Pani Marszałek, Wysoki Sejmie.
Reprezentuję obywateli, którzy zauważają dysonans w polskim prawie, dysonans dotyczący finansowania przez państwo działalności kościołów i związków wyznaniowych. Reprezentuję obywateli którzy zdecydowali się poddać rozwiązanie tego dysonansu rozwadze Wysokiej Izby.
Kiedy 25 lat temu wprowadzano religię do szkół (instrukcją ministra edukacji), był to gest wymierzony w walczący z religią poprzedni system. Ten akt był próbą zadośćuczynienia niezaprzeczalnych szkód, jakie ponosiły środowiska wierzących, szczególnie wiernych Kościoła Katolickiego w okresie PRL. Uzgodniony wówczas model nie niósł jednak szczególnych obciążeń dla podatnika, sam prymas Józef Glemp deklarował: „Kościół nie chce ani złotówki z budżetu państwa za nauczanie religii w szkołach publicznych. My do szkół nie idziemy po pieniądze, my tam idziemy z misją”. Tak też było w pierwszych latach katechezy w szkołach – kościół był tam obecny ze swoją misją formowania wierzących, nie rościł sobie praw większych niż to wynikałoby z gwarantowanej w Polsce swobody wyznania.
Dziś jednak katecheza oznacza 30 tys. etatowych pracowników z tzw. misją – to jest w praktyce wyłączonych spod nadzoru kuratoryjnego, realizujących programy, które nie są zatwierdzane ani też kontrolowane przez finansujące całe przedsięwzięcie państwo polskie.
Art.12, ust. 2. konkordatu podpisanego ze Stolicą Apostolską stanowi wprost: „Program nauczania religii katolickiej oraz podręczniki opracowuje władza kościelna i podaje je do wiadomości kompetentnej władzy państwowej.” Zgodnie z podpisaną umową międzynarodową państwo polskie nie ma wpływu na program przedmiotu nauczanego w polskiej szkole. Rzeczpospolita Polska nie może zgodnie z konkordatem przejąć odpowiedzialności za kształt lekcji religii w szkole.
Zgodnie z uregulowaniami konkordatu państwo polskie zobowiązało się do organizowania lekcji religii w szkołach, nie znajdujemy tam jednak zapisu o zobowiązaniu finansowym – gdyby taki był, w naszym odczuciu taki byłby niekonstytucyjny, niezgodny z zasadą światopoglądowej bezstronności państwa zapisaną w art. 25 Konstytucji: „Władze publiczne w Rzeczypospolitej Polskiej zachowują bezstronność w sprawach przekonań religijnych, światopoglądowych i filozoficznych, zapewniając swobodę ich wyrażania w życiu publicznym.”
Ani konkordat ani tym bardziej konstytucja nie nakłada na państwo polskie obowiązku finansowania kosztów katechezy. Podnoszenie przez przeciwników naszego projektów zapisu o bezpłatności edukacji jest nieporozumieniem – nie można uznać za edukację publiczną zajęć nie objętych państwowym programem nauczania, wyłączonych z nadzoru metodycznego i dydaktycznego odpowiednich organów państwa, realizowanych przez osoby, które nie podlegają ogólnym zasadom dotyczącym kwalifikacji, jakim podlega nauczyciel w szkole publicznej. Żadnego przedmiotu w szkole publicznej nie może prowadzić osoba bez wyższego wykształcenia – katechezę mogą prowadzić alumni seminariów duchownych, katecheci nie podlegają obowiązkom dokształcania i doskonalenia związanym z awansem zawodowym. Skoro, jak twierdzą zwolennicy państwowego opłacania katechetów, są to nauczyciele jak wszyscy inni – to dlaczego stosujemy do nich inne reguły niż do wszystkich innych?
Wiemy, że możliwe są 2 modele prowadzenia tych zajęć – konfesyjny (taki jak w Polsce, ściśle związany z misją formowania wyznawcy) obecny także w takich krajach jak Bułgaria, w którym wydaje się być naturalnym finansowanie katechezy przez związek wyznaniowy i niekonfesyjny, który nie służy misji konkretnego kościoła ale ewoluował w stronę zajęć poświęconych systemom wartości – finansowany przez państwo i realizujący program edukacyjny państwa. Taki model mamy w Finlandii, Danii, Estonii. Są także modele pośrednie – takie jak w Niemczech czy Wielkiej Brytanii, gdzie opracowanie programów i nadzór jest wspólnym zadaniem państwa i związku wyznaniowego.
Uznajemy zadekretowane w ustawie o systemie oświaty finansowanie konfesyjnej formy katechezy w państwie, które nie ma kościoła państwowego, religii panującej, a takim jest Rzeczpospolita Polska deklarująca bezstronność w sprawach światopoglądowych i rozdział Kościoła od państwa za niespójność systemu.
Pozwolę sobie przy tym zwrócić uwagę na pewną konsekwencję modelu finansowania bez nadzoru i wpływu na programy realizowane na takich lekcjach– kilka dni temu prasa opisywała kontrowersje związane z organizacją i finansowaniem nauczania islamu w Częstochowie – wobec tego, co dzieje się obecnie w Europie – na pewno ten model jest docelowo korzystny? Przypominam, że zasady zawarte w ustawie o systemie oświaty obowiązują w stosunku do wszystkich wyznań.
Dzięki naszej akcji i wskazaniu problemu, po raz pierwszy od lat pracownie badań opinii publicznej zadały swoich sondażach Polakom pytanie o finansowanie katechezy – wynika z nich że od 49% (10.2015 Ibris) do 66% (12.2015. IB Polster) uważa, że powinien być to obowiązek Kościoła a nie państwa.
Biorąc pod uwagę dominujący odsetek Polaków deklarujących się jako wierzący – postulat nasz znalazł duże poparcie także w tym gronie. Co nas nie dziwi, gdyż zgodne jest to z nauką społeczną kościoła katolickiego, który absolutny prymat w wychowaniu przynaje rodzicom i kościołowi. W Deklaracji o wychowaniu chrześcijańskim Soboru Watykańskiego II „GRAVISSIMUM EDUCATIONIS” czytamy:
(…) Rodzice, ponieważ dali życie dzieciom, w najwyższym stopniu są obowiązani do wychowania potomstwa i dlatego muszą być uznani za pierwszych i głównych jego wychowawców. To zadanie wychowawcze jest tak wielkiej wagi, że jego ewentualny brak z trudnością dałby się zastąpić (…)
Jest tam o roli kościoła:
(…) W szczególny wreszcie sposób obowiązek wychowawczy należy do Kościoła nie tylko dlatego, że winno się go uznać również za społeczność ludzką zdolną do pełnienia funkcji wychowawczej, lecz nade wszystko dlatego, że ma on zadanie wskazywania wszystkim ludziom drogi zbawienia, a wierzącym udzielania życia Chrystusowego i wspomagania ich ustawiczną opieką, aby mogli osiągnąć pełnię tego życia.(…)
Jest tam także, o dopuszczalnej roli państwa:
(…) pewne obowiązki i prawa przysługują państwu, ponieważ do niego należy organizowanie tego, czego wymaga wspólne dobro doczesne. Do jego zadań należy popieranie różnymi sposobami wychowania młodzieży, a mianowicie: ochrona obowiązków i praw rodziców oraz innych, którzy mają udział w wychowaniu, i dopomaganie im, przejmowanie wedle zasady pomocniczości wychowania w wypadku braku inicjatywy ze strony rodziców i innych społeczności (…)
Czy w Polsce mamy do czynienia ze zjawiskiem braku inicjatywy rodziców w wychowaniu lub słabością społeczności jakimi są kościoły? Z całą pewnością nie, i rodzina i kościół są dalekie od kryzysu, który powodowałbym zastąpienie ich w rolach wychowawczych przez państwo. Nie proponujemy zatem wprowadzenia modelu niekonfesyjnego, w którym państwo kreowałoby proces wychowania religijnego.
Przytaczam powyższe, by zadać kłam opiniom, jakoby nasz projekt wpisywał się jakkolwiek w konflikty ideologiczne czy wyznaniowe. Te nie są przedmiotem naszego zainteresowania. Jedyna aksjologia jaka nam towarzyszy, to aksjologia państwowa, która z założenia łączy wszystkich patriotów, niezależnie od wyznania.
Nie wnioskujemy o usunięcie religii ze szkół, nie kwestionujemy prawa wierzących do kultu a kościołów do formowania młodych wyznawców – kwestionujemy jedynie rolę państwa i pieniędzy publicznych w tym procesie.
Drugim naszym postulatem jest doprecyzowanie, kto podejmuje decyzję o uczestnictwie w katechezie w szkołach ponadgimanazjalnych – mówimy zatem o tzw. starszej młodzieży, szesnasto-, siedemnastolatkach. Konstytucja RP w art. 48 stanowi: „Rodzice mają prawo do wychowania dzieci zgodnie z własnymi przekonaniami. Wychowanie to powinno uwzględniać stopień dojrzałości dziecka, a także wolność jego sumienia i wyznania oraz jego przekonania”. W naszym odczuciu szesnastolatek jest już na tyle dojrzałym i ukształtowanym człowiekiem, że sam może dokonywać wyborów aksjologicznych. Dodatkowo, należy zauważyć, że żadne inne zajęcia poza tymi zagrażającymi życiu i zdrowiu, w szkolnictwie ponadgimnazjalnym nie wymagają zgody rodziców, uczeń przystępuje do ich decyzją własną. Granice letności, pełnoletniości są umowne, ustanawiane przez prawo – w tym przypadku proponujemy uznać podmiotowość uczniów szkół ponadgimnazjalnych i pozostawić im decyzję.
Z uwagą zapoznaliśmy się z opiniami dotyczącymi naszego projektu, które spłynęły do Sejmu.
W pełni szanujemy pogląd Komisji ds. nauczania religii prawosławnej Polskiego Autokefalicznego Kościoła Prawosławnego. Nie negujemy znaczenia katechezy i innych form ewangelizacyjnych prowadzonych przez ten kościół. Wierzymy, że Kościół Prawosławny przykłada wielką wagę do wykształcenia katechetów, sposobu prowadzenia przez nich zajęć i dbałości o merytoryczny poziom podręczników. Nasz projekt w żaden sposób w sfery działalności opisane w opinii nie ingeruje – zajmujemy się jedynie finansowo-prawnym a nie aksjologicznym aspektem katechezy.
Ambiwalentne uczucia wzbudziła w nas opinia Prokuratora Generalnego. Nie do końca rozumiemy wypowiadanie się prokuratora w sprawie systemu edukacji – kojarzy się to raczej z systemami totalitarnymi, ale w tamtych raczej prokuratura zajmuje się reedukacją w odpowiednich ośrodkach, a takich na szczęście w Polsce nie ma. Z drugiej strony Prokurator Generalny w swojej opinii stara się przedstawić dosyć specyficzną interpretację konstytucji, do czego wg naszej wiedzy nie posiada kompetencji konstytucyjnych czy ustawowych. Wiem, że opinia powstała przed kryzysem związanym z Trybunałem Konstytucyjny –ale na jego tle, prokurator przypisujący sobie prawo do stwierdzania niekonstytucyjności pomysłu legislacyjnego, przyznacie Państwo, nie wygląda najlepiej. Ponieważ to jednak opinia Prokuratora, za którym stoi cały kodeks karny, przytoczę zdanie z którym zgadzamy się w 100 % : „Materia projektu nie dotyczy ustawowych zadań prokuratora generalnego i prokuratury”
Do opinii rządu, którą znam jedynie częściowo z przekazów medialnych pozwolę sobie ustosunkować się po jej wysłuchaniu.
Szanowni Państwo, nasz projekt jest pierwszym obywatelskim wprowadzonym pod obrady sejmu w tej kadencji. W kadencjach poprzednich różnie z tymi projektami bywało – w kampanii wyborczej obecnie rządzący słusznie piętnowali swoich poprzedników za odrzucanie inicjatyw obywatelskich w pierwszym czytaniu, bez poddania merytorycznej debacie w komisjach. Wierzę, że ta praktyka to już przeszłość. Zapewne dziś nasz projekt może nie mieć poparcia większości na tej Sali – taka jest istota projektów obywatelskich, gdyby wynikały z programu rządzących nie trzeba by było organizować komitetu, zbierać podpisów i korzystać z prawa inicjatywy obywatelskiej. Chcę podziękować wszystkim tym, którzy poparli podpisany projekt, spontanicznie organizującym się w trakcie akcji wolontariuszom – niektórzy z nich są tu z nami na galerii dla publiczności, inicjatorowi akcji Leszkowi Jażdżewskiemu, którego tu zastępuję – za to, że nie poddaliśmy się dominującemu imposybilizmowi, przekonywaniu nas ze się na pewno nie uda, że dotarliśmy z projektem tutaj, na forum parlamentu.
Wierzę, że obietnice z kampanii wyborczej mają swoją wartość i projekt nasz nie zostanie odrzucony w pierwszym czytaniu, że zostanie przekazany do rozpatrzenia w komisjach. O to wnoszę nie tylko w imieniu 155 tysięcy popierających nasz projekt – ale także w imieniu każdej innej inicjatywy obywatelskiej, istniejącej, powstającej a może nawet jeszcze nie utworzonej. Pokażcie obywatelom, że ich inicjatywy traktujecie poważnie, bo obywatele na to zasługują