Kilka dni temu sejmowa komisja etyki poselskiej uznała, że nie będzie zajmować się skargą stowarzyszenia Pracownia Różnorodności, które zgłosiło wypowiedź posła Łukasza Zbonikowskiego. Jednak to nie homofobia, a brak elementarnej wiedzy, jest w słowach polityka Prawa i Sprawiedliwości najbardziej skandaliczny – trudno uwierzyć, że takie bzdury może bez żadnych konsekwencji pleść przedstawiciel polskiego parlamentu.
Pracownia Różnorodności zapytała posłów z województwa kujawsko-pomorskiego, dlaczego głosowali przeciwko ustawom o związkach partnerskich. Zbonikowski w swojej odpowiedzi napisał m.in. o dewiacyjnych zachowaniach homoseksualistów, uderzaniu w naturalne fundamenty społeczeństwa, pogłębianiu niżu demograficznego oraz legalizacji zoofilii. Rzeczywiście, trudno dopatrzyć się w tej wypowiedzi treści homofobicznych, ponieważ w kilku zdaniach poseł popisał się tak głęboką niewiedzą, że merytoryczne traktowanie jego słów byłoby dużym nadużyciem.
Zniżanie się do poziomu dyskusji rozpoczętej przez toruńskiego posła jest żenujące, wystarczy przeczytać pytanie: „czemu ograniczać czyjąś szczerą i dogłębną miłość do swojego jedynego i niepowtarzalnego jamnika, skoro takowa miłość do kolegi jest dopuszczalna?”, żeby popukać się w głowę i spróbować zapomnieć o tym, kto reprezentuje nasze państwo. Jednak nagromadzenie w kilku zdaniach tylu głupstw, jest zjawiskiem na tyle unikatowym, że nie sposób odmówić sobie przyjemności polemiki.
Jak każdy szanujący się prawicowy polityk, Zbonikowski automatycznie połączył homoseksualizm z seksem. Nawet przez chwilę nie pomyślał o tak przyziemnej sprawie jak uczucia, błyskawicznie za to przypomniał sobie wszystkie grzeszne historie, o których czytał w katolickiej prasie. Cała wypowiedź sprawia wrażenie gulaszu, do którego polityk Prawa i Sprawiedliwości chaotycznie powrzucał wszystkie słowa, które kojarzą mu się z seksem – tu pojawia się dewiacja, tam zoofilia, całość przyprawiona jest pikantnymi „swingującymi parami”.
To wszystko byłoby zrozumiałe, przecież parlamentarzyści mają prawo do swoich obsesji i zainteresowań, gdyby poseł nie próbował uzasadniać swoich przekonań za pomocą wymyślonych faktów. Kilkukrotnie nazywa homoseksualizm „dewiacją”, mimo że ten nie jest nią od 1973 (według klasyfikacji DSM-IV) lub 1990 roku (ICD-10). Z ciekawości zajrzałem wczoraj na stronę internetową posła, żeby przekonać się, czy ten anarchizm naukowy przejawia się także brakiem zaufania do językoznawców i stworzeniem własnych zasad polskiej ortografii, jednak – przynajmniej na razie – wygląda na to, że sceptycyzm Zbonikowskiego ogranicza się wyłącznie do dokonań medycyny i psychologii.
Ignorancja doprowadziła posła Prawa i Sprawiedliwości do wymienienia jednym tchem homoseksualizmu (orientacji seksualnej), zoofilii (zabronionej prawnie parafilii, tj. dewiacji, którą można znaleźć tam, gdzie poseł chciałby znaleźć homoseksualizm) oraz seksu grupowego (zachowania seksualnego). Z punktu widzenia nauki, taki sam sens miałoby zestawienie ze sobą np. heteroseksualizmu, ekshibicjonizmu i masturbacji.
Zbonikowski przekonuje, że zalegalizowanie związków partnerskich pogłębi niż demograficzny. Te słowa martwią zwłaszcza w ustach polityka należącego do partii, od której powinniśmy spodziewać się bardziej przemyślanej i merytorycznej oceny polityki prorodzinnej. Żadne badania nie pokazują korelacji pomiędzy związkami – lub małżeństwami – osób o tej samej płci a obniżeniem dzietności, trudno sobie nawet wyobrazić, dlaczego miałoby to wpłynąć na nią negatywnie. Gdyby Łukasz Zbonikowski poświęcał więcej czasu na zweryfikowanie swoich poglądów, to przekonałby się, że zalegalizowanie związków lesbijek i gejów wpływa na demografię pozytywnie, ponieważ stabilność zwiększa poczucie bezpieczeństwa, widać to chociażby w danych publikowanych przez Bank Światowy.
Polityk podzielił się szeregiem swoich refleksji, m.in. o tym, że wprowadzenie związków partnerskich uderza w sprawne funkcjonowanie państwa. Ten wniosek oparł najprawdopodobniej na obserwowaniu Europy, w której już na pierwszy rzut oka widać, które państwa są najgorzej (m.in. Niemcy, Szwecja oraz Wielka Brytania), a które najsprawniej (m.in. Białoruś, Ukraina oraz Włochy) zarządzane. Zbonikowski pisze też o naturalnych fundamentach społeczeństwa, nie wyjaśnia jednak, czy jest również zadeklarowanym przeciwnikiem monogamii, która przecież z naturą niewiele ma wspólnego i jest stosunkowo nowym pomysłem naszej cywilizacji.
Tłok jest – według inżynierów – częścią silnika; biolodzy zdefiniowali ssaka jako gromadę zwierząt, które należą do kręgowców, a delta, jak ocenili geografowie, to rodzaj ujścia rzeki. Trudno sobie wyobrazić, żeby ktokolwiek ignorował tę wiedzę i wbrew nauce przekonywał, że zauważona w ogrodzie jaszczurka z pewnością nie jest gadem, tylko właśnie ssakiem. Łukasza Zbonikowskiego nie ograniczają żadne definicję, swobodnie szafuje na lewo i prawo niepoprawną terminologią medyczną. Panie Pośle, nie da się zaklinać rzeczywistości – nauka jest nauką, a Pańskie wypowiedzi są wyłącznie niedorzecznościami. Każdy ma prawo do własnych przekonań, jednak nie może ich uzasadniać wbrew faktom i zdrowemu rozsądkowi.
Homofobia jest w polskiej polityce zjawiskiem powszechnym, dlatego wcale nie to jest w słowach polityka Prawa i Sprawiedliwości najbardziej szokujące. To wstyd, że polski parlamentarzysta nie potrafi w spójny i logiczny sposób uzasadnić swoich poglądów i bez skrępowania chwali się brakiem podstawowej wiedzy. Poseł Zbonikowski powinien jak najszybciej znaleźć się na sztandarach środowisk LGBT, ponieważ skutecznie ośmieszył poglądy polityków, który sprzeciwiają się legalizacji związków osób o tej samej płci. Udowodnił, że gdy brakuje jakichkolwiek argumentów, pozostają tylko infantylne pytania o miłość do jamnika i mówienie trzy po trzy o dewiacjach, naturalnych fundamentach społeczeństwa i „swingujących parach”.