Sianie dobrych ziaren czyli edukacja ekologiczna
– z dr hab. Marcinem Urbaniakiem rozmawia Marcin Łubiński
Marcin Łubiński: Żyjemy w epoce coraz większych zmian środowiskowych, na masową skalę wymierają gatunki zwierząt i roślin, na własnej skórze odczuwamy zmiany klimatu. Zimy stają się ciepłe, coraz częstszym zjawiskiem w naszym kraju są susze, zagrożone są lasy na terenie całego kraju. W zeszłym miesiącu cała Polska obserwowała pożar w Biebrzańskim Parku Narodowym. Jak według edukatora ekologicznego można byłoby poprawić sytuację edukacji ekologicznej w naszym kraju?
Marcin Urbaniak: Przez ostatnie kilkanaście lat prowadziłem wykłady i warsztaty edukacyjne – dotyczące ochrony bioróżnorodności, klimatu czy dobrostanu zwierząt – dla bardzo zróżnicowanych grup odbiorców: od uczniów gimnazjalnych, przez młodzież szkół średnich i studentów, aż po dojrzałych seniorów. Rozmawiając z tak szerokim gronem słuchaczy, mogę stanowczo stwierdzić, że rodzimy stan świadomości ekologicznej jest wciąż fatalny, choć pojawia się wiele ekologicznie pozytywnych trendów. Konstatując ten fakt, pojawia się natychmiast pytanie – tym bardziej w głowie nauczyciela i społecznego edukator – jak poprawić ogólnie przygnębiającą sytuację. Myślę sobie wówczas, że posiadamy wszelkie potrzebne zasoby wiedzy, materiałów oraz specjalistów, aby stan naszej edukacji ekologicznej szybko i efektywnie wzbogacić poprzez modyfikację podstawy programowej oraz treści nauczania dla szkół podstawowych i ponadpodstawowych. Taki proces nie wydaje się szczególnie skomplikowany, gdy weźmiemy pod uwagę prężnie działające środowiska naukowe w Polsce, skupione od dawna wokół problemów środowiskowo-klimatycznych. Dysponujemy wszak zapleczem eksperckim, które służy najwyższej jakości warsztatami, szkoleniami bądź webinariami pod egidą m.in. „Nauki o klimacie”, „Nauki dla przyrody” lub Koalicji Klimatycznej. Dodać należy również gotowość samej młodzieży do aktualizacji programów oświaty – tutaj wspomnieć trzeba o niezwykle kompetentnych działaniach Młodzieżowego Strajku Klimatycznego, Earth Strike’u – Strajku dla Ziemi czy Extinction Rebellion Polska. Biorąc pod uwagę wszystkie działania społeczne, inicjatywy obywatelskie, kampanie edukacyjne wymienionych grup – a jest ich w Polsce o wiele, wiele więcej – posiadamy naprawdę pokaźne zasoby intelektualne, aby podnieść poziom ekologicznej wiedzy i świadomości klimatycznej w narodzie.
Podstawowa trudność, która hamuje znakomitą większość apeli i rekomendacji lokalnych organizacji oraz grup eksperckich, to lekceważąca postawa, aż po denializm klimatyczny, wpływowych decydentów, odpowiedzialnych za reformowanie szkolnictwa, gałęzi przemysłowych czy całej gospodarki. Przypomnę, że w Brukseli 12 i 13 grudnia 2019 odbył się dwudniowy szczyt klimatyczny, poświęcony m.in. osiągnięciu przez Unię Europejską neutralności klimatycznej do 2050 roku. Wszystkie kraje Unii Europejskiej – poza Polską – podpisały deklarację ekologicznej transformacji, zwaną Zielonym Ładem. W szczycie brał również udział premier Morawiecki, który podjął decyzję o niepodpisaniu konkluzji Zielonego Ładu – na arenie międzynarodowej sprzeciwił się on transformacji energetycznej oraz osiągnięciu do 2050 roku klimatyczno-środowiskowej neutralności. Niestety, tej politycznej przeszkody nie przeskoczymy inaczej, niż biorąc czynny udział w wyborach i stawiając krzyżyk we właściwym miejscu na karcie do głosowania.
W każdej szkole podstawowej odbywają się lekcje przyrody, a później biologii, czy program edukacyjny, jaki jest w ich czasie realizowany jest w twojej opinii wystarczający? Czy może brakuje mu jakiejś istotnej tematyki?
Nie znam treści Podstawy programowej z przedmiotu przyroda dla szkół podstawowych, ale Podstawa programowa kształcenia ogólnego dla szkół ponadpodstawowych z przedmiotu biologia, zatwierdzona przez Ministerstwo Edukacji Narodowej, zawiera kilka bardzo ważnych – w moim odczuciu – fragmentów proekologicznych. Jest w nich mowa m.in. o kształtowaniu poczucia szacunku u uczniów dla środowiska przyrodniczego oraz o „poczuciu współodpowiedzialności za jego stan”. Wedle Podstawy, uczeń uczy się uzasadniać konieczność stosowania różnych form ochrony przyrody, takich jak program sieci obszarów objętych ochroną przyrody na terytorium Unii Europejskiej, nazwany Natura 2000. Ponadto, uczeń szkoły średniej potrafi uzasadniać konieczność współpracy międzynarodowej dla ochrony różnorodności biologicznej, co znaczy, że rozumie sens dokumentów CITES, Konwencji o Różnorodności Biologicznej czy Agendy 21. Jest to szalenie ważne pedagogicznie i ekologicznie. W Podstawie programowej jest również fragment mówiący, że uczeń powinien umieć zaprezentować istotę zrównoważonego rozwoju. To wszystko ogromnie cieszy, a jednak wciąż wydaje mi się niewystarczające w obliczu realnej katastrofy środowiskowo-klimatycznej. Zdecydowanie Podstawa programowa powinna być regularnie uzupełniana co najmniej o bieżące raporty IPCC, czyli Międzyrządowego Zespołu ds. Zmian Klimatu przy ONZ, gdzie omawiane jest topnienie lodowców, podnoszenie się poziomu oceanów, pustynnienie i degradacja gleb czy konieczność przejścia na dietę wegańską. Wspaniale byłoby również włączyć omawianie publikacji World Wide Fund for Nature albo Międzyrządowej Platformy Naukowo-Politycznej ds. Różnorodności Biologicznej, w skrócie IPBES, których niezwykle istotne raporty informują o milionie gatunków roślin i zwierząt zagrożonych wkrótce wyginięciem. To jest najbardziej aktualna wiedza, którą młode pokolenia muszą znać, gdyż wszelkie prognozy zawarte w owych tekstach przede wszystkim dotyczą dorosłego życia dzisiejszego młodego oraz najmłodszego pokolenia. Ideałem byłoby wzbogacić lekcje biologii o analizę tak ważnych obecnie dla bioróżnorodności pojęć, jak „antropocen”, „wielkie szóste wymieranie”, „przemysłowa hodowla zwierząt”, „ślad węglowy”, a także „rezyliencja” miast, „dekarbonizacja” gospodarki, „retencja” wody czy „mitygacja” paliw kopalnych. Obawiam się jednak, że wskazane obszary problemowe nauczane są jedynie przez tą część ciała pedagogicznego, które samodzielnie stara się wykraczać poza obowiązującą, nieco przestarzałą wiedzę podręcznikową.
A co z organizacjami pozarządowymi i różnego rodzaju grupami? Istnieje wiele NGO’sów, których działalność skupia się na edukowaniu społeczeństwa w zakresie ekologii. W kilku województwach lekcje „Edukacji ekologicznej” realizowały nawet okręgi łowieckie, czy takie działania przynoszą pożądane efekty? Czy dzięki temu edukacja staje się pełniejsza?
Rzeczywiście, pocieszający jest fakt, że w dobie niemal powszechnego dostępu do Internetu, niezliczona ilość zainteresowanych osób może rewelacyjnie uzupełniać teorię i wiedzę praktyczną poprzez sporą ilość oddolnie organizowanych akcji, inicjatyw lub warsztatów. Sam często organizuję takie prelekcje, szkolenia i akcje, stąd jako przykład mogę wymienić własne webinaria ekologiczne wraz z terenowymi inicjatywami sadzenia drzew, sprzątania śmieci bądź budowania domków dla owadów zapylających. Większość takich działań koordynuję jako edukator Klubu Gaja i działacz Polskiego Towarzystwa Etycznego, ale zdarza mi się także działać jako koalicjant w kampanii antyłowieckiej „Niech żyją!”, jako edukator Stowarzyszenia Zero Waste bądź dla Otwartych Klatek w ich kampanii RoślinnieJemy. Oczywiście takich osób aktywnie zaangażowanych w różne działania klimatyczne, ekologiczne i prozwierzęce jest mnóstwo, zatem społeczna oferta edukacyjna dla chętnych odbiorców jest wyjątkowo bogata. Nawet sytuacja kwarantanny nie uszczupliła ilości szkoleń oraz prelekcji, gdy weźmiemy pod uwagę całe spektrum wszelkich webinariów, dostępnych w Internecie. Poza organizacjami pozarządowymi i koordynowanymi przez nie akcjami edukacyjnymi, powinniśmy pamiętać o regularnie funkcjonujących w sieci proekologicznych grupach zainteresowań, gdzie uczestnicy stale wymieniają się wiedzą i doświadczeniami. Przykładem niech będą grupy dla miłośniczek i miłośników permakultury, urban farmingu, diety roślinnej albo aktywizmu na rzecz zwierząt. Tutaj pewnym ograniczeniem w dostępie do materiałów edukacyjnych jest, po pierwsze, posiadane łącza internetowego oraz umiejętność korzystania z mediów społecznościowych; po drugie zaś, miejsce zamieszkania. Zatem niekiedy wykluczone ze społecznej edukacji ekologicznej bywają osoby starsze, niezamożne i mieszkające na dalekiej prowincji. Jednak staramy się zawsze dotrzeć do jak najszerszego grona odbiorców.
Z kolei jeśli chodzi o działania podejmowane przez środowiska myśliwskie w niektórych szkołach, a nawet przedszkolu, to sytuacja jest złożona i z pewnością nie ma ona najmniejszego nawet waloru edukacyjnego, a wręcz jest wysoce szkodliwa pedagogicznie i dydaktycznie. Dokładnie dekadę temu, w strukturach Polskiego Związku Łowieckiego powstał projekt pod patronatem Marszałka Województwa Kujawsko-Pomorskiego, nazwany programem ekologiczno-łowieckim. Program ten zakładał współpracę kół łowieckich z docelowo setką szkół podstawowych oraz średnich, głównie na terenach wiejskich kilku wybranych powiatów województwa kujawsko-pomorskiego. Współpraca ta miała polegać na realizacji lekcji o tematyce przyrodniczo-łowieckiej, prowadzonych przez myśliwego w asyście nauczyciela w latach 2010-2015. Nie wiadomo, do jak wielu szkół udało się dotrzeć myśliwym, natomiast smutnym wspomnieniem tego programu jest komunikat, który można jeszcze dzisiaj znaleźć na stronie internetowej pewnej szkoły podstawowej w powiecie grudziądzkim. Czytamy tam m.in., że celem wizyt myśliwych było – a być może nadal jest – przekazywanie uczniom „podstawowych informacji na temat myślistwa i łowiectwa”. Pamiętajmy, że adresatami były dzieci między ósmym i czternastym rokiem życia! Jakie zatem podstawowe treści mogły być przekazywane podczas takiej lekcji? Pseudoekologiczna wiedza, bazująca na archaicznych uprzedzeniach, nienaukowych przekonaniach i subiektywnych obserwacjach; fałszywy model ekosystemu polnego czy leśnego z równie fałszywym wyobrażeniem roli myśliwego w tym ekosystemie; normalizacja brutalnych zachowań i okrucieństwa wobec zwierząt; usprawiedliwianie radykalnej przemocy nonsensowną tradycją; skrajnie przedmiotowy, instrumentalny stosunek do zwierząt i całej przyrody; stępianie wrażliwości, empatii i szacunku względem żywych istot. To tylko część społecznie i psychicznie szkodliwej edukacji łowieckiej, na jaką narażone były i niestety wciąż są dzieci. Mówię o czasie teraźniejszym, ponieważ w marcu 2019 roku dyrekcja jednego z przedszkoli w Częstochowie zaprosiła myśliwego do poprowadzenia edukacyjnych warsztatów przyrodniczych. Uzasadnieniem zaproszenia było powołanie się dyrekcji przedszkola na wspomniany wcześniej, zakończony w 2015 projekt ekologiczno-łowiecki z województwa kujawsko-pomorskiego. W konsekwencji do przedszkolaków przyszedł myśliwy wraz ze swoimi „dydaktycznymi” rekwizytami, którymi były poroża, skóry i wypchane truchła zastrzelonych zwierząt. Kilkuletnie dzieci miały możliwość m.in. głaskać martwe borsuki, fotografować się z lisimi zwłokami, a także przedszkolaki swobodnie bawić się ciałami zwierząt. Zanim część rodziców uświadomiła sobie, jakie atrakcje miały ich pociechy w przedszkolu, dzieci zdążyły zapoznać się ze szczątkami zwierząt, które mogą kojarzyć z różnymi kwestiami, ale na pewno nie z ochroną przyrody ani troską o te zwierzęta.
Niewątpliwie rację ma prof. Ewa Jarosz z Wydziału Pedagogiki i Psychologii Uniwersytetu Śląskiego mówiąc, że poziom dziecięcej wrażliwości oraz bodźców wywołujących szok bądź traumę u dzieci jest zawsze wysoce indywidualny. Zatem lekcje o tematyce ekologiczno-łowieckiej, realizowane przez reprezentantów środowiska myśliwych, nie powinny w ogóle być nazywane zajęciami edukacyjnymi! Przynoszą wyłącznie efekt przeciwny: uczą przemocy wobec natury; stępiają naturalną empatię; uczą usprawiedliwiania i maskowania okrucieństwa, które z perspektywy współczesnego przyrodoznawstwa nie ma żadnego sensu. Przez takie działania myśliwych, rodzima edukacja ubożeje, a wręcz propaguje patologię.
Uczysz w krakowskich liceach. Od 2010 roku w polskich szkołach pojawiła się etyka. Czy w programie tego przedmiotu znajdziemy jakieś wzmianki o ochronie środowiska oraz zwierząt? Jak wyglądają takie zajęcia?
W Podstawie programowej kształcenia ogólnego dla szkół ponadpodstawowych z przedmiotu etyka na szczęście znajduje się cały jeden blok tematyczny, zatytułowany „etyka środowiskowa”, z czego ogromnie się cieszę. Treść tego bloku stanowi np. refleksja, czym jest bioróżnorodność i dlaczego musimy ją chronić; rozważania wokół moralnego statusu zwierząt oraz argumentacja na rzecz ochrony całej przyrody. Co więcej, zgodnie z Podstawą programową, uczeń szkoły średniej powinien angażować się w działania na rzecz ochrony środowiska. Zatem jest to szerokie pole możliwości edukacyjnych dla nauczyciela. Cały tekst Podstawy kończy się listą różnych zadań, które spełnia szkoła ponadpodstawowa, wśród których jest zapis mówiący, że szkoła kształtuje postawę szacunku dla środowiska przyrodniczego, motywuje do działań na rzecz ochrony środowiska oraz rozwija zainteresowanie ekologią. A więc jest solidna podstawa formalna, dodatkowo posiadamy w Polsce dostęp do bogatej gamy różnych materiałów edukacyjnych: od tekstów i książek, przez filmy dokumentalne dostępne w sieci – np. Dominion lub Opowieść o plastiku – aż po udział w warsztatach, proponowanych przez konkretne organizacje pozarządowe. Mam głęboką nadzieję, że nauczyciele etyki chętnie korzystają z tych treści i edukują młodzież.
Osobiście poświęcam wiele czasu, ucząc w szkołach średnich, aby uczniowie rzetelnie zapoznali się z jak najszerszym obszarem zagadnień, związanych z dobrostanem i prawami zwierząt; z koniecznością troski o środowisko naturalne oraz klimat. Kładę silny akcent na uświadomienie uczniom różnych szkodliwych nawyków czy stereotypów oraz prezentację samodzielnych działań – również w skali mikro – które są wielce wartościowe dla zwierząt i całej biosfery, nawet gdy pozornie wyglądają na nieistotne. Prowadzimy więc dyskusje wokół samej podmiotowości oraz wyjątkowości różnych organizmów; omawiamy problemy hodowli zwierząt na mięso, nabiał i futra, kwestie testowania kosmetyków lub lekarstw w laboratoriach; to przenosi nas dalej w obszar pestycydów zabijających owady oraz deforestacji lasów; skupiamy się następnie na dzikich zwierzętach, oleju palmowym i tworzywach sztucznych, ale też na refleksji wokół myślistwa, ogrodów zoologicznych, cyrków czy papugarni; w końcu koncentrujemy się na przestrzeni miejskiej i zwierzętach zsynantropizowanych oraz towarzyszących. We wszystkich tych tematach pojawia się wątek, co każdy z nas może od siebie wnieść, aby poprawić zastaną sytuację przyrody. Korzystam nie tylko ze standardowych podręczników czy tekstów klasyków etyki zwierzęco-środowiskowej, lecz również z codziennych doświadczeń samych uczniów. Chętnie sięgam po wypowiedzi znanych medialnie osób, jak Marcin Dorociński, Maja Ostaszewska albo Olga Tokarczuk i jej twórczość; po filmy dokumentalne przystępnie traktujące o katastrofie ekologiczno-klimatycznej, z narracją Leonarda DiCaprio lub Davida Attenborougha. Staram się wplatać elementy popkulturowe, które są znane uczniom z życia codziennego, choćby ekologiczna interpretacja postaci Thanosa z filmu Avengers: wojna bez granic albo doskonały film przygodowy z platformy Netflix, zatytułowany Okja. Ponadto, zawsze chętnie zapraszam uczennice i uczniów do włączania się we wszelkie lokalne inicjatywy, które znam bądź które czasem sam organizuję – od konferencji, przez warsztaty, po happeningi. Przykładem niech będzie coroczna, krakowska impreza familijna ParkuJeMy eko z wieloma atrakcjami edukacyjno-rekreacyjnymi i kulinarnymi dla całych rodzin lub równie familijna akcja Big Jump, zwracająca uwagę na zanieczyszczenie rzek i jezior oraz problem suszy. Jak widać, możliwości jest wiele – wystarczą tylko chęci.
Z ochroną środowiska wiąże się także pojęcie Fair Trade, jest pan jednym z ambasadorów tego ruchu. Jakie powiązanie ma handel i ochrona środowiska? W jaki sposób nasze transakcje przekładają się na ratowanie naszej planety?
Na początku muszę się pochwalić, że dzięki współpracy kilkuosobowego zespołu Ambasadorów Fair Trade, do którego mam zaszczyt należeć, Uniwersytet Pedagogiczny im. KEN w Krakowie stał się w 2019 roku pierwszą uczelnią w Polsce, która otrzymała tytuł Uczelni Przyjaznej dla Sprawiedliwego Handlu. Tym samym Uniwersytet – gdzie na co dzień pracuję – stał się częścią międzynarodowego ruchu Fair Trade, promującego Sprawiedliwy Handel, czyli kształtowanie odpowiedzialnych zachowań konsumenckich, które wspierają Cele Zrównoważonego Rozwoju ONZ. Odpowiadając na pytanie, powiązanie koncepcji Sprawiedliwego Handlu z ochroną przyrody jest bardzo ścisłe: fundamentalną ideą Fair Trade jest racjonalne przekonanie, że my wszyscy, poprzez swoje codzienne, pozornie banalne decyzje konsumenckie, kształtujemy nie tylko mniej czy bardziej godziwe warunki pracy mieszkańców ubogiego, Globalnego Południa, ale także oddziałujemy wyborami konsumenckimi na intensywność eksploatacji środowiska naturalnego. Inaczej mówiąc, Fair Trade łączy się w praktyce np. z problemem wylesiania obszarów Borneo pod plantacje plam oleistych, a także łączy się z problemem chemizacji upraw monokulturowych oraz śladem węglowym i śladem wodnym, zostawianym podczas produkcji i transportu egzotycznego jedzenia, pochodzącego z wielkohektarowych plantacji. Zatem idee ekologiczne, które łączą się z koncepcją Fair Trade, to świadoma, odpowiedzialna konsumpcja i tzw. locavore – wspierania lokalnego, drobnego, ekologicznego rolnictwa – oraz dążenie do zeroemisyjności w produkcji dóbr konsumenckich. Jak ujął to kiedyś Peter Singer, nasze pieniądze realnie kształtują świat, najczęściej oddalony od nas o tysiące kilometrów, ponieważ wybór, na jakie produkty wydamy pieniądze, wspiera społeczne i środowiskowe realia, w jakich owe produkty zostały przygotowane. Stąd decydując się na produkty zawierające przykładowo w swoim składzie olej palmowy, podtrzymujemy popyt, a więc wspieramy istnienie plantacji palm olejowych na terenach Azji Południowo-Wschodniej. Tym samym pośrednio przyczyniamy się do drastycznego karczowania i wypalania naturalnych lasów deszczowych, by zrobić miejsce uprawom olejowca gwinejskiego. To powoduje, że nieświadomie wzmacniamy swoimi nawykami konsumenckimi niszczenie siedlisk wielu dzikich gatunków zwierząt, np. orangutanów; wspieramy destrukcję bioróżnorodności w dalekich ekosystemach.
Analogiczna sytuacja dotyczy naszych wyborów konsumpcyjnych, gdy wydajemy pieniądze na naturalne futra i kosmetyki testowane na zwierzętach; na produkty wykonane z tworzyw sztucznych i opakowane w plastik lub gdy płacimy za przelot tanimi liniami lotniczymi w celach urlopowych. W każdej z tych sytuacji nasza decyzja zakupowa w sklepie wzmocniła jakiś rodzaj okrucieństwa wobec zwierząt albo zanieczyszczenia środowiska. Wobec tego, nasze indywidualne transakcje finansowe zaczną się przekładać na kolektywne ratowanie przyrody bądź poprawę warunków życia konkretnych gatunków zwierząt, kiedy wzrośnie ekologicznie świadoma, odpowiedzialna konsumpcja, a handel stanie się klimatycznie, międzypokoleniowo i międzygatunkowo sprawiedliwy. Tutaj zatoczyliśmy koło i wróciliśmy do lokalnej działalności edukacyjnej. Powiem krótko, że efektem działań zarówno moich własnych, jak i całego naszego zespołu czterech Ambasadorów Fair Trade jest m.in. organizowanie cyklicznych, otwartych seminariów i prelekcji dla studentów o tym, czym jest Sprawiedliwy Handel oraz świadoma konsumpcja; regularne dostarczanie darmowych materiałów informacyjnych o Fair Trade; organizacja warsztatów i szkoleń dla chętnych osób, chcących zaangażować się w działalność międzynarodową na rzecz Sprawiedliwego Handlu; a także stała obecność produktów Fair Trade – jak kawa czy przekąski – w ofercie lokalnej kawiarni. W konsekwencji naszych wysiłków doszło do spotkania zarządu Fundacji „Koalicja Sprawiedliwego Handlu” – Fairtrade Polska z władzami Uniwersytetu Pedagogicznego w Krakowie, co zaowocowało otrzymaniem pierwszego w Polsce tytułu Uczelni Przyjaznej dla Sprawiedliwego Handlu. Pierwszoplanowym celem naszego zespołu pozostaje wciąż budowanie i wzmacnianie świadomości całej społeczności akademickiej Uniwersytetu na temat idei Fair Trade, gdzie osobiście koncentruję się przede wszystkim na problemach środowiskowych, klimatycznych i zwierzęcych w ramach Sprawiedliwego Handlu oraz odpowiedzialnej konsumpcji.
A w jaki sposób możemy wspomóc edukację ekologiczną? Czy osoba niezwiązana z zawodem nauczyciela, niebędąca członkiem żadnej organizacji może pomóc w budowaniu lepszego jutra?
Oczywiście, że tak. Absolutnie nie jesteśmy bezradni, jeśli nie należymy do żadnej organizacji. Pamiętajmy, że wszelkie systemowe przemiany rozpoczynają się na poziomie naszych jednostkowych decyzji, postaw oraz działań. Dlatego bardzo wiele zmian ekologiczno-klimatycznych zależy od rodziców, kształtujących umysł i przyzwyczajenia młodych oraz najmłodszych konsumentów. Jeżeli zainwestujemy czas i energię w edukację kolejnych pokoleń już od najwcześniejszych lat szkolnych – a więc będziemy rozwijać inteligencję ekologiczną, świadomość społeczną, wrażliwość, empatię i uważność na cierpienie – mamy wciąż szansę spowolnić wydarzające się, katastrofalne zmiany środowiskowo-klimatyczne, a także przykre w skutkach zmiany cywilizacyjne. Mam na myśli wspomaganie systemowej edukacji poprzez rozpoczęcie szeregu niewielkich zmian i wysiłków w gronie najbliższej rodziny, które polegają głównie na rezygnacji z codziennych, wielce szkodliwych nawyków konsumpcyjnych. Gwarantuję, że owe mikrodziałania nie tylko skumulują się w zbiorową falę pozytywnych zmian, ale wyjdą też indywidualnie na zdrowie nam samym, zwierzętom i okolicznej przyrodzie. Konkretnie rzecz biorąc, gorąco zachęcam do maksymalnego ograniczenia spożywania mięsa, wędlin i nabiału; rezygnacji z kupowania produktów zawierających olej palmowy oraz jednorazowych produktów z tworzyw sztucznych, typu reklamówki czy napoje w butelkach plastikowych; jak najczęstszego nabywania lokalnych produktów spożywczych oraz organicznych, ekologicznych produktów np. kosmetycznych. Dla środowiska naturalnego bardzo korzystna jest nasza rezygnacja z jazdy samochodem osobowym, gdy nie jest to absolutnie koniecznie i nie jedziemy w kilka osób oraz rezygnacja z latania samolotami, jeżeli nie jest to konieczność zawodowa.
Bioróżnorodność możemy niezwykle łatwo i zupełnie bez wysiłku chronić, gdy przestaniemy strzyc kosiarkami przydomowe trawniki niemal do gołej ziemi – powinniśmy zostawiać co najmniej 15-20 centymetrową trawę, a do tego siać łączki kwietne z polnymi chwastami i kwiatami, które znakomicie utrzymują wilgoć w glebie i karmią wymierające owady zapylające. Przy odrobinie wysiłku bardzo mile widziana jest miniretencja wody, a więc łapanie deszczówki i podlewanie nią ogródka, aby woda opadowa nie uciekała do kanalizacji. Dla jeży i drobnej fauny łąkowej zbawienne jest, gdy zrezygnujemy z grabienia opadłych liści, a już absolutną zbrodnią na naturze – oraz łamaniem prawa – jest praktyka wypalania traw. Do tego możemy spędzić wspólnie czas, budując prosty domek dla owadów zapylających lub też dla jeży na zimę. Gdy nie dysponujemy ogródkiem, zawsze możemy siać nawet w balkonowej doniczce tzw. nanołączkę kwietną dla pszczół, trzmieli i motyli, tworząc sieć balkonowych „hot-spotów” dla miejskiej bioróżnorodności.
To rodzice oraz najbliższe otoczenie dzieci i młodzieży może zaszczepić takie pozytywne nawyki konsumenckie, jak na przykład sprawdzanie, czy kupowane jajka mają numer zero, oznaczający chów ekologiczny, a miód pochodzi z ekologicznej pasieki; jak czytanie składu danego produktu na opakowaniu, czy nie zawiera oleju palmowego, emulgatorów, barwników, konserwantów i składników odzwierzęcych; jak upewnianie się, czy dany produkt kosmetyczny jest na bazie roślinnej i posiada oznaczenie nietestowania na zwierzętach, czyli znaczki cruelty free, vegan friendly, natural / organic ingredients, symbol fair trade i tym podobne. Ważne jest, aby doceniać mikroaktywizm; aby zachować uważność, a więc pamiętać o tak drobnych dla nas gestach, jak wystawianie miseczek z wodą w upalne dni dla bezdomnych zwierząt, gołębi, jeży, a nawet wspomnianych owadów zapylających. Gdy połączymy to z pamiętaniem o posiadaniu podczas zakupów wielorazowych siatek na warzywa i owoce; używaniem materiałowych, organicznych myjek do kuchni i łazienki oraz reagowaniem na mijane, cierpiące zwierzęta, bardzo szybko zakorzenią się w nas pozytywne nawyki, które przestaną być w jakikolwiek sposób kłopotliwe i staną się codziennością. Tymi małymi krokami można rozbudzić wrażliwość i sprawić, że nasze życie stanie się faktycznie bardziej ekologiczne, zaś konsumpcja zrównoważona i odpowiedzialna.
Jestem zdecydowanym zwolennikiem takich małych zwycięstw refleksji i empatii nad bezmyślną konsumpcją i niewolą nawyków w prozaicznych sytuacjach. To właśnie te małe kroki dają nam namacalne doświadczenie sprawstwa – stajemy się podmiotami tworzący moralnie, ekologicznie i prawnie doniosłe reformy. Tak zmienia się nasze myślenie i nasze relacje ze światem przyrody – błahe gesty kumulują się w falę widocznego postępu społecznego. Rebecca Solnit nazwała to strategią „siania drobnych ziaren” i „małych zwycięstw”: nie jesteśmy w stanie trwale wyeliminować wszystkich wydarzających się krzywd ani dewastacji, ale możemy je lokalnie ograniczać. Jeżeli indywidualnie żyjemy zgodnie z wartościami biocentrycznymi, ku którym kolektywnie dążymy, to w zasadzie już odnosimy pewne wymierne zwycięstwo. Jeśli nasz jednostkowy aktywizm realizuje dobrostan, szacunek, tolerancję i szczęście innych istot, to w tym naszym małym zakątku świata zatryumfowały te wartości. Nawet, gdy ten stan jest chwilowy i bardzo lokalny. Tak działa mikroaktywizm – staje się katalizatorem chwilowych zwycięstw. Życzę wszystkim czytelnikom, czytelniczkom i sobie samemu wytrwałości w tym zwyciężaniu.