idą bandery, a na drugi AK”, wspomina. „Straszniejsze to było, ne pereskazaty…”

Pismo do IPN-u nr. 1

„Jestem w posiadaniu materiału dotyczącego ukrywania oraz udzielania różnych form pomocy Polakom ( donoszenie żywności w nocy na bagna) przez ukraińską rodzinę. Proszę o wskazanie procedury wpisu do księgi pamięci „Sprawiedliwych Ukraińców”. Proszę również o wskazanie, czy na wyraźną prośbę osoby zainteresowanej możliwy jest wpis anonimowy.”

Coraz lepiej opracowywane zasoby archiwalne dostarczają coraz to nowych łamigłówek, prosto mówiąc: im dalej w las, tym ciemniej. Ich rozwiązywaniu nie sprzyja dyspozycyjność polityczna niektórych historyków podejrzewanych nawet o preparowanie czy wręcz fałszowanie powierzonych sobie materiałów – jaskrawym, podręcznikowym przykładem tutaj może być  sugestywna wizja breakdance’a meduzy w wiadrze z wodą chlorowaną jaką jest działalność publicystyczna dokonującego cudów kazuistyki i nadinterpretacji Wołodymyra Wiatrowycza. (2) Mimo że całą dotychczasową karierę zbudował na politycznym aktywizmie w neobanderowskich witrynach „badawczych” (zawieźli go nawet z prelekcjami na Harvard) to znalezienie jakiejkolwiek informacji na temat jego przynależnosci organizacyjnej jest obecnie niemożliwe, gdzieniegdzie pojawiają się tylko śladowe wzmianki dotyczące rzekomego członkostwa w neonazistowskiej, jak chcą niektórzy, partii Swoboda a wcześniej Socjal Nacjonalnej Assambleji oraz bliskich związków z kryptonazistą Parubijem, o którym w dalszej części tego materialu (3) (aktualizacja 2016-07-11 Jarosław Hrycak niedwuznacznie sugeruje, że obskakiwany jakiś czas temu przez A. Michnika Wiatrowycz może być faktycznie prokremlowskim prowokatorem:http://uamoderna.com/blogy/yaroslav-griczak/kyiv-streets-renaming ) W świecie bizantyjskich manipulacji Swoboda jest tworem ciekawym: jej geneza ma związek z bardzo skomplikowaną grą wyborczą prezydenta Janukowycza, istnieją przekonujące dowody na to, że była projektem finansowanym przez prezydencką Partię Regionów w celu rozbicia i przejęcia nacjonalistycznej opozycji a tym samym stworzenia dla Janukowycza bezwolnego partnera sparringowego do ustawki o przesądzonym z góry wyniku. ( Kuzio, Rudling; por. Mitterand i Front National)(4)(5)(6). Dosyć paradoksalnie natomiast, zdecydowanych pro-kremlowskich tym razem prowokatorów wśród nacjonalistów może być o wiele więcej niż się wydaje, (7)(8)(9) zaś modelowo samodestrukcyjny charakter wrzawy wokół pilotażowej swego czasu „ustawy językowej” to tylko wierzchołek góry lodowej. Według znawcy zagadnienia Antona Szechowcowa, do tych pierwszych należy gwiazda ukraińskich telewizyjnych plateaux, ex-duginista i instruktor pro-putinowskich „Naszych”( w tym samym czasie co „prowadzący” rebelię na Donbasie agent GRU Girkin – „Striełkow”, aktualizacja 2016-06-07 Kim jest dla służb rosyjskich Girkin? – dyskusja: https://web.facebook.com/ivan.katchanovski/posts/1260808400615710?pnref=story), mistyk i nacjonalista Dmytro Korczyński (10)(11)(12)(13). Wiaczesław Lichaczew, inny badacz post-sowieckiej faszosfery, nazywa uczestniczących wcześniej w „operacji antyterrorystycznej” na Wschodzie Ukrainy a obecnie zasiadających w Werchownej Radzie członków „Bractwa” Korczyńskiego „prowokatorami” i wie, o czym mówi. (14) Równie ciekawym jest, że „psy wojny” z nacjonalistycznej ukraińskiej organizacji UNA/UNSO podczas konfliktu w Transdniestrii (kierowana była wtedy przez Korczyńskiego) walczyły wspólnie z rosyjskimi kozakami przeciwko wojskom mołdawskim (15), podczas gdy kilka lat później ta sama organizacja wzywała już do wojny z Rosją, występując przeciwko tym samym kozakom w „Noworosji”. (16) Natomiast BBC i to od razu w 2014 roku zdiagnozowała prowokacyjny charakter bojówek neobanderowskiego parasola jakim jest „Prawy Sektor” (17) wraz z jego mętnym trzonem, organizacją „Tryzub im. S. Bandery” (oczkiem w głowie Sławy Stećko, o której dalej, patrz również: przypisy) (18)(19) , zaś wcale spora liczba obserwatorów wydarzeń zaczęła węszyć ukrytą mechanikę pro-kremlowską coraz natrętniej charakteryzującą środowiska „patriotyczne” . (20)(21) Wielu zauważyło przede wszystkim dziwną i kłującą w oczy synchronizację działań bojówkarzy z następującym niejako automatycznie, szczególnie agresywnym rosyjskim jazgotem propagandowym, całość na zasadzie sprzężenia zwrotnego: akcja-reakcja. Kanadyjski politolog Ivan Katchanovski broni ponadto tezy, że tzw. masakra snajperów na kijowskim Majdanie była w istocie krwawą prowokacją nacjonalistycznych bojówek kontrolowanych przez Majdan (w tym kontekście wymieniane są nazwiska sotnika Parasiuka i komendanta Parubija) (22) w celu możliwie jak najbardziej skrajnego zradykalizowania pokojowego protestu, doprowadzenia do zbrojnego konfliktu i w ostatecznym chaosie siłowe przejęcie władzy przez konkurencyjną w stosunku do Janukowycza opcję oligarchiczną. (23) Efektem w skali makro był Anschluss Krymu oraz rosyjska agresja na Donbasie. Last but not least, goszczący jakiś czas temu w Warszawie na zaproszenie fundacji Otwarty Dialog przedstawiciele Prawego Sektora też zajmowali się tym, co umieją robić najlepiej czyli prowokacjami, najchętniej dla uzyskania pełni efektu przy udziale polskich narodowców w charakterze pudła rezonansowego . (24)(25) (aktualizacja 2016-07-09  poszlakę kałamarnicy oplatującej m.in. kokietowaną przez koła PiS-owskie  Fundację Otwarty Dialog zasugerowali analitycy z wirtualnej grupy „Rosyjska V kolumna w Polsce”, odnośny fragment: „Listopad 2015 – przemyscy narodowcy wyjeżdżają do Warszawy na Marsz Niepodległości. Wśród nich jest Bogdan Łucak [https://goo.gl/oQhS6V], o dziwo młodociany ukraiński nacjonalista, który na swojej stronie FB w zakładce „polubione” ma niemal wszystkie oddziały Prawego Sektora [https://goo.gl/jI2dhM] i przede wszystkim jest synem zamieszkałego we Lwowie Artema Łucaka [https://goo.gl/krYSfA], pełniącego (wówczas) funkcję naczelnika sztabu 8 roty „Prawego Sektora”, pseudonim „Doktor”. Łucak senior należy do bezpośredniego otoczenia politycznego Dmytra Jarosza [http://goo.gl/nJ25OY]. Natomiast Łucak junior publikuje [https://goo.gl/Fb5D4u] zdjęcie siebie z Majkowskim z 11 listopada w Warszawie: obydwaj trzymają broń i widoczna jest między nimi zażyłość. Pod spodem ktoś komentuje: „na imigrantów” [https://goo.gl/U5eKce]. Dowiedzieliśmy się, że naczelny „antybanderowiec” miasta (chodzi o Przemyśl – JK) Majkowski często odbiera ze szkoły młodego Bogdana Łucaka, który do niego mówi „wujek”, podczas gdy jego ojciec Artem pod czerwono-czarnymi flagami walczy na wschodzie Ukrainy jako dowódca batalionu oddziału „Aratta” [https://goo.gl/Hfj7yB]. (…) W Polsce Artem Łucak stał się znany po tym, jak w czerwcu 2015 roku prezentował wystawę o „Prawym Sektorze” [http://goo.gl/iDCOk0] w warszawskim lokalu „Ukraiński Świat” prowadzonym przez fundację „Otwarty Dialog”, a wcześniej w maju w tym samym miejscu prowadził spotkanie zachęcające obywateli ukraińskich zamieszkałych w Polsce do glosowania na kandydatów Prawego Sektora [http://goo.gl/8ezUS3], podczas którego swoimi delikatnie mówiąc nieprzemyślanymi (czyżby?) enuncjacjami o mordowaniu Polaków na Wołyniu („niech ktoś to najpierw udowodni”) dał pożywkę antyukraińskiej propagandzie na długie tygodnie [http://goo.gl/TZmb0t], kompletnie niwecząc nadzieje, które niektórzy kładli we wcześniejszych pro-polsko brzmiących wypowiedziach Dmytra Jarosza. Artem Łucak [https://goo.gl/M43azu] urodził się w Moskwie w 1972 roku. (…) W latach 1991-93 służył [http://goo.gl/YyyOHz] w wojskach pogranicznych Federacji Rosyjskiej (Краснознамённом Новороссийском пограничном отряде в/ч 2156 11- ПОГЗ) [http://goo.gl/XdVtmVhttps://goo.gl/NQNKBK]. KGB a potem FSB bardzo uważnie przyglądała się doborowi do takich oddziałów pogranicznych operujących na Kaukazie. W roku 2001 Artem Łucak zakończył [https://goo.gl/zP0yUL] rosyjski medyczny uniwersytet im. Pyrogowa – elitarny, gdzie dostać się było bardzo trudno. Przeważnie uczyły się tam dzieci medyków z tytułami, dyplomatów i ludzi z tzw. elity politycznej. W Moskwie zajmował się między innymi biznesem ochroniarskim w ramach firmy „Lajkon” [http://goo.gl/zEZlGi]. Chyba nie będzie przesadną aluzją stwierdzić, że firmy ochroniarskie w Federacji Rosyjskiej (ktoś powie, podobnie jak w Polsce…) prowadzą przeważnie nieco specyficzni obywatele. Artem Łucak mieszkał wówczas w Moskwie przy ul. Wynogradowa 6/144 [http://goo.gl/EOS1tH]. (…) Prawdopodobnie rosyjskie obywatelstwo ma do dziś, ale niewykluczone, że mogło się to zmienić w ostatnim czasie. (…) Wczesnym latem 2014 roku zjawił się w Przemyślu. Prawy Sektor tego faktu w ogóle oficjalnie nie komentował, ale rosyjskie wydania owszem i to  raczej  aktywnie [http://goo.gl/ShpR4x,http://goo.gl/mG0R5Whttp://goo.gl/sRi6Gghttp://goo.gl/uPbP80]  . (…) W kontekście tego, że panowie Majkowski i Łucak, każdy po swojej stronie granicy, całkiem skutecznie psują stosunki polsko-ukraińskie jednocześnie przyjaźniąc się, podczas gdy na użytek gawiedzi stoją na kompletnie przeciwstawnych pozycjach politycznych uważamy, że powołane do tego instytucje obu krajów powinny pójść, najlepiej razem, zarysowanym tu tropem.” całość tekstu: https://www.facebook.com/permalink.php?story_fbid=408936772609861&id=218251225011751&pnref=story )

Natomiast łysoli ze Swobody widywano nie tylko z pozostającym pod kremlowską kroplówką Jean-Marie le Penem (26) ale również na Marszach Niepodległości w Polsce, co Grzegorz Rossolinski-Liebe tłumaczy swojego rodzaju syndromem faszystowskiej międzynarodówki, w ramach której neobanderowcy najnaturalniej w świecie znajdują wspólny język z radykałami wszystkich maści (27) a jak nie, to równie naturalnie powstaje wzajemnie uzależniony, samonapędzający się, ekstremalny układ dwubiegunowy lub mamy do czynienia z czymś w rodzaju „nocy długich noży” o zmiennym natężeniu, jaką na przykład zdaje się być obecna faza wojny na Donbasie: „nasi” nihilistyczni fanatycy przeciwko „ich” fanatykom i co, umiejętnie podsycane, może trwać wiecznie i o to chodzi. Świat permanentnej „bumfight”, punktowany medialnymi „incydentami z Gleiwitz”.

Manipulacja ukraińskim ruchem nacjonalistycznym przez sowiecką agenturę ma długą i typowo pogmatwaną historię. W tajnym opracowaniu CIA czytamy w jednym i tym samym zdaniu o mistrzowsko opanowanych przez koła OUNowskie strategiach dywersji propagandowej przy równoczesnej wysokiej podatności tego środowiska na sowiecką penetrację. (28) Jest wiadomym, że w latach 20. i 30. OUN współpracowała nie tylko z Abwehrą ale również z sowiecką razwiedką, bliskie kontakty z Sowietami utrzymywał zamordowany na koniec przez Sudopłatowa (tego samego, który zajmował się werbunkiem polskiej arystokracji) Jewhen Konowalec.(29) W podobnym duchu utrzymane i wcale nie karkołomne spekulacje pojawiły się na temat Romana Szuchewycza oraz skali działania i charakteru oddziałów dywersyjnych NKWD. (30)(31) ( na marginesie: zdaniem Grzegorza Motyki, nie ma nic co wskazywałoby na udział tych oddziałów w rzezi wołyńskiej). Według dokumentów z archiwów KGB opublikowanych i skomentowanych przez Jeffreya Burdsa (32) (patrz również: 33) tylko jeden tajemniczy agent sowiecki działający wewnątrz OUN a którego tożsamości do dziś nie udało się ustalić przyczynił się do „neutralizacji” około 400 działaczy nacjonalistycznych. Przy czym okrężnych analogii może być co najmniej kilka. Roman Garbacik  w recenzji książki Piotra Zychowicza ” Obłęd ’44” pisze : „Na szczytach władzy Polskiego Państwa Podziemnego, Delegatury Rządu na Kraj, a także w samym Londynie niewątpliwie działała sowiecka agentura, dążąc do takich a nie innych rozwiązań, często poza wiedzą Naczelnego Wodza. Wymieniane są tu dwa nazwiska, będące dla większości Polaków ikonami patriotyzmu i poświęcenia – Okulickiego i Tatara. Trzeci, premier Stanisław Mikołajczyk jest dla autora nie tyle zdrajcą, co postacią żałosną – naiwniakiem i nieudacznikiem. Ze względu na te tezy właśnie książka Zychowicza będzie wstrząsem dla wielu czytelników. (…) Odruch czasowej i czysto koniunkturalnej lokalnej współpracy z Niemcami na Kresach nie został zaaprobowany przez najwyższe dowództwo AK i rząd polski w Londynie. Przeciwnie – nakazał on zerwanie wszelkiej kolaboracji z Niemcami na rzecz współpracy z Armią Radziecką. Współpracy, która oczywiście w mniemaniu władz nie była już „kolaboracją”. Tymczasem oddziały AK, które wykonały ów rozkaz, odsłaniając swe struktury i dzielnie wypierając Niemców wespół z Czerwoną Armią były następnie otaczane przez NKWD. Oficerów najczęściej spotykał katyński strzał w potylicę, reszta miała wybór; albo Armia Berlinga, albo wywózka wgłąb Rosji. Nieporównanie lepiej wyposażone, umundurowane i przeszkolone – w zestawieniu z powstańcami warszawskimi oddziały AK z Kresów (i nie tylko) mogły też skutecznie za cichą aprobatą Niemców uratować od okrutnej rzezi ok. 130 tys. bestialsko zamordowanych przez UPA Polaków na Wołyniu. Nie uczyniono tego, bo najwyższe czynniki PPP i rządu polskiego w Londynie ten problem zlekceważyły. (…) Drugim człowiekiem, wyraźnie sympatyzującym z komunistami był gen. Tatar, który umieszczony na niezwykle newralgicznym punkcie odpowiadającym za łączność z okupowanym krajem sabotował depesze od i dla Naczelnego Wodza. W tej sytuacji zapobieżenie katastrofie było niezwykle trudne. „Kropkę nad i” czyli zdemaskowanie roli Tatara dopisał rozwój wydarzeń w końcu wojny i afera w sprawie polskiego złota zdeponowanego w Anglii. Podobnie jak późniejsze uwięzienie gen. Tatara przez komunistów i słynny proces „TUN” nie mogły zmazać jawnej jego zdrady, tak skazanie Okulickiego w procesie „szesnastu” nie zniwelowały jego „zasług” wobec Narodu. Bowiem korzyści odniósł tylko Stalin i „rząd” lubelski.” (34) A Jan Sidorowicz dodaje: „Pochówek zapewnili Okulickiemu sowieci, zgodnie z ich zwyczajem likwidując własnego agenta, który wykonał powierzone mu zadanie.” (35)

W latach 30 i 50 głównym obiektem terroru OUN byli sami Ukraińcy, niedostatecznie „narodowo uświadomiona” miejscowa ludność cywilna. Lista czynów kwalifikujących się jako „zdrada” nacjonalnej rewolucji była nieskończona. Najmniejsze podejrzenie, również wobec członków UPA, oznaczało śmierć (36). Szuchewycz rozkazał nawet „prewencyjnie” mordować Ukraińców ze Wschodu w szeregach UPA jako „agentów Moskwy”. (37) Publiczne egzekucje odznaczały się wyjątkowym sadyzmem. Na przykład w sierpniu 1944 w okolicach Lwowa podejrzanym o pro-sowieckie sympatie wyłupiono najpierw oczy a następnie porąbano ich siekierami na kawałki, wszystko przed zmuszonymi przyglądać się kaźni współbraci, skamieniałymi z przerażenia mieszkańcami wioski. Ludzkie szczątki sprofanowano. (38) Nie sposób nie widzieć tutaj pewnego szerokiego pendant do hipotezy „Lodołamacza” Suworowa (39): Sowieci sami tworzyli jakiś „problem” by następnie móc go „rozwiązywać”. W opracowaniu Alexandra Statieva „The Soviet Counterinsurgency in the Western Borderlands” czytamy : ” W wiosce Piesocznoje UPA zastrzeliło 8 chłopców i powiesiło 4 dziewczynki w wieku 15-17 lat. Ich ojcowie zgłosili się wcześniej do poboru zarządzonego przez Armię Czerwoną. Tego rodzaju działania zmuszały krewnych [mordowanych] do wstępowania do sowieckiej milicji [ w celu samoobrony]. Ponieważ rodzin żołnierzy sowieckich było zdecydowanie więcej, terror OUN-owski w rezultacie tylko dramatycznie zwielokrotnił ilość [początkowo bardzo nielicznych] sympatyków władzy sowieckiej(…)„.(40) W latach 1944-46 około 500,000 Ukraińców zostało deportowanych na Syberię podczas gdy pod koniec lat 40. sowiecka agentura wewnątrz ruchu nacjonalistycznego szła już w dziesiątki tysięcy (41), a diaspora chwilowo zdystansowała się od twardego banderowskiego rdzenia widząc w samym Banderze osobnika nieudolnego, żałosnego w swojej megalomanii i nieodwracalnie niezrównoważonego. (Goda, 42). Nasuwa się więc dość oczywiste pytanie czy zamordowani przez KGB Szuchewycz i Bandera byli częścią głeboko zakonspirowanej sowieckiej agentury, która w pewnym momencie przestała być już operacyjna? Czy „zainstalowanie” obscenicznego kultu Bandery, Szuchewycza i Klaczkiwśkiego na zachodniej Ukrainie, uprawianego również przy zaangażowaniu ukraińskich placówek dyplomatycznych przez obecne pokolenie diaspory (podczas Majdanu przez media przetoczyła się fala artykułów sponsorowanych w rodzaju „7 mitów o Banderze i UPA”) jest chichotem historii czy śladem wciąż aktualnej, złożonej, wielopoziomowej sowieckiej prowokacji sprzed lat? Wbrew temu, co wydaje się na wyrost i w oderwaniu od realiów sugerować Anne Applebaum (43), stereotyp Ukraińca/banderowca nie służy ukraińskiej eurointegracji natomiast znakomicie służył historycznej dyskredytacji ukraińskiego ruchu niepodległościowego a obecnie utrzymywaniu stosunków międzyludzkich ze wszystkimi (!) sąsiadami Ukrainy (abstrahuję tu od kontekstu geopolitycznego) na poziomie wrzenia .
Suworow pisze: „Komunistyczny żargon zawiera niemało zwrotów typu ‚kampania wyzwoleńcza’, ‚kontratak’, ‚przejęcie inicjatywy strategicznej’, które oznaczają odpowiednio agresję, atak i wojnę z zaskoczenia. Każde z tych określeń przypomina walizkę o podwójnym dnie: to, co widoczne służy temu, co chce się ukryć”” (…) (44). „Dwaj kolejni następcy ‚generalissimusa’ – Chruszczow i Breżniew – choć różny mieli do niego stosunek, obaj zgodnie potwierdzali jego zamiar wycieńczenia Europy w wojnie przy zachowaniu własnej neutralności po to, by ją nastepnie „wyzwolić”. (…) Półtora tygodnia po podpisaniu paktu [ Ribbentrop-Molotow] Hitler toczył wojnę na dwa fronty, a Niemcy od początku znalazły się na przegranej pozycji. Innymi słowy, (…) w dniu podpisania paktu o nieagresji, Stalin wygrał II wojnę swiatową – jeszcze zanim Hitler do niej przystąpił. Dopiero latem 1940 Hitler zrozumiał, że dał się podejść. Usiłował jeszcze odwrócić sytuację, ale było już za późno.” (45) Dalej: „Stalin dopiął swego: w konflikcie wojennym zachodnie nacje wyniszczały się wzajemnie, bombardując swoje miasta i fabryki. (…) Gdy wreszcie sam popadł w tarapaty, natychmiast otrzymał od Zachodu wszelka niezbędną mu pomoc. Zachód przystąpił do wojny stając w obronie Polski, by w 1945 roku oddać ją Stalinowi w jasyr, wraz z całą Europą Wschodnią i częścią Niemiec. Ale nic nie zdoła zachwiać wiary Zachodu w to, że jest zwycięzcą II wojny światowej. Hitler popełnił samobójstwo. „Wyzwoliciel” Stalin został nieograniczonym władcą potężnego antyzachodniego imperium, stworzonego dzięki pomocy samego Zachodu. Nawet po śmierci zachował opinię człowieka prostego, naiwnego i ufnego, podczas gdy Hitler wszedł do historii jako diabelski zbrodniarz” (46) , cytując samego Hitlera: ” Tylko jeden kraj może wyjść zwycięsko z generalnego konfliktu: Związek Sowiecki” (47)

Pytam Oksany, co o tym myśli. ” Ja nie wiem z kim oni tam wszyscy w ogóle walczyli. Bandera był sprytniejszy, pierwszy poleciał, dogadał się z Hitlerem. A teraz zwalają jedne na drugich i każdy swoje błoto chwali. ” – mówi Oksana. (48)

Pismo do IPN-u nr. 2

Zwracam się z uprzejmą prośbą o udzielenie pomocy merytorycznej w następującej sprawie:

Z rozmowy prywatnej przeprowadzonej latem 2015 roku z miejscowym świadkiem historii wynika, że w 1943 lub 1944 roku w ukraińskiej wiosce Klusk (rejon turyjski) miała miejsce zbrodnia dokonana przez niezidentyfikowany oddział polski. Rozmówca twierdzi, że podczas „akcji odwetowej” spalono wtedy żywcem w zaryglowanej chacie grupę starszych ukraińskich kobiet.
W tym kontekście wioska Klusk wymieniona jest również tutaj: (link). Cytat, w którym jest mowa m.in. o „polskich nacjonalistach” brzmi: „Із 14 убитих у Клюській сільраді 9 стратили німці, 5 замучили “польські націоналісти”.”
Z ogólnie dostępnych materiałów wiadomo, że w pobliskich Zasmykach znajdował się ośrodek samoobrony oraz zgrupowanie AK pod dowództwem Władysława Czermińskiego ps. „Jastrząb” oraz Michała Fijałka ps. „Sokół” w sile 120-150 ludzi. Według wikipedii, oddział Władysława Czermińskiego „5 października 1943 r. wspólnie z oddziałem AK Kazimierza Filipowicza – „Korda” dokonał odwetowego ataku na ukraińskie wsie Połapy i Sokół (…)”

Proszę o wskazanie czy było lub jest prowadzone śledztwo w przedmiotowej sprawie oraz czy znane są nazwiska sprawców zbrodni jaka miała wtedy miejsce w Klusku?

Pismo zostało przyjęte przez Główną Komisję Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu i przekazane do Komisji Oddziałowej w Lublinie. Odpowiedzi, jak na razie, nie ma.

aktualizacja 2016-04-21

W nawiązaniu do Pana korespondencji z dnia 29 marca 16 r. przesłanej drogą elektroniczną na adres sekretariatu Prezesa Instytutu Pamięci Narodowej, a następnie przekazanej według właściwości do dalszej realizacji Oddziałowej Komisji Scigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu w Lublinie informuję, iż w tut. Komisji nie było prowadzonego śledztwa w sprawie .,zbrodni dokonanej w 1943 lub 1944 r. w ukraińskiej wiosce Kluski przez niezidentyfikowany oddział polski”. Nadto zawiadamiam, iż zgodnie z ustawą z dnia 18 grudnia 1998 r. o Instytucie Pamięci Narodowej – Komisji Scigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu ( tekst jednolity: Dz.U. z 2016 r. poz. 152 z późn. zm. ) przedmiotem działań Instytutu Pamięci Narodowej jest ewidencjonowanie, gromadzenie, przechowywanie, opracowywanie, zabezpieczenie, udostępnianie i publikowanie dokumentów organów bezpieczeństwa państwa, wytworzonych oraz gromadzonych od dnia 22 lipca 1944 r. do dnia 31 lipca 1990 r.. a także organów bezpieczeństwa Trzeciej Rzeszy Niemieckiej i Związku Socjalistycznych Republik Radzieckich, dotyczących popełnionych na osobach narodowości polskiej lub obywatelach polskich innych narodowości w okresie od dnia I września 1939 r. do dnia 31 lipca 1990 r.  zbrodni nazistowskich, zbrodni komunistycznych, innych przestępstw stanowiących zbrodnie przeciwko pokojowi, zbrodni wojennych, zbrodni przeciw ludzkości lub innych repreșji z motywów politycznych. jakich dopuścili się funkcjonariusze polskich organów ścigania lub wymiaru sprawiedliwości albo osoby działające na ich zlecenie, a ujawnionych w treści orzeczeń zapadłych na podstawie ustawy 7. dnia 23 lutego 1991 r. o uznaniu za nieważne orzeczeń wydanych wobec osób represjonowanych za działalność na rzecz niepodległego bytu Państwa Polskiego ( Dz.U. Nr 34, poz. 149 z późn. zm.), (…) [oraz] ochrona danych osobowych osób, których dotyczą dokumenty zgromadzone w archiwum Instytutu Pamięci [i] prowadzenie działań w zakresie edukacji publicznej.

***

 

Jakieś 80% informacji w obiegu to czyste kłamstwo. Celowo wprowadzone elementy prawdy mają tylko to kłamstwo uwiarygodnić” – Richard Doty, specjalista od dezinformacji, pracujący dla rządu USA w latach 60.

Krym jest sceną zmagań rosyjskiego imperializmu z ukraińskim nacjonalizmem, ujmując rzecz jak najbardziej oględnie. (49) Według Andrieja Iłłarionowa, byłego doradcy Putina, plany ostatniej inwazji Krymu omawiano jeszcze na długo przed 2004 rokiem. (50) Ukraińskie źródła wywiadowcze podawały, że w ostatnim ćwierćwieczu Rosja na różne sposoby destabilizowała półwysep, wykorzystujac nawet przy tym bliskość Kaukazu do prób przeszczepu islamskiego dżihadu. (51) Oczywiście nie mogło tam też zabraknąć stalinobanderowca Korczyńskiego, niezmiennie nazywanego przez te same źródła agentem operacyjnym Kremla (na stronie internetowej jego „Bractwa” jest wiele symboliki inspirowanej radykalnym islamem).(52)(53)(54) W 2008 roku „Bractwo” przeprowadziło na Krymie wąsko zakrojone, pozorowane manewry na wypadek rosyjskiej inwazji i konieczności podtrzymywania długotrwałej wojny partyzanckiej (55)(56)(57)(58) a aktualną okupację Krymu rosyjska propaganda określa jako działanie w stanie wyższej konieczności w obliczu rzekomego zagrożenia „przygotowywaną przez ukraińskich nacjonalistów rzezią podobnej do tej jaka miała miejsce w Odessie”. Dużo wcześniejszą zaś wypowiedź dziennikarza Mustafy Nayyema, człowieka-od-którego-rozpoczął-się-Majdan o tym, że … „Krym nie jest Ukrainą” można więc post-factum uznać za absurdalnie komiczną.(59)

Wyraźnie odmiennego zdania są wspomniane już środowiska PiS-u i około-pisowskie, które ze szczególną troską i zrozumieniem pomagały bogatemu w elementy neonazistowskie (patrz: sprawa Wity Zawieruchy i „Dirlewangerowców”, 60; NB według Stephena Dorrila zajmującego się historią brytyjskiego wywiadu MI6, sztandarowy polski projekt polityczny „Międzymorze” (Intermarium), ze swoją charakterystyczną retoryką równocześnie antyrosyjską i antyeuropejską jest projektem quasi-watykańskim, zdominowanym po 1945 przez ukrywanych przez tenże Watykan byłych nazistów i przyciągajacym jak magnes przeróżne środowiska skrajne polskie, ukraińskie itd., str. 171-173:  https://books.google.pl/books?id=_bV5ncXNke4C&pg=PA172&lpg=PA172&dq=Intermarium+The+covert+world+of+her+majesty&source=bl&ots=hzvz-lnl1w&sig=rmytAEL0s5zcyJ7Ne2hA34SbzCE&hl=pl&sa=X&ved=0ahUKEwif_9WTqIXNAhWG3iwKHdTMAwoQ6AEIHDAA#v=onepage&q=Intermarium%20The%20covert%20world%20of%20her%20majesty&f=false, więcej o nitkach łączących Intermarium z Antybolszewickim Blokiem Narodów, o którym niżej: http://www.bookpump.com/dps/pdf-b/1123698b.pdf ) oraz oskarżanemu o zbrodnie wojenne batalionowi „Ajdar”, uprawiając w skrajnych przypadkach i zapewne z pobudek humanitarnych propagandę OUNowską na portalach społecznościowych (podejrzanie biezdarna inicjatywa „niesiemy prawdę do Polaków – prawda was wyzwoli”), a obecnie występując w charakterze spiritus movens raportu dotyczącego zbrodni wojennych, dla odmiany rosyjskich, jakie miały i mają miejsce podczas proxy war na Donbasie. W tym kontekście niezwykle ciekawe są spekulacje na temat „pomocy” udzielanej swoim podopiecznym przez dyżurnego adwokata rosyjskich procesów pokazowych, Marka Fejgina, jednego z obrońców związanej z „Ajdarem” Nadiji Sawczenko . Sama Sawczenko, według cytowanego już Antona Szechowcowa jawi się jako karta przetargowa w skrajnie skomplikowanej grze, za pomocą której Putin w perspektywie możliwości wcześniejszych wyborów usiłuje wpływać na pozycję Julii Tymoszenko w starciu z Poroszenką. (61) Wracając do Fejgina: nie tylko nie uzyskał zmniejszenia orzekanych wyroków w żadnym z procesów politycznych, czego zresztą nikt rozsądny nie oczekiwał (miało dojść do „ugody” z FSB w jednym przypadku)(62), ale i jego działalność „adwokacka” przed epizodem „Pussy Riot” jest owiana głęboką i szczelną tajemnicą,  zazdrośnie strzeżoną przez głównego zainteresowanego. Nie jest natomiast tajemnicą co innego: otóż podczas wojny w Jugosławii najmłodszy deputowany Gosdumy Fejgin wraz z grupą rosyjskich ultranacjonalistów walczył w Bośni pod dowództwem Mladićia po stronie Republiki Srpskiej. Potem podczas pierwszej wojny czeczeńskiej będzie jeszcze negocjował z Maschadowem wymianę jeńców a kilka lat później Moskwa pomoże mu zneutralizować polityczno-biznesowy klan Szatskiego w Samarze. Jako przedstawiciel Samary w Moskwie (od 1997) Fejgin nie wyróżni się absolutnie niczym. W roku 2011 ogłosi powstanie nowej, opozycyjnej wobec Putina partii politycznej.(63)(64)(65) (aktualizacja 2016-06-08 nota bene, wspomniany już wcześniej szef donbaskiej rebelii Strelkov również walczył w Czeczeni, Transdniestrii i po stronie serbskiej w Bośni: „Strelkov himself is a former colonel in the Russian army who fought in Chechnya, in the breakaway Moldovan republic of Transdnestr, and alongside the Serbs in Bosnia”, za: http://www.theamericanconservative.com/articles/putins-right-flank/ ).

 

O kontrolowanej opozycji w Rosji tak pisze Alicja Labuszewska: ” Nowa kremlowska inżynieria dusz eksperymentuje z techniką wyborczą – do udziału w regionalnych wyborach zostali dopuszczeni ludzie spoza układu władzy. Do lamusa (przynajmniej gdzieniegdzie) odesłano stosowaną przez wiele lat układankę z ludzi partii władzy i dekoracyjnej opozycji systemowej (uczestnictwo usłużnych kontrkandydatów miało imitować konkurencję wyborczą). Protesty uliczne po ostatnich wyborach parlamentarnych i prezydenckich, będące reakcją na fałszerstwa i konserwowanie bezalternatywnego systemu władzy, sprawiły, że decydenci uznali: coś trzeba jednak w tych wytartych politycznych puzzle’ach zmienić. Kreml zastosował zabieg ryzykowny, ale od początku do końca kontrolowany. ” (66) Szechowcow dostrzega ponadto, że antyzachodnie mantry Kremla należy odczytywać w lustrzanym odbiciu i właśnie taka lektura dostarcza wielu, zupełnie zaskakujących informacji, jako że Kreml ubiera Zachód dokładnie w to, co sam praktykuje. Oto co ogłasza na przykład francuski „pożyteczny idiota”: „Istnieje kontrolowana opozycja, opowiadająca się przeciwko kapitalizmowi, krytykująca NATO itd., lecz gdy tylko zaczyna się mówić o bombardowaniu Libii czy Mali, operacji w Republice Środkowoafrykańskiej, wsparciu rebeliantów w Syrii, zawsze jest po stronie władzy„.(67) Wypisz, wymaluj, obraz jak najbardziej mającej miejsce sytuacji, w której umiarkowana rosyjska opozycja z kręgów Nawalnego i Chodorkowskiego jednoznacznie popiera zajęcie Krymu przez rosyjskich komandosów! (68) Na tej samej zasadzie również wszelkie afirmacje należy rozumieć jako negacje i na odwrót: „Na Donbasie nie ma wojsk rosyjskich”, „Rosja bombarduje pozycje ISIS w Syrii” itd.
Idąc jeszcze dalej tym tokiem rozumowania i chcąc w świetle koniunkturalnej, niekompetentnej, mało asertywnej, naiwnej, rozwijającej się epizodycznie polskiej polityki wschodniej podjąć próbę zrozumienia pewnych zachowań klasy politycznej oraz tonu wypowiedzi medialnych jakie wynikają z uznania zamaskowanej euroatlantyzmem ( a niosącej przy okazji domniemane uzależnienie polskiego establishmentu od ukraińskich ośrodków radykalno-oligarchicznych) amerykańskiej racji stanu za własną, to trzeba najpierw wyjść z zaklętego kręgu skrajnie zawężonej choć posługującej się bardzo pojemnymi kategoriami, pełnej egzotycznej pasji pseudodebaty, którą charakteryzuje przede wszystkim brak zdefiniowanych zakresu i używanych podstawowych pojęć oraz rozbudowana argumentacja na bazie sekwencji błędów rzeczowych, logiczno-syntaktycznych, harcownictwa ad personam , sofizmatu rozszerzenia, victim blaming w kontekście nacjonalistycznych pretensji , różnych form wyrafinowanego szantażu, whataboutyzmu ( na pytanie amerykańskich dziennikarzy o wysokość zarobków w ZSRR sowieccy czynownicy odpowiadali „a u was Murzynów biją” , co zapewne w zależności od lokalnej specyfiki przełożono potem na „murzyńskość”) oraz zgodzić się z tym, że nadużywana i zinstrumentalizowana historia, eklektyczne, skonfliktowane pamięci historyczne i zideologizowana polityka historyczna to trzy bardzo różne pojęcia, mające ze sobą niewiele wspólnego („nie ma sytuacji, której człowiek nie byłby w stanie nadać sensu tylko po to, by sobie z nią poradzić. Ten mechanizm jest fascynujący” – Harald Welzer). W tym celu należy cofnąć się co najmniej do roku 1945 lub nawet 1943 kiedy to po bitwie pod Stalingradem Organizacja Ukraińskich Nacjonalistów pod niemieckimi auspicjami założyła Komitet Narodów Zniewolonych . Przemianowany w 1946 na Antybolszewicki Blok Narodów funkcjonował z pomocą CIA jako bezpieczna przystań najpierw dla byłych nazistów, potem stopniowo agentów Czang Kaj-szeka, członków południowo-amerykańskich szwadronów śmierci, tureckich „Szarych Wilków” i całej rasistowsko-antysemickiej fauny, którą CIA ( wraz z MI6) uważała za niezwykle cenny asset, dysponujący unikalną ekspertyzą w dziedzinie antysowieckiej dywersji. Przejęta w ten sposób niemalże kompletna siatka wschodnioeuropejskich nazistowskich kolaborantów, którzy z gracją baletnicy, podobnie jak sowieccy rzeźnicy, uniknęli trybunału pokazowego w Norymberdze, (69) wywierała pod kierownictwem małżeństwa Stećków kolosalny wpływ na amerykańską politykę wewnetrzną i zagraniczną jeszcze w późnych latach 90. (70)(71)(72)(73)(74)(75)(76) Symptomatycznym jest, że jakkolwiek według materiałów przeznaczonych do powszechnego użytku szkolnego i dostępnych w sieci, profil ABN-u (podobnie jak Instytutu Studiów Wschodnich w Warszawie) był „kontynuacją koncepcji prometejskiej” to ci, którzy zetknęli się bezpośrednio ze strukturą zapamiętali jednak zupełnie co innego: „Drugim miejscem, które wówczas poznałem, był Antybolszewicki Blok Narodów, który prowadziła Sława Stećko, żona Jarosława, szefa krótkotrwałego ”rządu” ukraińskiego po wkroczeniu hitlerowców do Lwowa w czerwcu 1941 roku. Jako Polak dotknąłem najbardziej ostrego, wyjałowionego nacjonalizmem środowiska Ukraińców. ” (77)(78). Reprezentanci Konfederacji Polski Niepodleglej nie mieli już takich objekcji i entuzjastycznie uczestniczyli w pracach zacnego gremium. (79)(80)(81)(82) Równolegle, w latach 50. CIA założyła „Instytut Badawczo-Wydawniczy” Prolog , którym do 1974 kierował dobrotliwie pykający fajkę zbrodniarz wojenny, szef banderowskiej Służby Bezpeky, Mykoła Lebied. Po początkowych trudnościach z uzyskaniem zgody na pobyt w USA, sprawą jako priorytetową dla bezpieczeństwa kraju zajął się osobiście Allen Dulles i nic już nie stało na przeszkodzie w zainicjowaniu i prowadzeniu pod przykrywką Prologu operacji AERODYNAMIC (dywersja propagandowa w Europie Wschodniej, werbunek itd.) (83)(84) Icing on the cake i ironia historii, specjalista od zagadnień amerykańskiego wywiadu wojskowego John Loftus uważa, że ochraniany prawdopodobnie przez Philby’ego Lebied mógł być jednym z najcenniejszych sowieckich agentów wewnątrz CIA. (85)

 

Według historyka ukraińskiego nacjonalizmu Tarasa Kuzio, kontaktem z którym w Polsce Prolog współpracował w tworzeniu pozytywnego wizerunku środowisk reprezentowanych przez twardą nacjonalistyczną diasporę był w latach 80. działacz opozycji demokratycznej Bronisław Komorowski. (86) Do dzisiaj w polskich mediach pojawiają się wywiady z nawróconymi polonofilami z OUN(b) i kuriozalne teksty w rodzaju „Nasz brat z UPA” (GW z 31.01.2014) lub ten: http://wiadomosci.wp.pl/kat,36474,title,Mloda-ukrainska-dziennikarka-na-froncie-Odwaga-i-determinacja-Natalii-Kockowycz-zachwycily-media,wid,17726069,wiadomosc.html?ticaid=1170c9&_ticrsn=3 (bohaterka artykułu w towarzystwie rosyjskiego neonazisty Zeleznowa „Zuchela”, eksponując SS Galizien nostalgics i inne fotografie na stronie facebook https://web.facebook.com/photo.php?fbid=752877708111539&set=pb.100001679503929.-2207520000.1463843959.&type=3&theater oraz więcej o środowisku rosyjskich neonazistów w Kijowie, również „Zuchel” pierwszy po prawej na pierwszej fotografii  http://nr2.com.ua/News/politics_and_society/Russkiy-centr-imeni-Adolfa-Gitlera-v-stolice-Ukrainy-119858.html) a rating środowisk ultranacjonalistycznych w USA, Kanadzie i Wielkiej Brytanii jest niezmiennie bardzo wysoki.(87) Świadczą o tym nie tylko triumfalne kanadyjskie tournèes (fetowanego przez Instytut im. L. Wałęsy) Andrija Parubija i innych kryptonazistów, (88)(89), ale również chociażby finansowanie z pieniędzy amerykańskiego podatnika neonazistowskiego batalionu „Azov”, a pośrednio groźnej, uzbrojonej po zęby neonazistowskiej sekty o profilu coraz bardziej międzynarodowym „Misanthropic Division” ( obecnej w Polsce), i to mimo wcześniejszych prób położenia ustawowo kresu podobnym praktykom (90). W Kijowie zaś i we współpracy z Rosją (sic!), trwa polowanie na czarownice alias rosyjskich agentów wewnątrz nacjonalistycznych bojówek i w zdominowanych przez radykałów strukturach siłowych ze wskaźnikiem wykrywalności, a jakże, bliskim 100% (91)(92)(93) Toteż w swietle rosyjskich prowokacji, takich jak ostatni incydent na Bałtyku, szczególnie złowrogo zabrzmiały niedawne wypowiedzi Stephena Walta (obok apologetów Kremla Williama Engdahla, Johna Mearsheimera i Stephena Cohena wybitnego przedstawiciela nurtu „realistycznego” w amerykańskiej polityce zagranicznej) o błędzie jakim było udzielenie przez administrację Obamy poparcia stronie ukraińskiej w rosyjsko-ukraińskim imbroglio i o tym że, jak twierdzi przynajmniej analityk wojskowy Chuck Nash, Putin właściwie już teraz może wyeliminować amorficzne NATO z wojennej gry nie oddając przy tym ani jednego wystrzału. (94)(95)

 

Wracając na koniec do narodowo-wyzwoleńczych właściwości prawdy, Stanisław Srokowski tak opisuje swój powrót do rodzinnej ukraińskiej wioski: „Pokłoniłem się nad grobem Olgi Misiuraczki, która jako młodziutka dziewczyna uratowała mnie i moim rodzicom życie. Zapaliłem na jej grobie świeczkę i pomodliłem się za jej duszę. Zatrzymał mnie stary, może osiemdziesięcioletni człowiek, który pamiętał rzeź Polaków i znał mego ojca i dziadka. Wziął mnie na bok, by uniknąć świadków, i poprosił o chwilę rozmowy. Powiedział, że bardzo mu ciąży tamten grzech i chce przeprosić za mordy, jakich dopuścili się banderowcy. Widziałem, że było to dla niego ogromnie ważne wyznanie. Miał opuszczoną głowę, drżał mu głos. (…)

Całe życie pisarz zmagał się też z wciąż aktualnym tabu , jakim były i są wydarzenia na Wołyniu w 1943 roku i latach późniejszych: „Cenzor z Mysiej dzwonił do mnie i namawiał, bym zrezygnował z jednego fragmentu, a potem z drugiego, trzeciego i czwartego, a wreszcie, kiedy wciąż się nie zgadzałem, z pojedynczych zdań lub słów. W końcu książka [„Repatrianci”] się ukazała. A ja już wiedziałem, że nie mam żadnej szansy napisania całej prawdy. (oba cytaty ze wstępu do „Nienawiści”)

Z prawdą, ze sobą i rodzinno-środowiskowym ostracyzmem zmagał się Stefan Dąmbski, egzekutor AK. Na krótko przed samobójczą śmiercią napisał: „Przez lata po zakończeniu wojny próbowałem analizować siebie samego i w końcu uznałem, że doszedłem do tego zwierzęcego stadium głównie przez moje wychowanie w młodych latach – w atmosferze do przesady patriotycznej. (…) Byłem na samym dnie bagna ludzkiego. (…) Za późno dziś, by prosić kogokolwiek o przebaczenie, tak się ludziom życia nie przywróci. Niech to będzie jeszcze jedno ostrzeżenie dla przyszłych pokoleń (…). Niech pamiętają, że każda wojna to tragedia, że w niej zawsze giną ludzie młodzi, mający całe życie przed sobą – i to giną niepotrzebnie”.

– Narobili biedy i tyle – mówi Oksana. „Mieszkając w Polsce już od 12 lat zrozumiałam jedno, że dzieli nas z Polakami jedynie religia, są tak podobne ludzi, mentalność, ze nie mogę pojąć jak i z czego mogła wyniknąć rzeź wołyńska i niemiłość Ukraińców do Polaków w czasy
II Rzeczypospolitej. Jak mi zadają pytanie w Polsce, skąd się wziął Bandera, to zawsze mówię że II Rzeczpospolita sama porodziła tego Banderę
(…) Jakby potraktowali Ukraińców inaczej, pozwoliliby im na gospodarowanie , daliby zaporożcom ziemi, o które oni nie jeden raz prosili, to by to okatoliczanie skończyło się powodzeniem , a nie krwią i nienawiścią. Jakie mity by dla nas nie stwarzali, powinniśmy i Polacy i Ukraińcy odnaleźć wspólny mianownik do zdradliwej historii, bo tak naprawdę jesteśmy jedną cześcią tego samego narodu . Dla tych, kto za nas pisze historię, stwarza swoje własne mity, w które tak chce żebyśmy wierzyli, dla nich wszystkich jest ważna nie wspólna historyczna pamięć i wspólna część polsko-ukraińskiej historii a wspólna nienawiść i bezkonieczna, kłótliwa dyskusja z której oni wyszarpią własne korzyści. Nie dajmy się oszukać kolejny raz, już ile podobnych wydarzeń było , to trzeba być naprawdę głupcem żeby znowu dać się wciągnąć w sztuczną pułapkę.(…) Patrząc ile doczepiło się różnych sił politycznych do dzisiejszej wojny i rządu to już poszło w zapomnienie dla czego te ludzi stali na Majdanie , a najwięcej tam było młodzieży . Widzę teraz tą młodzież z torbami na autokarach przekraczających granicę polsko -ukraińską w poszukiwaniu lepszego miejsca dla życia , z różnych części Ukrainy jadą razem, kto z Doniecka, kto z Krymu, kto z Zachodniej czy Centralnej Ukrainy, młode ludzie, nie rozmawiają o polityce, o języku jakim mają rozmawiać, dogadują się nawzajem i nie ma między nimi żadnych kłótni . Tu najwięcej widać absurd obecnej sytuacji i zadajesz sobie pytanie: a czy był potrzebny ten Majdan, czy była potrzebna ta wojna ? Dla czego i kto podzielił politycznie te ludzi ?

Romuald Niedzielko w „Kresowej Księdze Sprawiedliwych” odnotowuje 384 przypadki mordu dokonanego na Ukraińcach przez wykonawców „akcji antypolskiej” , uważających udzielanie pomocy „Lachom” za zdradę ukraińskich ideałów narodowych. Warto też wiedzieć, że państwo polskie nigdy, w żaden sposób nie podziękowało Sprawiedliwym Ukraińcom niosącym ratunek sąsiadom. Nie pasują do politycznie poprawnej wizji powszechnej, czerwono-brunatnej idylli. Niech zasypie wszystko, zawieje… Pułapka eskapizmu jest bezwzględna.

Dramatycznie samotną walkę o ich upamiętnienie toczą od lat Wiesław Tokarczuk z drugiego pokolenia ocalonych i grupa osób odczuwających taką potrzebę. Bezskutecznie. Zwracają uwagę na zanik empatii, dokonującą się niepostrzeżenie zamianę uniwersalnych pojęć dobra i zła, brutalną obojętność wobec powolnej agonii oświeconego humanizmu, grozę doświadczaną przez ofiary i świadków wszystkich ludobójstw wobec takich postaw, brak zakotwiczonych w historii precyzyjnych drogowskazów moralnych. (96) „Być może fakt uratowania życia mojej Mamy i Jej chłopskiej rodziny jest dla Rzeczypospolitej bez znaczenia, bo ta chłopska rodzina była dla Rzeczypospolitej niewiele warta. Być może ci ukraińscy wieśniacy, którzy uratowali życie mojej Mamy i Jej rodziny, dla Rzeczypospolitej nie są warci odznaczenia i wdzięczności. ” (…) „Dotychczas wszystkie organy i instytucje państwa polskiego zignorowały wszelkie tego typu inicjatywy. Dopiero Rzecznik Praw Obywatelskich św. p. Janusz Kochanowski po stwierdzeniu absolutnej bezczynności polskich organów i instytucji podjął próbę uhonorowania Sprawiedliwych Ukraińców. Pracownicy Jego biura rozpoczęli zbieranie wniosków personalnych o Medal Sprawiedliwych. Otrzymali także mój wniosek o odznaczenie dla Giergielów, otrzymanie wniosku potwierdziła pani Marta Kukowska. To, co następcy św. p. Janusza Kochanowskiego uczynili z wnioskami po Jego tragicznej śmierci pod Smoleńskiem, pozwolę sobie nazwać aktem haniebnym. Otóż oni wyrzucili nasze wnioski o Medale dla Sprawiedliwych Ukraińców na śmietnik. Tak po prostu. Moje zapytanie do RPO o kontynuację projektu Medalu Sprawiedliwych pozostaje bez odpowiedzi od prawie 6 lat.” (97) Wniosek ocalonego przez Ukraińców Romualda Drohomireckiego ze Stowarzyszenia Polskich Dzieci Wojny w Olsztynie, napisany do byłego prezydenta Komorowskiego z równoczesną prośbą o wsparcie skierowaną do Donalda Tuska, Grzegorza Schetyny i Bogdana Borusewicza – póki żyją jeszcze świadkowie tamtych wydarzeń, a odchodzą bardzo szybko i jest ich coraz mniej – wylądował w koszu. (98) Kolejny wniosek właśnie zarasta kurzem w prezydenckiej kancelarii.

Jestem pewny – pisze dalej Wiesław Tokarczuk – że ja i moja rodzina bardzo potrzebujemy oficjalnego i osobistego wyrażenia wdzięczności przez polskie państwo. [Chociaż] już się nie dowiemy, czy potrzebowali i oczekiwali tego od państwa polskiego św. p. Tolko i Ziuńka Giergielowie, [to taki gest] „może pomóc wielu osobom uwierzyć, że dobro nie tylko powinno, ale realnie może być nagradzane i pochwalane, nawet jeśli zło nie zawsze – w życiu doczesnym sprawcy – bywa ukarane. Przywróci – w naszej rodzinnej historii – równowagę moralną. Będzie drogowskazem moralnym dla wielu. Będzie wzorem polsko-ukraińskiej przyjaźni. Przywróci także prawdę.” (99)

Do Prezesa Rady Ministrów Pani Beaty Szydło: Uprzejmie proszę o informacje czy istnieją a jeżeli tak, to jakie są formy uhonorowania Sprawiedliwych Ukraińców ratujących Polaków podczas rzezi na Wołyniu w 1943 roku?

Odpowiedzi nie było.

 

PS. od autora: Dziękuję Panu Wiesławowi Tokarczukowi za udostępnione materiały i cenne wskazówki.

przypisy i bibliografia:

(1). źródło cytowanego fragmentu: sekcja odtajnionych w 1998 roku przez rząd USA archiwów CIA dotycząca nazistowskich zbrodni wojennych: http://www.foia.cia.gov/sites/default/files/document_conversions/1705143/HRINIOCH,%20IVAN_0020.pdf , patrz również: Anton Shekhovtsov,By cross and sword: ‘Clerical Fascism’ in Interwar Western Ukraine wClerical Fascism in Interwar Europe (Totalitarian Movements and Political Religions, ed. Matthew Feldman, Marius Turda, Tudor Georgescu oraz http://dx.doi.org/10.1080/14690760701321098 i John Pollard: „Klerykalny faszyzm” http://www.tandfonline.com/doi/full/10.1080/14690760701321528
Motywy chrystyczne są częstym elementem przekazu środowisk skupionych wokół skrajnie prawicowych, neobanderowskich bojówek „Prawego Sektora”, w swojej wykładni ideologicznej organizacja ta odwołuje się również do postaci św. Matki Teresy z Kalkuty (patrz: http://banderivets.org.ua/z-hrystom-u-sertsi.html oraz I. Zahrebelny, publicysta m.in. „Nacjonalisty.pl – Dziennika Narodowo-Radykalnego” :„Nacjonalizm i katolicyzm razem po tej samej stronie frontu” http://banderivets.org.ua/natsionalizm-i-katolytsyzm-po-odnu-storonu-frontu.html). „Pan Bóg jest po naszej stronie, a zachodnie reżimy pożałują tego, że wspierały tę rewolucję – ponieważ ta rewolucja stanie się forpocztą dla Nowej Rekonkwisty.” (I. Zahrebelny w http://www.nacjonalista.pl/2013/12/13/ihor-zahrebelny-co-sie-dzieje-na-ukrainie-krotki-raport-dla-zachodnich-towarzyszy/)

(2) http://www.thenation.com/article/how-ukraines-new-memory-commissar-is-controlling-the-nations-past/ Absolutna większość znawców tematu uważa publicystykę W. Wiatrowycza za paranaukowe mitotwórstwo:http://krytyka.com/en/articles/open-letter-scholars-and-experts-ukraine-re-so-called-anti-communist-law orazhttps://ukraineanalysis.wordpress.com/2015/05/02/volodymyr-viatrovych-and-ukraines-de-communization-laws/

Andreas Umland:

1. In which peer-reviewed scholarly high-impact journals did Viatrovych’s articles appear?
2. At which international conventions of relevant academic organizations were Viatrovych’s papers selected for presentation?
3. Which known scholarly book series or established academic publishers with independent peer review have published Viatrovych’s books?
4. Which institutions without links to Ukrainian nationalist circles, i.e. which groups of scholars without some biographical connection to the research topics of Viatrovych, have hosted him?
I have noted many publications, presentations, affiliations, activities etc. of Viatrovych, but these by themselves do not establish academic status. Instead, they indicate that he would have sufficient funding or support available that could be used to get his Ukrainian texts translated into English or other languages, in order to be published in respected, selective and peer-reviewed scholarly journals. Maybe there are such publications by Viatrovych – and I simply have not noticed them.(…) If there are properly academic publications by Viatrovych, I shall be genuinely interested to read them. (…) He published with his own institution – something usually not highly respected among scholars. I would be interested to know whether Viatrovych’s book with Mohyla university press went through proper independent peer review by recognized experts on his book’s topic.
” za: https://web.facebook.com/andreas.umland.1/posts/10205257075639920
O politycznie motywowanej mitologizacji (patrz: Rudling http://carlbeckpapers.pitt.edu/ojs/index.php/cbp/article/view/164Rossolinski-Liebe http://www.kakanien-revisited.at/beitr/fallstudie/grossolinski-liebe2.pdf, Katchanovski https://www.cpsa-acsp.ca/papers-2010/Katchanovski.pdf , Marples http://pdfebookdl.com/politics-sociology/109443-heroes-and-villains-creating-national-history-in.html) i próbach naukowej demitologizacji ruchu banderowskiego („bojownicy o wolność, faszyści czy ustasze?”), dyskusja:
http://spps-jspps.autorenbetreuung.de/files/14-reviewessays.pdf

-aktualizacja 2016-05-03:  https://foreignpolicy.com/2016/05/02/the-historian-whitewashing-ukraines-past-volodymyr-viatrovych/

-aktualizacja 2016-05-04, Per Rudling o projekcie CIA pod kierownictwem Lebiedia „Litopys UPA” i zawartych w nim fałszerstwach:  ” You can pretty much pick up any volume of Vyzvol’nyi Rukh, or any single one of Viatrovych’s booklets; they are systematically manipulated. As is the Litopys UPA (which, I imagine is what Cohen, and Burds, refer to here) it was initially a CIA-funded project, run by Lebed and his circle, with an explict mandate to glorify the OUN and UPA. Sure, Cohen could have chosen to make this already long article even longer by providing exact references to the many omissions, distorting editing, and included facsimiles of the original documents, trimmed by the Litopys UPA/TsDVR circles, and their selective renderings in the Litopys UPA. To Cohen’s credit, he provides links to the review forums of both Druha pol’s’ko-ukrains’ka viina and Viatrovych’s book on OUN and the Jews. In his Stavlennia OUN do evreiv Viatrovych includes the well-known Krentsbach forgery, a fake autobiography of a fictitious Jewess produced by the ZCh OUN in 1957 to the effect that the UPA rescued her during the Holocaust. In UPA – Armiia neskorennykh he claims the UPA killed the leader of the SA in Volhynia in 1943 – when he was, in reality killed in a car crash in Potsdam. These are not factual errors, but systematic distortions, serving a political agenda. As to Druha pol’s’ka-ukrains’ka viina Cohen provides a link to the Ab Imperio book discussion, with the comments by Zieba, Motyka, Iliushyn, Grachova, and yours truly. The ZCh OUN – the same group which funds the TsDVR and Viatrovych’s annual lecture tours to North American universities – but also the ZP UHVR – systematically manipulated, seeded, and selectively distorted the records after the war. This was OUN(b) policy from mid-1943.
As the person who happened to chair the session at the workshop; yes, „crashing” is a matter of perspective. Viatrovych was brought to the workshop late by his sponsor, the OUN(b)’s Borys Potapenko, came for one session only, and insisted to take up the limited time we had for questions to read a several page long statement in Ukrainian, then translated by Potapenko,doubling the time. This was something the organizers could not allow. When being forced to enforce our rule of no speeches from the floor, laid out at the begining of the workshop, Viatrovych writes on social fora that his freedom of speech was infringed. (And yes, this is the same man who authored of the laws outlowing disrepect for „the fighters for Ukrainian statehood in the 20th century”). Of course, we can nit-pick on individual formulations (Viatrovych also wrote in Ukrains’ka Pravda, not in Pravda, for example), but what Cohen does, in my opinion, is bringing attention to an issue at a time when others, including the bulk of the Ukrainian studies establishment in North America and the current Ukrainian government have chose to look the other way (or, worse, empowering, enabling or applauding him). The problem is rather that the timing for this critical scrutiny is late; the time to raise these issues was March 24, 2014 (yes, before Poroshenko became president – another error in Cohen’s text!), when Viatrovych was appointed director of the UINP. That is, before he was given another chance to use state institutions to do harm to scholarship – and yes, Ukraine. (…) Given his first stint at memory manager, in 2008-2010, his dismal record was well-known to all of us by then.” 
za: https://www.facebook.com/andreas.umland.1/posts/10207774748740174

aktualizacja 2016-05-14, Raul Cârstocea: „In addition to concerns about the limits to freedom of expression and of the media that [decommunization] laws introduced, one of them explicitly includes within the scope of its protection the OUN and UPA, two organisations responsible for collaboration with the Nazis, anti-Jewish pogroms and assistance in the perpetration of the Holocaust in Ukraine, and the mass murder of Poles in Volhynia and eastern Galicia between 1943 and 1945. In turn, these aspects of Ukrainian history acquire special significance for contemporary politics in the context of the ongoing conflict in Ukraine, as well as of the so-called ‘information war’ waged by the Russian Federation, where the association of the post-Maidan Ukrainian state with ‘fascism’ is a central component.” za: http://www.ecmi.de/fileadmin/downloads/publications/JEMIE/2016/RCarstocea.pdf

(3) „By 2005 an important step toward heroization of Ukrainian nationalism was Victor Yushchenko’s appointment of Svoboda member Volodymyr Viatrovych as head of the Ukrainian security service (SBU) archives” za: http://everything.explained.today/Neo-Nazism/

aktualizacja 2016-07-12 wersja z 2014: „In 1991 Svoboda (political party) was founded as ‚Social-National Party of Ukraine’. The party combined radical nationalism and neo-Nazi features. It was renamed and rebranded 13 years later as ‚All-Ukrainian Association Svoboda’ in 2004 under Oleh Tyahnybok. By 2005 an important step toward heroization of Ukrainian nationalism was Victor Yushchenko’s appointment of Svoboda member Volodymyr Viatrovych as head of the Ukrainian security service (SBU) archives. This allowed Viatrovych not only to sanitize ultra nationalist history, but also officially promote its dissemination along with OUN(b) ideology based on ‚ethnic purity’ coupled with anti-Russian, anti-Polish and anti-semitic rhetoric; denial of UPA war crimes, and the paradoxical glorification of Nazi history with concomitant denial of wartime collaboration wrote Professor Per Anders Rudling” (https://en.wikipedia.org/w/index.php?title=Neo-Nazism&oldid=626673398#Ukraine) . W wersji obecnej zniknęło sformulowanie „Svoboda member Volodymyr Viatrovych” na rzecz „Volodymyr Viatrovych”. Internet został dokładnie wyczyszczony z jakichkolwiek informacji na temat organizacyjnej przynależności Wiatrowycza, jakoże ten obecnie jest „niezależnym” ekspertem. Czytaj dalej: http://www.academia.edu/2481420/_The_Return_of_the_Ukrainian_Far_Right_The_Case_of_VO_Svoboda_in_Ruth_Wodak_and_John_E._Richardson_eds._Analyzing_Fascist_Discourse_European_Fascism_in_Talk_and_Text_London_and_New_York_Routledge_2013_228-255#
(4) https://books.google.pl/books?id=XMIG9aJxuxAC&pg=PA249&lpg=PA249&dq=Svoboda+Party+of+regions+project+Kuzio&source=bl&ots=B4rqMlSSsj&sig=z70THIK0yvYjvN7NGgu8MQJbuEE&hl=pl&sa=X&ved=0ahUKEwjijuWClOnLAhVjvHIKHc5oA6sQ6AEIUjAH#v=onepage&q=Svoboda%20Party%20of%20regions%20project%20Kuzio&f=false
(5) https://books.google.pl/books?id=CqXACQAAQBAJ&pg=PA182&lpg=PA182&dq=Svoboda+Party+of+Regions+kuzio&source=bl&ots=p9l7YRvIFg&sig=nixk9CG5-8ibCV9nc9aBEWm3Mdg&hl=pl&sa=X&ved=0ahUKEwiPl87DlunLAhVE8ywKHb8qAgkQ6AEINzAD#v=onepage&q=Svoboda%20Party%20of%20Regions%20kuzio&f=false
(6)http://www.academia.edu/2481420/_The_Return_of_the_Ukrainian_Far_Right_The_Case_of_VO_Svoboda_in_Ruth_Wodak_and_John_E._Richardson_eds._Analyzing_Fascist_Discourse_European_Fascism_in_Talk_and_Text_London_and_New_York_Routledge_2013_228-255
(7) „Тогда Хорт возглавлял винницкое отделение правой организации Социал-национальной ассамблея и был приговорен к трем годам условно по обвинению в разжигании межнациональной розни.” za: https://vindaily.info/khort-geroy-ili-provokator.html
(8) „The very fact that it was mainly the pro-Kremlin media who were circulating the information could have aroused some suspicion. (…) Pavlenko does not just rip up the portrait (…) but also prompts the others to chant that Poroshenko is a ‘dickhead’. This was perfect for the pro-Kremlin media as an antidote to similar chants often heard about Russian President Vladimir Putin. (…) It is possible that Pavlenko liked the role of hero and political prisoner. (…) Certainly in this situation, he and his supposed patriot comrades have done Ukraine only a disservice, chanting in unison with the Russian media what Bulgakov refers to as “an insane mantra” about a prison term for destroying a portrait of the President. ” za: http://khpg.org/en/index.php?id=1459889982
(9) http://vesti-ukr.com/lvov/139682-na-zakarpate-proshel-fakelnyj-marsh-protiv-vengerskih-okkupantov-i-ih-posobnikov oraz http://www.therussophile.org/not-moskals-this-time-the-nazists-are-threatening-hungarians-with-the-knives.html/. Oryginalne video „Magiarów na noże” zostało skasowane: https://www.youtube.com/watch?time_continue=15&v=Z8NkglzXdmk
(10) http://anton-shekhovtsov.blogspot.com/2013/12/ukrainian-extra-parliamentary-extreme.html
(11) “This just confirms my suspicion that Russian intelligence agencies are behind these people, though the killers themselves may not even know this,” Fesenko wrote. “The statement also gives us grounds to suspect that the campaign of assassinations will continue and may be directed against top government representatives.” (…) Analysts have speculated that Russia allegedly uses some Ukrainian nationalists to present Ukraine as a “fascist” country and to destabilize the political situation. One of those accused, Dmytro Korchinsky, used to cooperate with Alexander Dugin, a pro-Kremlin Russian imperialist who has called for killing Ukrainians. Korchinsky was on the board of Dugin’s International Eurasian Union before falling out with his Russian ally in 2007. In 2005 Korchinsky trained Russia’s Nashi pro-Kremlin youth group on ways to combat “color revolutions.” Secret services often attempt to influence nationalist groups to use them for their goals, Fesenko told the Kyiv Post. “Intelligence agencies often act this way,” he said. “They use local nationalist groups and plant moles there. They give them ideas and funding.” za: http://www.kyivpost.com/article/content/kyiv-post-plus/mysterious-group-takes-claim-for-high-profile-murders-386483.html ;

При этом российское ФСБ вполне может поддерживать украинские национально ориентированные формирования, а СБУ русских националистов.  Идеология тут не причем, все зависит от задачи, которая перед спецслужбой стоит или может стоять в будущем. Так что Дмитрий Ярош может быть на содержании, как у одной силовой структуры, так и у другой.” , http://skelet-info.org/yarosh-i-pravyj-sektor-na-kogo-rabotaem/
(12) https://www.youtube.com/watch?v=skbz95Bfkxc
(13) https://twitter.com/christogrozev/status/566377671089991680
(14) „Даже откровенные провокаторы из «Братства» Дмитрия Корчинского в героическом ореоле участников АТО становятся народными депутатами.”
za : http://www.forumn.kiev.ua/newspaper/archive/150/svoykh-fashystov-ne-byvaet.html
(15) http://rusnsn.info/analitika/zaby-ty-j-soyuz-russkie-kazaki-i-ukrainskie-natsionalisty-v-pridnestrov-e.html ; http://rusnsn.info/istoriya/ob-uchastii-una-unso-v-pridnestrovskom-konflikte.html
(16) http://www.politnavigator.net/una-unso-zovjot-moldovu-v-vojjnu-protiv-rossii-video.html
(17) http://www.bbc.com/news/world-europe-26784236 ; ” Яроша и соратников обвинили в развязывании войны с Россией и срыве мирного процесса.” za: http://korrespondent.net/ukraine/3673500-vyzytka-yarosha-okazalas-pravdoi ; „Правий сектор” майстерно роздутий російським телебаченням” za: http://gazeta.dt.ua/internal/viyna-za-lyudey-_.html ;

https://www.youtube.com/watch?v=0di2czVC_6Q

(18) „Провокация удалась. Провластные и российские телеканалы получили впечатляющую картинку, на которой отнюдь не мирные студенты, а озверевшая толпа вступает в вооруженную стычку с милицией (как после схватки «беркутята» добивают покалеченных людей, конечно же, не покажут). (…) Отдельно стоит остановиться на ВО «Тризуб» имени Степана Бандеры. Это еще одна организация, которая открыто поддержала штурм Администрации президента и заклеймила позором тех, кто назвал «штурмовиков» провокаторами. (…) Надо заметить, что, по одной из версий, эта поддержка, выражавшаяся в призывах штурмовать Верховную Раду, была провокацией, направленной на эскалацию насилия. (…) Весьма интересны отношения между «Тризубом» и ВО «Свобода»: незадолго до выборов в местные органы власти 2010 года в некоторых регионах распространялись листовки с критикой Олега Тягнибока с ультраправых позиций. Тризубовцы, будучи куда более радикальными националистами, чем «Свобода» могли успешно воздействовать на часть партийного электората. Словом, «Тризуб» – «контора» мутная, вызывающая немало подозрений на счет сотрудничества с властью вообще, и спецслужбами в частности.”

za: http://crime.in.ua/statti/20131202/voskresenie
(19) „This involvement by Tryzub as agents provocateurs is indeed strange because Slava Stetsko, the head of both OUN(b) and KUN, spoke against President Kuchma at the monument to Shevchenko at the same time as other leaders of the Ukraine Without Kuchma group. One can only deduce from this that either OUN(b)/KUN are supporting both President Kuchma and the opposition, or Tryzub is no longer under the control of OUN(b)/KUN and has been bought out by the authorities” za: http://www.ukrweekly.com/old/archive/2001/120119.shtml
(20) https://twitter.com/strobetalbott/status/450034007863201792
(21) http://www.politico.com/magazine/story/2014/03/putins-imaginary-nazis-105217_Page2.html#ixzz2xcOgkK1A
(22) http://www.eioba.pl/files/user79280/a237277/jagrgsxkbsa.jpg
(23) „This academic investigation concludes that the massacre was a false flag operation, which was rationally planned and carried out with a goal of the overthrow of the government and seizure of power. It found various evidence of the involvement of an alliance of the far right organizations, specifically the Right Sector and Svoboda, and oligarchic parties, such as Fatherland. Concealed shooters and spotters were located in at least 20 Maidan-controlled buildings or areas. The various evidence that the protesters were killed from these locations include some 70 testimonies, primarily by Maidan protesters, several videos of “snipers” targeting protesters from these buildings, comparisons of positions of the specific protesters at the time of their killing and their entry wounds, and bullet impact signs. The study uncovered various videos and photos of armed Maidan “snipers” and spotters in many of these buildings. The paper presents implications of these findings for understanding the nature of the change of the government in Ukraine, the civil war in Donbas, Russian military intervention in Crimea and Donbas, and an international conflict between the West and Russia over Ukraine.” za: http://www.academia.edu/8776021/The_Snipers_Massacre_on_the_Maidan_in_Ukraine
(24) http://prawy.pl/5747-prawy-sektor-w-warszawie-na-wolyniu-nie-nie-mordowano-polakow/
(25) http://www.polskieradio.pl/5/3/Artykul/1121661,Narodowcy-protestuja-przeciw-promowaniu-w-Polsce-kandydatow-na-prezydenta-Ukrainy; „ochotnicze patrole antybanderowskie” spod znaku Falangi/ONR: https://www.youtube.com/watch?v=o0o4UMCG7Hw oraz https://www.zycie.pl/informacje/artykul/7234,zniszczono-pomnik-upa-w-molodyczu-tyma-to-rosyjska-prowokacja
(26)http://www.ukrainebusiness.com.ua/news/345.html
(27) http://uainfo.org/news/12129-gzhegozh-rossolinskiy-libe-ob-oun-upa-evreyskih-pogromah-i-bandere.html
(28) „Ukrainians [were considered] „adroit political intriguers and past masters in the art of propaganda” who would not hesitate to use the United States for their own ends. Moreover, emigre groups in general—and Soviet ethnic minority groups in particular—were obvious targets of Soviet penetration and manipulation.” ( za: http://www.foia.cia.gov/sites/default/files/document_conversions/1705143/STUDIES%20IN%20INTELLIGENCE%20NAZI%20-%20RELATED%20ARTICLES_0015.pdf)
(29) Aleksandr Gogun (wywiad) https://www.youtube.com/watch?v=7UGE3l_wQ0g @22:55, 24:15

На сотрудничество УВО-ОУН с ОГПУ-НКВД на антипольской основе в 1920—1930-е годы косвенно указывает как ряд публикаций украинского исследователя Анатолия Кентия, так и факт длительных доверительных отношений между Павлом Судоплатовым и… взорванным им в Роттердаме в 1938 году вождем ОУН Евгением Коновальцем. Пособничество обычно оставляет агентурный след. А материалов об этом в киевских архивах ничтожно мало по объективной причине — согласно ведомственным правилам, наиболее ценная зарубежная агентура со всей сопутствующей документацией передавалась республиканскими органами госбезопасности на Лубянку. Украинские праворадикалы представляли значительный интерес не только для чекистов, но и для советской армейской разведки, в том числе потому, что собирали о Польше — наиболее вероятном противнике — ценные данные сугубо военного характера, а также обладали определенными знаниями о рейхе.” http://gazeta.zn.ua/SOCIETY/starye_pesni_bez_glavnogo_v_moskve_izdan_sbornik_dokumentov__ob_ukrainskih_natsionalistah_v_gody_vto.html

(30) http://witas1972.salon24.pl/586733,cyngiel-ktory-zdetonowal-rzez-wolynia
(31) http://blogpublika.com/2015/02/08/mord-w-parosli-9-02-1943-tajemniczy-poczatek-rzezi-wolynskiej/
(32) https://web.facebook.com/photo.php?fbid=10101457892254049&set=a.10100416026321729.2562469.1814623&type=3&theater
(33) Jeffrey Burds http://www.academia.edu/3420138/_Agentura_Soviet_Informants_Networks_and_the_Ukrainian_Underground_in_Galicia_1944-48_Eastern_European_Politics_and_Societies_January_1997_
(34)
http://kangur.uek.krakow.pl/biblioteka/biuletyn/artykuly.php?Strona=Art&Wybor=42&Art=wp_obled_44
(35) http://www.bochnianin.pl/forum/viewtopic.php?t=20853
(36) Alexander Statiev, The Soviet Counterinsurgency in the Western Borderlands (Cambridge University Press), str. 128; ponadto Timothy Snyder:  „UPA prawdopodobnie zamordowała tylu Ukraińców, co i Polaków, jako że mordowała wszystkich niepasujących do jej szczególnej wizji nacjonalizmu jako „zdrajców„, za: http://www.nybooks.com/daily/2010/02/24/a-fascist-hero-in-democratic-kiev/
(37) Ibid., str. 126
(38) Burds, op. cit. str. 106
(39) Wiktor Suworow „Lodołamacz” (Editions Spotkania)
(40) Statiev, op. cit. str. 131
(41) Ibid., str. 233
(42) https://newcoldwar.org/stepan-bandera/
(43) https://newrepublic.com/article/117505/ukraines-only-hope-nationalism
(44) Suworow, op.cit., str. 104
(45) Ibid., str. 42
(46) Ibid., str. 53-54
(47) Ibid., str. 47
(48) „Despite all their efforts, nationalist historians have found no materials in foreign archives that testify to authentic battles of the UPA with Hitlerite military units. The reason is that there were no such battles. (…) Later, grassroots UPA unite periodically engaged German forces, but acted on their own initiative, without orders from above. (…) From 1944 , moreover, the UPA became an overt ally of the Germans in the struggle against the advancing Red Army. An interview wih former insurgent Petro Hlyn, who received a 25 prison sentence from a Soviet tribunal, also offers evidence that the UPA ‚massacred not only Poles but their own fraternal Ukrainians’. (…) Further support for the theory of a sustained alliance between the UPA and the German forces is derived from archival documents from both the Germans and the KGB. Between 1988 and 1991, this interpretation constituted the official Soviet line (…)” David R. Marples, Heroes and Villains: Creating National History in Contemporary Ukraine (Central European University Press, 2007); str. 146 oraz: http://www.academia.edu/577931/_Falsifying_World_War_II_History_in_Ukraine_; o trudnościach w prowadzeniu badań nad działalnością nacjonalistycznego prowokatora we Lwowie w 1945 roku http://uamoderna.com/blogy/martynenko/nazi-archives

SS Dirlewanger, ukraiński 118 batalion Schuma (zwalczał wspólnie z ROA m.in. „polskie podziemie” http://www.academia.edu/1211423/_Terror_and_Local_Collaboration_in_Occupied_Belarus_The_Case_of_Schutzmannschaft_Battalion_118._Part_I_Background_Nicolae_Iorga_Historical_Yearbook_Romanian_Academy_Bucharest_Vol._VIII_2011_195-214, str. 204-10), ukraiński 57 batalion Schuma i polski 202 batalion Schuma (od 1943 również podporządkowany SS Dirlewanger, większość schutzmanów następnie zdezertowała zasilając najprawdopodobniej polską samoobronę na Wołyniu) wspólnie przeprowadzali antypartyzanckie operacje na Białorusi w rejonie Mińska.
( za http://forum.axishistory.com/viewtopic.php?t=116667 )

Fragmenty ksiażki Czesława Piotrowskiego „Krwawe żniwa” (Bellona):
” Sami jednak Niemcy też nie zaznali dłuższego spokoju, gdyż w nocy z 13 na 14 kwietnia (1943) zostali zaatakowani w Stepaniu przez nacjonalistyczną bandę, udającą partyzantów radzieckich. (…) Po tym napadzie Niemcy zaczęli tam na stałe utrzymywać, oprócz żandarmerii, również pododdziały wojskowe (policyjne). Przebywali tam żołnierze Wehrmachtu, własowcy, Słowacy, Ukraińcy oraz tzw. zieloni Polacy ze Śląska, Poznańskiego, Pomorza itp. Wcale to jednak w niczym nie przeszkodziło [banderowcom] w realizacji swoich zbrodniczych planów eksterminacji Polaków. Podjęto natomiast próby wciągnięcia Niemców do tego dzieła (…)„, str. 151-153; ” W końcu czerwca (1943) na jakiś czas do Stepania została skierowana kompania tzw. zielonych składająca się w wiekszości z Polaków (…) a także ze Słowaków i Ukrainców, z niemiecką kadrą oficerską. Kiedy zostały zaatakowane osiedla Brzezina, Soszniki i Ziwka przez liczne oddziały nacjonalistyczne [członkowie samoobrony otrzymali od „zielonych” natychmiastową pomoc]” , str. 171-172; „W naszych szeregach podano nam wiadomość, że od strony Stepania razem z banderowcami idą Niemcy tzw. zieloni – Ślązacy (…) Po systematycznym ogniu i jego nasileniu uwierzyłem, że z banderowcami są Niemcy. Lecz do dziś nie wiem, jak było naprawdę” ( obrona Huty Stepańskiej, str. 236).

Lektura dodatkowa: Droga do nikąd. Wojna Polska z UPA (Bellona), Antoni B. Szcześniak, Wiesław Z. Szota; Pany i rezuny. Współpraca AK-WiN i UPA 1945-1947 (Oficyna Wydawnicza VOLUMEN), Grzegorz Motyka, Rafał Wnuk , „Kresowa Księga Sprawiedliwych” (IPN), Romuald Niedzielko (http://www.nawolyniu.pl/sprawiedliwi/sprawiedliwi.pdf)

(49) http://www.ndkt.org/krym-arena-razgula-velikoderzhavnogo-shovinizma-i-ukrainskogo-natsionalizma.html
(50) http://joinfo.com/world/1013835_russian-president-planned-invasion-of-ukraine-before-2004-putins-ex-aide.html
(51) Penetracja Krymu przez islamski dżihad to temat do osobnego opracowania: „Moscow artificially divided the [nationalist] Majlis, which is the unofficial political organization of the Crimean Tatars. (…) Among the Crimean Tatars, a group supportive of Vladimir Putin has emerged and is prepared to push through ideas unpopular among the Majlis members (…) This allows Russia to play these organizations against each other and prevent the Crimean Tatars from making unified statements against Moscow. Over time this could be used to great effectiveness to neutralize Crimean Tatar nationalism and their support for being part of Ukraine.” za: http://www.jamestown.org/single/?tx_ttnews[swords]=8fd5893941d69d0be3f378576261ae3e&tx_ttnews[any_of_the_words]=Yemen&tx_ttnews[pointer]=3&tx_ttnews[tt_news]=42559&tx_ttnews[backPid]=7&cHash=4c7be2cb0f42d6fa5bfb359a40db2220#.VxOlxXpbHIV;
również: „One of the main three initiators of the blockade, Lenur Islyamov, would call the food supplies to Crimea ‘a trade made in blood’, but his position is morally problematic: not only is he a Russian businessman (he holds a Russian passport), but he also has business interests in Crimea and Moscow, as well as being a former ‘Vice Prime Minister’ of Russia-annexed Crimea. ” za: https://www.opendemocracy.net/od-russia/anton-shekhovtsov/crimean-blockade-how-ukraine-is-losing-crimea-for-third-time; Lenur Islyamov sprowadza „Szare Wilki” na blokadę Krymu zaraz po ogłoszeniu udziału tychże w zamordowaniu zestrzelonego rosyjskiego pilota w Syrii: https://web.facebook.com/photo.php?fbid=10205599583604715&set=a.2016598130390.2103918.1106964109&type=3&theater i https://web.facebook.com/photo.php?fbid=10205600258661591&set=a.2016598130390.2103918.1106964109&type=3&theater; por. ślady FSB i czeczeński terroryzm, sprawa Abri Barajewa: „Abu Bakar osobiście werbował smiertnice do zamachu na Nord Ost. Po Czeczenii poruszał się czarną wołgą równie swobodnie jak Abri Barajew na równie mocnych papierach współpracownika Ministerstwa Spraw Wewnętrznych„, za: http://archive-pl.com/page/519808/2012-10-25/http://terroryzm.wsiz.pl/artykuly,Milczenie-czarnych-wdow.html
(52) https://wikileaks.org/plusd/cables/08KYIV2323_a.html
(53) https://theintercept.com/2015/03/18/ukraine-part-3/
(54) https://larussophobe.wordpress.com/2008/10/04/russia-is-destabilizing-the-crimea/
(55) https://lenta.ru/news/2008/12/22/train/
(56) http://freedomparty.ru/read/1878/
(57) http://www.newsru.com/world/22dec2008/ukr_1.html
(58) korrespondent.net/ukraine/politics/687261-bratstvo-gotovit-partizanov-dlya-zashchity-kryma-ot-rossijskogo-vtorzheniya
(59) http://blogs.pravda.com.ua/authors/nayem/4adc22c19f1b6/ ;

(60) „Dirlewangerowcy” w ukraińskich batalionach ochotniczych nie wzięli się „znikąd”: Iwan Melniczenko, Zug- lub Hauptscharführer ukraińskich ochotników SS Dirlewanger był członkiem OUN(b). Około 50 dezerterów z kontrolowanego przez SS Dirlewanger 118 batalionu Schuma zasiliło nastepnie UPA na Wołyniu;  za http://forum.axishistory.com/viewtopic.php?t=116667

(61) https://web.facebook.com/anton.shekhovtsov/posts/10205956384884524
(62) https://web.facebook.com/anton.shekhovtsov/posts/10205112281822475?pnref=story
(63) „Таким образом, свою полугодовую борьбу с губернаторским кланом Фейгин, при поддержке Москвы, выиграл. Местные наблюдатели подчеркивали „тщательно спланированный” характер этой операции.” za: https://lenta.ru/articles/2012/11/20/feigin/
(64) artprotest.org/cgi-bin/news.pl?id=4049
(65) http://www.voanews.com/content/russian-police-raid-opposition-leaders-home-ahead_of_protests/1205751.html?s=1=
(66) http://labuszewska.blog.tygodnikpowszechny.pl/2013/09/10/odwilz-kontrolowana/
(67) http://pl.sputniknews.com/swiat/20151105/1355185/Francja-telewizja-Putin.html#ixzz45cGlud5E
(68) https://globalvoices.org/2014/10/21/russia-opposition-ukraine-crimea-navalny-mbk/
(69) http://willzuzak.ca/cl/bookreview/Salter2007NaziWarCrimesOSS.pdf
(70) Eric Lichtblau „The Nazis next door”
cz.1 http://www.democracynow.org/2014/10/31/the_nazis_next_door_eric_lichtblau
cz.2 http://www.democracynow.org/2014/10/31/part_2_eric_lichtblau_on_the
(71) Russ Bellant „Old Nazis, the new right, and the Republican party: domestic fascist networks and U.S. cold war politics” za: http://www.thenation.com/article/seven-decades-nazi-collaboration-americas-dirty-little-ukraine-secret/
(72) Breitman, Goda „US intelligence and the Nazis” http://ebooks.cambridge.org/ebook.jsf?bid=CBO9780511618178
(73) Breitman, Goda „Hitler’s Shadow” https://www.archives.gov/iwg/reports/hitlers-shadow.pdf
(74) https://books.google.ru/books?id=_bV5ncXNke4C&pg=PA163&lpg=PA163&dq=Antibolshevik+Bloc+of+Nations+nazis&source=bl&ots=hzvvXjns2z&sig=Bd2VoAvlORj4t51el6obBR6VEdQ&hl=ru&sa=X&ved=0ahUKEwj5xpWD2YTMAhUGP5oKHchnBDAQ6AEIRDAG#v=onepage&q=Antibolshevik%20Bloc%20of%20Nations%20nazis&f=false
(75) http://www.gao.gov/products/GGD-85-66
(76) http://www.thirdworldtraveler.com/Fascism/Politics_B_CS.html
(77) http://wyborcza.pl/magazyn/1,134494,14723816,Jego_ekscelencja_uciekinier.html
(78) http://www.foia.cia.gov/sites/default/files/document_conversions/1705143/STUDIES%20IN%20INTELLIGENCE%20NAZI%20-%20RELATED%20ARTICLES_0015.pdf
(79) http://www.videofact.com/polska/gotowe/a/abn/relacja.html
(80) http://www.videofact.com/kpn_na_zachodzie.html
(81) http://www.historia.kpn-1979.pl/doku.php?id=tomasz_sokolewicz
(82) „Wolność dla wszystkich Narodów! Wolność dla każdego Człowieka! „http://www.cdvr.org.ua/content/бандерівський-фактаж-російського-агітпропу – to hasło z oryginalnej ulotki propagandowej OUN/UPA autorstwa Nila Chasewycza z lat 40. i Konferencji Narodów Zniewolonych z listopada 1943 (hasłem „za wolność narodów” [od bolszewizmu] posługiwała się również na Ukrainie niemiecka propaganda http://ar25.org/sites/default/files/13_propaganda.jpg) , a następnie koncepcja przewodnia Antybolszewickiego Bloku Narodów pod kierownictwem małżeństwa prominentnych działaczy historycznego OUN(b) „przejętych” w swoim czasie przez CIA , Jarosława i Sławy Stećków (współpraca z nazistami i pogrom lwowski 1941 patrz: str. 27-28, przykład próby racjonalizowania kolaboracji w historiografii ukraińskiej http://www.history.org.ua/LiberUA/Book/Upa/1.pdf ; identyfikacja członków banderowskiej milicji biorących udział w pogromie lwowskim na podstawie zachowanych legitymacji http://www.istpravda.com.ua/columns/2013/02/25/114048/ ; dyskusjahttp://www.aapjstudies.org/manager/external/ckfinder/userfiles/files/Carynnyk%20Reply%20to%20Motyl.pdf  ” Основними відповідальними особами за створення «міліції» були Ярослав Стецько та Іван Равлик , tłum.głównymi inicjatorami utworzenia [banderowskiej] milicji byli Jarosław Stećko i Iwan Rawlik”) . za: ukr.wikipediaУкраїнська народна міліція — Вікіпедія) ;

” In April 1944 Stepan Bandera and his deputy Yaroslav Stetsko were approached by Otto Skorzeny to discuss plans for diversions and sabotage against the Soviet Army.”  Завдання підривної діяльності проти Червоної армії обговорювалося на нараді під Берліном у квітні того ж року (1944) між керівником таємних операцій Bермахту О.Скорцені й лідерами українських націоналістів С.Бандерою та Я.Стецьком» D.Vyedeneyev O.Lysenko OUN and foreign intelligence services 1920s–1950s Ukrainian Historical Magazine 3, 2009 p.137– Institute of History National Academy of Sciences of Ukraine https://web.archive.org/web/20120302234135/http://www.history.org.ua/JournALL/journal/2009/3/11.pdf ; ” In September 1944 Stetsko and Stepan Bandera were released by the German authorities in the hope that he would rouse the native populace to fight the advancing Soviet Army. With German consent, Bandera set up headquarters in Berlin. The Germans supplied the OUN-B and the UPA by air with arms and equipment. Assigned German personnel and agents trained to conduct terrorist and intelligence activities behind Soviet lines, as well as some OUN-B leaders, were also transported by air until  early 1945”   http://content.time.com/time/magazine/article/0,9171,892820,00.html , https://web.archive.org/web/20090325095047/http://history.org.ua/oun_upa/upa/18.pdf p.338,https://web.archive.org/web/20120302234135/http://www.history.org.ua/JournALL/journal/2009/3/11.pdf p. 136-137 za: „Yaroslav Stetsko” en.Wikipedia ; „Gehlen-Skorzeny-Dulles connection is described in E.H. Cookridge’s ‚Gehlen: Spy of the Century’ (New York: Random House, 1971)„, za: D. Miller ‚The JFK Conspiracy’, p.42

„12 marca zmarła Sława Stećko, wybitna postać ukraińskiej polityki, nacjonalistka w najlepszym znaczeniu tego słowa. Miałem zaszczyt ją znać (…) Każde spotkanie z panią Sławą było dla mnie ogromnym przeżyciem. W okresie stanu wojennego wspierała polską opozycję. Organizowała pomoc finansową. (…)” czytaj dalej: http://www.wprost.pl/ar/42006/Bez-granic/?I=1060

Patrz również: Krzysztof Janiga „Gdy banderowiec staje sie polskim bohaterem” http://www.kresy.pl/publicystyka,opinie?zobacz/gdy-banderowiec-staje-sie-polskim-bohaterem

(83) https://books.google.pl/books?id=GnkBYN8ipYcC&pg=PA253&lpg=PA253&dq=Lebed+Dulles&source=bl&ots=DiFqhmlh-M&sig=JPfngu9XKZnq9KyMOq0jJcpMGl4&hl=fr&sa=X&ved=0ahUKEwjsqMG9lI7MAhWDYZoKHabZBb4Q6AEILDAC#v=onepage&q=Lebed%20Dulles&f=false
(84) http://www.foia.cia.gov/sites/default/files/document_conversions/1705143/AERODYNAMIC%20%20%20VOL.%205%20%20(DEVELOPMENT%20AND%20PLANS)_0004.pdf
(85) https://books.google.pl/books?id=vvwBBAAAQBAJ&pg=PT60&lpg=PT60&dq=Mykola+Lebed+Bush&source=bl&ots=VuW4TXmT5S&sig=JVjLqqoiZ1GRX1vwMsmay333EZU&hl=fr&sa=X&ved=0ahUKEwjIx_yQgYrMAhUDjywKHd1tCdMQ6AEIWDAM#v=onepage&q=Mykola%20Lebed%20Bush&f=false
(86) https://books.google.pl/books?id=CqXACQAAQBAJ&pg=PA132&lpg=PA132&dq=Antibolshevik+Bloc+of+nations+Poland&source=bl&ots=p9m_YMrONj&sig=FVbiC1dmG0oCeZZHWDS03kYnHgA&hl=fr&sa=X&ved=0ahUKEwjswqaZ3YTMAhVqMZoKHUlUA0kQ6AEIUjAH#v=onepage&q=Antibolshevik%20Bloc%20of%20nations%20Poland&f=false
(87) „Royal United Services Institute has considered both the speaker’s past and his current political activities and has decided that none fail the stringent qualifying tests applied by the Institute.” za: http://www.thejc.com/news/uk-news/147693/far-right-party-founder-ukraine-welcomed-uk
(88) http://www.ukrinform.net/rubric-politics/1970991-canada-to-continue-supporting-ukraine-pm-trudeau.html
(89) https://web.facebook.com/photo.php?fbid=10151101890997051&set=ecnf.549022050&type=3&theater
(90) „В «Азове» присутствуют представители международной праворадикальной структуры «Misanthropic Division» (MD)” za: http://korrespondent.net/ukraine/3678807-polk-belykh-luidei-chto-my-znaem-ob-azove?utm_source=facebook.com (udostępnione przez: Tomasz Maciejczuk facebook); Misanthropic Division i Swoboda na Majdanie: http://4.bp.blogspot.com/-T_MtwIp1N4w/UzTG-LJnDbI/AAAAAAAABVA/ZI5jy52_mw8/s1600/MD-KMDA-2.jpghttp://2.bp.blogspot.com/-lgIInxbcCFs/UzTHCPgBJQI/AAAAAAAABVI/TBLwlDcrkiQ/s1600/MD-KMDA-1.jpg  za: http://anton-shekhovtsov.blogspot.com/2014/03/blog-post_28.html ; http://www.thenation.com/article/congress-has-removed-a-ban-on-funding-neo-nazis-from-its-year-end-spending-bill/
(91) http://ru.tsn.ua/ukrayina/poligraf-podtverdil-chto-krasnov-rabotal-na-specsluzhby-rf-i-poluchal-sredstva-na-terakty-601778.html
(92) http://khpg.org/en/index.php?id=1460280717
(93) http://news.liga.net/news/politics/10053190-zaderzhannyy_v_rf_sotrudnik_sbu_ne_mozhet_obyasnit_svoikh_deystviy.htm
(94) http://foreignpolicy.com/2016/04/07/obama-was-not-a-realist-president-jeffrey-goldberg-atlantic-obama-doctrine/
(95) http://www.wnd.com/2016/04/putin-trying-to-take-down-nato-without-firing-a-shot/
(96) wypowiedź Wiesława Tokarczuka udostępniona autorowi.
(97) Wiesław Tokarczuk, Ibid.
(98) Wiesław Tokarczuk, Ibid, za: oryginał wniosku
(99) Wiesław Tokarczuk, Ibid.

(oryginał artykułu z portalu natemat.pl)

Imigracja: sprawdzian dla Europy – rozmowa Joanny Łopat z Francescą Borri :)

Tekst pochodzi z XXI numeru kwartalnika Liberté! „Jak uratować demokrację”, dostępnego w sklepie internetowym. Zachęcamy również do zakupu prenumeraty kwartalnika na cały rok 2016.

 

„Moja młodość, ze wszystkimi zaletami i wadami tamtego okresu, skończyła się w Bośni, gdy obryzgały mnie kawałki ludzkiego mózgu. Miałam wtedy 23 lata”. Przeczytałam twoją wypowiedź i nie mogłam się otrząsnąć. Co się musi stać, żeby dwudziestolatka zrezygnowała z wygodnego życia i pojechała w miejsca, gdzie śmierć jest codziennością?

Wszystko zaczęło się w Kosowie. To było moje pierwsze tak silne doświadczenie – konfrontacja ze światem zewnętrznym innym niż europejski, zachodni. Pojechałam tam jako pracownik ambasady, a moja praca polegała na tym, że miałam odmawiać przyznania wizy. Budynek był dwupiętrowy. Ja pracowałam na parterze. Odbierałam telefony, po czym mówiłam, że numer jest niewłaściwy. Podawałam inny. Do biura na pierwszym piętrze, ale tam nikogo nie było. I tak w kółko. Szaleństwo. Mój przełożony widział, że czuję się w tej sytuacji wyjątkowo niekomfortowo. I miał tylko jedną radę: „Wejdź rano do biura, zamknij drzwi i już ich nie otwieraj. Zapomnij o tym, co się dzieje na zewnątrz”.

Nie mogłam. Musiałam podjąć decyzję – gdzie chcę być, po której stronie drzwi. Zdałam sobie sprawę, że ponoszę odpowiedzialność za to, co się tam dzieje, za tych ludzi. Dla mnie stało się oczywiste – muszę zmienić pracę, wyjść z budynku ambasady. Tak doszło do mojej konfrontacji z rzeczywistością – wojenną i powojenną.

Zapadła decyzja. Otworzyłaś drzwi. Zrobiłaś krok w kierunku linii ognia.

To nie jest kwestia podjęcia decyzji. To się dzieje. Nagle jesteś na wojnie. W centrum konfliktu. Tak jak to się stało w wypadku Syrii. Pojechałam tam, by relacjonować rewolucję, pokojowe demonstracje. Wszystko potoczyło się błyskawicznie. Agresywna reakcja rządu, wojna, z każdym kolejnym dniem było coraz gorzej. W takiej sytuacji można poczuć się jak w pułapce. W pułapce wojny. Ale jednocześnie zdałam sobie sprawę, że już nie ma odwrotu. Nie można zlekceważyć tego, co się zobaczyło. Bo jeśli raz coś się zobaczy, to nie da się udawać, że tego nie ma. To kwestia odpowiedzialności. Oczywiście możesz oszukiwać siebie i innych, ale zawsze to będzie kwestia twojej osobistej odpowiedzialności za to, czego jesteś świadkiem.

To nie jest kwestia podjęcia decyzji. To się dzieje. Nagle jesteś na wojnie. W centrum konfliktu.

W twoim wypadku to była odpowiedzialność dziennikarska.

Tak. Podam ci przykład z Syrii. Najtrudniejszy moment, jaki tam przeżyłam, zdarzył się podczas ataku z użyciem bomb beczkowych. Byłam jedyną dziennikarką obecną w tym czasie na miejscu. Zdałam relację ze zdarzenia. Mam świadków. I kto wie – może przyda się to kiedyś historykom, może zostanie wykorzystane podczas procesów sądowych. Ważne jest to, że jeśli jest się jedyną osobą, która może coś zrobić, to nie wolno schować głowy w piach.

Francesca, ale przecież obie wiemy, że wykonujesz krok, który może cię kosztować życie, i to bez żadnej gwarancji, że to ma sens. Wychodzisz z tego cało, piszesz relację, a wydawca gazety może ci powiedzieć: „Za mało krwi”. Albo chcesz pokazać coś więcej niż atak bombowy, szerszy kontekst, a słyszysz, że ich interesuje tylko krew – powierzchowny opis sytuacji.

I tak się dzieje. Dlatego gazety upadają. Rozmawiamy o kondycji mediów, o ich coraz niższym poziomie, ale ostatecznie to nie ma sensu. Wydawcy w większości nie są zbyt inteligentnymi ludźmi. Większość z nich nigdy nie była na wojnie. Ich jedynym osiągnięciem była walka, którą stoczyli o wysoki stołek w newsroomie. Oni nie wiedzą nic o dziennikarstwie wojennym. Siedzą przed ekranem komputera i nie mają pojęcia, nie mogą mieć pojęcia o tym, co się dzieje w miejscu, w którym ja jestem. Mają do dyspozycji tylko relacje. Najlepiej to było widać na przykładzie Ukrainy. Dziennikarz zakleszczony między propagandą Stanów Zjednoczonych, Rosji i Ukrainy, który nigdy nie był na miejscu, nie mógł mieć właściwego oglądu sytuacji. To samo dzieje się teraz. Nagle się okazało, że mamy samych ekspertów od problemu migracji. Co oni mogą wiedzieć, jeśli przez lata ignorowali ten temat, a teraz widzą tylko wycinek problemu, który narasta od lat?

Dokładnie. To jest pytanie, które zadaję sobie od czasu, gdy sama spotkałam uchodźców na swojej drodze. Jak to możliwe, że wojna w Syrii trwa od ponad czterech lat, a dziennikarze i politycy w Europie reagują dopiero wtedy, gdy konflikt – w pewnym sensie – dociera do granic Europy? To zresztą nie dotyczy tylko Syrii. W Afryce prowadzi się wojny, które trwają latami. Ludzie umierają. Ale my tego nie widzimy. Nie przykładamy do tego wystarczająco dużej uwagi.

Pierwsi dżihadyści pojawili się w Syrii w październiku 2012 r. I nikt się tym nie przejął. Dziennikarze – ci lepsi ode mnie, ja w tym czasie nie miałam jeszcze doświadczenia – zapowiadali, że to początek wielkiego chaosu. Ale nikt w Europie się tym nie zajął. I dla mnie jako dziennikarki to bardzo frustrujące. My jesteśmy w terenie. Widzimy pewne rzeczy u samego początku. Możemy zareagować, zanim będzie za późno. Ale nie wszyscy chcą nas słuchać. O pierwszych uchodźcach, którzy docierali do Europy, narażając swoje życie, wiedzieliśmy już w roku 2012. Kontaktowaliśmy się między innymi z Al-Dżazirą z pytaniem, czy możemy towarzyszyć uchodźcom? Nie odpowiedzieli. Teraz wszyscy chcą takich relacji.

Są wyjątki. Jeśli uda ci się wygrać walkę z wydawcą i przekonać go do opublikowania tego, na czym ci zależy, to zazwyczaj te teksty najlepiej się sprzedają. I być może to jest szansa dla dziennikarstwa. Może przyszłością mediów drukowanych są dłuższe, pogłębione analizy, dla tych, którzy są gotowi kupić gazetę i chcą przeczytać coś więcej niż krótką informację powszechnie dostępną w internecie.

Ostatecznie, gdy patrzysz na to, co się stało w Syrii, masz poczucie, że dziennikarze i dziennikarstwo przegrało? Zawiedliśmy?

Tak. Zdecydowanie. Większość dziennikarzy chce po prostu zarobić pieniądze. Nie chcą za bardzo angażować się w konkretną historię. Tych, którzy to robią, jest niewielu.

Podam ci przykład. Poproszono mnie, żebym zajęła się uchodźcami. Nie chciałam tego robić, bo wiem, że we Włoszech są dziennikarze, którzy z racji tego, że nasz kraj jest szczególnie narażony na problem migracji, zajmują się tym tematem od dawna. Miałam poczucie, że oni powinni to zrobić. Zdecydowałam się tylko na relację z Węgier o uchodźcach i z Grecji o kryzysie. Bo czułam, że muszę. Że ze swoim doświadczeniem z Syrii powinnam się tym zająć. Dokonałam wyboru. Tymczasem wielu dziennikarzy po prostu skacze po tematach. To przerażające. Wpadają w epicentrum problemu – do Gazy albo do Aleppo – bez żadnego przygotowania. Z tego powodu nie mogą liczyć na wsparcie lokalnych społeczności. A potem znikają.

Większość dziennikarzy chce po prostu zarobić pieniądze. Nie chcą za bardzo angażować się w konkretną historię. Tych, którzy to robią, jest niewielu.

À propos zniknięć. W jednym z twoich artykułów, który napisałaś dla „The Guardian”, przeczytałam, że w Syrii zostało porwanych około 300 dziennikarzy. Co się z nimi dzieje? Dlaczego nie słyszymy o ich zniknięciach?

Większość tych dziennikarzy została porwana przez własną głupotę. Przez swoją naiwność. To zazwyczaj młodzi freelancerzy, którzy nie przestrzegają podstawowych zasad bezpieczeństwa. Ale także wina dziennikarzy, którzy zlecają im napisanie artykułu. Właśnie im, młodym freelancerom, bo tylko oni zrobią to, czego nie chcą zrobić etatowi dziennikarze – ci, którzy wolą bezpieczne newsroomy. Dla grup przestępczych to okazja. Jednocześnie warto zaznaczyć, że tak naprawdę na niebezpieczeństwo bardziej narażeni są dziennikarze lokalni.

Dlaczego?

Dlatego, że korespondent zagraniczny ma wsparcie swojego rządu i może wrócić do kraju. Tymczasem lokalni dziennikarze są zabijani i nikt o tym nie wie. Nikt się tym nie przejmuje.

Ty też jesteś freelancerką. Też zaczynałaś jako osoba niedoświadczona i to od razu w tych najbardziej niebezpiecznych miejscach.

Ja szybko zrozumiałam, że najlepszą ochronę są w stanie zapewnić sami Syryjczycy, zwykłe osoby. W moim wypadku to były kobiety. Żeby stać się jedną z nich, nosiłam hidżab. Oczywiście łatwo można było mnie zdemaskować. Bo nawet jeśli mam ciemne oczy, to są szczegóły, które mnie zdradzają. Jestem wyższa od przeciętnej Syryjki i drobniejsza. Zdradza mnie sposób, w jakim chodzę. Patrzę odważnie przed siebie. Oni czują, że jestem z innego porządku, ze świata Zachodu. Nawet moje dłonie zdradzają pochodzenie. Kiedyś moja syryjska opiekunka przedstawiła mnie jako swoją kuzynkę. Byłyśmy w grupie Syryjek. Przyglądało mi się małe dziecko, po czym pobiegło do mamy, mówiąc: „Ona nie jest jej kuzynką. Spójrz na dłonie”. Ale to właśnie kobiety mają w sobie ciekawość. Jak już mnie zdemaskują, to chociaż nie znam arabskiego, otaczają mnie, mówią do mnie. I cała sytuacja zatacza koło. Dżihadysta obserwujący taką sytuację – mnie wśród innych kobiet traktujących mnie jak swoją – myśli, że jestem Syryjką.

Mówisz o Syryjczykach z bardzo dużą sympatią. Dali ci bezpieczeństwo, ale też doprowadzili do sytuacji, w której tyle osób ginie. I ty też byłaś zagrożona.

We Włoszech jest taka bardzo popularna książka dotycząca Syrii – „Il paese del male…” (Kraj zła). Napisał ją dziennikarz, który został porwany w Syrii – Domenico Quirico. Uważam, że to jest propaganda rasizmu. Nie można tak mówić Syryjczykach. Tak jak o Włoszech nie można mówić tylko przez pryzmat mafii. Ci ludzie są ofiarami. Znajdują się w pułapce między reżimem, rebeliantami i ISIS. Ci, którzy walczą, w większości nie są Syryjczykami. Nawet jeśli jutro zostanę porwana, to nie chciałabym, by ktoś napisał, że Syria to kraj zła.

Bardzo ich bronisz. Masz do tego prawo, bo ich poznałaś, bo byłaś w ich kraju. Dlatego ciekawi mnie twoja opinia na temat uchodźców, którzy zmierzają do Europy lub już w niej są. Ja poznałam zaledwie kilka rodzin. Zrobiły na mnie ogromne wrażenie, bardzo dobre zresztą. Ale jednocześnie rozumiem strach przed innym. Szczególnie w kontekście terroryzmu, którym jesteśmy straszeni od lat.

Prawda jest taka, że my w Europie nie wiemy nic o islamie. Ja sama niewiele wiedziałam, gdy pierwszy raz pojechałam na Bliski Wschód. Zaczęłam w Palestynie, po drugiej intifadzie. Słyszałam o samobójczych atakach, o terrorystach. Dotarłam na miejsce i okazało się, że moje wyobrażenia o tym, co tam zastanę, znacznie różniły się od tego, o czym wcześniej słyszałam. To samo jest z kulturą arabską.

Pod wieloma względami kultura arabska jest lepsza od naszej. Dla mnie idea, że społeczność jest ważniejsza od jednostki, że jesteś tym, kim jesteś, bo wpływ mają na ciebie twoi przyjaciele, rodzina, to coś wyjątkowego.

Ja i ty, nawet jeśli nie jesteśmy osobami wierzącymi, wyrosłyśmy z kultury chrześcijańskiej, nie możemy powiedzieć, że nie jesteśmy chrześcijankami. To jest w nas – czy tego chcesz, czy nie. Ale konfrontacja z inną kulturą i religią to coś niezwykłego. Chrześcijaństwo to religia winnych. Tymczasem islam jest zupełnie inny. To religia radości. Dżihad jako idea to walka o wartości. I w tej walce nie należy się poddawać. To daje siłę. Spójrz, jak wytrwałe są te uchodźcze rodziny. Spójrz na młodych. Na arabską wiosnę. Oni potrafią walczyć o swoje. A my? Ja nie mam umowy o pracę. Nie mam nic. Młodych ludzi w Europie zabezpieczają rodzice. I nic z tym nie robimy. Nie buntujemy się. Oni mają odwagę, której nam brakuje.

Pod wieloma względami kultura arabska jest lepsza od naszej. Dla mnie idea, że społeczność jest ważniejsza od jednostki, że jesteś tym, kim jesteś, bo wpływ mają na ciebie twoi przyjaciele, rodzina, to coś wyjątkowego.

Z pewnością są w nich siła, determinacja i swoista radość. Ale spójrz na to, co się dzieje. Na jak długo im tej energii wystarczy? Przybywają – po pokonaniu morderczej drogi – do Europy i liczą, że czeka na nich lepsze życie. A tymczasem są mury, druty kolczaste, obozy. I nawet gdy przejdą ten trudny etap, to nie mogą liczyć na luksusy. Dlatego należy się spodziewać wielkiego rozczarowania i pewnie złości. Należy się spodziewać problemów.

Zgadzam się. Ich oczekiwania nie zostaną w Europie zaspokojone. To na pewno. Ale problemy mogą się pojawić wraz z drugą generacją uchodźców. Ci, którzy uciekają teraz, mają świadomość, że to jedyna szansa na przeżycie. Że za sobą zostawiają zgliszcza i wojnę. Mają w sobie dużo pokory. Syryjczycy są inni od imigrantów na przykład z Afryki. W Syrii przed wojną standard życia nie różnił się bardzo od standardów, do których my jesteśmy przyzwyczajeni. Oni nie przyjeżdżają z biednego kraju. Większość z nich to muzułmanie niewierzący. Większość z nich ma wyższe wykształcenie. Oczywiście ich poziom się różni. Inaczej wyedukowany jest inżynier w Syrii, inaczej w Europie. I na pewno syryjski inżynier nie może się spodziewać, że szybko znajdzie zatrudnienie poza swoim krajem. Na pewno nie będzie mieszkał w najlepszej dzielnicy Berlina. Uchodźcy trafią na przedmieścia. I z pewnością będą rozczarowani. Tym bardziej że większość z nich przyjeżdża z dziećmi. Nie jednym, dwoma, ale kilkoma. Utrzymać tak dużą rodzinę jest trudno nawet dobrze zarabiającym Europejczykom. Z trudem wyobrażam sobie to, co się stanie w najbliższym czasie. Najbardziej obawiam się radykalizacji wśród Europejczyków.

Zgadza się. Chwilę przed naszym wywiadem znalazłam dane, z których wynika, że 56 proc. Niemców uważa, że nie należy przyjmować więcej uchodźców. To o 10 punktów procentowych więcej niż miesiąc temu. We wrześniu z kolei tylko 28 proc. sprzeciwiało się otwieraniu granic dla Syryjczyków. Dlatego obawiam się, że fala uchodźców z Syrii wywoła ruchy nacjonalistyczne.

Teraz wszystko zależy od nas. Od tego, czy zrozumiemy, że uchodźcy w konsekwencji przyniosą nam wzrost gospodarczy. Bo Europa go potrzebuje, jest przecież w kryzysie. Ale biedni Europejczycy właśnie uchodźcom mogą zacząć przypisywać winę za swoją sytuację. Ponieważ w miejscu, w którym mieszkają, przepaść między biednymi i bogatymi jest ogromna.

Ta przepaść może zostać zagospodarowana przez rasistów i ich propagandę.

Tego się obawiam. I to już – moim zdaniem – widać. Dlatego gdy zostałam poproszona o zdanie relacji z tego, jak hojnie Europejczycy przyjmują uchodźców, odmówiłam. Media trochę przesadziły. Oczywiście, zwykli ludzie zachowują się lepiej niż politycy, ale najwięcej gestów sympatii widziałam w tych krajach, w których uchodźcy byli tylko przejazdem.

Widziałam to samo. W Serbii i na Węgrzech koce i jedzenie zostawiali zwykli przechodnie. Rząd za to podstawiał autobusy, pociągi. Po co? Po to, by odsunąć od siebie tych ludzi. Ten gest dostrzegłam, zanim jeszcze wszystkie media zwróciły się w stronę Węgier. I teraz mam dylemat. Czytam wstrząsające ludzkie historie – i to jest jedna strona problemu. Druga strona to rozwijająca się propaganda przeciwko uchodźcom. Brakuje mi miejsca pośrodku.

Widzę to podobnie. Nie chcę, żeby to zabrzmiało cynicznie, ale zastanawiam się, ile łzawych historii jest w stanie przeczytać zwykły czytelnik. Jedną, dwie, trzy? Dlaczego wydawcy nie chcą pokazać problemu w szerszym kontekście? Chociażby wyjaśnić, dlaczego oni uciekają właśnie teraz? Chciałabym poznać ludzi, którzy pomagają, oraz ich intencje. Ale wydawcy tego nie chcą. Dlaczego? Bo w te tematy wkracza polityka. Podam ci przykład. W Bagdadzie od lipca trwają demonstracje zsekularyzowanych Irakijczyków. Od lipca! Zgłosiłam kilka tematów do różnych mediów i nikt nie chce się tym zająć. Bo to temat polityczny! Bo według nich demonstranci nie reprezentują większości Irakijczyków. To absurd. Oni przecież wypełniają place Bagdadu! Ale o Irakijczykach wygodniej jest myśleć, że wszyscy są szyitami. Dlatego dziennikarze powinni mieć odwagę o tym pisać. Przemycać informacje niewygodne dla głównych mediów.

Dlaczego wydawcy nie chcą pokazać problemu w szerszym kontekście? Chociażby wyjaśnić, dlaczego oni uciekają właśnie teraz?

Wierzysz w taką dziennikarską solidarność?

Nie. Ale muszę wykonywać swój zawód i robić to najlepiej, jak potrafię. Nie wiem, czy jako dziennikarka, czy pisarka. Znajdę sposób. Na razie wracam do Syrii. Tam jest teraz moje miejsce

Sejmowe wystąpienie Marcina Celińskiego uzasadniające projekt komitetu „Świecka szkoła” :)

Pani Marszałek, Wysoki Sejmie.

Reprezentuję obywateli, którzy zauważają dysonans w polskim prawie, dysonans dotyczący finansowania przez państwo działalności kościołów i związków wyznaniowych. Reprezentuję  obywateli którzy zdecydowali się poddać rozwiązanie  tego dysonansu rozwadze Wysokiej Izby.

Kiedy 25 lat temu wprowadzano religię do szkół (instrukcją ministra edukacji), był to gest wymierzony w walczący z religią poprzedni system. Ten akt był próbą zadośćuczynienia niezaprzeczalnych szkód, jakie ponosiły środowiska wierzących, szczególnie wiernych Kościoła Katolickiego w okresie PRL. Uzgodniony wówczas model nie niósł jednak szczególnych obciążeń dla podatnika, sam prymas Józef Glemp deklarował: „Kościół nie chce ani złotówki z budżetu państwa za nauczanie religii w szkołach publicznych. My do szkół nie idziemy po pieniądze, my tam idziemy z misją”. Tak też było w pierwszych latach katechezy w szkołach – kościół był tam obecny ze swoją misją formowania wierzących, nie rościł sobie praw większych niż to wynikałoby z gwarantowanej w Polsce swobody wyznania.

Dziś jednak katecheza oznacza  30 tys. etatowych pracowników  z tzw. misją – to jest w praktyce wyłączonych spod nadzoru kuratoryjnego, realizujących programy, które nie są zatwierdzane ani też kontrolowane przez finansujące całe przedsięwzięcie państwo polskie.

badge_image (2)

Art.12, ust. 2. konkordatu podpisanego ze Stolicą Apostolską stanowi wprost: „Program nauczania religii katolickiej oraz podręczniki opracowuje władza kościelna i podaje je do wiadomości kompetentnej władzy państwowej.” Zgodnie z podpisaną umową międzynarodową państwo polskie nie ma wpływu na program przedmiotu nauczanego w polskiej szkole. Rzeczpospolita Polska nie może zgodnie z konkordatem przejąć odpowiedzialności za kształt lekcji religii w szkole.

Zgodnie z uregulowaniami konkordatu państwo polskie zobowiązało się do organizowania lekcji religii w szkołach, nie znajdujemy tam jednak zapisu o zobowiązaniu finansowym – gdyby taki był, w naszym odczuciu  taki byłby niekonstytucyjny, niezgodny z zasadą światopoglądowej bezstronności państwa zapisaną w art. 25  Konstytucji: „Władze publiczne w Rzeczypospolitej Polskiej zachowują bezstronność w sprawach przekonań religijnych, światopoglądowych i filozoficznych, zapewniając swobodę ich wyrażania w życiu publicznym.”

Ani konkordat ani tym bardziej konstytucja nie nakłada na państwo polskie obowiązku finansowania kosztów katechezy. Podnoszenie przez przeciwników naszego projektów zapisu o bezpłatności edukacji jest nieporozumieniem – nie można uznać za edukację publiczną  zajęć nie objętych państwowym programem nauczania, wyłączonych z nadzoru metodycznego i dydaktycznego odpowiednich organów państwa, realizowanych przez osoby, które nie podlegają ogólnym zasadom dotyczącym kwalifikacji, jakim podlega nauczyciel w szkole publicznej. Żadnego przedmiotu w szkole publicznej nie może prowadzić osoba bez wyższego wykształcenia – katechezę mogą prowadzić alumni seminariów duchownych, katecheci nie podlegają obowiązkom dokształcania i doskonalenia związanym z awansem zawodowym. Skoro, jak twierdzą zwolennicy państwowego opłacania katechetów, są to nauczyciele jak wszyscy inni – to dlaczego stosujemy do nich inne reguły niż do wszystkich innych?

Wiemy, że możliwe są 2 modele prowadzenia tych zajęć – konfesyjny (taki jak w Polsce, ściśle związany z misją formowania wyznawcy) obecny także w takich krajach jak Bułgaria, w którym wydaje się być naturalnym finansowanie katechezy przez związek wyznaniowy i niekonfesyjny, który nie służy misji konkretnego kościoła ale ewoluował w stronę zajęć poświęconych systemom wartości – finansowany przez państwo i realizujący program edukacyjny państwa. Taki model mamy w Finlandii, Danii, Estonii. Są także modele pośrednie – takie jak w Niemczech czy Wielkiej Brytanii, gdzie opracowanie programów i nadzór jest wspólnym zadaniem państwa i związku wyznaniowego.

Uznajemy zadekretowane w ustawie o systemie oświaty finansowanie konfesyjnej formy katechezy w państwie, które nie ma kościoła państwowego, religii panującej,  a takim jest Rzeczpospolita Polska deklarująca bezstronność w sprawach światopoglądowych i rozdział Kościoła od państwa za niespójność systemu.

Pozwolę sobie przy tym zwrócić uwagę na pewną konsekwencję modelu finansowania bez nadzoru i wpływu na programy realizowane na takich lekcjach– kilka dni temu prasa opisywała kontrowersje związane z organizacją i finansowaniem nauczania islamu w Częstochowie – wobec tego, co dzieje się obecnie w Europie – na pewno ten model jest docelowo korzystny? Przypominam, że zasady zawarte w ustawie o systemie oświaty obowiązują w stosunku do wszystkich wyznań.

Dzięki naszej akcji i wskazaniu problemu, po raz pierwszy od  lat pracownie badań opinii publicznej zadały swoich sondażach Polakom pytanie o finansowanie katechezy – wynika z nich że od 49% (10.2015 Ibris) do 66% (12.2015. IB Polster) uważa, że powinien być to obowiązek Kościoła a nie państwa.

Biorąc pod uwagę dominujący odsetek Polaków deklarujących się jako wierzący – postulat nasz znalazł duże poparcie także w tym gronie. Co nas nie dziwi, gdyż zgodne jest to z nauką społeczną kościoła katolickiego, który absolutny prymat w wychowaniu przynaje rodzicom i kościołowi. W Deklaracji o wychowaniu chrześcijańskim Soboru Watykańskiego II „GRAVISSIMUM EDUCATIONIS” czytamy:

(…) Rodzice, ponieważ dali życie dzieciom, w najwyższym stopniu są obowiązani do wychowania potomstwa i dlatego muszą być uznani za pierwszych i głównych jego wychowawców. To zadanie wychowawcze jest tak wielkiej wagi, że jego ewentualny brak z trudnością dałby się zastąpić (…)

Jest tam o roli kościoła:

(…) W szczególny wreszcie sposób obowiązek wychowawczy należy do Kościoła nie tylko dlatego, że winno się go uznać również za społeczność ludzką zdolną do pełnienia funkcji wychowawczej, lecz nade wszystko dlatego, że ma on zadanie wskazywania wszystkim ludziom drogi zbawienia, a wierzącym udzielania życia Chrystusowego i wspomagania ich ustawiczną opieką, aby mogli osiągnąć pełnię tego życia.(…)

Jest tam także, o dopuszczalnej roli państwa:

(…) pewne obowiązki i prawa przysługują państwu, ponieważ do niego należy organizowanie tego, czego wymaga wspólne dobro doczesne. Do jego zadań należy popieranie różnymi sposobami wychowania młodzieży, a mianowicie: ochrona obowiązków i praw rodziców oraz innych, którzy mają udział w wychowaniu, i dopomaganie im, przejmowanie wedle zasady pomocniczości wychowania w wypadku braku inicjatywy ze strony rodziców i innych społeczności (…)

Czy w Polsce mamy do czynienia ze zjawiskiem braku inicjatywy rodziców w wychowaniu lub słabością społeczności jakimi są kościoły? Z całą pewnością nie, i rodzina i kościół są dalekie od kryzysu, który powodowałbym zastąpienie ich w rolach wychowawczych przez państwo. Nie proponujemy zatem wprowadzenia modelu niekonfesyjnego, w którym państwo kreowałoby proces wychowania religijnego.

Przytaczam powyższe, by zadać kłam opiniom, jakoby nasz projekt wpisywał się jakkolwiek w konflikty ideologiczne czy wyznaniowe. Te nie są przedmiotem  naszego zainteresowania. Jedyna aksjologia jaka nam towarzyszy, to aksjologia państwowa, która z założenia łączy wszystkich patriotów, niezależnie od wyznania.

Nie wnioskujemy o usunięcie religii ze szkół, nie kwestionujemy prawa wierzących do kultu a kościołów do formowania młodych wyznawców – kwestionujemy jedynie rolę państwa i pieniędzy publicznych w tym procesie.

Drugim naszym postulatem jest doprecyzowanie, kto podejmuje decyzję o uczestnictwie w katechezie w szkołach ponadgimanazjalnych – mówimy zatem o tzw. starszej młodzieży, szesnasto-, siedemnastolatkach. Konstytucja RP w art. 48 stanowi: „Rodzice mają prawo do wychowania dzieci zgodnie z własnymi przekonaniami. Wychowanie to powinno uwzględniać stopień dojrzałości dziecka, a także wolność jego sumienia i wyznania oraz jego przekonania”. W naszym odczuciu szesnastolatek jest już na tyle dojrzałym i ukształtowanym człowiekiem, że sam może dokonywać wyborów aksjologicznych. Dodatkowo, należy zauważyć, że żadne inne zajęcia poza tymi zagrażającymi życiu i zdrowiu, w szkolnictwie ponadgimnazjalnym nie wymagają zgody rodziców, uczeń przystępuje do ich decyzją własną. Granice letności, pełnoletniości są umowne, ustanawiane przez prawo – w tym przypadku proponujemy uznać podmiotowość uczniów szkół ponadgimnazjalnych i pozostawić im decyzję.

Z uwagą zapoznaliśmy się z opiniami dotyczącymi naszego projektu, które spłynęły do Sejmu.

W pełni szanujemy pogląd  Komisji ds. nauczania religii prawosławnej Polskiego Autokefalicznego Kościoła Prawosławnego. Nie negujemy znaczenia katechezy i innych form ewangelizacyjnych prowadzonych przez ten kościół. Wierzymy, że Kościół Prawosławny przykłada wielką wagę do wykształcenia katechetów, sposobu prowadzenia przez nich zajęć i dbałości o merytoryczny poziom podręczników. Nasz projekt w żaden sposób w sfery działalności opisane w opinii nie ingeruje – zajmujemy się jedynie finansowo-prawnym a nie aksjologicznym aspektem katechezy.

Ambiwalentne uczucia wzbudziła w nas opinia Prokuratora Generalnego. Nie do końca rozumiemy wypowiadanie się prokuratora w sprawie systemu edukacji – kojarzy się to raczej z systemami totalitarnymi, ale w tamtych raczej prokuratura zajmuje się reedukacją w odpowiednich ośrodkach, a takich na szczęście w Polsce nie ma. Z drugiej strony Prokurator Generalny w swojej opinii stara się przedstawić dosyć specyficzną interpretację konstytucji, do czego wg naszej wiedzy nie posiada kompetencji konstytucyjnych czy ustawowych. Wiem, że opinia powstała przed kryzysem związanym z Trybunałem Konstytucyjny –ale na jego tle, prokurator przypisujący sobie prawo do stwierdzania niekonstytucyjności pomysłu legislacyjnego, przyznacie Państwo, nie wygląda najlepiej.  Ponieważ to jednak opinia Prokuratora, za którym stoi cały kodeks karny, przytoczę zdanie z którym zgadzamy się w 100 % : „Materia projektu nie dotyczy ustawowych zadań prokuratora generalnego i prokuratury”

Do opinii rządu, którą znam jedynie częściowo z przekazów medialnych pozwolę sobie ustosunkować się po jej wysłuchaniu.

Szanowni Państwo, nasz projekt jest pierwszym obywatelskim wprowadzonym pod obrady sejmu w tej kadencji. W kadencjach poprzednich różnie z tymi projektami bywało – w kampanii wyborczej obecnie rządzący słusznie piętnowali swoich poprzedników za odrzucanie inicjatyw obywatelskich w pierwszym czytaniu, bez poddania merytorycznej debacie w komisjach. Wierzę, że ta praktyka to już przeszłość. Zapewne dziś nasz projekt może nie mieć poparcia większości na tej Sali – taka jest istota projektów obywatelskich, gdyby wynikały z programu rządzących nie trzeba by było organizować komitetu, zbierać podpisów i korzystać z prawa inicjatywy obywatelskiej. Chcę podziękować wszystkim tym, którzy poparli podpisany projekt, spontanicznie organizującym się w trakcie akcji wolontariuszom – niektórzy z nich są tu z nami na galerii dla publiczności, inicjatorowi akcji Leszkowi Jażdżewskiemu, którego tu zastępuję – za to, że nie poddaliśmy się dominującemu imposybilizmowi, przekonywaniu nas ze się na pewno nie uda, że dotarliśmy z projektem tutaj, na forum parlamentu.

Wierzę, że obietnice z kampanii wyborczej mają swoją wartość i projekt nasz nie zostanie odrzucony w pierwszym czytaniu, że zostanie przekazany do rozpatrzenia w komisjach. O to wnoszę nie tylko w imieniu 155 tysięcy popierających nasz projekt – ale także w imieniu każdej innej inicjatywy obywatelskiej, istniejącej, powstającej a może nawet jeszcze nie utworzonej. Pokażcie obywatelom, że ich inicjatywy traktujecie poważnie, bo obywatele na to zasługują

Deklaracja Praw Wirginii :)

Seal_of_Virginia.svg

Artykuł 1. Wszyscy ludzie są z natury jednakowo wolni i niezależni oraz posiadają pewne przyrodzone prawa. Z chwilą powstania społeczeństwa niemożliwe jest odebranie tych praw przyszłym pokoleniom na podstawie jakiejkolwiek konwencji. Prawa te obejmują prawo do życia i wolności osobistej, do środków zdobywania i posiadania własności, oraz do dążenia i osiągania szczęścia i bezpieczeństwa.

Artykuł 2. Wszelka władza znajduje się w rękach ludu, a tym samym od ludu pochodzi. Urzędnicy są mandatariuszami i sługami ludu i w każdym momencie są wobec niego odpowiedzialni.

Artykuł 3. Rządy tworzy się, lub też powinno się tworzyć, dla wspólnej korzyści, ochrony i bezpieczeństwa ludu, narodu lub społeczności; najlepszą spośród rozmaitych rodzajów i form rządu jest ta, która zdolna jest zapewnić najwyższy stopień szczęścia i bezpieczeństwa oraz najskuteczniej chroniona jest przed ryzykiem złego rządzenia. W przypadku uznania jakichkolwiek rządów za nieodpowiedni lub sprzeczny z powyższymi celami, większość społeczności ma niepodważalne, niezbywalne i nieodwołalne prawo dokonania reformy, zmiany lub likwidacji tych rządów w sposób uważany za najbardziej sprzyjający dobru publicznemu.

Artykuł 4. Żadnemu człowiekowi czy też grupie ludzi nie przysługują wyłączne czy też odrębne korzyści lub przywileje przyznawane przez społeczność, chyba że przyznaje się je przez wzgląd na zasługi dla społeczności; podobnie jak przywileje te nie podlegają dziedziczeniu, tak samo nie może być dziedziczna godność urzędnika, ustawodawcy lub sędziego.

Artykuł 5. Władza ustawodawcza i wykonawcza państwa powinna być oddzielna i odrębna od władzy sądowniczej; by zaś członkowie dwóch pierwszych władz powstrzymywali się od gnębienia ludu, powinni znać i dzielić z nim jego brzemię. Należy ich zatem po określonym czasie służby zdjąć z urzędu publicznego, by powrócili do swego pierwotnego otoczenia, zaś zwolnione w ten sposób stanowiska zapełniać drogą częstych, pewnych i regularnych wyborów, w których możliwe lub też niemożliwe – zależnie od przepisów prawa – byłoby ponowne wybranie na te same urzędy wszystkich lub też części uprzednio je pełniących osób.

Artykuł 6. Wybory członków ciała przedstawicielskiego powinny być wolne. Prawa wyborcze powinni posiadać wszyscy ludzie potrafiący wystarczająco wykazać swą trwałą wspólnotę interesów ze społecznością oraz przynależność do niej; osób takich nie wolno obciążać podatkami czy też pozbawiać ich własności na cele publiczne bez zgody ich samych lub ich przedstawicieli wybranych w powyższy sposób, ani też wiązać ich jakąkolwiek ustawą, na którą nie wyrazili zgody w podobny sposób dla dobra ogółu.

Artykuł 7. Wszelkie uprawnienia do zawieszania mocy obowiązującej ustaw lub do ich wykonywania przez jakiekolwiek władze bez zgody przedstawicieli ludu są ze szkodą dla praw obywateli i nie powinny być wykonywane.

Artykuł 8. We wszystkich sprawach zagrożonych karą śmierci lub innych sprawach karnych oskarżony ma prawo domagać się podania przyczyny i rodzaju oskarżenia, konfrontacji z oskarżającym i świadkami, oraz szybko przeprowadzonego procesu przed bezstronną ławą złożoną z dwunastu przysięgłych spośród członków tej samej społeczności. Bez jednomyślnej zgody tych osób nie można uznać oskarżonego winnym. Nie wolno też zmuszać oskarżonego do zeznawania przeciwko sobie, ani też pozbawić nikogo wolności, chyba że tak nakazuje prawo krajowe lub osąd dokonany przez równych skazanemu obywateli.

Artykuł 9. Nie należy wyznaczać kaucji oraz orzekać kary grzywny w nadmiernej wysokości, ani też karać w sposób okrutny lub niezwykły.

Artykuł 10. Nakaz ogólny, na podstawie którego urzędnik lub jego wysłannik może dokonać przeszukania podejrzanych miejsc bez dowodów zaistnienia przestępstwa, albo też zatrzymać osobę lub osoby nie wymienione z nazwiska, czy też takie, których przestępstwo nie zostało szczegółowo opisane i poparte dowodami, jest godnym ubolewania środkiem nękania ludzi i nie należy go wydawać.

Artykuł 11. W sporach dotyczących własności oraz w sprawach cywilnych pomiędzy obywatelami nad wszelkie inne formy orzekania przedkładać należy uświęconą tradycją rozprawę przed ławą przysięgłych.

Artykuł 12. Wolność prasy jest jednym z potężnych bastionów wolności; podlega ograniczeniom jedynie ze strony rządów despotycznych.

Artykuł 13. Oparta na dobrze skonstruowanych przepisach milicja ludowa [straż obywatelska] złożona z funkcjonariuszy przeszkolonych w posługiwaniu się bronią, jest właściwą, naturalną i bezpieczną siłą obronną wolnego państwa. Utrzymywania stałej armii w czasach pokoju należy unikać, gdyż stanowi ona zagrożenie dla wolności; w każdym zaś przypadku siły zbrojne należy ściśle podporządkować oddać pod zarząd władzy cywilnej.

Artykuł 14. Ludzie mają prawo do jednolitych rządów; dlatego też na terytorium Wirginii nie wolno tworzyć czy też ustanawiać rządów odrębnych czy też niezależnych od rządu Wirginii.

Artykuł 15. Wolne rządy, jak również błogosławieństwa wolności, utrzymać można w każdym kraju jedynie drogą ścisłego przestrzegania zasad sprawiedliwości, umiaru, powściągliwości, oszczędności, jak również prawości i częstego odwoływania się do zasad podstawowych.

Artykuł 16. Religia, czy też nasze obowiązki wobec Stwórcy, jak również sposób jej uprawiania, zależeć może jedynie od ludzkiego rozumu i przekonań, nie zaś od przymusu czy przemocy; tak więc wszyscy mają równe prawo do swobodnych praktyk religijnych zgodnych z nakazami sumienia, zaś obowiązkiem wszystkich ludzi jest przestrzeganie chrześcijańskich zasad wyrozumiałości, miłości i dobroci wobec bliźniego.

Thomas Jefferson opierał się na Deklaracji Praw Wirginii redagując pierwsze akapity Deklaracji Niepodległości. Szeroko zapożyczały ją także inne kolonie, posłużyła też jako podstawa Karty Praw. Deklaracja autorstwa George’a Masona została przyjęta przez Zgromadzenie Konstytucyjne Wirginii w dniu 12 czerwca 1776 roku.

Egalitaryzm :)

LibertyEqualityorDeath

W ostatnich dekadach standardem stało się nazywanie liberalnej formy rządów „liberaną demokracją”. Pierwsze zasady liberalizmu w pełni dają się pogodzić tylko ze stanem uporządkowanej anarchii, a więc rodzącej się spontanicznie struktury konwencjonalnych reguł. Nawet niedoskonałe ustroje liberalne skłaniają się ku minimalizacji rządu. Demokracja wiąże się natomiast historycznie z dynamiczną, ekspandującą sferą kolektywnych wyborów, przybierających postać dużego rządu. Ożenek „liberalnej” z „demokracją” jest mniej więcej tak samo spójny jak „rząd małoduży”.

— Anthony de Jasay, „Analiza fundamentów liberalizmu”, [w:] Leszek Balcerowicz, „Odkrywając wolność. Przeciw zniewoleniu umysłów”, Zysk i s-ska, Poznań, 2012, s. 284

Jako klasycznemu liberałowi nie podoba mi się ustrój polityczny i społeczny dominujący w większej części świata. Uważam, że ideał wolności osobistej został zniszczony dążeniem do równości materialnej i kolektywnego podejmowania decyzji. W istocie można powtórzyć za Herbertem Spencerem (Jednostka wobec państwa):

Tak samo jak prawdziwy liberalizm czasów ubiegłych walczył przeciw monarsze zamierzającemu rządzić samowładnie, tak samo też za dni naszych prawdziwy liberalizm będzie walczył z parlamentem pragnącym posiąść takąż władzę.

Postaram się więc pokrótce wyjaśnić jak do tego doszło, streszczając wykład Anthonego de Jasaya w słowackim Konserwatywnym Instytucie M. R. Štefánika, dodając przy okazji kilka moich własnych uwag, rozbudowując pewne kwestie i kończąc wywód swoimi wnioskami. (Plus śródtytuły są ode mnie.)

1. Państwo i religia

Znaczna część historii europejskiej była zdeterminowana partnerstwem dwóch instytucji: państwa i religii. Za tym instytucjami, jak to często w historii bywa, stały dwie idee: suwerenności i boskiego objawienia. Partnerstwo to w dużej mierze było przyczyną pokojowego rozwoju Europy przez bardzo rozległy czas, ale było też przyczyną w kilku przypadkach wielkich katastrof.

Na gruncie logiki mogą zaistnieć tylko trzy rodzaje relacji pomiędzy tymi dwoma partnerami (a w zasadzie pomiędzy dowolnymi dwoma stronami). Pierwszą z nich jest przypadek, w którym obie strony współpracują i czerpią ze swoich wspólnych wysiłków wspólne korzyści realizując taki czy inny cel. Innym możliwym przypadkiem jest sytuacja, w której państwo próbuje zdominować religię. Trzecim przypadkiem natomiast jest relacja, w której to religia próbuje zdominować państwo. Przez większą część historii Europy mieliśmy do czynienia z tym pierwszym przypadkiem, ale istnieją także liczne przypadki historyczne, w których można było dostrzec jeden z kolejnych dwóch, ekstremalnych, przypadków, w których równowaga była zagrożona, a wynik niemal zawsze był gorszej jakości. Pokój w historii świata zwykle był owocem równowagi, pokojowej koegzystencji i współpracy.

Jednym z takich przypadków, gdy jedna strona próbowała zdominować drugą, jest związana z datą 25 stycznia 1077 r.  W dniu tym odbyła się pokuta króla niemieckiego, późniejszego cesarza Świętego Cesarstwa Rzymskiego, Henryka IV przed papieżem Grzegorzem VII. Kolejne pokolenia historyków określili to wydarzenie nazwą „podróż do Kanossy” (a znacznie później „sporem o inwestyturę”). Władca imperium teutońskiego próbował przejąć prerogatywę nadawania biskupstw dotąd będącej w rękach biskupa Rzymu. Biskupstwa w owych czasach suwerennie rządziły potężnymi połaciami ziemi i znaczną częścią ludności królestwa. Był to zatem zamiar przejęcia władzy politycznej. Papież, rzecz naturalna, przeciwstawiał się zuchwałemu królowi. Napięcie narasta, aż w końcu Papież decyduje się na rewolucyjny krok –  grozi ekskomuniką wszystkich poddanych Henryka IV, jeśli nie odmówią politycznego posłuszeństwa względem niego – tj. jeśli go nie obalą. Zabieg ten przyniósł mu całkowity sukces w tym sporze. Henryk IV jest zobowiązany do pokuty przed zamkiem w Kanossie.

Przeciwnym przypadkiem – kiedy to państwo zdominowało religię – była tzw. Niewola awiniońska w trakcie XIV wieku, kiedy to papież był marionetką w rękach francuskiego króla. Jeszcze innym przykładem takiej relacji jest secesja Kościoła poddanych króla angielskiego od biskupa Rzymu – od tej religii, która właśnie po reformacji została nazwana katolicyzmem „rzymskim” – czyli utworzenie Kościoła anglikańskiego przez Henryka VIII w 1536 r. Jest to typowy, w zasadzie idealny przykład religii państwowej – kompletnego braku autonomii oficjeli eklezjalnych.

Wszystkie inne przykłady relacji, pokojowej i owocnej koegzystencji czy też skonfliktowanego współżycia partnerów, pokazują, że religia, czyli chrześcijaństwo, pełniło rolę religii państwowej. Dla przykładu, po wojnie trzydziestoletniej (1618-1648), wydarzeniu absolutnie niszczycielskiemu i bezsensownemu, które w znacznym stopniu było wojną religijną (chodziło też o osłabienie rodu Habsburgów), zostaje ustanowione swego rodzaju modus vivendiCuius regio eius religio, tj. książę terytorium określa religię panującą (w owym czasie oznaczało to, że jeśli książę był protestantem, religią państwową jego księstwa miał być protestantyzm, a jeśli był katolikiem religią państwową zostawał katolicyzm). Wyjątkiem w tej wojnie jest Francja, która stanęła po przeciwnej stronie w konflikcie religijnym. We Francji silny ruch protestancki w XVI wieku wywalczył Edykt nantejski, król nadał swoim poddanym protestanckim wolność wyznawania swojej religii. Kilka dekad po wojnie trzydziestoletniej, w 1685 r., Ludwik XIV uchwala Edykt z Fontainebleau, który po prostu odwołuje Edykt nantejski i unicestwia wolność wyznania protestantów, co w praktyce sprowadzało się wygnania z Francji setek tysięcy Hugenotów częściowo do Prus, częściowo do Anglii i częściowo Holandii, gdzie uformowały tam bardzo ciekawe i oryginalne francuskie społeczności.

Partnerstwo tych dwóch instytucji zakończyły wydarzenia trwające przez niemal wiek, znane dzisiaj jako Oświecenie (choć zważając na poziom intelektualny „dzieł” antyreligijnych owego czasu, należałoby ten okres nazwać raczej „Zdziecinnieniem”). Prymitywne ataki na chrześcijaństwo były cechą oświeceniowych pisarzy, które nie jest łatwo im odpuścić – nie ze względu na obiekt ich antypatii, ale ze względu na upodlenie europejskiej kultury intelektualnej, za które zasadniczo są odpowiedzialni. Nie owijając w bawełnę: to było haniebne zachowanie.

2. Falsyfikacja i weryfikacja

Niemniej ostatecznie wynikiem Oświecenia było uświadomienie Europejczyków, że istnieją dwa rodzaje twierdzeń, które radykalnie się różnią i nie należy ich ze sobą mieszać. Pierwsza grupa tych twierdzeń dotyczy prawdziwości i fałszywości – jest to tzw. domena wiedzy. Są to zdania, które są albo prawdziwe, albo fałszywe – a ostatecznym sposobem rozstrzygnięcia w tej sprawie są dwie metody sprawdzania: weryfikacja (dowód, że coś jest prawdą) i falsyfikacja (dowód, ze coś fałszem). Jeśli słuszność twierdzenia została sprawdzone za pomocą jednej z tych metod, to cała dalsza dyskusja na temat tego twierdzenia jest skończona. Prawda albo fałszywość zostały ustalone. Weźmy przykład: ktoś twierdzi, że Ziemia jest płaska, a są sposoby sprawdzenia tego twierdzenia. Sprawa została gruntownie sprawdzona i okazało się, że Ziemia nie jest płaska, ale okrągła (czy dokładniej: jest to kształt zbliżony do elipsoidy obrotowej, kuli lekko spłaszczonej na biegunach). Jakakolwiek dalsza dyskusja na ten temat jest pozbawiona sensu.

Druga ogromna grupa twierdzeń, które nie są ani prawdziwe, ani fałszywe, jest domeną wiary. Dla przykładu, mówisz mi, że jest życie po śmierci. A to nie może być oczywiście ani zweryfikowane, ani sfalsyfikowane. Możesz wierzyć bardzo głęboko, że jest życie po śmierci, ale ktoś inny może rzec: „mój przyjacielu, bardzo cię lubię, ale mylisz się, jesteś w błędzie – nie ma życia po śmierci”.  W takiej sytuacji naprawdę trudno jest znaleźć jakikolwiek sens w dalszym dyskutowaniu tej sprawy. On nie ma żadnych narzędzi, aby przekonać ciebie – a ty nie masz żadnych narzędzi, żeby przekonać jego. Wierzenie jest w pewnym sensie suwerenne: nie może być sfalsyfikowane, nie może być zweryfikowane. Wiara należy do sfery metafizyki – sfery poza „fizyką”. Do sfery „fizycznej” należą twierdzenia prawdziwe bądź fałszywe, dla których istnieją ostateczne „fizyczne” dowody sprawdzenia. Osąd należy zawieszać w kwestii wiary, czyli w dziedzinie spekulacji metafizycznych, a sferę wiedzy konsekwentnie podporządkować należy weryfikacji i falsyfikacji. Dyskusje o wyższości jednego poglądu metafizycznego (np. „Bóg jest”) nad drugim poglądem metafizycznym (np. „Boga nie ma”) mają tyle sensu, co rozmowy o wyższości koloru zielonego nad niebieskim. Przekonania metafizyczne to subiektywne impresje, odczucia, intuicje. Dlatego też są tak odporne na racjonalne argumenty.

Wielką zasługą Oświecenia jest zakończenie niemal dwóch tysięcy lat, w których religia pretendowała do głoszenia (sprawdzalnych) twierdzeń prawdziwych (sfery wiedzy). Chrześcijaństwo nigdy nie głosiło, że w i e r z y w życie po śmierci, tylko, że w i e, iż jest życie po śmierci. Chrześcijanie w to wierzą, ja w to wierzę, ty w to wierzysz i papież w to wierzy, ale jeśli ktoś inny w to nie wierzy, no to trudno. Zdarza się. Możemy próbować go przekonać – w istocie Kościół na przestrzeni dziejów podjął ogromny wysiłek w przekonywanie niewierzących – ale ostatecznie, gdy niewierzący ustaje przy swoim, to nic się nie da zrobić. Po prostu nie ma obiektywnych środków falsyfikacji subiektywnych twierdzeń.

Kościół chrześcijański aż do Oświecenia traktował swoje dogmaty wiary, jako twierdzenia prawdziwe, których nikt nie ma prawa poddawać w wątpliwość. Nikt nie ma prawa głosić, że są albo mogą być nieprawdziwe. To wytworzyło niezwykle interesujący rezultat, w którym osoba, która nie miała żadnych wątpliwości co do prawdziwości dogmatów chrześcijaństwa, nie poddawała w wątpliwość także legitymizacji władzy świeckiej. Głównie dlatego, że władza przez znaczną część historii podtrzymywała przekonanie, że nie istnieje prawda poza doktryną Kościoła i że nauki chrześcijaństwa nie są po prostu wiarą, ale prawdą. I to stanowisko, pierwotne względem Oświecenia, było przyczyną wielu wydarzeń tragicznych, znacznego rozlewu krwi i ogromnej przemocy. Przykładem jest eksterminacja katarów w południowo-zachodniej Francji za odmowę porzucenia swojej herezji, która odbiegała od katolickiego nauczania; wydarzenia w trakcie i po rekonkwisty w Hiszpanii; czy też działania inkwizycji, które nie przyniosły chwały Kościołowi; a także wiele, wiele innych, którymi dzisiaj tak chętnie posługują się domorośli antyklerykałowie. Wszystkie te straszne, niszczycielskie, tragiczne wydarzenia mają swoje źródło w tym fundamentalnym logicznym błędzie: konfuzji wiary z wiedzą.

Otwarcie umysłów po Oświeceniu rujnuje przekonanie Kościoła o swoim monopolu prawdy, co zresztą zapoczątkowało jego postępujący upadek aż do naszych czasów. Stopniowo chrześcijaństwo zaczęło  być wypierane jako religia państwowa. Ani Kościół nie mógł już wspierać swoim autorytetem władzy monarszej, ani państwo nie mogło już tak otwarcie wspierać Kościoła. Od tej pory, gdy ktoś negował dogmat Kościoła to już nie było zagrożenie, poddawanie w wątpliwość, prawdy, tylko subiektywnego przekonania – wiary.

3. Nowa religia państwowa

Tak więc weszliśmy w okres upadku chrześcijaństwa, jako religii państwowej, który trwał przez cały wiek XIX. Nominalnie oczywiście, chrześcijaństwo wciąż pozostaje religią państwową w wielu krajach, ale de facto staje się nieskuteczne w wywieraniu wpływu na politykę państwa. Coś innego, raczej przerażającego, naprawdę groźnego, zaczyna zajmować jego miejsce. Łatwo jest wytłumaczyć to próżnią, którą pozostawiło po sobie chrześcijaństwo. Próżnia została, a natura ludzka się nie zmienia – człowiek wciąż żywi głęboką potrzebę myślenia wykraczającego poza „fizykę”. Człowiek wciąż potrzebuje sacrum. Sekularna Europa wypierała (i nadal wypiera) tradycyjne spekulacje metafizyczne (religię) nowymi spekulacjami metafizycznymi (konieczności dziejowe, prawa człowieka etc).

W XX wieku próżnię tę chwilowo i w pewnych częściach świata zapełnił faszyzm, narodowy socjalizm i komunizm, ale były to tak absurdalne ideologie, tak odległe od ludzkiej natury, że nie mogły przetrwać dłużej. Upadły pod naporem swoich własnych absurdalnych konsekwencji. Z punktu widzenia historii Europy musiały to być tylko tymczasowe intelektualne aberracje i dewiacje skazane na względnie krótkotrwały żywot. Prawdziwym następcą chrześcijaństwa, jako religii państwowej, był i nadal jest egalitaryzm.

Anthony de Jasay postawił hipotezę dlaczego to właśnie egalitaryzm zajął miejsce chrześcijaństwa na tym bulwarze idei. W XIX wieku nie tylko chrześcijaństwo straciło na znaczeniu, jako zasadnicza siła polityczna, ale także monarchia, jako tzw. boskie prawo. Aż do XIX wieku monarchia była postrzegana, jako posiadająca pochodzenie boskie. Koronacja była sakramentem. W wyniku upadku chrześcijaństwa, monarchia nie miała już podstawy, na której mogła rościć prawa do władzy, straciła legitymizację. Z czasem monarchia przestała być kwestią religijną, a stawała się kwestią cywilną; po prostu, kwestią organizacji państwa. Krok po kroku do monarchii, jako dominującej metody rządzenia, przyłączyła się demokracja – tj. władza królewska zaczęła dzielić się na pewnych ograniczonych obszarach z formami embrionalnej demokracji. Odtąd pewne zagadnienia zaczęły być rozstrzygane przez większość za pomocą głosowania, oczywiście głosowanie nie wszystkich (ba! i dziś nie są to wszyscy – dzieci, wariaci i cudzoziemcy nie głosują), ale określonej klasy społecznej, którą w pewnych krajach stanowiła szlachta (Europa kontynentalna), a w innych był to cenzus majątkowy (np. w Anglii byli to ludzie posiadający dom, którzy płacili za niego roczny podatek wynoszący więcej niż 40 szylingów – tzw. „Forty shilling freeholders”). Na całym kontynencie w pewnych wypadkach dopuszczono do decydowania metodą głosowania większościowego w cechach.

Z biegiem czasu obszar, na którym metoda demokratyczna służyła podejmowaniu decyzji, stopniowo rozrastał się, aż do momentu, w którym prawo wyborcze stało się powszechnym żądaniem, którego każdy mógł się domagać, i któremu europejskie elity intelektualne udzieliły poparcia. Początkowo było to, rzecz jasna, powszechne prawo wyborcze dla mężczyzn, a następnie, na początku XX wieku, wprowadzono także powszechne prawo wyborcze także dla kobiet.

4. Dwie definicje demokracji

Przywykliśmy do szanowania demokracji, bo jesteśmy nieustannie indoktrynowani przez uczonych, media, liderów opinii publicznej i przez samo państwo, że demokracja jest niemal uświęcona, jakby była instytucją religijną. Za wszelką cenę musi być szanowna, utrzymywana i wielbiona. Nie wolno jej krytykować, bo nie jest kwestią subiektywnej opinii, ale kwestią prawdy.

Jest to kompletnie irracjonalny sposób myślenia. Osoby, które upierają się przy demokracji, jako ostatecznej i bezdyskusyjnej metodzie podejmowania decyzji (tzw. „koniec historii”), łączą ją zwykle z takim cnotami ustroju liberalnego, jak wolność słowa, wolność prasy, niezawisłość sądu i praworządność. Podczas, gdy te zalety liberalizmu niekoniecznie muszą z demokracją iść w parze. Głosowanie większości, jak poświadcza historią, może współistnieć z liberalnym ustrojem politycznym, ale też nie musi. Bardziej ścisła definicja demokracji ograniczyłaby się do mechanizmu narzucania decyzji przez większość mniejszości wraz z uznaniem, że każda osoba posiada jeden głos. Fakt, że demokrację wiąże się raczej z wolnością jednostki niż tyranią większości jest dość osobliwym stanem rzeczy.

Teorię o rozdzielności demokracji, jako metody podejmowania decyzji, i ustroju liberalnego, wspierają fakty historyczne: Prusy pod panowaniem Fryderyka II Wielkiego, Francja pod Ludwikiem XV (który zresztą prywatnie narzekał na ograniczające go rządy prawa) czy Austro-Węgry pod Franciszkiem Józefem I były niedemokratyczne i jednocześnie przestrzegały zasad praworządności. W istocie przypadków historycznych jest znacznie więcej. Podobnie jest w przypadku demokracji nieliberalnej: nie tylko historia o niej poświadcza, ale nawet współczesne demokratyczne kraje, jak Ukraina, Rosja czy znaczna czy część krajów afrykańskich, południowoamerykańskich i azjatyckich.

Jaka jest konsekwencja tego, że na początku XXI wieku, większość krajów albo są demokracjami (z cechami liberalnymi – konstytucja ograniczająca władzę, trójpodział władzy, niezawisłość sądu, wolność słowa etc), albo są demokracjami w sensie ścisłym (jeden głos dla każdego, decyduje większość) i niekoniecznie idą w parze z liberalnymi cnotami? Rezultat jest taki, że we wszystkich tych krajach, które mają się za cywilizowane i jednocześnie demokratyczne, polityka przestała być zajęciem poważanym. W istocie stała się haniebną praktyką układania się polityków z większością, aby wywłaszczać mniejszość. Pod takim systemem każdy może stanąć na agorze i powiedzieć: „Obywatele! Przyłączcie się do mnie! Uformujmy większość z nas wszystkich, którzy pragną sprawiedliwości społecznej. Przyłączcie się! Dajcie mi władzę, a ja nagrodzę was progresywnym opodatkowaniem, dzięki któremu będziecie mogli cieszyć się częścią bogactwa tej części społeczeństwa, która zarabia więcej od was.”

Istotą tego systemu jest konkurencja o kadencję dzierżawy władzy. Formę, jaką ta konkurencja przybiera, jest aukcja, w której różne jednostki roszczące sobie prawo do władzy politycznej oferują pakiety redystrybucji: „jeśli wybierzesz mnie, to z ogólnego opodatkowania sfinansuję ci to, tamto, siamto”. Skutkiem tego mechanizmu jest większa równość materialna, jako że poparcie większości można zdobyć tylko pozbawiając własności bogatszej mniejszości. Zawsze będzie to bogatsza mniejszość, bo przeciwna konfiguracja – tj. pozbawienie biedniejszych własności, aby zdobyć głosy bogatszych – zebrała by znacznie mniej środków do przekupienia większości niż ta pierwsza. A więc z punktu widzenia racjonalnej strategii zdobycia większości głosów będzie mniej skuteczna. Choć nie ulega wątpliwości, że w toku – jak ujmował to Friedrich A. von Hayek – „interwencjonistycznego chaosu”, zdarza się redystrybucja od biednych do bogatach (np. uczelnie wyższe, drogi, dofinansowanie kredytów hipotecznych etc). W istocie kto akurat dostanie pieniądze ze wspólnej kasy zależy od trzech wypadkowych: przypadku (często zdarza się, że przepisy prawa działają wbrew intencjom ich twórców), grup nacisku (zwłaszcza tych mających zasadaniczy wpływ na sondaże) oraz przekonań polityków.

Praktyka polityki zatem stała się raczej oportunistycznym mechanizmem redystrybucyjnym, w której co 3/4/5 lat, w regularnych odstępach czasu, władza jest przedmiotem aukcji.  Politycy będący u władzy, będą starali się ją zachować zgodnie z regułami demokratycznych wyborów i dominującej kultury politycznej danej społeczności (który ma zasadniczy wpływ na ograniczenia poczynań władzy), a opozycja, która pragnie przejąć władzę, będzie deklarowała co zrobi dla większości, gdy zdobędzie władzę. Rząd, który próbuje ochronić swoją władzę będzie oczywiście odpowiadał na obietnice opozycji, swoimi obietnicami i ich realizacjami w ramach środków, którymi dysponuje, i ograniczeń, które go powstrzymują. Będą to obietnice przynajmniej tak dobre, jak opozycji, ale ich realizacja niekiedy będzie skromniejsza. Obietnica wyborcza staje się zatem podstawowym środkiem do zdobycia władzy. „Nikt nie może wam tyle dać, ile my możemy wam obiecać”. Jest to ciągły, samonapędzający się, niemal automatycznie powtarzający się proces.

Demokracja zatem, jako rządy większości, jest nierozerwalnie związana redystrybucją, która sama w sobie jest paskudną praktyką politycznego przekupstwa. I stąd właśnie wzięła się nowa państwowa religia – egalitaryzm – która mówi, że nie powinieneś rozpatrywać tego w kategoriach sprawiedliwości. To może wyglądać jako jawna niesprawiedliwość względem okradanej mniejszości, ale to tak naprawdę jest realizacja przykazań sprawiedliwości społecznej. Wynika to z faktu, że nierówność jest niesprawiedliwa. Każdy dobry rząd będzie dążył do ograniczenia nierówności. Proces produkcji tworzy nierówność – za każdym razem, gdy ktoś coś produkuje i sprzedaje, staje się bogatszy, a więc nieustannie nierówność się odtwarza. W istocie biedni dzięki produkcji również się bogacą, ale wciąż są relatywnie biedni (względem bogatych). Nie ma znaczenia, że produkcja sprawia, że biedni w wartościach absolutnych się bogacą – najważniejsze jest to, że produkcja tworzy nierówność. I celem rządu jest naprawienie tego defektu procesu produkcji za pomocą systemu redystrybucji na korzyść biedniejszej większości na koszt bogatszej mniejszości.

5. Uzasadnienie dla zrównania

I w ten właśnie sposób podły akt przymusowego wywłaszczenia mniejszości, w celu przekupienia większości, zdobycia jej głosów, staje się imperatywem moralnym. Imperatyw ten zaczyna przypominać dogmat religijny, egalitaryzm natomiast nową religię państwową. Rząd zaczyna służyć moralnemu imperatywowi zniesienia nierówności. Jeśli imperatyw jest tylko przekonaniem (kwestią wiary), to zawsze możemy powiedzieć, że w niego nie wierzymy. Niepodobna przecież udowodnić, zweryfikować albo sfalsyfikować, tezy, że nierówność jest niesprawiedliwością. Jest to kwestia subiektywnego odczucia. Dlatego też od ponad stu lat jest podejmowany gigantyczny wysiłek intelektualistów, aby przekształcić to przekonanie w (obiektywną i sprawdzoną) prawdę. Tak jak niegdyś chrześcijaństwo, wpychało swoje subiektywne przekonania w domenę wiedzy, tak dziś robią to samo egalitaryści ze swoim przekonaniem, że nierówność jest moralnie niedopuszczalna.

Walka o to przekonanie toczy się na dwóch frontach: metafizycznym i fizycznym. W pierwszym przypadku jest to właśnie przedstawianie swoich subiektywnych przekonań (np. „prawa człowieka”) jako sprawdzonych i potwierdzonych twierdzeń, jako prawdę. Nieustannie tworzy się i uświęca przez kapłanów polityki nowe koncepcje metafizyczne, które mają legitymizować ustrój. Innym przypadkiem, bardziej zniuansowanym, jest uzasadnianie tez egalitarnych na gruncie „fizyki”. Najważniejszym przedstawicielem tego nurtu jest filozof i znawca teorii gier Sir Ken Binmore, który twierdzi, że mamy w sobie zakodowany gen egalitaryzmu. (Stąd też, dla przykładu, równość materialna jest tzw. „pierwotnym położeniem” w teorii sprawiedliwości Johna Rawlsa.) Równa dystrybucja zatem nie jest ani utylitarnym zaleceniem, ani imperatywem moralnym egalitarnej quasi-religii – jest empirycznym faktem naszej ewolucji genetycznej. Walka z nim miałaby zatem tyle sensu, co walka z naszą naturą. Z tego punktu widzenia, zwolennicy liberalizmu są nieracjonalni.

Od dziesiątek tysięcy lat człowiek zwykł był żyć w małych bandach zbieracko-myśliwskich (w populacjach 20-25 osób, czyli 2-3 rodzin). Kiedy udało się komuś w takiej grupie zabić woła, wtedy co mógł taki człowiek zrobić z taką górą mięsa? Mógł oczywiście zachować to mięso dla siebie i swojej rodziny, kierując się wrodzoną chciwością, ale nie miał żadnych możliwości zachowania i zakonserwowania tych środków. W istocie nie był nawet w stanie nieść ze sobą ciężaru tego mięsa, bo musiał się wraz ze swoją rodziną i swoim plemieniem nieustannie przemieszczać. Jedynym rozwiązaniem w owym okresie był podział mięsa z innym członkami plemienia. Zatem geny pierwotnego człowieka były kształtowane przez zasadę „dzielić po równo” – tj. nie zachowuj swoich rzeczy dla siebie, ale podziel się nimi ze swoimi współplemieńcami. Gen ten prosperował w społeczeństwach pierwotnych, a ci, którzy go nie mieli i próbowali akumulować swoje zdobycze tylko dla siebie, musieli zginąć w negatywnej selekcji naturalnej, jako że taka strategia przetrwania była niepraktyczna. Zatem cała ludzkość jest wyposażona w geny, które determinują naszą tendencję do zasady „dzielić po równo”. Niektórzy biolodzy ewolucyjni twierdzą, że to wciąż jest nasz dominujący gen. Zatem każdy kto sprzeciwia się ustanowieniu równości, próbuje walczyć z czymś, co jest determinowane genetycznie. Niepodobna zwalczyć ideę, która jest wpisana w nasze geny. Trzeba się z tym pogodzić z tym i zaakceptować nasz naturalny instynkt do równego podziału dóbr.

Krótka odpowiedź jest taka: przez ostatnie dziesięć tysięcy lat, człowiek w znacznej części świata, porzucił życie zbieracko-łowieckie i stał się rolnikiem. Osiedlił się na stałe i zaczął uprawiać zboże. Zbiory z tej uprawy pozwoliły mu nie tylko wyżywić siebie i swoją rodzinę, ale nawet uzyskać zapas – nadwyżkę, która mogła być zachowana przez dość długi czas. Gen egoizmu, gen akumulacji, który okazał się lepszą strategią przetrwania w kulturowej selekcji niż gen „dziel po równo”, gen zbieraczy-myśliwych. Przez ostatnie dziesięc tysięcy lat gen egoizmu zaczął dominować oraz okazał się efektywniejszy w zachowaniu i rozrostu populacji, gdyż okazał się skuteczniejszy w utrzymaniu przy życiu potomstwa.

Niektórzy biolodzy ewolucyjni utrzymują, że gen egoizmu nie ma znaczenia, bo dziesięć tysięcy lat to zbyt krótko w porównaniu do okresu, w którym rozwijał się gen „dziel po równo”. Można postawić do tego kontrargument: jeśli dziesięć tysięcy lat przystosowania jest zbyt krótkim okresem czasu, aby wytworzyć nowy gen dominujący, który jest najlepszy do przetrwania i pomnażaniu potomstwa. Jeśli dziesięć tysięcy lat to zbyt krótko to również okres, który uformował gen „dziel po równo”, również musi być zbyt krótki, a więc nie ma takiego genu. Jest to po prostu bezpodstawne twierdzenie, że jesteśmy zdeterminowani genetycznie do wiary w moralną wyższość równości materialnej.

Jest to jeden z przykładów próby przekształcenia egalitaryzmu z przekonania (sfera wierzeń) w prawdę (sfera wiedzy). Porażka przekształcenia koncepcji metafizycznej w fizyczną. Drugim, starszym, lecz znacznie bardziej skutecznym, podejściem był, i nadal jest, utylitaryzm, który narodził się w pierwszej dekadzie XIX wieku w pracach Johna Stuarta Milla, który wprowadził koncepcję „użyteczności”, jako swego rodzaju nieuchwytny, nienamacalny byt, który jest związany z ekonomicznymi dobrami i usługami. Im więcej ludzie konsumują dóbr i usług, tym bardziej wzrasta „użyteczność”. Charakterystyczną cechą „użyteczności” jest fakt, że można ją przekazać od osoby do osoby. Czyli jeśli ktoś jest milionerem i kolejne pieniądze, które zarabia, przynoszą mu niską „użyteczność”, to można przekazać te pieniądze do osoby potrzebującej, która odniesie z nich znacznie wyższy poziom „użyteczności”. Dzięki temu zabiegowi „całkowita użyteczność” wzrasta, suma szczęścia ludzkości jest większa. Równa dystrybucja dochodu zwiększa „całkowitą użyteczność”, a zwiększanie całkowitej użyteczności jest podstawowym imperatywem moralnym utylitaryzmu i każdy uczciwy człowiek powinien tak postąpić. I tak utylitarna logika, którą Mill stworzył, aby bronić klasycznego liberalizmu, stała się fundamentem quasi-religijnej doktryny redystrybucji – egalitaryzmu. Doktryny, która znów śmie nazywać swoje roszczenia nie przekonaniem, ale fizyczną prawdą.

Ten pogląd na użyteczność dominował przez ponad wiek w ekonomii i naukach politycznych w krajach anglosaskich, aż do lat 30 XX wieku, kiedy ekonomiści uświadomili sobie, że nie ma czegoś takiego jak „międzyosobowa użyteczność” („interpersonal utility”). Nie da się wziąć użyteczności jednej osoby i porównać jej z użytecznością drugiej osoby. Tym bardziej nie da się przetransferować użyteczności. To jest po prostu fantazja. Książką, która rozgromiła brednie dotyczące użyteczności w ekonomii, była An Essay on the Nature and Significance of Economic Science Lionela Robbinsa.

Wreszcie trzecim atakiem egalitaryzmu było propagowanie idei, że ludzie mają do różnych dóbr „prawa”. Filozofię „prawizmu”(„rightism”) par excellence reprezentuje Powszechna deklaracja praw człowieka proklamowana przez Zgromadzenie Ogólne ONZ 10 grudnia 1948 r. Jeśli przeczytacie ten dokument to łatwo uświadomicie sobie, że autorytetem tej globalnej międzypaństwowej organizacji, propaguje się ideę, jakoby człowiek miał „prawa” do wszystkiego. Aż ciężko w to uwierzyć: masz prawo do jedzenia, do cywilizowanego mieszkania, do dobrze płatnej i interesującej pracy, nawet masz prawo do rozwoju kulturalnego. Masz prawo do wszystkich tych rzecz, bez zająknięcia się w Deklaracji kto ma dostarczyć te dobra, na kim spoczywa zobowiązanie realizacji tych praw. Kto ma do cholery dać ci te wszystkie rzeczy? Deklaracja odpowiada ciszą, ale ta cisza też jest odpowiedzią. Egalitaryści dopowiadają już jawnie: rząd musi zabrać pieniądze bogatym i tymi pieniędzmi finansować „prawa” ludzi.  Można uważać ten „prawizm” za oszustwo. Najbardziej kujonowaci, najbystrzejsi obrońcy egalitaryzmu starają się dowieść, że jest to moralnie wyższa, niemal święta doktryna. A jak się rozbierze ją na części pierwsze to od razu widać, że kierując się dobrymi intencjami, egalitaryści zachęcają państwo do grabieży. Trzeba uwolnić redystrybucję od pozorów legitymizacji.

6. Transformacja języka

Proces demokratycznych wyborów wywołujący egalitarystyczną propagandę transformuje język. „Uprawnienie” nie znaczy już to, co wcześniej znaczyło, tak samo „wolność”, podobnie „sprawiedliwości”. Język przyjął jako nawyk zrównywanie słowa „równy” z „lepszy”. Istnieją w każdym języku pary słów, które wartościują: „dobry – zły”, „prawdziwy – fałszywy”, „sprawiedliwy – niesprawiedliwy”, „wolny – zniewolony”, etc. Zadawanie pytania czy „dobry” jest lepszy od „złego” jest pozbawione logicznego sensu, bo te słowa powstały po to, żeby wskazywać na moralną wyższość jednego nad drugim. Każde z tych słów ewidentnie ma oddźwięk pozytywny, a drugie negatywny. Propaganda wpłynęła na język i teraz większości „równy” kojarzy się pozytywnie a „nierówny” negatywnie. Podobnie z parą „demokratyczny – niedemokratyczny”. Tak, jakby wyższość jednego przymiotnika nie zależała od kontekstu w którym on występuje, tak jakby „równy” albo „demokratyczny” nie mógł występować w negatywnym kontekście – np. „równa nędza” albo „demokracja ludożerców”.

Propaganda ta jest zwykłą ligwistyczną manipulacją – naginaniem języka do egalitarnej ideologii. Niemniej okazała się ona tak skuteczna, że nieustannie można się spotkać, np. w prasie, ze zdaniami typu „Dzięki reformom w Brazylii rozmiar biedy w wartościach bezwzględnych zmniejszył się, ale nierówność się zwiększyła”. „Ale” w tym wypadku implikuje, że pierwsza cześć przekazu jest pozytywna, a druga negatywna. W tym zdaniu jest domniemany przekaz, że ta nierówność, która się zwiększyła, jest moralnie zła – bo gdyby nie była zła to nie używano by w takim wypadku słowa „ale”. Zamiast tego powinno się zastosować słowo „oraz”, które wskazywałoby, że nierówność jest moralnie neutralna. Takie zabiegi są prawie niedostrzegalne, jak powietrze, ale wciąż jak mantrę powtarza się, że równość jest lepszy niż nierówność, niezależnie od poniesionych kosztów owej równości. Podświadomie powoli zaczynamy przyjmować, że nierówność jest negatywną cechą dystrybucji społecznej.

8. Wnioski

Ile jeszcze minie czasu, zanim ludzie pojmą, że powszechne prawo wyborcze zrodziło system masowej redystrybucji powodujący paraliż rozwoju gospodarczego i erozję odpowiedzialności przez zniesienie indywidualnej wolności? Nie wiem, ale czy to oznacza, że musimy zlikwidować demokrację (swoją drogą: ciekawe jak!?) i przywrócić ustrój monarchiczny i chrześcijaństwo, jako religię państwową? Ja bym sobie takiego scenariusza nie życzył. Po pierwsze, monarchia, jak dowodził de Tocquville Dawnym ustroju i rewolucji bynajmniej nie gwarantuje, że unikniemy ustroju niesprawiedliwego i nieefektywnego ekonomicznie. Po drugie zaś, jestem przeciwnikiem wszelkiej religii państwowej. Jestem bardzo krytyczny względem konsekwencji, jakie niesie za sobą demokracja w dłuższej perspektywie, ale nie bardzo wiem co z nią teraz należy zrobić. Wiem natomiast, że nie powinniśmy o tych konsekwencjach milczeć i udawać, że wszystko jest w porządku. Zbitka słów „demokracja liberalna” ma mniej więcej tyle sensu, co „rząd mało-duży” albo „rząd redystrybucyjno-sprawiedliwy”. Należy jasno i czytelnie rozdzielić co stanowi doktrynę liberalną, a co jest wpychane w nią w sposób nieuprawniony. Należy wreszcie skończyć z rozdwojeniem jaźni „liberalnych demokratów”, którzy głoszą z jednej strony pochwałę rządu ograniczonego, a z drugiej demokracji, która ten rząd (mówiąc technicznie: przestrzeń wyboru kolektywnego) rozpycha, zawłaszczając ograniczone przecież zasoby i obszar indywidualnej swobody (mówiąc techniczne: przestrzeń wyboru indywidualnego) ponad granice wszelkiego rozsądku i przyzwoitości.

Sprawiedliwość, jak ją wyłożył David Hume w Traktacie o naturze ludzkiej, wywodzi się z czasów przedpaństwowych. W toku ewolucji interakcji pierwszych ludzi wyłoniły się spontaniczne pewne konwencje, jako behawioralne stany równowagi, ograniczające i hamujące samowolę. Tak się narodziła z czasem wolność – ludzie narzucali sobie nawzajem ograniczenia, a te wykonalne działania, które nie łamały deliktów (innymi słowy: nie były karane), stanowiły sferę faktycznej swobody. Współczesna teoria polityki przypisuje stworzenie sfery wolności państwu. Większość wybrała reprezentantów, a ci uchwalili prawa i stworzyli urzędy, dzięki którym nie skaczemy sobie do gardeł, dzięki którym współpracujemy w uporządkowany sposób. Prawdopodobnie z tego pomylenia skutku z przyczyną – kodyfikacja wolności i sprawiedliwości nie stworzyła wolności i sprawiedliwości, tylko je spisała na papierze i upaństwowiła – wywodzi się błąd współczesnych liberalnych demokratów, którzy inne standardy moralności stosują wobec społeczeństwa obywatelskiego a inne wobec państwa.

Według kryteriów liberalizmu jeśli ktoś chce popełnić delikt, to należy go do tego zniechęcić, a jeśli ktoś już popełnił delikt, to należy go za to ukarać i powinien to uczynić każdy przyzwoity człowiek, a nie tylko wyspecjalizowana organizacja zatrudniona przez państwo. Przetrwanie sprawiedliwości zależy od efektywnego zapobiegania przestępstwom i karania przestępców, a biurokratyczny monopol nie służy temu celowi najskuteczniej. Tym bardziej trudno jest pojąć, dlaczego państwo nie pozwala bronić się ludziom, zapobiegać popełnieniu przestępstw przez użycie siły (lub wiarygodnej groźby jej użycia) oraz adekwatnie karać na miejscu, gdy ktoś zachowuje się podle.

Jeśli funkcjonariusz państwa łamie reguły sprawiedliwości (nawet jeśli robi to zgodnie z ustanowioną legislacją), to należy się z tym godzić i to akceptować, bo legislacja została uchwalona przez demokratycznie wybrany parlament? Trudno liberałowi pogodzić się z taką hipokryzją. Zgodnie z „prawem równej wolności” umowa społeczna, zgodnie z którą każdy akceptuje wszystko to, co robi z nim państwo, bo w przeciwnym wypadku musiałby mierzyć z niepojętymi zagrożeniami anarchii, jest absurdalna. Nawet gdyby takie zagrożenia istniały, to nie usprawiedliwiałoby w niczym postępowania państwa. Tym bardziej, jeśli takie zagrożenia nigdy historycznie nie istniały (albo są mocno przesadzone), gdyż – jak dowodził David Hume – wolność, własność i sprawiedliwość jest pierwotna względem państwa. Ostatecznie czy żyjemy z państwem, czy na bezludnej wyspie bez państwa, wszystko zależy od nas samych, od naszej kultury, naszych wartości i naszej gotowości do wypełniania roli strażników sprawiedliwości i przyzwoitości.

Doskonale liberalna może być jedynie uporządkowana anarchia (policentryczny porządek konstytucyjny) . Niedoskonale liberalne ustroje przynajmniej dążą do minimalizacji rządu. Ustroje nieliberalne sprawiają, że rząd rośnie zawłaszczając coraz więcej zasobów i swobody indywidualnej swoich poddanych. O tym nie wolno zapominać zwolennikom wolności osobistej.

Polityka Margaret Thatcher wobec ZSRR w latach 1985-1990 :)

SPIS TREŚCI

WSTĘP……………………………………………………………………………………………………….3

ROZDZIAŁ I……………………………………………………………………………………………….8

Związek Sowiecki w poglądach i działalności Margaret Thatcher w latach 1975-

1985.

ROZDZIAŁ II……………………………………………………………………………………………29

Margaret Thatcher wobec polityki Michaiła Gorbaczowa w początkowym okresie jego reform (marzec 1985-listopad 1986 ).

ROZDZIAŁ III………………………………………………………………………………………….56

Od wizyty Margaret Thatcher w Moskwie w marcu 1987 roku do rewizyty Michaiła Gorbaczowa w Londynie w kwietniu 1989 roku.

ROZDZIAŁ IV…………………………………………………………………………………………90

Polityka Margaret Thatcher wobec przemian w Związku Sowieckim i Europie Środkowo-Wschodniej w latach 1989-1990.

Podsumowanie………………………………………………………………………………………..109

Bibliografia……………………………………………………………………………………………..115

Wstęp 

Celem niniejszej pracy jest ukazanie polityki Margaret Thatcher wobec ZSRR w latach 1985-1990. Centralny punkt pracy stanowi stosunek premier Thatcher do zmian jakie zachodziły w Związku Sowieckim po przejęciu władzy na Kremlu przez Michaiła Gorbaczowa w marcu 1985 r., aż do momentu ustąpienia Margaret Thatcher ze stanowiska szefa rządu Zjednoczonego Królestwa w listopadzie 1990 r. Poza tym scharakteryzowano kształtowanie się poglądów Margaret Thatcher dotyczących ZSRR-jego polityki zagranicznej i wewnętrznej-w latach 1975-1979, kiedy pozostawała ona przywódcą opozycji w parlamencie brytyjskim oraz przedstawiono politykę wschodnią premier Wielkiej Brytanii w okresie pierwszych pięciu lat sprawowania rządów tj. do 1985 r. Autor opisał politykę Margaret Thatcher wobec podjętych przez Michaiła Gorbaczowa prób wprowadzania reform w ZSRR. Następnie przedstawiono bardzo aktywne działania premier Wielkiej Brytanii mające wspierać realizację „pierestrojki” i „głasnosti” w Związku Sowieckim. Pracę kończy omówienie polityki premier Thatcher w dobie schyłku komunizmu w Europie Środkowo-Wschodniej i końca przywództwa Michaiła Gorbaczowa w ZSRR, a co za tym idzie także idei reform zapoczątkowanych przez niego w 1985 r.

Premier Thatcher odegrała szczególną rolę w stosunkach między państwami zachodniej Europy i Stanami Zjednoczonymi a Związkiem Sowieckim. Polityka wsparcia przez Margaret Thatcher reform Gorbaczowa przyczyniła się w dużym stopniu do ostatecznego zdyskredytowania komunizmu. Jednocześnie działalność premier Wielkiej Brytanii wielokrotnie stabilizowała napięte stosunki amerykańsko-sowieckie, co pozwoliło w konsekwencji na odejście od „zimnowojennej” polityki Ronalda Reagana, na rzecz dialogu między Wschodem i Zachodem, który umożliwił w ZSRR ewolucyjne przejście od haseł „pierestrojki” i „głasnosti” do postulatów wprowadzenia gospodarki rynkowej i wolności obywatelskich.

Margaret Thatcher pozostawała premierem Zjednoczonego Królestwa do listopada 1990 r., co zbiega się z zapoczątkowanym przez Borysa Jelcyna i Michaiła Gorbaczowa w sierpniu 1990 r., procesem odchodzenia od idei „pierestrojki” jedynie modyfikującej komunizm, na rzecz demokracji i wolnego rynku. Dlatego też autor niniejszej pracy przyjmuje cezury 1985-1990.

Podstawowymi źródłami wykorzystanymi w niniejszej pracy są publikacje zawarte w „Biuletynie Specjalnym” Polskiej Agencji Prasowej, a także w prasie brytyjskiej i sowieckiej, w tym przede wszystkim pochodzące z dwóch dzienników:„Timesa” i „Prawdy”. Publikacje sowieckie posłużyły autorowi niniejszej pracy w opisaniu reakcji władz ZSRR na politykę wschodnią Margaret Thatcher, pomogły także w prześledzeniu zmian zachodzących w Związku Sowieckim w latach 1985-1990.

Bardzo pomocne okazały się także artykuły zawarte w wydawnictwach specjalistycznych zajmujących się problematyką międzynarodową. Należą do nich przede wszystkim: „International Affairs”, „Foreign Affairs” i „Sprawy międzynarodowe”, gdzie autor mógł odnaleźć założenia brytyjskiej polityki wobec ZSRR w dobie reform Gorbaczowa i przeanalizować je w kontekście stosunków Wschód-Zachód obejmujących m.in.: problem kontroli zbrojeń, łamania praw człowieka w ZSRR, sporów co do treści haseł „pierestrojki” i „głasnosti” itd. Publikacje zamieszczone w wyżej wymienionych wydawnictwach pozwoliły autorowi także na wyodrębnienie sprzeczności interesów Wielkiej Brytanii i Stanów Zjednoczonych, których konsekwencją były odmienne często założenia obu państw w polityce wobec ZSRR. Określenie różnicy stanowisk dzielących Margaret Thatcher i kolejnych prezydentów Stanów Zjednoczonych w kwestii stosunku do reform Gorbaczowa, jest bardzo istotne dla oceny wkładu premier Wielkiej Brytanii w doprowadzeniu do pokojowego upadku komunizmu w Europie Środkowo-Wschodniej i ZSRR.

Autor sięgnął również do manifestów brytyjskiej partii konserwatywnej z lat 1979-1987, w których można prześledzić zmiany w założeniach brytyjskiej polityki zagranicznej, w tym także polityki wobec ZSRR.

Oddzielny rodzaj źródeł stanowią nieliczne pamiętniki i wspomnienia przywódców oraz dyplomatów Wielkiej Brytanii i ZSRR. Wśród tego typu materiałów fundamentalną pracą okazały się pamiętniki Margaret Thatcher, które obejmują chronologicznie okres sprawowania przez nią funkcji premiera rządu brytyjskiego tj. lata 1979-1990[1]. Pamiętniki te były pisane bądź to w trakcie dziejących się wydarzeń, bądź też z krótkiej perspektywy czasu, nie brakuje więc w nich ocen sporządzanych na bieżąco. Świadczą one o wyjątkowej cenności tego źródła. Margaret Thatcher w swych pamiętnikach poświęciła wiele miejsca polityce zagranicznej (w tym znaczną część polityce wobec ZSRR) prowadzonej przez rządy, którym przewodziła. Następną z zalet tego źródła jest szczerość premier Wielkiej Brytanii w opisywaniu ludzi i zdarzeń, z którymi się zetknęła. Nie są tu wyjątkiem relacje Margaret Thatcher z jej spotkań z Gorbaczowem, które zawierają nie tylko analizę stosunków brytyjsko-sowieckich w danym momencie historii. Ważną rzeczą jest to, iż pozwalają one określić jaki był osobisty stosunek premier Wielkiej Brytanii do Gorbaczowa jako polityka i człowieka. Należy jednocześnie podkreślić, że Margaret Thatcher, choć nie pomija trudnych dla siebie problemów, (tj.: sprawa odrzucenia sankcji wprowadzonych przez Ronalda Reagana w efekcie wprowadzenia stanu wojennego w Polsce, czy próby spowolnienia zmian w Europie Środkowo-Wschodniej w latach 1989-1990), bardzo często stara się uzasadnić swoje decyzje-bądź to racją stanu Wielkiej Brytanii, bądź też obawami przed destabilizacją w Europie i świecie. Autor niniejszej pracy, był więc zmuszony do konfrontowania podanych w pamiętnikach, okoliczności dotyczących polityki Margaret Thatcher wobec ZSRR, z innymi dostępnymi mu źródłami i opracowaniami.

Podobnie cenne okazały się wspomnienia ambasadora ZSRR w Londynie w latach 1986-1991-Leonida Zamiatina[2]. Był on bezpośrednim uczestnikiem spotkań między Margaret Thatcher i Gorbaczowem. Relacje Zamiatina, choć nie przynoszą wielu nowych informacji dotyczących stosunków brytyjsko-sowieckich w latach 1985-1990, stanowią uzupełnienie pamiętników Margaret Thatcher .

Dużą wartość źródłową przedstawiają wspomnienia sowieckiego tłumacza przy Gorbaczowie-Igora Korcziłowa[3]. Był on świadkiem wielu negocjacji i rozmów „na szczycie”. Uczestniczył także w spotkaniu Margaret Thatcher i Gorbaczowa w Londynie w marcu 1989 r. I.Korcziłow odsłania w swych wspomnieniach kulisy wydarzeń, w których brał udział, jednocześnie zwraca uwagę na ton i klimat prowadzonych rozmów, co jest bardzo ważne dla oceny wzajemnych relacji przywódców Wielkiej Brytanii i ZSRR.

Autor niniejszej pracy korzystał także z publikacji napisanych przez samego Gorbaczowa, z których najważniejszą stanowi „Przebudowa i nowe myślenie dla naszego kraju i dla całego świata”[4]. Posłużyły one do prześledzenia zmian, jakie zachodziły w rozumieniu przez Sekretarza Generalnego treści haseł: „pierestrojki” i „głasnosti”. Stanowią one także dobre źródło do przeprowadzenia charakterystyki celów polityki zagranicznej prowadzonej przez Gorbaczowa, choć z uwagi na swój propagandowy w dużej mierze charakter, zostały porównane z działalnością Gorbaczowa na arenie międzynarodowej, prześledzoną na łamach prasy sowieckiej i brytyjskiej oraz tezami zawartymi w zbiorowym opracowaniu pod redakcją W.Materskiego „Polityka zagraniczna Rosji i ZSRR”[5].

W pracy została wykorzystana literatura ogólna i monograficzna dotycząca różnych aspektów stosunków brytyjsko-sowieckich w latach 1985-1990. Najważniejsza jest tu zbiorowa publikacja „Soviet-British relations since the 1970’s”[6], w której autor odnalazł wiele cennych informacji dotyczących m.in.: zmian jakie zaszły w brytyjskiej polityce wschodniej po objęciu rządów przez Margaret Thatcher, najważniejszych rozbieżności w relacjach Londynu i Moskwy, a także charakterystyki Wielkiej Brytanii w mediach sowieckich, przed i po wizycie Margaret Thatcher w Moskwie na przełomie marca i kwietnia 1987 r. Publikacja ta z uwagi na zakres chronologiczny zawartych w niej problemów została wykorzystana przede wszystkim w rozdziale trzecim niniejszej pracy.

Ważna okazała się także monografia „Britain’s Security Policy. The Modern Soviet View”[7], która informuje o kontrowersjach jakie w stosunkach brytyjsko-sowieckich wzbudziła sprawa rozbrojenia.

Równie istotna jest również pozycja „Britain and the Soviet Union: 1917-89”[8], w której autor mógł prześledzić jak zmieniały się stosunki brytyjsko-sowieckie od rewolucji bolszewickiej 1917 r. aż do momentu „okrzepnięcia” „pierestrojki” w ZSRR. Praca ta nie wnosi jednak nowych wiadomości, poza tymi które autor mógł odnaleźć w „International Affairs” i innych źródłach.

K.Harris w biografii „Margaret Thatcher” poświęcił część jednego z rozdziałów poglądom premier Wielkiej Brytanii na temat komunizmu i ZSRR; krótko opisał także wizytę Margaret Thatcher w Moskwie w 1987 r[9]. Nie jest to jednak publikacja, która wniosła do niniejszej pracy informacje jakich nie można by odnaleźć w innych źródłach.

Autor sięgał także incydentalnie do monografii i opracowań autorstwa Z.Brzezińskiego, O.Gordijewskiego, G.Ionescu, H.Kissingera, J.Kriegera, W.Malendowskiego, G.Smitha, P.Schweizera, J.Smagi, Z.Szczerbowskiego, S.Wordena.

ROZDZIAŁ I: ZWIĄZEK SOWIECKI W POGLĄDACH I DZIAŁALNOŚCI MARGARET THATCHER W LATACH 1975-1985.

W grudniu 1962 r. były sekretarz stanu Dean Acheson w następujący sposób określił pozycję Zjednoczonego Królestwa w „zimnowojennym” świecie: „(…) Wielka Brytania straciła imperium i nie odnalazła jeszcze swojego miejsca. Próby odegrania samodzielnej roli w oderwaniu od Europy, opartej na szczególnym stosunku łączącym ją ze Stanami Zjednoczonymi a także na jej przywództwie w Brytyjskiej Wspólnocie Narodów, która nie posiada struktury politycznej, ani nie przedstawia jedności lub siły a tylko korzysta z niepewnych lub kruchych powiązań gospodarczych, opartych na strefie szterlingowej i preferencjach na rynku brytyjskim, są wyeksploatowane niemal do końca. Wielka Brytania próbując działać sama i pełnić funkcję maklera między Stanami Zjednoczonymi a Rosją sowiecką, wydaje się prowadzić politykę tak słabą jak mierna jest jej potęga militarna (…)”[10].

Rola Zjednoczonego Królestwa w układzie międzynarodowych potęg ulegała kilkakrotnym przewartościowaniom. W momencie zakończenia II wojny światowej Wielka Brytania należała do Wielkiej Trójki, choć co trzeba podkreślić już wówczas zaznaczyła się jej słabsza pozycja wobec Stanów Zjednoczonych i Związku Sowieckiego. Wielokrotnie w trzech powojennych dekadach Wielka Brytania usiłowała współtworzyć historię na równi z Moskwą i Waszyngtonem. Dopiero w 1970 r. konserwatywny premier Edward Heath stwierdził że Wielka Brytania stała się „wiodącym mocarstwem średniego zasięgu”[11]. Eufemistyczne określenie Heatha ujawniało faktyczną rangę Zjednoczonego Królestwa, które było tylko jednym z wielu państw wmontowanych w szerszy układ dwubiegunowy z ośrodkami w Moskwie i Waszyngtonie. Wielka Brytania mogła wpływać na bieg zdarzeń międzynarodowych przede wszystkim poprzez jej członkostwo w ONZ, Wspólnocie Brytyjskiej, EWG Międzynarodowym Funduszu Walutowym i NATO[12].

Celem tych działań, bez względu na ugrupowanie dzierżące w danej chwili władzę, było m.in. przeciwstawienie się wyzwaniu jakie kapitalizmowi rzucił komunizm. Czynnik antykomunistyczny stanowił więc nie tylko treść stosunków Wielkiej Brytanii z Commonwelthem, Stanami Zjednoczonymi i Europą Zachodnią, ale zarazem wyznaczał kierunek jej polityki zagranicznej[13]. Nie znaczy to, iż Związek Sowiecki był postrzegany jednakowo przez Partię Pracy i Partię Konserwatywną. Ocena zagrożenia ze strony ZSRR była różna w czasie i zależna w dużym stopniu od osobowości i poglądów partyjnych przywódców.

W 1974 r. konserwatyści dwukrotnie przegrali wybory parlamentarne. W styczniu 1975 r. były premier Edward Heath odszedł ze stanowiska szefa partii; jego miejsce zajęła 49-letnia Margaret Thatcher[14]. W latach 1975-79 propozycje wysuwane przez Thatcher i jej współpracowników w „gabinecie cieni”, stanowiły alternatywę dla polityki (w tym polityki zagranicznej) prowadzonej przez dwa kolejne rządy laburzystowskie: Harolda Wilsona i Jamesa Callaghana.

W 1975 r. nastąpiła bardzo ważna zmiana w położeniu Zjednoczonego Królestwa na arenie międzynarodowej. 10 kwietnia większość parlamentu brytyjskiego wypowiedziała się za pozostaniem Wielkiej Brytanii w EWG[15]. 7 czerwca 1975 r. dwie trzecie wyborców biorących udział w referendum poparło stanowisko swoich parlamentarzystów. Potwierdzenie członkostwa w EWG stworzyło dogodną sytuację do podjęcia działań mających na celu aktywizację brytyjskiej polityki zagranicznej w płaszczyźnie stosunków Wschód-Zachód, w rokowaniach z krajami Trzeciego Świata, a także w polityce wobec ChRL. Od 1975 r. konserwatyści konsekwentnie przeciwstawiali się wszelkim dyskusjom (częstym w Partii Pracy) na temat brytyjskiego członkostwa we Wspólnocie Europejskiej mocno akcentując, że rola Wielkiej Brytanii „(…)musi być europejską aby zagwarantowana była realizacja naszych wpływów politycznych i gospodarczych(…)”[16]. Torysi unikali także od tego momentu wyraźnego opowiadania się czy to po stronie Europy Zachodniej czy Stanów Zjednoczonych, kładąc nacisk na komplementarność stosunków Wielkiej Brytanii z EWG i Waszyngtonem. Wysuwali także odtąd postulaty nie tylko „upolitycznienia” EWG ale i zacieśnienia współpracy między Wspólnotą Europejską a Paktem Północnoatlantyckim[17].

Bardzo zbliżone do wyżej wymienionych poglądy głosił w tamtym czasie laburzystowski minister spraw zagranicznych James Callaghan pozostający w bardzo dobrych stosunkach z Henry Kissingerem -swoim odpowiednikiem przy prezydencie Stanów Zjednoczonych G.Fordzie.Różniła go natomiast z Margaret Thatcher i partią konserwatywną ocena polityki odprężenia, której efektem było min. podpisanie Aktu Końcowego KBWE w Helsinkach w 1975 r. oraz sowiecko-amerykańskie rokowania i porozumienie SALT z 1972 r.

Mimo tych niewątpliwie pozytywnych rezultatów jakie przyniosło detente, szereg faktów wskazywał na to, że polityka sowiecka stawała się coraz bardziej pewna siebie i arogancka wobec Zachodu. To zachowanie wynikało głównie z kalkulacji Moskwy wierzącej, że „ostry kryzys kapitalizmu” będzie miał szersze konsekwencje polityczne a w Ameryce pokutuje uraz wywołany wojną wietnamską. Dla Związku Sowieckiego strategicznym celem detente było odwiedzenie Stanów Zjednoczonych od skutecznego reagowania na zmienioną sytuację polityczną. Rzecznicy Moskwy zaczęli coraz głośniej i częściej powtarzać, że pokojowa koegzystencja nie ma nic wspólnego z zamrożeniem społecznego status quo, ani z żadnym sztucznym odłożeniem na bok procesu rewolucyjnego. Przeciwnie detente i zrównanie potencjałów militarnych miały ich zdaniem ułatwić znaczne zmiany polityczne w Europie Zachodniej i całym świecie[18].

Margaret Thatcher jako szef opozycji początkowo bardzo rzadko zajmowała publicznie stanowisko co do stosunków Wschód-Zachód. Wynikało to przede wszystkim z braku doświadczenia w sprawach międzynarodowych ale było także pochodną trudności z jakimi spotykała się w łonie własnej partii. Jednak jej stosunek do komunizmu był jasny. Jako przykład można przytoczyć jej wypowiedź z okresu kiedy to rywalizowała o przywództwo w partii: „(…) Karol Marks i Disraeli byli sobie współcześni. I mieli coś wspólnego. Obaj chcieli poprawić los zwykłych ludzi. Na tym jednak analogia się kończy. Metody jakimi się posługiwali były kompletnie odmienne. Metody marksistowskie zawiodły. Metody jakie zalecał Disraeli odniosły sukces (…)”[19].

W tym samym tonie utrzymane były jej oświadczenia w czasie wizyty w Stanach Zjednoczonych we wrześniu 1975 r. Spotkania z prezydentem Fordem, sekretarzem stanu Kissingerem , sekretarzem generalnym ONZ Waldheimem oraz przedstawicielami amerykańskich kół politycznych i gospodarczych, przyniosły Margaret Thatcher ogromną popularność zarówno w Stanach Zjednoczonych (jej publiczne wystąpienia na forum Narodowego Klubu Prasy w Waszyngtonie wywołały entuzjastyczne reakcje) jak i Wielkiej Brytanii[20].

Kilkanaście dni po wizycie Margaret Thatcher w Stanach Zjednoczonych 7 października 1975 r., odbył się zjazd partii konserwatywnej. Chociaż konserwatyści potraktowali tylko marginalnie problematykę międzynarodową to w rezolucji zjazdowej znalazło się zdanie postulujące: „(…) poważne zaangażowanie się w politykę europejską (…)”. To żądanie uzasadniano „(…) gwałtowną ekspansją potencjału Układu Warszawskiego oraz niepokojącą sytuacją w Portugalii, Grecji i Turcji -państwach stanowiących część zachodniego aliansu (…)”[21]. Był to pierwszy w okresie przywództwa Margaret Thatcher w partii konserwatywnej bezpośredni i oficjalny atak na politykę odprężenia. Od tej chwili antysowiecka retoryka Thatcher stała się ostra i dosadna. Jej apogeum przypadło na początek 1976 r.

19 stycznia 1976 r. Margaret Thatcher wygłosiła przemówienie na temat stosunków Wschód-Zachód, w którym stwierdziła m.in., że Związek Sowiecki dąży do dominacji w świecie. Przestrzegała także przed „złudnym odprężeniem”[22]. Kilka dni później ambasada sowiecka w Londynie, przekazała ministrowi spraw zagranicznych w konserwatywnym „gabinecie cieni” Reginaldowi Mandlingowi list rady ambasadorów stwierdzający, że polityka partii konserwatywnej charakteryzuje się niezwykle „(…) nieprzejednanym stosunkiem a nawet otwartą wrogością wobec ZSRR (…)”. List stwierdzał, iż dowodem tego było wystąpienie Margaret Thatcher z 19 stycznia. 25 stycznia ambasador sowiecki udał się do Foreign Office i tam kategorycznie zaprotestował przeciwko antysowieckim wypowiedziom Thatcher. Radykalizm przywódcy torysów spotkał się także z ostrą reprymendą ze strony Roya Masona ministra obrony narodowej Wielkiej Brytanii (trwały wówczas rozmowy NATO-Układ Warszawski ), który stwierdził iż: „(…)nakazem dnia są cierpliwość i negocjacje przy wystarczającym bezpieczeństwie. Dysponując siłą odstraszającą nie było potrzeby odwoływać się do prowokacji (…)”. Tego samego dnia publicysta „Krasnej Zwiezdy” określił Margaret Thatcher „(…) Żelazną Damą usiłującą odnowić zimną wojnę (…)”. 26 stycznia konserwatyści oskarżyli Roya Masona, iż przejawia „(…) spokojne zadowolenie w sytuacji gdy świat zachodni poniósł dwie duże porażki: w Libanie i Angoli (…)”[23].

26 stycznia 1976 roku „Izwiestia” oskarżyła Ministra Spraw Zagranicznych Jamesa Callaghana o „(…) wywoływanie ducha zimnej wojny wypowiedziami wrogimi odprężeniu, wygłoszonymi na konferencji prasowej w Berlinie Zachodnim (…)”[24]. James Callaghan stwierdził w swym przemówieniu, że problem Berlina przypomina o granicach odprężenia.

27 stycznia premier Wilson zajął na forum parlamentu oficjalne stanowisko w sprawie ataku prasy sowieckiej skierowanemu przeciwko J.Callaghanowi i Margaret Thatcher. Jego zdaniem reakcja Moskwy była przesadzona[25]. Tego samego dnia Thatcher uznała sowieckie działania za „histeryczny wybuch” w zamian za co obrzucona została zbiorem inwektyw przez prasę moskiewską. Co ciekawe z drugiej strony z poparciem przywódcy „opozycji J.K.M.” wystąpił chiński dziennik „Żenmiżipao”, który z uznaniem porównał Thatcher z Churchilem i pochwalił jej ostrzeżenia przed militaryzmem sowieckim[26].

Napięcie w stosunkach brytyjsko-sowieckich wywołane wystąpieniem Thatcher stało się rodzajem psychologicznego bodźca dla partii konserwatywnej, która w owym czasie ciągle poszukiwała wyraźnego kierunku politycznego. Ostra reakcja Związku Sowieckiego w rzeczywistości ucieszyła Margaret Thatcher i umocniła w tym co początkowo uchodziło za jej najsłabszy punkt. Kiedy Thatcher została wybrana na szefa partii uważano, że największym mankamentem tego wyboru był jej brak doświadczenia w sprawach polityki zagranicznej. Pierwsze tak wyraźne antyodprężeniowe wystąpienie, zyskało Margaret Thatcher znaczną popularność zarówno w partii jak i wśród szeregowych konserwatystów.

Margaret Thatcher powoli ale konsekwentnie włączała się do wielkiej dyskusji na temat stosunków Wschód-Zachód. Oponenci polityczni zarzucali jej nie bez racji, iż opiera swoje sądy o odprężeniu, rozmowach o ograniczeniu zbrojeń, czy polityce zagranicznej Związku Sowieckiego na negacji propozycji laburzystowskiego rządu Jamesa Callaghana, nie budując przy tym żadnych alternatywnych rozwiązań. Nie znajdziemy bowiem w wypowiedziach Margaret Thatcher z okresu sprawowania przez nią funkcji szefa partii opozycyjnej w parlamencie, recept na ułożenie współżycia ze Związkiem Sowieckim (w tym np. rozwiązań co do stosunków handlowych między Wielką Brytanią a ZSRR).

Z drugiej strony faktem jest, że idealistyczna wiara premiera Callaghana w możliwość wzajemnego odprężenia w kontaktach Wschodu i Zachodu bardzo szybko rozbiła się m.in. o niemożność wyegzekwowania od bloku sowieckiego realizacji postanowień helsińskich dotyczących praw człowieka; w tym swobodnego przepływu ludzi, idei i informacji. W 1977 r. sekretarz generalny Partii Pracy Ronald Hayward pisał, iż: „(…) powitalibyśmy i poparlibyśmy inicjatywy, które pozwoliłyby wszystkim Europejczykom korzystać z nieograniczonych możliwości podróżowania, dostępu do gazet, telewizji i radia całej Europy, jak również wolności jednostki do czytania i pisania tego co zechce (…)”[27]. Bardzo szybko spotkał się on z zarzutami ze strony sowieckiej o próby rzekomej destabilizacji państw socjalistycznych; „(…) nasz kraj podpisał wiele porozumień i zamierza skrupulatnie je wykonać  ale nie zgodziliśmy się na ułatwianie akcji zmierzających zaszkodzić socjalizmowi. Plany reakcyjnych kręgów, które z owymi zamiarami korespondują nie mają odpowiednich pieczątek w stosownych częściach dokumentu podpisanego w Helsinkach (…)”[28].

Już w 1977 r. jednoznacznie można było stwierdzić, iż Związek Sowiecki dążył do selektywnego odprężenia czego dowodem stał się kryzys somalijski. 17 listopada „New York Times” wydrukował na pierwszej stronie sprawozdanie wraz z mapą wskazującą szczegółowo inspirowaną przez Moskwę akcją wojsk kubańskich w Afryce Północnej[29]. Oznaczało to, że Sowieci wciąż stali na pozycjach „proletariackiego interwencjonizmu” i tzw. „solidarności z walką ludzi o wolność i postęp socjalny”.

W kwietniu 1977 r. Margaret Thatcher przebywając w Chinach ostrzegła przed militarną ekspansją sowiecką. Uczyniła to jednak ostrożnie, uwzględniając w swej wypowiedzi potrzebę utrzymania i kontynuowania stosunków z Moskwą[30]. Celem Thatcher nie było oczywiście przestraszenie Związku Sowieckiego czy też wywarcie na niego wpływu. Margaret Thatcher pragnęła przede wszystkim „obudzić” brytyjską opinię publiczną, uzmysławiając jej naturę zagrożenia sowieckiego. Biorąc pod uwagę to, że rząd laburzystowski proponował w tamtym czasie ograniczenie wydatków na obronę do krytycznie niskiego poziomu racja była niewątpliwie po stronie przywódczyni „opozycji J.K.M.”. Mimo tego, że Thatcher uznawała każdą formę komunizmu za zło,w Chinach widziała sprzymierzeńca w walce ze wspólnym wrogiem. Często więc traktowała swój antykomunizm instrumentalnie.

W czerwcu 1978 r. oceniając sytuację w Afryce, Margaret Thatcher zaatakowała premiera Callaghana za „zbyt miękką” postawę wobec walk w Zairze. Według argumentacji Thatcher Wielka Brytania znalazła się „na uboczu” zairskiego konfliktu w odróżnieniu od takich krajów jak Francja, która podjęła działania w obronie istnień ludzkich, a przede wszystkim wpływów Zachodu. Taka postawa lewicowego rządu była zdaniem Thatcher, częściowo rezultatem słabości militarnej Wielkiej Brytanii oraz: „(…) naturalnej słabości w stosunkach ze Związkiem Sowieckim (…)”[31]. Alternatywę Margaret Thatcher widziała w „twardym” pokoju tzn. takim, którego utrzymanie opiera się na sile.

Trzeba podkreślić, iż partia konserwatywna w latach 1975-79 nie wypracowała całościowej koncepcji stosunków ze Związkiem Sowieckim. Postulowała jednak wyraźnie konieczność ponownej oceny polityki detente. Bliski współpracownik Margaret Thatcher Francis Pym twierdził, iż Zachód znalazł się na: „(…) szczególnie ważnym skrzyżowania dróg historii (…)” i dlatego konieczne było bardziej całościowe, globalne podejście w brytyjskiej polityce zagranicznej[32].

W Związku Sowieckim Margaret Thatcher widziała niewątpliwie wroga. Nieustannie w swych wypowiedziach podkreślała niebezpieczeństwo płynące ze strony państw marksistowskich dla całego świata: „(…) zagrożenie ze strony państw socjalistycznych, które w różnym czasie i miejscu przybiera zróżnicowane formy, nie ogranicza się do Wspólnoty Europejskiej, dlatego nasz obecny sojusz wykracza poza jej granice (…)”[33].

Taka postawa w drugiej połowie lat siedemdziesiątych, czyniła Thatcher zjawiskiem wyjątkowym wśród rzeszy polityków wierzących w możliwość odprężenia i koegzystencji z ZSRR. Konserwatyści obawiali się tego, że ustępstwa wobec Sowietów uśpią czujność Zachodu i pozwolą Moskwie na uzyskanie przewagi strategicznej. By przeszkodzić temu opowiadali się zdecydowanie za produkcją broni neutronowej i twardymi negocjacjami w ramach rozmów o ograniczeniu broni strategicznych[34].

W maju 1979 roku, w czasie kampanii poprzedzającej zwycięskie dla siebie wybory, torysi powtórzyli to co głosili od kilku  już lat. W manifeście wyborczym partii znalazło się zdanie postulujące: „(…) znaczne zwiększenie wydatków na cele obrony z powodu zagrożenia ze strony państw socjalistycznych (…)”[35]. Jednocześnie podkreślali chęć szerokiej współpracy Wielkiej Brytanii z EWG, Stanami Zjednoczonymi i Commonwealthem oraz uwzględnienie roli, jaką w polityce zagranicznej zaczęły odgrywać Chiny. Punktem wyjścia do opracowania koncepcji współpracy z krajami socjalistycznymi miała być nowa analiza stosunków Wschód-Zachód. Odejście od polityki „apeasementu” wobec ZSRR niewątpliwie zapowiadało pogorszenie i tak nie najlepszych kontaktów między Moskwą i Londynem. Ciekawą rzeczą jest to, iż część zagraniczna w mowie tronowej królowej Elżbiety II [przygotowywanej przez premiera przyp. M. A.] potraktowana została skrótowo, przy czym najkrócej bo w jednym zdaniu skwitowano relację między Wschodem-Zachodem. Królowa powiedziała, że „(…) rząd będzie działać dla osiągnięcia większej stabilności w stosunkach Wschód-Zachód (…)”[36]. W ten sposób Margaret Thatcher jako nowy premier Wielkiej Brytanii i pierwsza w historii tego kraju kobieta na tym stanowisku, zostawiała sobie możliwość wypracowania nowych koncepcji dotyczących polityki wschodniej Zjednoczonego Królestwa.

Margaret Thatcher obejmując rządy w maju 1979 r. stanęła przed ogromem nierozwiązanych problemów. Zjednoczone Królestwo musiało przede wszystkim wydobyć się z kłopotów finansowych. Dlatego też priorytetem dla premier Wielkiej Brytanii stała się walka z inflacją. Prowadzenie polityki zagranicznej Thatcher powierzyła doświadczonemu dyplomacie lordowi Peterowi Carringtonowi[37].

Niespodziewanie szybko bo już w czerwcu 1979 r. premier Wielkiej Brytanii zetknęła się z najwyższymi władzami Związku Sowieckiego. Margaret Thatcher rozmawiała w Moskwie z ówczesnym premierem ZSRR Aleksjejem Kosyginem przede wszystkim o exodusie setek tysięcy Wietnamczyków. Rząd brytyjski nie godził się na przyjęcie nowej fali migracyjnej. Nie chciały tego zrobić także władze Singapuru, Malezji, Tajwanu czy wreszcie Stanów Zjednoczonych. Spotkanie szefów rządów obu państw z uwagi na jego nieoficjalny charakter nie przyniosło żadnych rezultatów[38].

W 1979 r. Thatcher tylko raz musiała wiązać interesy brytyjskie z szeroko pojętymi stosunkami Wschód-Zachód. Miało to miejsce w czasie rozmieszczania amerykańskich rakiet średniego zasięgu na terenie Europy Zachodniej, w tym Wielkiej Brytanii. Przewaga jaką posiadali Sowieci dysponujący nowymi rakietami balistycznymi SS 20 nad wojskami NATO, wymuszała modernizację zachodniej broni średniego zasięgu. W praktyce oznaczało to rozlokowanie na terenie Europy Zachodniej kilkuset amerykańskich rakiet. Margaret Thatcher stała się gorącym zwolennikiem tych rozwiązań. Dzięki jej uporowi, 12 grudnia 1979 r. ministrowie obrony państw NATO podjęli decyzję o przyjęciu wszystkich 572 amerykańskich rakiet[39]. Równolegle do tych działań Margaret Thatcher starała się unowocześnić niezależny system odstraszania nuklearnego Wielkiej Brytanii. Z uwagi na amerykańsko-sowieckie rozmowy rozbrojeniowe a także polityczne interesy prezydenta Cartera, dopiero po zmianie na stanowisku prezydenta Stanów Zjednoczonych, udało się premier Wielkiej Brytanii kupić od Amerykanów bardzo nowoczesny system Trident II[40].

W listopadzie 1979 r. czterdzieści dziewięć osób z amerykańskiego personelu dyplomatycznego w Iranie wzięto jako zakładników. Stało się to przyczyną głębokiego upokorzenia dla największego zachodniego mocarstwa[41].

Zaniepokojona tym premier Thatcher złożyła w grudniu 1979 r. krótką wizytę w Stanach Zjednoczonych. W wygłoszonym tam przemówieniu szczególnie mocno podkreśliła poparcie Wielkiej Brytanii dla przewodniej roli Ameryki wśród państw demokratycznych; ostrzegła też przed niebezpieczeństwem jakie stanowiły ambicje Związku Sowieckiego: „(…) Bezpośrednie zagrożenie ze strony sowietów ma charakter raczej militarny niż ideologiczny. Jest to zagrożenie nie tylko naszego bezpieczeństwa w Europie i Ameryce Północnej, ale także bezpośrednio bądź pośrednio bezpieczeństwo Trzeciego Świata (…). Owszem, możemy się spierać co do motywów którymi kieruje się Związek Radziecki lecz faktem jest, że Sowieci mają broń i z czasem będą jej mieli coraz więcej. Tak więc odpowiednia reakcja ze strony Zachodu byłaby jedynie rozwagi (…)”[42]. Słowa premier Wielkiej Brytanii wkrótce znalazły odzwierciedlenie w rzeczywistości.

27 grudnia 1979 r. prezydent Afganistanu Hafizullah Amiu został zamordowany. Jego miejsce zajął Rosbak Karmel wspierany przez wojska sowieckie. Ewentualne opanowanie Afganistanu przez Związek Sowiecki mogło doprowadzić do usamodzielnienia się Beludżystanu, zapewniając Moskwie dostęp do Oceanu Indyjskiego a także rozbioru Iranu i Pakistanu. Poza tym sukces Sowietów mógł stworzyć precedens, który umożliwiłby podobne do afgańskiej interwencję Sowietów w Trzecim Świecie. Agresja sowiecka w Afganistanie zakończyła krótki okres, jak  się okazało pozornego, odprężenia w stosunkach Wschód-Zachód.

28 grudnia 1979 r. premier Wielkiej Brytanii zdecydowała się na ścisłą współpracę ze Stanami Zjednoczonymi w sprawie wojny afgańskiej. Wystosowała też do Sekretarza Generalnego KC KPZR Leonida Breżniewa oficjalne telegramy potępiające działania Sowietów. Razem z prezydentem Carterem przedsięwzięła konkretne kroki wymierzone w agresora: ograniczenie wizyt, zmniejszenie liczby zawieranych umów, nie odnowienie brytyjsko-sowieckiej umowy kredytowej oraz zaostrzenie zasad według których przekazywano Sowietom najnowsze osiągnięcia techniki. Podobnie jak prezydent Carter, premier Thatcher usiłowała przeszkodzić Sowietom w wykorzystaniu olimpiady w Moskwie do celów propagandowych. Afganistan stał się także tematem obrad na forum ONZ, gdzie ambasador brytyjski przy tej organizacji Tony Parson wezwał kraje niezaangażowane do potępienia Związku Sowieckiego[43].

Londyn w odpowiedzi na wydarzenia w Afganistanie zaczął realizować powrót do aktywnej polityki w Zatoce Perskiej (w dziewięć lat po wycofaniu swych sił stacjonujących na wschód od Suezu), zarówno na płaszczyźnie dyplomatycznej jak i militarnej. Dowodem tego była wizyta jaką 10 stycznia 1980 r. złożył w Maskacie lord Carrington. Sułtanat Omanu miał istotne znaczenie dla Wielkiej Brytanii ze względu na swą strategiczną pozycję u wejścia do Zatoki Perskiej i tradycyjne więzy między Maskatem a Londynem Oman, który kontrolował południowy brzeg Zatoki dysponował armią około 20 tysięcy ludzi, szkolonych przez sześciuset Brytyjczyków. Obecność Wielkiej Brytanii była dużo bardziej dyskretna w innych państwach Bliskiego Wschodu, ale w większości z nich szkoleniem sił zbrojnych zajmowali się Brytyjczycy. Podróż lorda Carringtona stała się zapowiedzią polityki mającej polegać nie na zastąpieniu Iranu w roli „żandarma nad Zatoką” ale na wspieraniu państw tego regionu przez Zjednoczone Królestwo i przeciwdziałaniu ewentualnej akcji Związku Sowieckiego[44].

Margaret Thatcher określiła jeszcze jeden cel przyświecający polityce brytyjskiej w tym regionie. 30 kwietnia 1980 r. oświadczyła, iż państwa zachodnie „(…) powinny przekazać krajom eksporterom ropy naftowej (OPEC), że nie leży w ich interesie podminowywanie gospodarki zachodniej ciągłymi zwyżkami cen ropy (…)”[45]. Premier Thatcher odwiedziła kraje Zatoki Perskiej w kwietniu 1981 r. ( jej wizyta była poprzedzona pobytem brytyjskiego ministra obrony Johna Notta ). We wrześniu tego roku przebywała kilka dni w Kuwejcie, któremu przyznała 1,8 mln dolarów na zakup broni. Premier Wielkiej Brytanii poparła również pomysł Ronalda Reagana, który zastąpił J. Cartera na stanowisku prezydenta Stanów Zjednoczonych, na stworzenie sił szybkiego reagowania w Zatoce[46].

Nową jakość zyskały na początku 1980 r. stosunki brytyjsko-pakistańskie. Wielka Brytania przez cały czas trwania wojny afgańskiej dostarczała Pakistanowi broń. Kontakty między oboma krajami były bardzo regularne (dwukrotnie w latach 1980-81 przebywał w Pakistanie minister spraw zagranicznych Wielkiej Brytanii, raz w październiku 1981 r. premier Thatcher)[47].

Pogorszenie kontaktów na linii Wschód-Zachód związane z wojną w Afganistanie, pobudziło premier Wielkiej Brytanii do ataków na Związek Sowiecki. 11 października 1980 r. na zjeździe partii konserwatywnej powiedziała m.in.: „(…) radziecki marksizm jest zbankrutowany ideologicznie i politycznie, gospodarczo i moralnie. Ale Związek Sowiecki jest potężny wojskowo i narasta z jego strony groźba dla świata. Rząd brytyjski nie pozwoli zapomnieć o Afganistanie, będziemy mówić o agresji. Niektórzy twierdzą, że wystawiamy na niebezpieczeństwo odprężenie. Odprężenie jest niepodzielne i dwukierunkowe. Związek Sowiecki nie może podejmować agresywnych działań w różnych częściach świata i oczekiwać, że w Europie wszystko będzie tak jak dawniej. Albo wszyscy będą realizować założenia polityki odprężenia albo nikt (…)”[48].

Mimo ochłodzenia stosunków z ZSRR, Margaret Thatcher próbowała poszerzać kontakty z tymi krajami socjalistycznymi, które w jakiś sposób wyróżniały się wśród innych państw Układu Warszawskiego. Za cel tych działań Thatcher uznała tworzenie infrastruktury powiązań między-blokowych, utrudniających „nagłe manewry” i łagodzących napięcia między supermocarstwami[49].

W 1980 r. relacje Wschód-Zachód stały się napięte także na skutek wydarzeń w Polsce. 11 października 1980 r. Margaret Thatcher określiła swój stosunek do zrywu „Solidarności”: „(…) marksizm twierdzi, że kapitalizm znalazł się w kryzysie. Polscy robotnicy pokazali że w kryzysie jest komunizm. Polacy powinni być pozostawieni sami sobie, żeby mogli określić swój los bez zewnętrznej ingerencji (…)”[50]. 13 grudnia 1981 r. wprowadzono w Polsce stan wojenny. Stany Zjednoczone już 19 grudnia, bez porozumienia ze swoimi sojusznikami, wprowadziły sankcje na Związek Sowiecki[51]. W styczniu 1982 roku Margaret Thatcher określiła politykę Ronalda Reagana mianem niekorzystnej dla państw Zachodu. 18 czerwca 1982 r. Amerykanie uchwalili zakaz udzielania pomocy technologicznej Związkowi Sowieckiemu w wydobyciu ropy i gazu[52]. Posunięcie to równało się rozpętaniu prawdziwej wojny ekonomicznej z Moskwą; spotkało się także z oporem wszystkich państw w Europie Zachodniej, których interesy ekonomiczne zostały poważnie naruszone[53]. Kompromis osiągnięto dopiero jesienią 1982 r., kiedy to Stany Zjednoczone zrezygnowały z sankcji. W ogromnej mierze przyczyniła się do tego postawa premier Wielkiej Brytanii. Dzięki jej naciskom na prezydenta Reagana, opracowano wspólną strategię wobec bloku sowieckiego, obejmującą m.in.: „(…) zobowiązanie się do nie podpisywania i nieakceptowania umów dotyczących zakupu sowieckiego gazu ziemnego w okresie, w którym przebadane zostaną możliwości korzystania przez Zachód z innych źródeł energii; (po drugie) wzmocnienie kontroli transferu środków strategicznych do Związku Sowieckiego; (po trzecie) ustalenie procedur pozwalających na kontrolowanie stosunków finansowych ze Związkiem Sowieckim oraz zharmonizowanie w sprawie kredytów eksportowych (…)”[54].

Porozumienie to, pomijając wzrost prestiżu premier Wielkiej Brytanii, podkreśliło niezależność polityki globalnej Zjednoczonego Królestwa od Stanów Zjednoczonych[55]. Konflikt wokół sankcji wprowadzonych przez Reagana w odpowiedzi na próbę „zduszenia” Solidarności, świadczył także o ogromnej dwuznaczności poparcia Margaret Thatcher dla ruchów antykomunistycznych. Zyskiwały one zawsze jej aprobatę, czasami wymierną pomoc ale tylko wtedy gdy było to zbieżne z wąsko pojętym interesem Wielkiej Brytanii.

W latach 1980-83 stosunki brytyjsko-sowieckie mimo prób ich normalizacji układały się coraz gorzej. Związek Sowiecki odrzucał pomysły brytyjskie o neutralizacji Afganistanu a zarazem przy każdej okazji przypuszczał frontalny atak na premier Thatcher i jej „zimnowojenną” politykę. Moskwa wielokrotnie ostrzegała Londyn przed skutkami jakie mogła jej zdaniem spowodować „imperialistyczna” polityka brytyjska w stosunkach międzynarodowych. Stanowisko takie pozostawało niezmienne przez cały czas trwania wojny o Falklandy w 1982 r. Sowieci podkreślali, że występują przeciwko kolonializmowi w każdej postaci. Twierdzili iż „(…) przywrócenie statusu kolonialnego wysp [Malwinów przyp. M.A.] jest rzeczą niedopuszczalną (…)”[56].

Przełom roku 1982 i 1983 w kontaktach Londynu i Moskwy stał pod znakiem „wojny wydaleń dyplomatów”-brytyjskich ze Związku Sowieckiego i sowieckich z Wielkiej Brytanii. W tym czasie przybrała na ostrości antyradziecka retoryka Thatcher: „(…) Czy jest jakieś sumienie na Kremlu? Czy ludzie ci zapytali kiedykolwiek siebie jaki jest cel życia? Przekonania komunistyczne są pozbawione sumienia, niedostępne dla dobra czy zła. Liczy się tylko system, któremu muszą się wszyscy podporządkować. Niemniej jednak w Polsce mogli oni ujrzeć, że nawet przebrani za rząd wojskowy nie byli w stanie zdławić duszy ludzi (…). Czy kiedykolwiek się zastanawiają, czy obawiają się, że kiedyś nadejdzie dzień, w którym ich właśni ludzie dadzą wyraz swoim uczuciom i frustracjom. Wolność przekonań jest rzeczą naturalną, której nie dało prawo i prawo nie może odebrać (…)”[57].

13 lutego 1984 r. zmarł następca Leonida Breżniewa na stanowisku Sekretarza Generalnego KC KPZR Jurij Władymirowicz Andropow. Margaret Thatcher wzięła udział w jego pogrzebie[58]. Prawdopodobnie gest ten oznaczał, iż premier uznała „zimnowojenną grę” Ronalda Reagana, który 23 marca 1983 r. ogłosił rozpoczęcie badań nad Inicjatywą Obrony Strategicznej, za zbyt niebezpieczną. Pragnęła tym samym doprowadzić do ocieplenia stosunków na linii Londyn-Moskwa. 29 czerwca 1984 r. minister spraw zagranicznych Wielkiej Brytanii G.Howe złożył wizytę w Związku Sowieckim. Ton rozmów jakie tam prowadził był dosyć chłodny. Poruszano sprawę zbrojeń, sytuacji w Polsce a także praw człowieka. Pobyt szefa Foreign Office w Moskwie służył raczej „przełamywaniu lodów” niż osiągnięciu konkretnych celów[59]. Dokładnie taki sam wydźwięk miała obecność G. Howa na przyjęciu w ambasadzie sowieckiej 6.11.1984 r., wydanym w 67 rocznicę przewrotu bolszewickiego[60].

Następnym krokiem dążącym do nawiązaniu bliższych stosunków dyplomatycznych między Wielką Brytanią a Związkiem Sowieckim, było spotkanie Margaret Thatcher i członka Biura Politycznego KC KPZR Michaiła Gorbaczowa w grudniu 1984 r[61]. Gorbaczow został zaproszony do Zjednoczonego Królestwa przez brytyjską sekcję Unii Międzyparlamentarnej. W sensie protokolarnym jego wizyta nie była więc oficjalna. Mimo to jej waga była ogromna, gdyż Gorbaczowa uważano powszechnie za następcę Sekretarza Generalnego Czernienki[62]; poza tym był on najwyższym rangą gościem sowieckim od pobytu premiera Kosygina w Londynie w 1967 r. Rozmowy Margaret Thatcher i Michaiła Gorbaczowa odbyły się w Chequers. Obok premier i jej gościa w spotkaniu uczestniczyli: żona Gorbaczowa Raisa, ambasador sowiecki w Londynie Leonid Zamiatim oraz doradca Gorbaczowa Aleksander Jakowlew; po stronie brytyjskiej : minister spraw zagranicznych G.Howe a także minister spraw wewnętrznych Willie Whitelaw, minister obrony Michael Heseltine, oraz najbliżsi doradcy Margaret Thatcher- Michael Jopling, Malcolm Rifkin i Poul Chanon. Początkowo dyskusja dotyczyła ogólnych rozważań, w których każda ze stron usiłowała przekonać drugą o wyższości systemów-demokracji i komunizmu. „(…) gdybym na tym etapie zwracała uwagę tylko na treść wypowiedzi pana Gorbaczowa-w większości utrzymanych w standardowym stylu marksistowskim-musiałabym dojść do wniosku, że był właśnie z takiej gliny ulepiony. Lecz jego osobowość nie mogła bardziej różnić się od przeciętnych sowieckich aparatczyków, sztywnych jak brzuchomówcy. Uśmiechał się a nawet śmiał, gestykulował, chcąc coś podkreślić modulował głos, żywo brał udział w sporze, był wnikliwym rozmówcą (…)”[63]. Najważniejszą sprawą jaką poruszali Gorbaczow i Thatcher była kontrola zbrojeń. Genewskie rozmowy na ten temat znajdowały się w 1984 r. w impasie, z uwagi na paraliżujące Sowietów prace prowadzone przez Amerykanów nad Inicjatywą Obrony Strategicznej. Sowieci za wszelką cenę pragnęli zaniechania tych badań. To stanowiło najważniejszy powód, dla którego Gorbaczow przyjął zaproszenie Thatcher, traktowanej przez Sowietów jak pośrednik między nimi a Waszyngtonem. Premier dała Gorbaczowowi do zrozumienia, że popiera plan badań nad Inicjatywą Obrony Strategicznej, choć nie zgadza się z prezydentem Reaganem co do tego, iż prace nad inicjatywą są wstępem do całkowitego wyzbycia się broni atomowej. Margaret Thatcher dodała, że traktuje rozwój zbrojeń kosmicznych jako dalsze nakręcenie spirali zbrojeń. Wydaje się, że Gorbaczow był bardzo zadowolony z takiego stanowiska premier Wielkiej Brytanii, czego dał wyraz w swym pojednawczym przemówieniu w parlamencie brytyjskim[64].

22 grudnia premier Thatcher udała się do Camp Dawid żeby zdać prezydentowi Reaganowi relację ze spotkania z Gorbaczowem. Thatcher miała tutaj po raz pierwszy okazję wysłuchać bezpośrednio wypowiedzi prezydenta Reagana na temat Inicjatywy Obrony Strategicznej. Reagan podkreślił, że Inicjatywa Obrony Strategicznej jest systemem defensywnym i że jej celem nie jest uzyskanie przez Stany Zjednoczone jednostronnej przewagi. Zapewniał też, iż zgodzi się na umiędzynarodowienie badań o czym napomknął już wcześniej Sowietom. Podkreślił także, iż za swój dalekosiężny plan uważa całkowite uwolnienie świata od broni jądrowej. Oczywiście ani Sowieci, ani tym bardziej Thatcher nie przejęli się wizjonerstwem Ronalda Reagana. Premier wiedziała, iż bezpośrednim celem badań nad Inicjatywą Obrony Strategicznej jest próba wymuszenia na Sowietach zwiększenia wydatków na zbrojenia, na które, co potwierdzały materiały wywiadowcze Amerykanów, nie było ich stać. Rzecz oczywista w opracowanym przez panią Thatcher i prezydenta Reagana oświadczeniu, nie było o tym mowy. Uzgodniono natomiast m.in. iż:

1/ celem Stanów Zjednoczonych i krajów zachodnich nie jest osiągnięcie jednostronnej przewagi lecz utrzymanie równowagi przy jednoczesnym śledzeniu wydarzeń w Związku Sowieckim,

2/ rozmieszczenie nowej broni w ramach Inicjatywy Obrony Strategicznej będzie musiało zostać poddane negocjacjom zgodnie z wymogami poprzednich porozumień,

3/ celem nadrzędnym nadal pozostaje umacnianie, nie zaś osłabienie idei odstraszania nuklearnego,

4/ negocjacje pomiędzy Wschodem a Zachodem powinny dążyć do osiągnięcia bezpieczeństwa przy jednoczesnym ograniczeniu systemów ofensywnych po obu stronach[65].

Wizyta Margaret Thatcher u prezydenta Reagana świadczyła o tym, że premier Wielkiej Brytanii po czterech latach rządów udało się osiągnąć bardzo silną pozycję wśród innych przywódców Zachodu. Wynikało to nie tylko ze „specjalnych więzi” łączących ją z prezydentem Stanów Zjednoczonych. Jedną z najważniejszych przyczyn takiego stanu rzeczy, była prowadzona przez Thatcher i jej współpracowników, polityka wschodnia Zjednoczonego Królestwa. Po objęciu władzy w 1979-tym roku o poglądach Margaret Thatcher w kwestii stosunków Wschód-Zachód było wiadomo tylko tyle, że jest ona zagorzałym wrogiem komunizmu i politykiem sceptycznie oceniającym efekty polityki odprężenia. Już jako premier Wielkiej Brytanii wielokrotnie potępiała działania ZSRR i sam komunizm. Nie przeszkadzało to jej w utrzymywaniu bardzo dobrych kontaktów z Chińską Republiką Ludową. Stosunek Margaret Thatcher do polskiego zrywu antykomunistycznego, także świadczył o stawianiu przez premier na pierwszym miejscu brytyjskiej racji stanu przed ideałami walki z komunizmem. W przypadku sporu o sankcje prezydenta Reagana wymierzone w Moskwę, racja stanu Wielkiej Brytanii oznaczała dla Margaret Thatcher obronę kilkuset milionów funtów, potrzebnych do odbudowy brytyjskiej gospodarki. Thatcher od początku swoich rządów, próbowała prowadzić politykę wschodnią niezależną od nacisków Stanów Zjednoczonych. Stało się to szczególnie ważne w 1983 r., kiedy napięcia między Waszyngtonem i Moskwą uniemożliwiały jakikolwiek dialog między wolnym i komunistycznym światem. Thatcher na przełomie 1984 i 1985 r. była zdecydowana odgrywać ważną rolę na scenie międzynarodowej. To właśnie dlatego chciała być siłą motoryczną w dążeniu do odnowienia kontaktów z „blokiem wschodnim”. Politykę rozmów ze Związkiem Sowieckim zainicjowała wystąpieniem w Waszyngtonie 29 września 1983 r. W ciągu dziewięciu miesięcy po wyborach parlamentarnych 1983 r., Thatcher odwiedziła Węgry i pojechała na pogrzeb Andropowa. Kreml zaczął zauważać premier Zjednoczonego Królestwa; doceniał też jej kontakty z prezydentem Reaganem. Sowieci do pewnego stopnia odczuwali respekt dla siły militarnej Wielkiej Brytanii. Wywarło na nich wrażenie zwycięstwo Brytyjczyków i premier Thatcher w wojnie o wolność Falklandów. Wizyta Gorbaczowa w Londynie w grudniu 1984 r., miała się stać szansą dla Wielkiej Brytanii do sformułowania ambitniejszej polityki wschodniej. Kontakty Wschód-Zachód nadal były zdominowane przez dwa supermocarstwa Stany Zjednoczone i Związek Sowiecki. Ambitna polityka Thatcher sprawiała, że relacje na linii Waszyngton-Moskwa przestawały być synonimem stosunków między wolnym i komunistycznym światem.

ROZDZIAŁ II: OD OBJĘCIA WŁADZY PRZEZ MICHAIŁA GORBACZOWA W MARCU 1985 ROKU DO SPOTKANIA Z RONALDEM REAGANEM W CAMP DAVID W LISTOPADZIE W 1986 ROKU.

8 lutego 1985 r. minister spraw zagranicznych Wielkiej Brytanii Geoffrey Howe złożył wizytę w komunistycznej Rumunii. Kilka dni później odwiedził Bułgarię. Następnie w kwietniu 1985 r. przebywał w Niemczech Wschodnich, Polsce i Czechosłowacji. Ofensywa dyplomatyczna Zjednoczonego Królestwa zbiegła się ze wznowionymi 12 marca rozmowami rozbrojeniowymi w Genewie. Z tego powodu wzbudziła zainteresowanie zarówno Sowietów jak i sojuszników Wielkiej Brytanii. Podróż Howea była jednym z elementów działań podejmowanych przez Margaret Thatcher, mających na celu ponowne włączenie bloku sowieckiego do dialogu i poprawy stosunków z krajami Europy Zachodniej. Howe w odwiedzanych przez  siebie państwach podkreślał wielokrotnie potrzebę poszerzenia sfery kontaktów Wschód-Zachód. Wyrażał też obawę, że zostaną one: „(…) zmonopolizowane i zredukowane przez stan sowiecko-amerykańskich rozmów rozbrojeniowych.(…) Dlaczego mielibyśmy pozostawić całą tę gonitwę Waszyngtonowi ? Nie zawsze zgadzamy się z nim w 100%-tach. Jest tu jeszcze wiele miejsca dla wzajemnych rozmów poszczególnych krajów (…)”[66]. Specjalny charakter miał pobyt Howea w Czechosłowacji w kwietniu 1985 r. Minister spraw zagranicznych Wielkiej Brytanii spotkał się tam z sygnatariuszami Karty 77. Zapewnił ich, że Zjednoczone Królestwo opowiada się za pełnym wprowadzeniem w życie Aktu Końcowego z Helsinek. Rozmawiał też z kardynałem Frantiszkiem Tomaszkiem m.in. o restrykcjach wobec czechosłowackiego kościoła katolickiego[67]. Duży nacisk na kwestie praw człowieka, duchowe wsparcie dla ciemiężonego kościoła i dysydentów nie były nowymi elementami w polityce Wielkiej Brytanii wobec krajów Europy Środkowej i Wschodniej.

Działania dyplomacji brytyjskiej w stosunku do krajów demokracji ludowej przynosiły ograniczone rezultaty. Państwa takie jak Czechosłowacja, Węgry czy Polska były pozbawione suwerenności i nie mogły wnieść do dialogu Wschód-Zachód niczego, co nie byłoby zgodne z wytycznymi ZSRR. Wizyty Howea w dobie napięcia na linii Waszyngton-Moskwa, poprawiały jednak stosunki brytyjsko-sowieckie, prowadziły także do „ocieplenia” relacji Wschód-Zachód. Było to jednym z powodów, dla których Ronald Reagan liczył się ze zdaniem Margaret Thatcher.

Śmierć Konstantina Czernienki i wybór Michaiła Gorbaczowa na pierwszego sekretarza KC KPZR nie stanowiły cezury w polityce Thatcher wobec ZSRR. Gorbaczow był siódmym po Leninie szefem partii. Dojrzewał politycznie gdy Związek Sowiecki przeżywał bezprecedensowy okres prestiżu i potęgi. Obejmując rządy w marcu 1985 r. stanął na czele supermocarstwa w stanie gospodarczego i społecznego rozkładu[68]. Jak wszyscy jego poprzednicy budził na Zachodzie jednocześnie lęk i nadzieję.

Zbigniew Brzeziński-były doradca prezydenta Cartera pisał o wyborze Gorbaczowa: „(…) przeszedł on przez szeregi partyjne pod opieką Andropowa i Susłowa. Oczekuję bardziej zręcznego, energicznego i pod wieloma względami bardziej niebezpiecznego sowieckiego przywódcy (…)”[69].

Dwoistość ocen wyboru Gorbaczowa była bardzo wyraźna w brytyjskich mediach. „Ekspert rolny” z południowej Rosji na stanowisku Sekretarza Generalnego zwiększał nadzieję komentatorów na odwilż w stosunkach międzynarodowych. Ci sami dziennikarze podkreślali, że Gorbaczow nie będzie prowadził liberalnej polityki wobec Zachodu. Ewentualne reformy nowego sekretarza mogły uczynić ZSRR silniejszym przeciwnikiem. Spekulacjom nie było końca[70].

Rząd Margaret Thatcher, podobnie jak laburzystowska opozycja, z zadowoleniem przyjął zmianę przywódcy sowieckiego mocarstwa. Thatcher uważała, że grudniowa wizyta Gorbaczowa w Londynie sprzyjała w podjęciu roboczych kontaktów z nowym pierwszym sekretarzem i jego przyszłą ekipą[71]. W marcu 1985 r. Thatcher była zdania, iż decyzja o wyborze Gorbaczowa będzie miała najbardziej doniosłe skutki od śmierci Stalina. W jej ocenie zaczynał on sprawowanie władzy bez obciążeń przeszłością-latami wojny i stalinizmu. A to one, w mniemaniu premier Thatcher, w dużym stopniu wyznaczały działania poprzedników siódmego Sekretarza Generalnego[72].

Brytyjskie Foreign Office wiosną 1985 r. wyrażało przekonanie, że Gorbaczow poprowadzi ZSRR w kierunku przemian, zwłaszcza w sferze gospodarki. Taka potencjalna modernizacja miała zwiększyć oddziaływanie Zachodu na gospodarkę sowiecką, jednocześnie zmniejszając ostrość konfrontacji zbrojeniowej. Oczywiście w takim wypadku Wielka Brytania widziałaby dla siebie szczególną rolę w ewolucji systemu sowieckiego. Londyn liczył także na korzyści gospodarcze związane z ewentualnym wzrostem eksportu do ZSRR. Bardzo zależało mu przy tym na umocnieniu swojej szczególnej pozycji w wielokącie Europa Zachodnia-Stany Zjednoczone-Europ Wschodnia-ZSRR[73]. Rząd Margaret Thatcher przyjął od początku rządów Gorbaczowa bardzo ważne założenie mówiące, iż poprawa sytuacji gospodarczej ZSRR nie stanowi zagrożenia dla państw sprzymierzonych w NATO. Co więcej może być gwarancją poprawy sytuacji międzynarodowej. Takie stanowisko było diametralnie różne od reaganowskiej polityki gnębienia „Imperium Zła” wszelkimi możliwymi sposobami.

Margaret Thatcher była obecna na pogrzebie Konstantina Czernienki. Z bliska przyglądała się przejęciu władzy przez Gorbaczowa. 14 marca 1985 r. odbyła z nim ponad godzinne spotkanie. Bezpośrednio po jego zakończeniu określiła je jako: „(…) bardzo dobre i pożyteczne. Nowy przywódca [przyp. M. A.] jest człowiekiem którego lubię i z którym można się dogadać. Jest między nami pewna doza zaufania (…) możemy rozmawiać szczerze i na całkowicie różne problemy. Ale obydwoje wiemy, że nie możemy się nawracać (…).”[74]. Po latach napisała w swoich wspomnieniach: „(…) Przeszkadzała obecność pana Gromyki. Na Kremlu w sali Świętej Katarzyny panowała bardziej oficjalna atmosfera niż w Chequers ale udało nam się przybliżyć następstwa polityki, jaką uzgodniłam z prezydentem Reaganem w grudniu 1984 roku w Camp Dawid (…)”[75].

Po powrocie do Londynu Margaret Thatcher kilkakrotnie wypowiadała się o wyborze Gorbaczowa. Wydaje się, że dosyć chłodne spotkanie z nowym sekretarzem na Kremlu zasiało ziarnko niepewności co do wcześniejszych wyobrażeń o Gorbaczowie. W wywiadzie dla telewizji BBC premier stwierdziła: „(…) różnimy się z nim w wielu sprawach ale jesteśmy zgodni w dwóch kwestiach. Po pierwsze, że nigdy nie powinno dojść do konfliktu między Wschodem a Zachodem, po drugie co do roli redukcji zbrojeń.(…) Swoich stosunków z Gorbaczowem nie określiłabym mianem specjalnych, mimo że możemy ze sobą dyskutować (…)”[76].

Wydarzeniem, które zamykało okres podniecenia, spekulacji i często braku trzeźwych ocen zmian na Kremlu, była wypowiedź ministra spraw zagranicznych Wielkiej Brytanii Geoffreya Howea. 15 marca 1985 r. ostrzegł on przed budowaniem linii Maginota w przestrzeni kosmicznej. „(…) Rozmieszczenie systemu SDI może trwać wiele lat. Wiele lat niepewności i braku stabilizacji nie może być naszym celem. Wszyscy sojusznicy na każdym etapie muszą mieć poczucie, że bezpieczeństwo obszaru NATO jest niepodzielne. W przeciwnym bowiem wypadku zachwieją się dwa filary Sojuszu Atlantyckiego (…)”[77].

„Times” skrytykował Howe’a i oskarżył go o dostarczanie Związkowi Sowieckiemu argumentów przeciwko polityce Reagana. Zdaniem redaktorów gazety wystąpienie ministra spraw zagranicznych mogło zaszkodzić zwartości Sojuszu Atlantyckiego w przełomowym momencie negocjacji Wschód-Zachód. „Times” wskazał też trafnie przyczynę zachowania szefa Foreign Office: „(…) objęcie przez Gorbaczowa funkcji sekretarza generalnego KC KPZR bez wątpienia zawróciło w zbyt wielu głowach w Londynie (…)”[78]. Sceptycyzm partnerów Stanów Zjednoczonych  w NATO wobec programu tzw. wojen gwiezdnych nie był czymś niezwykłym. Kontekst wypowiedzi Howe’a i długoletnia przyjaźń Reagana i Thatcher potwierdzają jednak słuszność ocen „Timesa”.

Stosunki brytyjsko-sowieckie szybko wróciły do stanu normalnego. 2 kwietnia 1985 r. rząd Margaret Thatcher zablokował dostawy do ZSRR kluczowych komponentów do pieców, które pozwoliłyby Sowietom wyprodukować lekki i odporny na wysokie temperatury materiał. Miał on posłużyć do produkcji sowieckich pocisków nuklearnych[79]. W połowie kwietnia 1985 r. Sowieci wystosowali do rządu Margaret Thatcher zaproszenie dla delegacji brytyjskiej, która miałaby wziąć udział w obchodach czterdziestolecia Dnia Zwycięstwa[80]. W tym samym czasie zostali wydaleni z Londynu za działalność szpiegowską: zastępca attache morskiego ambasady ZSRR kapitan Oleg Los i pracownik londyńskiego przedstawicielstwa  Aerofłotu Wiaczesław Grigorow[81]. 22 kwietnia 1985 r. w ramach odwetu, władze sowieckie poleciły opuszczenie terytorium ZSRR trzem pracownikom ambasady brytyjskiej w Moskwie. Byli to attache morski kapitan John Marshall, jego zastępca Martin Nelson i drugi sekretarz odpowiedzialny za sprawy współpracy naukowej Elizabeth Robson[82]. 23 kwietnia rząd Thatcher nakazał opuszczenie Zjednoczonego Królestwa trzem kolejnym dyplomatom sowieckim. Byli to: zastępca attache morskiego kapitan Wiktor Zajkinow, zastępca attache wojskowego podpułkownik Wadim Czerkasow oraz trzeci sekretarz ambasady odpowiedzialny za sprawy nauki i techniki Oleg Białowiencow[83].

Rząd Margaret Thatcher próbował łagodzić skutki wydaleń dyplomatów. 23 kwietnia 1985 r. wiceminister spraw zagranicznych Malcolm Rifkind oświadczył w Izbie Gmin, że Wielka Brytania przywiązuje duże znaczenie do kontynuowania poprawy stosunków ze Związkiem Sowieckim. Musi jednak przedłożyć ponad to sprawy bezpieczeństwa państwowego. Brytyjczycy zaproponowali Sowietom, że nie będą ujawniać powodów wydaleń. W zamian za to prosili Moskwę aby powstrzymała się przed wszelkimi posunięciami represyjnymi wobec dyplomatów brytyjskich w ZSRR. Gorbaczow potępił jednak działania rządu premier Thatcher[84]. Sytuacja uspokoiła się kilka tygodni później. 8 maja 1985 r. opublikowano treść listu Gorbaczowa przekazanego na ręce Thatcher z okazji Dnia Zwycięstwa. Pierwszy Sekretarz stwierdził w nim m.in., że ZSRR zamierza współpracować z Wielką Brytanią aby uniknąć wybuchu wojny nuklearnej. Przesłanie Gorbaczowa było odpowiedzią na list Thatcher, który miał wyciszyć aferę szpiegowską[85].

Kontakty na linii Londyn-Moskwa nie uległy drastycznemu pogorszeniu przede wszystkim z powodu absorbującego Gorbaczowa Plenum KC KPZR, które obradowało w kwietniu 1985 r. Ochłodzenie stosunków między obydwoma krajami było jednak bardzo wyraźne. Dowodem na to był chociażby afront jaki spotkał ustępującego ambasadora Wielkiej Brytanii w Moskwie, sir Iana Satherlanda. Zgodnie z protokołem dyplomatycznym chciał on złożyć ostatnią wizytę ministrowi spraw zagranicznych ZSRR Gromyce. Ten jednak odmówił. Wiosną 1985 r. zmniejszyła się także ilość kontaktów Londynu z ambasadorem sowieckim Wiktorem Popowem. Komentując tę sytuację Geoffrey Howe stwierdził, iż wysiłek dyplomacji brytyjskiej był potrzebny „(…) Wymaga to [próba polityki dialogu przyp. M.A.] przekonania i subtelności, jak również cierpliwości. Jest to jednak o wiele lepsze od frustracji, obawy i nieporozumienia, które mnożyłyby się w okresie braku kontaktów (…)”[86].

Kwietniowe plenum KC KPZR potwierdziło obawy wielu polityków na Zachodzie. Gorbaczow chciał reformować komunizm ale tylko po to, żeby ZSRR był krajem naprawdę wcielającym w życie zasady marksizmu-leninizmu. Chciał walczyć z biurokratycznym aparatem, którego sam był głównym ekspozytariuszem. Nie zdawał sobie przy tym sprawy z ogromu problemów, jakie podejmował na płaszczyźnie wewnętrznej[87].

Politykę zagraniczną ZSRR na kwietniowym plenum uznano tradycyjnie za pokojową. Jej głównym celem było niedopuszczenie do katastrofy jądrowej. Wymieniono też przyczyny międzynarodowego napięcia. W pierwszej kolejności był to imperializm Stanów Zjednoczonych, które zostały oskarżone o dywersyjną działalność przeciwko państwom socjalistycznym. Za zagrożenie dla niezawisłości narodów uznano „(…) rozszerzenie i aktywizację ekspansji ekonomicznej USA (…)”[88].

Szereg wypowiedzi najbliższych współpracowników Gorbaczowa świadczyło o tym, że poglądy nowego kierownictwa ZSRR na sprawy międzynarodowe  nie różniły się od utartych przez dziesięciolecia wzorców. Aleksander Jakowlew w wywiadzie dla „La Republiki” twierdził: „(…) wydaje mi się, że można mówić o pogłębieniu analizy, o powszechnym kryzysie kapitalizmu, o tradycyjnych sprzecznościach między-imperialistycznych oraz o ciągle pojawiających się nowych, które zwiększają tendencje destabilizujące. Pomimo wspólnoty celów polityczno-strategicznych Stanów Zjednoczonych i ich sojuszników ujawniają się rozmaite rozbieżności. Międzynarodowe awanturnictwo obecnego rządu Stanów Zjednoczonych daleko nie odpowiada rządom Europy Zachodniej i Japonii. Stopniowo te kraje nabierają świadomości, że wojskowa potęga sowiecka ma na celu jedynie korzyści obronne i przeciwstawienie się imperialnym aspiracjom USA. Podczas gdy oligarchia amerykańska kieruje się egoizmem gospodarczym, tendencje odśrodkowe mogą uzyskać realny wymiar w sferze strategiczno-wojskowej (…)”[89]. Oczekiwania na tarcia między sojusznikami w NATO były starą bronią dyplomacji sowieckiej, którą zamierzał wykorzystać Gorbaczow. Rząd premier Thatcher w dalszym ciągu musiał uważnie śledzić rokowania amerykańsko-sowieckie i pilnować żeby ewentualne ustalenia w Genewie nie naruszały racji stanu Wielkiej Brytanii. Jednocześnie Margaret Thatcher nie mogła pozwolić na to, żeby jakakolwiek prowokacja Gorbaczowa powiodła się i rzeczywiście zagroziła spoistości Sojuszu Północnoatlantyckiego.

Przykładem gry Gorbaczowa jest wywiad jakiego udzielił „Timesowi” 9 września 1985 r. Pierwszy Sekretarz wyłożył w nim swoją koncepcję pokojowego współistnienia: „(…) Pytacie mnie jaki główny czynnik określa stosunki sowiecko-amerykańskie. Myślę, że zasadnicze znaczenie ma fakt, iż bez względu na to czy się lubimy, czy nie, możemy albo przetrwać razem albo razem zginąć. Podstawowa kwestia, na którą musimy odpowiedzieć polega na tym, czy wreszcie jesteśmy gotowi uznać, że nie ma innego wyjścia niż żyć w pokoju ze sobą i czy jesteśmy gotowi zmieniać świadomość i sposób postępowania z wojennego na pokojowy (…)”[90].Te deklaracje Gorbaczow połączył z propozycją utworzenia strefy bez broni chemicznej w Europie. Poza tym zachęcał Stany Zjednoczone do odrzucenia programu SDI, w zamian za co obiecywał wysunięcie radykalnych postulatów rozbrojeniowych.

Gorbaczow celowo pomijał oficjalne forum w Genewie, na którym powinien przedstawić swoje pomysły. Zyskiwał dzięki temu dwie korzyści. Po pierwsze trafiał do spragnionej odprężenia zachodnioeuropejskiej opinii publicznej, która zaczynała w nim dostrzegać reformatora niosącego światu pokój. Po drugie, rządy krajów Europy Zachodniej były zdezorientowane nieoficjalną formą propozycji Gorbaczowa. Nie mogły się więc do nich ustosunkować. Narażały się tym samym swoim obywatelom, którzy mogli oskarżać swoich przywódców o oportunizm i służalczość wobec Stanów Zjednoczonych.

Brytyjskie Foreign Office nie miało czasu by zająć jasne stanowisko wobec propozycji Gorbaczowa. 12 września 1985 r. zakomunikowano w Londynie o ucieczce Olega Gordijewskiego, radcy ambasady ZSRR w Londynie. Rząd brytyjski udzielił mu azylu politycznego. Jednocześnie władze Zjednoczonego Królestwa wydaliły 25-ciu obywateli sowieckich. Ambasada sowiecka potępiła to posunięcie jako niczym nie uzasadnione i nieprzyjazne. Ostrzegła też, iż ten krok Wielkiej

Brytanii może zaszkodzić stosunkom między obydwoma krajami. W rzeczywistości Gordijewski współpracował z Secret Intelligence Service od 1974 r. W 1985 r. został mianowany szefem placówki KGB w Londynie. Jego przejęcie było ogromną zdobyczą służb specjalnych Wielkiej Brytanii. Sowieci wiedzieli, że Brytyjczycy dysponują doskonałymi informacjami na temat ich działań. Ta operacja wywołała ogromne echo w Stanach Zjednoczonych. Reagan przyjął ją z entuzjazmem gdyż potrzebował dowodu sowieckich poczynań skierowanych przeciwko Zachodowi. Pomogło to oczywiście obnażyć kłamstwa Gorbaczowa o walce o pokój na świecie; pogorszyło jednak i tak nie najlepsze stosunki brytyjsko-sowieckie[91].

Podobnie jak to miało miejsce w kwietniu 1985 r., brytyjskie Foreign Office próbowało łagodzić zaistniałą sytuację. Minister spraw zagranicznych Wielkiej Brytanii G.Howe podkreślał w wielu wypowiedziach, że Wielka Brytania wyraża zainteresowanie rozwijaniem konstruktywnych stosunków z ZSRR. Zastrzegał jednak, iż nie może się to odbywać kosztem bezpieczeństwa narodowego[92].

Sowieci interpretowali te wydarzenia w sposób jednoznacznie spiskowy „(…) reakcyjny rząd torysowski podjął próbę sabotowania listopadowego szczytu między Reaganem i Gorbaczowem (…)”[93]. Ze Związku Sowieckiego usunięto w odwecie 25-ciu dyplomatów brytyjskich.

Premier Thatcher w odpowiedzi na te działania podjęła nowe decyzje co do szpiegów KGB podających się za dyplomatów sowieckich. Nie było to dla niej posunięcie łatwe. Twarda reakcja Sowietów na wiosenną ekspulsję niepokoiła brytyjskie Foreign Office. Nie powstrzymała jednak wydalenia z Wielkiej Brytanii dwóch dyplomatów, dwóch pracowników technicznych ambasady, handlowca i dziennikarza.

16 września 1985 r. premier Thatcher złożyła oświadczenie, w którym oceniła retorsje sowieckie jako „mściwe”. Dodała, że strona sowiecka nie miała żadnych podstaw do usuwania 25-ciu Brytyjczyków z Moskwy. Zadeklarowała jednocześnie, iż rząd brytyjski wyraża gotowość pracy nad poprawą stosunków z ZSRR[94].

Ambasada sowiecka w Londynie określiła nowe decyzje Brytyjczyków także jako „mściwe” i „prowokacyjne”. Całkowitą odpowiedzialnością za skutki posunięć Moskwy obarczono stronę brytyjską. Przez cały czas trwania afery Sowieci zaprzeczali szpiegowskiej działalności swoich ludzi[95].

Po dwóch rundach wydaleń w Londynie pozostało 205-ciu sowieckich dyplomatów, handlowców, dziennikarzy itp. Liczba Brytyjczyków w Moskwie skurczyła się do 72. Proporcje w porównaniu ze stanem sprzed objęcia władzy przez Gorbaczowa zmieniły się więc na niekorzyść Wielkiej Brytanii[96].

19 września 1985 r. Margaret Thatcher ogłosiła zakończenie afery szpiegowskiej. Oświadczyła, że decyzje Moskwy stawiały ZSSR w nienajlepszym świetle. Uznała, że brytyjskie służby specjalne wyeliminowały kościec sowieckich operacji wywiadowczych „(…) rząd brytyjski nie ma zamiaru odpowiadać na całkowicie nieusprawiedliwione wydalenia ze strony sowieckiej. Mamy nadzieję, że sprawa jest zakończona i obecnie możemy powrócić do konstruktywnych stosunków (…)”[97].

23 września 1985 r. w misji sowieckiej przy ONZ w Nowym Yorku spotkali się ministrowie spraw zagranicznych Wielkiej Brytanii i ZSRR E.Szewardnadze i G.Howe pozostali przy swoich interpretacjach związanych z wydaleniami dyplomatów. Szewardnadze „zauważył” jednak oświadczenie Thatcher dotyczące chęci zakończenia afery. Minister spraw zagranicznych ZSRR wyraził życzenie rozwoju stosunków między obydwoma krajami. Pozostała część rozmowy dotyczyła relacji Wschód-Zachód i kontroli zbrojeń. Howe domagał się by Związek Sowiecki przybył do Genewy ze szczegółowymi propozycjami dotyczącymi redukcji zbrojeń i nie warunkował całego postępu rozmów od osiągnięcia porozumienia w sprawie SDI. Szewardnadze ze swej strony podkreślał, że strona sowiecka respektuje ducha i literę istniejących porozumień. Opowiada się też za znacznymi redukcjami broni strategicznych średniego zasięgu i broni konwencjonalnych. Trwające 70 minut spotkanie w Nowym Yorku przywróciło poprawne stosunki brytyjsko sowieckie. Świadczyło też o tym, że Gorbaczow nie chciał i nie mógł pominąć Margaret Thatcher i Wielkiej Brytanii w swojej polityce wobec Stanów Zjednoczonych i Europy Zachodniej[98].

Jesienny zjazd brytyjskiej partii konserwatywnej ugruntował pełne dystansu spojrzenie torysów na politykę nowego kierownictwa Kremla. 10 października 1985 r., w kontekście debaty na temat wojska, minister obrony M. Haseltime zasygnalizował usztywnienie stanowiska  Wielkiej Brytanii wobec oferty złożonej przez Gorbaczowa w Paryżu. Pierwszy sekretarz KC KPZR zaproponował tam 50% redukcję broni strategicznych. Haseltime podkreślił, że brytyjskie siły jądrowe były wszystkim czym w dziedzinie odstraszania dysponowała Wielka Brytania. Sowieckie SS-20 stanowiły jedynie część ogromnego arsenału nuklearnego ZSRR[99].

W międzynarodowej części zjazdu Margaret Thatcher wygłosiła przemówienie, w którym trafnie oceniła nowe kierownictwo sowieckie: „(…) dla każdego kto obserwuje działalność Gorbaczowa jest jasne, że nie szanuje on słabości. To właśnie uznanie siły Zachodu skłoniło ZSRR do powrotu do Genewy (…)”[100].

11 listopada 1985 r. premier Thatcher, na bankiecie wydanym przez lorda majora Londynu, ustosunkowała się do mającego się odbyć w Genewie szczytu Reagan-Gorbaczow. Ostrzegła przed nierealistycznymi oczekiwaniami związanymi ze spotkaniem przywódców supermocarstw. Zdaniem Margaret Thatcher nie mogło ono rozstrzygnąć o głębokich rozbieżnościach dzielących Stany Zjednoczone i ZSRR. Premier Wielkiej Brytanii określiła realistyczne, jej zdaniem, rezultaty szczytu. Miały się one sprowadzać do: ustanowienia lepszej podstawy zaufania między supermocarstwami, dostarczenia impulsu rokowaniom w kwestii zasadniczych redukcji zbrojeń jądrowych, wzmocnienia istniejących porozumień na ten temat oraz doprowadzenia do lepszego zrozumienia przez Sowietów celów amerykańskiej SDI i ograniczeń jakich zamierzali się trzymać Amerykanie realizujący badania w ramach tzw. wojen gwiezdnych[101].

Margaret Thatcher nie myliła się co do efektów listopadowego szczytu w Genewie. Sowieci nalegali tam na połączenie redukcji zbrojeń z zakończeniem badań nad SDI. W takiej sytuacji nie mogło dojść do żadnych porozumień. Jedynym rezultatem pierwszego spotkania Reagana i Gorbaczowa było wzajemne poznanie przywódców supermocarstw, które dobrze wróżyło poprawie stosunków Wschód-Zachód.

Równolegle ze szczytem genewskim, media w Wielkiej Brytanii próbowały ukazywać ZSRR w dosyć ciepłym świetle. Taki charakter miał przedstawiony przez BBC, wielogodzinny program dokumentalny „Comrades” traktujący o życiu codziennym w Związku Sowieckim. Dużą część doniesień z Genewy, stanowiły rozważania nad zmianą podejścia sowieckiego do kwestii prezentacji wizerunku Gorbaczowa i ZSRR środkom masowego przekazu. Brytyjscy dziennikarze w Genewie podkreślali, że rzecznicy i doradcy sowieccy byli otwarci, potrafili i chcieli rozmawiać; nie unikali też żadnej tematyki. Bardzo dobrą prasę w Wielkiej Brytanii mieli Gorbaczow i jego żona Raisa[102]. Taka reakcja dużej części środowisk opiniotwórczych w Wielkiej Brytanii świadczyła o tym, że działania propagandowe pierwszego sekretarza KC KPZR szybko odniosły zamierzony skutek.

Pod koniec 1985 r. nie dało się zauważyć żadnych zmian wewnątrz ZSRR. Także polityka zagraniczna Gorbaczowa budziła wiele pytań i wątpliwości. Propozycje Sowietów w sprawie zbrojeń były zasługą twardej polityki Reagana a nie rzekomych pacyfistycznych zapędów przywódcy Związku Sowieckiego. Fakty nie przemawiały jednak do większości społeczeństwa Zjednoczonego Królestwa. Margaret Thatcher  wiedziała o tym i musiała brać pod uwagę rodzącą się na Zachodzie „gorbaczomanię”.

Wielka Brytania w kontaktach Wschód-Zachód utrzymała pozycję państwa, z którym oba supermocarstwa musiały się liczyć. 19 grudnia 1985 r. urzędnik ambasady ZSRR w Londynie Gerhard Gwendżadze złożył wizytę w Foreign Office. Oświadczył tam, że ZSRR jest gotowy do wznowienia trójstronnych rozmów z Wielką Brytanią i Stanami Zjednoczonymi w sprawie całkowitego i powszechnego zakazu doświadczalnych wybuchów broni jądrowej. Odwiedziny Gwendżadze w Foreign Office zbiegły się z opublikowanym artykułem w „Prawdzie”, wyrażającym chęć zaakceptowania przez Moskwę kontroli na miejscu wybuchów jądrowych. Warunkiem było przyłączenie się Stanów Zjednoczonych do sowieckiego moratorium[103]. Gwendżadze przekazał zaproszenie dyrektorowi politycznemu brytyjskiego Foreign Office Derekowi Thomasowi. W odpowiedzi na nie rzecznik brytyjskiego ministerstwa spraw zagranicznych stwierdził, że Wielka Brytania czuje się zachęcona faktem, iż Sowieci odnoszą się do problemów będących przedmiotem „zatroskania” Londynu. Zażądał jednak wyjaśnień co do rozumienia kontroli in situ[104]. Rząd Thatcher musiał błyskawicznie analizować podobne propozycje Gorbaczowa. Zakaz prób z bronią nuklearną trafiał w oczekiwania zachodnioeuropejskiej opinii publicznej. Sowieci jednak uznawali badania nad amerykańskim systemem tzw. wojen gwiezdnych za część prób nuklearnych. Ich zaprzestanie oznaczałoby dla Sowietów uzyskanie czasu na podbudowanie gospodarki ZSRR, która w połowie lat osiemdziesiątych nie mogła wypracować środków finansowych potrzebnych do prac nad systemami laserowymi podobnymi do amerykańskiej SDI.

Najbardziej radykalnym postulatem Gorbaczowa była propozycja likwidacji broni atomowych do 2000 roku. Wstępem do tego miały być regulacje dotyczące broni średniego zasięgu. Od 15 stycznia 1986 r. sowieccy wysłannicy odwiedzali stolice państw Europy Zachodniej. Przedstawiali tam wersję całkowitego rozbrojenia różniącą się „(…) w odniesieniu do niektórych kluczowych aspektów od tego co zostało przedłożone na Genewskim stole rokowań(…)”. Były one „zbyt różowe” w porównaniu z propozycjami genewskimi[105]. W tym samym czasie ZSRR zaprosił Wielką Brytanię i Francję, aby przyłączyły się do rozmów w sprawie redukcji zbrojeń jądrowych.

30 stycznia 1986 r. Margaret Thatcher  porozumiała się z rządem Francji, co do pozostania w ścisłym kontakcie w związku z działaniami Sowietów. W oświadczeniach ministrów spraw zagranicznych G.Howe’a i Rolanda Dumas określono współpracę angielsko-francuską jako niezbędną w podtrzymywaniu jedności sojuszu północnoatlantyckiego. Rozważano przyłączenie się do rozmów na temat niezależnych potencjałów atomowych Francji i Wielkiej Brytanii. Warunkiem miały być uzgodnienia przez Waszyngton i Moskwę istotnych redukcji ich arsenałów jądrowych. 30 stycznia na ten sam temat zabrał głos sekretarz generalny NATO i były minister spraw zagranicznych Wielkiej Brytanii Peter Carrington. Uznał on, że propozycje Gorbaczowa „(…) są zachęcające, mimo wszelkich trudności, które trzeba przezwyciężyć. Gorbaczow, jak się wydaje, jest gotów do podjęcia wyzwania. Zachęcające jest to, że podkreślił on, chociaż jak dotąd tylko w sposób ogólny, kluczowy problem weryfikacji (…)”[106].

Na początku 1986 r. premier Thatcher przyjęła pozycję wyczekującą na dalsze posunięcia supermocarstw. Wielka Brytania nie mogła w tym czasie zgodzić się na sowieckie propozycje rozbrojeniowe dotyczące zamrożenia sił jądrowych. Oznaczałoby to dla Zjednoczonego Królestwa rezygnację z zakupu rakiet „Trident” od Stanów Zjednoczonych. Taka postawa, zbieżna ze stanowiskiem sojuszników, była przyczyną ataku przypuszczonego przez „Prawdę” w lutym 1986 r., na państwa NATO. Sowieci oskarżyli Zachód o ignorowanie inicjatyw rozbrojeniowych Moskwy[107]. Gorbaczow coraz bardziej niecierpliwił się z powodu braku konkretnych efektów swojej polityki zagranicznej. Sytuacja wewnątrz kraju zmuszała go do nerwowych reakcji w odpowiedzi na pełną dystansu politykę zachodnich mężów stanu.

Zastrzeżenia Sowietów do brytyjskiej polityki wschodniej, nie przeszkodziły w zawarciu umowy o współpracy gospodarczej i przemysłowej między Wielką Brytanią a ZSRR. Dokument podpisano 6 lutego 1986 r. Było to pierwsze takie porozumienie między obydwoma krajami od 1975 r. Początek rządów Gorbaczowa przyniósł zmniejszenie eksportu brytyjskiego z 735 milionów funtów w 1984 r. do 537 milionów w1985 r. Obie strony były z tego niezadowolone[108].

15 marca 1986 r. brytyjskie ministerstwo spraw zagranicznych zawiadomiło przez swojego ambasadora w Moskwie Bryana Cartledge’a, stronę sowiecką, że rząd brytyjski uważa kwestię zamrożenia arsenałów nuklearnych za nie do przyjęcia. Thatcher stwierdzała w liście do Gorbaczowa, że „(…) w dającej się przewidzieć przyszłości broń nuklearna spełniająca rolę czynnika odstraszającego, będzie nadal stanowić istotny wkład na rzecz pokoju i stabilizacji (…)”[109]. Premier Thatcher zaznaczyła jednocześnie, że uwolnienie świata od broni jądrowej powinno pozostać „(…) celem w dłuższej perspektywie (…)”. Dała tym samym do zrozumienia, że nie podziela poglądów Reagana, który chciał żeby jego polityka doprowadziła w konsekwencji do wyeliminowania broni jądrowej. W dalszej części listu, Thatcher zaznaczyła, że następne kroki na drodze kontroli zbrojeń powinny być podejmowane na podstawie propozycji wysuwanych przez Waszyngton. Zasugerowała również aby główne wysiłki w dziedzinie kontroli zbrojeń skupiono na osiągnięciu „(…) realistycznych, wyważonych i sprawdzalnych posunięć opartych na istniejących szczegółowych propozycjach (…)”[110].Thatcher zwróciła też uwagę na dysproporcje sił konwencjonalnych, w których ZSRR miał znaczną przewagę nad Europą Zachodnią. Na koniec premier Wielkiej Brytanii postulowała rozszerzenie rokowań między Wschodem i Zachodem o sprawy regionalne, dwustronne i problemy praw człowieka[111].

Sowieci uznali odpowiedź Thatcher za najgorszą z możliwych: „(…) polityka torysów przekształciła Wielką Brytanię w beczkę prochu, której lont tli się w Waszyngtonie (…)”[112]. Londyn jako ostatni, po Stanach Zjednoczonych i Francji, odrzucił propozycje rozbrojeniowe Gorbaczowa. Było to dowodem poważnego potraktowania jego inicjatywy przez rząd Thatcher. Jak się wydaje, premier Wielkiej Brytanii, nie uznała pomysłów Gorbaczowa za wybieg propagandowy. Jej zdaniem były one jednak niepełne oraz nie uwzględniające interesów i bezpieczeństwa Zjednoczonego Królestwa, o którego sile stanowiła broń jądrowa.

25 marca 1986 r. sekretarz generalny w NATO lord Carrington, ostrzegł w Rejkiaviku przed likwidacją na Wschodzie i Zachodzie broni jądrowej, bez uwzględnienia korzystnego dla Związku Sowieckiego stosunku sił na płaszczyźnie konwencjonalnej. „(…) nie jest to argument przeciwko radykalnym rozwiązaniom w zakresie rozbrojenia jądrowego. Jest to głos negujący sens wyłącznego koncentrowania się na wielkościach jądrowych rachunku sił oraz tendencji lekkomyślnego lekceważenia rozbrojenia i wojny konwencjonalnej (…). Problem stosunków Wschód-Zachód jest szerszy niż tylko kontrola zbrojeń i rozbrojenia. Próżnia musi być wypełniona czymś bardziej zasadniczym niż wymiana tancerzy baletowych i delegacji (…)”[113]. Lord Carrington był zdania, że amerykańsko-sowieckim rokowaniom w Genewie trzeba przypisać centralną rolę w dialogu Wschód-Zachód. Nie wolno było jednak lekceważyć znaczenia negocjacji w Sztokholmie i Wiedniu. W przeciwnym wypadku Carrington przewidywał powstanie „(…) zdeformowanej i potencjalnie niebezpiecznej perspektywy stosunków między obu systemami sojuszów (…)”[114]. Były minister spraw zagranicznych Wielkiej Brytanii opowiadał się za postępem dyskusji na „szerokim froncie” i korelacją rozmaitych tematów rozbrojeniowych-jądrowego, chemicznego, konwencjonalnego, środków budowy zaufania i weryfikacji itd. Poglądy sekretarza generalnego NATO były zsynchronizowane z polityką wschodnią rządu Margaret Thatcher. Lord Carrington był tubą interesów Wielkiej Brytanii wśród zachodnich sojuszników.

Początek 1986 r. był ważny w stosunkach brytyjsko-sowieckich także za sprawą XXVII zjazdu KPZR, obradującego pomiędzy 25 lutym a 6 marcem. Ze stosów dokumentów wyprodukowanych przez partyjnych reformatorów przebijało kilka tez, które wywołały na Zachodzie poruszenie:

–         wzrost autonomii gospodarstw rolnych ( tylko w regionach górskich ) i zakładów przemysłowych, które  miały otrzymać swobodę wykorzystania we własnym zakresie i interesie ponad planowej produkcji;

–         wzmocnienie systemu bankowego i kredytowego, które miało się stać warunkiem rzeczywistego finansowania zakładów pracy;

–         związanie zarobków z wartością produkcji sprzedanej i co za tym idzie podniesienie jej jakości;

Wprowadzenie pewnych elementów, naśladujących postulaty gospodarki rynkowej do systemu centralnego planowania, miało poprawić kondycję sowieckiego państwa. Gorbaczow mówił na zjeździe o wzmocnieniu kierowniczej roli centrum w ustaleniu odgórnych planów ekonomicznych. Ostrzegał przy tym przed nadmierną ingerencją ośrodków centralnego planowania w produkcję zakładów. XXVII Zjazd wypracował setki podobnych paradoksów, dotykających niemal wszystkich dziedzin życia w ZSRR[115].

Na XXVII Zjeździe Gorbaczow zainicjował także nowe spojrzenie na politykę zagraniczną ZSRR. Pierwszy sekretarz odrzucił walkę klasową jako instrument skierowany na zewnątrz Związku Sowieckiego. Gorbaczow proklamował współistnienie jako cel sam w sobie. Do marca 1986 r. uznawano je za chwilowe przerwy niezbędne do skorygowania sił, w czasie gdy nadal trwała walka klasowa. Uznając ideologiczne różnice między Wschodem a Zachodem, Gorbaczow obstawał, że muszą one ustąpić wobec konieczności międzynarodowej współpracy. Zadeklarował więc, że współistnienie nie będzie interludium przed nieuniknioną konfrontacją ale stanie się trwałym czynnikiem stosunków między światem komunistycznym a kapitalistycznym. Uznanie pewnego status quo nie było zdaniem Gorbaczowa koniecznym etapem do ostatecznego zwycięstwa komunizmu. Było ono niezbędne dla osiągnięcia pokoju i dobrobytu całej ludzkości[116]. W „Pierestrojce” opisał to tak: „(…) oczywiście różnice pozostaną czy jednak powinniśmy z tego powodu walczyć ze sobą? Czy nie lepiej wznieść się ponad różnice w imię interesu całej ludzkości, w imię życia na Ziemi? Dokonaliśmy wyboru, potwierdziliśmy nową politykę w wiążących oświadczeniach, a przede wszystkim w czynach. Ludzie mają dość napięcia i konfrontacji. Pragną budować bezpieczniejszy i bardziej przewidywalny świat, w którym każdy zachowa własne poglądy filozoficzne, polityczne i ideologiczne i własny styl życia (…)”[117].

XXVII Zjazd KC KPZR był uważnie obserwowany przez premier Zjednoczonego Królestwa. Nie wpłynął jednak na zmianę jej stosunku do Gorbaczowa i „pierestrojki”. Margaret Thatcher musiała czekać na wymierne efekty reform, które w marcu 1986 r. pozostawały wciąż mglistymi postulatami pierwszego sekretarza komunistycznej partii Związku Sowieckiego. Co najważniejsze, dokumenty zjazdu jednoznacznie wskazywały na to, że w stosunkach międzynarodowych priorytetem dla ZSRR pozostawały relacje z Waszyngtonem. Rola Wielkiej Brytanii musiała ograniczać się do wspierania Stanów Zjednoczonych przy jednoczesnej obronie własnej racji stanu, która mogła być zagrożona wynikiem negocjacji między obydwoma supermocarstwami[118].

W marcu 1986 r. Gorbaczow złożył kolejną propozycję, która udowadniała, że XXVII Zjazd nie oznaczał w praktyce zaprzestania działań obliczonych na poklask zachodnioeuropejskiej opinii publicznej. Pierwszy sekretarz zaproponował państwom zachodnim zakaz prób z bronią jądrową. Bardzo dobrze wybrał też termin ogłoszenia nowego pomysłu, który zbiegł się z tradycyjnymi w Europie Zachodniej, pacyfistycznymi „marszami wielkanocnymi”. Stany Zjednoczone bardzo szybko odrzuciły pomysł Gorbaczowa. Reagan uznał go za jeden z wielu propagandowych chwytów, w dyplomatycznej ofensywie Sowietów. Decyzja Waszyngtonu mogła wzmocnić napięcia między Stanami Zjednoczonymi a Europą Zachodnią. Margaret Thatcher potraktowała ideę Gorbaczowa z dużo większą uwagą niż Amerykanie. Premier Wielkiej Brytanii zauważyła intensyfikacje działań ZSRR na arenie międzynarodowej. Obawiała się skutków sowieckiej propagandy, która mogła stać się punktem wyjścia dla zdominowania rozmów między obydwoma supermocarstwami, przez inicjatywy Gorbaczowa. Taka sytuacja powodowałaby zagrożenie dla starań Margaret Thatcher o utrzymanie brytyjskiego potencjału nuklearnego. W konsekwencji premier przyłączyła się do stanowiska Reagana[119].

Z 14 na 15 kwietnia 1986 r., amerykańscy piloci zbombardowali wybrane cele w Trypolisie i Bengazi. Do ataku na kwatery Kadafiego użyto samolotów F-111 stacjonujących w Wielkiej Brytanii. Margaret Thatcher zdecydowanie poparła Ronalda Reagana zwalczającego libijski terroryzm. W wystąpieniu parlamentarnym ustosunkowała się także do nerwowej reakcji Moskwy na wydarzenia w Libii, określając ją mianem „rytualnych gestów”. Działania Gorbaczowa w kontekście prewencyjnego i obronnego charakteru amerykańskich bombardowań, świadczyły o ciągłości sowieckiej polityki zagranicznej. ZSRR wciąż czuło się mocarstwem, dla którego wszystkie posunięcia Stanów Zjednoczonych, bez względu na ich intencje, mogły być interpretowane w kategoriach zmagań klasowych. Deklaracje o współistnieniu, podnoszone w czasie XXVII Zjazdu KCKPZR, bardzo długo nie znajdowały więc przełożenia w rzeczywistości[120].

Twarda i sceptyczna polityka Thatcher wobec ZSRR, już w 1986 r. przynosiła pozytywne rezultaty. Gorbaczow musiał zabiegać o polepszenie stosunków ze Zjednoczonym Królestwem. Kwestia posiadanej przez Londyn broni nuklearnej mogła się stać trudną do pokonania przeszkodą w negocjacjach ze Stanami Zjednoczonymi. Wielka Brytania konsekwentnie odrzucała inicjatywy Gorbaczowa i wspierała potępiane przez ZSRR działania Ronalda Reagana. Nie wpływało to jednak na pogorszenie kontaktów między Londynem a Moskwą. 18 kwietnia 1986 r. doszło do spotkania szefa delegacji ZSRR na sowiecko-amerykańskie pertraktacje rozbrojeniowe w Genewie, z przedstawicielami brytyjskimi do spraw kontroli zbrojeń. Wiktor Karpow rozmawiał z Timothym Rentonem i Timem Danutem o redukcjach francuskich i brytyjskich sił nuklearnych. Żadna ze stron nie zmieniła zajmowanego przez siebie stanowiska. Wydano jednak wspólne oświadczenie, w którym stwierdzono, że „(…) wymiana poglądów była potrzebna by osiągnąć postęp w dziedzinie kontroli zbrojeń (…)”[121].

Od 23 maja do 2 czerwca 1986 r., pod przewodnictwem lorda Whitelawa, przebywała w Moskwie delegacja parlamentarzystów brytyjskich. Była to rewizyta pobytu Gorbaczowa w Londynie, w grudniu 1984 r. 27 maja pierwszy sekretarz KC KPZR w trakcie rozmowy z Whitelawem, wyraził gotowość wynegocjowania z Londynem oddzielnych, wzajemnych redukcji broni nuklearnych. Takie stanowisko Sowietów było ogromnym sukcesem Margaret Thatcher. Oznaczało bowiem, że Gorbaczow zgadzał się nie włączać sprawy brytyjskiego potencjału jądrowego do negocjacji z Ronaldem Reaganem[122].

Kontakty dyplomatyczne między Londynem a Moskwą stały się bardzo ożywione także z uwagi na zbliżające się drugie spotkanie na szczycie. Gorbaczow znał relacje łączące Thatcher z Białym Domem. Dlatego zabiegał o nasilenie rozmów sowiecko-brytyjskich, które pomagały przygotować porozumienia jakie zamierzał zawrzeć z Reaganem. Margaret Thatcher ze swej strony także chciała poprawy stosunków z ZSRR by móc realizować ambitną politykę wschodnią, której założenia zostały opracowane w 1984 r. i nie zostały zrealizowane po objęciu władzy przez Gorbaczowa w 1985 r. Efektem starań obu państw była trzydniowa wizyta ministra spraw zagranicznych ZSRR w Wielkiej Brytanii.

Szewardnadze przybył do Londynu 13 lipca 1986 r. Na lotnisku Heathrow złożył krótkie oświadczenie: „(…) Dziękujemy rządowi Jej Królewskiej Mości za zaproszenie mamy nadzieję, że podczas krótkiego pobytu w Zjednoczonym Królestwie przeprowadzimy rozmowy bogate w treści i wzajemnie korzystne. Wyobrażamy je sobie jako kontynuację nowego etapu dialogu sowiecko-brytyjskiego, który został zapoczątkowany przez wizytę M.Gorbaczowa w waszym kraju w grudniu 1984 r. (…)”[123].

W czasie trzydniowego pobytu w Wielkiej Brytanii, Szewardnadze przeprowadził szereg rozmów z ministrem spraw zagranicznych G.Howem  W ich rezultacie, 15 lipca 1986 r. obie strony podpisały trzy porozumienia. Pierwszym z nich był ramowy układ dotyczący współpracy gospodarczej i przemysłowej. Jego celem było zachęcenie firm brytyjskich do kooperacji ze Związkiem Sowieckim i ułatwienie inwestycji, przede wszystkim w modernizowanej gospodarce sowieckiej. Ten długofalowy program miał przyczynić się do nasilenia dwustronnego handlu między obu krajami. Howe i Szewardnadze podpisali ponadto porozumienie w sprawie unikania incydentów na morzu, które miało przeciwdziałać kolizjom w czasie spotkań okrętów wojennych i samolotów obu państw. Podobnie jak układ sowiecko-amerykański z 1972 r., dokument przewidywał założenie połączeń telekomunikacyjnych dla porozumiewania się w niebezpiecznej sytuacji. Trzeci dokument dotyczył likwidacji roszczeń finansowych Wielkiej Brytanii i ZSRR z czasów przed rewolucją październikową. Roszczenia Londynu wobec Moskwy z tytułu anulowania długów wojennych przez rząd  Rosji Radzieckiej oraz konfiskaty mienia brytyjskiego i aktywów wkrótce po zdobyciu władzy w listopadzie 1917 r., sięgały 500 mln funtów. Związek Sowiecki ze swej strony domagał się 2 mld funtów od Wielkiej Brytanii z tytułu odszkodowania za straty spowodowane przez wojska brytyjskie w czasie wojny domowej w latach 1918-1921. Na mocy porozumienia Wielka Brytania otrzymała 45 mln funtów a Sowieci 2,65 mln, w celu zrekompensowania rosyjskich aktywów dyplomatycznych z 1917 r. Najważniejszym efektem podpisania tego dokumentu, było to, że otwierał on drogę do zaciągania przez rząd sowiecki kredytów na londyńskim rynku kapitałowym[124].

Rozmowy Szewardnadze-Thatcher-Howe skupiły się na sprawie rozbrojenia, stosunków dwustronnych brytyjsko-sowieckich, a w następnej kolejności kwestii praw człowieka i możliwości wzmocnienia relacji Wschód-Zachód o wielostronny dialog wszystkich zainteresowanych państw. Premier Thatcher określiła spotkanie z Szewardnadze jako „odprężone i konstruktywne”. Oboje podkreślili potrzebę osiągnięcia podczas drugiego szczytu Gorbaczow-Reagan, jakichś porozumień dotyczących kontroli zbrojeń. Zadeklarowali także chęć nadania kontaktom między ministerstwami spraw zagranicznych Wielkiej Brytanii i ZSRR, bardziej regularnego i zorganizowanego charakteru. Niezmiernie ważnym faktem było przyjęcie przez Margaret Thatcher od Szewardnadze, zaproszenia Gorbaczowa do złożenia wizyty w Moskwie[125]. Mimo różnic dzielących obydwa państwa oferta Gorbaczowa świadczyła o tym, że stosunki brytyjsko-sowieckie w połowie 1986 r. były dobre. Wizyta Szewardnadze w Londynie potwierdziła jednak drugoplanową pozycję Wielkiej Brytanii w rozstrzyganiu sporów między komunistycznym i wolnym światem. Szewardnadze nie próbował skłonić Margaret Thatcher do wywierania presji na Reagana w sprawie ustępstw co do badań nad SDI. W trakcie rozmów nie określono także stanowiska obu państw w kwestii pożądanego zakresu redukcji arsenałów nuklearnych obu mocarstw. Konsekwencją tego było ogromne zaskoczenie Thatcher efektem negocjacji Reagana i Gorbaczowa w Rejkiawiku.

Szczyt w Rejkiawiku odbył się w dniach 11-12 października 1986 r. W jego trakcie Sowieci zgodzili się na bardzo duże ustępstwa. Zgodnie z wcześniejszymi deklaracjami nie wyrazili sprzeciwu, aby brytyjskie i francuskie siły odstraszania nuklearnego zostały wyłączone z negocjacji dotyczących broni średniego zasięgu. Zaakceptowali także fakt, iż redukcje broni strategicznej powinny być wyrażane raczej w kategoriach ilościowych niż procentowych. Pod koniec szczytu Reagan zaproponował porozumienie, na mocy którego cały arsenał broni strategicznej-bombowce, pociski „Cruise” i rakiety balistyczne-w ciągu pięciu lat zostałby zmniejszony o połowę. Strategiczne rakiety balistyczne miały zostać wyeliminowane do 1996 r. Gorbaczow wysunął jeszcze śmielszy pomysł. Chciał wyeliminowania całej broni strategicznej przed upływem dziesięciu lat[126].

Propozycja Reagana oznaczała odrzucenie systemu odstraszania nuklearnego, który dla Thatcher był synonimem bezpieczeństwa Wielkiej Brytanii. Bezpośrednim następstwem ewentualnego porozumienia obu supermocarstw, byłaby likwidacja rakiet typu „Trident”. Zjednoczone Królestwo zostałoby zmuszone do zakupu innej broni w celu utrzymania niezależnego systemu odstraszania. Idea opcji zerowej dla broni średniego zasięgu nigdy nie została przyjęta przez Margaret Thatcher. Premier Wielkiej Brytanii tolerowała ją dlatego, iż nie spodziewała się sowieckiej aprobaty dla pomysłów Reagana. Szczyt w Rejkiawiku uświadomił Thatcher konsekwencje różnic dzielących ją z prezydentem Stanów Zjednoczonych. Propozycje, które padły w czasie rozmów między Gorbaczowem i Reaganem mogły zanegować skuteczność polityki wschodniej prowadzonej przez Thatcher od 1985 r. Spychały one Wielką Brytanię do roli państwa nie liczącego się już w dialogu Wschód-Zachód. W praktyce oznaczały rodzaj amerykańsko-sowieckiego kondominium. Dla premier Thatcher taka sytuacja była nie do zaakceptowania. Nie miała ona jednak żadnego wpływu na wydarzenia w Rejkiawiku. Margaret Thatcher musiała wyciągnąć wnioski z przebiegu rozmów Reagana i Gorbaczowa. Prezydent Stanów Zjednoczonych korzystał z każdej nadarzającej się okazji, aby wcielać w życie wizję świata bez broni nuklearnych. Wykluczenie wojny atomowej uważał za sprawę tak doniosłą, że był gotów pójść ramię w ramię z Moskwą w kwestiach o fundamentalnym znaczeniu-bez konsultacji z sojusznikami, którzy mieli własny interes narodowy. Premier Thatcher nie mogła prowadzić skutecznej polityki wobec ZSRR przy tak ogromnych rozbieżnościach stanowisk Stanów Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii. Pod koniec 1986 r. sprawą o zasadniczym znaczeniu dla Zjednoczonego Królestwa, było wpłynięcie na zmianę poglądów Reagana. Margaret Thatcher nie mogła pozwolić aby sytuacja z Rejkiawiku się powtórzyła.

14 listopada 1986 r. Margaret Thatcher spotkała się z prezydentem Reaganem w Camp Dawid. Po krótkich rozmowach udało się obojgu przywódcom ustalić treść oświadczenia, które „zadowoliło” premier Wielkiej Brytanii. Ustalono, że priorytet w rozmowach z Moskwą powinny otrzymać: porozumienie w sprawie broni średniego zasięgu, z pewnymi ograniczeniami w zakresie systemów krótkiego zasięgu; 50% redukcja strategicznego uzbrojenia Stanów Zjednoczonych i ZSRR w ciągu pięciu lat oraz uchwalenie zakazu na broń chemiczną. We wszystkich trzech przypadkach skuteczna weryfikacja miała być niezbędnym elementem. Prezydent Reagan i premier Thatcher zgodzili się co do potrzeby kontynuowania programu badań w ramach Inicjatywy Obrony Strategicznej. W wydanym oświadczeniu podkreślono, iż redukcja broni nuklearnych zwiększa wagę wyeliminowania dysproporcji w uzbrojeniu konwencjonalnym. Margaret Thatcher uzyskała także poparcie Ronalda Reagana dla modernizacji brytyjskiego systemu odstraszania nuklearnego opartego na rakietach „Trident”.[127]

Przejęcie władzy w ZSRR przez Michaiła Gorbaczowa w marcu 1985 r., wzbudziło nadzieję Margaret Thatcher na zintensyfikowanie polityki wschodniej Wielkiej Brytanii. Premier Zjednoczonego Królestwa od początku rządów Gorbaczowa zadeklarowała swój pozytywny stosunek do reform, które miał on przeprowadzić. Bardzo szybko okazało się jednak, że Sekretarz Generalny pod hasłami „pierestrojki” ukrywał te same treści, które Moskwa głosiła od przewrotu bolszewickiego w 1917 r. Postulaty ekonomicznych zmian nie wykraczały poza utarte komunistyczne wzory z okresu, kiedy to W.I.Lenin próbował łagodzić skutki decyzji z okresu wojny domowej. „Głasnost” ujawniła swoje oblicze w czasie katastrofy elektrowni atomowej w Czarnobylu, która miała miejsce z 25 na 26 kwietnia 1986 r[128]. W latach 1985-1986 nie zmienił się także styl polityki zagranicznej prowadzonej przez ZSRR. Margaret Thatcher wielokrotnie mogła się przekonać jak bardzo nieprawdziwe były intencje Gorbaczowa dotyczące rozbrojenia. Z drugiej strony należy podkreślić, iż taki stan rzeczy leżał w interesie Wielkiej Brytanii. Ewentualne przyjęcie przez obydwa supermocarstwa radykalnych haseł rozbrojeniowych, godziły w brytyjski system odstraszania nuklearnego. Dlatego tak ważne dla Margaret Thatcher były ustalenia jakich dokonała z Ronaldem Reaganem w Camp Dawid w listopadzie 1986 r. W latach 1985-1986 kontakty między Wschodem i Zachodem nadal były zdominowane przez Waszyngton i Moskwę, czego najlepszym dowodem był szczyt w Rejkiawiku. Nie znaczy to jednak, że premier Thatcher była pozbawiona wpływu na relacje między wolnym i komunistycznym światem i nie mogła skutecznie bronić brytyjskiej racji stanu. Dzięki bardzo dobrym stosunkom Margaret Thatcher z prezydentem Stanów Zjednoczonych a także polityce rozmów z ZSRR, prowadzonych w dobie napięcia między Waszyngtonem i Moskwą, Wielkiej Brytanii wciąż udawało się utrzymać bardzo silną pozycję wśród innych państw Europy Zachodniej.

ROZDZIAŁ III: OD WIZYTY MARGARET THATCHER W MOSKWIE W MARCU 1987 ROKU DO REWIZYTY MICHAIŁA GORBACZOWA W LONDYNIE W KWIETNIU 1989 ROKU.

 

Oświadczenie z Camp David z listopada 1986 r. zostało zrozumiane w Moskwie jednoznacznie. Oznaczało ono dla Związku Sowieckiego konieczność dotrzymania kroku Stanom Zjednoczonym pracującym nad Inicjatywą Obrony Strategicznej Gorbaczow zdawał sobie sprawę ze słabości gospodarki swojego kraju i musiał szukać rozwiązań, które z jednej strony nie naruszyłyby prestiżu Związku Sowieckiego, z drugiej zaś uwolniły choć w części budżet kraju od olbrzymich wydatków na zbrojenia. Spotkanie premier Wielkiej Brytanii z Ronaldem Reganem podkreśliło jeszcze raz duży wpływ Margaret Thatcher na politykę Stanów Zjednoczonych w zasadniczych sprawach dotyczących Paktu Północnoatlantyckiego. M.Gorbaczow, starał się więc wykorzystać znajomość z premier Wielkiej Brytanii do rozreklamowania polityki „głasnosti” i „pierestrojki” i skłonienia zachodnich mężów stanu do nowego spojrzenia na Związek Sowiecki. Z punktu widzenia Sowietów wymiana poglądów z innymi liczącymi się przywódcami w Europie Zachodniej była niemożliwa lub mocno utrudniona i dlatego to właśnie Margaret Thatcher została zaproszona do złożenia oficjalnej wizyty w Moskwie w marcu 1987 r.

Strony-brytyjska i sowiecka-starannie przygotowywały się do pierwszego po dwunastu latach spotkania na szczycie. Pani premier 27 lutego 1987 r. zwołała kolejne seminarium w Chequers poświęcone Związkowi Sowieckiemu. Podsumowano na nim dwa lata rządów nowego Pierwszego Sekretarza KC KPZR i omówiono efekty i zakres  jego reform. Ich oceny wahały się od głębokiego sceptycyzmu aż po umiarkowany optymizm. Seminarium było tylko jednym z elementów przygotowań. Margaret Thatcher dokładnie przeanalizowała przemówienia Gorbaczowa dotyczące polityki zagranicznej i wewnętrznej ZSRR. Przez cały marzec spotykała się z ekspertami dostarczającymi jej informacje o Związku Sowieckim obejmujące m.in. stosunki panujące na linii KGB-armia-Gorbaczow[129].

Premier Thatcher wyraźnie określiła swoje spojrzenie na Rosję Gorbaczowa na posiedzeniu Centralnej Rady Partii konserwatywnej w Torquej:„(…) Z przemówień pana Gorbaczowa przebija wyraźne stwierdzenie, że system komunistyczny się nie sprawdza. Zamiast umożliwić dogonienie Zachodu powoduje, że zostaje on z tyłu. Słyszymy, że sowieccy przywódcy zaczęli używać innego języka. Pojawiły się u nich słowa, które my znamy od dawna „otwartość” i „demokracja”. Ale czy dla nich znaczą dokładnie to samo co dla nas ? Niektórzy z tych, którzy byli więzieni za swoje przekonania polityczne i religijne, znaleźli się na wolności. Ogromnie nas to cieszy. Jednak wielu nadal przebywa w więzieniu lub odmawia im się prawa do emigracji.(…) Kiedy w przyszłym tygodniu pojadę do Moskwy, by spotkać się z panem Gorbaczowem, moim celem będzie dążenie do pokoju opartego nie na iluzji czy uległości, ale na realizmie i sile.(…) Pokój oznacza koniec zabijania w Kambodży, koniec mordów w Afganistanie. Oznacza też wypełnienie obowiązków, które Związek Sowiecki z własnej woli zaakceptował ratyfikując w 1975 roku akt końcowy konferencji helsińskiej(…)”[130].

26 marca Margaret Thatcher przedstawiła w Izbie Gmin oficjalne stanowisko jakie miała zamiar zająć w czasie rozmów z Gorbaczowem. Za priorytetowe dla Wielkiej Brytanii uznała posiadanie niezależnej siły nuklearnej, której potencjał był nieporównywalny do sowieckiego. Oznaczało to, że rozmowy między Stanami Zjednoczonymi a Związkiem Sowieckim dotyczące rozbrojenia nie mogły obejmować broni posiadanej przez Wielką Brytanię. Margaret Thatcher zamierzała w Moskwie położyć duży nacisk na związek kontroli zbrojeń z kwestią łamanych w ZSRR praw człowieka a także na zakończenie wojny w Afganistanie. Miała także zamiar zażądać weryfikacji porozumienia w sprawie rakiet średniego zasięgu, które jej zdaniem powinno było objąć również zamrożenie arsenału sowieckiego i umożliwić Stanom Zjednoczonym zlikwidowanie nierównowagi korzystnej dla Sowietów. Pani premier nie przewidywała podpisania jakichkolwiek ważnych porozumień z Sowietami.

Strona sowiecka oczekiwała, iż rozmowy w Moskwie zdominowane zostaną przez problematykę wyścigu zbrojeń a także ogólną dyskusję nad możliwością współpracy w Europie i środkami zapobiegania groźbie wybuchu wojny nuklearnej. Obawiano się, że Margaret Thatcher powiąże kwestię ewentualnych porozumień w sprawie rakiet średniego zasięgu z broniami taktycznymi lub nawet konwencjonalnymi. Rzecz ciekawa, uznano premier Thatcher  za przedstawiciela Europy Zachodniej a nie tylko Wielkiej Brytanii. Do takiej roli Margaret Thatcher nie pretendowała mimo, iż na kilka dni przed wyjazdem do Moskwy spotkała się z prezydentem Francji F.Mitterandem i kanclerzem R.F.N H.Kohlem, z którymi konsultowała cel swojej wizyty. Margaret Thatcher oficjalnie odrzucała także rolę pośrednika między supermocarstwami i rzecznika prezydenta Reagana. Dzięki takiemu stanowisku dawała Sowietom sygnał do większego otwarcia i neutralizowała ostry ton wypowiedzi z Torquej[131].

Pięciodniowa wizyta premier Wielkiej Brytanii w Związku Sowieckim rozpoczęła się 28 marca 1987 r. W czasie jej trwania zachowano wprawdzie ścisły protokół dyplomatyczny, jednak Gorbaczow w swej kurtuazji wobec premier rządu brytyjskiego wkroczył daleko poza normalną kremlowską praktykę. Rozmowy toczone w czasie przerwy w przedstawieniu teatralnym czy na obiedzie u Gorbaczowów, były nie mniej ważne niż oficjalna część wizyty. Świadczyły one o zmianie formy ale częściowo także i treści życia wśród decydentów sowieckich. W swym pamiętniku Margaret Thatcher oddała atmosferę tamtych spotkań:„(…) Palący się jasnym płomieniem ogień w kominku oświetlał pokój, gdzie nad kawą i likierami rozważaliśmy sprawy tego świata. Dwukrotnie miałam możliwość przekonać się, że w Związku Sowieckim kwestionuje się stare marksistowskie dogmaty. Po raz pierwszy miało to miejsce przy okazji ożywionego sporu jaki wiedli ze sobą państwo Gorbaczowowie, który to dotyczył definicji klasy robotniczej.(…) Drugą oznakę stanowiła opowieść Gorbaczowa o planach zwiększenia dochodów obywateli, a następnie wprowadzenia opłat za publiczne usługi państwowe tj. służbę zdrowia czy edukację (…)”[132].

Ogromne znaczenie dla potwierdzenia tezy o pewnej otwartości „gorbaczowskiej Rosji”, miał także fakt, iż pozwolono pani Thatcher spotkać się z dysydentami żyjącymi w państwie sowieckim. A.Sacharow i inni opozycjoniści byli wielkimi zwolennikami reform Gorbaczowa. Zupełnie inaczej miała się rzecz z rosyjskimi Żydami. Prześladowani i dyskryminowani przez władze komunistyczne nie ukrywali swojego rozczarowania „pierestrojką”. Przykład Josifa Beguna, jednego z przywódców żydowskich więzionego przez sowiecki reżim, dowodzi jak daleki nawet od pozorów normalności był Związek Sowiecki w 1987 roku. Margaret Thatcher wiedziała jak marginalną rolę wśród mieszkańców ZSRR odgrywają nieliczni przeciwnicy komunizmu. Nie łudziła się także, że jej uczestnictwo we mszy, w tak symbolicznym jak Zagorsk miejscu może w minimalnym chociażby stopniu, przyczynić się do odnowy życia duchowego w komunistycznej Rosji. Większość hierarchów kościoła prawosławnego kolaborowała z ateistycznym systemem. Zapalona przez panią premier świeca na intencję „pokoju, wolności i sprawiedliwości” była tylko polityczną manifestacją poglądów dotyczącą nieprzestrzegania praw człowieka w Związku Sowieckim. Została ona zauważona jedynie przez władze; w biernym społeczeństwie nie znalazła żadnego zrozumienia[133].

Margaret Thatcher dopiero 30 marca czyli trzeciego dnia pobytu w Moskwie przystąpiła do oficjalnych rozmów z M.Gorbaczowem. Ich początek nie zapowiadał tego, że będą jednymi z najważniejszych dyskusji lat osiemdziesiątych. Strona sowiecka chciała skupić się na omówieniu problemu redukcji broni nuklearnej w Europie. Stało się jednak inaczej. Gorbaczow, który wytknął pani premier prowokacyjne jego zdaniem przemówienie z posiedzenia Centralnej Rady Partii Konserwatywnej w Torquej, wywołał polemikę wykraczającą daleko poza zakres kwestii rozbrojenia. Zarzuty pierwszego sekretarza KC KPZPR spotkały się z twardym opisem agresywnej polityki zagranicznej jaką prowadził Związek Sowiecki. W mniemaniu premier Thatcher nie było w ciągu dwóch lat sprawowania rządów przez Gorbaczowa przesłanek, które pozwoliłyby wierzyć w to, że Sowieci porzucili pokusę zapewnienia komunizmowi światowej dominacji, czego dowodem pozostawała nierozstrzygnięta sprawa afgańska. Nie zmieniały tego obrazu reformy przeprowadzane wewnątrz państwa sowieckiego. Margaret Thatcher atakowała Gorbaczowa także w związku z sowieckim ustawodawstwem dotyczącym emigracji i dysydentów. Gorbaczow w zamian przytoczył przykłady łamania praw człowieka w Wielkiej Brytanii, zwłaszcza w Irlandii Północnej. Poza tym bardzo wyraźnie dał do zrozumienia swojej rozmówczyni, iż nie będzie tolerował wtrącania się w wewnętrzne sprawy kraju[134].

Dla właściwej oceny rozmów premier Wielkiej Brytanii i przywódcy Związku Sowieckiego daleko mniej istotne są różnice zdań w rozumieniu praw człowieka czy znaczenia kontroli zbrojeń, które w tamtym czasie były oczywiste. Natomiast bardzo ciekawa i znacząca wydawała się ogólna dysputa filozoficzna na temat zalet i wad: komunizmu i kapitalizmu. Każda ze stron, co jest zrozumiałe, musiała uznać prawo do rozwoju swojego systemu politycznego, pozostając wierna wyznawanym przez siebie ideałom. Jednak sam fakt zaistnienia takiego dialogu na najwyższym szczeblu dowodził otwarcia Gorbaczowa i jego umiejętności słuchania argumentów adwersarza stojącego na przeciwległym biegunie światopoglądowym.

Interesująca jest także relacja pani premier opisująca w kontekście dyskusji o zbrojeniach stan ducha Sekretarza Generalnego KC KPZR: „(…) Gorbaczow wiedział, że na Zachodzie za rzecz oczywistą uznawano, iż Związek Sowiecki będzie musiał dokonać redukcji w swoim budżecie wojskowym aby finansować rozwój cywilnej gospodarki i dlatego Sowietom zależało na porozumieniach rozbrojeniowych. Był zmartwiony i jednocześnie przewrażliwiony na punkcie tego, że jest tak przez Zachód poniżany.”[135].

Wieczorem 30 marca, na obiedzie wydanym na cześć pani Thatcher na Kremlu, oboje przywódcy wygłosili oficjalne przemówienia. Pisane znacznie wcześniej wyraźnie kolidowały w swej wymowie z przyjazną atmosferą toczonej tamtego dnia dyskusji. Gorbaczow odrzucił punkt po punkcie krytykę Sowieckiej polityki wewnętrznej i zagranicznej. Uznał politykę „odstraszania nuklearnego” za złą i niemoralną w odpowiedzi na zdecydowany zamiar utrzymania tych sił przez Wielką Brytanię jako podstawy do zachowania pokoju. Nazwał niepoważną próbę powiązania postępu w dziedzinie kontroli zbrojeń z przestrzeganiem przez Związek Sowiecki praw człowieka. Sięgnął przy tym po arsenał środków wypracowanych przez komunistyczną propagandę, która język zapełniała eufemizmami zacierającymi skutecznie znaczenie słów a dzięki temu także proporcje zdarzeń. „(…) Jesteśmy gotowi mówić tak głośno, aby słyszeli nas bezrobotni, bezdomni i prowadzący nędzne życie, bici przez policję i ograniczeni w prawach, ci których godność poddana jest dyskryminacji tylko za kolor skóry, żeby nas słyszały związki zawodowe, którym odbierają prawo do obrony swoich członków (…)”. Gorbaczow odrzucił wezwanie Margaret Thatcher do wycofania wojsk sowieckich z Afganistanu i oskarżył „niektóre siły na Zachodzie” o to, iż są zainteresowane jedynie torpedowaniem szans politycznego rozwiązania kwestii afgańskiej. Obciążył także państwa zachodnie odpowiedzialnością za konflikty regionalne: „(…) popatrzmy na Nikaraguę, Bliski Wschód- tam wchodzą w grę dolary i opłacani nimi najemnicy (…)”. Żądanie Margaret Thatcher by porozumieniu o likwidacji eurorakiet towarzyszyło zamrożenie rakiet krótkiego zasięgu było dla pierwszego sekretarza „(…) uniemożliwianiem dokonania redukcji zbrojeń poprzez stawianie nowych warunków (…)”. Całe przemówienie Gorbaczowa poprzekładane było gęsto propagandową „papką”, często agresywną w swej wymowie. Kryły się za nią jednak kompleksy i obawy o prestiż swojego kraju i żywotność idei komunizmu:„(…) potrzebujemy pokoju by rozwiązywać problemy ludzi radzieckich. Nie jest to oznaką słabości ZSRR czego doszukują się ludzie zachodu żądając ustępstw. To duży błąd. (…) Ustrój socjalistyczny nieraz wykazywał przewagę zalet nad kapitalizmem i nie jest to bałwochwalstwo a realia (…) Pierestrojka jest nową jakością ustroju ZSRR i kultury duchowej narodu (…)”[136].

Dużo bardziej stonowane było przemówienie premier Wielkiej Brytanii . Głównym wątkiem wystąpienia Margaret Thatcher była sprawa większego zaufania między krajami Wschodu i Zachodu, które uzależniła m.in. od dotrzymania przez Związek Sowiecki zobowiązań w kwestii praw człowieka: „(…) zakres w jakim rząd sowiecki spełni swe zobowiązania jakie dobrowolnie przyjął podpisując Akt Końcowy z Helsinek, określi na ile kraje i inne narody będą miały zaufanie do przedsięwzięć jakie Związek Sowiecki podejmuje, na przykład w dziedzinie kontroli zbrojeń (…)”. I dalej „(…) im większa będzie wasza gotowość uwalniania więźniów sumienia i zezwalania tym, którzy tego pragną opuszczać swobodnie wasz kraj, a powitaliśmy te kroki, które już podjęliście z zadowoleniem, tym większa będzie gotowość na Zachodzie, aby uwierzyć, że pokojowe i przyjacielskie stosunki ze Związkiem Sowieckim mogą być utrzymane i poszerzone (…)”. Co do kwestii wojny w Afganistanie, Margaret Thatcher stwierdziła, iż: „(…) gotowość Związku Sowieckiego do wycofania swych wojsk z Afganistanu w możliwie najkrótszym czasie po to, aby naród afgański mógł skorzystać ze swego prawa do samookreślenia, będzie mieć istotne znaczenie nie tylko dla przyszłości Afganistanu. Spowoduje to także zmianę waszego wizerunku na Zachodzie, gdzie zadawane jest pytanie o to czy można wam ufać, czy też trzeba was się wciąż obawiać (…)”. Premier Wielkiej Brytanii  uznała także wypowiedzi Gorbaczowa dotyczące „mesjanizmu sowieckiego” czyli walki o triumf komunizmu na świecie, za zagrożenie dla zachodnich społeczeństw. Dosyć zręcznie Margaret Thatcher wplotła do swojego przemówienia wiele uwag, z których wynikało, iż nie jest „rzecznikiem” prezydenta Reagana. Po raz pierwszy publicznie właśnie w Moskwie wyraziła wątpliwości co do wartości programu Inicjatywy Obrony Strategicznej. Zdystansowała się także od najskrajniejszych postulatów warunkujących redukcję pocisków średniego zasięgu od sprawy pocisków krótkiego zasięgu. Dała jednocześnie do zrozumienia, że działania Związku Sowieckiego w sprawie broni chemicznej są zbyt powolne. Ważna dla Sowietów była także propozycja Margaret Thatcher żeby przyjąć terminarz, w którym uwzględniono by realizację planowanych wówczas programów badawczych super mocarstw, dotyczących ewentualnego rozmieszczenia systemów obrony przeciwrakietowej[137].

Rozmowy prowadzone 30 marca 1987 roku nie przyniosły żadnych istotnych decyzji. Dziewięciogodzinne spotkanie Gorbaczowa i Thatcher i oficjalne oświadczenia na Kremlu podkreśliły ogrom sprzeczności interesów Wielkiej Brytanii i Związku Sowieckiego. Udowodniły jednak potencjalną możliwość odprężenia w stosunkach Wschód-Zachód, mającą swoje uzasadnienie przede wszystkim w osobowości Gorbaczowa, którego dla Zachodu „odkryła” premier Thatcher.

Pobyt Margaret Thatcher w Moskwie był ważny dla dwustronnych stosunków brytyjsko-sowieckich. Ministrowie spraw zagranicznych obydwu krajów podpisali porozumienia dotyczące połączenia teleksowego, czyli tzw. gorącej linii między Kremlem a siedzibą premiera Wielkiej Brytanii przy Downing Street 10, a także porozumienie o rozwoju i współpracy w dziedzinie badań przestrzeni kosmicznej, terenów pod budowę nowych ambasad w Moskwie i Londynie oraz w sprawie rozwoju wymiany kulturalnej i współpracy gospodarczej i handlowej[138]. Były to jedyne konkretne rezultaty wizyty premier Thatcher w Moskwie. Nie one jednak świadczyły o jej wyjątkowości.

31 marca Margaret Thatcher udzieliła wywiadu moskiewskiej telewizji. Gorbaczow wyraźnie pozwolił na to by media sowieckie szeroko komentowały przebieg całej wizyty. Nagrany wywiad został wyemitowany przez moskiewską telewizję, co było rzeczą niezwykłą, nawet jeżeli weźmiemy pod uwagę popieraną przez Gorbaczowa politykę „ograniczonej otwartości” w środkach masowego przekazu. Rozmawiając z trzema sowieckimi dziennikarzami premier rządu brytyjskiego ponownie zakwestionowała sowieckie „oddanie” dla sprawy pokoju i rzuciła wyzwanie stanowisku Kremla, jakoby sowieckie rakiety SS-20 zostały rozmieszczone dopiero w odpowiedzi na amerykańskie rakiety średniego zasięgu w Europie.: „(…) Nie rozumiem dlaczego koncentrujecie się jedynie na usunięciu broni nuklearnej. Nie możemy ignorować tego, że nikt inny tylko wy lekceważycie fakt, że wy pierwsi rozmieściliście rakiety nuklearne SS-20 (…)”. Margaret Thatcher zwróciła również uwagę na fakt, iż na terenie Związku Sowieckiego znajdowało się więcej broni jądrowej niż w jakimkolwiek innym kraju; przypomniała o olbrzymiej dominacji Sowietów w dziedzinie broni nuklearnej, chemicznej i antybalistycznej. Przy wszystkich zastrzeżeniach poparła jednak reformy Gorbaczowa: „(…) Uważam, że nowe propozycje waszego przywódcy takie jak: bardziej otwarte społeczeństwo, nowe bodźce, przebudowa, są najbardziej podniecające jakie usłyszałam od bardzo długiego czasu. Uważam, że jest to fantastyczne wyzwanie (…)”. Mimo tego, iż audycja telewizyjna została nadana o godzinie 23, a wielu z punktu widzenia reżimu prowokacyjnych zdań nie przetłumaczono na język rosyjski, trudno przecenić jej znaczenie. Z całą pewnością można założyć, że nigdy wcześniej telewizja w Związku Sowieckim nie zrobiła czegoś podobnego, nie próbowała przestać kłamać[139]. 1 kwietnia po krótkim pobycie w stolicy Gruzji Tibilisi, premier Wielkiej Brytanii wróciła do swojego kraju.

2 kwietnia 1987 roku Margaret Thatcher na forum Izby Gmin zdała relację ze swojego pięciodniowego pobytu w Związku Sowieckim. Uwaga ogromnej większości brytyjskich obserwatorów życia politycznego przez te kilka dni skupiona była na Moskwie. Media brytyjskie otrzymywały dokładne informacje z przebiegu rozmów. Mimo to oczekiwano na podsumowanie przez premier Thatcher wizyty, która chociaż nie przyniosła porozumień rozwiązujących jakiekolwiek problemy dzielące Wschód i Zachód, zmieniła jednak powszechnie obowiązujący w Wielkiej Brytanii stereotyp przywódcy Związku Sowieckiego, a co za tym idzie także i wizerunek komunistycznego państwa.

Główną tezą przemówienia parlamentarnego premier Thatcher, przy podkreśleniu wszystkich rozbieżności między Wschodem i Zachodem, było uznanie ogromnej, fundamentalnej wagi jej wizyty w Moskwie, która „(…) mogłaby oznaczać punkt zwrotny w historii (…)”. Taka ocena spotkania z Gorbaczowem jest zrozumiała z punktu widzenia interesu politycznego premier Wielkiej Brytanii. Nie mogła ona jednak zmienić ówczesnych realiów polegających na tym, że przyszłość kontroli zbrojeń miała być rozstrzygnięta przez Związek Sowiecki  i Stany Zjednoczone przy ograniczonym udziale Wielkiej Brytanii, a sukces reform Gorbaczowa zależał przede wszystkim od jego determinacji. Słusznie Margaret Thatcher w dalszej części swojego sprawozdania zauważyła, że „(…) po raz pierwszy od siedemdziesięciu lat tj. od czasu rewolucji, kierownictwo w Związku Sowieckim doszło do przekonania, że tamtejszy system w jego obecnym kształcie nie funkcjonuje (…)”. ale wynik reform nie musiał, jak chciała pani premier w marcu 1987 roku, „(…) doprowadzić do bardziej otwartego społeczeństwa, większego podziału odpowiedzialności i poprawy sytuacji gospodarczej (…)”. Bardzo trafnie Margaret Thatcher podsumowała kwestię afgańską: „(…) jest całkiem jasne, że Związek Sowiecki chciałby wycofać blisko 115 tysięcy swych żołnierzy, ale jest również jasne, że nie wie jak to zrobić (…)”[140]. Przy wszystkich zastrzeżeniach co do przejaskrawienia znaczenia wizyty w Moskwie, nie ulega wątpliwości, iż była ona osobistym sukcesem premier Wielkiej Brytanii. Przyczyniła się do polepszenia i tak bardzo poprawnych stosunków z Gorbaczowem i większego zrozumienia między obojgiem przywódców. Nie doprowadziła jednak do zmiany polityki zagranicznej Wielkiej Brytanii wobec Związku Sowieckiego. Margaret Thatcher utwierdziła się w przekonaniu: „(…) że leży w naszym tj. Zachodu interesie zachęcać i popierać kurs podjęty przez Gorbaczowa (…)”[141].

Dla sowieckiej racji stanu było to stanowisko bardzo ważne. Gorbaczow uważał Margaret Thatcher za zachodniego przywódcę, z którym dialog był: „(…) owocny i wzajemnie korzystny (…)”, czyli leżał w interesie Związku Sowieckiego. „(…) Uważamy [tj. „my władza sowiecka” przyp. M.A.] ją za bardzo inteligentną kobietę, która aczkolwiek ulega pewnym przesądom w odniesieniu do naszego kraju, jest otwarta na poważną dyskusję i gotowa zmodyfikować swe poglądy w zależności od faktów (…)”[142].

Odrzucenie przez Margaret Thatcher tezy podtrzymywanej przez wielu zachodnioeuropejskich konserwatystów, iż modernizacja Związku Sowieckiego będzie oznaczać większe zagrożenie dla Zachodu, wzmacniało pozycję Gorbaczowa na arenie międzynarodowej, a co za tym idzie i wewnątrz kraju wbrew części partyjnego „betonu”.

Dla Gorbaczowa najważniejszą rzeczą w odniesieniu do polityki wschodniej Wielkiej Brytanii było zdefiniowanie przez premier Thatcher charakteru poparcia dla reform w Związku Sowieckim. Pierwszy sekretarz KC KPZR nie łudził się co do elastyczności światopoglądu premier Zjednoczonego Królestwa. W czasie spotkania z premierem Zimbabwe Robertem Mugabe w czerwcu 1987 roku, nazwał premier Thatcher „upartym dogmatykiem” wierzącym, że kapitalizm stanowi najwyższy stopień rozwoju cywilizacji. Jej politykę zagraniczną uznał za kontynuację filozofii Churchila ogłoszoną w przemówieniu fultońskim. Takie stanowisko świadczy o rozbieżności ocen stosunków sowiecko-brytyjskich wyrażanych bezpośrednio po spotkaniu z Margaret Thatcher i tych formułowanych z krótkiej perspektywy w obecności osób oczekujących od Gorbaczowa ciągłości polityki państwa marksistowsko-leninowskiego. Ich przyczyn należy szukać po pierwsze w niepewności Gorbaczowa co do możliwości poparcia przez Margaret Thatcher propozycji dotyczących kontroli zbrojeń, po drugie należy pamiętać o niesprecyzowanej nigdy przez Gorbaczowa wizji państwa sowieckiego po zrealizowaniu postulatów „głasnosti” i „pierestrojki”[143].

Jednocześnie zmienił się sposób opisywania, a co za tym idzie, i rozumienia Wielkiej Brytanii w prasie sowieckiej. Po wizycie premier Thatcher w Moskwie spojrzenie na Zjednoczone Królestwo wydawało się być bardziej obiektywne. Ekonomiczną politykę Thatcher pozbawiano miana sukcesu bardzo długo, ale sama premier bywała pokazywana w korzystnym świetle. Jako przykład zmian można podać też dosyć rzeczową dyskusję na łamach pism naukowych zajmujących się problematyką międzynarodową. W tym samym czasie publikacja plenum KC KPZR z 1987 roku miała stereotypową treść i temat „Apartheid-brytyjski styl”[144].

Probierzem stosunków brytyjsko-sowieckich w 1987 roku była przede wszystkim kwestia finalizacji układu INF (Intermediate–Range Nuclear Forces), dotyczącego pocisków nuklearnych średniego zasięgu znajdujących się w arsenałach Związku Sowieckiego i Stanów Zjednoczonych. Thatcher uważała, iż warunkiem wstępnym do zawarciu traktatu INF powinno być porozumienie o podjęciu rokowań w sprawie pocisków krótkiego zasięgu. W kwietniu 1987 r. Moskwa poczyniła ustępstwo wobec Stanów Zjednoczonych i zgodziła się na łączenie problemu broni średniego i krótkiego zasięgu. Propozycja Gorbaczowa wyszła więc naprzeciw oczekiwaniom państw NATO. Wydaje się, iż premier Thatcher była zaskoczona takim tokiem wydarzeń. Bardzo szybko wyraziła też niepokój o zasięg redukcji broni atomowej Zachodniego Sojuszu, w sytuacji gdy Związek Sowiecki zachowywał ogromną przewagę w broni konwencjonalnej. Nie znalazł on odbicia w czasie kampanii wyborczej w maju 1987 r. W jej trakcie premier Thatcher ponownie wyraziła nadzieję na zmiany w stosunkach międzynarodowych związane z reformami Gorbaczowa. Torysi postulowali w swym programie wyborczym dążenie do :

–  eliminacji pocisków jądrowych średniego zasięgu w Europie i w miarę możliwości w skali światowej

–  uzgodnionych ograniczeń wobec pocisków krótkiego zasięgu

–  50% redukcji strategicznych pocisków jądrowych

–  globalnego zakazu broni chemicznej

Podkreślono wagę Zjednoczonego Królestwa w kształtowaniu polityki międzynarodowej i wykorzystano nie po raz pierwszy do celów propagandowych wizytę Margaret Thatcher w Moskwie. Należy jeszcze raz podkreślić, iż konserwatyści nie akcentowali przy tym obaw co do sowieckiej polityki zagranicznej[145].

Nie znajdziemy także nowych elementów dotyczących polityki międzynarodowej Wielkiej Brytanii w mowie tronowej Elżbiety II z czerwca 1987 r[146]. Takie stanowisko rządu Zjednoczonego Królestwa wynikało przede wszystkim z braku wystarczających przesłanek do wypracowania jakiejś nowej polityki wschodniej. Margaret Thatcher musiała czekać na rozstrzygnięcia w sprawie INF i jednocześnie obserwować efekty posunięć Gorbaczowa wewnątrz ZSRR.

W lipcu 1987 r. Thatcher złożyła wizytę w Stanach Zjednoczonych. Wyraziła tam niezachwiane zaufanie do prezydenta Reagana. W kontekście afery „Irangate” nie było to bez znaczenia. Z wypowiedzi jakie tam wygłaszała można wnioskować, iż przez poparcie dla reform w Związku Sowieckim rozumiała nie jakikolwiek nowy program działań lecz raczej dopatrzenie tego, aby zrealizowano to co było przedmiotem rokowań. Można więc stwierdzić, że premier Thatcher akceptowała zmiany zachodzące w Związku Sowieckim występując jednocześnie z pozycji chłodnego obserwatora i bardzo twardego negocjatora. Margaret Thatcher postulowała w Waszyngtonie konieczność powstrzymania rozmów dotyczących broni krótkiego zasięgu; zaproponowała także szereg posunięć wzmacniających zachodnioeuropejski potencjał nuklearny. Premier Wielkiej Brytanii uznała siły krótkiego zasięgu za najważniejszy element zachodniego systemu odstraszania nuklearnego[147]. Takie stanowisko doprowadziło do ogromnych kontrowersji w ramach NATO, przyczyniło się także do ochłodzenia stosunków na linii Londyn-Moskwa[148].

W październiku 1987 r. pojawiły się pierwsze zapowiedzi zmiany akcentów w polityce wschodniej Margaret Thatcher. Na zjeździe partii konserwatywnej część torysów uznała politykę Reagana za pasmo ustępstw wobec Związku Sowieckiego. Podkreślono tam też potrzebę wzmocnienia własnego systemu nuklearnego. W podsumowaniu zjazdu premier Thatcher poparła ponownie reformy Gorbaczowa. Jednocześnie jednak wyraziła nieufność co do polityki zagranicznej Związku Sowieckiego[149].

We wrześniu 1987 r. sowieckie ministerstwo spraw zagranicznych zapowiedziało wycofanie wojsk Armii Czerwonej z Afganistanu. Było to jedno z najważniejszych postanowień Gorbaczowa w czasie sprawowania jego rządów. Moskwa zgodziła się także na odstąpienie od łączenia kwestii układu INF i amerykańskiego systemu obrony przeciwrakietowej SDI. Związek Sowiecki nadal jednak uzależniał podpisanie porozumienia START (dotyczącego rakiet dalekiego zasięgu i strategicznej broni nuklearnej) od rozwiązania problemu tzw. wojen gwiezdnych. Gorbaczowowi bardzo potrzebne było jednak uznanie Zachodu i spokój w stosunkach z innymi państwami, by przełamać opór w kraju wobec coraz poważniejszych zmian, jakie zamierzał wprowadzić. Sekretarz Generalny i jego najbliżsi współpracownicy w Biurze Politycznym zdawali sobie sprawę, że muszą przedsięwziąć konkretne kroki w celu przebudowania zrujnowanej gospodarki sowieckiej. Ustępstwa Gorbaczowa stanowiły najważniejszy powód do zwołania spotkania na szczycie, które odbyło się w Waszyngtonie w dniach 7-10 grudnia 1987 r.[150]. W jego konsekwencji podpisano układ o likwidacji rakiet średniego zasięgu[151].

7 grudnia 1987 r. doszło w Brize Norton do dwugodzinnego spotkania premier Thatcher i Sekretarza Generalnego KC KPZR. Gorbaczow zatrzymał się w Wielkiej Brytanii udając się na szczyt waszyngtoński. Jego wizyta była gestem szacunku dla Margaret Thatcher i jej roli w zainicjowaniu rozmów rozbrojeniowych między Wschodem a Zachodem. Na terenie Zjednoczonego Królestwa i czterech innych państw NATO znajdowały się podlegające eliminacji bronie jądrowe średniego zasięgu. Premier Thatcher nie mogła w grudniu 1987 roku wycofać swojego poparcia dla układu INF. Takie stanowisko przekazała Gorbaczowowi. Rozmowa między obojgiem przywódców skupiła się wokół układu START a także kwestii wycofania wojsk sowieckich z Afganistanu i przestrzegania praw człowieka w ZSRR. Co do żadnego z wymienionych problemów nie osiągnięto porozumienia. Gorbaczow zdawał sobie sprawę z pozycji premier Thatcher wśród zachodnich przywódców. Zbliżająca się zmiana na urzędzie prezydenta Stanów Zjednoczonych oznaczała, że sprawująca trzecią kadencję władzę premier Wielkiej Brytanii była instytucją, której nie można było pominąć przy rozstrzygnięciach problemów dzielących Wschód i Zachód [152].

Margaret Thatcher wyraziła zadowolenie z postanowień waszyngtońskich. Podpisanie układu INF stawiało jednak pod znakiem zapytania skuteczność brytyjskiego systemu nuklearnego. Pojawiła się więc kwestia kompensacji dla państw, które miały utracić amerykański parasol nuklearny. Premier Wielkiej Brytanii nie chciała rezygnować z zasady „skutecznego odstraszania”. Z tego powodu już „nazajutrz” po porozumieniu Reagana i Gorbaczowa w Waszyngtonie, Margaret Thatcher zaczęła promować tezę o potrzebie modernizacji broni nuklearnej pozostającej w dyspozycji NATO. Biorąc pod uwagę odprężenie na linii Moskwa–Waszyngton, ta propozycja musiała spotkać się z ostrą reakcją Gorbaczowa [153].

Premier Thatcher począwszy od zjazdu partii konserwatywnej coraz ostrzej krytykowała Sowietów, których polityka zagraniczna i obronna, jej zdaniem, nie nadążały za zmianami wewnętrznymi. Taka ocena sytuacji nie była jednak prawdziwa. Ustępstwa Gorbaczowa wobec Stanów Zjednoczonych były rzeczywiste. Tymczasem polityka wewnętrzna Sekretarza Generalnego nie miała jeszcze w 1987 roku cech radykalnie zmieniających rzeczywistość sowiecką. Interes Wielkiej Brytanii zmusił Margaret Thatcher do posługiwania się „sowieckim straszakiem”. Kulminacją tej polityki  było wystąpienie premier Thatcher na posiedzeniu rady NATO w lutym 1988 r., gdzie Margaret Thatcher postawiła kilka tez, które przypominały „zimnowojenną” atmosferę przełomu lat 1983–1984. Po pierwsze stwierdziła, że Związek Sowiecki stanowi zagrożenie dla Zachodu, które ignorować można tylko na własne ryzyko. Następnie podkreśliła potrzebę utrzymania przez Zachód przewagi technicznej nad Układem Warszawskim. Z tej przesłanki wnioskowała o wadze jaką dla państw NATO miały amerykańskie plany dotyczące tzw. wojen gwiezdnych. Na koniec zaś uznała dalsze rokowania w sprawie redukcji broni nuklearnych za dopomaganie Związkowi Sowieckiemu w osiągnięciu jego celu, jakim była jej zdaniem, denuklearyzacja Europy ustępującej Sowietom pod względem ilości broni konwencjonalnej. Deklaracja końcowa szczytu NATO poparła tezę Margaret Thatcher o konieczności modernizacji broni krótkiego zasięgu. Odrzucono jednak sprzeciw premier Wielkiej Brytanii wobec dalszych redukcji zasobów nuklearnych [154].

Premier Zjednoczonego Królestwa chciała utrzymać pozycję najważniejszego obok ustępującego Reagana polityka Zachodu i jednocześnie wymóc na oponentach w NATO poparcie dla swojej polityki. Wystąpienie brukselskie Margaret Thatcher było jednak bardzo ryzykowne. Premier Wielkiej Brytanii wiedziała, iż Gorbaczow nie mógł na początku 1988 r. pozwolić sobie na redukcje sowieckich sił konwencjonalnych. Jednocześnie dalsze postępy w rozmowach dotyczących broni jądrowych mogły oznaczać dla sowieckiego przywódcy „być albo nie być” w walce z partyjnym „betonem”. Sposób w jaki Margaret Thatcher broniła interesu Wielkiej Brytanii stawiał pod znakiem zapytania jej dobre stosunki z Gorbaczowem; mógł się on także przyczynić do zdyskredytowania Sekretarza Generalnego w Związku Sowieckim.

W tym samym czasie minister spraw zagranicznych Wielkiej Brytanii G.Howe złożył trzydniową wizytę w Moskwie. W jej trakcie poruszył sprawę Afganistanu, kwestię kontroli zbrojeń, konfliktów regionalnych, praw człowieka i w końcu dwustronnych stosunków brytyjsko-sowieckich. G.Howe zaapelował do Gorbaczowa o 50% redukcję arsenałów broni strategicznej wielkich mocarstw. Zażądał też zmniejszenia ogromnej przewagi armii sowieckiej w siłach konwencjonalnych. Przypomniał jednocześnie Sowietom o oczekiwaniach Zachodu dotyczących broni chemicznej. G.Howe obwiniał Sowietów o blokowanie rozmów wiedeńskich dotyczących redukcji sił zbrojnych i zbrojeń w Europie poprzez odmowę uznania: „(…) poważnej przewagi w dziedzinie broni konwencjonalnej ze strony Układu Warszawskiego (…)”. Minister spraw zagranicznych Wielkiej Brytanii wezwał też Sowietów o większą otwartość co do danych na temat stanu ich broni konwencjonalnej i chemicznej. Postawa G.Howe’a była ofensywna i wyprzedzająca oskarżenia Sowietów o obchodzenie przez Brytyjczyków układu INF. Wymowny charakter miały spotkania Howe’a z dysydentami sowieckimi, których gościł w ambasadzie brytyjskiej. Wizyta Howe’a w Moskwie współgrała z ówczesnymi wypowiedziami premier Thatcher[155].

Wyciszenie akcentów antysowieckich w polityce wschodniej Wielkiej Brytanii przyniosło dopiero spotkanie Reagana i Gorbaczowa w Moskwie w maju 1988 roku. 8 lutego ogłoszono, że 15 maja ZSRR zacznie wycofywać się z Afganistanu. 14 kwietnia 1988 roku w Genewie ministrowie spraw zagranicznych ZSRR i Stanów Zjednoczonych podpisali porozumienie dotyczące Afganistanu i Pakistanu. Obie strony zobowiązały się nie interweniować w Afganistanie. Porozumienia genewskie nie mówiły nic na temat sowieckich i amerykańskich dostaw zbrojeń dla walczących stron. 28 maja 1988 roku Prezydium Rady Najwyższej ZSRR jednomyślnie ratyfikowało układ INF. Nastąpiło to dzień po ratyfikacji traktatu przez.. senat amerykański. Wizyta Reagana w Moskwie w końcu maja 1988 roku odbywała się więc w atmosferze odprężenia. Świadczyła też, iż polityka Gorbaczowa cieszy się aprobatą Zachodu. Najważniejszym rezultatem szczytu była kontynuacja dialogu między dwoma supermocarstwami. Głównym jego celem było nadanie spotkaniom sowiecko-amerykańskim bardziej regularnego charakteru i przybliżenie końca zimnej wojny. Z tego punktu widzenia konferencja była sukcesem. Nie dokonano jednak konkretnych postępów w rozmowach rozbrojeniowych[156].

2 czerwca 1988 roku prezydent Reagan przybył do Londynu. W swoim przemówieniu z 3 czerwca podkreślił rolę Margaret Thatcher w zwycięskiej jego zdaniem „krucjacie na rzecz wolności”. Premier Wielkiej Brytanii była zadowolona, że pobyt Reagana w Moskwie był okazją do zademonstrowania zachodniego poparcia dla wysiłków sowieckiego przywódcy[157].

Relacje Reagana i analiza zmian wewnątrz ZSRR sprawiły, iż Margaret Thatcher zaprzestała ataków na politykę Gorbaczowa. W jednym z dokumentów wydanym w czerwcu 1988 roku przez brytyjskie ministerstwo obrony, zamieszczono następującą ocenę działań Moskwy : „(…) Zaczynamy wreszcie dostrzegać oznaki zmian w ZSRR odzwierciedlane też i w Europie Wschodniej (…) bardziej pragmatyczna, mniej agresywna polityka zagraniczna powinna uczynić z ZSRR mniej niedogodnego sąsiada (…) aczkolwiek byłoby nierozważne polegać na tym, iż zmiana w postawie ZSRR utrzyma się, perspektywa taka jest wyzwaniem jakie Zachód musi przyjąć (…)”[158].

8 czerwca 1988 roku przybył do Londynu osobisty wysłannik Gorbaczowa ambasador Oleg Griniewski. Miał on poinformować premier Thatcher o wszystkich aspektach spotkania sowieckiego przywódcy z prezydentem Stanów Zjednoczonych w Moskwie. Ta „nieortodoksyjna” w sensie dyplomatycznym wizyta, była dowodem ponownego ocieplenia w stosunkach Londynu i Moskwy. Pobyt Griniewskiego w Londynie był odpowiedzią na wcześniejszy o kilka dni gest Margaret Thatcher, która przesłała na ręce Gorbaczowa list z gratulacjami w związku z moskiewskim szczytem. Premier Wielkiej Brytanii złożyła też Sekretarzowi Generalnemu życzenia przed konferencją partyjną KPZR, która odbyła się pod koniec czerwca[159]. Udzieliła również wywiadu sowieckiej telewizji. Powiedziała w nim m.in.: „(…) Myślę, że zwiększona liczba kontaktów, która jest czymś stosunkowo nowym, dobrze rokuje narodom krajów przez nas reprezentowanych.(…) Czas negatywnych podejść w stosunkach Wschód-Zachód już minął. Nadszedł teraz czas pozytywny, czas nadziei (…)”[160].

Jednocześnie Margaret Thatcher musiała wsłuchiwać się w głos partyjnych kolegów zalecających dystans w stosunku do reform Gorbaczowa. Na zjeździe Partii Konserwatywnej ponownie wygłosiła przemówienie, w którym znalazła się porcja nieufności wobec Gorbaczowa. „(…) Wielka Brytania nie może pozwolić sobie na odprężenie. Czas wielkich przemian jest bowiem także, zwłaszcza w Europie Wschodniej, czasem wielkiej niepewności. Zachód musi być dziś, bardziej niż kiedykolwiek, zjednoczony i gotowy do obrony(…)”[161].

W październiku 1988 roku premier Wielkiej Brytanii sprecyzowała nowe zasady kierujące polityką wschodnią Zjednoczonego Królestwa. Postulowała w nich:

–  negocjowanie porozumień w dziedzinie kontroli zbrojeń w sposób twardy, ostrożny, przy utrzymaniu przez cały czas niezbędnego potencjału obrony;

–  wywieranie presji na Związek Sowiecki w kwestii praw człowieka, które z uwagi na Akt Końcowy KBWE nie były sprawą wewnętrzna Związku Sowieckiego;

–  dalsze rozwijanie kontaktów politycznych między ZSRR a Wielką Brytanią i popieranie Gorbaczowa w jego działalności reformatorskiej;

–  rozwijanie kontaktów międzyludzkich ( podróże do ZSRR, porozumienia o wymianie międzyszkolnej, rozszerzanie kontaktów kulturalnych itd.);

–  podejmowanie decyzji umożliwiających udzielanie kredytów dla zwiększenia handlu z ZSRR ;

–  uznanie potrzeby powołania spółek z mieszanym kapitałem sowiecko-brytyjskim;

–  pełne docenienie doniosłości faktu, iż pięciu stałych członków Rady Bezpieczeństwa współdziała ze sobą w ONZ przyczyniając się do rozwiązywania konfliktów regionalnych;[162].

Thatcher coraz częściej wyrażała zadowolenie z celów do jakich dążył Gorbaczow. W końcu 1988 roku przestała naciskać Sekretarza Generalnego w sprawie dalszych redukcji sowieckiego potencjału nuklearnego. Podkreślała jednocześnie dysproporcje w ilości broni konwencjonalnej pozostającej w dyspozycji Układu Warszawskiego i państw Europy Zachodniej. Mocno skrytykowała plany zwołania w Moskwie międzynarodowej konferencji poświęconej prawom człowieka. W styczniu 1989 roku zapowiedziała jej bojkot w razie niespełnienia przez Gorbaczowa postawionych mu przez nią warunków. Obejmowały one m.in.:

–  zwolnienie osób więzionych za przekonania religijne i polityczne, stworzenie skutecznej gwarancji swobody wypowiedzi, przekonań religijnych, prawa do emigracji i prawdziwej niezależności sądownictwa sowieckiego;

–  wprowadzenie zmian w sowieckim prawie karnym;

–  zniesienie bądź wprowadzenie poprawek do artykułów dotyczących religii i polityki[163].

Dzięki zwycięstwu Partii Republikańskiej w Stanach Zjednoczonych w wyborach 1988 r., pozycja Margaret Thatcher w zachodnim sojuszu ogromnie się umocniła. W czasie gdy w Waszyngtonie trwało przekazywanie władzy, kontakty Gorbaczow-Thatcher stały się podstawą stabilizacji w stosunkach Wschód-Zachód. Premier Wielkiej Brytanii zyskała więc ogromny atut w jej próbach wymuszenia na Gorbaczowie dalszej demokratyzacji Związku Sowieckiego. Dlatego też nie zmieniła formuły prowadzonej przez siebie polityki. W dalszym ciągu zapewniała Sekretarza Generalnego o poparciu dla jego reform; jednocześnie trwała w swoich żądaniach dotyczących praw człowieka czy sowieckiego potencjału militarnego. Gorbaczow musiał więc systematycznie zapewniać o swych szczerych intencjach by nie utracić wiarygodności rządów i społeczeństw Zachodu. W grudniu 1988 roku na forum ONZ  zaproponował m. in. znaczną redukcję sowieckich sił zbrojnych obejmującą 500 tys. żołnierzy. Zapewnił też sceptyków o swym przywiązaniu do idei zmian i próbował wyjść naprzeciw żądaniom co do praw człowieka w ZSRR. Rzeczą wartą podkreślenia jest to, że w jego przemówieniu nie było śladu sowieckiej retoryki (odwołań do marksizmu itd.)[164].

W efekcie polityki Gorbaczowa, zarówno wewnętrznej jak i zagranicznej, stosunki Związku Sowieckiego ze światem Zachodnim na początku 1989 roku były tak dobre jak nigdy wcześniej. Pod koniec marca 1989 roku z jego inicjatywy w ZSRR odbyły się pierwsze od 1917 roku częściowo wolne wybory. Miano powołać nowy Zjazd Deputowanych Ludowych. Komunistyczni kandydaci mieli przewagę i cieszyli się poparciem partyjnego establishmentu. Wielu z nich przegrało jednak wybory. Inną oznaką liberalizacji życia kraju było opublikowanie przez Kreml, po trzydziestu trzech latach milczenia, pełnego tekstu referatu wygłoszonego przez Nikitę Chruszczowa na XX Zjeździe KC KPZR. Jednocześnie przepaść między stanem gospodarki a reformami politycznymi niebezpiecznie się pogłębiała. Europa Wschodnia nadal była rządzona przez komunistów. Proces rozkładu bloku wschodniego rozpoczęty w 1980 r przez „Solidarność” trwał jednak nadal. Zgodnie z obietnicą Gorbaczow wycofał wojska sowieckie z Afganistanu. Podczas negocjacji w Wiedniu Moskwa wystąpiła z propozycją radykalnej redukcji broni konwencjonalnej. Jak się wydaje największym postępem w kontaktach Wschód-Zachód było stopniowe unieważnianie doktryny marksistowskiej o walce klas jako podstawy sowieckiej polityki zagranicznej. Zastępowano ją polityką opartą na ogólnoludzkich wartościach i wspólnym interesie ludzkości. Teoria walki klasowej przez ponad siedemdziesiąt lat uzasadniała prowadzeniu wojny ideologicznej a później Zimnej Wojny z Zachodem. Zmagania dwóch krańcowo różnych systemów-kapitalizmu i komunizmu-miało szansę przestać być głównym problemem powojennego świata. W takiej sytuacji politycznej Gorbaczow miał złożyć oficjalną wizytę państwową w Wielkiej Brytanii[165].

Gorbaczow zabiegał o spotkanie z Margaret Thatcher od początku 1988 r. Jego wizyta w Londynie została wyznaczona na grudzień, jednak z powodu tragicznego w skutkach trzęsienia ziemi w Armenii, doszła do skutku dopiero w kwietniu 1989 roku[166].

4 kwietnia 1989 r. premier Thatcher udzieliła wywiadu sowieckiej telewizji. Nazwała w nim Gorbaczowa: „człowiekiem o niezwykłej odwadze politycznej”. Porównała też jego wizję reform do: „reflektora skierowanego w przyszłość”. W Wielkiej Brytanii Gorbaczow był jednak krytykowany. W przeddzień jego wizyty w prasie brytyjskiej pojawiły się artykuły informujące, że Związek Sowiecki sprzedał Libii nowoczesne bombowce odrzutowe SU-24. Miały one dostatecznie duży zasięg by zbombardować Izrael. Ta wiadomość skłoniła Ministra Spraw Zagranicznych Wielkiej Brytanii G. Howe’a do podważenia wiarygodności gorbaczowowskiej polityki kontroli zbrojeń. G.Howe uznał apel Gorbaczowa o eliminację broni jądrowej za próbę mamienia opinii publicznej. „(…) Rzecz w tym, że największe zagrożenie dla kontynentu europejskiego stanowi ten olbrzymi niedźwiedź jakim jest armia sowiecka, przerażająco dobrze uzbrojona, potężna armia doskonale wyposażona w czołgi i artylerię (…)”[167].W tym samym czasie sowiecka „Prawda” zaatakowała politykę nuklearną premier Thatcher: „(…) sądzimy, że zapewnienie bezpieczeństwa Europie nie polega na modernizacji broni nuklearnej ale na modernizacji systemu stosunków państwowych na naszym kontynencie (…)”[168].

Kontrola zbrojeń miała być głównym tematem spotkania. Sowiecki ambasador w Londynie Leonid Zamiatin  sugerował dyplomatom brytyjskim, że Gorbaczow zamierza poruszyć szersze problemy. Według Zamiatina Sekretarz Generalny chciał się dowiedzieć na ile Wielka Brytania była gotowa zaangażować się w proces przezwyciężania podziałów w Europie. Co znamienne Gorbaczow pragnął również rozmawiać o zwiększeniu obrotów handlowych Związku Sowieckiego z Wielką Brytanią. Brytyjska prasa domniemywała, że Margaret Thatcher zażąda od Związku Sowieckiego zaprzestania działalności szpiegowskiej. Jeszcze w styczniu 1989 roku G.Howe wyraził zaniepokojenie z powodu  wzrastającej działalności służb wywiadowczych w Wielkiej Brytanii i na całym świecie. Premier Thatcher na dzień przed przybyciem Gorbaczowa oświadczyła w Izbie Gmin, że działania KGB na świecie bynajmniej nie zmalały od czasu gdy Gorbaczow został Sekretarzem Generalnym[169].

W dniu przybycia Gorbaczowa do Wielkiej Brytanii „Times” opublikował wyniki badań opinii publicznej. Wykazywały one, że w odczuciu Brytyjczyków Związek Sowiecki stanowił mniejsze zagrożenie dla świata, od czasu gdy władzę objął Gorbaczow. Jednak w tym samym wydaniu „Timesa” znalazło się oświadczenie 212 członków parlamentu, którzy chłodno ustosunkowywali się do wizyty Gorbaczowa ze względu na nieustanne naruszanie praw człowieka w Związku Sowieckim[170].

Dzień przed rozpoczęciem „szczytu londyńskiego” Moskwa pozwoliła na wyjazd z kraju osiemnastu dysydentom i dziewięciu „więźniom sumienia”. Znalazł się wśród nich także sześćdziesięcioletni matematyk Georgij Samojtowicz. O jego wypuszczenie z ZSRR walczyło brytyjskie Foreign Office. G.Howe skomentował ten fakt w wywiadzie dla telewizji brytyjskiej : „(…) Pięć lat temu Związek Sowiecki nie respektował praw człowieka. Dziś jednak jest to temat, o którym możemy już rozmawiać z panem Gorbaczowem. Czynimy w tej sferze postępy (…)”[171].

Mimo istnienia pewnych drażliwych kwestii stosunki między ZSRR a Wielką Brytanią były co najmniej dobre. Brytyjskie źródła rządowe określały je słusznie jako najlepsze od czasu drugiej wojny światowej. Brytyjska prasa nazwała szczyt „spotkaniem przyjaciół o innym sposobie myślenia”. Wizyta Gorbaczowa w Londynie była pierwszym tak poważnym pobytem sowieckiego przywódcy w Wielkiej Brytanii od czasu przyjazdu Sekretarza Generalnego N.S.Chruszczowa i ówczesnego ministra spraw zagranicznych ZSRR Bułganina w 1956 r.

Gorbaczow przybył do Londynu późnym wieczorem 5 kwietnia 1989 r. Towarzyszyli mu (poza żoną Raisą): minister spraw zagranicznych E.Szewardnadze, członek Biura Politycznego i Sekretarz KC A.Jakowlew, pierwszy wicepremier ZSRR L.Kamieńcow. W skład delegacji wchodziło także dwudziestu urzędników m.in.: S.Achromiejew, J.Primakow, W.Falin, N.Kruczin.

Pierwsze nieoficjalne spotkanie odbyło się w ambasadzie sowieckiej gdzie ustalono czas i temat rozmów przywódców i ministrów spraw zagranicznych obu państw. 6 kwietnia 1989 r. Thatcher i Gorbaczow odbyli kilkugodzinne rozmowy. Wynikało z nich , iż oboje zgadzali się co do potrzeby zachowania porozumień dotyczących spraw w Afryce Południowej. Margaret Thatcher podziękowała Gorbaczowowi za wycofanie wojsk sowieckich z Afganistanu. Sekretarz Generalny wyraził wdzięczność za pomoc Wielkiej Brytanii dla Armenii. Thatcher i Gorbaczow nie różnili się także co do potrzeby poszerzania kontaktów handlowych między ZSRR a Wielką Brytanią. Dzieliły ich natomiast poglądy w kwestii modernizacji europejskich rakiet nuklearnych znajdujących się w posiadaniu NATO. Premier Wielkiej Brytanii uważała, że należy zrównoważyć sowiecką przewagę w dziedzinie broni konwencjonalnej na terenie Europy. Gorbaczow obawiał się, że może to zwolnić proces rozbrojenia. Podkreślał też, iż celem polityki Związku Sowieckiego było całkowite zlikwidowanie broni nuklearnej. Przywódcy dyskutowali także na temat rozbieżności w amerykańskiej polityce zagranicznej. Gorbaczow obwiniał nowego prezydenta Stanów Zjednoczonych G.Busha o zwlekanie z podjęciem działań w dziedzinie polityki zagranicznej. Jego zdaniem postęp jaki osiągnięto w stosunkach sowiecko-amerykańskich podczas kadencji Ronalda Reagana mógłby na skutek tego  zostać zniweczony. Gorbaczow wierzył, że premier Wielkiej Brytanii ma duży wpływ na nową administrację w Waszyngtonie. Wykorzystał więc Margaret Thatcher , podobnie jak robił to wielokrotnie wcześniej, do pośrednictwa między nim a przywódcą Stanów Zjednoczonych. Bardzo ciekawy jest fakt, że połowę spotkania zajęło obojgu przywódcom omawianie sprawy opozycji w ZSRR wobec „pierestrojki”. Znamienne jest to, że inne delikatne kwestie tj. sowieckie zasoby broni chemicznej, sprawa przestrzegania praw człowieka w ZSRR pozostawiono do omówienia ministrom spraw zagranicznych. Dyskusje Margaret Thatcher i Gorbaczowa nie przyniosły żadnych nowych rozwiązań. Premier Wielkiej Brytanii określiła je jako: „(…) bardzo, bardzo głębokie, bardzo wszechstronne i bardzo przyjacielskie (…)”[172].

W przeciwieństwie do rozmów Gorbaczow–Thatcher, między G.Howem i E.Szewardnadze doszło do ostrej wymiany zdań. G.Howe wyraził zaniepokojenie rządu brytyjskiego z powodu sprzedaży sowieckich samolotów do Libii. E.Szewardnadze oskarżył Wielką Brytanię o dostawy broni do innych krajów Bliskiego Wschodu. Nawiązał do wielomilionowej umowy Wielkiej Brytanii z Arabią Saudyjską. Zastosował więc stary chwyt dyplomacji sowieckiej porównując ze sobą dwa fakty o pozornie tej samej wymowie i znaczeniu. Libia była w tym czasie państwem,  którego reakcje były nieprzewidywalne, podczas gdy Arabia Saudyjska pozostawała pod stabilnym i prozachodnim rządem. Ministrowie spraw zagranicznych różnili się także w kwestii broni chemicznej, roli broni nuklearnej w obronie Europy, modernizacji rakiet bliskiego zasięgu i wyłączenia ich z wiedeńskich negocjacji CFE (Conwencional Forces in Europe). Nie doszło między nimi także do porozumienia w sprawie praw człowieka. Mimo braku zgody co do wielu istotnych problemów 6 kwietnia 1989 roku E.Szewardnadze i G.Howe podpisali porozumienia dotyczące:

-angielsko-radzieckich joint ventures (zabezpieczało ono inwestorów przed ryzykiem związanym z wydarzeniami politycznymi oraz umożliwiało nieograniczony transfer kapitałów i zysków); a także:

–  memorandum o wzajemnym zrozumieniu ( miało na celu liberalizację przepisów wizowych i ułatwienie zarówno handlowych jak i prywatnych podróży między Wielką Brytanią a Związkiem Sowieckim;

-memorandum dotyczące budowy szkoły w armeńskim Leninakanie[173].

Umowy te świadczyły, że obie strony, przede wszystkim jednak Sowieci, przywiązywały większą wagę do poprawy wzajemnych stosunków handlowych, niż do rozwiązywania drażliwych problemów takich jak prawa człowieka czy kontrola zbrojeń.

Wieczorem 6 kwietnia 1989 r. na uroczystym obiedzie wydanym przez Margaret Thatcher przywódcy Związku Sowieckiego i Wielkiej Brytanii wygłosili krótkie przemówienia. Thatcher w niezwykle przychylnych słowach opisała reformy Gorbaczowa. Chwaliła go za przeprowadzenie „pokojowej rewolucji”. Wybory na Zjazd Deputowanych Ludowych z kwietnia 1989 r. nazwała punktem zwrotnym w historii. Wymieniła także, szczególne jej zdaniem, osiągnięcia polityki Gorbaczowa: przeniesienie akcentu w polityce sowieckiej na obronę państwa, podpisanie układu INF, wycofanie wojsk z Afganistanu, rozszerzenie współpracy z ONZ, postęp w respektowaniu praw człowieka, zastąpienie ideologii klasowej wartościami ogólnoludzkimi i wreszcie rozwiązanie konfliktów regionalnych. Podkreśliła jednak różnice dzielące ZSRR i Wielką Brytanię, przede wszystkim dotyczące kontroli zbrojeń. „(…) Oba nasze państwa wiedzą z gorzkich doświadczeń, że groźba użycia broni konwencjonalnej nie odstraszyła widma wojny w Europie, podczas gdy broń nuklearna odsuwała je przez ponad czterdzieści lat (…)”. Margaret Thatcher wyraziła także zaniepokojenie problemem broni chemicznej. Podsumowując jej przemówienie można stwierdzić, iż było ono najbardziej przychylne Gorbaczowowi odkąd przejął on władzę w Związku Sowieckim. Gorbaczow ze swej strony podjął dyskusję na temat rozbrojenia: „(…) Jestem zagorzałym przeciwnikiem broni nuklearnej i stanowczo doradzam jej likwidację.(…) pani Thatcher przejawia w tej kwestii zbyt duży idealizm. Nie mogę tego zaakceptować. Moje stanowisko uwzględnia surowe realia naszych czasów.(…) Jesteśmy zdecydowani podążać w kierunku świata wolnego od broni nuklearnej (…)”. Sowiecki przywódca w swym przemówieniu prosił by nie wierzyć podejmowanym na Zachodzie próbom dyskredytowania „pierestrojki”: „(…) Próby wzbudzania nieufności i siania podejrzeń co do założeń „pierestrojki” a także kwestionowania jej postępów mają na celu storpedowanie wysiłków, by poprawić stosunki międzynarodowe (…)”. Gorbaczow pochwalił jednocześnie Margaret Thatcher i stwierdził, że władze brytyjskie jako jedne z pierwszych na Zachodzie doceniły znaczenie zmian w ZSRR. Oba wystąpienia nie wniosły nic nowego w stosunki brytyjsko-sowieckie. Także drugie przemówienie Gorbaczowa wygłoszone 7 kwietnia 1989 r. w Guildhall nie  zawierało, z dwoma wyjątkami, zapowiedzi nowych i śmiałych posunięć. Gorbaczow określił w nim „pierestrojkę” jako proces nieodwracalny. Zaapelował przy tym o ustanowienie nowego porządku międzynarodowego opartego na poszanowaniu wzajemnej niezależności, a nie na groźbie użycia broni nuklearnej. Oświadczył, że ZSRR postanowił wstrzymać produkcję wzbogaconego uranu i zawiesić wytwarzanie materiałów rozszczepialnych, a także zamknąć dwa reaktory, produkujące pluton dla celów militarnych. Zdawał sobie oczywiście sprawę, że ten gest nie zmieni poglądów Thatcher dotyczących broni nuklearnej. Ważną rzeczą było ujawnienie przez Gorbaczowa liczebności sowieckich sił zbrojnych. Mimo tego, iż podał on dane zaniżone, sam fakt poinformowania opinii międzynarodowej o potencjale Armii Czerwonej stanowił wyłom w kilkudziesięcioletniej praktyce Związku Sowieckiego. Sekretarz Generalny zapowiedział także redukcję sowieckiej armii zgodnie ze zobowiązaniem z grudnia 1988 r. złożonym na forum  Zgromadzenia Ogólnego Narodów Zjednoczonych[174].

Podobnie do wizyty Margaret Thatcher w Moskwie w 1987 r., także spotkanie obojga przywódców w Londynie nie ograniczyło się do rozmów na szczycie. Część nieoficjalna obfitowała w wydarzenia ogromnej wagi. Są one niezbędne do zrozumienia tego jak bardzo zmieniły się relacje między Wielką Brytanią a Związkiem Sowieckim od objęcia przez Gorbaczowa władzy w 1985 r.. W kwietniu 1989 r. Sekretarz Generalny swoim zachowaniem i deklaracjami składanymi często pod wpływem chwili, dawał dowód tego, że choć pozostawał on komunistą, jego osobisty światopogląd nie był już zredukowany do leninowskiego marksizmu.

Pierwszego dnia wizyty w Londynie Gorbaczow spotkał się w Lancaster House z brytyjskimi biznesmenami. Stwierdził tam, że ZSRR odejdzie w pewnym stopniu od gospodarki planowanej na rzecz systemu rynkowego. Bardzo ciekawa jest uwaga Gorbaczowa na temat modelu państwa, do którego Związek Sowiecki miałby dążyć. Najlepszym wzorem do naśladowania była według niego Hiszpania, czerpiąca ogromne zyski z turystyki. Przykładem tego kraju Gorbaczow posługiwał się wielokrotnie w rozmowach z premier Thatcher. Możliwość przyjmowania na terytorium państwa sowieckiego kilkudziesięciu milionów obcokrajowców rocznie musiałaby sparaliżować skuteczność aparatu bezpieczeństwa. Realizacja tego pomysłu Gorbaczowa byłaby posunięciem faktycznie demontującym komunizm w Rosji[175].

Bardzo istotnym punktem pobytu Gorbaczowa w Wielkiej Brytanii była uroczystość złożenia wieńców na grobie nieznanego żołnierza w opactwie Westminster. Sekretarz Generalny spędził w brytyjskim sanktuarium ponad dwadzieścia minut. Złożył tam krótkie przemówienie, w którym powiedział m.in., że polityka i zasady moralne powinny iść w parze, a w osiągnięciu tego celu może pomóc religia. Wspomniał również o tysięcznej rocznicy istnienia kościoła prawosławnego w Rosji. Należy pamiętać, że oficjalną ideologią Związku Sowieckiego w 1989 r. pozostawał ateizm[176].

Najważniejszym momentem wizyty Gorbaczowa w Wielkiej Brytanii stało się jego spotkanie z Elżbietą II. Miało ono miejsce 7 kwietnia 1989 r. Zaproszenie Sekretarza Generalnego na lunch u królowej było ogromnie wymowne. Gorbaczow był przywódcą kraju, który potencjalnie stanowił wielkie zagrożenie dla Zjednoczonego Królestwa. Przebieg wydarzeń na zamku Windsor potwierdził jednak ogromną zmianę jaka zaszła w stosunkach brytyjsko-sowieckich od 1985 r. Stronę sowiecką reprezentowali: Gorbaczow i jego żona, Szewardnadze, Jakowlew, Kamiencow i Zamiatin. Wśród 28 gości brytyjskich znajdowali się: Thatcher i jej mąż, ambasador brytyjski w Moskwie, Michael Haseltime, minister spraw zagranicznych G.Howe a także profesor uniwersytetu w Oxfordzie Izaak Berlin, były dyrektor „Nationalle Theatre” Peter Hall, dyrektor „Opera House” Jeremy Izaak, historyk lord Blake i inni przedstawiciele elity intelektualnej Zjednoczonego Królestwa.

Spotkanie rozpoczęło się od krótkiego zwiedzania Windsoru. Elżbieta II przez cały czas tytułowała Gorbaczowa jego ekscelencją. Thatcher zastosowała także ciekawy zabieg i zwracała się do Sekretarza Generalnego „panie prezydencie”. Obydwa określenia były dowodem uznania dla Gorbaczowa, który nie oponował przed używaniem tytulatury nie zgodnej z rzeczywistością. Sprawą bez precedensu było zaproszenie przez Gorbaczowa brytyjskiej monarchini do Związku Sowieckiego[177]. Elżbieta II pozytywnie zareagowała na propozycję Gorbaczowa.

Atmosfera i treść rozmów na zamku królewskim były jeszcze jednym dowodem na to, że Gorbaczow chciał rzeczywistej demokratyzacji systemu sowieckiego. Margaret Thatcher nie miała wątpliwości co do intencji Sekretarza Generalnego. Podsumowując dwudniową wizytę sowieckiego przywódcy w Londynie powiedziała: „(…) sądzę, że jest to człowiek obarczony historyczną misją i jeśli będzie kontynuował „pierestrojkę” otrzyma nasze całkowite poparcie. Chcemy by było ono widoczne ponieważ służy mieszkańcom Związku Sowieckiego w osiągnięciu większych swobód, co w efekcie przyniesie im także dobrobyt. Naszym zdaniem zyska na tym cała ludzkość (…)”[178].

Wizyta Margaret Thatcher w Moskwie w marcu 1987 r. była ważną cezurą w stosunkach brytyjsko-sowieckich. Premier Wielkiej Brytanii w czasie rozmów z Gorbaczowem doszła do wniosku, że jej polityka wspierania reform Sekretarza Generalnego była słuszna. Należy zauważyć, iż Margaret Thatcher oceniała szansę na realizację zmian zachodzących w ZSRR, przede wszystkim na podstawie osobistych cech Gorbaczowa. W latach 1987-1989 deklaracje o demokratyzacji życia w Związku Sowieckim rozmijały się jednak z rzeczywistą polityką Sekretarza Generalnego, który wciąż wierzył, że komunizm można ulepszyć dzięki kilku „kosmetycznym” poprawkom. Z drugiej strony takie gesty Gorbaczowa jak zezwolenie na wyemitowanie wywiadu z Margaret Thatcher w sowieckiej telewizji, świadczyły że w ZSRR rozpoczynał się proces, który mógł zmienić sowiecką rzeczywistość. Warty podkreślenia jest fakt, że premier Wielkiej Brytanii, podobnie jak i przywódca Związku Sowieckiego, nie wiedziała jak ma wyglądać ZSRR po zrealizowaniu haseł „głasnosti” i „pierestrojki”.

Dobre stosunki panujące na linii Londyn-Moskwa były wykorzystywane przez Margaret Thatcher do umacniania prestiżu Zjednoczonego Królestwa. Szczególną rolę odegrały one w czasie zmiany na stanowisku prezydenta Stanów Zjednoczonych, kiedy to premier Thatcher stała się czynnikiem stabilizującym relacje Wschód-Zachód. Gorbaczow także doceniał „specjalny status” jaki Margaret Thatcher zajmowała wśród innych przywódców Zachodu. To właśnie z tego powodu udając się na szczyt w Waszyngtonie, zatrzymał się 7 grudnia 1987 roku w Brize Norton, gdzie odbył kilkugodzinne rozmowy z premier Wielkiej Brytanii.

W latach 1987-1989 kilkakrotnie dochodziło do „zgrzytów” między Wielką Brytanią i ZSRR. Wynikało to przede wszystkim z różnego stosunku Margaret Thatcher i Gorbaczowa do sprawy rozbrojenia. Premier Wielkiej Brytanii broniła skuteczności potencjału nuklearnego Zjednoczonego Królestwa co stało w sprzeczności z dążeniami Gorbaczowa, który chcąc reformować sowiecką gospodarkę musiał ograniczać wydatki na zbrojenia. Margaret Thatcher zawsze jednak stawiała interes narodowy ponad wsparcie dla reform Sekretarza Generalnego. Rozbieżności w poglądach dotyczących kwestii likwidacji broni atomowej nie spowodowały jednak stałego pogorszenia na linii Londyn-Moskwa.

Dowodem tego była wizyta Gorbaczowa w Wielkiej Brytanii w kwietniu 1989 r. Odbyła się ona w atmosferze, którą można określić jako „przyjazną” i kończącą „zimnowojenną” erę stosunków brytyjsko-sowieckich. Wielką Brytanię i ZSRR nadal dzieliły sprawy takie jak rozumienie pojęcia „praw człowieka” czy rola broni nuklearnej w utrzymaniu pokoju na świecie. W latach 1987-1989 r. obydwa państwa utrzymywały jednak bardzo dobre kontakty dwustronne. Podpisano szereg porozumień dotyczących m.in. wymiany handlowej i kulturalnej. ZSRR stawał się państwem częściowo otwartym na przyjmowanie brytyjskiej myśli ekonomicznej i inwestycji. Polityka wschodnia Margaret Thatcher odnosiła więc zamierzone skutki. Należy jednak podkreślić, że pozytywne efekty poparcia premier Wielkiej Brytanii dla reform Gorbaczowa, zależały przede wszystkim od determinacji Sekretarza Generalnego w demokratyzowaniu Związku Sowieckiego.

ROZDZIAŁ IV: POLITYKA MARGARET THATCHER WOBEC PRZEMIAN W ZSRR I EUROPIE ŚRODKOWO-WSCHODNIEJ W LATACH 1989-1990.

Budzące się oznaki niepodległościowych dążeń narodów wchodzących w skład ZSRR a także efekty rozmów Okrągłego Stołu w Polsce, nie wpłynęły na zmianę polityki premier Thatcher wobec „pierestrojki”. W dalszym ciągu Margaret Thatcher dążyła do wsparcia idei reform, podjętych przez Gorbaczowa. 19 kwietnia 1989 roku w jednym z wywiadów dała wyraz ciągłości prowadzonej przez siebie polityki: „(…) W ZSRR realizowany jest ambitny program reform, który wchodzi w decydujący okres, a jego sukces będzie miał istotne znaczenie na forum międzynarodowym. Dwa lub trzy następne lata będą dla ZSRR najtrudniejsze. Dokonujące się tam zmiany będą miały wpływ na wiele innych państw. Mam zaufanie do Gorbaczowa, on wierzy w to co robi (…)”[179].

Po wizycie Gorbaczowa w Londynie, Margaret Thatcher zadeklarowała chęć rozszerzenia stosunków gospodarczych Wielkiej Brytanii i Związku Sowieckiego. 10 kwietnia 1989 roku brytyjski minister do spraw energii Cecil Parkinson z grupą biznesmenów udał się z pięciodniową wizytą do ZSRR. Otworzył tam pierwszą od dwudziestu pięciu lat wystawę handlową. Starał się skłonić władze sowieckie do zainteresowania się brytyjskimi technologiami usprawniającymi wiele dziedzin gospodarki. Zaproponował zwiększenie liczby dwustronnych spółek a także wyraził zainteresowanie specjalnymi strefami gospodarczymi[180]. Sowieci nie mieli jednak dewiz na kupno technologii. Tak więc działania rządu brytyjskiego były w dużej części skazane na niepowodzenie. Gospodarka sowiecka po czterech latach rządów Gorbaczowa wciąż była nie zreformowana. Pojawiał się więc problem co do form pomocy jakiej Zachód miałby zaoferować Moskwie. Margaret Thatcher odrzucała możliwość udzielania wielomiliardowych pożyczek państwu sowieckiemu. Stawiała raczej na wsparcie zmian strukturalnych, liberalizujących gospodarkę ZSRR[181].

W maju 1989 roku odkryto, że sowieccy szpiedzy prowadzili w Wielkiej Brytanii wielkie operacje łapówkarsko-wywiadowcze, które miały na celu kradzież tajemnic przemysłowych[182]. 19 maja 1989 roku rząd Margaret Thatcher zdecydował się na wydalenie 11 dyplomatów sowieckich, za „działalność niezgodną z ich statusem”. Premier Wielkiej Brytanii próbowała łagodzić skutki swoich działań[183]. Reakcja Moskwy była jednak bardzo ostra. Strona sowiecka posunęła się do zapowiedzi, że zredukuje liczbę obywateli brytyjskich akredytowanych w ZSRR o połowę[184].. Ambasadorowi brytyjskiemu w Moskwie polecono by sam przedstawił listę osób, które miałyby opuścić Związek Sowiecki. Margaret Thatcher odrzuciła jednak wszelkie żądania strony sowieckiej. Bardzo szybko wymusiła też na Gorbaczowie zakończenie kryzysu szpiegowskiego[185].

1czerwca 1989 roku w jednym z wywiadów, Thatcher stwierdziła że afera szpiegowska w niczym nie zmieniła jej poparcia dla reform Gorbaczowa: „(…) będziemy nadal próbowali robić z nimi interesy, ale dając do zrozumienia, że nie będziemy tolerować tego co nie jest do tolerowania (…).”[186].

Margaret Thatcher nie chciała pogorszenia bardzo dobrych stosunków z Gorbaczowem. Coraz rzadziej atakowała też politykę zagraniczną ZSRR. W 1989 roku kończyła się „zimna wojna”. Realizacja porozumień w sprawie broni średniego zasięgu, nie budziła zastrzeżeń ani Moskwy ani Zachodu. Gorbaczow wciąż inicjował nowe propozycje rozbrojeniowe. Trwające rokowania CFE i START przebiegały bardzo pomyślnie. W połowie 1989 roku Sowieci zaoferowali, że wycofają z Europy Środkowo-Wschodniej znaczne siły konwencjonalne i nuklearne[187]. Wszystko to złożyło się na nowy rozdział w stosunku Thatcher do „pierestrojki” i „głasnosti”. W latach 1989-1990 premier Wielkiej Brytanii bardzo silnie wspierała Gorbaczowa w jego działaniu. Pierwszy Sekretarz KC KPZR stał się dla Margaret Thatcher głównym gwarantem zmian jakie zachodziły w całym „bloku wschodnim”.

25 lipca 1989 r. minister obrony ZSRR Dmitrij Jazow złożył wizytę w Wielkiej Brytanii. Jazow, podobnie jak inni sowieccy wojskowi, nie odgrywał żadnej rzeczywistej roli politycznej[188]. Gorbaczow liczył się jednak z zachowawczymi poglądami panującymi w armii. Wizyta ministra obrony ZSRR w Wielkiej Brytanii miała go przekonać, że w stosunkach między Wschodem a Zachodem zaszły pozytywne zmiany. Margaret Thatcher doskonale zdawała sobie sprawę ze znaczenia takich kontaktów dla jej polityki popierania reform Gorbaczowa. Przykładała więc do nich dużą wagę[189].

Premier Wielkiej Brytanii bardzo często w 1989 r., apelowała do państw Zachodu o głębsze zaangażowanie się po stronie twórcy „pierestrojki”. 21 września 1989 r. w Tokio, na konferencji Międzynarodowej Unii Demokratycznej, chwaliła Gorbaczowa i jego reformy. Podkreślała też, że potrzebuje on pomocy by sprostać „(…) bardzo wielkim trudnościom (…)”[190].

W czasie wizyty Thatcher w ZSRR, 20 września 1989 r. premier Wielkiej Brytanii wielokrotnie dawała dowody bezwarunkowego i niemal totalnego poparcia dla Gorbaczowa. Krótki pobyt w Moskwie miał ogromne znaczenie dla stosunków brytyjsko-sowieckich. Margaret Thatcher po raz kolejny utwierdziła się wtedy w przekonaniu o słuszności swojej polityki wobec ZSRR.

Specjalne więzi łączące premier Thatcher z przywódcą sowieckim, zapewniały przez długi czas Wielkiej Brytanii mocną pozycję wśród państw Zachodu; m.in. z uwagi na odgrywaną przez premier rolę pośrednika między Moskwą a Białym Domem. Margaret Thatcher wierzyła w pokojowe intencje Gorbaczowa. Uważała, że podjął się on w zasadzie tego samego co ona zadania-czyli zreformowania przestarzałego systemu społeczno-gospodarczego. W 1989 r. „pierestrojka” i „głasnost” przyniosły pierwsze bardzo wymierne efekty. Dokonany został częściowy demontaż komunizmu w Europie Środkowo-Wschodniej. Przyjaźń premier Thatcher z człowiekiem, który przekształcał ZSRR, sprawiała, iż miała ona wpływ na kształt wydarzeń zamykających pewien etap w dziejach ludzkości. Udzielanie poparcia Gorbaczowowi, było osobistym wkładem Margaret Thatcher w ostatecznym zdyskredytowaniu komunizmu. Jednak stałość w polityce wschodniej, której zasady zostały przyjęte przez premier Wielkiej Brytanii jeszcze w 1984 r. i 1985 r., już cztery lata później w 1989 r. stały się przyczyną jej porażek.

George Bush, następca Ronalda Reagana na stanowisku prezydenta Stanów Zjednoczonych, w obliczu upadającego komunizmu, prowadził bardzo wyraźną politykę wspierania idei silnej Wspólnoty Europejskiej. Europa Zachodnia związana konfederacją państw miała jego zdaniem, wytrzymać każdy możliwy w przyszłości atak. Było to stanowisko sprzeczne z poglądami Margaret Thatcher[191]. Rozbieżności w polityce Stanów Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii, doprowadziły premier Zjednoczonego Królestwa do utraty roli pośrednika w konfrontacji między Wschodem a Zachodem[192]. Pomniejszenie wagi głosu Margaret Thatcher było także wynikiem zmian jakie zachodziły w Europie Środkowej i Wschodniej a także ZSRR. Możliwość konfliktu między Wschodem i Zachodem wydawała się w 1989 r. nieprawdopodobna[193]. Moskwa coraz bardziej potrzebowała zachodniej pomocy. Gorbaczow nie musiał już upatrywać w premier Thatcher rzecznika „pierestrojki” w sytuacji, gdy prowadzona przez niego polityka spotykała się z powszechną akceptacją.

Margaret Thatcher coraz bardziej dawała się wyprzedzać wydarzeniom mającym miejsce wewnątrz ZSRR. Były one związane z podważaniem władzy Gorbaczowa, z jednej strony przez partyjny „beton”, z drugiej przez radykalnych reformatorów, dla których „ulepszanie” komunizmu nie było już celem reform. „Pierestrojka” była dla premier Wielkiej Brytanii równoznaczna z osobą Pierwszego Sekretarza. Prowadziło to do uznania przez nią Gorbaczowa za człowieka nie do zastąpienia[194]. 26 stycznia 1990 roku w wywiadzie dla „Wall Street Journal”, Margaret Thatcher stwierdziła, iż „(…) Obalenie Gorbaczowa przyniosłoby w rezultacie nowy rząd sowiecki o charakterze represyjnym. W interesie każdego kto wierzy w demokrację i prawa człowieka jest to, by Gorbaczow nadal sprawował władzę (…)”[195].

Margaret Thatcher nie zmieniła swojego stanowiska także po spotkaniu z Borysem Jelcynem, do którego doszło 27 kwietnia 1990 r. Premier Wielkiej Brytanii rozmawiała z głównym oponentem Gorbaczowa zaledwie 45 minut. Jelcyn próbował uświadomić premier Thatcher, że założenia „pierestrojki” nie wystarczają do uzdrowienia gospodarki ZSRR. Opowiadał się jednoznacznie za wprowadzeniem systemu rynkowego. Podkreślił też związek między reformą gospodarczą a kwestią uprawnień, jakie jego zdaniem należało nadać poszczególnym republikom sowieckim: „(…) Wyjaśnił mi-pisała premier Thatcher-jak w rzeczywistości niewielką autonomię posiadają rządy republik. Zasadniczo pełniły one rolę często niekompetentnych i skorumpowanych wykonawców decyzji podejmowanych odgórnie. Stwierdził, że teraz każda z nich musi otrzymać odpowiedni budżet oraz uprawnienia, by decydować o tym, jak go wykorzystać. Każda republika powinna powinna tez mieć własne prawo i konstytucję. Jego zdaniem, to niemożliwość uporania się z problemem decentralizacji doprowadziła do obecnych trudności (…)”[196]. Poglądy Jelcyna były sprzeczne z polityką Gorbaczowa, który w1990 roku wciąż wierzył, iż uda mu się uczynić sowiecki komunizm wydajniejszym w sferze gospodarki i demokratycznym jeżeli chodzi o stosunki społeczne. Margaret Thatcher obawiała się jednak destabilizacji wewnątrz ZSRR. Nie wyobrażała sobie także reform w państwie sowieckim bez człowieka, który był ich inicjatorem. Dlatego do końca swoich rządów nie wsparła Jelcyna, który był w 1990 r. politykiem, posiadającym konkretną wizję zmian w zrujnowanym państwie[197].

7 czerwca 1990 r. Margaret Thatcher rozpoczęła, ostatnią w swej karierze premiera Wielkiej Brytanii, wizytę w ZSRR. W jej trakcie spotkała się nie tylko z Gorbaczowem. Rozmawiała także z radykalnymi reformatorami, dla których osoba prezydenta ZSRR była przeszkodą w ostatecznym zwycięstwie nad komunizmem. Należał do nich m.in. burmistrz Moskwy Gawryła Popow, który był zwolennikiem Miltona Friedmana i chicagowskiej szkoły ekonomii. Takie poglądy, wyznawane przez osobę na wysokim stanowisku w państwie, były dowodem na to, jak bardzo zmienił się ZSRR od czasu wizyty Margaret Thatcher na przełomie marca i kwietnia 1987 r.[198]..

Z drugiej strony premier Thatcher miała okazję przekonać się, jak wielu ludzi w Związku Sowieckim nie akceptuje zmian zachodzących zarówno w ich kraju, jak i całym „bloku wschodnim”. 8 czerwca spotkała się z grupą sowieckich wojskowych, na czele których stał minister obrony D.Jazow. W trakcie rozmowy z Margaret Thatcher, Jazow wyrażał często stanowisko sprzeczne z poglądami Gorbaczowa. Wojskowi w połączeniu z partyjną opozycją wobec sekretarza generalnego, byli największym zagrożeniem dla „pierestrojki” i demokratycznych reform[199].

9 czerwca 1990 r. Margaret Thatcher odwiedziła Kijów. Uczestniczyła tam w obchodach Dni Brytyjskich, które stanowiły kontynuację wymiany kulturalnej zainicjowanej Miesiącem Kultury Radzieckiej w Birmingham w 1988 r[200].

Ostatnim etapem wizyty Thatcher w ZSRR był Leninakan w Armenii, Premier dokonała tam otwarcia szkoły wybudowanej przy brytyjskiej pomocy po trzęsieniu ziemi w 1988 r[201]. Podobnie jak to miało miejsce na Ukrainie, Margaret Thatcher mogła doświadczyć, jak bardzo w ZSRR na skutek narodowych żądań potrzebna jest decentralizacja, której domagał się prezydent Jelcyn[202].

Rozmowy prowadzone przez Thatcher z przywódcą sowieckim dotyczyły głównie spraw europejskich: zjednoczenia Niemiec oraz roli NATO i Układu Warszawskiego w nowej rzeczywistości politycznej. Po kilku godzinach  wymiany zdań, nie doszło do ogłoszenia wspólnych stanowisk, chociaż jedyne znaczące różnice dzielące Thatcher i Gorbaczowa dotyczyły Litwy. Premier Wielkiej Brytanii w trakcie wizyty wielokrotnie podkreślała jak ogromny jest jej podziw dla odwagi Gorbaczowa, którego zapewniła o swym pełnym poparciu[203].

Rezultatem pobytu Margaret Thatcher w ZSRR była zmiana stosunku premier Wielkiej Brytanii do problemu decentralizacji państwa sowieckiego i przekazania większych kompetencji poszczególnym republikom. Mimo pomniejszającego się poparcia dla polityki Gorbaczowa wewnątrz ZSRR, premier Thatcher wciąż upatrywała w Sekretarzu Generalnym KC KPZR gwaranta demokratycznych reform.

Bezwarunkowe poparcie Thatcher dla „pierestrojki” Gorbaczowa połączone z własną wizją „pozimnowojennej” Europy, składało się na sformułowanie przez nią postulatów spowolnienia wyjścia zniewolonych narodów z komunistycznego ucisku. 30 maja 1989 r. szczyt NATO przyjął deklarację polityczną, w której znalazło się m.in. stwierdzenie, iż: „(…) minie jeszcze wiele lat, zanim ambitny radziecki program reform, który sojusznicy NATO przyjmują z zadowoleniem, zostanie zakończony. Wobec problemów jakie napotyka ten proces, sukces nie może być uważany za oczywisty. Postępy w konstruktywnych reformach w Europie Wschodniej są nadal niejednakowe i dopiero się okaże, jak daleko pójdą reformy. Podstawowe prawa człowieka dopiero muszą znaleźć trwałe miejsce w ustawodawstwie i w praktyce. Chociaż w niektórych państwach Układu Warszawskiego można już zaobserwować poprawę (…).”[204]. Margaret Thatcher była jednym z sygnatariuszy tego bardzo ostrożnego w swych sformułowaniach dokumentu.

W czerwcu 1989 roku brytyjskie Foreign Office, przyjęło plan pomocy reformującym się państwom socjalistycznym. Obejmował on wsparcie dla mających powstać min. na Węgrzech i Polsce fundacji, które służyłyby radą w organizowaniu wyborów, a także publikacji materiałów propagandowych, przygotowaniu audycji radiowych itp.[205]. Zarówno Polacy jak i inne narody Europy Środkowo-Wschodniej w ogromnym stopniu samodzielnie poradzili sobie ze zwycięstwem nad komunizmem. Wypadki w krajach, które zamierzała wspierać Margaret Thatcher potoczyły się bardzo szybko. Nie spotkało się to z jej pełną akceptacją. „(…) wydarzenia te [ tzw. jesień ludów przyp. M.A.] były częścią najbardziej oczekiwanej zmiany w moim życiu. Ale bez względu na to, jak cieszyło mnie obalenie komunizmu we Wschodniej i Środkowej Europie, nie zamierzałam pozwolić, aby euforia zawładnęła rozsądkiem i rozwagą. Nie wierzyłam, że przywracanie demokracji i wolnej przedsiębiorczości odbędzie się łatwo i bezboleśnie. Niektóre ze zliberalizowanych lub oswobodzonych krajów miały silniejsze tradycje wolnościowe od innych. Ale było jeszcze za wcześnie, by dokładnie stwierdzić czy wyłonią się jakieś nowe reżimy. Co więcej Europa Środkowa i Wschodnia a w jeszcze większym stopniu Związek Radziecki, stanowiły skomplikowany zlepek narodów. Wolność polityczna mogła spowodować wybuch sporów etnicznych i kwestionowanie istniejących granic. Nie można było więc wykluczyć wojny (…)”[206].

W czasie pobytu w Tokio na konferencji Międzynarodowej Unii Demokratycznej Thatcher stwierdziła, że przemiany w Związku Radzieckim i Europie Wschodniej ujawniły znacznie gorsze problemy gospodarcze i społeczne, niż te z których zdawał sobie sprawę Kreml i Zachód. „(…) Zakres i tempo przemian w  ZSRR i Europie Wschodniej były znacznie szersze i znacznie szybsze, niż ktokolwiek z nas przewidywał. Nawet rok temu nie przepowiadano, że Polska będzie teraz miała premiera z Solidarności, czy że partia komunistyczna na Węgrzech będzie się przygotowywać do możliwości przejścia do opozycji (…)”[207].

W czasie spotkania z Gorbaczowem w Moskwie 24 września 1989 r., Thatcher poruszyła sprawę skutków wydarzeń w krajach wschodnio-europejskich, dla stabilności stosunków Wschód-Zachód. Jej sugestie można określić jako próbę sformułowania tezy o potrzebie „ułożenia” się Zachodu z ZSRR co do zakresu reform w Europie Środkowo-Wschodniej[208].

14 listopada 1989 roku Margaret Thatcher określając przemiany w Europie Wschodniej mianem historycznych, jednocześnie podkreśliła, że Zachód powinien okazywać ostrożność wobec dokonującej się ewolucji. Zdaniem premier Wielkiej Brytanii przybierała ona czasami zbyt szybkie tempo. „(…) Może ono być niebezpieczeństwem i dlatego należy patrzeć dziś w przyszłość z umiarem (…).”[209].

Od października 1989 roku rząd Margaret Thatcher przyjął orientację, której cechą było przeciwstawianie się poszukiwaniom nowych formuł bezpieczeństwa europejskiego i obstawanie przy nienaruszalności podziału na dwa bloki. 18 października minister obrony Wielkiej Brytanii Tom King, w Izbie Gmin uznał potrzebę dalszego istnienia, przez „jakiś krótki czas”, struktury Układu Warszawskiego: „(…) gdy wchodzimy w okres trudności, zarówno Układ Warszawski jak i NATO, powinny zostać zachowane, jako że dają one jakieś zapewnienie stabilności (…)”[210].

Takie poglądy można uznać za próby zachowania porządku pojałtańskiego. Margaret Thatcher bardzo wyraźnie głosiła tezy o konieczności podtrzymywania status quo w Europie we wszelkich jego aspektach. Uważała, że Zachód nie powinien czynić nic, co mogłoby pomnożyć wewnętrzne trudności Gorbaczowa. Układ Warszawski nie był jednak dobrowolnym sojuszem jego członków, zawiązanym dla ochrony ich wzajemnego bezpieczeństwa. Premier Wielkiej Brytanii wiedziała, iż pozostawał on instrumentem sowieckich rządów w Europie Wschodniej. Wielokrotnie udzielała jednak takiemu stanowi rzeczy poparcia. 18 listopada 1989 r. na spotkaniu paryskim stwierdziła, że „(…) chociaż zachodzące na naszych oczach zmiany mają znaczenie historyczne, nie wolno nam popadać w euforię. Upłynie kilka lat zanim w Europie Wschodniej będziemy mieli do czynienia z prawdziwą demokracją i reformą gospodarczą. Nie może być mowy o zmianie granic, musi bowiem obowiązywać Akt Końcowy konferencji helsińskiej” [211].

Zmiana granic dotyczyła przede wszystkim samego Związku Sowieckiego. Niepodległościowe dążenia państw nadbałtyckich-Litwy, Łotwy i Estoni a także Ukrainy i Białorusi, spotkały się z chwiejną niejednokrotnie reakcją premier Wielkiej Brytanii. Rząd Margaret Thatcher nie chciał podjąć się roli negocjatora w kryzysie między Wilnem a Moskwą, mimo wyraźnej sympatii dla narodu litewskiego. W czasie wizyty w ZSRR w kwietniu 1990 r., m.s.z. Wielkiej Brytanii D.Hurd zaapelował jednak do Gorbaczowa o rozpoczęcie rozmów z Litwą: „(…) Wierzymy, że naród litewski wyraźnie zadeklarował swe życzenie decydowania o własnym losie. Wierzę, że władze sowieckie to uznają. Wiemy z własnego doświadczenia po wojnie jak trudno jest ustosunkować się do aspiracji ruchów narodowych (…). Wyrażamy zaniepokojenie sytuacją na Litwie, ponieważ w ogólnych ramach stosunków Wschód-Zachód stawką jest wielkie porozumienie (…)”[212]. Gesty poparcia jakie Thatcher okazywała narodom bałtyckim, były jednak bardzo ostrożne. 10 maja 1990 r. doszło do spotkania Margaret Thatcher z premier Litwy Kazimierą Prunskiene. Została ona przyjęta na Downing Street nie jako szef rządu, lecz „wybrany przedstawiciel narodu litewskiego”[213]. Margaret Thatcher podkreśliła wtedy, że rozwiązania konfliktu należy szukać na drodze rokowań, nie może on jednak zagrozić stosunkom Wschód-Zachód. Takie stanowisko zajmowała aż do momentu odejścia z urzędu premiera w listopadzie 1990 r[214].

Zupełnie inna była polityka premier Thatcher wobec Ukrainy i Białorusi. W czerwcu 1990 r. premier Wielkiej Brytanii odwiedziła Kijów. W czasie zaimprowizowanego wystąpienia, w nowo wybranej Radzie Najwyższej Ukrainy, Thatcher została zapytana czy Zjednoczone Królestwo byłoby gotowe do nawiązania stosunków dyplomatycznych z Ukrainą. Odpowiedź była krótka ale bardzo bogata w treść: „(…) przecież nie utrzymujemy stosunków z Kalifornią (…)”[215]. Nie mogło więc być mowy o poparciu premier Wielkiej Brytanii dla niepodległej Ukrainy. Margaret Thatcher była bardzo zaskoczona wydarzeniami jakie zaobserwowała w Kijowie: „(…) Nie poinformowano mnie właściwie o sytuacji na Ukrainie. Wszędzie widziałam błękitno-żółto chorągiewki i flagi oraz inne znaki mówiące, że domaga się ona niepodległości. Nie wiedziałam, co robić. Chociaż bardzo podziwiałam generała de Gaulle’a, nie zamierzałam znieważać moich radzieckich gospodarzy wygłaszając uwagi podobne do jego wypowiedzi „Vive le Quebec libre”. Nie chciałam tego robić nie tylko dla tego, że byłam pewna, iż pan Gorbaczow nigdy nie pozwoli Ukrainie oderwać się bez walki od Związku Sowieckiego. Pogląd mówiący, że nie tylko ZSRR, ale nawet Rosja poczują się zagrożone powstaniem odrębnego państwa ukraińskiego, był wyznawany zarówno przez Rosjan nie będących komunistami, jak i przez komunistów (…)”[216].

Polityka Margaret Thatcher wobec procesów niepodległościowych przebiegających w Europie Środkowej i Wschodniej, miała różny charakter zależny w dużej mierze od położenia danego kraju i determinacji jego mieszkańców w dążeniu do niezależności. Premier Wielkiej Brytanii nie miała wątpliwości, że narody takie jak polski czy węgierski, muszą i chcą wyzwolić się z zależności od Moskwy. Jej niepokój budziło jednak tempo zmian. Stąd poparcie Margaret Thatcher dla sensowności istnienia Układu Warszawskiego i jej wątpliwości co do zdolności nowych elit do wprowadzania zmian w sferze gospodarki i instytucji państwowych, które miały przestać służyć komunistycznym władcom na rzecz wolnych i demokratycznych społeczeństw. Inaczej traktowała antysowieckie wystąpienia narodów będących częścią ZSRR. Z dużą dozą sympatii potraktowała trzy państwa bałtyckie, przede wszystkim Litwę, chcące zrzucić sowieckie jarzmo. Nie uznała jednak ich niepodległości w obawie przed podważeniem pozycji Gorbaczowa i możliwością wybuchu konfliktu zbrojnego w ramach ZSRR. Margaret Thatcher była przerażona wizją rozpadu Związku Sowieckiego, który nieodłącznie kojarzył jej się z destabilizacją w Europie, a nawet na całym świecie. Premier Wielkiej Brytanii nie miała zupełnie zrozumienia dla narodowych uczuć Ukraińców, nie wspominając o Białorusinach, których w ogóle nie widziała na nowej mapie Europy. Margaret Thatcher uznawała prawo do samostanowienia narodów. Kiedy jednak w grę wchodziło bezpieczeństwo Wielkiej Brytanii i Zachodu, Żelazna Dama brała pod uwagę memorandum na jego stosowanie. W swym pamiętniku przyznała, że jej polityka opierała się na fałszywej przesłance: „(…) Obecnie jestem zdania, że my wszyscy na Zachodzie przeceniliśmy zdolność imperium sowieckiego, którego trzon stanowiła ideologia marksistowska i komunistyczna nomenklatura-imperium zbudowanego i utrzymywanego przy użyciu siły-do przetrwania pierwszego etapu politycznej wolności. Być może zbyt bezkrytycznie słuchaliśmy dyplomatów i zachodnich ekspertów, zbyt małą zaś wagę przywiązywaliśmy do opinii emigrantów politycznych (…)”[217].

Zgadzając się zasadniczo z powyższą oceną należy dodać, że Margaret Thatcher wyraźnie nie nadążała za ogromem wydarzeń, które przyniósł rok 1989 i 1990. Jej szczerą chęcią było obalenie komunizmu w każdym zakątku Ziemi. Premier Wielkiej Brytanii była jednak konserwatystką i chciała zobaczyć ewolucyjne przejście od świata rywalizacji supermocarstw, do ery współpracy wolnych narodów. Czas „zimnej wojny” skończył się, wbrew jej życzeniom, rewolucją. Wszyscy żyjący współcześnie wiemy, że była ona bezkrwawa. Margaret Thatcher dobrze znała historię, dlatego nie mogła tego przewidzieć.

1 sierpnia 1990 r. między prezydentem ZSRR Michaiłem Gorbaczowem a przewodniczącym Rady Najwyższej Federacji Rosyjskiej Borysem Jelcynem doszło do bardzo ważnego porozumienia. Obaj politycy postanowili opracować wspólny plan wprowadzenia w Związku Sowieckim gospodarki rynkowej. Datę tą można uznać za koniec „głasnosti” i „pierestrojki”. Od tego momentu zaczął się nowy etap historii ZSRR, który przestawał być państwem komunistycznym[218].

Stosunków brytyjsko-sowieckich w1989 i 1990 r. nie można zrozumieć bez brania pod uwagę „problemu niemieckiego”. Działania rządu Thatcher wobec ZSRR bardzo często były pretekstem do wymuszenia na partnerach w NATO, pożądanej przez premier Wielkiej Brytanii polityki określającej pozycję Niemiec w Europie. 9 kwietnia 1989 roku Thatcher oświadczyła, że będzie kontynuowała kampanię na rzecz modernizacji broni nuklearnej krótkiego zasięgu, mimo opozycji ze strony Gorbaczowa. „(…) Związek Sowiecki modernizuje swoje bronie. My wierzymy w broń nuklearną. Jest to część elastycznej odpowiedzi NATO (…) nie możemy opierać polityki obronnej na czyichś dobrych intencjach. Niektóre państwa na świecie kupują samoloty przeznaczone do atakowania (…) [aluzja do sprzedaży przez ZSRR piętnastu myśliwców bombardujących do Libii-przyp. M. A. ]”[219]. Rozniecanie nastrojów antysowieckich, na etapie daleko idących posunięć rozbrojeniowych, było skierowane nie w stronę Moskwy lecz ku Bonn. Służyły one rozgrywaniu wewnętrznych sporów w NATO i wzmaganiu presji na władze niemieckie. Miały one zaakceptować dalsze ponoszenie ciężarów wynikających z obecności wojsk państw NATO na terytorium niemieckim i przystać na rozlokowanie tam nowej generacji taktycznych broni jądrowych. Strach przed neutralizacją Niemiec zmuszał Thatcher do atakowania ZSRR[220]. Dyplomacja sowiecka trafnie odczytywała powody demonizowania ZSRR. Dlatego plany modernizacji broni jądrowych NATO określono delikatnie mianem „nie najwłaściwszej” odpowiedzi na dokonane już i mające nastąpić sowieckie kroki zmniejszające poczucie zagrożenia na Zachodzie[221].

Z tego samego powodu rząd Margaret Thatcher odrzucił propozycje rozbrojeniowe Gorbaczowa, które przedłożył on w połowie maja 1989 roku[222]. Zdaniem Thatcher miały one znikome znaczenie militarne. Zgłoszenie ich tuż przed ważnymi spotkaniami na forum NATO, premier Wielkiej Brytanii oceniła jako działania polityczne mające na celu destabilizację NATO i oderwanie Europy od USA[223]. Sprawa taktycznych broni jądrowych była w istocie mało ważna. Margaret Thatcher interesowała się przede wszystkim kształtem jednoczącej się Europy i rolą jaką miały w niej odegrać Niemcy. Chwiejne stanowisko kanclerza Kohla wobec modernizacji broni jądrowych a także jego stosunek do propozycji Gorbaczowa stał się powodem jej niepokoju[224].

Sprawa zjednoczenia Niemiec spowodowała dużą zmianę w stosunku Margaret Thatcher do Gorbaczowa. Premier Wielkiej Brytanii była zdecydowanym przeciwnikiem tego procesu. Ogromne państwo niemieckie było dla premier Thatcher zagrożeniem równowagi w Europie Zachodniej. Takiego samego stanowiska spodziewała się ona ze strony ZSRR. Dla Gorbaczowa powstanie silnych Niemiec, zjednoczonych na sposób zachodni, oznaczało jeszcze jedną kompromitację systemu sowieckiego. Kwestia niemiecka była najważniejszą przyczyną spotkania Thatcher i Gorbaczowa w Moskwie 23 września 1989 roku[225]. „(…) W Moskwie pan Gorbaczow i ja otwarcie rozmawialiśmy na temat Niemiec. Wyjaśniłam, że chociaż NATO tradycyjnie w swoich oświadczeniach popierało aspirację Niemiec do zjednoczenia, to w praktyce byliśmy pełni obaw.(…) Pan Gorbaczow stwierdził, że ZSRR także nie pragnie zjednoczenia Niemiec. To umocniło mnie w postanowieniu, by spowolnić zawrotne już wtedy tempo wydarzeń.(…)”[226]. Postawa Thatcher oznaczała, iż widziała ona w Gorbaczowie sprzymierzeńca. We wrześniu 1989 r., po raz pierwszy od czasów Wielkiej Koalicji, interes Wielkiej Brytanii i ZSRR był zbieżny. Spontaniczna postawa Niemców a także osamotnienie premier Thatcher wśród innych przywódców Zachodu, spowodowały iż zjednoczenie państw niemieckich dokonało się szybko. Już w lutym 1990 roku w czasie spotkania Kohl-Gorbaczow, przywódca ZSRR zgodził się na to, że: „(…) decyzję o jedności narodu niemieckiego muszą podjąć sami Niemcy (…)”[227]. W lipcu 1990 r. Gorbaczow potwierdził publicznie, iż zjednoczone Niemcy powinny być członkiem NATO. Wszystko to złożyło się na największą klęskę w karierze Margaret Thatcher na stanowisku premiera Wielkiej Brytanii.

23 lipca 1990 r. wiceminister spraw zagranicznych Wielkiej Brytanii W.Waldegrave wygłosił przemówienie na Kongresie Studiów Sowietologicznych, które zapowiadało zwrot w polityce Zjednoczonego Królestwa wobec ZSRR. W.Waldegrave stwierdził, iż „(…) miejsce ZSRR w Europie i świecie rodzi zasadnicze pytania (…)”, jednocześnie „od niechcenia” wtrącił „(…) a może powinienem powiedzieć piętnastu republik sowieckich? (…)”[228]. Takie stanowisko oznaczało, iż dla Foreign Office sprawa, jak to określiła premier Thatcher w czasie wizyty w Kijowie, „stosunków z Kalifornią” istniała jednak na porządku dziennym. W.Waldegrave przedstawił pięć podstawowych zasad, o które miała się opierać polityka Wielkiej Brytanii wobec przemian w ZSRR. Zjednoczone Królestwo miało wspierać: „(…) dobrowolność więzi w ramach związku opartych nie na przymusie i kontroli z centrum lecz na szczerym pragnieniu współdziałania; pluralizm systemu politycznego-wraz z gwarancjami swobody słowa i zrzeszania się, w którym partia komunistyczna będzie musiała rywalizować z innymi partiami; gospodarkę reagującą na prawomocne oczekiwania społeczeństwa sowieckiego, w której produkcja kieruje się popytem, nie zaś na odwrót; ZSRR powinien być krajem nie zagrażającym nikomu, jak też i nie czującym się zagrożonym przez nikogo; powinien być integralną częścią społeczności międzynarodowej, w której jego głos będzie mieć należytą wagę. (…)”[229].

Wśród sposobów bezpośredniego przyczynienia się do większej otwartości, dobrobytu i demokracji w ZSRR, wiceminister spraw zagranicznych Wielkiej Brytanii wymienił działania w czterech strefach: bezpieczeństwa międzynarodowego, instytucji europejskich, włączenia ZSRR do gospodarki światowej oraz pomocy gospodarczej. Pierwszą z nich miała wyczerpywać deklaracja londyńska NATO. Jeśli chodzi o drugą, Waldegrave zauważył, że istnienie zarówno Układu Warszawskiego jak i RWPG nie miało w 1990 r. długiej przyszłości: „(…) realistycznym pytaniem jest-kiedy odbędzie się ich ostatnie namaszczenie (…)”. Wiceminister spraw zagranicznych Wielkiej Brytanii stwierdzał także, iż bezpośrednią drogą zintegrowania ZSRR w ramach nowej Europy [tzn. tej w ramach której pozostawały zjednoczone Niemcy i która miała być gotowa na przyjęcie nowych członków przyp. M.A] miało być KBWE. Waldegrave potwierdził, że wśród krajów Zachodu istniała zgoda co do tego, iż ZSRR powinien powinien dokonać zdecydowanych kroków w kierunku gospodarki rynkowej. Jego zdaniem, utrzymujący się w 1990 r. brak realnej reformy gospodarczej, zasadniczo ograniczał możliwość pomocy ze strony Wielkiej Brytanii i innych krajów Europy Zachodniej: „(…) Dopóki nie będą istnieć niezbędne struktury, pomoc finansowa z zagranicy nie ma sensu (…)”[230].

Z postulatami W.Waldegrave’a, współgrało studium o sytuacji w ZSRR opracowane w Foreign Office w lipcu 1990 r. Podstawowa jego teza stwierdzała, iż: „(…) władza i wpływy Gorbaczowa nieodwracalnie maleją a rozpad ZSRR jest dziś nieunikniony (…)”. Opinia analityków z Foreign Office stanowiła zasadnicze odejście od poglądów wyznawanych przez Margaret Thatcher od 1985 r. Zdaniem autorów dokumentu, Gorbaczow w 1990 r. dokonał wszystkiego czego mógł dokonać-zarówno w gospodarce jak i polityce. Rozbił władze w KPZR i aparat centralnego planowania; następne kroki Sekretarza Generalnego były już tylko: „(…) ograniczaniem szkód, wydarzenia biegną bowiem już własnym biegiem. Gorbaczow pragnie spiesznie przeforsować ustawy przekształcające ZSRR w federację na wpół niezależnych republik, mających wspólną armię i politykę zagraniczną, ale-z uwagi na uchwalanie niepodległości przez kolejne republiki-zaczyna mu brakować czasu.(…)”[231].

Konsekwencją poglądów wyrażanych przez W.Waldegrave’a i innych dyplomatów brytyjskich, było uznanie B.Jelcyna za polityka, który powinien kontynuować reformy Gorbaczowa[232]. Jak się wydaje, Margaret Thatcher nie mogła się pogodzić z faktem, iż jej polityka wschodnia musi ulec zmianie. Jedna z brytyjskich gazet „złośliwie” podsumowała takie stanowisko premier Wielkiej Brytanii pisząc, iż: „(…) Margaret Thatcher najwyraźniej sądzi, że oboje oni [tzn. Gorbaczow i premier Thatcher przyp. M.A.] będą wieczni.(…)”[233].

22 listopada 1990 r. Margaret Thatcher po jedenastu latach sprawowania rządów, złożyła rezygnację z funkcji premiera Wielkiej Brytanii . Z perspektywy kilku lat, które dzielą nas od upadku komunizmu w ZSRR i Europie Środkowo-Wschodniej, należy stwierdzić, że zmiana na stanowisku premiera Zjednoczonego Królestwa w listopadzie 1990 r. była końcem pewnej epoki w dziejach stosunków brytyjsko-sowieckich, zdominowanych przez dwie wybitne osobowości: Margaret Thatcher i Michaiła Gorbaczowa. Ustąpienie polityka, który „przetrwał” trzech Sekretarzy Generalnych KC KPZR, dwóch prezydentów Stanów Zjednoczonych, osiągnął dominującą pozycję wśród innych przywódców Europy Zachodniej i w dużym stopniu przyczynił się do zdyskredytowania komunizmu, było jednak Wielkiej Brytanii bardzo potrzebne. Umożliwiało ono wypracowanie takiej polityki wschodniej, która odpowiadała nowym zjawiskom zachodzącym wewnątrz Związku Sowieckiego i w krajach Europy Środkowo-Wschodniej.

PODSUMOWANIE

Przeprowadzona analiza pozwala autorowi niniejszej pracy na przedstawienie ogólniejszych spostrzeżeń i wniosków. Margaret Thatcher obejmując w 1979 r. funkcję premiera Wielkiej Brytanii, była politykiem już w pełni ukształtowanym, chociaż jednocześnie pozbawionym doświadczenia w dziedzinie problematyki międzynarodowej. Cztery lata przewodzenia opozycji w parlamencie brytyjskim nie zmieniły tego stanu rzeczy. Margaret Thatcher miała jednak bardzo sprecyzowany światopogląd, w oparciu o który chciała budować wizję polityki zagranicznej Zjednoczonego Królestwa. Wierzyła w wartości, które jej zdaniem zadecydowały o rozkwicie cywilizacji Zachodu: wolność jednostki, indywidualną odpowiedzialność, wolny rynek, instytucje demokratyczne, silne-ale ograniczone w swych funkcjach-państwo a także w ład moralny wynikający z chrześcijaństwa.

Wyznając takie zasady, nie mogła mieć żadnych złudzeń wobec systemu komunistycznego i politycznych celów ZSRR. Jej najbliższy polityczny sojusznik Ronald Reagan użył wobec niego określenia „imperium zła”. Bez wątpienia jednak odzwierciedlało ono także poglądy Margaret Thatcher na naturę systemu komunistycznego. Liczne tego dowody można odnaleźć w jej wypowiedziach z okresu 1975-1979 kiedy Margaret Thatcher pozostając szefem „gabinetu cieni”, dała się poznać jako przeciwniczka komunizmu i krytyk polityki odprężenia.

Margaret Thatcher stanęła na czele państwa w okresie trudnym zarówno dla jej kraju, jak też dla całego Zachodu. Wielka Brytania uważana była za „chorego człowieka Europy”. Gospodarka brytyjska coraz wyraźniej pozostawała w tyle za zachodnioeuropejskimi konkurentami. Na arenie międzynarodowej Zachód znajdował się w defensywie. Rozmieszczenie sowieckich rakiet średniego zasięgu w Europie naruszyło równowagę strategiczną na kontynencie. W konwencjonalnych siłach zbrojnych ZSRR uzyskał przewagę. Trwała sowiecka ekspansja w krajach Trzeciego Świata. Zachód nie dysponował przywództwem zdecydowanym na skuteczne przeciwstawienie się sowieckiej polityce stwarzania faktów dokonanych. Bardzo wielu poważnych publicystów i komentatorów międzynarodowej polityki przychylało się do tezy, że system komunistyczny, mimo swej niewydolności gospodarczej, zaczyna wygrywać walkę o prymat nad światem.

Margaret Thatcher chciała przeciwdziałać takiemu stanowi rzeczy. W latach 1979-1985 brała udział w inicjatywach skierowanych przeciwko sowieckiej ekspansji. Premier Wielkiej Brytanii była przekonana, ze sowieccy przywódcy rozumieli przede wszystkim argument siły, dlatego w 1979 r. stała się gorącym zwolennikiem rozmieszczenia amerykańskich rakiet średniego zasięgu na terenie Europy Zachodniej. Podjęła także ścisłą współpracę ze Stanami Zjednoczonymi w obliczu sowieckiej agresji w Afganistanie. Starała się jednocześnie zaktywizować brytyjską politykę w rejonie Zatoki Perskiej, co miało być jednym z elementów powstrzymujących poszerzanie przez ZSRR swojej strefy wpływów. Margaret Thatcher konsekwentnie popierała wszelkie przejawy antykomunistycznej opozycji w Europie Środkowo-Wschodniej, przede wszystkim powstanie i działalność „Solidarności”. Po wprowadzeniu stanu wojennego w Polsce, biorąc pod uwagę wciąż słabą kondycję brytyjskiej gospodarki, nie poparła jednak sankcji prezydenta Reagana, które miały przyczynić się do destabilizacji sowieckiej gospodarki. Premier Wielkiej Brytanii, mimo iż pozostawała w bardzo dobrych stosunkach z Ronaldem Reaganem, prowadziła niezależną od Waszyngtonu politykę wobec ZSRR. Nie podzielała poglądu prezydenta Stanów Zjednoczonych, który upatrywał końca epoki nuklearnej w badaniach nad Inicjatywą Obrony Strategicznej. Broń atomowa była dla Margaret Thatcher czynnikiem stabilizującym stosunki międzynarodowe. W 1983 r. premier Thatcher uznała „zimnowojenną” politykę Stanów Zjednoczonych za zbyt ryzykowną. Z tego powodu próbowała poszerzać kontakty z ZSRR. Najlepszym dowodem tego, iż była to decyzja słuszna stało się spotkanie premier Zjednoczonego Królestwa z M.Gorbaczowem w Londynie w grudniu 1984 r. Wizyta Gorbaczowa, którego uznawano za następcę Sekretarz Generalnego K.Czernienki, świadczyła o tym, że Moskwa doceniała rolę jaką odgrywała Margaret Thatcher w dążeniu do poprawy stosunków Wschód-Zachód.

Wybór Gorbaczowa na stanowisko Sekretarza Generalnego KC KPZR w marcu 1985 r., spotkał się z bardzo życzliwym przyjęciem premier Wielkiej Brytanii. Margaret Thatcher miała nadzieję na jeszcze większe zaktywizowanie brytyjskiej polityki wschodniej. Taka postawa premier Thatcher była wynikiem bardzo pozytywnego wrażenia jakie wywarł na niej Gorbaczow w czasie wizyty w Londynie. Szczególna, w porównaniu z poprzednimi sowieckimi przywódcami, osobowość Gorbaczowa została „odkryta” dla Zachodu właśnie przez Margaret Thatcher. Fundamentem brytyjskiej polityki wobec ZSRR, przyjętym od początku objęcia rządów przez Gorbaczowa i podtrzymanym aż do odejścia Margaret Thatcher ze stanowiska premiera Wielkiej Brytanii, stało się założenie, iż powodzenie reform w Związku Sowieckim nie stanowiło zagrożenia dla demokratycznego świata. Przyjęcie takiego kursu w brytyjskiej polityce wschodniej, wbrew poglądom wyznawanym przez wielu konserwatywnych polityków na świecie, dla których każde pogorszenie się sytuacji wewnętrznej ZSRR było dla Zachodu korzystne, stanowi osobisty wkład Margaret Thatcher w pokojowe obalenie komunizmu.

Przebieg i postanowienia pierwszego w okresie sprawowania władzy przez Gorbaczowa plenum partyjnego a także XXVII Zjazdu KC KPZR, świadczyły o tym, że Sekretarz Generalny chce wprowadzić zmiany, które zwiększą jedynie wydolność systemu komunistycznego. O żadnym zwrocie w kierunku demokracji nie mogło być mowy. Poglądy nowego kierownictwa na sprawy międzynarodowe także nie różniły się od utartych przez dziesięciolecia wzorców. Stosunki brytyjsko-sowieckie uległy nieznacznemu pogorszeniu za sprawą afer szpiegowskich, które miały miejsce w kwietniu i wrześniu 1985 r. W latach 1985-1986 polityka Margaret Thatcher wobec ZSRR musiała być bardzo ostrożna. Premier Thatcher z niepokojem śledziła zintensyfikowane działania dyplomacji sowieckiej, która od początku sprawowania władzy przez Gorbaczowa wysuwała liczne propozycje rozbrojeniowe. Ewentualne wprowadzenie niektórych z nich w życie, podważyłoby skuteczność brytyjskiego systemu odstraszania nuklearnego. Margaret Thatcher w latach 1985-1986 wielokrotnie usiłowała zanegować zarówno intencje jak i sens sowieckich planów rozbrojeniowych. W czasie spotkania Ronalda Reagana i Gorbaczowa w Rejkiawiku okazało się , iż prezydent Stanów Zjednoczonych gotów był poświęcić interes Wielkiej Brytanii, po to by móc zrealizować swoją wizję świata uwolnionego od broni jądrowej. Należy jednocześnie podkreślić, że wspólne oświadczenie Margaret Thatcher i Ronalda Reagana w Camp Dawid z listopada 1986 r. nie byłoby możliwe, gdyby nie błąd Gorbaczowa i dyplomacji sowieckiej w Rejkiawiku. Wielkiej Brytanii udało się jednak utrzymać pozycję państwa, z którym oba supermocarstwa musiały się liczyć. Margaret Thatcher w dalszym ciągu prowadziła politykę dialogu ze Związkiem Sowieckim. Takie działania wzmacniały prestiż Zjednoczonego Królestwa, przyczyniały się także do polepszenia stosunków między Wschodem i Zachodem. Ich rezultatem było nie tylko zaproszenie Margaret Thatcher do złożenia wizyty w Moskwie, ale także powolna zmiana w sposobie myślenia Gorbaczowa. Sekretarz Generalny doceniał, w odróżnieniu od swych poprzedników, potrzebę wymiany poglądów z przywódcami stojącymi na przeciwległym biegunie światopoglądowym. Był otwarty na obce sobie idee, co zaowocowało w konsekwencji odrzuceniem przez niego części doktryn marksistowsko-leninowskich.

Wizyta Margaret Thatcher w ZSRR na przełomie marca i kwietnia 1987 r., była przełomowa dla stosunku premier Wielkiej Brytanii do „pierestrojki” Gorbaczowa. Mimo braku radykalnych zmian w ZSRR, Margaret Thatcher miała okazję przekonać się o zmianie akcentów w polityce Gorbaczowa, który drobnymi posunięciami starał się zmienić wizerunek totalitarnego państwa. Premier Zjednoczonego Królestwa utwierdziła się w przekonaniu, że Gorbaczow szczerze pragnął demokratyzacji Związku Sowieckiego. Z tego powodu udzielała bezwzględnego poparcia reformom Gorbaczowa na arenie międzynarodowej. Nie przeszkodziło to Margaret Thatcher w sformułowaniu poglądu o kompensacji dla państw pozbawionych, na skutek podpisanego w Waszyngtonie układu INF, amerykańskiego „parasola nuklearnego”. Takie stanowisko doprowadziło do zadrażnień z Moskwą. Gorbaczow musiał ograniczać wydatki na zbrojenia w ZSRR. Powodzenie negocjacji rozbrojeniowych było kwestią, która pośrednio wpływała na przeprowadzanie reform Sekretarza Generalnego. Stosunki brytyjsko-sowieckie w latach 1987-1989 były jednak najlepsze w powojennej historii obu krajów. Gorbaczow odwiedził Wielką Brytanię w drodze na spotkanie z prezydentem Reaganem w Waszyngtonie. Był to wyraz uznania dla roli jaką odgrywała Margaret Thatcher w kontaktach między Wschodem i Zachodem. Dialog Thatcher-Gorbaczow stał się podstawą stabilizacji w stosunkach między wolnym i komunistycznym światem w okresie przekazywania władzy w Stanach Zjednoczonych w 1988 r. Dwutorowa polityka premier Zjednoczonego Królestwa odniosła więc pełny sukces. Gorbaczow, pomimo sceptycznego stosunku Margaret Thatcher wobec radykalnych postulatów rozbrojeniowych, nie mógł i nie chciał pomijać stanowiska premier Wielkiej Brytanii. Świadczy to o tym jak wielka była różnica w postrzeganiu osoby Margaret Thatcher przez sowieckie kierownictwo od czasu, gdy jedna z moskiewskich gazet nadała jej ironiczny przydomek „Iron Lady”. W czasie wizyty w Londynie w kwietniu 1989 r., Gorbaczow rozmawiał nie z jednym z wielu przywódców Zachodu, ale z politykiem, o którego poparcie zabiegał. Pobyt Gorbaczowa w Wielkiej Brytanii zamknął „zimnowojenny” etap stosunków brytyjsko-sowieckich. Margaret Thatcher uznała sowieckiego przywódcę za człowieka, który ma do spełnienia historyczną misję. Jej celem było ewolucyjne przejście od komunizmu do demokracji. Powodzenia tego procesu nie wyobrażała sobie bez udziału Gorbaczowa, który był niekwestionowanym inicjatorem zmian w ZSRR.

Margaret Thatcher nie przewidziała upadku komunizmu w Europie Środkowo-Wschodniej i ZSRR. Wydarzenia, które miały miejsce w 1989 r. zaskoczyły premier Wielkiej Brytanii. „Okrągły Stół” i powstanie rządu Tadeusza Mazowieckiego, „jesień ludów”, zburzenie muru berlińskiego i postulat zjednoczenia obu państw niemieckich, wszystko to złożyło się na pokojową rewolucję, która obaliła komunizm.. Zmiany w Europie nie wzbudziły jednak entuzjazmu Margaret Thatcher. Premier Zjednoczonego Królestwa obawiała się destabilizacji, która często w historii świata towarzyszyła gwałtownym procesom. Z tego powodu starała się opóźnić zjednoczenie Niemiec oraz poparła potrzebę istnienia Układu Warszawskiego; nie uznała także niepodległości państw nadbałtyckich-Litwy, Łotwy i Estonii i nie brała pod uwagę dążeń niepodległościowych narodu Ukraińskiego. W latach 1989-1990, wbrew wielu przesłankom, które świadczyły o tym, że hasło „pierestrojki” musi zostać zastąpione przez demokrację i wolny rynek, wciąż popierała Gorbaczowa jako gwaranta reform w ZSRR. Premier Wielkiej Brytanii w końcowym okresie swoich rządów, próbowała więc do pewnego stopnia bronić porządku stworzonego w Jałcie.

Wydaje się, że w powszechnej świadomości Margaret Thatcher jawi się jako polityk, który konsekwentnie obok Ronalda Reagana, zwalczał komunizm. Jest to oczywiście prawdą. Należy jednak pamiętać, że premier Wielkiej Brytanii od 1985 r. aż do odejścia z urzędu, popierała „pierestrojkę” i „głasnost”, których realizacja miała jedynie usprawnić komunizm a nie doprowadzić do jego upadku. Wspierała także Michaiła Gorbaczowa, który nigdy nie odrzucił ideologii marksistowskiej. Do 1989 r. polityka ta miała swoje uzasadnienie i stanowi wkład Margaret Thatcher w uwolnienie Europy od komunizmu. Po 1989 r. działania premier Thatcher budzą wiele zastrzeżeń autora niniejszej pracy. Ocena działań wielkich mężów stanu, tak jak i przeciętnych ludzi, rzadko bywa jednoznacznie pozytywna bądź negatywna. Margaret Thatcher nie jest wyjątkiem od tej zasady.

BIBLIOGRAFIA

Wspomnienia, pamiętniki, opracowania i monografie:

  1. Ch.Andrew i Oleg Gordijewski, KGB, Warszawa 1997.
  2. Z. Brzeziński, Cztery lata w Białym Domu-wspomnienia, Warszawa 1990.
  3. A.Brown, The Gorbachev factor, Oxford 1996.
  4. K.Curtis, Britain and the Soviet Union: 1917-89, London 1990.
  5. K.Dawisha, Eastern Europe, Gobachev and the reform: the great challenge, Cambridge 1990.
  6. J.Duncan,A.Prawda, [pod red.], Soviet-British relations since the 1970’s, Cambridge 1990.
  7. M.Gorbaczow, Przebudowa i nowe myślenie dla naszego kraju i dla całego świata, Warszawa 1988.
  8. M.Gorbaczow, Jawność i przebudowa: wybór prac z lat 1986-1988, Warszawa 1989.
  9. M.Gorbaczow, Socjalistyczna idea i rewolucyjna przebudowa, Moskwa 1989.
  10. K.Harris, Margaret Thatcher, przeł. J.Chociłowski, Łódź 1992.
  11. G.Ionescu, Leadership in an interdependent world: the statesmaship of Adenauer, De Gaulle, Thatcher, Reagan and Gorbachev, Harlow 1991.
  12. H. Kissinger, Dyplomacja, Warszawa 1996.
  13. I.Korcziłow, Kulisy dyplomacji-historyczne rozmowy na szczycie we wspomnieniach rosyjskiego tłumacza, przeł. M.Słysz, Warszawa 1998.
  14. J.Krieger, Reagan, Thatcher and the politics of decline, Cambridge 1986.
  15. W.Malendowski, Zimna wojna: sprzeczności, konflikty i punkty kulminacyjne w radziecko-amerykańskiej rywalizacji, Poznań 1994.
  16. W.Materski, [pod red.], Polityka zagraniczna Rosji i ZSRR, Łódź 1994.
  17. F.L.Robbin, S.Clarc, Britain’s security policy. The modern soviet view, London 1987.
  18. P.Schweizer, Victory czyli zwycięstwo, przeł. I.Apiński, Warszawa 1994.
  19. J.Smaga, Era Gorbaczowa?, Warszawa 1989.
  20. G. Smith, Reagan and Thatcher, London 1990.
  21. Z.Szczerbowski, Dialog rozbrojeniowy ZSRR-USA [1981-1988], Warszawa 1989.
  22. Z.Szczerbowski, Radziecko-amerykański dialog rozbrojeniowy. Europejskie implikacje układu ZSRR-USA o likwidacji rakiet średniego i krótszego zasięgu, Warszawa 1989.
  23. Z.Szczerbowski, Radziecko-amerykański dialog rozbrojeniowy 1990: zbrojenia strategiczno-kosmiczne, Warszawa 1990.
  24. M.Thatcher, Lata na Downing Street- wspomnienia z okresu pełnienia funkcji premiera rządu Zjednoczonego Królestwa, przeł. A.Kościukiewicz, K.Michalska, Gdańsk 1996.
  25. L.M.Zamiatin, Gorbi i Meggi. Zapiski posla o dvuch izvestnych politikach- Michaile Gorbacevie i Margaret Tetcer, Ljubercy 1995.
  26. P.S.Worden, SDI [Strategic Defence Initiative] and the alternatives, Washington 1991.
  27. The Conserwatiwe Manifesto 1979, London 1979.
  28. The Conserwatiwe Manifesto 1983, London 1983.
  29. The Next Moves Forward. The Conserwatiwe Manifesto 1987, London 1987.

Prasa i czasopisma specjalistyczne:

  1. 1.     „Prawda”, „Times”, „Biuletyn Specjalny PAP” z lat 1975-1990.
  2. 2.     S.Bialer, J.Afferica, The Genesis of Gorbachev’s World, Foreign Affairs, Vol. 64, 1986 r., Nr 3.
  3. 3.     A.Brown, Change in the Soviet Union, Foreign Affairs, Vol. 64, 1986 r., Nr 3.
  4. C.Clements, Beyond INF: West Germany’s centre-right party and arms control in the 1990’s, International Affairs, Vol. 65, 1990 r., Nr 1.
  5. Freedman, Nuclear Weapons in Europe: Is there an Arms Race?, Journal of International Studies, 1984 r., Nr 1.
  6. 6.     I.Goldman, Gobachev and economic reform, Foreign Affairs, Vol. 65, 1985 r., Nr 1.
  7. R.G.Kaiser, The soviet pretens, Foreign Affairs, Vol. 65, 1986 r., Nr. 2.
  8. 8.     L.Kańtoch, Polityka Wielkiej Brytanii wobec Chin w latach siedemdziesiątych, Sprawy Międzynarodowe, 1980 r., Nr 3.
  9. 9.     J.Kirkpatrick, Beyond the Cold War, Foreign Affairs, Vol. 69, 1990 r., Nr 1.
  10. 10.    M. Koldov: Europe after Cruise and Pershing 2, Journal of International Studies, 1984 r., Nr 1.
  11. 11.     L.Kościuk, Nowe podejście do czynnika wojskowego w polityce ZSRR, Sprawy Międzynarodowe, 1988 r., Nr 12.
  12. A.Lynch, Does Gorbachev matter anymore?, Foreign Affairs, Vol. 69, 1990 r., Nr 1.
  13. M.Mandelbaum, S.Talbot, Reykjavik and beyond, Foreign Affairs, Vol.65, 1986 r., Nr 2.
  14. M.Mandelbaum, Ending the Cold War, Foreign Affairs, Vol.68, 1989 r., Nr 2.
  15. 15.    W.Multan, Układ o likwidacji rakiet średniego zasięgu, Sprawy Międzynarodowe, 1988 r., Nr 10.
  16. M.B.Olcott, The Lithuanian crisis, Foreign Affairs, Vol. 69, 1990 r., Nr 3.
  17. P.Sabin, Proposals and propaganda: arms control and British public opinion in the 1980’s, International Affairs, Vol. 63, 1986/87 r., Nr.1.
  18. J.Schlesinger, Reykiavik and revelation: a turn of tide?, Foreign Affairs, Vol.65, 1987 r, Nr.3.
  19. J.Sharp, After Reykiavik: arms control and the allies, International Affairs, Vol.63, 1987 r., Nr2.
  20. 20.    D.K.Simes, Gorbachew: a new foreign policy?, Foreign Affairs, Vol. 65, 1987 r., Nr 3.
  21. 21.    J.Symonides, Perspektywy rozbrojenia europejskiego po spotkaniu w Rejkiawiku, Sprawy Międzynarodowe, 1987 r., Nr 5.
  22. H.Trevelian, Reflections on soviet and western policy, International Affairs, 1976, Vol.52., Nr 4.
  23. H. Trevelian, Towards a british role in foreign affairs, International Affairs, 1978 r., Vol. 54., Nr 2.
  24. T.Williams, U.S.-Soviet relations: beyond the Cold War?, International Affairs, Vol.65., 1990 r., Nr 2.
  25. A.Zięba, Ewolucja współczesnego konserwatyzmu brytyjskiego, Sprawy Międzynarodowe, 1979 r., Nr 1.
  26. 26.    A.Zięba, Polityka zagraniczna Wielkiej Brytanii w świetle doktryny konserwatystów, Sprawy Międzynarodowe, 1980 r., Nr 11.
  27. 27.    A.Zięba, Thatcheryzm a zasady brytyjskiej polityki zagranicznej, Sprawy Międzynarodowe, 1988 r., Nr 10.

[1] M.Thatcher, Lata na Downing Street-wspomnienia z okresu pełnienia funkcji premiera rządu Zjednoczonego Królestwa, przeł. A.Kościukiewicz, K.Michalska, Gdańsk 1996, ss 783.

[2] L.M.Zamiatin, Gorbi i Meggi-zapiski posla o dwuch izwiestnych politikach-Michaile Gorbacewie i Margaret Tetcer, Ljubercy, 1995, ss 184.

[3] I.Korcziłow, Kulisy dyplomacji-historyczne rozmowy na szczycie we wspomnieniach rosyjskiego tłumacza, przeł. M.Słysz, Warszawa 1998, ss 391.

[4] M.Gorbaczow, Przebudowa i nowe myślenie dla naszego kraju i dla całego świata, Warszawa 1988, ss 243.

[5] W.Materski, [pod red.], Polityka zagraniczna Rosji i ZSRR, Łódź 1994.

[6] Soviet-British relations since the 1970’s, pod red. A.Pravda.,P.Duncan, Cambridge 1990, ss 263.

[7] F.R.Laird, S.Clark, Britain’s security policy. The modern Soviet view, London 1987, ss 74.

[8] K.Curtis, Britain and the Soviet Union: 1917-89, London 1990.ss.134.

[9] K.Harris, Margaret Thatcher, przeł. J.Chociłowski, Łódź 1992, ss 187.

[10] H. Trevelian, Towards a british role in foreign affairs, International Affairs, 1978, Vol. 54., Nr 2, s. 203-204.

[11] Tamże.

[12] A. Zięba, Polityka zagraniczna Wielkiej Brytanii w świetle doktryny konserwatystów, Sprawy Międzynarodowe, 1980 r., Nr 11, s.45-59. Zobacz też: A. Zięba, Ewolucja współczesnego konserwatyzmu brytyjskiego, 1979, Nr 1, s.63.

[13] Tamże, s.46.

[14] K. Harris, Margaret Thatcher, przeł. J. Chociłowski, Łódź 1992, s. 13 i dalej.

[15] PAP BS, 1975 r., RW XXXI, Nr 685(B), s.2.

[16] A. Zięba, dz. cyt., s. 48-49.

[17] Tamże, s.50.

[18] Z. Brzeziński, Cztery lata w Białym Domu-wspomnienia, Warszawa 1990, s.139 i dalej.

[19] K. Harris, dz. cyt., s.91.

[20] PAP BS, RW XXXI, 1975 r., Nr 816, s. 28.

[21] PAP BS, RW XXXI,1975 r., Nr 831, s. 18.

[22] PAP BS, RW XXXII, 1976 r., Nr 912, s.4.

[23] PAP BS, RW XXXII, 1976 r., Nr 913, s.21.

[24] Tamże, s. Werbalny atak na Callaghana, który z premierem Wilsonem od roku 1974 podejmował wysiłki na rzecz normalizacji stosunków między Londynem a Moskwą głosząc przy tym systematycznie konieczność odprężenia ze Wschodem musiał wydawać się dziwny ówczesnym obserwatorom życia politycznego Wielkiej Brytanii.[przyp. M. A.]

[25] PAP BS, RW XXXII, 1976 r., Nr 914, s.12.

[26] PAP BS, RW XXXII, 1976 r., Nr 915 i 916, s.16 i 24.

[27] H.Trevelian, Reflections on soviet and western policy, International Affairs, 1976, Vol.52, Nr 4, s.527-529.

[28] Tamże, s.530. Humprey Trevelian pisał:„(…) oszacowanie polityki Sowietów jest tym trudniejsze, iż ogromna potęga Rosji kreuje straszne komplikacje dla nich samych, czyniąc bardzo trudnym dojście do trwałej i spoistej polityki także ze względu na to że mają oni kłopot w pojednaniu aktualnego rozwoju w świecie z ich powstałymi wcześniej doktrynami (…).”

[29] New York Times, 17 listopad 1977, s.1

[30] L. Kańtoch, Polityka Wielkiej Brytanii wobec Chin w latach siedemdziesiątych, Sprawy Międzynarodowe, Warszawa 1980, RW XXXIII, Nr 328, s. 117-131.

[31] PAP BS, RW XXXIV, 1978 r., Nr 1606, s.15.

[32] A. Zięba, dz. cyt., s.55 i dalej.

[33] Tamże, s.60.

[34] Tamże, s.62.

[35] The Conserwatiwe Manifesto 1979, London 1979.

[36] PAP BS, Zeszyty Dokumentacyjne, Seria biograficzna: Profile, 1979 r., Nr 3, s.23.

[37] Należy podkreślić, że gros posunięć premier rządu brytyjskiego na arenie międzynarodowej w początkowych latach sprawowania władzy, było determinowanych stanem budżetu jak i sytuacją wewnętrzną WielkiejBrytanii. Dlatego pierwsze decyzje Margaret Thatcher i Foreign Office dotyczyły uregulowania spraw związanych z członkostwem Wielkiej Brytanii w Europejskiej Wspólnocie Gospodarczej. Kwestia wielkości udziału Zjednoczonego Królestwa w finansowaniu wydatków EWG była problemem powracającym przez cały okres rządów Margaret Thatcher. Napięcia na linii Londyn-Bruksela były na rękę Związkowi Sowieckiemu.

[38] M.Thatcher, Lata na Downing Street- wspomnienia z okresu pełnienia funkcji premiera rządu Zjednoczonego Królestwa, przeł. A.Kościukiewicz i K.Michalska, Gdańsk 1996, s.54-59. Thatcher przelatywała nad terytorium ZSRR w drodze na szczyt G-7; zgodnie z protokołem dyplomatycznym premier ZSRR Kosygin musiał spotkać się z Margaret Thatcher w czasie gdy samolot, którym leciała do Tokio tankował paliwo.

[39] L. Freedman, Nuclear Weapons in Europe: Is there an Arms Race?, Journal of International Studies, 1984 r., Nr 1, s. 57-64.; M. Koldov: Europe after Cruise and Pershing 2, Journal of International Studies, 1984 r., Nr 1, s. 73-81.

[40] M. Thatcher, dz. cyt., 215-217.; s. 220-224.

[41] Tamże, s.76.; Zobacz też: Z.Brzeziński, dz. cyt., s. 339-360.

[42] Tamże, s. 76.

[43] Tamże, s. 77-80.

[44] PAP BS, RW. XXXVI, 1980 r., Nr 10444, s.26.

[45] PAP BS, RW. XXXVII, 1980 r., Nr 10574, s.22.

[46] PAP BS, RW. XXXVII, 1981 r., Nr 10790, s.13.; PAP BS, RW. XXXVII, 1981 r., Nr 10907, s.19.

[47] PAP BS, RW. XXXVI, 1980 r., Nr 10442, s.11. ; PAP BS, RW. XXXVII, 1981 r., Nr 10751, s.23.; PAP BS, RW. XXXVII, 1981 r., Nr 10915, s.14.

[48] Ciekawie w zestawieniu z tego typu wypowiedziami Margaret Thatcher wygląda 10%-towy wzrost eksportu towarów brytyjskich do Związku Sowieckiego, w pierwszych miesiącach 1980 roku w porównaniu z analogicznym okresem 1979 roku. Dodać do tego należy, iż w lipcu 1981 roku minister spraw zagranicznych Wielkiej Brytanii lord Carrington zapowiedział roboczą wizytę w Moskwie. Deklaracja ta została życzliwie przyjęta przez Sowietów. Należy z tego wnioskować, iż stosunki brytyjsko-sowieckie wbrew pozorom pozostawały w normie. PAP BS, RW. XXXVII, 1981 r., Nr 10733 i 10845, s.4.

[49] Lord Carrington złożył wizytę w Rumunii 20 marca 1980 roku i na Węgrzech 20 października 1980 roku. Wykorzystał pobyt w tych dwóch krajach do rozreklamowania pomysłu neutralizacji Afganistanu; wizyta Thatcher na Węgrzech w grudniu 1984 także przyczyniła się do złagodzenia zimnowojennych nastrojów w Europie. PAP BS, RW. XXXVI, 1980 r., Nr 10484 i 10490, s.27 i 16.; PAP BS, RW XL, 1984 r., Nr11507, s.11. ; patrz także M.Thatcher, dz. cyt., s.409-412.

[50] PAP BS, RW. XXXVI, 1980 r., Nr 10659, s.21.

[51] Ostatni ich punkt przewidywał wstrzymanie eksportu zachodnich materiałów do budowy sowieckiego gazociągu biegnącego z Syberii, aż do granicy sowiecko-czeskiej, dalej do Francji, Włoch i Niemiec Zachodnich. W chwili wprowadzenia sankcji, brytyjskie oraz niemieckie i włoskie firmy miały prawnie wiążące umowy na dostawę sprzętu dla gazociągu zachodnio-syberyjskiego. Patrz: M.Thatcher, dz. cyt., s.228-229.

[52] Zakaz ten miał dotyczyć nie tylko przedsiębiorstw amerykańskich ale także tych filii za granicą oraz firm zagranicznych, które produkowały części na amerykańskiej licencji. P.Schweizer, Victory czyli zwycięstwo, przeł. I.Apiński, Warszawa 1994, s.98-125.

[53] Thatcher nie była wyjątkiem wśród innych przywódców Zachodu i od razu podjęła działania legislacyjne zgodne z ustawą o ochronie interesów handlowych, aby obronić się przed zbyt daleko idącą interwencją amerykańską. M.Thatcher, dz. cyt., s.230.

[54] P.Schweizer, dz. cyt., s.137-138.

[55] Często podnosi się w literaturze temat przyjaźni łączącej Margaret Thatcher i Ronalda Reagana. Rzeczywiście w listopadzie 1980 roku premier zyskała sprzymierzeńca w walce z socjalizmem w gospodarce i co ważniejsze z sowieckim zagrożeniem. 25 lutego 1981 roku Thatcher jako pierwszy szef obcego rządu złożyła wizytę prezydentowi Reaganowi. W jej trakcie poparła amerykańskie działania w Salwadorze, wydała też wspólne z prezydentem oświadczenie w sprawie złożonych w tym czasie przez Leonida Breżniewa postulatów, które zakładały zwołanie wcześniejszego niż to przewidywano zebrania na szczycie w celu ogłoszenia moratorium na broń masowego rażenia. Nie ulega wątpliwości, iż Margaret Thatcher wielokrotnie apelowała o jedność państw Zachodu, o podjęcie ideologicznej ofensywy i nasilenia aktywnego zwalczania komunizmu; tak więc w sferze werbalnej promowała zgodność polityki Stanów Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii. Fakty jednak świadczą o tym , iż interesy brytyjskie i amerykańskie często były sprzeczne. Dowodem tego stały się m.in. wydarzenia jesieni 1983 roku kiedy to oba rządy przyjęły odmienne stanowiska wobec kryzysów politycznych w Grenadzie i Libanie. Tak było i wtedy gdy Thatcher wsparła Amerykanów w genewskich rozmowach rozbrojeniowych a jednocześnie wymusiła na prezydencie Reaganie decyzję o nie włączaniu do tych negocjacji brytyjskich sił odstraszania nuklearnego. Porównaj: G. Smith, Reagan and Thatcher, London 1990, ss 343; J.Krieger, Reagan, Thatcher and the politics of decline, Cambridge 1986, ss 224.; M. Thatcher, dz. cyt., s.142-145, s.292-300, s.406-408.

[56] Wojna o Falklandy miała swój brytyjsko-sowiecki epilog. Latem 1982 roku w wodach kanału La Manche doszło do kolizji wodzi podwodnych obu państw. Sprawa została zręcznie zatuszowana. PAP BS, RW. XXXVIII, 1982 r., Nr 11058 i 11114, s.16 i 3.; M.Thatcher, dz. cyt., s.157-213.

[57] PAP BS, RW. XXXVIII, 1982 r., Nr 11219, s.22. ; PAP BS, RW.XXXIX, 1983 r., Nr 11306 i 11418, s.21 i 13. Nie mogła poprawić stosunków brytyjsko-sowieckich polityka Thatcher wobec Chin. O aktywności na linii Londyn-Pekin świadczy ilość wizyt wysokich urzędników brytyjskich w Państwie Środka (m.in.: 24 marca 1980 roku minister obrony Francis Pym; 20 września 1980 i 2 kwietnia 1981 lord Carrington; 23 września 1982 roku premier Thatcher; 16 kwietnia 1984 roku nowy minister spraw zagranicznych G.Howe; wielokrotne wizyty szefów sztabu brytyjskiego). Oba państwa łączyło spojrzenie na Związek Sowiecki. Tradycją stały się brytyjsko-chińskie oświadczenia skierowane w „sowieckiego hegemona”. Londyn i Pekin zbliżyły się do siebie szczególnie po podpisaniu porozumienia w kwestii przynależności Hongkongu. PAP BS, RW. XXXVI, 1980 r., Nr 10497 i 10695, s.3.; PAP BS, RW. XXXVII, 1981 r., Nr 10784 i 10928, s.14 ; PAP BS, RW XXXVII, 1982 r., Nr 11157, s.11 ; PAP BS, RW XL, 1984 r., Nr 11557, s. 4.

[58] M.Thatcher, dz. cyt., s.412.; PAP BS, RW XL, 1984 r., Nr 11512, s.11.

[59] PAP BS, RW XL, 1984 r., Nr 11608, 11609, 11612, s.15,12,3.

[60] PAP BS, RW XL, 1984 r., Nr 11699, s. 13.

[61] L.M.Zamiatin, Gorbi i Meggi. Zapiski posla o dvuch izvestnych politikach-Michaile Gorbacevie i Margaret Tetcer, Ljubercy 1995, s.16-21.

[62] M. Thatcher, dz. cyt., s.408-409.

[63] Tamże, s.415.

[64] PAP BS, RW XL, 1984 r., Nr 11702, 11730,11731, s. 6,8,10.

[65] M.Thatcher, dz. cyt., s.420-421.

[66] PAP BS, RW XLI, 6 luty 1985, Nr 11760, s.11; PAP BS, RW XLI, 8 luty 1985, Nr 11762, s.12.

[67] PAP BS, RW XLI, 15 i 16 kwiecień 1985, Nr 11806 i 11807, s.11-12 i s.16; „Times” z  16 kwietnia 1985 roku, s.18.

[68] J.Smaga, Era Gorbaczowa?, Warszawa 1989, ss 50.; S.Bialer, J.Afferica, The Genesis of Gorbachev’s World, Foreign Affairs, Vol. 64, 1986 r., Nr 3, s.605-645.

[69] PAP BS, RW XLI, 12 marzec 1985, Nr 11784, s. A-E.

[70] Dosyć rozsądną ocenę wyboru Gorbaczowa dał Times 12 marca 1985 roku „(…) byłoby naiwnością oczekiwanie szybkich zmian w ZSRR i jego polityce. Nie można też liczyć na to, że nowe kierownictwo wprowadzi większy pragmatyzm i elastyczność. Nie byłoby jednak rzeczą głupią mieć na to nadzieję(…)”.

[71] Telewizja brytyjska wielokrotnie powtarzała wypowiedzi premier z grudnia 1984 roku. Powiedziała ona wtedy, że Gorbaczow się jej podoba i że można z nim robić interesy. W 1985 roku powtórzyła swoje słowa, dodała przy tym, iż taka opinia nie oznacza zaprzestania przez obie strony obrony swoich racji i swoich modeli życia. Thatcher chodziło o to, że w ramach ogólnych założeń Gorbaczow wydawał jej się chętny do podejmowania dialogu, dyskusji i przetargów.

[72] PAP BS, RW XLI, 12 marzec 1985, Nr 11784, s.A-E.

[73] PAP BS, RW XLI, 14 marzec 1985, Nr 11786, s.11.

[74] PAP BS, RW XLI, 15 marzec 1985, Nr 11787, s.7.; Prawda z 14 marca 1985, Nr 73(24330), s. 3.

[75] M.Thatcher, Lata na Downing Street, Gdańsk 1996, s. 442.

[76] PAP BS, RW. XLI, 15 marzec 1985, Nr 11787, s.7.

[77] H. Kissinger, Dyplomacja, Warszawa 1996, s.858. oraz PAP BS, RW. XLI, 19 marzec 1985, Nr 11789, s.13.

[78] Tamże, s.13.

[79] PAP BS, RW. XLI, 2 kwiecień 1985, Nr 11799, s. 18.

[80] PAP BS, RW. XLI, 19 kwiecień 1985, Nr 11811, s.13.

[81] Tamże, s.14.

[82] PAP BS, RW XLI, 23 kwiecień 1985, Nr 11813, s.8.

[83] Tamże, s.9.

[84] PAP BS, RW XLI, 24 kwiecień 1985, Nr 11814, s.17-18.; PAP BS, RW XLI, 25 kwiecień 1985, Nr 11815, s.13.

[85] PAP BS, RW XLI, 8 maj 1985, Nr 12113, s.3

[86] PAP BS, RW XLI,18 czerwiec 1985, Nr 12300, s.7. Dokładnie w tym samym tonie utrzymane było wystąpienie Thatcher w Waszyngtonie w maju 1985 roku „(…) Musimy mieć do czynienia ze Związkiem Radzieckim, żyjemy na tej samej planecie. Musimy być dlatego gotów-jeżeli i kiedy okoliczności będą właściwe-na rozmowy z kierownictwem sowieckim(…).”.

[87] Prawda z kwietnia 1985, Nr 101 (24358)-120 (24377).; I.Goldman, Gobachev and economic reform, Foreign Affairs, Vol. 65, 1985 r., Nr 1, s.56-74.; R.G.Kaiser, The soviet pretens, Foreign Affairs, Vol. 65, 1986 r., Nr. 2, s.236-252.; A. Brown, Change in the Soviet Union, Foreign Affairs, Vol. 64, 1986 r., s. 1048-1066. Z haseł plenum: „Podniesienie poziomu życia ludności jest głównym sensem działalności KPZR”, „Zdecydowanie walczyć z negatywnymi zjawiskami obcymi socjalistycznemu stylowi życia”, „Troska o człowieka, jego warunki pracy, życia i wypoczynku kluczowym problemem polityki partii”, „KPZR wypróbowaną awangardą narodu radzieckiego”, „Wzrost kierowniczej roli KPZR w społeczeństwie radzieckim”, „Troska partii o umacnianie więzi z masami”, „Głównym kryterium oceny komunisty są jego czyny”, „Umocnienie związku pracy ideologicznej z życiem jest pilnym zadaniem”, „Prasa, radio i telewizja jako skuteczne środki organizowania i wychowania mas oraz kształtowania opinii publicznej”. Za kluczowe, plenum uznało przyspieszenie rozwoju społeczno-gospodarczego. Gorbaczow zażądał od partyjnego aktywu opracowania metod zwiększenia tempa wzrostu wydajności pracy i przestawienia gospodarki na tory intensyfikacji. Postulował też umacnianie dyscypliny kontraktowej i zdecydowanie zapowiedział walkę z marnotrawstwem. Do tych starych dezyderatów dorzucono kilka nowych. Gorbaczow wiedział, że ZSRR będzie potrzebował wielu lat aby choć zbliżyć się do takiego poziomu produkcji przemysłowej, który stanowiłby konkurencję dla świata kapitalistycznego. Dlatego położył duży nacisk na przyspieszenie postępu naukowo-technicznego i poprawę jakości sowieckich wyrobów. Sporą zagadką dla polityków Zachodu była wyartykułowana na plenum potrzeba wdrażania rozrachunku ekonomicznego. Lekarstwem na problemy gnębiące Państwo Rad miały być w dalszym ciągu marksistowskie dogmaty, które stanowiły przecież zasadniczą, jeżeli nie jedyną, przyczynę wszystkich kłopotów ZSRR.

[88] Tamże-Z haseł skierowanych na zewnątrz: „Wspólnota państw socjalistycznych siłą nie do pokonania w walce o pokojową przyszłość ludzkości”, „Organizacja Układu Warszawskiego niezawodnym narzędziem zapobiegania wojnie nuklearnej oraz umacniania bezpieczeństwa międzynarodowego”, „Osiągnięcia wojskowo-strategicznej równowagi z państwami kapitalistycznymi historyczną zdobyczą krajów socjalistycznych”.

[89] PAP BS, RW XLI, Nr 11841, s.5.

[90] Times z 9 września 1985 roku.; Patrz także: P.Sabin, Proposals and propaganda: arms control and British public opinion in the 1980’s, International Affairs, Vol. 63, 1986/87 r., Nr.1 , s.49-65.

[91] Times z 12 września 1985 roku, s.1, Margaret Thatcher, dz. cyt., s.423 patrz także Ch.Andrew i Oleg Gordijewski, KGB, Warszawa 1997, s.11-24.

[92] Times z 13 i 14 września 1985 r.

[93] PAP BS, RW XLI, Nr. 11900, s.2 Wydalenia sowieckich szpiegów były wsparciem dla Reagana i jego twardej polityki wobec Moskwy. Choć był to efekt niezamierzony i uboczny całej afery, Thatcher próbowała go wykorzystać. We wrześniu 1985 roku prosiła listownie Reagana by kupił brytyjski system łączności wojskowej „Ptarmigen” zamiast francuskiego „Rita”. Kontrakt opiewał na 5 mld dolarów.

[94] PAP BS, RW XLI, 17 wrzesień 1985, Nr 11915, s.8.

[95] Tamże, s.9.

[96] PAP BS, RW XLI, 19 wrzesień 1985, Nr 11917, s.8.

[97] Tamże, s.9.

[98] PAP BS, RW XLI, 24 wrzesień 1985, Nr 11920, s.18.

[99] PAP BS, RW XLI, 10 październik 1985, Nr 11932, s.7.

[100] PAP BS, RW XLI, 11 październik 1985, Nr 11933, s.13.

[101] PAP BS, RW XLI, 12 listopad 1985, Nr 11954, s.1-2. Thatcher powtórzyła wtedy stanowisko wobec SDI, które w zasadzie podtrzymywała aż do końca swoich rządów: „(…) Sugerowano, że SDI Stanów Zjednoczonych są przeszkodą dla pomyślnego wyniku tego spotkania. W rzeczywistości tak nie jest. Nie można cofnąć postępu naukowego i technologicznego. W toku całej historii odpowiedzią na nową broń ofensywną była nowa obrona. Byłoby dziwne gdyby nie było takiej odpowiedzi na najbardziej niszczycielską ze wszystkich broni (…)”. O ewolucji poglądów Thatcher w kwestii amerykańskich badań nad SDI patrz także: Margaret Thatcher, dz. cyt., 417-420.

[102] PAP BS, RW XLI,  20 listopad 1985, Nr 11960, s.1-3.

[103] Prawda z 19 grudzień 1985, Nr 353 (24610), s.1-4.

[104] PAP BS, RW XLI, 20 grudzień 1985, Nr 11982, s. 1-3a.

[105] PAP BS, RW XLII, 4 luty 1986, Nr 12009, s.2-3.

[106] PAP BS, RW XLII, 31 styczeń 1986, Nr 12007, s.4-5.

[107] Prawda z 13 luty 1986 roku, Nr 44 (24666), s.1.

[108] PAP BS, RW XLII, 7 luty 1986, Nr 12012, s.10.

[109] PAP BS, RW XLII, 11 marzec 1986, Nr 12034, s.1.

[110] Tamże, s.2.; 28 marca 1986 roku Thatcher w wywiadzie dla „Timesa” określiła swój stosunek do marzeń Reagana o świecie bez broni jądrowej „ Zarówno prezydent jak i pan Gorbaczow powiedzieli, że pragną ujrzeć świat bez broni jądrowej. Niech mi będzie wolno podejść do tego od strony praktycznej. Wiedza, jak produkować tę broń jest dostępna. A więc nie starajmy się zbyt usilnie sięgać po te gruszki na wierzbie. Każdy chciałby je zobaczyć ale nie wierzę, że do tego dojdzie (…)”.- „Times” z 28 marca 1986 roku.

[111] Tamże s.2.

[112] PAP BS, RW XLII, 12 marzec 1986, Nr 12035, s.1.

[113] PAP BS, RW XLII, 26 marzec 1986, Nr 12045, s.15.

[114] Tamże, s.15.

[115] PAP BS, RW XLII, 28 luty 1986, NR 12027, s.1.; Prawda 25 luty-6 marzec 1986 r., Nr 56 (24678)-65 (24687). Jako przykład takiego myślenia można podać stosunek Gorbaczowa do artystów żyjących w ZSRR. Pierwszy sekretarz nakazał im zajmowanie bardziej krytycznej i analitycznej postawy. Jednocześnie podkreślał, że kontrola partyjna nad sprawami sztuki będzie równie ścisła jak kiedykolwiek. Krytykował pisarzy, artystów i dziennikarzy za bezruch oraz za to, że nie zdołali dostosować się do nowych tendencji w postaci samokrytyki i otwartości. O żadnym złagodzeniu kontroli ideologicznej w sferze sztuki nie mogło być mowy. „(…) Najważniejsze dla artysty jest kształtowanie umysłów społeczeństwa i mówienie prawdy, jedynie umotywowana ideologicznie literatura może uczyć uczciwości i czynić ich zdolnymi, by stawili czoła ciężarom współczesnego życia(…)”.

[116] PAP BS, RW XLII, 27 luty 1986, Nr 12026, s.5.; PAP BS, RW XLII, 3 marzec 1986, Nr 12028, s.A-I.; PAP BS, RW XLII, 4 marzec 1986, Nr 12029, s.A-G.; PAP BS, RW XLII, 5 marzec 1986, Nr 12030, s.A-G.; PAP BS, RWXLII, 6marzec 1986, Nr 12031, s.A-G.

[117] M.Gorbaczow, Przebudowa i nowe myślenie dla naszego kraju i dla całego świata, Warszawa 1988, s.179-184.; D.K.Simes, Gorbachew: a new foreign policy?, Foreign Affairs, Vol. 65, 1987 r., Nr 3, s.477-501. Przemówienia Gorbaczowa na Zjeździe poza nowymi propozycjami były poprzeplatane starą antyimperialistyczną retoryką. Gorbaczow unikał jednak wszystkiego co mogłoby zagrozić perspektywie drugiego spotkania z Reaganem. Nie stawiał mu też żadnych warunków wstępnych.

[118] PAP BS, RW XLII, 11 marzec 1986, Nr 12034, s.3-6.

[119] PAP BS, RW XLII, 2 kwiecień 1986, Nr 12049, s. 1.

[120] Sowieci odwołali spotkanie swojego ministra spraw zagranicznych z amerykańskim sekretarzem stanu. Wysłali okręty podwodne do Libii. Sowieccy żołnierze składali kwiaty ku czci ofiar amerykańskich nalotów. Libijscy ministrowie byli zapraszani do ZSRR. PAP BS, RW XLII, 15 kwiecień 1986, Nr 12058, s.4.; PAP BS, RW XLII, 16 kwiecień 1986, Nr 12059, s.15.; PAP BS, RW XLII, 17 kwiecień 1986, Nr 12060, s.20a.

[121] PAP BS, RW XLII, 21 kwiecień 1986, Nr 12062, s.6.

[122] PAP BS, RW XLII, 27 maja 1986, Nr 12087, s.15.

[123] PAP BS, RW XLII, 14 lipiec 1986, Nr 12120, s.5.

[124] PAP BS, RW XLII, 15 lipiec 1986, Nr 12121, s.4.

[125] PAP BS, RW XLII, 16 lipiec 1986, Nr 12122, s.6-7.

[126] Margaret Thatcher, dz. cyt., s.423-424.; M.Mandelbaum, S.Talbot, Reykjavik and beyond, Foreign Affairs, Vol.65, 1986 r., Nr 2, s.215-236.; J.Schlesinger, Reykiavik and revelation: a turn of tide?, Foreign Affairs, Vol.65, 1987 r, Nr.3,. s.426-447.; J.Sharp, After Reykiavik: arms control and the allies, International Affairs, Vol.63, 1987 r., Nr2., s.239-259. Pod koniec szczytu w Reykiawiku, Gorbaczow uzależnił podpisanie daleko idących porozumień, od ograniczenia badań nad SDI do laboratoriów. Reagan odrzucił taką możliwość i spotkanie przywódców supermocarstw zakończyło się fiaskiem.

[127] M.Thatcher, dz. cyt., s.425-426.Premier Wielkiej Brytanii uzyskała więc w Camp Dawid wszystko co chciała.

[128] Komunikat o tym wydarzeniu władze ZSRR podały dopiero trzy dni później pod naciskiem Szwecji, która odnotowała na swoim terytorium bardzo silne promieniowanie. Dla Gorbaczowa ważniejsze od ludzkiego życia były prestiż podupadającego mocarstwa nuklearnego i spokój w czasie obchodów święta pierwszego maja. J.Smaga, dz. cyt., s.9-11.

[129] M.Thatcher, Lata na Downing Street-wspomnienia z okresu pełnienia funkcji premiera rządu Zjednoczonego Królestwa, przeł. A.Kościukiewicz, K.Michalska, Gdańsk 1996, s. 426-430.

[130] Tamże, s.429.

[131] PAP BS, RW XLIII, 26 marzec 1987, Nr 12296, s.10.

[132] M.Thatcher, dz. cyt., s.435.

[133] Tamże, s.434.; PAP BS, RW XLIII,30 marzec 1987, Nr 12298, s.9.

[134] PAP BS, RW XLIII,31 marzec 1987, Nr 12299, s.8-9.; „Pravda”, 29 marzec 1987, Nr 88 (25075), s.1-2.; „Pravda”, 30 marzec 1987, Nr 89 (25076), s.1-2.

[135] M.Thatcher,dz. cyt., s 433.

[136] „Pravda”, 31 marzec 1987, Nr 90 (25077), s.1.

[137] Tamże, s.2.

[138] PAP BS, RW XLIII,31 marzec 1987, Nr 12299, s.10.

[139] PAP BS, RW XLIII, 27 kwiecień 1987, Nr 1987, Nr 12317, s.13.; K.Harris, Margaret Thatcher, przeł. J.Chociłowski, Łódź 1992, s.47.; P.Duncan, Soviet perspectives on Britain and British foreign policy, [w:] Soviet-British relations since the 1970’s, Cambridge 1990 s.49.

[140] PAP BS, RW XLIII, 1 kwiecień 1987, Nr 12300, s.20-21.; PAP BS, RW XLIII, 3 kwiecień 1987, Nr 12302, s.5-8 i s.10. Wizyta Thatcher także w: „Times” z 28,29,30,31, marca i 1,2 kwietnia 1987 r.

[141] Znaczenie wizyty Thatcher w Moskwie podkreślają m.in.: M.Light, Anglo-Soviet relations: political and diplomatic, [w:] Soviet-British relations since the 1970’s, Cambridge 1990, s.120.; Tamże, C.Keeble, The historical perspective, s.42.; F.L.Robbin, S.Clarc, Britain’s security policy. The modern soviet view, London 1987, s.36-38.

[142] PAP BS, RW XLIII, 3 kwiecień 1987, Nr 12302, s.11.

[143] I.Korcziłow, Kulisy dyplomacji-historyczne rozmowy na szczycie we wspomnieniach rosyjskiego tłumacza, przeł. M.Słysz, Warszawa 1998, s.34-35.

[144] P.Duncan, dz. cyt., s.54-55.

[145] The Next Moves Forward. The Conserwatiwe Manifesto 1987, London 1987, ss23.; PAP BS, RW XLIII, 1987 r., Nr 12334, s.12.

[146] PAP BS, RW XLIII, 1987 r., Nr 12361, s.16-17.

[147] PAP BS, RW XLIII, 1987 r., Nr 12374, s.15-16.; PAP BS, RW XLIII, 1987 r., Nr 12376, s.15.; „Times” z 15,16 lipca 1987 r., s.1-2

[148] M.Thatcher, dz. cyt., s.639-694. Interesy Wielkiej Brytanii w zakresie jej bezpieczeństwa były ściśle związane z amerykańsko–sowieckimi negocjacjami rozbrojeniowymi. Rola Zjednoczonego Królestwa w tym czasie ograniczała się jednak do obserwowania zmian zachodzących w ZSRR i tylko w niewielkim stopniu kreowania polityki obronnej Zachodniego Sojuszu.

[149] PAP BS, RW XLIII, 1987 r., Nr 12432, s. 15.; PAP BS, RW XLIII, 1987 r., Nr 12435, s. 19.; „Times” z 13 października 1987 r.

[150] Związek Sowiecki wydawał rocznie na zbrojenia około 30 % produktu krajowego brutto. Gorbaczow musiał więc podjąć negocjacje z Reaganem. W połowie 1987 r. Jego stosunki z wojskiem były wtedy nie najlepsze. Chcąc poprawić stan gospodarki sowieckiej Gorbaczow naraził się tysiącom partyjnych działaczy związanych z przemysłem zbrojeniowym. W maju 1987 r. wykorzystując incydent na Placu Czerwonym [lądowanie młodego Niemca z RFN Mathiasa Rusta jednosilnikowym samolotem!] przeprowadził częściową czystkę w armii. Po niej Związek Sowiecki zaczął występować z coraz dalej idącymi propozycjami dokonania inspekcji in situ wyrzutni rakiet i zakładów produkujących rakiety. Były one tak radykalne, że pod koniec 1987 roku nawet amerykańscy urzędnicy zaczęli się im sprzeciwiać, ponieważ uświadomili sobie, jaki dostęp do zasobów militarnych Stanów Zjednoczonych uzyskaliby Sowieci. Dodać należy, iż odłożenie decyzji na temat kontroli zbrojeń do czasu wyboru nowego prezydenta Stanów Zjednoczonych oznaczałoby dla Gorbaczowa stratę co najmniej jednego roku. Ewentualny sukces mógł stać się dla Sekretarza Generalnego pierwszym doniosłym osiągnięciem w polityce międzynarodowej po przeszło dwóch latach sprawowania rządów. I.Korcziłow, dz. cyt. , s.693-694.

[151] Układ miedzy Związkiem Socjalistycznych Republik Radzieckich a Stanami Zjednoczonymi o likwidacji rakiet średniego zasięgu, Rzeczpospolita, 17 grudzień 1987.; W.Multan, Układ o likwidacji rakiet średniego zasięgu, „Sprawy Międzynarodowe”, RW XLI, 1988 r., Zeszyt 10 (419), s.7-25. Był on dla ZSRR większym osiągnięciem niż dla Stanów Zjednoczonych. Na mocy traktatu miały być zlikwidowane rakiety rozmieszczone w Europie Zachodniej, bezpośrednio zagrażające Sowietom. Poza tym Kreml użył ogromnej machiny propagandowej by rozreklamować sukces Gorbaczowa w samym Związku Sowieckim. Przy braku namacalnych osiągnięć w polityce wewnętrznej bardzo ważne było dla Sekretarza Generalnego kreowanie jego osoby na polityka, który potrafił skłonić do porozumienia antykomunistycznego Reagana.

[152]  PAP BS, RW XLIII, 1987 r., Nr 12470, s.9.; PAP BS, RW XLIII, 1987 r., Nr 12475, s.1; „Pravda” z 8 grudnia 1987 r., Nr 342 (25329), s.1.; M.Light, dz. cyt., s.87.

[153] PAP BS, RW XLIII, 1987 r., Nr 12479, s.7.; W.Multan, dz. cyt., s.18-20.

[154] PAP BS, RW XLIV, 1988 r., Nr 12524, s.1.; M.Thatcher, dz. cyt., s.696-697.

[155] PAP BS, RW XLIV, 1988 r., Nr 12521, s.20.; PAP BS, RW XLIV, 1988 r., Nr 12522, s.21.; Pravda” z 17 lutego 1988 r., Nr 48 (25400), s.1-3.

[156] „Pravda” z 30,31 maja i 1,2 czerwca 1988 r., Nr 151 (25503)-154 (25506), s.1-2.Na początku 1988 roku w Związku Sowieckim można było zauważyć pierwsze zmiany, które były wynikiem głasnosti i pierestrojki. Postępowało rozluźnienie cenzury w prasie, literaturze, teatrze muzyce i filmie. Coraz częściej krytykowano sowiecką przeszłość i teraźniejszość. W całym państwie sowieckim pojawiły się sklepy spółdzielcze, kawiarnie i restauracje ( w tym pierwszy bar „Mc’Donaldsa” ). Były to oznaki transformacji systemu sowieckiego. W maju pod kierunkiem Aleksandra Jakowlewa, którego Gorbaczow mianował szefem do spraw ideologii, zakończono przygotowanie tez do dyskusji na 19 konferencję partyjną. Tezy przewidywały wprowadzenie wolności słowa, prasy, zgromadzeń, wolnych i tajnych wyborów, praw obywatelskich, podziału władzy, niezależnego sądownictwa itd. Potencjalnie stanowiły one podwaliny prawdziwej demokracji. Sowieckie gazety coraz częściej donosiły o przestępczości, korupcji wśród najwyższych dostojników partyjnych, politycznych nadużyciach władzy a nawet patologiach społecznych.Opisywały więc problemy, które oficjalnie nie miały miejsca w państwie sowieckim. Rosjanie, którzy znali języki obce bez problemu mogli czytać „The New York Times”, „The Washington Post”, „Time”, „News Week”, „Le Monde”, „Figaro”, „Der Spiegel” itd. Dawniej wszystkie zachodnie periodyki były w ZSRR zakazane. 15 stycznia Gorbaczow spotkał się z członkami nowo powstałej. Międzynarodowej Fundacji na rzecz Przetrwania i Rozwoju Ludzkości. Działały w niej znane osobistości świata nauki, techniki, kultury i biznesu z różnych krajów świata Wśród nich był także Andriej Sacharow. Fakt, że został zaproszony na elitarne spotkanie na Kremlu, był wyraźną oznaką przemian zachądzących w ZSRR. I.Korcziłow, dz. cyt., 141-148.

[157] PAP BS, RW XLIV, 1988r., Nr 12581, s.3.

[158] PAP BS, RW XLIV, 1988r., Nr 12588, s.2.

[159] „Times” z 9 czerwca 1988 r.

[160] PAP BS, RW XLIV, 1988r., Nr 12602, s.5.

[161] PAP BS, RW XLIV, 1988r., Nr 12693, s.14-18.

[162] „Times” z 30 października 1988 r.

[163] PAP BS, RW XLIV, 1988r., Nr 12761, s.3.

[164] PAP BS, RW XLIV, 1988r., Nr 12734, s.12.

[165] I.Korcziłow, dz. cyt., s191-193.

[166] L.M.Zamiatin, Gorbi i Meggi. Zapiski posla o dvuch izvestnych politikach-Michaile Gorbacevie i Margaret Tetcer, Ljubercy 1995, s.60-65.

[167] „Times” z 4 kwietnia 1989 r.

[168] „Pravda”, 8 kwiecień 1989, Nr 96 (25815), s.2.

[169] I.Korcziłow, dz. cyt., s.194-195. Paradoksalnie, na podstawie wcześniejszej umowy z Sowietami bezpieczeństwa Gorbaczowa podczas jego pobytu w Londynie strzegli agenci ochrony KGB.

[170] „Times” z 5 kwietnia 1989 r.

[171] I.Korcziłow, dz. cyt., s.196.

[172] PAP BS, RW XLV, 1989 r., Nr 12812, s.14.

[173] I.Korcziłow, dz. cyt., s.205.

[174] „Times” z 6 i 7 kwietnia 1989 r.; „Pravda” z 7 i 8 kwietnia 1989 r., Nr  97 (25815) i 98 (25816).; I.Korcziłow, dz. cyt., s.213-214 i 223-224.

[175] I.Korcziłow, dz. cyt., s.208-209.

[176] „Times” z 6 kwietnia 1989 r.

[177] Propozycja ta wiązała się dla dworu brytyjskiego z ogromnymi dylematami. Jedną z zasadniczych trudności było ustosunkowanie się do zamordowania cara Mikołaja II i członków jego rodziny. Bestialskie zabójstwo ostatnich Romanowów stanowiło przez kilkadziesiąt lat drażliwą kwestie w stosunkach brytyjsko-sowieckich. I.Korcziłow, dz. cyt., s.208-209.

[178] Tamże, s.235. Po powrocie Gorbaczowa z Londynu nocą 8 kwietnia 1989 roku odbyło się nieoficjalne spotkanie biura politycznego. Jego tematem było powstanie narodowe Gruzinów. 9 kwietnia sowieccy żołnierze zabili w Tbilisi 19 spokojnie demonstrujących gruzińskich dziewcząt i kobiet. W rezultacie, podczas zjazdu Deputowanych Ludowych partyjny „beton” próbował obciążyć odpowiedzialnością za masakrę Gorbaczowa i Szewardnadze. Te wydarzenia można uznać za epilog udanej i ważnej wizyty Gorbaczowa w Londynie, kończącej etap stosunków brytyjsko-sowieckich rozpoczęty spotkaniem na szczycie w Moskwie w marcu 1987 roku.

[179] PAP BS, RW XLV, 20 kwiecień 1989, Nr 12823, s.10.

[180] PAP BS, RW XLV, 11 kwiecień 1989, Nr 12816, s.1-2.

[181] L.M.Zamiatin, Gorbi i Meggi. Zapiski posla o dvuch izvestnych politikach-Michaile Gorbacevie i Margaret Tetcer, Ljubercy 1995, s. 66-80.

[182] PAP BS, RW XLV, 26 maj 1989, Nr 12847, s.12 Głównym celem tej działalności miało być uzyskanie informacji o nowoczesnych materiałach dla przemysłu elektronicznego i nowych technologiach wytwarzania tworzyw sztucznych.

[183] PAP BS, RW XLV, 23 maj 1989, Nr 12845, s.10-12. Thatcher dawała także wyraz swojej wściekłości z powodu odkrycia szeroko zakrojonych działań KGB. Stwierdziła m.in., że w Moskwie nic się nie zmieniło. Większość wypowiedzi premier Wielkiej Brytanii, w początkowej fazie kolejnej w jej karierze afery szpiegowskiej, było jednak stonowanych. Bardzo wielu polityków brytyjskich wyrażało ubolewanie z powodu, tak niepomyślnego dla stosunków sowiecko-brytyjskich, skandalu. G. Howe posunął się nawet do składania cichych komplementów pod adresem KGB. Powiedział on, że sowiecka działalność wywiadowcza w Wielkiej Brytanii stanowiła klasę samą w sobie.

[184] Z 375 do 205 osób.

[185] Thatcher zlekceważyła groźby poważnych redukcji brytyjskiego personelu dyplomatycznego. Dała też Gorbaczowowi do zrozumienia, że ma on bardzo dużo do stracenia stawiając stosunki z Wielką Brytanią na ostrzu noża.

[186] PAP BS, RW XLV, 1 czerwiec 1989, Nr 12851, s.13.

[187] M.Mandelbaum, Ending the Cold War, Foreign Affairs, Vol.68, 1989 r., Nr 2, s.16-37.

[188] Była to pierwsza w dziejach stosunków brytyjsko-sowieckich, wizyta ministra obrony ZSRR w Zjednoczonym Królestwie. W sowieckich siłach zbrojnych, byli od pewnego momentu rządów Gorbaczowa awansowani wyłącznie technicy. Rokowania rozbrojeniowe prowadzili zaś tylko cywile [ przyp. M.A. ].

[189] PAP BS, RW XLV, 26 lipiec 1989, Nr 12890, s.13-14.; PAP BS, RW XLV, 30 lipiec 1989, Nr 12893, s. 1-2.

Jazow w czasie pobytu w Wielkiej Brytanii spotkał się z Margaret Thatcher, ministrem obrony Georgem Youngerem i jego zastępcą Tomem Kingiem. Zwiedził bazę RAF  w Szkocji, lotniskowiec „ Invicible”, pułk spadochronowy w Aldershot, słynną uczelnię wojskową piechoty Sandhurst. Wygłosił też odczyt w Chatham House. Jazowowi towarzyszyło sześciu wysokiej rangi wojskowych, m.in. Władimir Czerniawin.

[190] PAP BS, RW XLV, 22 wrzesień 1989, Nr 12930, s.13-14.

[191] PAP BS, RW XLV, 20 grudzień 1989, Nr 12992, s.26;Thatcher uważała, że ściślejsza integracja prowadziłaby do odizolowania jej od nowo powstających, demokratycznych państw wschodnioeuropejskich „ (…) kokonem coraz większej biurokracji (…)”. Bush popierając silną Wspólnotę Europejską, godził się na dominującą w niej rolę Zjednoczonych Niemiec. Była to kolejna „kość niezgody” między premier Thatcher i prezydentem Stanów Zjednoczonych.

[192] O rozbieżnościach w polityce Busha i Thatcher patrz: M.Thatcher, dz. cyt., s.713-714, 717, 726-728.

[193] T.Williams, U.S.-Soviet relations: beyond the Cold War?, International Affairs, Vol.65., 1990 r., Nr 2., s.125-145.; J.J.Kirkpatrick, Beyond the Cold War, Foreign Affairs, Vol. 69, 1990 r., Nr 1, s.1-17.

[194] Należy w tym miejscu podkreślić, że Margaret Thatcher nie była w swoich poglądach odosobniona. Wielu zachodnich komentatorów zastanawiało się czy pozycja Gorbaczowa da się utrzymać. A.Lynch, Does Gorbachev matter anymore?, Foreign Affairs, Vol. 69, 1990 r., Nr 3, s.19-20.

[195] PAP BS, RW XLVI, 26 styczeń 1990, Nr 13086, s. 16-17; Władza Michaiła Gorbaczowa zmieniała z czasem swój charakter, paradoksalnie im więcej przybywało Gorbaczowowi funkcji tym była ona słabsza.

-11 marca 1985 roku bezpośrednio po śmierci 73-letniego Konstantina Czernienki, 54-letni wówczas Michaił Gorbaczow został wybrany na czołową funkcję w KCKPZR.

-1 października 1988 roku; Gorbaczow został wybrany przewodniczącym Prezydium Rady Najwyższej (głową państwa), zastępując na tym stanowisku Andrieja Gromykę i łącząc je z funkcją sekretarza generalnego KCKPZR

-25 maja 1989 roku; zjazd deputowanych wybrał Gorbaczowa na 5 lat przewodniczącym Rady Najwyższej (ze zwiększonymi uprawnieniami), przy wyniku głosowania: 2123 głosy za, 87 głosów przeciw, 11 wstrzymujących się.

-14 marca 1990 roku; Michaił Gorbaczow został wybrany na pięcioletnią kadencję prezydentem ZSRR; funkcja ta została utworzona w wyniku zmiany konstytucji; deputowani wybrali go 1329 głosami, przy 495 głosach sprzeciwu i 54 nieważnych.

-10 lipca 1990 roku; XXVIII zjazd wybrał Gorbaczowa ponownie na Sekretarza Generalnego KCKPZR.

[196] M. Thatcher, dz. cyt., s. 721-722.

[197] L.M.Zamiatin, dz. cyt., s.81-87. Pod koniec maja 1990 Borys Nikołajewicz  Jelcyn został wybrany na stanowisko przewodniczącego Rady Najwyższej Federacji Rosyjskiej (czyli na prezydenta). Niedługo później oświadczył, iż „W związku z wybraniem mnie na stanowisko przewodniczącego RN RFSRR i ogromną odpowiedzialnością przed narodami Rosji; uwzględniając przechodzenie społeczeństwa do systemu wielopartyjnego, nie mogę realizować tylko decyzji KPZR. Stojąc na czele organu władzy przedstawicielskiej powinienem podporządkować się woli narodu i jego pełnomocnych przedstawicieli. Dlatego zgodnie ze zobowiązaniami złożonymi przed wyborami, oświadczam, że występuję z KPZR”. Tym samym zaczął rzeczywistą demokratyzację sowieckiego aparatu władzy.

[198] M. Thatcher, dz. cyt., s.722.

[199] Tamże, s.723; patrz też PAP BS, RW XLV, 11 czerwiec 1990, Nr 13109, s. 28.

[200] Więcej o wizycie na Ukrainie patrz s.11-12.

[201] Między Armenią a Azerbejdżanem trwały wówczas walki o enklawę Nagorno-Karabachu.

[202] Jelcyn zamierzał zaraz po objęciu urzędu prezydenta, nawiązać bezpośrednie kontakty między Rosją i republikami nadbałtyckimi. Uważał też, że w spornych przypadkach ustawy republikańskie muszą mieć pierwszeństwo przed ustawami związkowymi. Twierdził, że suwerenne republiki radzieckie mają prawo do prowadzenia własnej polityki zagranicznej, wewnętrznej, utrzymywania suwerennych kontaktów gospodarczych z zagranicą. PAP BS, RW XLVI, 30 maj 1990, Nr 13101, s.5.

[203] M.Thatcher, dz. cyt., s.722-723.

[204] PAP BS, RW XLV, Nr 12 850, 31 maj 1989, s.1.

[205] PAP BS, RW XLV, Nr 12852, 2 czerwiec 1989, s.16.

[206] M.Thatcher, dz. cyt., s.709-710.

[207] PAP BS, RW XLV, Nr 12930, 22 wrzesień 1989, s.13-14.

[208] PAP BS, RW XLV, Nr 12931, 25 wrzesień 1989, s.10.

[209] PAP BS, RW XLV, Nr 12966, 14 listopad 1989, s.22.

[210] PAP BS, RW XLV, Nr 12977, 29 listopad 1989, s.26.

[211] M.Thatcher, dz. cyt., s.713. Akt Końcowy z 1975 roku zawierał następujące zobowiązanie: „ Państwa członkowskie uznają swe granice za nienaruszalne, jak również granice wszystkich państw europejskich, dlatego też i teraz, i w przyszłości nie będą tych granic atakować. A zatem nie dopuszczą się także żądania ani też aktu zajęcia i uzurpacji praw do części lub całości terytorium któregoś z państw członkowskich”. Jednakże Akt Końcowy postanawiał także, że „ granice mogą zostać zmienione, zgodnie z prawem międzynarodowym, drogą pokojową i drogą porozumienia”.

[212] PAP BS, RW XLVI, Nr13069, 11 kwiecień 1990, s.16.

[213] PAP BS, RW XLV, Nr 13087, 10 maj  1990, s. 1.

[214] O znaczeniu dążenia narodu litewskiego do uwolnienia się z komunizmu na stosunki Wschód-Zachód patrz: M.B.Olcott, The Lithuanian crisis, Foreign Affairs, Vol. 69, 1990 r., Nr 3, s.30-47.

[215] PAP BS, RW XLVI, Nr 13147, 3 sierpień 1990, s. 6 W swym pamiętniku Thatcher usiłuje wytłumaczyć tak daleko idącą ostrożność w następujący sposób: „Nie podobało mi się twierdzenie, że decyzja co do przyszłego kształtu-czy nawet istnienia-ZSRR należy do państw Zachodu. Sądzę, że naszym obowiązkiem było wówczas myślenie o konsekwencjach wydarzeń, jakie się tam rozegrają, dla naszego bezpieczeństwa. Właśnie ten wzgląd skłonił mnie do bardzo ostrożnego działania. Czym innym jest oczekiwać, że militarne mocarstwo-nawet tak wewnętrznie chore jak ZSRR- zmieni swą politykę wewnętrzną i zagraniczną, aby przetrwać, a czymś zupełnie innym spodziewać się, że spokojnie popełni samobójstwo.” M. Thatcher, dz. cyt. s.720.

[216] M.Thatcher, dz. cyt., s.724.

[217] M.Thatcher, dz. cyt., s.719.

[218] PAP BS, RW XLVI, 2 sierpień 1990, Nr 13146, s.11.

[219] PAP BS, RW XLV, 10 kwiecień 1989, Nr 12815, s.9-10.

[220] Henry Kissinger ostrzegał w tym czasie Niemcy przed neutralizmem „ (…) Chcą być aktywni w Europie Wschodniej, jednocześnie chcą pozostać bliscy Waszyngtonowi. Są to cele wysoce pożądane ale ze sobą nie do pogodzenia. Nie mogą być równie bliscy Moskwie jak i Waszyngtonowi nie popadając w neutralizm”. Tamże, s.11.

[221] Tamże,s.12.

[222] Chodziło min. O zaprzestanie produkcji materiałów rozszczepialnych dla celów wojskowych jak i wycofanie pięciuset jednostek taktycznej broni jądrowej z Europy.

[223] PAP BS, RW XLV, Nr 12841, 17 maj 1989, s.16-17. Kilka tygodni wcześniej w pałacu westminterskim na spotkaniu grupy euroatlantyckiej, członkowie zdominowanej przez konserwatystów międzypartyjnej komisji spraw zagranicznych opublikowali tezę o potrzebie pozytywnego wyjścia naprzeciw propozycjom rozbrojeniowym zgłaszanym przez sowieckiego przywódcę. Brak takiego podejścia miał grozić podważeniem poparcia własnej opinii publicznej dla NATO. Tezę tę powtórzono 15 maja. Margaret Thatcher nie wzięła jej jednak pod uwagę.

[224] Margaret Thatcher, Lata na Downing Street, Gdańsk 1996, s.704-709. Kompromis osiągnięto na szczycie w NATO pod koniec maja 1989 roku. Bonn musiała się zgodzić, że rokowania w sprawie redukcji broni krótkiego zasięgu nie rozpoczną się szybko i nie będą prowadzone równolegle z rozmowami wiedeńskimi w sprawie zbrojeń konwencjonalnych. Dokument NATO nie zawierał zapisu dotyczącego bezpośrednio ewentualności opcji zerowej w kategorii SNF. Margaret Thatcher była zadowolona z takiego rozwiązania.Patrz też: C.Clements, Beyond INF: West Germany’s centre-right party and arms control in the 1990’s, International Affairs, Vol. 65, 1990 r., Nr 1, s.55-75.

[225] Thatcher złożyła wizytę w Moskwie, wracając z konferencji Międzynarodowej Unii Demokratów w Tokio. O problemie zjednoczenia Niemiec w kontekście stosunków brytyjsko-sowieckich patrz także L.Zamiatin, dz. cyt., s.99-111.

[226] M.Thatcher, dz. cyt., s.712.

[227] M. Thatcher, dz. cyt., s.717 Takie stanowisko Gorbaczowa wynikało z propozycji wielomiliardowych kredytów jakie rząd Kohla obiecał udzielić ZSRR. Rząd Thatcher po zorientowaniu się, że zjednoczenie Niemiec jest nieodwracalnym procesem, starał się odegrać jakąś rolę w przekonaniu Gorbaczowa, iż całe Niemcy powinny się znaleźć w NATO. Wydaje się, że działania m.s.z. Wielkiej Brytanii D.Hurda nie miały większego wpływu na ostateczną zgodę Gorbaczowa.

[228] PAP BS, RW XLV, 3 sierpień 1989 r., Nr 13147, s.6.

[229] Tamże, s.7

[230] Tamże, s.8.

[231] Tamże, s.9.

[232] „Times” z 28 lipca 1990 r.

[233] „Sunday Telegraph” z 2 sierpnia 1990 r.

150 lat temu bylibyśmy w tym samym obozie – wywiad Marcina Celińskiego i Joanny Łopat :)

LIBERTÉ!: Dzięki wystąpieniu przed sejmem w sprawie dopuszczenia do prac nad projektami ustaw o związkach partnerskich oraz odrzuceniu dzięki grupie posłów PO tej możliwości dla wielu stał się pan wrogiem wolności. Nie lubi pan wolności?

Jarosław Gowin: Wręcz przeciwnie, może państwa zaskoczę, dla mnie wolność jest jedną z najważniejszych spośród wartości, przynajmniej w sferze polityki. Moje poglądy polityczne zostały ukształtowane poprzez lektury twórców tak zwanego klasycznego liberalizmu. Johna Locke’a, Benjamina Constanta, Alexisa de Tocqueville’a, Johna Stuarta Milla, Lorda Actona czy XX-wiecznych neoliberałów jak Hayek czy Friedman. Jeżeli jestem konserwatystą, umiarkowanym zresztą, to dlatego że tradycja, wspólnota, kultura, język to otoczenie, które chroni wolność. Uważam, że człowiek jest naprawdę wolny wtedy, kiedy nie jest jednostką wyizolowaną, kiedy tkwi w pewnej wspólnocie, która oczywiście zawsze go ogranicza, ale równocześnie chroni przed samotnością. Wolność jest wartością, która zawsze się objawia w relacjach między człowiekiem a człowiekiem, nie ma czegoś takiego jak wolność Robinsona Crusoe, żeby Robinson Crusoe mógł być wolny, musiał się pojawić Piętaszek. Musi się pojawić drugi człowiek, który jednocześnie wyraża granice i jest warunkiem tej wolności.

Czy to jest wolność „od”, czy wolność „do”?

Zdecydowanie jest mi bliższa tradycja liberalna Izajasza Berlina wolności „od”. Od przymusu, od opresji ze strony państwa. Może znów was zaskoczę, ale uważam, że mamy w Polsce bardzo opresyjne państwo.

Tu się zgadzamy, panie ministrze…

Nie wiem tylko, czy zgadzamy się co do tego, co i kto zagraża wolności. Moim zdaniem żyjemy w państwie miękkiego autorytaryzmu. To nie dotyczy tylko Polski, ale całego modelu, który ukształtował się w Europie w ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat. Państwo biurokratyczno-opiekuńcze jest państwem takiego miękkiego, oblepiającego nas autorytaryzmu. Próbuje rozwiązywać za nas problemy w imię naszego dobra, a w rzeczywistości ogranicza naszą wolność, oduczając nas odpowiedzialności za siebie, za swoich najbliższych. Dzisiaj to państwo bankrutuje, nie ukrywam, ku mojej radości, i to w sensie podwójnym. Po pierwsze, dosłownym, to państwo jest zbyt kosztowne, nawet najbardziej bogate społeczeństwa nie są w stanie utrzymywać tak rozbudowanych struktur. Po drugie, bankrutuje również moralne, kryzys zaufania do polityki, który daje się obecnie odczuć, jest w ogromnej brakiem zaufania do państwa opiekuńczego.

Fot. Joanna Łopat
Fot. Joanna Łopat

Wspomniał pan o państwie, które trzeba rozmontowywać. Chcielibyśmy zapytać, z pozycji zadeklarowanych zwolenników tego typu rozwiązań, o pański sztandarowy projekt, czyli o deregulację. Panie ministrze, dlaczego deregulacja w pańskiej propozycji nie oznacza wolności wykonywania zawodu, tylko obniżenie progu kompetencji przy zdobywaniu certyfikatów? Licencje pozostają, tyle że otrzymać je może każdy, kto umie pisać i czytać. W przypadku np. pośrednika w obrocie nieruchomości wymogi spadły z wykształcenia wyższego kierunkowego do żadnego.

Co do licencji, wydaje mi się, że ten zarzut jest wewnętrznie sprzeczny. Zgadzam się natomiast z pierwszą częścią pańskiego zarzutu, że nasz projekt jest zbyt nieśmiały. Kształt tej ustawy był wynikiem bardzo trudnych negocjacji w ramach rządu. Jeśli chodzi o pośrednika nieruchomości, to musieliśmy uzgadniać treści ustawy tym zakresie z ministerstwem infrastruktury, choć to akurat zawód, który otwieramy niemal w stu procentach. Bardzo się cieszę, że w tzw. komisji deregulacyjnej zarówno posłowie PO, jak i PiS-u zgłaszają poprawki pogłębiające deregulacje. Co do certyfikatów… Nie jestem przeciwnikiem certyfikatów czy tym bardziej studiów podyplomowych, natomiast jestem przeciwnikiem licencji. Certyfikaty i studia mają być gwarancją marki, nie warunkiem prawa do wykonywania zawodu.

Panie ministrze, to teraz my wskażemy pewną sprzeczność w pana wypowiedzi. Po co pan zostawia rejestry? W tej chwili wpis świadczy o tym, że ktoś kupił znaczek za 3,50 i wysłał list do odpowiedniego ministerstwa.

W komisji deregulacyjnej poseł Wipler zgłosił poprawkę, która realizuje Pański postulat. Ministerstwo transportu w tej sprawie wykazało i tak ogromną otwartość. Uznano, że powinna istnieć minimalna ingerencja, kontrola w postaci rejestru. To jest ogromny przełom w podejściu ministerstwa. Chcę przypomnieć, że jeszcze w poprzedniej kadencji, za rządów obecnej koalicji (ministerstwo nazywało się co prawda trochę inaczej, kto inny stał na jego czele), wprowadzono szereg obostrzeń w dostępie do zawodu pośrednika. Uważam, że minister Nowak przestawił wajchę o sto osiemdziesiąt stopni, w dobrą stronę. No, może jest to sto siedemdziesiąt dziewięć stopni.

Jak się popatrzy na projekty deregulacyjne, to można dojść do wniosku, że dużą rolę odgrywał też stopień zorganizowania środowiska. Środowiskiem bardzo głośnym i znakomicie zorganizowanym w obligatoryjnych izbach jest środowisko prawnicze . Skrócenie okresów stażowych nie jest czymś szczególnie dotkliwym w porównaniu z resztą zawodów, chociażby trenerów, których środowisko nie jest zorganizowane w wielu związkach.

Tu by się państwo zdziwili…

Umówmy się, że realna siła lobbingu izby adwokackiej czy notarialnej w porównaniu z siłą środowiska trenerów sportowych czy motorniczych łodzi jest nieporównywalna. Czy to nie jest tak, że ostrożniej obchodził się pan z dużymi i silnymi?

Nie mam takiego wrażenia, dlatego że jeżeli chodzi o zawody prawnicze, to – co istotne – wykonali moi poprzednicy. W roku 2004, kiedy i Platforma, i PiS były w opozycji, rozpoczęli to dwaj młodzi prawnicy Przemysław Gosiewski i Sebastian Karpiniuk, potem kontynuowali ministrowie Ziobro, Ćwiąkalski, Czuma, Kwiatkowski. Oni wykonali za mnie główną robotę. Jest tylko jeden zawód prawniczy, gdzie nie doszło do otwarcia, a mianowicie notariusz. Wprowadzamy rozwiązania rewolucyjne, ministerstwo zaproponowało odejście od obowiązkowej asesury, a posłowie zarówno PiS-u, jak i Platformy jeszcze to zradykalizowali, bo zaproponowali likwidację asesury. Oczywiście, są grupy zawodowe, które świetnie wykorzystują swoje możliwości lobbingowe. Należą do nich, zaskoczę państwa, przewodnicy turystyczni. Dotarli oni do klubu Prawa i Sprawiedliwości i – choć generalnie rzecz biorąc, PiS w sprawie pozostałych zawodów zgłasza poprawki zaostrzające  – w stosunku do przewodników złożył poprawkę blokującą deregulację tego zawodu. Przewodnicy już wcześniej mieli poparcie SLD, Solidarnej Polski, PSL-u i ostatecznie wszystko będzie zależało od tego, jak się zachowa w ich sprawie Ruch Palikota. Żadna inna grupa zawodowa nie przeprowadziła skutecznego lobbingu. Złagodziliśmy troszeczkę nasze propozycje w sprawie taksówkarzy, to nie było jednak ustępstwo pod ich naciskiem, ale uznanie argumentów ze strony samorządowców, bardzo wybitnych, Hanny Gronkiewicz-Waltz i Rafała Dutkiewicza. Oboje mówili mi: zostaw decyzję w naszych rękach. Niech decydują samorządy, nie o wszystkim musi decydować centrala. Nie ustąpiliśmy w ministerstwie żadnej grupie, również posłowie w komisji pracują bez zarzutu.

Panie ministrze, jednak jest tak, że pan i pańscy współpracownicy musicie się liczyć z pewnymi okolicznościami zewnętrznymi. Mówi pan, że w sprawie adwokatów pańscy poprzednicy zrobili wszystko, ale przecież można zrobić tak jak w USA. Absolwent prawa po kilku miesiącach bez żadnej aplikatury zdaje egzamin przed komisją stanową i dostaje uprawnienia. Zdaje się, że prawnicy w Stanach Zjednoczonych nie są na niższym poziomie od prawników w Polsce.

Wszyscy troje wiemy, że jest dokładnie odwrotnie, poziom usług jest wyższy tam, gdzie poziom regulacji jest jak najniższy. Nieprzypadkowo prawnicy amerykańscy są znacznie lepsi od polskich, nazywajmy rzeczy po imieniu. Te rozwiązania amerykańskie były dla mnie bardzo kuszące, pamiętam, że pierwszy raz rozmawiałem na ten temat wiele lat temu z Januszem Kochanowskim. Przeanalizowaliśmy w ministerstwie możliwość zastosowania tak daleko idących zmian. Doszliśmy do wniosku, że takie rozwiązania zostałyby skutecznie zaskarżone do Trybunału Konstytucyjnego. Polska konstytucja wskazuje na grupę zawodów zaufania społecznego, do której należą wszelkie zawody prawnicze, i tu, niestety, nadzór korporacyjny i system aplikacji wydają się nieuchronne, chyba że zmienimy konstytucję, ale w tej chwili nie mielibyśmy potrzebnej większości.

Może konstytucję należy zmienić w paru punktach. Np. przy pańskim ulubionym art. 18. Chcielibyśmy wrócić do spraw społecznych, a mianowicie niedopuszczenia do procesu legislacyjnego projektu o związkach partnerskich. Wiadomo, że klucz do rozwiązania problemu związków partnerskich są w Platformie. Panie ministrze, co jest tak złego w związkach partnerskich? Co nie pozwala panu i osobom z PO, które wyznają podobny do pańskiego system wartości, zaakceptować takiego rozwiązania w wersji minimalistycznej.

Wszystkie trzy projekty są niekonstytucyjne.

Panie ministrze, nie chcemy rozmawiać o konstytucji, bo opinie konstytucjonalistów są różne. Odłóżmy kwestię konstytucji, to jest argument używany z przyczyn ideologicznych, zarówno przez jedną, jak i przez drugą stronę.

Nie, to jednak ma pewien związek, dlatego że gdyby wasze środowisko przygotowało projekt związków partnerskich, który nie byłby sprzeczny z konstytucją, to podniósłbym rękę za skierowaniem go do komisji, po czym po wyjściu z komisji głosowałbym przeciw. Tu przechodzę do istoty państwa pytania, co jest złego w związkach partnerskich. Związki partnerskie mogą dotyczyć dwóch kategorii. Po pierwsze, mogą to być związki heteroseksualne. Zupełnie nie widzę powodu, żeby tworzyć kolejną instytucję, w sytuacji gdy istnieje możliwość zawarcia ślubu sakramentalnego, ślubu cywilnego i możliwość trwania w konkubinacie. Moim zdaniem tworzenie kolejnej instytucji osłabiałoby rodzinę, a przede wszystkim tych, którzy w relacjach rodzinnych są najsłabsi. Dzieci i znacznie częściej kobiety niż mężczyźni. Teraz druga sprawa, pytanie o związki homoseksualne. Moim zdaniem to jest istota sporu: czy należy zinstytucjonalizować związki homoseksualne. Moja odpowiedź jest negatywna. Uważam, że sprawa orientacji seksualnej jest osobistą sprawą każdego człowieka. Szczerze, homoseksualiści ani mnie grzeją, ani ziębią. Po raz pierwszy poważnie o problemie homoseksualizmu zacząłem myśleć mniej więcej 10 lat temu, kiedy grupa księży poznańskich poprosiła mnie o pomoc w sprawie molestowania kleryków przez ówczesnego metropolitę poznańskiego, biskupa Paetza. Naprawdę, ani wcześniej, ani później nie interesowałem się tym problemem. Nie widzę tylko żadnego powodu, by tworzyć ze związków homoseksualnych instytucję społeczną. Problemy, z jakimi zmagają się osoby tej samej płci żyjące w związku, problemy związane z dziedziczeniem, z pochówkiem można rozwiązać na gruncie prawa cywilnego. Moim zdaniem polskie prawo dobrze te rzeczy reguluje. Jeśli ktoś zgłosi jakieś zastrzeżenia pod adresem tego prawa, to ja jestem w stanie z nim współpracować. Ale bez instytucjonalizacji takich związków.

Ale ten pogląd wyklucza nie tylko osoby homoseksualne, lecz także heteroseksualne. To przecież nie jest kwestia kilku osób, ale tysięcy, oni również są wyborcami.

Nie uprawiam polityki pod dyktando sondaży, nie jestem populistą. Nie zgadzam się z zarzutem wykluczania, ten zarzut byłby słuszny, gdybym twierdził, że heteroseksualne związki partnerskie mają prawo do adopcji dzieci, a związki homoseksualne nie albo że para lesbijek ma takie prawo, a para gejów nie.

Panie ministrze, te przykłady o adopcji są dosyć abstrakcyjne…

Dlaczego abstrakcyjne? We Francji czy w Wielkiej Brytanii są właśnie wprowadzane.

W Polsce są abstrakcyjne. Na razie.

Na razie! Tak właśnie mówią uczciwi zwolennicy związków partnerskich. Robert Biedroń czy Anna Grodzka uczciwie dopowiadają to, co przemilcza wielu zwolenników tych projektów ustaw. Jesteście państwo zwolennikami przyznania prawa do adopcji dzieci parom homoseksualnym czy nie?

Jesteśmy zwolennikami pełnego równouprawnienia par, z możliwością zawierania małżeństw i wszystkimi tego konsekwencjami.

Dziękuję za uczciwość. Szanuję taką postawę, choć się z nią fundamentalnie nie zgadzam. Wkurzają mnie tylko tabuny hipokrytów, którzy mówią: „Zinstytucjonalizujmy związki homoseksualne, ale nie zrównujmy ich z małżeństwami”.

Panie ministrze, do czego służy proces legislacji? Czy jest tak, że rządzący mają pewną wizję państwa dobrego i wprowadzają ją za pomocą instrumentów prawnych? Czy nie powinno być tak, że rządzący, niezależnie od swojej wizji, dostrzegają pewne procesy społeczne i na nie reagują? Pomiędzy latami 1992, 2002 i 2012 jest przepaść, jeśli chodzi o liczbę związków nieformalnych, liczbę dzieci urodzonych w związkach pozamałżeńskich, a także postrzeganie związków homoseksualnych. Kiedyś mówiono o tym bardzo sporadycznie w niszowych mediach, w tej chwili jest to temat z pierwszych stron gazet. Czy nie jest tak, że niezależnie od swojego wyobrażenia ideału posłowie powinni zareagować na to, co się dzieje za oknem?

To zależy, czy demokrację traktuje się poważnie. Ja traktuję poważnie, bo pamiętam czasy, kiedy można było tylko marzyć o szanowaniu przez państwo zasad liberalnej demokracji. Można głosować na Gowina i wiadomo, że on zawsze będzie przeciwny instytucjonalizowaniu związków homoseksualnych. Można też głosować na innych polityków, którzy mają w tej kwestii odmienne zdanie. Demokracja decyduje.

Panie ministrze, my się z panem nie zgodzimy, to jest demokracja archaiczna. Demokracja to rządy większości, ale również poszanowanie mniejszości. Powiedział pan, że nie jest populistą, kiedy wspomnieliśmy o wyborcach, a teraz pan do niego powraca.

Podobnie jak wy, jestem zwolennikiem demokracji z przymiotnikiem: liberalna. Tylko inaczej ją pojmuję. W liberalnej demokracji mniejszość ma prawo do głoszenia swoich poglądów, do startu pod sztandarem tych poglądów w wyborach parlamentarnych, stania się parlamentarną większością i przegłosowania tych rozwiązań. Wy z kolei oczekujecie, że zostanę wybrany demokratycznie, dojdę do władzy, a następnie będę realizował wasze postulaty. Na tym właśnie polega dyktat politycznej poprawności.

Nie będzie pan realizował naszych postulatów, bo naszym postulatem, poza legalizacją związków partnerskich, jest pełne równouprawnienie związków homoseksualnych. Oczekujemy jedynie jakiejś formy kompromisu, ponieważ zjawisko istnieje. Przyjęliśmy pańską konwencję, że generalnym problemem są związki homoseksualne. Ale mamy doświadczenia francuskie, gdzie z instytucji związków partnerskich skorzystały głównie pary heteroseksualne. Nie chcielibyśmy rozwijać nowego tematu, co to znaczy rozwód w Polsce i jak dalece instytucja małżeństwa została przeniesiona z regulacji tradycyjnych, kościelnych. Małżeństwo w Polsce jest czymś innym niż małżeństwo w Niemczech.

Na tym polega jedna z polskich przewag.

Może gdyby Polska nie miała „przewagi” trudno rozwiązywalnego małżeństwa, zainteresowanie związkami partnerskimi i potrzeba ich zalegalizowania byłyby mniejsze. Nie zamierzamy się spierać, czy lepszy jest związek partnerski, czy małżeństwo, jednak jesteśmy obywatelami tego kraju i chcielibyśmy mieć możliwość wyboru systemu, według którego chcemy żyć i który nie naruszałby instytucji małżeństwa. Jest mowa o tym, że posłowie z pańskiego środowiska opracowują projekty ułatwień odnośnie do życia w konkubinatach. Czy to nie jest hipokryzja? Zamiast nazwać rzecz po imieniu, że istnieją związki partnerskie, otrzymujemy propozycję stosowania kruczków prawnych, zmienionego paragrafu i możliwość obrony związku partnerskiego, jeśli mamy dobrego prawnika.

Jako że jestem konserwatystą, jestem także zwolennikiem kompromisów. Kompromis jest bardzo konserwatywną wartością. Przeczytałam kiedyś zdanie, które mną wstrząsnęło, że istotą polityki jest zawieranie kompromisów. Tego zdania nie napisał Machiavelli ani nikt z myślicieli nurtu realizmu politycznego, ale ówczesny prefekt Kongregacji Nauki Wiary – kardynał Ratzinger. Wtedy bardzo się oburzyłem na to zdanie, to było jeszcze w czasach komunizmu. To zdanie siedzi mi w głowie, a wobec problemu granic kompromisu staję codziennie. Zgadzam się, że potrzebny jest kompromis, tylko trzeba go szukać gdzie indziej. Tym, którzy mówią: „Zawrzyjmy kompromis w punkcie, który instytucjonalizuje związki partnerskie, nie dając im pełni uprawnień małżeńskich”, odpowiadam: nie, nie zgadzam się. Polskie prawo operuje kategorią wspólnego pożycia. W wielkim uproszczeniu można powiedzieć, że polskie prawo mówi o konkubinatach, odnosząc je do związków heteroseksualnych, moja propozycja, w największym uproszczeniu, polega na tym, by tam, gdzie mowa o konkubinatach heteroseksualnych, wprowadzić także prawa i obowiązki dla par homoseksualnych. To jest nasza propozycja kompromisu.

Czy dopuszcza pan możliwość ewolucji swoich poglądów w przyszłość? Arcybiskup Vincenzo Paglia powiedział w rozmowie z „Corriere della Sera”, że trzeba chronić instytucję małżeństwa, ale należy wprowadzić związki partnerskie jako instytucje prawną. Na pewno zna pan tę wypowiedź.

Ja tę wypowiedź interpretuję inaczej. Ona rzeczywiście została w Polsce streszczona w takiej wersji, jaką państwo przywołali, ale poprosiłem swoich przyjaciół watykanistów, żeby sprawdzili, co Vincenzo Paglia miał na myśli. I okazało się, że on miał na myśli dokładnie to, co ja zaproponowałem. Uznajmy fakt, że istnieją pary i heteroseksualne, i homoseksualne, dajmy im pewne uprawnienia na gruncie prawa cywilnego. A poza tym proszę pamiętać, że wbrew temu, co zdaje się na mój temat sądzić wasze środowisko, uprawiam politykę na własną rękę, a nie w konsultacji z biskupami…

Wspomniał pan o skutkach społecznych, które byłyby następstwem wprowadzenia czwartej ustawy legalizującej. Jakie są te skutki społeczne? W czym tkwi obawa?

Jeśli chodzi o związki heteroseksualne, uważam, że dojdzie do dalszej erozji instytucji małżeństwa. Jest to instytucja, która najlepiej zapewnia bezpieczeństwo wszystkich: żony, męża, dzieci. Jeśli chodzi o związki homoseksualne, to nie wierzę, że linia kompromisu je zatrzyma. Uważam, że w ciągu 15 lat w Polsce wprowadzono by rozwiązania analogiczne do brytyjskich czy francuskich.

Jeśli ma pan w sobie przeświadczenie o determinizmie, to rozumiemy, że tego typu rozwiązania są nieuchronne.

Nie, to nie jest determinizm. Od tego jestem politykiem, żeby powstrzymać to, co rzekomo „nieuchronne’’.

Panie ministrze, istnieje pewien precedens, to krytykowana przez wszystkich ugoda aborcyjna, która powoduje, że mamy jedno z bardziej konserwatywnych rozwiązań w Europie. Czy nie należałoby również znaleźć jakiegoś kompromisu, jeśli chodzi o związki partnerskie?

Przed chwilą zaproponowałem kompromis.

To jest taki kompromis wojenny. Przestanę cię bić, jak nie będziesz krzyczał.

Jak się przyglądam debacie publicznej, to mam pewne wątpliwości, kto bije, a kto jest bity.

[JŁ:] Ja mam przekonanie, że bez tych kompromisów prawdopodobnie nie miałabym prawa wyborczego i bym tutaj nie siedziała. Proszę nie traktować tego dosłownie, posługuję się tym argumentem jako metaforą. Odnoszę wrażenie, że bez wprowadzenia pewnych ustępstw i kompromisów w tak newralgicznych kwestiach społecznych nie będzie żadnej zmiany.

Tak jak wspomniałem, jednym z moich mistrzów był John Stuart Mill. To jeden z głównych orędowników równouprawnienia kobiet. Gdybyśmy się spotkali 150 lat wcześniej, daję pani słowo, że bylibyśmy w tym samym obozie. Współczesne środowiska liberalne posuwają się jednak tak daleko, że proponowane przez was rozwiązania zagrażają samej wolności.

Czy mógłby pan to rozwinąć? Na czym polega to zagrożenie? My nie wychodzimy z pozycji aksjologicznych, to jest dla nas wtórne, ważne jest to, by mieć możliwość wyboru systemu wartości. Dopóki nie naruszasz praw ogólnie przyjętych, jeśli chcesz żyć w wolnym związku, to masz taką możliwość. Związek partnerski zabezpieczyłby właśnie kobietę i dzieci. Byłoby to zabezpieczenie mniejsze niż małżeństwo, ale większe niż konkubinat.

To prawda, że związki partnerskie dawałyby kobietom i dzieciom większe zabezpieczenie niż dzisiejszy konkubinat, tylko że zdecydowanie więcej mężczyzn „poszłoby na łatwiznę”, wybierało związki partnerskie, zamiast małżeństw. Zdecydowanie więcej kobiet i dzieci miałoby przez to mniejsze gwarancje bezpieczeństwa niż dzisiaj.

Spieramy się, czy szklanka jest do połowy pusta, czy do połowy pełna. 20 proc. dzieci rodzi się w związkach pozamałżeńskich. Te 20 proc. dzieci w związkach partnerskich miałoby większe zabezpieczenie niż obecnie.

80 proc. dzieci, czyli te, które rodzą się w małżeństwach, po wprowadzeniu związków partnerskich prawdopodobnie rodziłaby się w większości właśnie w związkach partnerskich. I dlatego kilkadziesiąt procent dzieci miałoby mniejsze zabezpieczenie niż ma obecnie. Nasze wartości są w tym momencie wspólne, różnimy się tylko co do prognoz. Jeśli chodzi o wolność, uważam, że we współczesnym świecie jednostka jest narażona na presję ze strony państwa biurokratyczno-opiekuńczego. Żeby w tym świecie pojedynczy człowiek mógł zachować wolność, musi żyć w jakiejś wspólnocie. Dlatego jestem wielkim zwolennikiem idei społeczeństwa obywatelskiego. Potrzebne są nam rodziny, związki sąsiadów, stowarzyszenia, potrzebne są nam czasopisma takie jak „Liberté!” czy „Znak”, który ja wydawałem. To wszystko są nisze chroniące wolność jednostki, jakieś formy wspólnot. A nie ma szerszej wspólnoty, z jaką jest się w stanie komunikować człowiek we współczesnym, zachodnim świecie, niż naród. Wspólnoty są nam potrzebne po to, by wewnątrz nich mogli żyć wolni ludzie. I na tym polega różnica między nami, wasze środowisko twierdzi, że człowiek może obronić swoją wolność bez pozostawania w takich wspólnotach.

Nie, tu się raczej nie zgodzimy. Pan chyba patrzy na tą wspólnotę z góry, zaczyna ją dekretować, natomiast my widzimy ją z dołu. Posłużmy się pańskimi przykładami: wybór dotyczący stworzenia rodziny jest moim wyborem, a pan go wkłada w model społeczny. To, że wydajemy takie pisma jak „Znak” i „LIBERTÉ!”, jest naszym wyborem i wyborem czytelników, którzy zechcą te czasopisma kupić i przeczytać. Wybór, że jestem Polakiem, jest moją deklaracją. Pan to wszystko widzi jakby z góry.

Zgadzam się, że odgórne narzucanie jest złe, ale nigdzie w swojej postawie nie widzę tendencji do narzucania komuś czegoś.

Panie ministrze, jeśli mówi pan „potrzebujemy”, to mówi pan w kategoriach swojego poglądu, my zaś byśmy to słowo zamienili na „możemy”, bez takiej determinacji.

Jeżeli słowo „potrzebujemy” zawiera według państwa pewien ładunek opresyjności, to ja mogę z tego słowa zrezygnować, choć nie dostrzegam w nim tego ładunku. Jeżeli człowiek chce być wolny, to zachowa tę wolność tylko w dobrowolnie przez siebie wybranej wspólnocie ludzi wolnych. Jeżeli nie będzie miał wokół siebie tej wspólnoty, to państwo, rynek, kultura masowa zdławią jego wolność. Na tym polega konserwatywny komponent w moim myśleniu. Uważam, że potrzebne są nam struktury pośredniczące, tradycyjne wspólnoty. Są nam potrzebne po to, by struktura pozostała wolna. Na moje myślenie bardzo wpłynęła książka Roberta Putnama, który przeprowadził badania nad postawami społeczeństwa obywatelskiego we Włoszech. Wykazał, że społeczeństwo obywatelskie rozwija się tam, gdzie wspólnoty powstały w okresie średniowiecza, natomiast na Sycylii, na południu Włoch, gdzie panował monarszy despotyzm, do dzisiaj nie ma społeczeństwa obywatelskiego. Wspólnoty powstawały w sposób wolny, samorzutny. Nie wykluczam, że ewolucja pójdzie w tę stronę, że ludzie będą szukać wspólnoty w związkach partnerskich i te związki będą przykładem mocnej wspólnoty. Ale ja bym chciał zapobiec ewolucji świata w tym kierunku. Dawno temu wyzbyłem się złudzeń oświeceniowej teorii dziejów, że istnieje jakiś nieuchronny kierunek rozwoju historii, że będziemy żyli w świecie sekularyzowanym i zindywidualizowanym. Sekularyzacja okazała się teorią fałszywą, wiek XXI jest wiekiem renesansu religii wszędzie poza Europą i poza częścią krajów, które były kiedyś koloniami europejskimi, takich jak Argentyna czy Australia. Tak naprawdę wybór, przed którym stoi świat w XXI wieku, to nie jest świat zsekularyzowany czy świat religijny, to będzie wybór między różnymi postaciami religijności. Albo religijnością otwartą, jaką reprezentowali Matka Teresa, Jan Paweł II czy Dalajlama, albo religijnością fundamentalistyczną, która jest silna nie tylko w świecie islamu, ale także w świecie judaizmu czy chrześcijaństwa, zwłaszcza w Kościołach protestanckich. Właściwie tylko buddyzm jest religią wolną od fundamentalistów.

Czy jest pan przekonany, że zatrzyma ten proces zmian w stosunkach społecznych?

Jestem przekonany, że mam szansę. Możecie mi wierzyć, że zrobię wszystko, żeby zapobiec ziszczeniu się waszych ideałów.

Opracowała Noemi Witczak vel Frontczak

Bunt w imię demokracji. Afryka północna – rewolucja i jakie ma to dziś jeszcze znaczenie :)

To gotów być – dodałem – najpiękniejszy z ustrojów. Jak pstry płaszcz malowany we wszystkie możliwe kwiatki, tak i ten ustrój, urozmaicony wszelkimi możliwymi obyczajami, może się wydawać najpiękniejszy. I może być  dodałem – że wielu go potrafi uważać za najpiękniejszy, podobnie jak dzieci i kobiety, kiedy patrzą na różnobarwne materiały.

Platon, Państwo, ks. VIII

Wydaje się, że ten nieco dziś obrazoburczo brzmiący (ze względu na sugestię, że jedynie wyobraźnię kobiet mogą zaprzątać wielobarwne fatałaszki) fragment księgi VIII „Państwa” Platona, zgrabnie strawestowany przez jednego z czołowych współczesnych teoretyków demokracji Roberta Alana Dahla, który zupełnie podobnej tekstylnej metafory używa do opisu demokracji na metapoziomie, uzmysławia kilka istotnych problemów, które wciąż pozostają otwarte, gdy chodzi o niedawne wydarzenia w Afryce Północnej, z naiwności, a może także z potrzeby nadawania emblematów, określane mianem Arabskiej Wiosny Ludów.

Dahl pisał: „Wyobrażam sobie teorię demokracji niczym wielką trójwymiarową tkaninę. Zbyt wielka, by ogarnąć ją jednym spojrzeniem, spleciona jest z powiązanych ze sobą pasemek o różnym stopniu elastyczności. Podczas gdy nieliczne jej połacie splecione są ze sztywno powiązanych pasemek (odpowiedniki wnioskowań dedukcyjnych), to w innych powiązania są luźniejsze bądź zgoła wiotkie. Tak jak pewien fizyczny model wszechświata, tkanina wydaje się uniwersum skończonym, lecz nieograniczonym. W rezultacie, kiedy podążamy za jakimś wnioskowaniem, nie prowadzi nas ono jednoznacznie do żadnego punktu końcowego, leżącego na skraju nieograniczonego uniwersum teorii demokracji. Za każdym razem okazuje się nagle, że niepostrzeżenie zaczęliśmy już iść torem innego wnioskowania, i tak, obawiam się, będzie w nieskończoność”. Jego wyjątkowo trafna tekstylna przenośnia wskazuje tu na istotne zastrzeżenie, o którym – nie wiedzieć czemu – w momencie wybuchu rewolucyjnych ruchów w świecie arabskim zdawali się zapominać nawet najwytrawniejsi badacze demokracji. Skuszeni przyjemnym kształtem analogii snuli porównania z wydarzeniami rewolucji na obszarze poradzieckim, zapowiadając nadejście czwartej, Huntingtonowskiej fali demokratyzacji. Choć w klasycznej już „Demokracji i jej krytykach” Dahl przestrzega, że jedynie „nieliczne połacie tkaniny splecione są ze sztywno powiązanych pasemek”, pozwalających na uprawnione wnioskowania, masowe demonstracje uliczne, domaganie się praw człowieka i wolności obywatelskich, obalanie autorytarnych przywódców, a także podobieństwa wielu przyczyn wydarzeń 2011 r. do uwarunkowań kolorowych manifestacji w Tbilisi czy Kijowie (w tym spraw związanych z sukcesją władzy, zmianą pokoleniową elit politycznych i problemami społecznymi) skłoniły badaczy do przykładania matrycy właściwych przemianom kolorowych rewolucji do gwałtownych przekształceń świata arabskiego.

http://www.flickr.com/photos/nassernouri/5367621367/sizes/m/
by Nasser Nouri

Zdawało się, że w czasie trwania protestów na placach Tahrir i Wolności chłodnym okiem na rewolucyjne wydarzenia patrzyli jedynie arabiści. W wywiadzie, który ukazał się latem 2011 r. na łamach VIII numeru „Liberte!”, profesor Marek Dziekan studził entuzjazm zwolenników Arabskiej Wiosny, podkreślając, że „jedynym stałym czynnikiem sytuacji w świecie arabskim jest nieprzewidywalność”, a to, co wydaje się nam buntem w imię demokracji, może w efekcie ewoluować w stronę kolejnej nieokiełznanej dyktatury bądź też rychłego politycznego zwycięstwa mniej lub bardziej ortodoksyjnych ugrupowań islamistycznych (co znalazło potwierdzenie podczas niedawnych wyborów parlamentarnych, a także prezydenckich w Egipcie, kiedy to największą ilość głosów zgromadził kandydat Bractwa Muzułmańskiego Muhammad Mursi). Dziekan wskazywał, z jak niezwykłym uporem do wydarzeń w krajach Maghrebu i Bliskiego Wschodu usiłujemy przykładać nasze miary i narzędzia, mając w istocie słabe rozeznanie co do mechanizmów rządzących tamtejszymi realiami, a nierzadko także niewielką świadomość owej niewiedzy. I bynajmniej nie dotyczy to tylko sfery politycznej, ale także zjawisk społecznych i kulturowych. Tajemniczy i wonny Bliski Wschód („Nektarem ociekają twe wargi, Oblubienico, miód i mleko pod twoim językiem, a zapach twoich szat jak woń Libanu”) mimo iż zbadany i opisany po wielokroć wciąż jawi się nam jako mitologiczna kraina, którą usiłujemy oswoić za pomocą znanych nam pojęciowych kategorii, niezupełnie przystających jednak do rzeczywistości świata arabskiego. Dziekan dodaje: „nadal, jak u Scrutona, w książce «Kultura jest ważna», spotykamy się z opinią, że «Księga tysiąca i jednej nocy» zajmuje poczesne miejsce w kulturze islamu, podczas gdy zajmuje ona poczesne miejsce tylko i wyłącznie w naszych o niej wyobrażeniach, w rzeczywistości bowiem są to opowieści dla niezbyt rozgarniętych prostaczków, a literatura arabska to całkiem inna jakość treściowa i estetyczna”. Nie znając niemal zupełnie kultury arabskiej, nie jesteśmy przecież w stanie sensownie wypowiadać się o możliwych politycznych preferencjach mieszkańców obszaru Maghrebu czy Bliskiego Wschodu.

Także badacze muzułmańskiego pochodzenia, dla których sformułowania „demokracja islamska” czy „demokracja ajatollahów” nie wydają się pojęciowym kuriozum, starali się skłonić opinię publiczną do daleko posuniętego sceptycyzmu w opisie fali buntu, która przetoczyła się przez kraje arabskie. Ayaan Hirsi Ali, założycielka fundacji AHA zaangażowanej w obronę muzułmanek, w artykule opublikowanym w „Le Monde” na początku 2011 r., przypominała, jak zwodnicze mogą okazać się zbyt proste analogie. Podkreślała, że islam, wytwarzając kulturę naznaczoną brakiem wolności indywidualnej, z trudem godzi się na władzę nieautorytarną, a Husni Mubarak i Muammar Kaddafi to jedynie kulminacja i wytwory owej cywilizacji, które nikogo znającego choćby zręby historii ładu politycznego konstytuującego świat arabski nie powinny dziwić. W kręgu kulturowym, którego religia i obyczaj „zabrania odpowiadać ojcu, matce czy imamowi, poddanie się dyktaturze państwa stało się niemal drugą naturą” – pisała Ayaan Hirsi Ali. Zarówno jednak entuzjaści, jak i sceptycy stawiali, jak się okazało, nietrafne diagnozy. Jak przyznał profesor Tarek Masoud na łamach „Journal of Democracy” w lipcu 2011 r., operatywne jak dotąd teorie zawiodły, a przebieg wydarzeń Arabskiej Wiosny potwierdził jedynie, z jak niewielkim stopniem prawdopodobieństwa jesteśmy w stanie orzekać o rozwoju wydarzeń społecznych i politycznych. O ile więc Arabska Wiosna Ludów nie przyniosła rewolucji analogicznej do tych, które przetoczyły się przez państwa byłego bloku wschodniego, Amerykę Łacińską czy wreszcie Iran, o tyle okazała się kresem kilku uogólnień na temat świata arabskiego. Trójwymiarowa tkanina teorii demokracji z koncepcji Dahla została tym samym wzbogacona o kolejne pasma.

Tekstylna metafora demokracji, tym razem w jej pierwotnej, platońskiej wersji, wskazuje na jeszcze jeden obszar nieporozumień, gdy chodzi o proces demokratyzacji w krajach arabskich. Ów „pstry płaszcz [demokracji – przyp. A.R.] malowany we wszystkie możliwe kwiatki, […] urozmaicony wszelkimi możliwymi obyczajami”, o którym krytycznie pisał twórca starożytnej Akademii, w realiach kultury arabskiej przyjmuje odmienne od swoistych dla kultury Zachodu odcienie barw. Buntownicy protestujący na placach i ulicach Egiptu, Tunezji i Libii okazują się otwarci na partycypację polityczną i liberalizację gospodarczą, lecz niekoniecznie w jej zachodnim rozumieniu. Badacze wskazujący na sekularyzację jako jedną z istotnych zmiennych warunkujących proces demokratyzacji zmuszeni są tu do pewnej korekty koncepcji tego rodzaju transformacji ustrojowej. O ile bowiem stosunek młodych zwolenników islamu do religii zmienia się, o tyle nie są to zmiany idące w stronę wyraźnego zeświecczenia i liberalizacji obyczajów.

Jak wskazuje Olivier Roy w artykule „The Transformation of the Arab World” z najnowszego numeru „Journal of Democracy”, zmienia się nie tyle religijność wyznawców islamu, którzy nie tak dawno protestowali przeciw reżimom panującym w ich krajach, ile przede wszystkim stosunek do własnej religii i hierarchii religijnych przywódców. Liberalizacja świata arabskiego wyraża się w tym zakresie bardziej w pojmowaniu religii jako sprawy osobistego wyboru i prywatnej praktyki niż w odstępowaniu od religii jako takiej. Ta trudno uchwytna, lecz coraz częściej wyraźnie deklarowana przez młodych muzułmanów zmiana stosunku do religii i tradycji jest chyba ważnym krokiem torującym drogę demokratyzacji. Wydaje się, że Bractwo Muzułmańskie, które zyskało przeważające poparcie w wyborach parlamentarnych i prezydenckich w Egipcie, doskonale rozpoznaje te nastroje, przedstawiając program dość umiarkowany, a nawet deklarując tolerancję (jak miało to miejsce, gdy chodzi o mniejszość koptyjską, a zatem egipskich chrześcijan). Pluralizacja arabskich społeczeństw znajduje wyraz także w mniejszym przywiązaniu do idei jedności islamu – jak podkreśla profesor Roy – w sposób dostrzegalny wzrasta znaczenie rozmaitych wspólnot religijnych w obrębie świata muzułmańskiego. Opcjonalność na poziomie stosunku do własnej praktyki religijnej wydaje się wydatną zmianą, gdy chodzi o kulturę arabską, i może być postrzegana jako sprzyjająca procesowi demokratycznej transformacji.

Trudno zgodzić się ze stwierdzeniem Platona, że tkanina demokracji może być upstrzona wszelkimi możliwymi obyczajami, zwłaszcza gdy przyjrzeć się rozmaitym opisom „demokracji islamskiej”, choćby prezentowanemu przez Hoomana Majda w „Demokracji ajatollahów…”. Płynące z niej tezy, jakoby demokracja była z definicji „rządami ludu”, a „lud” wcale nie musiał opowiadać się za laickim modelem ustrojowym, wydają się bardziej retoryczną zabawą niż czymś na kształt rzetelnej argumentacji. Niemniej gdy przyglądamy się transformacji społecznej i kulturowej świata arabskiego po ponad roku od wydarzeń Arabskiej Wiosny, trudno nie wziąć pod uwagę sugestii, że ustroje demokratyczne w krajach, gdzie dominuje religia islamska, przybiorą formy odmienne (zarówno gdy chodzi o ideologię, jak i kształt instytucji) niż te znane nam z zachodniego korpusu demokracji liberalnej. Przywoływany w książce Majda prezydent Muhammad Chatami w 2005 r. w Berlinie miał powiedzieć: „Sekularyzm jest obecny w zachodniej kulturze i myśli. Upieranie się przy rozprzestrzenianiu go w miejscach, gdzie nie ma dlań podstaw intelektualnych ani uzasadnienia politycznego, jest ewidentnym błędem, mimo że może się wydawać atrakcyjne”. Choć stwierdzenie to miało się odnosić do specyficznych realiów Iranu, wydaje się ono wskazywać na coś niezwykle istotnego, gdy chodzi o demokratyzację państw regionu Maghrebu i Bliskiego Wschodu: najważniejszym probierzem demokracji jest nie tyle sekularyzacja, ile opcjonalność. Do owej opcjonalności powoli adaptują się obywatele społeczeństw krajów arabskich, korzystając z wywalczonej możliwości organizacji niejednokrotnie pierwszych w historii rzeczywiście wolnych, demokratycznych wyborów.

Trudno jednak upierać się przy tezie, że korpus ich politycznych czy obyczajowych preferencji pokrywa się z tym, do czego przywykliśmy na Zachodzie. Taka upartość byłaby bowiem przymykaniem oczu na to, czego uczy nas tekstylna metafora demokracji w jej obu przywoływanych tu wersjach. Po pierwsze, teoria demokracji nie przedstawia i prawdopodobnie nigdy nie zaprezentuje nam całościowego opisu demokratycznego uniwersum, po drugie, wielobarwność demokratycznej tkaniny dopuszcza rozmaite odcienie składających się na nią pasm. Najistotniejszą natomiast jej cechą, w której imię w każdych okolicznościach warto podnosić bunt, jest gwarantowana przez nią opcjonalność, możliwość wyboru spośród jak najszerszego spektrum różnobarwnych lecz równowartościowych opcji.

Ważne: nasze strony wykorzystują pliki cookies. Używamy informacji zapisanych za pomocą cookies i podobnych technologii m.in. w celach reklamowych i statystycznych oraz w celu dostosowania naszych serwisów do indywidualnych potrzeb użytkowników. mogą też stosować je współpracujący z nami reklamodawcy, firmy badawcze oraz dostawcy aplikacji multimedialnych. W programie służącym do obsługi internetu można zmienić ustawienia dotyczące cookies. Korzystanie z naszych serwisów internetowych bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zapisane w pamięci urządzenia.

Akceptuję